Tumgik
#kubek z kawą
twojewnetrza · 1 year
Text
Wyjątkowy stolik kawowy Laos od Miloo Home - poznaj jego zalety!
W salonie meblowym MILOO Home znajdziesz wyjątkowe meble i oświetlenie, które świetnie sprawdzą się w Twoim domu. W tej wyjątkowej ofercie jest także nasz nowy produkt - okrągły stolik kawowy Laos. To jedyny w swoim rodzaju produkt, który łączy w sobie zalety szkła i drewna tekowego. Z jednej strony blat szklany zapewnia trwałość, z drugiej jego naturalny element drewniany sprawia, że stolik wygląda wyjątkowo. Laos to wysokiej jakości stolik kawowy o wymiarach 100 x 100 x 45 cm. Jest przestronny i pozwala pomieścić szereg rzeczy - od książek, po kubek z gorącą kawą. Podstawę stołu stanowi kawałek naturalnego drewna, jakby przed chwilą przywiezionego z lasu. Jest to niezwykle trwały materiał - drewno tekowe idelanie nadaje się do produkcji mebli ogrodowych i kuchennych. Na tek łączy się szklany blat, który jest odporny na wszelkie zarysowania i przebarwienia. Jeśli szukasz stolika kawowego, który będzie odpowiednio odporny na czynniki zewnętrzne oraz łączyć w sobie wyjątkowy design i funkcjonalność, to bez wątpienia Laos spełni Twoje oczekiwania! Co więcej, ten produkt produkowany jest przez sklep internetowy MILOO Home. Firma ta specjalizuje się w wytwarzaniu mebli i oświetlenia. Ich produkty cechuje wysoka jakość i trwałość. Produkowane meble cechuje nietypowy design, a także zastosowanie materiałów najwyższej klasy. W ofercie firmy znajdziemy wyjątkowe meble i oświetlenie, które sprawia, że wnętrza naszego domu stają się wyjątkowe. Firma współpracuje z wybranymi producentami, dzięki czemu oferują skrojone na miarę produkty, spełniające wymagania i oczekiwania klientów. Doświadczeni pracownicy firmy pomogą Ci wybrać odpowiedni produkt, dopasowany do Twojego stylu i zapotrzebowania. Jeśli szukasz wyjątkowego stolika kawowego, to proponowany przez MILOO Home Laos jest właśnie dla Ciebie. Jego wytrzymała konstrukcja z drewna tekowego i szkła z pewnością zadowoli nawet najbardziej wymagających klientów. Zobacz już dziś ofertę MILOO Home i wybierz meble, które staną się wyjątkową ozdobą Twojego wnętrza.
0 notes
kasja93 · 9 months
Text
Cześć
Tumblr media
Wczoraj większość dnia jak już pewnie wiecie miałam doła większego, niż zazwyczaj. Staram się sobie wmawiać, że tak się każdemu zdarza, że ma gorszy dzień. Większość przespałam. Nawet nie czytałam, po prostu wegetowałam i tyle.
Obudziłam się koło 18 i już nie mogłam spać, więc leżałam i żyłam marzeniami sennymi. To takie coś jakby pół śniąc wyobrażać sobie, że jest się gdzieś indziej. Gdzieś gdzie jest lepiej.
Zobaczyłam, że koło 16 dzwonił tata, więc oddzwoniłam. Pogadaliśmy trochę w tym o tym jak się czuje. Oczywiście zrozumienie było tak na max 30%. Cóż… na więcej i tak nie liczyłam. Ogólnie rozmowa była spoko.
Tumblr media
Wzięłam się w końcu za robotę. Podjechałam na załadunek. Tam wszyscy byli dla mnie bardzo mili i serdeczni. Może dlatego, że używając tych prostych słów wytrychów, które przy pewności siebie dają złudzenie, że potrafię mówić po niemiecku? Generalnie większość co się do mnie mówi w tym okropnym języku rozumiem a wystarczy odpowiedzieć jakiś ogólnik a już cię widzą lepiej, niż tych co nawet po angielsku nie potrafią za bardzo cokolwiek wydukać. Zostałam też pochwalona przez Marshalla bo podjechałam pod rampę za pierwszym razem. Najwyraźniej było to coś nowego na nocnej zmianie skoro było warte odnotowania xD
Zabawne było, że byłam jedynym Polakiem a wszystkie ciężarówki na Amazonie były na polskich blachach. O ile najczęściej mam w dupie Ukraina Power tak dziś jak zobaczyłam podwójną obsadę przerażoną przy automacie z kawą tak stwierdziłam, że mnie wkurwiają. On dumał i dumał co kliknąć a jak się zdecydował to zachowywał się jakby ten przycisk miał mu palca ujebać. Ona tak się bała, że jej rycerz kliknął (narażając życie) kawę dla niej. Musiał jej nawet kazać odebrać kubek z napojem bo patrzyła się w napój jak szpak w… nie powiem co. I tak obserwuje ową scenkę jaka się przede mną odgrywa niejako z rozbawieniem i zniesmaczeniem. Bo skoro ktoś się boi kawę z automatu wziąć to jak prowadzi 40 tonową ciężarówkę? I kto dał takiej kwity i za ile (chętnie kupię dla rodziców). Ja na takie kobitki z podwójnych obsad damsko męskich mówię Paprotki. Ot ładnie to wygląda, ale pożytku żadnego. Bo o robieniu kanapek i dawania rzyci nie będę mówić. Znowu będzie mi się zarzucać szowinizm.
