Tumgik
#ostatnia obiecuję
sheena1234 · 10 months
Text
Tumblr media
13 notes · View notes
Text
Co jakiś czas zdarzało jej się wracać do najgorszych czasów swojego życia, czasów gdy nie miała nikogo a całą rzeczywistość spowijał mrok. Nie chciała współczucia, chciała zostać zauwazona, i chociaz nie umiała się do tego przyznać chciala pomocy. Chciała pomocy od własnych rodziców, ale jedyne co słyszała to kpiny i wyrzuty. Gdy już myślała, że sięga ich pomocnej dłoni trafiała na jeszcze gorsze dno. Była nimi zawiedziona i być może do dzisiaj ją to boli, i być może do dzisiaj nie potrafi im aż tak zaufać, bo w głowie wciaż słyszy słowa gdy wychodzac od psychologa ojciec powiedział jej "gdybyś była normalna nie musielibysmy za to płacić" Nigdy więcej nie prosiła o pomoc, nigdy więcej nie pokazała, że jej potrzebuję bo to pokazało jej, ze musi byc twarda jak stal, wstydziła sie uczuć i do dzisiaj nie zawsze potrafi je okazać.
Lecz nie to ja zniszczyło
Pierwszą rzeczą jaką ją zniszczyła była 9 letnia ona, wbijająca jej do głowy, że jest nic nie warta bo wokół wszystko jest kłamstwem a ona sama nie wie kim jest, nie wie co powinna czuc a czego nie. Nie wiedziała czemu w ciągu jednego dnia zasiało się w niej tyle mroku. Mrok rósł i rósł, a po niej samej zostawało coraz mniej. W głowie wybrzmiewały słowa, że może kiedys będzie cos warta, ale napewno nie dzisiaj, bo jest niechcianym dzieckiem, kimś kto został porzucony i oddany ludziom, którzy nie chcieli jej pomóc.
Drugą rzeczą, a właściwie osobą był jej ojciec. Codziennie wpajający jej swoim zachowaniem, ze miała racje, jest nic nie warta, nieznaczaca i wszystkim by było lepiej gdyby pewnego dnia sie nie obudziła, wiele razy myślała aby dać im spokój, odejść i już nie wrócić. Wiele razy myslała, że może odetchneli by gdyby zobaczyli, że jest martwa, i pamięta noc gdy była juz starsza i nigdy wczesniej to cierpienie nie wydało jej sie tak silne jak tamtej nocy, zeszła na dół do ojca i rozpłakała się jak nigdy pytając "czemu mnie nie kochasz?" nie zdawał sobie sprawy co czuła gdy codziennie wbijał jej sztylety i wspomagał rany nożami, gdy każde słowo i gest wbijały jej do głowy, ze te wszystkie mysli jakie ma w głowie sa cholerną prawdą. I wiele było rozmów gdy w akcie rozpaczy szła do niego, i choc obiecywała sobie, ze więcej razy pierwsza reki nie podniesie szła i toczyła ta bitwe jeszcze raz. Ostatnia rozmowa odbyła sie rok temu kiedy już wszystkie rozmowy były nieudanymi a uczucia były niezrozumiane, nie miała już więcej sił, nie chciała więcej sie meczyć. Powiedziała wszystko, wypomniała wszystkie sytuacje a ojciec był w szoku, pierwszy raz widziała łzy w jego oczach i wyraz twarzy którego nie zapomni nigdy, powiedziała mu : "Nie mam już sił, walcze i walcze o nas bo cie kocham, ale nie mam już czym, nie mam nadziei ani armii która by mi pomogła otworzyć sie na ciebie, to już ostatnia szansa, jesli kiedykolwiek zranisz mnie raz jeszcze obiecuję, ze więcej mnie nie zobaczysz, nie usłyszysz, nie będe chciała cie znać" I tak jest do dziś, dała mu ostatnie słowo i chociaz na razie jest dobrze kto wie co sie wydarzy.
Trzecią osobą był 17 letni wtedy chłopak, jej wsparcie, jej całe życie, oddała mu swoje ciało, duszę, umysł i przelała dla niego wszystkie najlepsze uczucia jakie miała. Otworzyła sie na kogos pierwszy raz od stu lat...jej pierwsza miłość. I wszystko byłoby dobrze gdyby po czasie nie zaczał jej niszczyć, powoli choć efektywnie. Wyginając ręce i łamiąc serce zabierał jej każdą jej cześć której do dzisiaj nie potrafi odzyskać. Zostawił mówiąc jedynie, że "czegoś widocznie zabrakło" Ale czego skoro dała mu wszystko? Wszystkie jej cześci umarły bezpowrotnie i lata zajęło jej budowanie siebie na nowo bo czuła sie jakby powstawała z prochu. Wprowadził ją w depresje tak ogromna, ze pamieta tylko o tym jej serce i blizny które sobie pozostawiła. Nigdy nikomu nie powiedziała jak ogromny miało to na nią wpływ i chyba nigdy już nie powie. Szydziła z ludzi i ze świata, napawała się swoim cierpieniem i stała się istnym koszmarem. Nienawidziła wszystkiego, wyżywała sie na swoich rękach i choć jednoczesnie bolało, przez jakiś czas zapomniała co to ból i czuła jedynie złość. Nigdy więcej nie dopuściła do swojego serce kogoś tak blisko tworząc bariere ochronną z wszystkich czarnych wspomnień jakie miała na temat ludzi.
Po wszystkim zamkneła czarna część siebie, nigdy więcej jej nie otworzyła, bo wie, że wtedy już by jej nie było. Chłopak złamał ją tak mocno, że kilka lat temu gdy wydawało jej sie ze go zauwazyła ludzie wokół w galerii chcieli wzywac pogotowie bo zasłabła nie mogąc złapać oddechu. Czuła jakby w głowie szalały jej demony, rozmawiała z diabłem. To jest jej demon przeszłości najczarniejszy jaki może dla niej istnieć i wie, ze jesli kiedys ja znajdzie pokona ją od razu.
Wrył jej sie w głowe tak mocno, że po dziś dzień pamieta jego zapach, kształt zębów i usmiech który kiedys był najpiekniejszym a dzisiaj na jego widok nieruchomieje.
Więc prosze, nie pozwól mi więcej go spotkać
10 notes · View notes
nogenderbee · 2 years
Text
Colorful Stage Harem: "It's okay" / "To w porządku"
Before we start, sorry that this one is so short 😭 I promise I'll try to make next one longer / Zanim zacznę, przepraszam że to jest takie krótkie 😭 Obiecuję że następne postaram się zrobić dłuższe
🇬🇧English version🇬🇧
You could see that Nene wouldn't be comfortable with you coming over so you just wanted to at least not worry anyone
"Ah don't worry, I know I'm new met person and to be honest I'd probably didn't want a stranger coming alone as well!"
You tried your best to loosen up the atmospher, and the girl seemed more relax so maybe it worked?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Nene Kusanagi
Opinion: 13/40 -> 21/40 (+3 for "Master of Wonderhoy poses" skill) - friendly
Love language: ?
Type: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Rui Kamishiro
Opinion: 13/40 -> 17/40 (+1 for "Master of Wonderhoy poses" skill) - friendly
Love language: ?
Type: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Before anyone else could speak the bell ringed. To be honest your last lesson passed surprisingly quick so now you had free time which meant that you can go home, but maybe you should go somewhere else?
🌳What will you do?🌳
Go home
Stand in front of school for little bit longer
Go to music shop
Go to mall
Go to penguin cafe
Go to museum
🔒choice locked🔒
Votes closed!!
🇵🇱Polish version🇵🇱
Mogłxś zauważyć że Nene nie czułaby się komfortowo z twoim przyjściem więc nie chciałxś przynajmniej nikogo martwić
"Ah, nie martw się, wiem że jestem dopiero nowo poznaną osobą i szczerze pewnie też bym nie chciałx aby nieznajomy mnie odwiedzał"
Starałxś się rozluźnić atmosferę, a dziewczyna wydawała się bardziej zrelaksowana więc może to zadziałało?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Nene Kusanagi
Opinia: 13/40 -> 21/40 (+3 za umiejętność "Mistrz póz Wonderhoy") - przyjazna
Język miłości: ?
Typ: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Rui Kamishiro
Opinia: 13/40 -> 17/40 (+3 za umiejętność "Mistrz póz Wonderhoy") - przyjazny
Język miłości: ?
Typ: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Zanim ktoś inny mógł coś powiedzieć zadzwonił dzwonek. I będąc szczerym twoja ostatnia lekcja przeminęła dość szybko więc teraz miałxś czas wolny co oznaczało że możesz iść do domu, ale może powinnxś iść gdzieś indziej?
🌳Co zrobisz?🌳
Idź do domu
Stój przed szkołą jeszcze trochę dłużej
Idź do sklepu muzycznego
Idź do galerii handlowej
Idź do pingwiniej kawiarni
Idź do muzeum
🔒choice locked🔒
Głosowanie zamknięte!!
18 notes · View notes
chcebyxmotylkiem · 3 days
Text
Jestem na siebie tak bardzo zła, bo w ogóle nie trzymałam się diety i jadałam na co miałam ochotę. Wyglądam okropnie, moja sylwetka z dnia na dzień wygląda coraz gorzej. Jestem po prostu TŁUSTĄ ŚWINIĄ!! Muszę się ogarnąć i wziąść się za siebie bo jak tak dalej będzie to ja się za niedługo w drzwiach nie zmieszcze. Jutra zaczyna się maj i jest to moja ostatnia szansa by w końcu schudnąć. Obiecuję, ze was nie zawiodę i trzymajcie za mnie kciuki!!
Miłego dnia/nocy motylki🦋
1 note · View note
feeelek · 1 year
Text
Witajcie 🦋
Przyszłom się pochwalić, że za karę za wczoraj nic dzisiaj nie zjadłom. Wypiłom tylko 800 ml zielonej herbaty. Poćwiczyłom trochę na siłowni, jak co tydzień. Dzisiejszy dzień był całkiem udany. Tzn, nie było tragedii, mimo że znowu poryczałom się w autobusie jak ostatnia pizda. Mimo że nie powstrzymałom łez, to przynajmniej powstrzymałom chęć pożarcia całej lodówki. Czuję się lekkie, chociaż wiem, że jeśli coś zjem to uczucie natychmiast zniknie. Przez weekend mnie nie będzie, bo jadę na wolontariat dla osób niepełnosprawnych i mogę nie mieć internetu. Jednak obiecuję, że nie zjem zbyt wiele. Będę o was myśleć. O was i o Anie. Myślę nad tym, żeby założyć kalendarz adwentowy z limitem kalorii na każdy dzień. Przyznam też, że trochę boję się świąt. Postaram się nie jeść z całych sił i już nie zajebie tak jak na ostatnich świętach Wielkanocnych. Trzymajcie się chudo, kochane motylki 🦋
0 notes
tanie-slowa · 3 years
Text
Obietnice
Oto nie pierwsza i nie ostatnia rzecz (choć może najważniejsza z nich wszystkich), którą sobie obiecuję: przestać być bierną na krzywdę innych.
Hey, może jednak Jenny ma jakieś uczucia. Może ma też sumienie.
