Tumgik
#pomyłka
the-road-to-dreams · 1 year
Text
Jestem wobec Ciebie szczera. Za bardzo mi zależy, chciałam abyś to ty był tym jedynym. Za bardzo Cię kocham i nie potrafiłabym Cię zranić. To od ciebie zależy, czy mi uwierzysz.
67 & 11/03/23
12 notes · View notes
depresja18 · 2 years
Text
Miałam pecha, że wpadłem na Ciebie
i pomyliłam cię z miłością mojego życia...
11 notes · View notes
cali-neczka · 2 years
Text
Wiem... pewnie się mylę.
Olej to i tyle.
To, co mam do powiedzenia,
jest już bez znaczenia.
@cali-neczka
16 notes · View notes
jagodziankamix · 2 years
Text
Byłeś błędem prawdopodobnie największym w moim życiu,
ale mogłeś mnie chociaż ostrzec, 
że popełnianie kolejnych próbując zapomnieć o tobie jeszcze bardziej mnie zniszczy.
8 notes · View notes
aurelis-wife · 2 years
Text
POMYŁKA.
Przemknął jej okiem zachwytu czar,
Sycony myśli natłokiem...
Ej dziewczę! Przytłum spojrzenia żar,
Bo łacno zdradzisz się wzrokiem!
Zadrgało serce i giętki róg
Rozkosznie zadrgał w gorsecie;
W przecudny w oknie zgieła się łuk:
Wyglądasz kogoś, me dziecię?
Wyznaj, do kogo serduszko lgnie?
Któż okuć zdołał je w pęta?
A ona na to: A h, q u e l l e i d é e!
Czekam,... jak stoi dziś r e n t a?
5 notes · View notes
motylek-12 · 7 months
Text
Samotność przytłacza zwłaszcza gdy nie masz nic do powiedzenia jesteś jak pryzmat w szarym szkle i dajesz jak przedmiot traktować się lub nie widzialna zostajesz takie jest życie i raczej nie zmieni się ....
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
0 notes
bambi2x · 1 year
Text
📅 data 17.04.2023 〔 🌎 〕; polska
🌙godzina publikacji; 08:06
ok. dostałam tą karę. zawiesiła mnie na 2 tygodnie. ALE to wskazuje ze mogę wrócić 25 we wtorek a nie 2 maja (za 3 tyg) . pomyliła się. dokładnie pamiętam. powiedziała 2 tyg i że mam wrócić 2 maja. ale to się nie klei, bo do całej sytuacji doszło 11 kwietnia. musze to wyjaśnić. tyle ze... Ona jest dostępna tylko w środy. z tego co wiem. nie ważne. w środę powinnam ją dorwać na linii . ☕︎꧂
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
꧁zdj świnki morskiej pielęgniarki dla uwagi. ☝︎ ✌︎꧂
Tumblr media
0 notes
postverechiel · 1 year
Text
Błąd stoicyzm... zgodnie z nim zachowanie niemoralne było moralne, jeżeli zostało popełnione z obojętności.
0 notes
fuckingmoonprince · 6 months
Text
Ej błagam niech ktoś mnie tak pożądnie zmotywuje, bo to ile wpierdalam to jakaś pomyłka
Mam już dość mojej binge ery
23 notes · View notes
ana-to-ksywa · 4 days
Text
Pomyłka
Przepraszam, że wczoraj nie wstawiłam posta, ale absolutnie nie miałam do tego głowy. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że byłam na rowerze na godzinę (tak, wiem, że mało, ale będzie coraz więcej) i w zasadzie tyle. Trochę przekroczyłam limit, ale wszystko co było poza to spaliłam. Dziś zrobiłam 300 pajacyków i oprócz marnej ilości kroków to nic więcej nie zrobiłam, a w limicie zmieściłam się na styk przez jedną, małą, idiotyczną pomyłkę... Myślałam, że mięso gotowane w rosole ma w chuj mnie kalorii i od 16 nic nie jadłam. Postaram się zrobić lq fasta jak najdłużej, ale jutro niestety mam na 7.10 do szkoły i od razu 2wf, więc pewnie będę głodna jak wilk... W każdym razie dziś idę spać z pustym żołądkiem❤️🦋
Limit - 950kcal
Zjedzone - 950kcal
Spalone - 179kcal
Bilans - 771kcal
Tumblr media Tumblr media
15 notes · View notes
sleepless-mana · 1 month
Text
Dobra zauważyłam, że we wczorajszym poście była pomyłka co do daty, więc poprawiłam. Dzisiejsza mnie zszokowała, zwłaszcza że wypiłam przez ważeniem trochę wody, ale oczywiście jeśli taka tendencja ma się utrzymywać to super (chudnij kxrwa szybciej)!! 😍
Tumblr media Tumblr media
11 notes · View notes
nadchodzi-spokojne · 7 days
Text
Mam 22 lata i mam raka.
