9-03-2024
Wczoraj był fajny dzień. Najpierw zrobiłam prace na NOWY konkurs (graficzny). Potem je wydrukowałam, wypełniłam kartę zgłoszeniową, umyłam się itp.
Potem wpadli moi rodzice. Załapali się na ostatki tarty (tarty tatin - jeżeli coś dobrego, oprócz doświadczeń i wiedzy o własnych granicach, zostało mi po rodzinie mojego poprzedniego partnera to właśnie poszerzenie zdolności kulinarne o przepisy francuskiej szkoły wypieków i cukiernictwa). Miło spędziliśmy czas czekając na powrót mojego chłopaka z pracy po czym wybraliśmy się wszyscy do muzeum, na plan "Świata według Kiepskich". Rodzicom baaaardzo się podobało. Tata masę ciekawych rzeczy mi opowiedział. Mama się jarała eksponatami. No super było (tym bardziej, że do muzeum mogliśmy wziąć pieska). Wszyscy mamy zdjęcie z kibla u Ferdka. Było szczęście! :D
Potem pojechaliśmy wspólnie na obiad. Po obiedzie rodzice wzięli małą i wrócili do domu, a my pojechaliśmy na szybko (ale z trwającymi długo przygodami) przebrać się w cieplejsze ciuchy i... poszliśmy do kina (też przygodowo - znajoma mojego chłopaka się rozchorowała i szukała kogoś, która chciałby odkupić bilety jej i jej partnera). Byliśmy na "Biednych Istotach" - FANTASTYCZNIE się bawiłam. Scenariuszowo, estetycznie, aktorsko, scenograficznie i w ogóle filmowo ten film jest cudowną rozrywką. :D
Do domu wróciliśmy po północy... a dziś od rana zajęcia.
Jeszcze musiałam wcześniej wstać, by nadać te prace na konkurs.
Nadane. Wysłane. Done.
Uczestniczyłam już w kilku zajęciach, posiedziałam chwilę w bibliotece.
A potem okazało się, że musimy pracować w grupach. Dłuższa historia. Ech.
Miało być tak, że zrobię pracę sama w trybie indywidualnym. Ale podbiła do mnie jedna dziewczyna pytając czy może pracować ze mną, bo ona i koleżanka doceniły to jak jakościowe pracę wykonywałam na zaliczenie w ubiegłych semestrach. WOW. Powiedziałam, że prowadzący kazał mi zaliczyć solo - na co ta dziewczyna speszyła się, zaczęła się tłumaczyć, że ona też szuka wyzwań, że nie chciała mi nic narzucać itp. Ech, nie, to nie tak - tłumaczyłam jej, że bardzo mi miło, ze mi to zaproponowała i generalnie TAK, z przyjemnością! Po prostu mnie nei będzie. LAskę zatkało. xD No bo za mało czasu było na wyjaśnianie xD - powiedziałam jej, że "poczekaj chwilę, zaraz sie dowiem czy możemy wspólnie pracować" - podeszłam do prowadzącego, lecę z "to ze mną pan pisał w sprawie indywidualnego trybu. Czy mogę projekt wykonać w ramach współpracy z koleżankami z grupy!?" A typ na to "no pewnie, na pewno bedzie pani łatwiej, jak będzie pani miałą z kim współpracować" - odwracam się i mówię lasce "To pracujemy razem, tylko jeszcze moją gotkę-koleżankę w to wciągniemy i koleżankę-tancerkę". I do projektu wykonywanego przez maksymalnie 7 osób, a minimalnie przez 1 osobę (takie mamy wytyczne) NAGLE mam 5 chętnych i wszystkie nastawione na wykonanie dobrego, solidnego researchu. xD Ale fajnie!
Brałam też dziś udział w grze na ćwiczeniach. Było zajebiście.
A teraz siedzę w domu i próbuję nie zasnąć...