6 notes · View notes
madison-ellow · 3 years
Text
The Wind of the Wings
„ℕ𝕚𝕖 𝕔𝕙𝕔𝕖̨ 𝕓𝕪𝕔́ 𝕡𝕚𝕖𝕣𝕨𝕤𝕫𝕪𝕞, 𝕜𝕥𝕠́𝕣𝕪 𝕡𝕠𝕨𝕚𝕖 𝕔𝕚 𝕡𝕣𝕒𝕨𝕕𝕖̨ 𝕠 𝕥𝕪𝕞, 𝕫̇𝕖 𝕤́𝕨𝕚𝕒𝕥 𝕛𝕖𝕤𝕥 𝕫𝕖𝕡𝕤𝕦𝕥𝕪"
„𝕊ł𝕠𝕨𝕒 𝕠𝕔𝕚𝕖𝕜𝕒𝕛𝕒̨ 𝕞𝕚𝕠𝕕𝕖𝕞, 𝕜𝕠𝕔𝕙𝕒𝕟𝕚𝕖 𝕛𝕒𝕜 𝕡𝕣𝕫𝕪𝕛𝕖𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕥𝕠 𝕤ł𝕪𝕤𝕫𝕖𝕔́"
Tumblr media
Młoda kobieta siedziała na skalpie, obserwując uważnie wszystko dookoła. Siedziała tak, obserwując wszystko znudzonym wzrokiem. Dlaczego znudzonym? Siedzenie samej było nudne i ona o tym bardzo dobrze wiedziała. Za dobrze.
Sama osobiście uważa, że odmianą byłoby, gdyby mogła zobaczyć chociażby jedną taką walkę. Ojciec za każdym razem jej opowiadał, jak wszystko przebiegało, dzięki czemu wyobrażała sobie wszystko w miarę normalnie. 
Westchnęła zmęczona rozmyśleniami i oparła się przedramionami do tyłu, obserwując wschodzący księżyc. Mimowolnie - uśmiechnęła się lekko, przymykając oczy i odchylając głowę do tyłu.
- Jakim cudem zawsze chce ci się tu siedzieć, co? - spytał starszy mężczyzna, na co kobieta tylko wzruszyła ramionami. Wstała energicznie i spojrzała na starca z lekkim znudzeniem. 
- Wszystko tak wolno mija, Zeusie - westchnęła, patrząc na księżyc. - Tak wolno i nudno, a jednak mija. Samotnie, jak ten księżyc. - mruknęła, widząc migające gwiazdy. 
- Dlaczego nie wrócisz na Olimp? - spytał, nie zwracając uwagi na jej zdanie. Zastanawiało go to, a bardziej zastanawiało go, dlaczego jego syn, Hermes chodzi przygnębiony, odkąd zobaczył tą kobietę. 
- Sama nie wiem - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Chyba matka nie będzie zadowolona, że jej córka kocha bękarta jej męża. - zaśmiała się gorzko, czując łzy w oczach. Odwróciła się w jego kierunku, ze smutkiem w oczach, prawdziwym bólem. 
- Sama jestem bękartem, Zeusie. Owocem zdrady. - spuściła głowę. - Najlepiej będzie jak Hermes o mnie zapomni, będzie lepiej. - wymamrotała, czując spływające łzy z jej cyjanowych oczu. poczuła ciepłą dłoń na chłodnym ramieniu, przez co spojrzała do góry. 
- Jeśli naprawdę go kochasz, a on ciebie - zaczął Zeus w swej prawdziwej postaci. - Nie mam nic przeciwko waszej miłości, Argiro. - uśmiechnął się do niej ciepło. - Hermes cierpi bez ciebie i twojej miłości. - skończył, odsuwając się od niej i zniknął, wraz z piorunem, który w niego strzelił. 
Kobieta zaczęła głośno oddychać. Czy Zeus, mąż jej matki, właśnie jej wyznał, że jego syn kocha ją? Przetarła zdenerwowana twarz, czując jak uśmiech sam wkrada się na jej blade usta. Potrząsnęła głową na boki i zrobiła krok za klif, spadając z niego. 
Jej oczy zaświeciły się jaśniej, a sama kobieta rozłożyła ręce i nogi szeroko, spadając głową w dół. Przymknęła oczy, nagle je otwierając przed zetknięciem z wodą. Wzbiła się do góry, prostując swe brązowe skrzydła na tle księżyca. Wzbiła się jeszcze wyżej, znikając w chmurach. 
Po chwili wylądowała gołymi stopami na zimnych kafelkach Olimpu, przemieniając się z powrotem w swą ludzką formę. Jej błękitna suknia zaczęła przechodzić w fiolet. Wiatr wiał, rozwiewając jej brązowe włosy do tyłu, dodając jej tym uroku, większego niż Afrodycie. 
- Miło cię widzieć z powrotem, Argiro. - uśmiechnął się w jej stronę Apollo. Oddała niechętnie gest, szybko zamykając w stronę komnaty. 
Zapukała lekko w drzwi i gdy drzwi zostały otworzone przez mieszkańca pokoju, weszła, upewniając się, że nikt jej nie widzi. 
- Argiro. - słyszała, przez co się odwróciła w stronę bruneta. - Co się stało? - spytał, patrząc na nią zaciekawiony. Ożywił się i dobrze o tym wiedział. Wiedział też, że nie wytrzyma długo ze swoją tajemnicą. 
- Ja… - wymamrotała, czując łzy w oczach. Sama nie wiedziała dlaczego, ale zaczęła cicho łkać. 
- Już, spokojnie. - pocieszył ją, przytulając do siebie. - Mi możesz wszystko powiedzieć, obiecuję zachować to w tajemnicy. - uśmiechnął się do niej, gdy spojrzała na niego. 
- Aż do śmierci? - spytała, przez co się zaśmiał, kiwając głową na potwierdzenie jej słów. Westchnęła, odsuwając się od niego i oparła się o chłodną ścianę. 
- Czy… - wzięła głęboki oddech. - Czy jest osoba, którą kochasz? - wypowiadając te słowa, o mało nie popłakała się. 
Mężczyzna otworzył szerzej oczy, obserwując każdy jej najmniejszy ruch. Drżała ze strachu, drżała przez miłość. Usta lekko uchylone niemiłosiernie go kusiły. Oczy analizowały każdy jego ruch, mimo prób odwrócenia go. 
- Wiesz - zaczął, drapiąc się po karku ze zdenerwowania. Spojrzała na niego z nadzieją wartą głupców. - Nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie. - dodał, a ostatnia nadzieja w niej umarła. Oczy pociemniały, a wszystkie dotychczasowe emocje opadły, powodując iż kobieta spuściła głowę, próbując wszystko składać ze sobą. 
Zeus ją oszukał. Tylko to dzwonił jej w głowie. 
- Ale mogę pokazać - powiedział. Dziewczyna podniosła głowę do góry i nim zdążyła cokolwiek zrobić, jakkolwiek zareagować, mężczyzna wbił się w jej blade usta, przylegając całym swoim ciałem do jej lekko mniejszego. 
Od razu oddała pieszczotę, łapiąc go za barki i przyciągnęła jeszcze mocniej do siebie, czując jak zjeżdża dłońmi na jej talię i niżej, zatrzymując się na jej udach. Podniósł ją za nie, odrywając ją od zimnej ściany i przeszedł na swoje posłanie, siadając na nim. 
Kobieta usiadła na jego kolanach, ściągając zręcznie jego hełm i kładąc go obok.
Madam Lazy
9 notes · View notes
Text
Zapowiedź: Księżycowe Miasto cz. I - Sarah J. Maas +fragment
Tumblr media
Tytuł: Księżycowe Miasto. Dom Ziemi i Krwi cz.1
Autor: Sarah J. Maas
Tytuł oryginalny: Crescent City 1. House of Earth and Blood
Tłumacz: Marcin Mortka
Oprawa: miękka za skrzydełkami
Wydanie: 1
Liczba stron: 560
Cena: 39,99 zł
Data premiery: 20 maja 2020 r.
Wydawnictwo: Uroboros
Opis:
Bryce Quinlan kocha swoje życie. W dzień pracuje w galerii z antykami, sprzedając nie do końca legalne magiczne artefakty, a nocą imprezuje razem z przyjaciółmi, delektując się każdą przyjemnością, jaką Lunathion, znane również jako Księżycowe Miasto, ma do zaoferowania. Gdy dochodzi do bezwzględnego morderstwa, wszystko zaczyna się rozpadać – również jej świat. Mimo że oskarżony ląduje za kratami, zbrodnie zaczynają się na nowo, a Bryce trafia w centrum dochodzenia. Zrobi wszystko, aby pomścić śmierć przyjaciół.
Biogram autorki:
Sarah J. Maas zaczęła pisać swoją pierwszą powieść, Szklany tron, w wieku szesnastu lat. Po napisaniu kilku rozdziałów historii na FictionPress.com okazało się, że jej praca jest jedną z najpopularniejszych. Wykasowała ją, mając zamiar spróbować wydać swoją powieść. Jej debiut opiera się na baśni o Kopciuszku. Maas zadała sobie pytania: co by było, gdyby Kopciuszek był zabójcą, a nie sługą? Co, gdyby nie uczestniczyła w balu aby spotkać księcia, a po to, by go zabić?
W 2008 autorka zaczęła wysyłać swoją historię do agentów, którego znalazła w 2009. Szklany tron trafił do wydawnictwa Bloomsbury w marcu 2010, które następnie wykupiło prawa do dwóch kolejnych książek z serii. Historia trafiła do piętnastu krajów i została przetłumaczona na dwadzieścia trzy języki Zostały także opublikowane nowelki, których akcja dzieje się dwa lata przez pierwszym tomem. Drugi tom serii, Korona w mroku, została uznana za bestseller New York Timesa. W 2015 ogłosiła, że Mark Gordon Company wykupiła prawa do telewizyjnej ekranizacji Szklanego tronu. Ostatnia część serii została wydana w 2018 r.
Dwór cierni i róż, druga z serii Maas, jest luźno oparta na Pięknej i Bestii. Początek historii został napisany w 2009, ale nie został opublikowany do 2015. Pojawiają się informacje, że ma również pojawić się jej ekranizacja.
16 maja 2018 autorka ogłosiła, że stworzy trzecią serię, która tym samym będzie jej pierwszą powieścią fantasy dla dorosłych. Ma nazywać się Cresent City.
Fragment :
Księżycowe Miasto
Dom Ziemi i Krwi
Część 1, Rozdział 1
 Przed drzwiami galerii czekała wilczyca, co oznaczało, że był czwartek. To z kolei oznaczało, że Bryce była potwornie zmęczona, skoro ustalała upływ dni tygodnia na podstawie obecności lub nieobecności Daniki.
Ciężkie metalowe drzwi Griffin Antiquities zadrżały od uderzeń pięści wilczycy. Bryce dobrze znała te dłonie i wiedziała, że pomalowane na metaliczny fiolet paznokcie rozpaczliwie domagają się manicure. Chwilę później rozległ się ostry głos kobiecy, przytłumiony przez stal:
– Na Hel, otwieraj, B.! Ja pieprzę, jak tu gorąco!