Na początku tego roku podjęłam decyzję by wrócić do leczenia psychiatrycznego, zbierałam się do tego kilka lat aż w końcu nabrałam odwagi by w końcu spróbować być szczęśliwa. Leki po dwóch miesiącach w końcu pokazały efekty ich brania, poczułam ogromną ulgę. To była najlepsza decyzja jaką podjęłam w ciągu ostatnich kilku lat. Myślałam ,że już teraz będzie tylko dobrze a jednak okazuję się że w moim życiu to chyba nie realne.
Na początku marca pojawił się u mnie ogromny ból w karku, mam duże problemy z kręgosłupem od dziecka więc nie zaskoczyło mnie to jakoś bardzo jednak ból był paraliżujący, trafiłam na SOR, później lekarze i badania. Okazało się że mam zwyrodnienie kręgosłupa zwane spondylozą szyjną, lecz to nie wszystko. Na RTG kręgosłupa oraz klatki piersiowej ukazał się guz na śródpiersiu, bardzo zaniepokoiło to moją lekarke, dostałam kolejne skierowania na badania. Tego samego dnia po telefonie lekarza zauważyłam u siebie wielkiego guza na szyi, nad obojczykiem. Byłam przerażona, szybko zgłosiłam się na SOR, później kolejne badania i pobyt w szpitalach. Wstępna diagnoza podejrzenie chłoniaka, muszę pilnie wstawić się u onkologa, nie rozumiałam co sie dzieje. Nagle moje życie nabrało tak szybkiego tempa ,że sama nie nadążam. To był szok nie tylko dla mnie ale też dla moich bliskich, wszyscy bardzo się zmartwili. Nic dziwnego, mam dwuletniego synka które potrzebuje mamy, przede wszystkim zdrowej.
Mija już drugi miesiąc, to ile przeszłam badań ,wizyt u lekarzy i w szpitalach oraz ilości leków jakie przyjęłam jest dla mnie nadal nie do pojęcia. Nie przywykłam do takiego życia, mało chorowałam i leki brałam tylko w ostateczności. Dwa tygodnie temu miałam operacyjnie wycinany kawałek węzła chłonnego na szyi, jest to dla mnie trochę traumatyczne wspomnienie bo w trakcie operacji kilka razy zeszło mi znieczulenie i czułam wszystko co było mi robione ,a miałam nacinane 3 warstwy skóry... Wtedy chirurg powiedział mi ,że jestem chora, w tym węzle chłonnym widzi chorobę onkologiczną i musimy tylko czekać na wynik z biopsji aby potwierdziło się czy jest to choniak. Chyba dopiero wtedy do mnie to wszystko tak na prawdę dotarło, że już nie ma odwrotu i nadziei że to jedna wielka pomyłka. Wszystkie emocje ze mnie wyszły na sali operacyjnej, bardzo długo płakałam i wtedy tak na prawdę zrozumiałam że nie jestem na to wszystko gotowa i się cholernie boje.
Tydzień temu znów trafiłam do szpitala, tym razem z zapaleniem oskrzeli oraz ostrą infekcją górnych dróg oddechowych. Mój żołądek nie radzi juz sobie z lekami przez te wszystkie ilości jakie przyjął w ostatnim czasie i musiałam dostawać antybiotyk dożylnie. Na miejscu w szpitalu okazało się ,że moje żyły też sobie nie dawają rady z przyjmowanymi kroplówkami. Dziennie miałam wymieniany wenflon kilka razy ale znalezienie u mnie żyły która poradzi sobie z wkłuciem graniczy z cudem. Przeszłam kolejne załamanie, chcialam się poddać i wypisać na żądanie do domu.