13 notes
·
View notes
Forger Loid x Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
ʟᴏɪᴅ ᴘᴏsᴢᴜᴋᴜᴊᴇ ɪɴғᴏʀᴍᴀᴄᴊɪ ɴᴀ ᴛᴇᴍᴀᴛ ᴀᴋᴀᴅᴇᴍɪɪ ᴇᴅᴇɴ. ᴢ ᴘᴏᴍᴏᴄᴀ̨ ᴘʀᴢʏᴄʜᴏᴅᴢɪ ᴍᴜ [ʀᴇᴀᴅᴇʀ] — ᴢɴᴀᴊᴏᴍᴀ ᴢ ᴄᴢᴀsᴏ́ᴡ, ɢᴅʏ ᴊᴇsᴢᴄᴢ�� ᴛʀᴇɴᴏᴡᴀᴌ ʙʏ ᴢᴏsᴛᴀᴄ́ sᴢᴘɪᴇɢɪᴇᴍ. ᴘᴏᴍɪᴇ̨ᴅᴢʏ ᴛʏᴍ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴍ ᴊᴇsᴛ ᴀɴʏᴀ, ᴄʜᴄᴀ̨ᴄᴀ ᴢᴊᴇśᴄ́ sᴡᴏᴊᴇ ᴏʀᴢᴇsᴢᴋɪ ɪ ᴘʀᴢᴇᴢ̇ʏᴄ́ ᴘʀᴢʏɢᴏᴅᴇ̨ ᴊᴀᴋ ᴡ ᴜʟᴜʙɪᴏɴʏᴍ sᴘʏ ᴡᴀʀs…
"sᴍᴏᴏᴛʜ ʟɪᴋᴇ ʙᴜᴛᴛᴇʀ, ʟɪᴋᴇ ᴀ ᴄʀɪᴍɪɴᴀʟ ᴜɴᴅᴇʀᴄᴏᴠᴇʀ
ɢᴏɴ' ᴘᴏᴘ ʟɪᴋᴇ ᴛʀᴏᴜʙʟᴇ ʙʀᴇᴀᴋɪɴɢ ɪɴᴛᴏ ʏᴏᴜʀ ʜᴇᴀʀᴛ ʟɪᴋᴇ ᴛʜᴀᴛ"
ʙᴜᴛᴛᴇʀ ʙᴛs
Anya posłusznie trzymała tatę za rękę, powoli dreptając przez słoneczne miasto. Dookoła niej działo się tyle rzeczy, że nie wiedziała, w którą stronę patrzeć. W sierocińcu rzadko wychodziła na zewnątrz. Jeśli już, to zwykle na zabrudzone podwórze. Budynki, które teraz oglądała, w niczym nie przypominały widoku z małego okienka starej kamienicy. Były wielkie i kolorowe. Uśmiechnęła się szeroko. To zdecydowanie był fajny dzień.
— Gdzie idziemy? — spytała, ciągnąc lekko za rękaw garnituru.
— Do kiosku. Po gazetę. — Loid poprawił kapelusz i skręcił w kolejną z wielu ulic.
— [Reader] jest dobrą informatorką. Na pewno wyciągnie jakieś informacje o szkole.
To nie tak, że Anya chciała podsłuchiwać myśli innych. Jasne, czasami naprawdę starała się to robić celowo i zwykle jej się udawało, ale zazwyczaj działo się to bez jej kontroli. Z tego też powodu nie lubiła tłumów. W wielkich skupiskach ludzi jej moc trochę wariowała. Zdarzało się, że słyszała za dużo naraz. Dlatego ucieszyła się, schodząc na mniej uczęszczaną ulicę.
Popatrzyła na tatę. Zapytać go? Nie, nie mogła. Musiałaby mu wytłumaczyć, o co chodzi. Jeszcze by się skapnął, że nie jest do końca normalna, i oddałby ją z powrotem. Jeśli chciała z nim zostać, musiała się dostać do szkoły. To było ważne dla jego misji.