Bryce, która siedziała przy biurku w skromnym salonie pokazowym galerii, uśmiechnęła się i wywołała obraz z kamer przed wejściem. Założywszy kosmyk czerwonych niczym wino włosów za szpiczasto zakończone ucho, powiedziała do interkomu:
– Czemu jesteś taka brudna! Wyglądasz, jakbyś przetrząsała kontener ze śmieciami!
– Co ty pierdzielisz? Że co niby robiłam? – Danika podskakiwała to na jednej nodze, to na drugiej. Jej czoło lśniło potem. Przetarła je brudną ręką, rozmazując krople czarnej cieczy.
– Przetrząsała. Zrozumiałabyś mnie, gdybyś kiedykolwiek wzięła książkę do ręki – powiedziała uśmiechnięta Bryce i wstała od biurka. Cieszyła się z przerwy w badaniach, które zapowiadały się nużąco.
Galeria nie miała okien, złożony system kamer stanowił jedyny sposób na sprawdzenie, kto stoi na zewnątrz. Dzięki dziedzictwu Fae Bryce dysponowała znakomitym słuchem, ale nie była w stanie usłyszeć wiele z tego, co się działo za żelaznymi drzwiami – poza waleniem pięściami. Nagie, pozbawione wszelkich dekoracji ściany z piaskowca kryły najnowszą technologię oraz znakomitą magię, która podtrzymywała działanie galerii oraz chroniła wiele książek przechowywanych w archiwum pod powierzchnią ziemi.
– Czy to Danika? – odezwał się kobiecy głos zza grubych na sześć cali drzwi do archiwum.
„Zupełnie jakbym przywołała ją samym myśleniem o piętrach pod moimi obcasami” – pomyślała Bryce.
– Tak, Lehabah. – Bryce położyła dłoń na klamce frontowych drzwi.
Wpojone w nią zaklęcia zadrżały pod jej dłonią i oplotły jej piegowatą, złocistą skórę niczym strużki dymu. Dziewczyna zacisnęła zęby i wytrzymała nieprzyjemne doznanie, do którego nadal nie mogła się przyzwyczaić, choć pracowała w galerii od roku.
– Jesiba nie lubi, gdy ona tu przychodzi – ostrzegła ją Lehabah, nadal zasłonięta pozornie prostymi drzwiami z metalu.
– To ty tego nie lubisz! – poprawiła ją Bryce i zmrużyła bursztynowe oczy, wpatrzona w drzwi do archiwum. Wiedziała, że po drugiej stronie unosi się niewielka ognista zjawa, podsłuchując, jak zawsze, gdy ktoś przychodził. – Lepiej wracaj do pracy.
Lehabah nie odpowiedziała, co oznaczało, że przypuszczalnie odpłynęła w dół, by strzec ksiąg na niższych piętrach.
Bryce wywróciła oczami i szarpnięciem otworzyła frontowe drzwi. W jej twarz uderzyło powietrze tak gorące i suche, że wręcz groziło wyssaniem z niej życia. A lato dopiero co się zaczęło.
Danika nie tylko wyglądała, jakby przetrząsnęła śmietnik, ale tak też śmierdziała. Kosmyki jej srebrzystych blond włosów, zazwyczaj prostych i jedwabistych, umykały z grubego, długiego warkocza. Pasemka ametystu, szafiru i różu upstrzone były plamami ciemnej, oleistej substancji, cuchnącej metalem i amoniakiem.
– Ale ty się grzebiesz – warknęła Danika i wkroczyła do galerii.
Miecz przytroczony do jej pleców podskakiwał z każdym krokiem. Warkocz wplótł się w starą, skórzaną rękojeść i gdy Danika zatrzymała się przed biurkiem, Bryce pozwoliła sobie go uwolnić. Chwilę później szczupłe palce Daniki odpięły rzemienie, którymi przymocowała broń do znoszonej kurtki motocyklowej.
– Muszę to zrzucić tu na kilka godzin – powiedziała i ruszyła z mieczem w ręku do kantorku, ukrytego za drewnianą ścianką działową.
Bryce oparła się o krawędź biurka i założyła ramiona na piersiach. Jej palce musnęły czarny materiał obcisłej sukienki.
– Twoja torba z rzeczami na siłownię wystarczająco już tam nasmrodziła – rzekła. – Jesiba wraca dziś po południu. Wywali twój bajzel do śmieci, jeśli się na niego natknie.
Było to chyba najmniejsze z zagrożeń, jakie czekało tego, kto sprowokuje Jesibę Rogę. Licząca sobie ponad czterysta lat czarodziejka przyszła na świat jako wiedźma, ale uciekła i wstąpiła do Domu Płomienia i Cienia, a obecnie odpowiadała jedynie przed samym Podziemnym Królem. Dom Płomienia i Cienia bardzo jej odpowiadał – opanowała arsenał czarów, dzięki czemu mogła stawić czoła każdemu czarodziejowi czy nekromancie w najmroczniejszym z Domów. Mówiono o niej, że doprowadzona do wściekłości zamieniała ludzi w zwierzęta. Bryce nigdy nie zdobyła się na to, by spytać, czy drobne zwierzęta żyjące w dziesiątkach akwariów i terrariów zawsze były zwierzętami. Starała się też nigdy nie wkurzać Jesiby, bo Wanom łatwo się było narazić. Nawet najmniej potężny z Wanów, grupy, do której zaliczały się wszystkie istoty żyjące na Midgardzie poza ludźmi i zwykłymi zwierzętami, mógł okazać się zabójczym przeciwnikiem.
– Później wszystko zabiorę – obiecała Danika i ruszyła w stronę wejścia do kantorka. Nacisnęła ukryty przycisk, by go otworzyć.
Bryce trzykrotnie ją ostrzegała, że kantorek salonu wystawowego nie jest jej osobistym schowkiem, ale Danika zawsze odpowiadała, że z galerii, leżącej w samym środku Starego Rynku, wszędzie ma bliżej niż z Nory wilków w Lunaborze. I na tym się kończyło.
Drzwi się otworzyły, a Danika zamachała dłonią na wysokości nosa.
– To moja torba zasmradza to miejsce? – spytała i czarnym butem popchnęła worek, w którym Bryce trzymała swój strój do tańca, obecnie wepchnięty między mopa i wiadro. – Kiedy ty, kurwa, ostatni raz prałaś te szmaty?
Bryce zmarszczyła nos, gdy i do niej dotarł smród starych butów i przepoconej odzieży. Rzeczywiście, dwa dni temu zapomniała zabrać trykot i rajstopy do domu po popołudniowym treningu, ale winę za to ponosiła Danika, która przesłała jej wiadomość wideo. Bryce ujrzała w niej stosik radochny na blacie kuchennym i usłyszała muzykę dudniącą z głośników. Podpis do filmiku nakazywał jej szybki powrót do domu, a Bryce nie wahała się ani chwili.
Wypaliły tyle radochny, że Bryce właściwie mogła nadal być na haju, gdy wczoraj rano wtoczyła się do pracy. Właściwie nie istniało żadne inne wyjaśnienie, dlaczego napisanie maila składającego się z dwóch zdań zajęło jej dziesięć minut. Litera po literze.
– Dobra, dobra – powiedziała. – Musimy o czymś pogadać.
Danika przestawiała przedmioty w schowku, by zrobić miejsce dla swoich rzeczy.
– Już cię przeprosiłam za zjedzenie reszty twoich klusek. Odkupię ci je dziś.
– Nie o to mi chodziło, ale skoro mi przypomniałaś, to ujmę to tak: wal się. Pozbawiłaś mnie lunchu.
Danika zachichotała.
– Chodzi o ten tatuaż! – poskarżyła się Bryce. – Boli, jakby mnie demon z Hel podrapał! Nie mogę się nawet oprzeć o krzesło!
– Tatuażysta ostrzegał, że będzie piekło przez parę dni! – odparła Danika śpiewnym głosem.
– Byłam tak nawalona, że zrobiłam błąd ortograficzny we własnym imieniu, gdy podpisywałyśmy papiery! Nie sądzisz chyba, że w moim stanie mogłam zrozumieć, co oznacza: „będzie piekło przez parę dni”.
Danika, która zafundowała sobie pasujący tatuaż na plecach, nie narzekała, bo jej już się zdążył zagoić. Jedną z przewag Wanów pełnej krwi była szybka regeneracja wszelakich obrażeń w porównaniu z ludźmi lub półludźmi jak Bryce.
Danika upchnęła miecz w bałaganie kantorka.
– Obiecuję, że wieczorem pomogę ci obłożyć plecy lodem. Daj mi tylko się tu wykąpać – poprosiła.
Nieraz się zdarzało, że wpadała do galerii, zwłaszcza w czwartki, kiedy jej poranny patrol kończył się kilka ulic dalej, ale jak dotąd nigdy nie korzystała z łazienki w podziemiach archiwum.
Bryce wskazała brud i smar na jej ciele.
– Co ty masz na sobie? – spytała.
Danika skrzywiła się, a plamy zasychające na jej skórze zaczęły pękać.
– Musiałam przerwać bójkę między satyrem a nocnym węszakiem – oznajmiła i obnażyła białe kły, patrząc na czarną substancję na dłoniach. – Zgadnij, który obrzygał mnie swoimi sokami.
Bryce parsknęła i wskazała jej drzwi do archiwum.
– Prysznic jest twój. W najniższej szufladzie znajdziesz czyste ubrania.
Danika położyła brudną dłoń na klamce drzwi. Zacisnęła zęby, a starszy tatuaż na jej karku – szczerzący kły, rogaty wilk, będący znakiem Watahy Diabłów – zadrżał z napięcia. Bryce, widząc nagle zesztywniałe plecy przyjaciółki, uświadomiła sobie, że powodem nie jest wysiłek. Zerknęła na kantorek, którego drzwi nadal stały otworem. Miecz Daniki, otoczony sławą nie tylko w mieście, ale także daleko poza jego granicami, stał wsparty o ścianę między miotłą a mopem. Jego starożytna, skórzana pochwa była niemal zasłonięta przez pełen kanister benzyny, używanej do uruchomienia elektrycznego generatora. Bryce często się zastanawiała, po co Jesibie starodawny generator, ale jej wątpliwości rozwiała awaria elektrowni brzaskowej w ubiegłym tygodniu. Po tym jak siadło zasilanie, stary spalinowy generator umożliwił funkcjonowanie mechanicznych zamków i zapobiegł splądrowaniu galerii, gdy bandy mętów z Mięsnego Rynku otoczyły budynek i rozpoczęły bombardowanie wejścia kontrzaklęciami. Ale…
Bryce zaczęła łączyć fakty. Miecz Daniki zostawiony w biurze. Danika, która musi się wykąpać. Sztywne plecy przyjaciółki.
– Masz spotkanie z Władcami?
