Nie ma mnie, bo zamieszkałam pod paczkomatem. Bez kitu, mam sezon komunijny w pełni i tyle roboty, że ledwo ogarniam. Oczywiście fajnie bo w końcu zarabiam sensowne pieniądze, ale też aktualnie przed świętami jest taka kumulacja zamowien, że chodzę spać codziennie o 2 i jakby oprócz tego nie mam życia.
Poza tym mija nam piąty , przedostatni tydzień tydzień wożenia Mika na fizjo. Najpierw jeździłam j a, teraz to w dużym stopniu przejął D. bo to dla mnie bezcenne ponad dwie godziny spokojnej pracy po południu. Tyle żeby D. Mógł to robić musi wstawać nieludzko wcześnie ,żeby móc z pracy wrócić.
W międzyczasie udało nam się pozałatwiać wszystkie wizyty i spotkania potrzebne do ogarnięcia papierów w poradni na nowy etap edukacyjny. Tyle z glowy.
Ogólnie ryjemy nosem po ziemi, ale jeszcze trochę i ten młyn minie. Byle do świąt.
O moim poziomie zrabania niech świadczy fakt, że wychodzę dziś z przedszkola rano do auta, patrze, a tam odprysk wielki lakieru na blotniku. Ja WTF jak skąd, kiedy...wyciągałam telefon, robię zdjecie, chce wysylac do D. Po czym ogarniam, że to nie mój samochód. No więc tak.
8 notes
·
View notes
Cześć
Standardowa procedura. Wstałam, poleżałam, poczytałam trochę i pojechałam na załadunek o północy. Przegapiłam wyznaczone miejsce oczekujące na załadunek a że magazyn ma ruch tylko w jednym kierunku musiałam wyjechać i znów wjechać. Wrzód na dupie, ale miny wściekłych „kolegów” jak ojebałam ich kolejkę do zameldowania i wjechałam w ciągu 30 sekund po pokazaniu karteczki bezcenne ❤️
Oczywiście czekałam i czekałam, aż dadzą mi tą cholerną rampę prawie godzinę a że tak powiem „minutki lecą”. Są dwa sprawdzone sposoby, aby wywołać czynności magazynowe. Pójść spać albo zacząć szykować jedzenie. Wybrałam tą drugą opcje
Zdążyłam zalać Vifona jak przyszedł Marshall, więc cofałam bardzo powoli by nie powylewać xDD No, ale uderzyłam pod rampę za pierwszym razem bez poprawki. Zjadłam, poczytałam i wyjechałam.
Droga była spokojna - w końcu noc. Na granicy Niemiecko Belgijskiej byłam o 5 zaś o 5:30 stanęłam na wymaganą 45 minutową przerwę. Zdążyłam przysnąć i jak rozległ się grzmot to podskoczyłam na równe nogi. Dawno nie słyszałam tak głośnej burzy! Dwadzieścia minut - tyle mi się przysnęło. Jak usiadłam za kierowcą telepało mną nieźle.
I jadę tak sobie do tego Amazona w Lille. Ruch spory bo a to dzieci do szkoły, a to dorośli do pracy a zaś emeryci… cóż… Francuscy emeryci nie różnią się niczym od naszych. Też zawsze im się spieszy.
Zajeżdżam na rozładunek i widzę SMS od spedytora „hej, następną robotę masz na apce”. W tamtym momencie miałam to gdzieś bo walczyłam o przetrwanie na bramie. Pani na cieć budzie była bardzo miła i szybko wjechałam na teren. A tam Bombaj. Zero organizacji ruchu, zero safety first typowego dla Amazona. Ale… yebać to nie moja sprawa. Jak kogoś im w końcu na yardzie rozmaśli to się ogarną. Na szczęście był prysznic oraz kawa od Dallmayr (lepsza jest tylko Lavazza - reszta na amazonie jest strasznie kwaśna i za mocno spalona).