Wytężyła głowę. Informator… Informator... Informator… Ktoś taki na pewno był w którymś odcinku Spy Wars. Tylko nie za bardzo mogła sobie przypomnieć w którym. Zazwyczaj skupiała się na tym, co robi Bondman. W końcu był najfajniejszym bohaterem ze wszystkich. Strzelał, pokonywał wrogów i ratował księżniczkę.
— Dzień dobry. — Forger przekroczył próg niewielkiego sklepiku.
Dzwoneczek przymocowany nad drzwiami brzęknął kilka razy, oznajmiając właścicielce, że zjawił się klient. Loid przez grzeczność zdjął kapelusz, rozglądając się po półkach. Popatrzył na Anyę znaczącym wzrokiem. Zmarszczyła czoło w zamyśleniu, ale dość szybko zrozumiała, o co mu chodzi.
— Dzeń dobly! — krzyknęła.
— Witam, witam stałego klienta! — Sprzedawczyni od razu przestała czytać książkę i jakby się ożywiła.
Anya przyjrzała się jej dokładnie. Miała siwe włosy. Jej twarzy jeszcze nie dotknęły zmarszczki, jak w przypadku wychowawcy z sierocińca, ale co jakiś czas podpierała się na lasce.
— Tato, skąd znasz starą panią?
— Anya, to bardzo niegrzeczne. Nie powinno się tak mówić. Przeproś — westchnął Forger.
— Nic się nie stało. — Pani znad lady zaśmiała się głośno.
— To dobry znak. Moja przykrywka działa. A już myślałam, że z moją urodą nie dam rady udawać staruszki. Szach, mat, centralo!
Anya wytrzeszczyła oczy w niedowierzaniu. To musiała być ta cała informatorka. Im dłużej jej się przyglądała, tym więcej drobnych szczegółów zauważała w jej przebraniu. Ręce miała bardzo młode. A w jednym miejscu nad uchem kolor włosów był leciutko inny niż siwizna królująca na jej głowie. Wcale nie była stara. Po prostu udawała. Mała poczuła przypływ dumy. Sama to rozpracowała.
— Ty pewnie jesteś Anya? Pan Forger trochę mi o tobie opowiadał. — Kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie.
— Jestem Anya Foldziel. Mam tyle lat. — Zgrabnie uniosła palce do góry. — I bardzo lubię ozeski.
[Reader] przyjrzała się małej. Musiała przyznać, że była urocza. Może nie tak całkiem idealna do tej misji, jeśli sądzić po raporcie Twilighta, ale powinna dać sobie radę z odrobiną pomocy. Do której to ona sama miała się znacząco przyczynić.
Akademia Eden nie przyjmowała byle kogo. Znana ze swojego wymagającego toku kształcenia, oczekiwała od uczniów pokładów wiedzy, dobrego wychowania i elegancji. Niepasujące rodziny szybko eliminowała i nie było mowy o szansie na powrót. Miało się tylko jedną okazję, by spróbować się do niej dostać. Jej przyjaciel po fachu — Franky — powierzył jej pozyskiwanie informacji o szkole, a także głównym celu misji — Donovanie Desmondzie. Jakoś musiała je przekazywać, więc odkupiła niewielki budyneczek kawałek od centrum. Zabawa w kiosk była szalenie nudna. Ludzie zwykle wstępowali po gazety wczesnym rankiem. Potem miała wolne prawie przez cały czas. Widok Twilighta przypomniał jej jak zwykle o innych, ciekawszych czasach, kiedy jeszcze trenowała, by zostać agentką jak on. Czy żałowała zmiany profesji? Może czasami, gdy prawie zasypiała z nudów nad stronami powieści, by zabić czas. Nie miała jednak większego wyboru. Kontuzja w ostatnim roku szkolenia wyeliminowała ją z gry. Praca jako szpieg na dłuższą metę przeciążyłaby jej nogę. Tak więc przeniosła się na kurs na informatorkę.