Od chwili gdy się poznały pięć lat temu na pierwszym roku Uniwersytetu Księżycowego Miasta, Bryce na palcach jednej ręki mogła policzyć sytuacje, w których Danika została wezwana na spotkanie z siedmiorgiem na tyle ważnych osób, że musiała na tę okazję wziąć prysznic i się przebrać. Nawet podczas składania meldunków dziadkowi, Pierwszemu wśród valbarańskich Wilków, oraz Sabine, własnej matce, Danika zazwyczaj miała na sobie skórzaną kurtkę, dżinsy i jakiś T-shirt ze starym zespołem, który akurat nadawał się do założenia. Oczywiście Sabine, alfę Watahy Księżycowego Sierpa i przywódczynię oddziałów zmiennokształtnych w Siłach Porządkowych miasta, doprowadzało to do szału, ale z drugiej strony denerwowało ją dosłownie wszystko, co miało związek z jej córką oraz z Bryce. Nie miał znaczenia fakt, że Sabine od wieków była Dziedziczką Tytułu i po śmierci starzejącego się ojca miała przejąć jego stanowisko. Nie miało znaczenia również to, że Danika była oficjalnie jej następczynią. Sytuację zaogniły bowiem przekazywane szeptem plotki, że to Danika powinna zostać Dziedziczką Tytułu i wyprzedzić matkę w hierarchii. Co gorsza, stary wilk przekazał wnuczce swój stanowiący rodowe dziedzictwo miecz, choć wiele stuleci temu obiecał Sabine, że to ona odziedziczy go po jego śmierci. Starzec wytłumaczył nieoczekiwaną decyzję tym, że broń przemówiła do Daniki w dniu jej osiemnastych urodzin, wyjąc niczym wilk podczas pełni. Sabine nigdy nie zapomniała tego upokorzenia, tym bardziej że Danika nigdy się z mieczem nie rozstawała i chętnie z nim paradowała na oczach matki.
Teraz stała i wpatrywała się w głąb korytarza ze sklepionym sufitem. Kryte zielonym dywanem stopnie prowadziły do pomieszczeń pod galerią, gdzie spoczywał prawdziwy skarb tego miejsca, strzeżony dzień i noc przez Lehabah. Z tego właśnie powodu Danika, która studiowała historię na UKM, lubiła tu wpadać tak często i oglądać starożytne dzieła sztuki oraz księgi, choć Bryce nieustannie natrząsała się z jej czytelniczych zwyczajów.
Naraz Danika odwróciła się i przymknęła karmelowe oczy.
– Dziś wypuszczają Philipa Briggsa.
Bryce zamarła.
– Co?
– Wypuszczają go z powodu jakiejś cholernej przeszkody prawnej. Ktoś spartaczył robotę papierkową. Na spotkaniu mamy usłyszeć pełen raport. – Zacisnęła wąskie szczęki. Światło lamp brzaskowych nad schodami odbijało się od jej brudnych włosów.
– Ależ to popieprzone. – Bryce poczuła, jak przewraca jej się w żołądku.
1 note · View note
somethingeffortless · 5 years
Text
Ostatnia scena, Wszystko poszło nie tak. Nie wiem czy płakać czy się śmiać?   Myślałam że będzie jakoś lepiej, Że będziemy razem trwać. A tu nagle grzmot. Ty tam Ja tu A przedstawienie dalej trwa, Ja przerażona Ty smutny Ostatnia scena Ostatni akt Wszystko idzie nie tak.
 Gdybym miała serce ocaliła bym nas Gdybym miała siłę ukryła bym świat A teraz ostatnia scena, wszyscy czekają z zapartym tchem, Spodziewają się błysków i gwiazd, A usłyszą tylko głośny płacz.    Ale obiecuję Ci, gdy oni przestaną bić te smutne brawa,   Odzyskam siebie i Ciebie Zniszczę nasze wady i zabiorę nas w świat Tam będziemy razem trwać.
Tam, nie spotka nas żaden strach. 
1 note · View note
fallinflow-er · 6 years
Text
Tabletki poukładane w szereg tworzą szyk zwarty
Kolorowe pigułki wpatrują się z utęsknieniem - jakby szukały czegoś w moim sercu
Albo jakby zgubiły coś w moich oczach
Salutuję żołnierzom po raz ostatni 
Zanim ruszą na bitwę
(nigdy więcej wojen)
Obiecuję kochanie, że to już ostatnia
26 notes · View notes
Text
HOMELESS Larry One Shot
Tumblr media
Tytuł: HOMELESS
Autor: @missnothing22shipslarry
Pairing: Larry Stylinson
Ilość słów: 5296
Rodzaj: fluff/smut
Przeczytaj na Wattpad!
Opis: 
Spotkania z fanami, wywoływanie uśmiechu na cudzych twarzach, poznawanie najpiękniejszych miejsc na świecie - trasa koncertowa to spełnienie marzeń każdego artysty. Jednak równocześnie to ciągła podróż, oznaczająca rozłąkę z bliskimi. Czy deklaracje miłości i obietnice przetrwają w konfrontacji z rzeczywistością?
Wszelkie prawa zastrzeżone.
- Harry! Harry! Harry!
Rozentuzjazmowany tłum głośno skandował jego imię. Ostatnia piosenka z setlisty dobiegła końca, co oznaczało również koniec koncertu. Należało pożegnać się i zejść ze sceny, ale Harry zawsze miał problem z tą częścią wystąpień. Mógł stać przed fanami i dziękować im w nieskończoność, a nigdy nie wyraziłoby to nawet ułamka tego, co działo się w jego sercu. Do każdego z nich żywił bezgraniczną miłość i wdzięczność, bo gdyby nie oni, nie byłby tu, gdzie znajdował się w tym momencie. Bez nich nie spełniłby swoich dziecięcych marzeń. Z tego powodu stał na środku sceny, dziękując i wysyłając pocałunki w stronę fanów, którzy na ten gest skandowali jeszcze głośniej.
Po kilku dodatkowych minutach, które nie były przewidziane w czasie koncertu, w końcu musiał się przełamać i odejść ze łzami w oczach za kulisy. Parę chwil później dołączyła do niego reszta zespołu. Na ich twarzach również widniało wzruszenie i po prostu szczere, nieudawane szczęście. Clare ocierała łzę w policzka, gdy pozostali stali bez słowa z szerokimi uśmiechami na twarzach. Nawet Mitch zrzucił swoją maskę człowieka o kamiennej twarzy i jego kąciki ust uniosły się do góry, gdy Sarah spoglądała na niego z czułością. Trudno im było zrozumieć to, jak bardzo ich życie zmieniło się jedynie w ciągu niespełna roku. Harry tak jak zawsze każdemu po kolei podziękował za kolejny wspaniały wieczór, po czym otworzył ramiona do zbiorowego uścisku. Był naprawdę szczęśliwy.
***
Godzinę później był już przebrany z błyszczącego garnituru w odcieniach pudrowego różu i błękitu w wygodną bluzę z kapturem i dopasowane, czarne jeansy. Siedział w tourbusie ze wszystkimi osobami odpowiedzialnymi za jego sukces. Przestrzeń była wypełniona głośnymi rozmowami, wybuchami śmiechu i rodzinną atmosferą. Harry Lambert ze swoim chłopakiem przedrzeźniali się jak zawsze, Sarah, Mitch i Clare wspominali akcję koncertową podczas Sign of the Times, a Lou Teasdale trzymając Lux na kolanach, żartowała z Adamem. Jeff podszedł do Harry'ego i obdarzył go przyjacielskim, pełnym opiekuńczości spojrzeniem.
- Gratuluję kolejnego wspaniałego koncertu!
- Dzięki, Jeff. Zawsze dobrze jest występować w Londynie. Tylko tutaj publiczność daje tak niesamowitą energię - odparł, szeroko się uśmiechając, przez co ujawnił się jego dołeczek na lewym policzku.
- Dzisiaj w końcu masz okazję wyspać się w swoim własnym łóżku. Wykorzystaj to i dobrze odpocznij, bo jutro kolejny koncert! - Jeff pouczająco poklepał go po ramieniu.
- Dobrze, mamo. Jak tylko wrócę do domu, pójdę spać - zażartował Harry, udając dziecięcy głos.
Po tym jak pożegnał się ze wszystkimi, wsiadł do samochodu, który już na niego czekał, by odwieźć go do domu. Uprzejmie przywitał się z dobrze znanym mu kierowcą, który zagadywał go przez całą drogę.
Po kilkudziesięciu minutach był na miejscu. Odetchnął z ulgą, gdy stanął na swojej posesji. Uwielbiał życie w trasie, poznawanie nowych miejsc i ludzi. Dynamika codziennego budzenia się w innym miejscu dostarczała mu energii do działania, ale powrót do swojego domu i własnego łóżka po nocach spędzonych w hotelach zawsze był przyjemny. Żwawym krokiem ruszył w stronę wejścia i zaczął otwierać zamek. Otworzył drzwi i poczuł znajomy zapach owoców leśnych, który był wydzielany przez świeczki porozstawiane na każdym kroku. W uszach wciąż dudniła mu muzyka, gdy melodyjnym głosem zawołał:
- Louis!
Jednak nikt nie odpowiedział. Jego głos odbił się od ścian pustego domu i wrócił do nadawcy. Harry'ego uderzyła kompletna cisza.
Zrzucił torbę z ramienia i stanął w miejscu, lustrując puste pomieszczenie. Wszystkie rzeczy były na swoich miejscach - proste, ciemne meble były w nienaruszonym stanie, na stoliku kawowym leżała płyta The Rolling Stones, która najwyraźniej nie została schowana na miejsce, kiedy ostatni raz był w domu, natomiast na blacie kuchennym znalazł notes z zapiskami Louisa, w którym zawsze zapisuje teksty piosenek, gdy przyjdą mu do głowy w najmniej oczekiwanym momencie.
No właśnie. Mieszkanie wyglądało tak jak zwykle, ale Harry nie był w stanie się w nim odnaleźć. Przestrzeń była pusta, cicha i jakby bez życia. Przyzwyczajony był do przytłumionej muzyki wydobywającej się z głośników magnetofonu oraz głosu Louisa, który zagłuszał melodie. Brunet uśmiechnął się delikatnie, przesuwając opuszkami palców po czarnym notesie z zagiętymi rogami. Po chwili zauważył niewielką karteczkę, która włożona była pomiędzy zapisane strony. Wyjął ją i jego oczom ukazał się stary, odręcznie napisany liścik, mówiący jedynie “Miłego dnia, kochanie.” Harry nic nie mógł poradzić na to, że jego kąciki ust się uniosły, uwydatniając jego dołeczek w policzku. Zawsze miał słabość do takich drobiazgów, a był o tyle szczęśliwy, że Louis uwielbiał poprawiać mu nimi humor. Schował karteczkę z powrotem do notesu i odłożył go w to samo miejsce, gdzie go znalazł. Chwycił za torbę i żwawym krokiem poszedł na górę do sypialni. Jeszcze w drodze do pokoju wyjął telefon z kieszeni i wybrał połączenie do Louisa, więc gdy szybko opadł na ciemnobordową, satynową pościel, już oczekiwał usłyszeć znajomy głos w słuchawce. Jakże stopniowo uśmiech zaczął znikać mu z twarzy, gdy kolejne, jednostajne sygnały wybrzmiewały z głośnika. W końcu zgłosiła się sekretarka, którą Harry od razu odrzucił. Dziwne - pomyślał.
Przypomniał sobie ich dzisiejszą rozmowę o poranku.