Po prysznicu z gorącą czekoladą w ręku mogłam na spokojnie zerknąć co się kroi. Załadunek w tym samym miejscu gdzie jestem teraz o 1 nad ranem. Nooo spoko może być. Patrze rozładunek we Francji rano, nie kojarzę oznaczenia bo Amazony rosną jak grzyby po deszczu i cieplej nocy. Patrze na Google i o nieeeee
Paryżew… Na litość boską 💀 niby się człowiek spodziewał, ale jednak się łudził. Do Marsylii czy Tuluzy by człowieka wysłali a nie do tego syfu.
Ha! Tfu!
Jak już ponarzekałam jak mam źle to Wam pokaże jak ktoś dystrybutor u Gebelsa rozwalił xD
Zajechałam na chwile zrobić sobie kawę bo oczy mi leciały a w nich jak się chce stanąć u Niemca na parkingu to najlepiej pod dystrybutor się wepchnąć bo do nich zawsze prowadzi „korytarz życia” poprzez zawalony parking.
Chciałabym poznać historie tego dystrybutora. Chociaż cytując Tadeusza Sznuka „Nie wiem, choć się domyślam” xD
Łaskawie mnie rozładowali. Stanęłam 10 km od nich na poboczu strefy przemysłowej. Leki wzięte zatem idę spać
17 notes
·
View notes
³¹.⁰³/⁰¹.⁰⁴.²³.
Szaleństwo? Czy coś co zdecydowanie było super, dla samego siebie, spowodowało uśmiech i radość w głębi duszy zrobiło się ciepło.
Tak ja wiem że więcej osób raczej nie docenia małych i drobnych gestów/czynów, czy rzeczy zrobione dla siebie, kogoś, jakkiekolwiek które spełniają nas i dają nam poczucie takiej radości na sercu.
Ale co mnie w sumie inni, jak dawałem dłoń i bezinteresowną pomoc, to jakoś bardzo kpiące było i olewcze podejście. Trudno, w każdym bądź razie aktualnie jak najwięcej jest progresu rzeczy niosące duże profity. Bardzo mnie to wszystko cieszy, wszystkie postanowienia które dawałem innym i doradzałem jak je wprowadzić w życie, ponieważ mi było trudno z wiarą i chęcią podjęcia pewnego ryzyka, i dążenia do jak największego rozrostu ich a także tworzenie życia tak aby było jak najpiękniejsze.
I jak kiedyś wspominałam w poście w którym startowałem z tym, pomimo wszystko nie zamierzam tego zaprzepaścić, było kilka zwątpień chęć poddania się, zwątpienie, wpływ miała strata pracy, swoją drogą do dupy i pewnej osoby. Ale jest stabilnie, praca szybko znalazła się praktycznie sama zadzwoniła, a pisałem o nią prawie pół roku temu.
Ale może być to mało fajne czy przyjemne zajęcie, lecz mi pasuje, majster jest zajebistym starszym chlopem, mega w porządku, słowny, do rany przyłóż, empatyczny a także nie brakuje mu ludzkiego szacunku.
Dziękuję za kontakt i chęć podjęcia współpracy, nie żałuję choć trochę trzeba mieć pary w sobie, lecz praca sama w sobie jest lajtowa, montaż drzwi, zarobek mi pasuje na tą chwilę, faktem mam bezcenną premię, naukę fachu od człowieka który ma wszystko perfekcyjnie opanowane, a wiedza którą posiada, zagina niejednego który tym się zajmuje. Bezcenne!