Twilight niewiele się zmienił od studenckich czasów. Już na pierwszym roku był obiecująco dobry. Im bliżej do zakończenia szkolenia, tym bardziej udowadniał, że jest idealny do tej pracy. Obecnie, pracując przy Strixie, stał się największą nadzieją na pokój wśród swojej profesji. Sporo osób zazdrośnie patrzyło na [Reader], że dostała szansę, by z nim współpracować. Część znajomych z pracy zawracała jej głowę, by prosiła go o autografy w ich imieniu. Nie zgadzała się, odpowiadając wymijająco. Nie przepadał za tym i nie miał zbyt wiele czasu. Nie chciała mu zawracać głowy takimi drobnostkami. Nawet jeśli przez to wychodziła na wredną koleżankę w oczach innych.
Kobiety nadal za nim szalały. Zarówno te w terenie, w centrali, jak i te, które musiał wykorzystać do swoich misji. [Reader] wcale się im nie dziwiła. Miał w sobie swego rodzaju charyzmę, ale też potrafił być czuły, kiedy była taka potrzeba. Zwykle jednak widziano to w sprawach dotyczących czysto pracy. Miała wrażenie, że niewiele z nich naprawdę go znało. Pragnęła wierzyć, że stanowiła swego rodzaju wyjątek. Nigdy nie zapomniała, jak jednego z pierwszych dni nikt nie potrafił do końca przebiec toru przeszkód. Jako jedyni zostawali dłużej, by próbować dalej. Pewnego razu podczas egzaminu chłopak źle skręcił i prawie wpadł na zepsuty sprzęt. Może wyratowałby się przed zaostrzonym prętem, może nie — trudno było stwierdzić, na ile jego zmęczone ciało dałoby sobie z tym radę. Wtedy znikąd zjawiła się [Reader], podciągając go w górę. Przez długi czas nie mógł uwierzyć, że zawaliła swój prawie idealny wynik, by mu pomóc. Od tamtej pory zaczęli ze sobą rozmawiać. Czasem po głowie dziewczyny chodziły myśli, czy to, co jest między nimi, to wciąż przyjaźń, czy granica została przekroczona. Odpowiedź nigdy nie nadeszła, a na ostatnim roku relacja osłabła, bo [Reader] zmieniła swoja ścieżkę kariery. Co nie zmieniało faktu, że nadal naprawdę miło było go spotykać, choćby od czasu do czasu. Zazwyczaj pracowali z daleka od siebie, w różnych częściach kraju. Zdarzały się jednak wspólne misje, takie jak ta.
— Coś tu się znajdzie. — [Reader] zaczęła grzebać w staromodnej torebce. — Orzeszki w maśle. Myślę, że ci zasmakują.
— Dzienki! — Rozpromieniona twarz małej dała jej znać, że naprawdę musiała lubić ten przysmak.
Mężczyzna od razu zorientował się, w czym rzecz. To była paczka o jej ulubionym smaku. Już od czasów studenckich nosiła ze sobą przynajmniej jedną. Nie była na sprzedaż. Przekręcił delikatnie głowę, jakby strofując ją za rozpieszczanie dziecka oraz oddawanie swoich rzeczy.
— Dzisiejsze wydanie specjalne. — [Reader] wyciągnęła gazetę spod blatu.
Delikatnie stukała palcami o jego powierzchnię i gdyby nie czytanie w myślach, Anya nigdy by się nie zorientowała, że przekazuje tajną wiadomość:
— Połowa odpowiedzi do egzaminu. Na resztę musisz zaczekać — literowała kobieta w myślach .
Dziewczynka wpychała do buzi orzeszki, czując narastającą ekscytację. Może to nie do końca było strzelanie z pistoletu, ale brała udział w prawdziwej szpiegowskiej pracy. Prawie jak w Spy Wars !
— Powinna pani nas kiedyś odwiedzić na podwieczorku. Najlepiej jak najszybciej. Może w tym tygodniu? — Forger podał Anyi chusteczkę do wytarcia buzi.
— Mam dużo spraw do załatwienia, ale zobaczę, co da się zrobić. — Spojrzała na niego niepewnie.