- Cześć, kochanie. Jak ci w domu?
- Hm… Dobrze, ale nie za wiele jeszcze tu byłem. Dzisiaj wylądowaliśmy w środku nocy, więc nad ranem od razu poszedłem spać. Teraz się zbieram i zaraz muszę wychodzić, bo jestem umówiony z Jeffem. Potem próby i wieczorem koncert. Więc jak widzisz, nie miałem jeszcze okazji nacieszyć się naszym domem. Ale chciałbym, żebyś ty był tutaj ze mną…
- Hazz, ja też bym chciał mieć cię teraz obok, ale widzieliśmy się tydzień temu.
- Dokładnie 162 godziny temu. Wskazówka zegara zdążyła uderzyć ponad pół miliona razy, a ja wciąż cię nie widziałem. Uważasz, że to niedużo?
W słuchawce zapanowała cisza.
- Lou, jesteś tam?
- Tak, tak. Harry, kochanie, wiesz, że nie mam wpływu na niektóre rzeczy, ale w przyszłym tygodniu już się zobaczymy i wtedy nie wypuszczę cię z moich ramion przez tydzień!
- Mam taką nadzieję…
- Harry, głowa do góry. Musisz mieć dobrą energię, bo fani na ciebie liczą. Porozmawiamy wieczorem, jak wrócisz z koncertu. Obiecuję.
- Już nie mogę się doczekać.
- Hazz, kocham cię. Zawsze o tym pamiętaj.
- Ja też cię kocham, boo. A teraz idź spać, bo wyrwałem cię z łóżka w środku nocy.
- Haha, nic nie szkodzi, kochanie. Możesz do mnie dzwonić kiedy tylko chcesz.
- Dobranoc.
Harry siedział na środku łóżka, gdy otrząsnął się ze wspomnienia dzisiejszej rozmowy. Louis obiecał, że porozmawiają wieczorem. Jak Louis coś obiecuje, to to robi. Czasami z opóźnieniem, ale robi. To, że raz nie odebrał telefonu nic nie znaczy. Mógł nie usłyszeć dzwonka.
Wybrał jego numer po raz drugi, mając nadzieję, że niepotrzebnie panikuje. Jednak sytuacja była taka sama, z tym wyjątkiem, że od razu uruchomiła się sekretarka. To oznaczało, że Louis momentalnie odrzucił połączenie albo wyłączył telefon. Brunet przeczesał włosy palcami i wziął głęboki oddech. Próbował się uspokoić, powtarzając sobie, że Louis jest teraz w studiu, pracuje i może nie mieć czasu na rozmowy. To w stu procentach normalne i nie ma powodu do paniki. Harry podniósł się z łóżka i postanowił wziąć zimny prysznic, by w oczekiwaniu na telefon ochłodzić jego podrażnione nerwy. Strugi wody spływały po jego napiętych mięśniach, a o rozluźnieniu nie było mowy. Nic nie mógł poradzić na to, że nie był w stanie usunąć z jego pamięci tych przejmujących, błękitnych oczu, a na ustach wciąż miał tylko jedno imię.
Gdy wszedł znowu do sypialni, tym razem w samych bokserkach i z wilgotnymi włosami, od razu upewnił się, że nie przegapił żadnego połączenia. Niestety, zegar wskazywał godzinę 1:52, a Louis wciąż do niego nie oddzwonił. Harry nie był w stanie określić, co czuł w tym momencie. Jego obecny stan był mieszanką tęsknoty, rozdrażnienia oraz zmartwienia i nie wiedział, co bardziej przeważało. Powinien był teraz się napawać możliwością spędzenia czasu we własnym domu, powinien był być szczęśliwy, że mógł wypocząć, tymczasem siedział na łóżku i zamartwiał się, co robił Louis. Bo jaki jest sens bycia w domu samemu? To tylko cztery ściany wypełnione zbędnymi przedmiotami, które przyozdabiają pustą przestrzeń. Jednak rzeczy materialne nie zapełnią pustki w sercu. Jeśli nie ma się z kim dzielić tego miejsca, to wtedy staje się bezużyteczne jak świeca bez ognia. Nie da światła ani ciepła. Tak samo zimny, jak niezapalona świeca czuł się teraz Harry. Oddałby ten cały luksusowy apartament wypełniony kosztownościami, by mieć przy sobie tę iskrę, która sprawiła, że w jego życiu zapłonął ogień. By mieć przy sobie Louisa.
Harry nie chciał dać za wygraną, więc położył się na zimnej, satynowej pościeli i podjął kolejną próbę kontaktu. Znowu od razu usłyszał uprzejmy ton sekretarki, ale mimo tego zrobił to po raz kolejny i kolejny… W końcu powoli odłożył telefon, gdy jego oczy się zaszkliły, a na policzku pojawiła się pojedyncza, leniwie spływająca łza.
Porozmawiamy wieczorem, jak wrócisz z koncertu. Obiecuję.
Miał mętlik w głowie. A co jeśli coś mu się stało? Może miał wypadek i dlatego jego numer nie odpowiada? Chyba nie ignoruje go specjalnie? A nawet jeśli, to raczej miałby wytłumaczalny powód? Kolejne pytania napływały do jego umysłu i nie był w stanie nic na to poradzić. Łzy zaczęły wydostawać się na powierzchnię, a razem z nimi ulatniały się skumulowane emocje. Zrezygnowany przykrył się ciemnobordową pościelą i starał się odpędzić wszelkie czarne myśli. Po dłuższej chwili wilgotne strugi zaschły na jego policzkach, a oddech się wyrównał. Wyciszył się oraz uspokoił swoje ciało i na półprzytomnym głosem zaczął cicho nucić
If I could fly I’d be coming right back home to you
Minuty mijały, zabytkowy zegarek stojący na ciemnobrązowej szafce jednostajnie wybijał kolejne sekundy, a na ustach Harry'ego wciąż była ta sama melodia powtarzana po raz drugi, trzeci, czwarty…
***
Nagłe uczucie ciepłych warg przyciśniętych do jego własnych obudziło Harry'ego. Powoli uniósł ociężałe powieki, by ujrzeć migające światło świec odbite w znajomych, błękitnych tęczówkach. W półmroku udało mu się dostrzec zmarszczki wokół oczu, które uśmiechały się do niego w najbardziej szczery sposób.
- Louis…? - wyszeptał zachrypniętym głosem wciąż na granicy snu i jawy.
- Cześć, kochanie - usłyszał w odpowiedzi od sylwetki pochylającej się nad nim.
Harry próbował zorientować się czy to, co widzi nie jest czasem wytworem jego wyobraźni, jednak po tym jak przetarł twarz rękoma, tym samym pozbywając się resztek snu z jego umysłu, momentalnie otworzył szeroko oczy i poczuł nienaturalny przypływ energii.
- Louis to ty!!! - poderwał się, głośno krzycząc z podekscytowaniem.
Od razu zarzucił ramiona na szyję Louisa, który siedział tuż obok niego. Wtulił się w materiał ciepłej bluzy, dzięki czemu mógł wyczuć gwałtowne bicie serca niebieskookiego, który równie dobrze mocno go objął, równocześnie śmiejąc się słodko.
- Co ty tutaj robisz?! - zapytał brunet, ale nie dał możliwości na odpowiedź, bo od razu mocno przycisnął swoje usta do tych Louisa. Ten z takim samym zaangażowaniem oddał pocałunek, wkładając w niego całe swoje uczucia i równocześnie przejeżdżając palcami przez gęste włosy partnera. Kiedy w końcu rozładowali swoje pierwsze, agresywne emocje, Louis zaczął mówić z lekko zmieszanym głosem:
- Wiesz, ta nasza dzisiejsza rozmowa o poranku sprawiła, że… - westchnął ze zrezygnowaniem. - Kiedy powiedziałeś, że liczysz te wszystkie godziny od naszego ostatniego spotkania i tak bardzo chciałbyś spędzić razem ten czas w domu… Nic nie mogę na to poradzić, Harry, ale nie mogę znieść myśli, że siedzisz sam w domu i prawdopodobnie chodzisz od ściany do ściany ze łzami w oczach. A znam cię bardzo dobrze i wiem, że nigdy nie powiesz mi wprost, żebym rzucił wszystko i przyjechał do ciebie… więc rzuciłem wszystko i przyjechałem. Do ciebie - zakończył stanowczo, a po tym każdą kosteczkę na dłoniach Harry'ego obdarzył delikatnym pocałunkiem. Zielonooki tymczasem siedział na jego podołku zaskakująco cicho, co trochę zaczynało niepokoić Louisa.
- Kochanie, powiedz coś. Nie cieszysz się, że tu jestem? - zapytał niepewnie, bo spodziewał się innej reakcji.
W odpowiedzi jedynie zobaczył ogromne, zaszklone oczy, które przeszywająco spojrzały na niego, zanim Harry dał upust swoim emocjom i mokre strugi zaczęły płynąć po jego policzkach przy akompaniamencie cichego łkania.
- Harry… Co ci jest? Dlaczego płaczesz? Stało się coś? - Louis szybko starał się załagodzić sytuację i zaczął scałowywać łzy z jego twarzy.
Minęło parę chwil zanim Harry się uspokoił i mógł normalnie złapać oddech, aż w końcu zaczął:
- Rano obiecałeś, że porozmawiamy wieczorem i nie mogłem się tego doczekać, bo bycie samemu tutaj jest takie zimne i obce. Bez ciebie to już nie jest prawdziwy dom. - nowa porcja łez napłynęła mu do oczu - I próbowałem się do ciebie dodzwonić, a ty cały czas nie odbierałeś. Myślałem, że o mnie zapomniałeś, albo co gorsze, coś ci się stało. Ja się przez cały czas zamartwiałem, a ty wtedy leciałeś do mnie przez całe Stany i Atlantyk tylko dlatego, bo było mi smutno… - głos mu się załamał.
Louis słuchał i patrzył na niego czule, bo Harry wyglądał teraz jak zapłakane dziecko. Nie chciał pokazać, że on także był coraz bliższy uronienia łzy.
- Czym sobie zasłużyłem na ciebie, Louis? - dodał po chwili brunet i mocno się przytulił, tym samym zostawiając wilgoć na bluzie kochanka.
Louis starał się utrzymać emocje w ryzach i wziął głowę Harry'ego w swoje ręce, wymuszając tym kontakt wzrokowy.
- Harry, posłuchaj mnie. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Zasługujesz na to, byś był szczęśliwy i byś zawsze czuł się kochany. Ja jestem tutaj, by dać ci to wszystko i nasza praca i związane z nią kontrakty nigdy w tym nie przeszkodzą. Rozumiesz?
Harry wciąż miał zaszklone oczy, ale tym razem na jego twarzy malował się uśmiech. Jego jedyną odpowiedzią był delikatny pocałunek. Jego wargi słodko muskały usta Louisa, jakby były stworzone z jedwabiu. Szatyn nie mógł zaprzeczyć, że taki rodzaj odpowiedzi mu nie przeszkadzał, ale tym razem chciał, by Harry z nim rozmawiał.