Do tego, mega super współpraca, klimat i przyjemna atmosfera, a tego w pracy w tych czasach ciężko uświadczyć. Chęć także z jego strony pomocy w zakresie swojej firmy zajmującą się montażem drzwi gdy będę już miał temat opanowany że z zamkniętymi oczami będę wykonywał czynności, to to będzie moment w którym mogę podjąć temat, a idzie bardzo dobrze, w przeciągu dwóch tygodni dostałem podwyżkę a także doceniona została moja osoba niejednokrotnie, za to jak pracuję, i łapie o co chodzi, a także zauważono dużo chęci do pracy i logiczne myślenie oraz łapanie tematu bez jakichkolwiek pierwszych słów w danym temacie ze strony majsra, a tak jakby wyjęcie słów z ust szybciej jego i wypowiedzenie. A także że nie trzeba mówić co trzeba robić, a taktem jest że dzisiejsi pracownicy to większości zwykłe lesery i zerowe myślenie w pracy o pracy, a o pierdołach, i brak jakiegoś logicznego myślenia, domyślania się, jakiejś błyskotliwość, kreatywności, chęci chłonięcia wiedzy i rozwoju osobistegoi i ogólnie ciągłe powiększanie swojej wiedzy.
Piątek na sobotę pojechałem do kina, Sam niestety pomimo że wszystko stawiałem od biletu po picie, ewentualnie popcornu czy czegoś innego. Faktem jest decyzja, pełen spontan,. Pierw był Punk Rockowy koncert , ale brak chętnych a z pewnych względów organizacyjnych, było już dawno po dobrej połowie, drugi plan celebrowania weekendu i super sprawnym montażem piątkowym, to dobry melanż w apartamencie gdzie też wszystko opłacam chyba że zainteresowany chciałby, to mógłby oczywiście się z własnej woli dorzucić czy coś dokupić od siebie.
No lecz niey, brak chętnych, a jeden burak wybrzydzał i gardził, stawiał warunki i chciał by zrobić tak, ażeby było po jego myśli i jego wygodzie. O, nie! Nie tak to wyglądać będzie, oj, nie. Dupek delikatnie nazwę, już 3/2 minuty do transportu do celu, czyli kina ; Cinema City - Katowice , mieszczące się w #Punkt44.
Byłem na seansie, "Kokainowy Miś", jak dla mnie śmieszy, z dreszczykiem, lekką rzeźnią, flaki dużo krwi czy pewne rozczłonkowania. Ale, no jest klimat, bynajmniej dla mnie 10/10, kupiłem sobie Pepsi do tego bo suszyło delikatnie, bo wiadomo leki trzeba zażywać i dbać a także szanować własne zdrowie bo drugiego nie będzie tak silnego by walczyć. No tylko że kurczę chyba lekki błąd to że zabrałem Andrzeja ze mną na podróż i wiadome są tego minusy które jeszcze trwają i są nie fajne już. No, ale nie poddajemy się i walczymy do końca, zawsze! Tak są także i plusy, mianowicie takie że film pomimo moich obaw że jest to seans z napisami, a moje ogladanie i czytanie często jest słabe, choć na kinowym ekranie gdzieś jest łatwiej, a też nie ukrywam że skupienie i wciągnięcie w cały ten film, tak że aż nie poczułem jak szybko się skończyło wszystko, a samopoczucie i wszystko podniosło się o mega wiele tak jak i to że wpadły plusy w temacie zrobić coś dla siebie, tak by być uradowanym. A zapomniałem że do tego jako że, do naje*#_ia było tak daleko jak materializacja jest aktywna, a jest dla choć na wykończeniu tak na prawdę i będzie można odpocząć, wracając do meritum, do tego przed seanse wpadłem do sklepu i zakupiłem po sporych problemach i zdecydowaniem czy biorę whisky, burbon czy gin, czy coś innego. W końcu za małą doradą mojego lekarza wybrałem, GIN mianowicie; CASTELGY-London Dry Gin. Dobre aczkolwiek, nie będzie moim jakimś faworytem, natomiast z pewnością nie przejdę też obojętnie obok tego. Po seansie i sporzyciu około 200 ml trunku, wyszedłem z kina szukając powrotu do domu, którego prędko nie było po prostu, a jakoś czas trzeba było zaadoptować. Więc zacząłem szukać miejsca do degustacji dalejszej trunku i znalezienia jakiegoś miejsca w którym spędzę czas który to odliczany był do transportu którym dostałbym się do domu.