Towarzyszy mi ogromny strach , boję sie tego co mnie jeszcze czeka. Wiem jak bardzo silna jestem i wiem że to przetrwam ale nie chcę przez to wszystko przechodzić. Nie jestem na to kurwa gotowa. W tym roku liczyłam tylko na spokój , a w zamian dostałam coś tak okropnego. Paradoksem jest fakt ,że równe 4 lata temu też w kwietniu martwiłam się podejrzeniem nowotwora piersi, na szczęście nie trafnym.
Wczoraj dostałam telefon ,że muszę pilnie w piątek zgłosić się u mojej hematolog w Narodowym Instytucie Onkologii w Gliwicach. To znaczy tylko jedno, wynik z biopsji już jest i jest gorszy niż myśleliśmy skoro lekarka ściąga mnie na już, wizytę miałam mieć dopiero 6 maja. Kolejny raz mnie sparaliżowało, strach to moje drugie imię. Nie mogłam wytrzymać i zadzwoniłam tam w celu dowiedzenia się jaki jest wynik. Dowiedziałam się tylko ,że wstępny wynik już jest ale jeszcze trwają badania nad drugim wycinkiem i nie mogą mnie poinformować jeszcze o wyniku ,mam dzwonić dziś od 8. Zadzwoniłam, wynik już jest lecz nie mogą mnie o nim poinformować ponieważ tylko lekarz może poinformować mnie o moim stanie zdrowia na wizycie kontrolnej. Nie pozostało mi nic jak nie zwariować i czekać do jutrzejszej wizyty. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Doceniam ,że mam wsparcie w rodzinie, to chyba jedyny plus mojej choroby że zbliżyliśmy się do siebie.
Chciałabym w końcu żyć ,a nie tylko walczyć o przetrwanie.
2 notes · View notes
katastrofalnie · 9 months
Text
Zaczyna mnie męczyć i nieludzko irytować ta słabość. Każde potknięcie, każda pomyłka trafia do mojej głowy jako krótkie "lepiej się zabij". Od dłuższego czasu samobójstwo to dla mnie rozwiązanie każdego problemu.
9 notes · View notes
truskafka0 · 24 days
Text
Idę układać plan na jutro którego mam się trzymać CO DO MINUTY zapiszę sobie dokładnie o której co mam zrobić i za każdą pomyłkę o chociaż minutę robię 50 pajacyków a im większa pomyłka czasowa tym większa kara
5 notes · View notes
postverechiel · 1 year
Text
Krytyka stoicyzmu.
1. Logiczna sprzeczność powiązania pojęć wolności i predystynacji.
2. Trudność związana z brakiem rozsądku konsekwencji doktryny obojętność.
3. Stoicyzm ma zastosowanie tylko w niecodziennych okolicznościach, przez co nie może być uniwersalny.
0 notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Trochę przypał, trochę niedogadanie...?
Jestem rozładowana po wczorajszym... Pojechałam z dziewczynami i moim O. na lumpy. I z jednej strony było spoko.. Ech, było tak: przyjaciółka przyjechała ze swoim mężem dając nam na wspólnym chatcie znać, że są w mieście do naszej dyspozycji w ttakie-a-takie dni, między takimi-a-takimi godzinami chętnie się z nami spotka, zaś jej typ ma zamiar weekend spędzić po swojemu, że ma swoje plany towarzyskie i mamy mu dać przestrzeń. On generalnie lubi sobie pochillować sam, bardzo docenia samotne eksploracje szczególnie kawiarni. Partner mojej drugiej kumpeli nie znosi tłumów ani w ogóle kupowania odzieży, więc nawet nie dopytywałam co on ma w planach. Po prostu upewniłam się czy to okay w takim razie by do sklepów z nami poszła moja osobista nornica O. - dziewczyny dały zielone światło.
Ustaliłyśmy, że potem pójdziemy na wspólny obiad w czwórkę, a potem mój chłopak oddali się dając nam przestrzeń do pogadania. 