- Harry, skłamałbym, gdybym powiedział, że ta odpowiedź mi się nie podoba, ale powiedz mi. Rozumiesz to, co powiedziałem? Będziesz pamiętał, że zawsze jestem cały dla ciebie i tylko ciebie?
- Tak - odpowiedział cichym, ale niezwykle głębokim głosem.
- To dobrze - zostawił całusa na jego czole - I proszę, wystarczy tych łez. Przyjechałem tu, żeby sprawić, że się uśmiechniesz, a nie po to, byś przeze mnie płakał.
Harry zaśmiał się słodko i jeszcze mocniej objął talię Louisa, zabierając trochę jego ciepła. Zamknął oczy, po czym ułożył głowę na wysokości obojczyka szatyna i wdychał jego zapach.
- Jeśli płakać przez ciebie, to tylko ze szczęścia. Wiesz, że jesteś najlepszy?
Louis zachichotał pod nosem i odpowiedział w najbardziej charakterystyczny dla niego sposób:
- Coś już na ten temat słyszałem.
- A nie będziesz miał problemów przez to, że tak nagle wyjechałeś? Miałeś przecież dzisiaj pracować w studiu…
Harry ledwo skończył zdanie, a Louis już miał gotową odpowiedź.
- Hazz, nie ma nic ważniejszego od ciebie, a kilka niespodziewanych dni wolnego chyba nigdy nie sprawiło, że ktoś był niezadowolony. Ale nie mówmy o pracy, bo teraz mamy czas tylko i wyłącznie dla siebie.
Pociągnął Harry'ego, który wciąż był w niego wtulony, w taki sposób, że opadli miękko na poduszki. Louis sięgnął po satynową pościel i przykrył nią zielonookiego aż po szyję.
- Chodźmy spać, bo jest środek nocy, a przypominam, że jutro grasz kolejny koncert! - stanowczo oznajmił przekornym tonem.
Harry wydał z siebie jęk niezadowolenia.
- Nie. Nie chcę spać - odparł, odrzucając od siebie puchowy materiał.
Na twarzy Louisa pojawił się zawadiacki uśmieszek, który mógł jedynie oznaczać to, że przewidział reakcję swojego chłopaka.
- Harry, bądź dobrym chłopcem i chodź grzecznie spać - droczył się i z powrotem okrył ich ciała pościelą.
- Nie. Muszę się tobą nacieszyć - powiedział stanowczo, wydymając wargę.
Louis westchnął i przewrócił oczami, ale jego uniesione kąciki ust zdradzały, że był daleki od zirytowania.
- To co chcesz robić o tej porze?
- Pocałuj mnie.
Błękitnooki uniósł brew do góry.
- Dopiero co cię pocałowałem.
Harry jednak postanowił wziąć sprawy w własne ręce i zaatakował usta szatyna. Dynamicznie, ale równocześnie bardzo delikatnie pracował wargami na tych Louisa, wkładając w to całe swoje uczucie. W bałaganie materiału zaczął szukać dłonią ciała swojego chłopaka, ale dostęp ograniczała mu gruba bluza. Przerwał pocałunek i powiedział przez zęby:
- Nie wiem jakim cudem masz to wszystko jeszcze na sobie. Zdejmij to do cholery.
I podciągnął do góry czarną tkaninę, równocześnie pozbywając się koszulki. Od razu zajął się również spodniami. Wyznaczył ścieżkę delikatnych pocałunków w dół klatki piersiowej i brzucha Louisa, aż dotarł do podbrzusza, gdzie delikatnie przegryzł wrażliwą skórę i pozostawił na niej niewielki ślad. Louis z szeroko otwartymi oczami i przyśpieszonym oddechem obserwował, co robił Harry, aż w końcu odezwał się.
- Hazz, co ty robisz…
Brunet tymczasem zsuwał z nóg błękitnookiego obcisłe, czarne rurki. Gdy w końcu pozbył się zbędnych ubrań, nachylił się nad leżącym pod nim Louisem i po kilkusekundowym kontakcie wzrokowym zaczął pieścić jego szyję i zostawiać na niej ciemnofioletowe ślady.
- Harry, co ty robisz? - znowu zapytał Louis, ale jego głos zdradzał, że wcale nie był tak zadowolony z obrotu spraw, jak być powinien.
- Staram ci się odwdzięczyć za to, że sprawiłeś mi taką niespodziankę - odparł miękkim głosem.
- O nie, nie - stanowczo odpowiedział Louis, przytrzymując Harry'ego w taki sposób, że po chwili on znalazł się na górze, a zielonooki był pomiędzy jego nogami. Złapał mocno za jego nadgarstki i unieruchomił je na wysokości głowy. Harry chyba nie do końca wiedział, co się działo, dlatego zmarszczył brwi w dezorientowaniu.
- Nie podobało ci się…? - zapytał zmieszanym, trochę urażonym tonem.
Na twarzy Louisa pojawił się delikatny uśmiech, bo nigdy nie mógł uwierzyć, że Harry czasami potrafił być tak bardzo niepewny siebie.
- Kochanie, to, co robiłeś było cudowne, ale to ja muszę ci się odwdzięczyć.
- Nie. Nie chcę. Ja chcę ci sprawić przyjemność - Harry wydął wargę jak nieposłuszne dziecko.
- Sprawisz mi przyjemność jak będziesz grzeczny - Louis spojrzał głęboko w szmaragdowe tęczówki, w których odbijały się wciąż migające świeczki, stojące po obu stronach łóżka. Jego ton głosu uległ teraz zmianie. Już nie był przekorny i żartobliwy, a stał się ściszony i głęboki.
Louis wiedział, że z Harrym było inaczej niż z każdym innym. Normalnie był impertynencki, spontaniczny i głośny, natomiast Harry był delikatny jak lekkie płatki róży i na tak samo delikatne traktowanie zasługiwał.
Brunet od razu zareagował na zmianę tonu swojego chłopaka, co sprawiło, że przestał się z nim siłować i poddał się poleceniom.
- Zamknij oczy - wyszeptał Louis, ale Harry wciąż się w niego wpatrywał z pociemniałymi oczami i przyspieszonym oddechem.
- Zamknij - powtórzył bardziej stanowczym, ale wciąż ściszonym głosem.
Powieki chłopaka z lokami w końcu opadły, ukazując długie rzęsy na jego policzkach. Louis nachylił się i każdą z nich spokojnie musnął ustami. Harry'emu zaschło w ustach na ten słodki gest i mimowolnie się uśmiechnął.
- Nic nie mów - dodał Louis, gdy zobaczył, że Harry już miał się odezwać.
By odwieźć go od tego pomysłu, również na jego malinowych ustach zostawił szybkiego całusa.
- Czuj - dodał na koniec, gdy przejechał nosem wzdłuż jego linii żuchwy.
Pieścił ustami jego szyję, a po chwili zaczął ssać i przegryzać wrażliwą skórę. Na uczucie mieszanki aksamitnych warg i szorstkiego zarostu Louisa Harry dostał gęsiej skórki, przez co jeszcze bardziej zaczął się pod nim poruszać i wypuścił cichy jęk.
Louis tymczasem kontynuował swoje zadanie i zaczął schodzić coraz bardziej w dół. Drażnił zębami stwardniały już sutek Harry'ego, dzięki czemu mógł doskonale wyczuć jak szybko pracowało jego serce. Gdy to samo zrobił z drugim, skupił się na tatuażu motyla na jego brzuchu. Wciąż tworzył ścieżkę pocałunków w tej strefie, ale puścił do tej pory kurczowo przytrzymywane ręce Harry'ego i zaczął badać dłońmi wszystkie zagłębienia jego ciała. Brunet cały czas się pod nim wiercił, wydając ciche westchnienia, kiedy powstrzymywał się przed tym, aby nic nie mówić. Zatopił swoje długie, odziane w pierścienie palce we włosy Louisa i masował jego skórę głowy, gdy ten pracował przy jego brzuchu. Louis gdy już był zadowolony z tego, że wszyscy będą mogli zobaczyć, że Harry należy tylko do niego, przeszedł do tuszu zaraz nad linią bokserek, który układał się w liście laurowe. Swoje palce oplótł wokół jego szczupłych ud i już miał zająć się skórą w okolicy kości biodrowej, gdy oczywiście p r z e z p r z y p a d e k zahaczył brodą o widoczną przez bieliznę erekcję Harry'ego. Na ten krótki kontakt chłopak pod nim zasyczał przez zęby i gwałtowanie wyrzucił biodra w górę.
- Louis… - odezwał się po raz pierwszy.
Tomlinson tymczasem wydawał się niewzruszony reakcją Harry'ego i przegryzał jego skórę, kilkakrotnie ocierając się o jego przyrodzenie.
- Louis, proszę… - Harry cicho wycedził, jakby był bliski płaczu.
Szatyn spojrzał w górę i zobaczył, że jego chłopak otworzył oczy, a jego usta wyglądały jak dojrzałe maliny. Krwisto czerwone i spuchnięte od przegryzania. Harry wyglądał na bardzo spragnionego, co sprawiło, że Louis chciał sobie przyznać 10 punktów za wykonane zadanie. Wszystko szło zgodnie z planem.
- Miałeś nic nie mówić i nie patrzeć - upomniał go niezadowolonym głosem, gdy jego twarz znowu znalazła się na tej samej wysokości co Harry'ego.
Harry spuścił wzrok z cichym westchnieniem jako oznaką poddania się, kiedy jego ciało nie było w stanie się uspokoić.
- Louis… Proszę… - błagał, przebiegając paznokciami po udach starszego.
- O co mnie prosisz?
- Czy możesz przejść już do rzeczy? - w końcu zapytał, równocześnie wypychając biodra do góry, by uzyskać trochę tarcia.
Louis nie mógł się powstrzymać i zawadiacki uśmieszek zagościł na jego twarzy. Jego chłopak był tak bardzo zdesperowany.
- Kochanie, nie przeleciałem przez całą Amerykę i Atlantyk tylko po to, by cię wypieprzyć. To byłoby nieprzyzwoite - odpowiedział zadziornie ze świadomością, że doprowadzi to Harry'ego do szału.
I owszem, nie mylił się, bo na to Harry przesadnie przewrócił oczami, po czym zniecierpliwiony odpowiedział:
- Nie wiem od kiedy mamy coś wspólnego z przyzwoitością, ale jeśli zaraz nie przejdziesz do konkretów, ja sam się tym zajmę - szybko powiedział rozdrażnionym głosem, równocześnie przebiegając dłońmi w górę ud Louisa do momentu aż dotarły do jego pośladków, a wtedy wsunął palce za gumkę jego bokserek.
- Panie Styles, jest pan bardzo zachłanny - uśmiechnął się Louis, kiedy Harry pomagał mu pozbyć się jego bielizny.
- Nie wiem jak można nie być zachłannym, kiedy ma się taki skarb tylko dla siebie - Harry odpowiedział bez żadnego zawahania.