Po wyjechaniu z Hamburga rozmawiałam całą drogę do Lipska z przyjacielem. On śmigał w stronę Szwajcarii. Trochę ponarzekaliśmy, pogadaliśmy ogólnie o życiu i co tam u nas słychać. Facet jest w wieku mojej mamy, ale jakoś rozumiemy się nawzajem. Nie ukrywamy się za fałszywym obrazem jaki kreujemy. Mówimy bez owijania w bawełnę jak jest. To mi pomaga.
Tumblr media
W ogóle muszę się pochwalić bohaterstwem niemieckiej policji. Choć nie ma obowiązku jazdy na światłach mijania - chyba, że warunki pogodowe są złe bądź jedzie się tunelem wlepili mi 30 euro mandatu xD Medal im powinni dać! Wiem, że jest koniec miesiąca i trzeba wyrobić normę, ale to już czyste skurwysyństwo. Na tłumaczenie, że przecież pogoda jest super i nie ma żadnego tunelu na drodze stwierdzili, że według nich powinnam była jechać i tyle. Nie chciałam się z nimi kłócić bo by mnie jeszcze aresztowali, więc zapłaciłam kartą. Do kieszeni sobie nie schowają. Ja zaś chyba zacznę zabierać śmieci budowlane w trasę i będę im wyrzucać je na parkingach. I niech im się ta gospodarka w pizdu załamie.
Jedyny plus tej dalej sytuacji jest taki, że w ramach pokuty postanowiłam sobie odbić owe 30 euro w jedzeniu albo raczej w niejedzeniu. Wyrobie sobie dzięki temu normę deficytu kalorycznego bo czuje jak puchnę od nic nie robienia. A bez kitu robić coś poza minimum egzystencjonalnym nie mam siły. Takie tam just ana and depression things. Jak to powiedziałby mi ktoś bliski „combo w chuj”.
Tumblr media
No i wreszcie zajechałam na lotnisko w Lipsku i okazało się, że mają tylko dwie działające rampy xDDD więc kwitłam sobie i czekałam bo jak to mi Niemiec pochodzenia Blisko Wschodniego powiedział „biorą na rozładunek według priorytetu a nie godziny”. Wifi chulało zatem miałam na to wywalone. Naciągałam sobie muzyki, podcatsów i innych filmików na yt. Nawet nowy sezon Ragnarok udało mi się ściągnąć nim mnie rozładowali xD
Tumblr media
Dostałam też dyspozycje następnej trasy. Z Gery do Garbsena. Podjechałam bliżej na ostatni cywilizowany parking przed załadunkiem i właśnie zakończyłam dzień. O 20 muszę zwlec się z wyrka, doprowadzić się do stanu używalności i jechać na załadunek.
A propo stania. To nie jest takie proste stanąć na pauzę (odpoczynek dobowy) jak się może wydawać. Trzeba wybrać odpowiednią rajkę (miejsce parkingowe bądź w innym znaczeniu można tak nazwać trasę). Należy wybrać taką z dala od stacji paliw, jeśli na parkingu takowa jest. Inaczej będą jeździć, trzaskać drzwiami i drzeć mordę. To samo tyczy się toalety czy restauracji. Najlepiej też wybrać taką by jak jakiś gamoń będzie wyjeżdżać z miejsca obok to by uszkodził tylko jedną stronę (co o dziwo się zdarza). Dlatego ja jak tylko mam możliwość staje tak by mieć po jednej stronie trawnik bądź wysepkę. No i jako, że jestem anioł nie człowiek staram się stanąć tak, że jak w nocy wyjadę to ktoś będzie mógł wycofać się na moje miejsce. Dlaczego wycofać? Bo za tzw dupami (na tyłach miejsc parkingowych) po nocy parkują co zdolniejsi, gdy brakuje już miejsc. A ich zawsze w Niemczech brakuje. Mówi się, że gdy na parkingu jest oficjalnie wyznaczonych 30 miejsc parkingowych mieści się po nocy conajmniej 40 zestawów xD
Tumblr media
Nie wiem czy jest sens wrzucać bilansy z garmina. Dajcie znać czy chcecie widzieć moje śmiechu warte spalanie w ciągu dnia tudzież raczej nocy.
Tumblr media
Zjedzone: 0
Wypite: dwie kawy z mlekiem bez cukru, szklanka 7up zero, półtorej butelki wody 1,5l
14 notes · View notes
borntodie523 · 1 year
Text
Zielona herbata
Takie pytanie, bo pije zieloną herbate codziennie, zazwyczaj mieszam ją z miętą, która też wspomaga trawienie, pije jakieś 4 duże kubki na dzień bo mi po prostu smakuje. Czy to nie jest za dużo?