Mój O. był w to planowanie tego weekendu bardzo zaangażowany: specjalnie szukał restauracji, która serwuje jedzenie dla osób na diecie keto i wegańskie (bo każda z lasek ma inne preferencje żywieniowe). No i oczywiście, aby było smaczne! Jak to on - z entuzjazmem wyszukał wszystko, podesłał mojej kumpeli menu, aby sama oceniła czy wszystko pasuje do jej wytycznych na keto i czy ma w ogóle ona na coś z tej karty ochotę - robił to tydzień wcześniej przed spotkaniem. B. mojemu chłopakowi tylko na te przesłane menu odpisała “to chyba pomyłka”, ale on do niej zadzwonił upewnić się, że to nie pomyłka tylko obiecane menu do obadania knajpy do której mamy iść wspólnie na obiad - a na naszym chatcie pisałam jej, że on prześle jej menu - założyliśmy, że po prostu przeoczyła wiadomość, dlatego zadzwonił rozwiać wątpliwości, ale odpowiedziała mu tylko “aha, okay, sprawdzę” (potem okazało się, że nie sprawdziła... a raczej rzuciła okiem i zinterpretowała po swojemu - ser paneer uznała za żółty ser na gorąco w panierce, którego nie może jeść i była tym zirytowana. Dopiero w knajpie mój już-nie-keto chłopak objaśniał jej dania, które ona, jako osoba od 5mc na keto może jeść z tej karty - fajnie, że on ma wiedze w tym zakresie, ale masę irytacji i niepewności po jej stronie, która się jednak pozostałym udzielała można było nam zaoszczędzić, gdyby obadała to menu tydzień wcześniej, gdy mój chłopak jej podesłał menu restauracji do której zabieraliśmy przyjezdnych gości i gdyby przez telefon z nim przegadała to wszystko co przegadała zirytowana i tak przy stole... Nie wiem czemu się to tak potoczyło? Może po prostu ona ma jakieś schematy przyczynowo-skutkowe inne po prostu i nie jest dla niej oczywiste obczajanie menu z wyprzedzeniem? Albo była zabiegana? W ogóle mam wrażenie, że O. na tym keto sobie o wiele lepiej radził od niej, chodzi pewnie o podejście takie ogólne do życia i do radzenia sobie z problemami. Nie ma też sensu porównywać, głupio to ujęłam. Po prostu z obserwacji widzę różnicę: on szukał możliwości: patrzył na skład dania i robił tetris i z uśmiechem ten wymieniony skład zamawiał, a moja kumpela szuka co w daniu przeszkadza by było zgodne z jej dietą, wzdycha i zaczyna zamawianie u kelnera od “no to teraz sie zacznie bycie upierdliwą, niech mi pan powie...” - no i trochę to mnie dziwi, bo w zadawaniu pytań u kelnera nie ma upierdliwości. Masz zamówić usługę i produkt, więc o niego dopytujesz i możesz zaakceptować jaką w danym miejscu mają politykę lub nie. I chyba tyle: w jednej restauracji wymienią składniki dania, a w innej nie ma takiej możliwości. Spoko. Chyba, że robisz to faktycznie z pobudek związanych z chęcią bycia upierdliwym - to kelner faktycznie może czuć się źle... Ech.)
Słowem - ja przedstawiłam swój plan na wspólne spędzanie czasu, druga z kumpel przedstawiła swój plan (i przystała na mój), a trzecia tylko zaakceptowała. 
 Założyłam, że gdyby chciała coś dodać lub zmienić to też dałaby znać na grupowym chacie kiedy kilka dni temu najpierw kreśliłam możliwości zaplanowania drogi na lumpki, obiadu, kawy i potem znowu lumpkowania w mojej szafie pośród rzeczy, które zamierzam wystawić na vinted. Wspólnie ustaliśmy, że bierzemy pod uwagę różne scenariusze w zależności od tego jak będziemy się czuć - bez ciśnienia na nic.
Już raniutko w drodze do pierwszego olbrzymiego dyskontu z odzieżą używaną “trzecia z dziewczyn”, B., zapytała “ej, a po tej kawce dołączymy wszyscy do chłopaków, żeby się z nimi przywitać, nie?”. Mnie i mojego chłopaka trochę zatkało. Moja przyjaciółka tj. “druga”, J., w tym czasie w roztargnieniu przyznała, że generalnie spoko, ale po prostu nie chce chłopakom przeszkadzać podczas wspólnego tworzenia, więc może jak zdecydujemy, że się wyczerpałyśmy w naszym wspólnym gronie wieczorem to postanówmy po prostu wtedy co zrobimy i też zadzwonimy do chłopaków zapytać czy taki rozwój wypadków byłby im po drodze. 