Louis po usłyszeniu tych słów zastygł na kilka chwil i spojrzał na Harry'ego z nowym błyskiem w oku. Harry uważał, go za skarb. Louis nic nie mógł na to poradzić, ale łzy zebrały mu się w kącikach oczu, ale miał nadzieję, że jego chłopak tego nie zauważył, kiedy jedynym źródłem światła w pokoju była para świec przy łóżku. Nagle poczuł silną, wewnętrzną potrzebę, by podziękować mu za te słowa, które tak go uderzyły. Szybko chwycił za czarne bokserki Harry'ego i zsunął je wzdłuż jego długich nóg, po czym odrzucił na bok. Gdy w końcu pozbyli się wszelkich tekstylnych granic, które ich dzieliły, Louis z powrotem nachylił się nad brunetem, który leżał otwarty dla niego. Gdy ich biodra wreszcie się spotkały, pozwalając na kontakt wrażliwej skóry na skórze, równocześnie wypuścili głośne westchnienia. Harry oplótł nogi wokół sylwetki Louisa, który położył rękę na jego szyi, masując kciukiem zrobiony wcześniej różowofioletowy ślad. Złączyli usta w otwartym pocałunku, płynnie ocierając się językami. Louis chciał przekazać Harry'emu całą swoją miłość, jaką go obdarowywał, ale nie było takiej miary czasu, która by na to wystarczyła. Miękkie usta Harry'ego były tak bardzo nierealnie słodkie i aksamitne, że nigdy nie zdążyłby się nimi nasycić. Harry z zaangażowaniem oddawał pocałunek, kiedy w tym samym czasie błądził opuszkami palców po alabastrowych plecach Louisa. Zimne pierścienie na jego palcach potęgowały doznania przy rozpalonej skórze i Louis nie chciał, aby Harry kiedykolwiek przestał go dotykać. Mogło upłynąć kilka minut, a może cała wieczność, aż Harry, próbując złapać oddech, wyszeptał milimetry od spragnionych ust Louisa:
- Lou, chcę poczuć cię najbliżej, jak tylko się da.
- Co tylko chcesz, kochanie.
Louis pozwolił sobie jeszcze raz zasmakować ust Harry'ego, po czym w końcu odsunął się i zwrócił się w stronę szafki nocnej. W szufladach zaczął nerwowo szukać niewielkiej buteleczki, ale nie był w stanie jej znaleźć. Harry tymczasem leżał przed nim, spragniony dotyku na swojej palącej skórze i śledził wzrokiem desperackie poczynania szatyna, który zaczął cicho przeklinać pod nosem, gdy do rąk wpadało mu wszystko tylko nie lubrykant. Jedyne, czego Harry teraz pragnął, było rozładowanie budującego napięcia w podbrzuszu, a że widział, że cierpliwość Louisa zmierza ku końcowi, przewrócił oczami, podniósł się i sam sięgnął do nakastlika. Momentalnie odnalazł półprzezroczystą buteleczkę i z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy podał ją Louisowi, który wyglądał na lekko urażonego.
- Proszę bardzo - powiedział Harry z politowaniem, gdy ich palce się zetknęły.
- Co ja bym bez ciebie zrobił - Louis przyznał się do porażki, bo faktem było, że był beznadziejny w organizacji domu w przeciwieństwie do Harry'ego.
Mówiąc to, zostawił buziaka na nagim ramieniu Harry'ego, który klęczał na łóżku tyłem do niego. W końcu chwycił za poduszki i oparł na nich przedramiona, w ten sposób dając Louisowi znać, by zaczął działać. Szatyn widząc, jak bardzo niecierpliwy był Harry, sięgnął po lubrykant i nawilżył nim palce. Podążał w dół, pozostawiając ścieżkę delikatnych pocałunków wzdłuż jego kręgosłupa, kiedy jednym palcem drażnił czułe miejsce Harry'ego.
- Proszę… - desperacko błagał chłopak.
Wtedy Louis włożył jeden palec, na co Harry momentalnie zareagował, ponieważ wszystkie jego mięśnie od razu się napięły. Po paru chwilach przyzwyczaił się do tego uczucia i zaczął powoli się poruszać, prosząc o więcej. Louis stopniowo dodawał kolejne palce, upewniając się, że jego partner nie odczuwał żadnego dyskomfortu. W końcu Harry wydusił:
- Już, już jestem gotowy.
Louis nie był co do tego jeszcze przekonany, ale gdy już chciał zaprotestować, Harry ponowił swoją prośbę:
- Lou, naprawdę jest w porządku. Tak bardzo chcę już cię poczuć…
Louis nie był w stanie nic poradzić, ale nigdy nie mógł się oprzeć słowom swojego chłopaka, dlatego zostawił go na chwilę pustego i jeszcze bardziej spragnionego, gdy sam nakładał żel na swojego penisa. Już miał przejść do tego wyczekiwanego momentu, kiedy Harry powiedział cicho:
- Kochanie, chcę cię widzieć.
- Chodź tu - odpowiedział Louis bez zastanowienia, podnosząc Harry'ego, a gdy już nawiązali kontakt wzrokowy, położył się pod nim, zapraszająco rozkładając ramiona i nogi.
Błysk niepewności przebiegł przez twarz Harry'ego, gdy zorientował się, co miał na myśli jego chłopak.
- Jesteś pewny, że chcesz w ten sposób? - zawahał się - Możemy zrobić tak, byś był na górze jak zwykle…
Louis głośno westchnął, bo był tak bardzo pobudzony, że chciał w końcu przejść do rzeczy.
- Chcę widzieć twoją piękną twarz, kiedy będziesz się zatracał i w porównaniu do tego widoku, to czy będę na górze czy na dole naprawdę mnie nie interesuje. Chodź tu do cholery!
Pociągnął go za ramiona i sprawił, że Harry znalazł się tuż nad jego biodrami. Połączyli swoje palce w mocnym uścisku i kiedy z uczuciem nawzajem wpatrywali się w swoje oczy, Harry powoli zaczął opadać na penisa mężczyzny pod nim. Na to intensywne uczucie, obaj przerwali kontakt wzrokowy, bo doznanie wymusiło na nich zamknięcie oczu. Harry odrzucił głowę do tyłu i pozostał w bezruchu przez dłuższą chwilę, przyzwyczajając się do bycia wypełnionym. Kilka chwil później nachylił się do Louisa i z zaćmionym wzrokiem złączył jego mokre wargi ze swoimi. Ten ochoczo oddał pocałunek, kiedy błądził palcami po rozpalonej skórze Harry'ego. Kontynuowali swój taniec języków, gdy powoli, stopniowo zaczęli się wspólnie poruszać.
Tak, to było to, czego pragnęli najbardziej. Ich ciała połączyły się w jedno, a cały świat dookoła przestał istnieć. Harry rytmicznie się kołysał, a w tym samym czasie Louis wypychał biodra w górę, potęgując doznania. Jeszcze mocniej spletli swoje dłonie, dzięki czemu kotwica na nadgarstku Harry'ego połączyła się z liną Louisa, a kompas prowadził statek do celu. Napięcie rosło coraz gwałtowniej, co tylko mogło oznaczać, że punkt kulminacyjny był naprawdę blisko. Przyspieszając ruchy, Harry zaczął mamrotać pośród westchnieniami:
- Lou… Zaraz…
- Dalej, kochanie. Zrób to dla mnie - szybko odparł Louis głębokim od podniecenia głosem.
Wystarczyło jeszcze kilka raptownych pchnięć, by Harry stracił kontrolę i ze łzami w oczach mocno doszedł, mając przyciśniętą twarz do wilgotnego torsu jego chłopaka. Zaraz za nim dołączył do niego Louis, który z przekleństwami na ustach rozładował skumulowane w nim napięcie, zatapiając się w rozkoszy podarowanej mu przez Harry'ego.
W pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosem przyspieszonych oddechów. Louis i Harry leżeli nieruchomo w swoich objęciach. Ich klatki piersiowe były do siebie przyciśnięte, więc mogli nawzajem poczuć, jak szybko pracowały ich serca. Harry ułożył swoją głowę tuż nad obojczykiem Louisa, który uspokajająco masował tył jego głowy. Kilka niesfornych kosmyków włosów opadło na jego czoło, a cera przybrała amarantowego odcienia ze złotymi refleksami od tlących się świec. Róż z Narsa o nazwie Orgasm nie mógł być przypadkowy. Producenci zdecydowanie musieli czerpać inspiracje z policzków Harry'ego.
- Pięknie wyglądasz - wyszeptał cicho Louis, kiedy spojrzał na błogi uśmiech, malujący się na twarzy chłopaka w jego ramionach.
Harry miał zbyt ciężkie powieki, by zwrócić oczy ku górze, więc odpowiedział cichym mruczeniem przy skórze szatyna, tym samym podnosząc kąciki ust, co sprawiło, że na jego lewym policzku pojawił się uroczy dołeczek. Louis nie mógł się powstrzymać i chwycił ciepłą dłoń Harry'ego oraz obdarował jego knykcie słodkimi muśnięciami. Brunet, który był już na granicy snu i jawy, zdążył powiedzieć jeszcze tylko jedno zdanie:
- Dobrze być w domu.
***
Wtedy otworzył oczy. Pierwsze promienie słońca leniwie przebijały się przez zachmurzone niebo, tworząc świetliste smugi na błyszczących panelach. Świece stojące na nakastliku wypaliły się, ale mimo to w powietrzu wciąż można było wyczuć zapach owoców leśnych. Panowała przerażająca cisza i spokój, a Harry bał się odwrócić głowę w prawo, by nie potwierdzić swoich przeczuć. Po kilku głębszych oddechach w końcu odważył się i spojrzał w stronę drugiego końca łóżka, by zobaczyć, że nikogo tam nie było. Pościel była w nienaruszonym stanie, a poduszka leżała idealnie płasko. Brunet chwycił za poszewkę i zatopił w niej twarz w nadziei, że poczuje w nozdrzach zapach Louisa. Niestety, materiał pachniał rumiankowym płynem do płukania, co w tym momencie było najgorszą możliwą informacją. Harry z zaszklonymi oczami złapał za poduszkę i w nagłym przypływie emocji rzucił nią przez całą sypialnię, aż uderzyła w komodę, na której stały ramki ze zdjęciami, w wyniku czego jedna z nich przewróciła się i z hukiem spadła na drewnianą podłogę, przerywając kompletną ciszę. Harry przeczesał zmierzwione włosy palcami i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłonie w akcie rozpaczy. Nie mógł uwierzyć, że to był tylko sen. Nie mógł uwierzyć, że jego wyobraźnia tak bardzo sobie z niego zadrwiła. Nie mógł uwierzyć, że realizacja jego pragnień prysnęła jak bańka mydlana.
Po kilku głębszych oddechach, kiedy w końcu się uspokoił, przypomniał sobie o telefonie. Chwycił za niego z nadzieją, że na wyświetlaczu pojawi się jakaś wiadomość lub chociaż nieodebrane połączenie. Niestety tak się nie stało. Louis nadal nie dał znaku życia. Harry nie wiedział, co zrobić. Zaczął rozważać zadzwonienie do Lottie, bo może ona wiedziałaby, co mogło się stać z jej bratem. To nie było normalne. Louis nigdy nie znikał bez powodu.