— Nie wiem, czy dam radę zdobyć te odpowiedzi tak szybko — wystukała znów paznokciem .
— Nie chodzi o misję. Dawno się nie widzieliśmy — odstukał.
Wbiła wzrok w półki, próbując zachować neutralną minę. Myślała, że po tak długim czasie jej uczucia wyblakły. Dlaczego więc aż tak bardzo cieszyła się z tego zaproszenia? Odpowiedź prowadziła tylko do jednego wniosku — wcale jej nie przeszło. Może łatwiej byłoby się z tego wyleczyć, gdyby się zmienił albo był mniej przystojny. Tymczasem miała wrażenie, że wciąż jest taki sam. Za każdym razem, gdy go spotykała.
— Powinniśmy już iść. — Loid złapał małą rączkę klejącą się od orzechów. — Do widzenia. — Ukłonił się i założył kapelusz.
Przed wyjściem rzucił [Reader] o sekundę dłuższe spojrzenie niż powinien. Wyglądał, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale ostatecznie spojrzał na dziecko i zrezygnował. Wziął Anyę na ręce.
— Pa pa! — pomachała dziewczynka, opuszczając sklep.
Prawie od razu zachciało jej się spać. Potarła zmęczone oczy. To był dzień pełen nowych niespodzianek. Nie miała czasu, by się zdrzemnąć. Wtuliła się w tatę. Na granicy jawy i snu zdarzało jej się słyszeć ludzi nawet jeśli tego nie chciała. Tak było i tym razem:
— Ile jeszcze mam czekać na tramwaj…
— Co za nudy w tej robocie…
— Cholera! Napad? Akurat teraz?
Ta ostatnia myśl, wyłowiona spośród morza innych, skutecznie ją wybudziła. Wytężyła umysł, próbując ustalić, skąd dochodziła. Z przerażaniem odkryła, że chaotyczne słowa dobiegają z budynku na końcu ulicy, z którego nie tak dawno wyszli. Poczuła panikę. Jak miała powiadomić kogokolwiek, co się dzieje?
— Jeszcze chwila i będzie po niej. Musimy mieć te dokumenty. — Nieznajomy głos brzmiał groźnie, rozchodząc się echem w jej głowie.
— Chcę ozeski! — wypaliła najgłośniej jak umiała.
Loid spojrzał na nią, unosząc brew.
— Przed chwilą zjadłaś całą paczkę. Jeśli jesteś głodna, to kupię ci obiad.
— Nie, nie, nie. — Tupnęła nogą. — Ozeski! — Odwróciła głowę w stronę kiosku, jakby to miało jej pomóc zorientować się, czy informatorka jeszcze żyje.
— Posłuchaj. — Mężczyzna kucnął, zniżając się do poziomu jej wzroku. — Za dużo słodyczy szkodzi dzieciom…
— Anya chce ozeski! — krzyknęła głośniej niż poprzednim razem. I zrobiła rzecz, którą podpatrzyła na ulicy od innych dzieci. Za każdym razem, gdy bardzo czegoś chciały, nabierały powietrza w płuca i zaczynały płakać. Podążyła za ich przykładem, zwracając uwagę wszystkich przechodniów.
Nie za dobrze się czuła z zasmarkanym nosem i twarzą tonącą we łzach. Dlatego ucieszyła się, gdy dostała do ręki chusteczkę.
— No dobrze, dobrze. Kupimy je po drodze do domu. Zgoda? — spytał Forger pojednawczo.
— Nie. Ozeski od starsej pani! — To mówiąc, pociągnęła Loida za rękaw w stronę kiosku.
Mężczyzna westchnął ciężko. Doskonale wiedział, że [Reader] nie ma więcej paczek. Miał już jednak serdecznie dosyć spojrzeń rzucanych mu przez przypadkowych przechodniów. Tak więc dał małej się poprowadzić, by choć na chwilę przestała płakać.