Seans się skończył około 23³⁰, a transport najprędzej był po 4 nad ranem, więc postanowiłem popytać, coś może ktoś doradzi poleci, żeby miło i fajnie również spędzić samotnym czas i mieć kolejne plusy z robienia czegoś dla siebie. Więc od miejsca do miejsca, po wydeptanych kilometrach, mega śmiesznej sytuacji z klubem z pooldance, który jako wielka promocja, miał wyjazd za free i można było wejść zobaczyć i zweryfikować za i przeciw, a także uzyskać również wszelkie odpowiedzi. Swoją drogą bardzo ładne panie tam były a miejsce samo w sobie bardzo gustowne schludne bez zarzutów. Koniec, końców spotkałem dwóch typków, z którym skosztwaliśmy owy Gin, i chwili rozmowy, wymiany swoich spostrzeżeń na temat klubów, gdzie do 2⁰⁹ dnia ¹.⁰⁴.²³. bieżąco roku nie byłem Ani razu w żadnym klubie, i właśnie po dyskusji i wymiany argumentów za i przeciw, zadecydowaliśmy że idziemy do Energy 2000.
Wszystko ładnie pięknie, wypiłem w sumie tam dwa piwa a pomiędzy nimi, whyski z colą lecz nie coca-cola tylko Pepsi, tyle chociaż że, ze szklanej butelki, z lodem i plasterkien limonki. Niestety, podjąłem decyzję próby jakiejś zabawy, "tańców" pierwsza była zerowa, druga z koleji już odpalała się lecz ciężko było wyłączyć myśli że ktoś może mieć mnie na języku, zaś trzecia była już efektywna, pomimo że średnio w moim guście jest klasyczne klubowe brzmienia, gdyż wolę m.in. psytrance. No ale coś było świrowane, lecz traciłem ochotę tam bycia, jednak samemu jest czasem nie wygodnie. No a tamci co ze mną wpadli, to zaraz po przejściu przez bramki,. Całkiem poszli w swoim kierunku. No ale mała pomoc Andrzeja i parkiet był pod moimi nogami, niestety po podwójnej rezygnacji, stwierdziłem że klub średni, labirynt tak naprawdę, stali bywalce z pewnością z tym problemu nie mają, bardzo nie mój typ ludzi, chociaż trafiłem kilka ciekawych, a z pewnością miłych ludzi, uprzejmych. Pozdrawiam serdecznie. No ale, po prostu stamtąd wyszedłem, ponieważ moja ocena to 3/10 ponieważ, atmosfera średnia, ludzie, ładni, lecz duża ilość młodych wśród których nie bardzo odnajdę kompanów.
To w sumie tyle, najważniejsze że choć poszły wszystkie pieniążki które wziąłem ze sobą na kino, poszły na tak słaby dill jakim był wypad do klubu, chociaż, teraz mam klub odchaczony bynajmniej.
Później po krótkich wędrówkach, i dotarciu na przystanek autobusowy, i oczekiwanią na bus, a także po aplikacji leków, podjęta została droga do domu, z małą wpadką, na 7 byłem w domu, poczym wykonałem czynności które są obowiązkowe w domu, wyszedłem spotkać się z tym który zawinął się pod pseudopretekstem, jakim była kupa którą doniósł do domu ale praktycznie tyle samo minut podróży by mu wyszło by wysiąść i zdążyć do WC już w Katowicach. Więc mu grzecznie powiedziałem że mnie wkurwił także jakikolwiek szacunek u mnie stracił, oraz że jak mu nie wstyd prosić o cokolwiek bym poratował, gdzie dzień wcześniej miał propozycje na korzystanie z wszystkiego do wyczerpania zapasów.
Ale za to spotkanie było u dobrego ziomeczka i gitara czas spędziliśmy,a później z drugim dobrym ziomeczkiem spędziliśmy lekko pond dwie godzinki na dobrej także rozmowie. Pozdrawiam Was serdecznie.