Dla mnie trochę szok... bo “mój mąż ma swoje plany towarzyskie” jak się okazało nie ograniczały się do spotkań ze współpracownikami z mojego miasta podzielającymi jego zainteresowania tylko do spotkania z moim przyjacielem, a zarazem partnerem B. w ich mieszkaniu - okazało się, że panowie siedzą sobie razem, zajmują się wspólnym hobby manualnym. No spoko, fajnie. Bardzo fajnie dla nich. Po prostu pierwsze słyszę o takich planach, a przecież tak luźno na chatcie kilka dni wcześniej naszkicowałyśmy plan w którym wieczorem idziemy do mnie... Hymmm... Też się czułam z tym na tyle swobodnie by spokojnie zmienić plany, ale zarazem czułam, że to bardzo nie fair wobec mojego partnera - bo on tu z nami na lumpki skacze, a potem daje nam przestrzeń na kawkę i pogaduchy tym czasem ten czas dla nas samych nagle się skurcza, bo mamy lecieć na spotkanie z moimi znajomymi o czym do tej pory nie słyszałam (w zasadzie to dostałam info, że J. się z nami spotyka, a V., jej mąż, woli spotkać się przy innej okazji bo ma inne plany towarzyskie)? I co? Wtedy kiedy spotykamy się z innymi chłopakami, że tak to ujmę “w parach”, mój O. będzie już gdzieś indziej (bo też sobie zaplanował weekend - wiedział, że będę zajęta z dziewczynami, więc zorganizował sobie wieczór) - bo też w planowaniu uczestniczył, też się zaangażował w to, aby z dziewczynami się spotkać i żeby czuły się podczas spotkania dobrze, pomagał nam logistycznie rozplanować czas, rezerwować stoliki w knajpie, a podczas wypadu na lumpy pomagał dziewczyną mierzyć ciuchy, które wybrały dla swoich facetów, a jednak zarówno on i ja nie zostaliśmy w plan lepiej/dokładniej wprowadzeni? 
Oczywiście wtedy, rano, w drodze do ciucholandu, od razu zaznaczyłam, że nie wiedziałam o takich planach, przestawiłam jakie info zostało mi przekazane i że teraz czuję się nie okay, bo jednak wychodzi na to, że pojawiają się plany, o których nie mieliśmy prawa wiedzieć, a które jednocześnie zmieniają dla mnie wstępne ustalenia na temat tego jak ten dzień miał wyglądać, a w dodatku O. ma już plany na wieczór i ZNOWU, po ponad 9 miesiącach ZNOWU jestem w sytuacji, gdy nie bierze się pod uwagę zaproszenia i wzięcia pod uwagę czasu mojego partnera. B. wzrok się rozbiegał i zdziwiona zapytała J. czy mi nie mówiła, że ich partnerzy się spotykają - na co J. z prostotą odparła, że nie, czemu by miała? Ze gdyby jej partner miał ochotę o tym mnie informować to by to powiedział (zajebiście lubię to jak ona zaznacza odrębność i indywidualność swojego partnera), że przecież umawiał się z kumplem, nie ze mną. B. zaczęła natychmiast O. zapewniać, że też jest mile widziany u niej w domu - a on tylko na luzie oparł, że nie ma się czym przejmować, że on już ma plany na wieczór, że on o siebie zadba i nie ma się czym przejmować. Mnie tez zapewnił, że nie chowa urazy - a byłam ZŁA, bo po to robimy te kuźwa ustalenia na grupce, żeby potem takie kwiatki wystakiwały... Ale stres, masę spraw na głowie - usprawiedliwienia potrafię napisać.
[Spoiler ALERT: jak tego dnia wróciłam do domu po tej kawie, spacerze i nieplanowanych odwiedzinach u przyjaciół w domu przyznał, że było mu przykro jak się dowiedział, że rzeczywiście spotkaliśmy się potem w piątkę bez niego - znowu wykluczony jak w styczniu, kiedy miałam się z dziewczynami spotkać tylko na kawie...]
No i byliśmy na lumpkach.