Wstał z łóżka, a chłodne, poranne powietrze owiało jego rozpalone ciało. Spostrzegł ramkę, która roztrzaskała się na twardych panelach. Podniósł ją i spojrzał na zdjęcie. Było zrobione w Brazylii przy basenie hotelowym. Louis obejmował Harry'ego od tyłu, całując go w policzek, kiedy ten drugi słodko się uśmiechał. Brunet spoglądał z rozrzewnieniem na fotografię, gdy postawił ją z powrotem na półce.
- Louis, gdzie jesteś? - powiedział ledwo słyszalnym głosem, przebiegając opuszkami palców po fotografii.
Zrezygnowany zszedł po schodach do salonu. Słońce coraz odważniej wznosiło się ponad horyzont, przez co w pokoju było dość jasno. Jednak wszystko pozostało nietknięte. Torba, którą rzucił wczoraj przy sofie, była wciąż w tym samym miejscu, a na stole nadal leżały rozrzucone płyty i notatnik. Harry ruszył w stronę kuchni, by napić się wody, gdy nagle usłyszał niespodziewany dźwięk.
Zamek od drzwi.
Odgłos przekręcanego klucza wydawał się niezwykle głośny w porównaniu do ciszy panującej w całym domu. Po chwili drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszła drobna sylwetka. Harry osłupiał, po czym powoli odwrócił się w stronę wejścia. Gdy zobaczył, kto stał przed nim z wyszczerzonymi zębami, jedyne co wydusił z siebie to było: - Louis!?
31 notes · View notes
svnsixs · 4 years
Text
Blask jej ust karcił mnie zalotnie
Za szept na ucho obcej nieznajomej
To był mój dzień, więc moja noc też teraz wejdzie
W moją traconą tej nocy mnemozyne
Tę melodię pod księżycem
Piszę teraz językiem
Na pięciolinii jej zmysłów
Podkurczonych, spływających po jej ciele, ud
Tylko mojej wypiętej symfonii
Z kucykiem w moich dłoniach, wygiętej w u,
Zabieram się do gryzmolenia
Na palce nabieram drobną kroplę fluidu
Lśniącym palcem masuję jej język
Klękam za nią, celuję, wnikam
Zapisuję na pięciolinii dwa jęki
Klucze rozsuwam bardziej
Wydłużam smak tej chwili
Krwią mocno pompowaną w żyły
Biciem dwóch serc
Ciasnej, cielesnej idylli
Mojej mnemozyne
Branej, karconej, posuwanej teraz
W kierunku nieznanym
Poza ostatnimi jej granicami
Na ostatniej z jej stacji
Tańczę głęboko
Nie liczę kroków
Jest już długo po zmroku
W szerokim rozkroku
Klęczącej
Twarz jej wciskam w poduszkę
Ja nic nie muszę, ja chcę i lubię
Przed ostatnim ze spazmów
Lawiruję między prawdą, a fałszem
Odbyciem z nią bajki, schodząc do krainy jej strachów
Do jej podziemia
Tak mi to schlebia, gdy rozgryza twardy orzech bezradności,
A twarz jej skąpana w blasku szarej codzienności,
Płynącej teraz po jej twarzy, wypływającej z jej ust...
Obiecuję, to już ostatnia,
Nigdy w ten sposób nietknięta
Więcej grzechów nie pamiętam...
~ Vulpes
0 notes
piknajestes · 6 years
Photo
Tumblr media
Moja pierwsza i ostatnia miłość ❤️ Kocham Cię Adasiu za wszystko, dziękuję z całego serduszka, że jesteś.. Wbrew wszystkiemu i wszystkim. Chociaż tak bardzo Cię skrzywdzilam, tyle złego wyrządziłam, a Ty się nie poddajesz i wierzysz ciągle we mnie, wierzysz ciągle w nas, nie zwątpiłeś, podczas kiedy zrobiłam to ja.. Twoja miłość jest najpiękniejszą miłością jaką mogłabym sobie wymarzyć, jaką mogłabym dostać od drugiego człowieka.. Nigdy wcześniej się tak nie czułam przy nikim, jak przy Tobie. Obiecuję Ci Kochanie, że będę przy Tobie już na zawsze, że Cię nie opuszcze az do śmierci... Na zawsze razem skarbie. TRZYNASTY MAJ TO NAJPIĘKNIEJSZA DATA.. 💝💫 KOCHAM CIĘ NAJBARDZIEJ ADAM💗
5 notes · View notes
sideusz · 5 years
Text
Prozak-życiak
Dziś znów leniwie śniadanie skończyło się o godzinie 11 w hamaku. Odkąd pojawiła się pogoda i sprzyjające miejscówki eksploatuje go jak tylko mogę. Ogólnie wystawiłbym mu pozytywną ocenę, zwłaszcza jak na cenę 45zł. Jedyny minus to te sznurki do wiązania - bardzo średnie - rozwiązanie z hamaka dwuosobowego (z Decathlona, bo o nich tu mówię) jest o niebo lepsze. Ale i cięższe. Coś za coś - mam dwie taśmy rurowe w osłonach i jakoś sobie radzę.
Po śniadaniu zjechałem zupełnie na dół szukać miejscówki nad morzem. Dzisiaj znalazłem genialną wręcz - przed miejscowością Karlobag (jadąc od północy) wzdłuż drogi jest parking. Potem warstwa lasku kilka-kilkanaście metrów, potem droga gruntowa wzdłuż morza (zastawiona głazami), a następnie wielkogłazowa plaża, ale w ogóle nie stroma i z drzewkami miejscami. I ta "plaża" ciągnie się kilkaset chyba metrów - wypas.
Tumblr media
Korzystając z okazji wykąpałem się, tym razem z żelem, co by brud zmyć. Ja wiem, że takie specyfiki słabo lub w ogóle się pienią w wodzie morskiej. Ale obiecuję sobie (bez konsekwencji jak się nie uda), że następnym razem kupię, albo zrobię mydło, które pieni się w słonym morzu (tak, tak - są takie). Dzisiaj musiało wystarczyć bez piany, ale zadziałało.
Tumblr media
I tak przyszedł czas żegnać się z morzem i kierować w kierunku Gospićia - tak, znów przez góry. Tam zatankowałem i kupiłem w Lidlu kilka rzeczy.
(Nie, Lidl mnie nie sponsoruje, ale jakby chciał - jestem otwarty na propozycję, chociaż jestem z natury nieprzekupny, a moja silna wola jest mocna jak Spray do kabin przysznicowych marki W5 dostępny w każdym Lidlu!)
Potem kierowałem się na południowy wschód szukając jakiejś miejscówki do spania. Pierwsze dwa strzały były słabe - jeden po prostu, a drugi to co prawda droga w góry na parking parku Paklenica, na wysokości grubo ponad 1000, a nie chciałem tak wysoko spać, więc wróciłem. Na dole było trochę przypałowo i tak skręciłem z głównej drogi na drogowskaz turystyczny na "Zir". I stoję teraz pod tą górką na dość sporym parkingu. Byłaby tu totalna wręcz cisza, gdyby nie to, że 500m ode mnie przebiega autostrada, jest więc szum. Hm, może jutro się zbiorę w sobie i wstanę na wschód, żeby tak codziennie długo nie spać? Znak mówi, że jest tam godzinka, na moje oko góra pół. Zobaczy się.
Tumblr media
Na aucie zaczyna być widać dobitnie i dosadnie to co uwielbiam - ślady podróży :).
Tumblr media
Tumblr media
Poza tym Kijanka spisuje się dzielnie, a ostatnia naprawa wygląda na udaną, gdyż nie mam żadnych problemów, a i silnik jak dotąd nie uronił ani kropli, jak patrzyłem od spodu.
0 notes
Photo
Tumblr media
Dzień dobry 🌈🏝️ Niech to będzie dla nas wszystkich dobry tydzień. My już z niecierpliwością czekamy na M. Ostatnia prosta 🤞 Piękny raj tam u ciebie M, ale wracaj już. O wiele więcej atrakcji czeka na ciebie w domu. Obiecuję ci to. 😄🤭 __________________ #blizniaki_marynarz_i_ja #blog #raj #brasil #brazylia #paradise #rainbow #plaża #sky #bluesky #picoftheday #photooftheday #pracanamorzu #seafarerslife #seafarers #trip #blue #morzeirodzina #rozłąka #odległość #dzieląnaskilometry #man #marynarz #marynarze #sea #ocean #palmy #palmtrees #view https://www.instagram.com/blizniaki_marynarz_i_ja/p/BwRCP1dACMc/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=xlbfm391hmn4
0 notes
lyrune · 5 years
Text
♡ 4♡ I love you and I will probably never stop again
Tumblr media
My Wifie <3
Nie rozumiem. Dlaczego do mnie piszesz?                    
Wiesz gdzie mieszkają moi rodzice i zamiast przyjść jak człowiek,
to ten będzie pisał. Idiota.
Idiot
A może ja się boję, że mnie wyrzucisz za drzwi?!
My Wifie <3
Ja ciebie? Skądże!
A co miałabym zrobić, osobie która rani mnie za każdym możliwym, kurde razem?
Mam ci kurde podziękować?!
Idiot
No chyba ty!
My Wifie <3
Mam dość daj mi spokój!
Jednak to nie pomogło i idzie to na nic.
Idę do prawnika.
                                   To była jej ostatnia wiadomość. Można by rzec, że te sms'y były te same za każdym możliwym razem. Nie mógł dopuścić, do tego by odeszła. Próbował jej napisać coś miłego, ale jak zwykle nerwy mu puściły.
- No zajebisty był ten pomysł, Plagg. Dzięki tobie idzie do prawnika! - krzyknął rozżalony.
- I nic z tym nie zrobisz!? - krzyknęło kwami. - Rusz się, a nie siedzisz tutaj jak ostatni palant! Do cholery dzieciaku, ona cię kocha. Nie pozwól jej tak po prostu, odejść! Biegnij! - zdenerwował się Plagg, po czym rzucił gdzieś w kąt, krążek camemberta.
Nim coś jeszcze dodał, mężczyzny już nie było.
 ♡  
      Szła właśnie w stronę prawnika, gdy ktoś w nią wbiegł. Czuła tylko ręce, które obejmowały ją w pasie. Próbowała usiąść, ale jej się nie udało. W końcu osoba która w nią wbiegła, rozluźniła uścisk. Spojrzała na niego. Ponieważ to był on. Adrien. Mężczyzna i pan jej bijącego, tylko dla niego serca.   On nic nie powiedział, tylko przytulił ją mocno. Poczuła na sobie coś mokrego. On płakał. Od dawna nie widziała by on płakał. Zawsze krył się z emocjami. Nie okazywał jej innych uczuć od zazdrości.
- Przepraszam. Ja cię tak bardzo przepraszam. - wyłkał. - Zawsze się boję, że cię stracę z mojej winy. Nie mogę ci pozwolić odejść, za bardzo cię kocham. Kocham cię zawsze  i zawsze będę, nawet na sekundę nie przestanę. - łkał. - Przepraszam, za to, że cię kiedykolwiek zraniłem. Zmienię się, obiecuję. Tylko nie odchodź ode mnie.
- Już spokojnie. - pogładziła jego blond włosy. Ucałowała go w czubek głowy. - Kocham cię, spokojnie nie płacz już. Spokojnie, oddychaj.
Oderwał się od niej. Wbił się w jej usta.
♡  
0 notes