O nic, to na tyle, tak podsumowując, cieszę się że pracuję tu gdzie pracuję, daje też mi to dużo motywacji do dalszych działań i nowych próbach zrealizowania nowych ewentualnie podjętych postanowień. Aktualnie jest wszystko na dobrej drodze ażeby było już to stabilne i nie znienne wbrew ingerencji człowieka.
Wiara, chęci i działanie, to podstawa do budowania sukcesów życia własnego, którego jesteśmy władcami i tylko od nas w największym stopniu zależy jakie to życie nasze będzie.
Nie poddawaj się, WALCZ! Do końca, w pocie, krwi, i łzach. Zawsze zaciśnięte zęby i pośladki spięte.
Całokształt całej wyprawy, sytuacji, rzeczy i decyzji i czynów podjętych podczas całego tego wypadu, oceniam na mocne 9.5/10 , ponieważ jednak samotny wypad, szczególnie spędzany czas po seansie, słabe zainteresowanie ze strony innych ludzi podjęcia decyzji, ażeby chociaż jakoś zakomunikować że chętnie nawiąże próbę komunikacji. A także, zmarnowany pieniądz w barze, oraz podjęcie dosyć sporadyczną decyzję, nie do końca przemyślaną czy będzie odpowiadać to jaki temat będzie przewodni na salach. Gdyż na Qlimax czy innych hardbassach prędzej bym się odnalazł.
Th End.
~ M.V.D.I.A.C.®
9 notes
·
View notes
Nowy tydzień
Żeby Was...
Ponieważ żal Wam dupę ścisnął, że bezdzietny lambadziar przepierdolił prawie kafla na płaszcz, którego przecież mógł oddać na bąbelki... Zaraz, zaraz... O Wy! Za karę opowiem Wam o czymś innym.
Posłuchajcie:
Dzień zacząłem z Manekinem. O 7 miała przyjść V2. Wtedy to V2 miała stanąć na mięsku, a Manekin za mnie na kasie, bym zamówienie mógł poczynić.
Tak też się stało.
W międzyczasie wyszedł taki kwiatek, że coś się zjebało w systemie i amerykanka wchodziła po jedyne 20zł XD Wróżba? ^^ Możliwe. Tak czy inaczej trzeba było uważać.
- Do SWS chciałem zadzwonić w tej sprawie o 8.
7:50 wpada księgowa. - Panie Bogdanie! Jest ktoś na sklepie? - rozgląda się. - Co się odjebało na innych sklepach! Kajzerki wchodzą po 20zł sztuka, kawa ta co jest po 19zł, po 6,49zł! Dziewczyny od rana dzwonią do SWS, ale nie odbiera. U was jest dobrze? - No nie było, ale poradziłem sobie. Księgowa za to zabrała nam jeden komputer i zaczęła to prostować.
Potem niestety ukry zaczęły mi się rozbiegać, albo siedzieć razem i coś pierdolić. V2 do tego odpaliła się taka szydera, że aż mnie morda zaczęła boleć od śmiania. Żeby fajniej jeszcze było, ledwo na styk dopiąłem to zamówienie.
Manekin to prawdziwy manekin. Inteligencja łba z plastiku.
Czekałem całą zmianę na Weronikę, ale się nie pokazała :/
Przyszedł Jan T. Myślał, że jak jest trzeźwy i przyszedł po herbat to go obsłużę. Obsłużyłem go pokazując mu drzwi. Miny klientów bezcenne. Komentarz V2, że tak kończą ci co mi podpadną wywołał panikę w oczach XD "To pan tak może?!" No patrzcie, kurwa, mogę :P
Powinienem iść w regenerację, ale pogoda jest ładna, więc umyłem okno w pokoju, bo w tygodniu nie będzie czasu, a za tydzień wlatuje świąteczna iluminacja.
I chuj, kupiłem jeszcze jeden płaszcz! O! Tak się zgina dziób pingwina!
16 notes
·
View notes