Mój chłopak obłowił się od stóp do głów - 2 koszule, 1 para skórzanych butów, 1 kurtka, 1 spodnie, 1 sweter i jeszcze odłożył na wieszak masę swetrów z wełny o składzie jak marzenie (z różnych powodów odłożył - a to za duże, a to mole zjadły, a to kolor jak sraka), koszuli i kurtek TUZINY (bo po co mu kolejna... ech). Nie bez przyczyny nazywam go “nornica” - znikał na chwilę w alejce i przybiegał z pełnym koszykiem świetnych ciuchów. :P 
Dziewczyny narzekały na swoich chłopaków, że oni tylko nudne koszule noszą, ze muszą zrezygnować z wyborów “bardziej odważnych” które wyszukały na wieszakach, a ja sobie milczałam i tylko oglądałam, jak te odwieszane koszule zauważał mój facet i się zachwycał, że TAKIE PIĘKNE! Że on i partner jego siostry by nosili (do wyobrażenia sobie ich dwóch w tych koszulach się uśmiecham, bo TOTALNIE by nosili xD serio) - jedną kupił. Wygląda jakby była pobrudzona farbą - taki ma print. :P Potem służył B. za manekina - on ubierał i recenzował wygodę koszul znalezionych przez B. dla jej faceta. Spoko. 
Sama znalazłam dwa swetry dla mamy: jeden z wełny 50% bardzo klasyczny i ładny, a drugi to 100% kaszmir, stan jak nowy, jasno-żółty. Śliczny i mięciusi. Kupiłam też sobie buty - takie “spoko”, bez szału. Za to J. w rezultacie kupiła coś dopiero u projektantów podczas naszego spaceru po mieście po obiedzie - nie mogła znaleźć nic co by ją interesowało w ciuchu. B. kupiła koszule dla swojego typa i jakąś bluzkę dla siebie. 
Po wszystkim wróciliśmy do centrum, do restauracji - wegańskie opcje smakowały, ale ta keto opcja była w odczuciu B. nieakceptowalna. Uznała, że ten ser jest za ostry - sera próbowała J. i O., zgodnie uznali, że to nawet blisko ostrego nie leżało. Hymm... no może jakoś kubki smakowe się odzwyczajają na keto? Nie wiem. Po prostu jej nie smakowało. Szkoda, jest pierwszą osobą, która nie jest zachwycona tą restauracją do której ją zabraliśmy. Musiał być ten pierwszy raz. 
Potem O. pożegał się i poszedł do domu, a my na spacer i na kawę. 
Podczas kawy też się podziały rzeczy trochę dziwne i też chodziło o zachowanie tej koleżanki, która od rana mi na odcisk naciskala. W skrócie: nie mogła pojąć jak będąc osobą po terapii mogę być tak silnie poruszona, jak byłam po odwiedzinach kuzynki i jednocześnie jak mogłam poczuć taki emocjonalny regres jaki poczułam. Że ona tego nie czai. A raczej nie czaiła do momentu gdy sama przezyła coś podobnego. I tu mnie troche wzięło niedowierzanie, bo... terapia pomaga ogarnąć szkodliwe zachowania, ale trzeba mieć szansę je wyrobić... z moją kuzynką nie miałam kontaktu podczas całej terapii - nie byłam świadoma, że tak mocno mi na psychice siadła. I to normalne robić regres - to NORMALNE i to też wiem z terapii, aby dac sobie szansę na przebaczenie, na zachowanie się “po staremu” itp. 
Dziewczyny też nie czaiły jak... ech. Może to opisze jutro.
Bo clue jest takie, że około 17, podczas naszych rozmów przy kawie do J. napisał jej mąż z propozycją spotkania o ile ona jest już gotowa i wygadana z nami. Tylko, że typ też nie znał planów swojego gospodarza (bo był pisząc te wiadomości w domu B. i Best Frienda) i naszej koleżanki: zaanonsował, że on już swój plastyczny projekcik skończył i chętnie spotka się z żoną na jakimś naparze na mieście, pochangoutują razem, kolację zjedzą. 
W rezultacie B. upierała się, że to my trzy do nich przyjedziemy...
Aż J. musiała zadzwonić do swojego typa, a ten przez telefon dowiedział się, że Best Friend i B. od początku mieli taki plan... I dopiero po tym telefonie BF potwierdził i wprowadził V. w ten plan...
Ech... dupowaty plan. Totalne niedogadanie.
I poszliśmy tam. Byłam kosmicznie zmęczona, bo do ciucha rano wyszliśmy o 8, a już wybijała 20, więc od 12h byłam non stop z ludźmi i w dodatku NAGLE atmosfera u nich w domu zrobiła się taka, że nożem można było kroić...