Nie spodziewał się tego, co zobaczył w sklepie, gdy ponownie tego dnia przekroczył jego próg. Anya chyba też nie, bo stanęła jak słup soli, wpatrując się w mężczyznę za ladą. On zaś wpatrywał się we właścicielkę sklepu. [Reader] musiała zgubić perukę w ferworze walki. Policzek szpeciła świeża blizna. Musiała mocno oberwać. Porzuciła przykrywkę starszej pani, celując z broni do napastnika. Zza drzwi małego składziku dochodził stłumiony głos kogoś jeszcze innego. Prawdopodobnie miał knebel na ustach.
[Reader] rzuciła szybkie spojrzenie do tyłu. Na widok Twilighta odetchnęła z ulgą.
— Już myślałam, że będę musiała zastrzelić tego typa. Jak niby miałabym wyprowadzić stąd aż dwie żywe osoby i nie zepsuć przykrywki?
— Przyszliśmy po orzechy. Nie chcieliśmy przeszkadzać w waszej zabawie w złodziei — oznajmił Loid, chcąc ratować sytuację. Mała nie mogła wiedzieć, że jest szpiegiem. To mogłoby zepsuć całą misję.
— Żeby tylko Anya się nie zorientowała…
Dziewczynka rzuciła mu szybkie spojrzenie. Teraz musiała trochę poudawać głupią.
— Gracie w napad? Anya też chce się bawić. Mogę potsymać pistolet?
— Jasne. A ja w tym czasie zajmę się drugim złolem, co ty na to? — zaproponowała kobieta.
— Supel! — oznajmiła mała, przejmując broń. — Lence do góly!
Napastnik popatrzył na nią, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie zamknął usta.
To było jak akcja z Bondmanem. Czuła, że prawie się trzęsie z ekscytacji. Oczywiście musiała udawać, że nie wie, o co chodzi, ale wciąż było jak w jej ukochanym serialu. Nie zawiodła się na tacie. Od początku wiedziała, że jeśli da się mu adoptować, to prędzej czy później doświadczy swojego marzenia.
Twilight rzucił [Reader] lekko przerażone spojrzenie, dopóki jej usta nie poruszyły się w niemym przekazie:
— Podróbka.
Zaraz potem otworzyła schowek, ukazując mężczyźnie lekko pokiereszowanego człowieka. Agent, nie tracąc czasu, wybrał numer agencji. Ktoś musiał się zjawić i jak najszybciej ich zabrać. Biorąc pod uwagę, że zadzwonił w ramach operacji Strix, pracownicy powinni się znaleźć tu najszybciej, jak mogli. Wcale nie tak prosto byłoby informatorce wynieść po cichu tych dwóch wrogów. Szczególnie żywych.
Wszedł głębiej do schowka i przyjrzał się mężczyźnie krytycznym okiem. Upewnił się, że nikt na niego nie patrzy, po czym przyłożył mu prawym sierpowym. Ciche jęknięcie skutecznie stłumił knebel.
— To za [Reader] — wyszeptał w stronę już nieprzytomnego. Po wszystkim poprawił garnitur i jak gdyby nigdy nic dołączył do Anyi.
— Byłem sprawdzić na zapleczu, ale [Reader] nie ma więcej orzechów — oznajmił, przejmując broń od przybranej córki.
— Jakich oze… — zaczęła dziewczynka, która zdążyła kompletnie zapomnieć, po co rzekomo tu przyszła. — To znacy… skoda. Kupimy w innym sklepie.
— Musimy już iść. Pożegnaj się ładnie.
— Jestes supel! — Anya szybko podbiegła do [Reader] i objęła ją w pasie. — Mozemy się jeszcze kiedys tak pobawic?
— Jasne — odparła kobieta, uśmiechając się lekko. Przytuliła małą mocno, patrząc, jak Twilight jednym ciosem nokautuje faceta, którego do tej pory miał na fałszywej muszce. — Wpadnę kiedyś na herbatę. I na pewno przyniosę maślane orzeszki…
2 notes
·
View notes