I jak oznajmiłam, że jestem bardzo zmęczona i się zawijam do domu (bo pomimo kawy atmosfera była senna) okazało się, że gospodarz pieknie tak jak tylko on pięknie mówić potrafi (jego sposób mówienia to niemal 100% jego uroku osobistego) poprosił abym poczekała chwilę bo muszą nam coś ogłosić - i obydwoje z uśmiechami od ucha do ucha oznajmili, że miesiąc temu się zaręczyli i chcieli nam to powiedzieć, jeżeli spotykamy się tu WSZYSCY (spotkał moje spojrzenie - tylko przymróżyłam oczy wkurwiona, bo to “wszyscy” to chyba znowu nie zakłada mojego partnera i kurde przykro mi... Wiem, że to pewnie nie jest po to robione by czynić mi przykrość, tylko z przyzwyczajenia, ale kurde, przykro mi okropnie... Mój kumpel zająknął się i dodał, że “Nie wszyscy, ale w tak szerokim, świetnym i ważnym gronie”).
No i co? Pogratulowałam. Fajnie. Cieszę się totalnie. Wow - to duży krok po jego stronie, 3 lata się zbierał by z B. zamieszkać, a teraz JUŻ ledwie po kilku miesiącach zaręczyli się. SUPER. To jest świetna nowina, cieszę się dla nich, ale po całym dniu mam wrażenie takiego... nieumyślnego zlekceważenia tego, by do dzielenia się szcześciem zapraszać ludzi na komfortowych warunkach.
Najwyraźniej atmosfera była wcześniej tak ciężka, bo chcieli się podzielić tą tajemnicą, tą ich bombą - a wszyscy zareagowaliśmy takim po prostu “spoko, fajnie”, bo to ich szczeście, ich święto. Chodzi mi o to, że po ich stronie było takie napięcie jakby odkorkowali szampana, a po naszej jakby para, którą znamy od lat oznajmiła, że robią kolejny krok po zamieszkaniu razem. Super. Jak są szczęśliwi to tym bardziej super. 
No i jak tyko mogłam wróciłam do domu czując się z jakiegoś powodu źle... J. i V. poszli na miasto zjeśc kolację i pospacerować razem, a ja ruszyłam do domu (swoją droga straszne to było: cała drogę tam gdzie szłam uliczkami małymi wysiadały latarnie uliczne jak w horrorze - rozmawiałam z O. przez telefon całą drogę, ale i tak te awarie bardzo plastycznie działały na wyobraźnie... i to jeszcze w zestawieniu ich z jesienią po prostu bardzo spooky rzecz) trochę jestem rozczarowana, że znowu w takich ważnych sytuacjach dla bliskich mi osób jestem SAMA. Czuję to tak, jakby woleli mnie samotną, jakby nie wspierali tego, że jestem w związku. Przykro mi było.
A potem już w domu jeszcze O. dopytał, czy potem wszyscy moi przyjaciele spotkali się w parach, a ja z nimi... podczas, gdy on mimo wszystko został sam, chociaż przecież od tygodnia starał się być obecny i bardziej niż chętny do współuczestniczenia we wspólnym spotkaniu.
Niom.
Bardzo jakoś tak... gorzko...
Czuję to tak: pomimo moich chęci zostałam postawiona w sytuacji w której zawiodłam mojego partnera (jest mi wstyd i mam poczucie winy) i jednocześnie poczułam się zawiedziona przez moich przyjaciół (mam żal).
I dziś jestem bardzo nie w sosie i od rana rozładowana na polu socjalnym. Wolę przede wszystkim wiedzieć jaki jest plan, to daje mi poczucie bezpieczeństwa. 
Okazało się, że O. zrobił coś co było mi potrzebne a o czym nie wiedziałam - zabrał mnie dziś na spacer w lesie. I do schroniska - aby się dowiedzieć co musimy zrobić przed adopcją psa... Nie mogliśmy się dziś z nikim i tak spotkać, ale wzięliśmy ulotki.
Jestem wdzięczna - chodzenie kilometrami po lesie i brak konieczności odzywania się do kogokolwiek to jest to co daje mi ulgę. Taki apap.
27 notes · View notes