To znaczy chodzi mi o to czy wiecie organizm nie ,,przyzwyczai” się do tej zielonej herbaty w wyniku czego już nie będzie tak bardzo wspomagać trawienia jak gdybym piła np. jeden kubek na 2-3 dni.
Tak jak np. z kawą jest, że jeśli ktoś pije codziennie tę samą ilość to z czasem nie pobudza go już ta ilość tak bardzo jak na początku i trzeba zrobić przerwę aby tak samo działało.
Pls dajcie znać
w ogóle mogę mieszać miętę z zieloną herbatą?xd
19 notes · View notes
jazumst · 11 months
Text
Jazowe szczęście
Żeby Was... Czasem to aż mózg dęba staje. Posłuchajcie:
Wczoraj pościerałem kurze w pokoju, przetarłem blaty szafek. Wszystko było błyszczące i pachnące. Do dzisiaj.
Wszystko było jak zawsze. Zrobiłem sobie kawę, przygotowałem śniadanie. Zjadłem, sięgam po kubek z kawą. Coś mało. - Kurwa mać! Telefony zalane, szafka zalana, podłoga też zalana. Kubek pękł mi wkoło ucha. Dobrze, że mi nie jebło po drodze do pokoju. Niemniej jestem... zły.
5 notes · View notes
indira2004 · 2 years
Text
Autobus.
Wsiada pani z kubkiem kawy. Kubek jest największy,jaki dają w żabce, 400 ml, i nie ma pokrywki. Na wstępie pani się potyka i niemal rozlewa mi kawę na kolana, po czym patrzy na mnie z pretensją.
Siada. Autobus szarpie, pani rozlewa na bluzkę, po czym kilkukrotnie cmoka z pretensją, a plamę usiłuje zasłonić włosami.
Autobus szarpie, pani wlewa sobie kawę do nosa, bo akurat pije. Cmoka i prycha.
Autobus szarpie. Pani chluszcze kawą na siebie, ścianę, podłogę oraz tył kobiety przed sobą.
Pani wysiada.
Autobus rusza, kawa rozlewa się po podłodze.
15 notes · View notes
rozkruszona · 2 years
Text
Tumblr media
I znów katuje mnie cisza.
Pierwszy raz. Byłeś Tu.
A teraz zziębnięta,
Wpatruję się w kubek
Nie dopitej o poranku
Czarnej, słodkiej kawy
I szlocham, pociągając
Nosem jak ta mała,
Maleńka księżniczka
Którą kazali mi stłamsić
Przed laty.
Ona już nie jest gorąca,
Nie parzy twoich
Koralowo czerowych ust,
Nie przyśpiesza serca
Bijącego tylko dla mnie,
Nie ogrzewa męskich,
Silnych dłoni.
Tylko stoi, zupełnie zimna
I woła do mnie:
Jego tu już nie ma,
Znów jestem tylko
Zwyczajną kawą,
Zaparzoną z miłości
Do śniadania o świcie.
***
14.10.22
5 notes · View notes
etno-co · 6 days
Text
12 maja, chatka dziadka
Czekała nas wycieczka po mistycznej stronie Podlasia. Tak zapowiedział się tajemniczy, lecz dość znany lokalnie, białowieski przewodnik z instagrama, który zgodził się z nami porozmawiać. Rozpoznawano go po długiej, krętej brodzie, która miała może rezonować z dzikością otaczającej go natury albo urzeczywistniać jego “dziaderstwo”. Kojarzono go też z posiadania niepokojąco ogromnej liczby kotów (aż 24!), które swobodnie hasały po jego ogródku i wadziły sąsiadom. Miałam pewne obawy co do jego osoby, takie które się ma, gdy ktoś z dnia na dzień staje się podejrzanym specjalistą od kolejnej, dziwnej zajawki duchowej. Następny mężczyzna, który wypił trochę ayahuasci i doznał śmierci ego, czytaj nauczył się odczuwać dozę empatii wobec kogoś innego niż on sam. Natomiast gdy tylko przekroczyliśmy próg jego skromnej działki, moje obawy zniknęły. Przywitał nas zaspany, zgarbiony i wyjątkowo ludzki pan w średnim wieku, który zawołał po imieniu dwójkę kotów, po czym zaoferował nam swój kompot wiśniowy. Usadził nas na tyle leśnego patio i wziął w rękę kubek z kawą, na którym namalowany był dwudziesty piąty kot. Od początku Dziad Borowy był tylko i aż Dziadem Borowym, znającym się na Puszczy i kochającym wszystkie żywe istoty. Nie było w naszych rozmowach zbędnego pompatyzmu, prowadzenia przez intelektualne labirynty, nie było nawet spirytualnego pouczania. Rozmawiałam jednak z mężczyzną, który odczuwał głęboki smutek. Ten smutek był nader odczuwalny, wręcz wylewał się z jego kubka. Przytłaczał go stan podlaskiej przyrody. I kondycja okolicznej granicy. I samolubność ludzka. I polityka. Mistyczną stroną Podlasia okazały się nie jego blaski, nie tajemnicze szeptuchy i żubry. Mistyczną stroną Podlasia była rozpacz, o której Dziad chciał i chyba musiał nam opowiedzieć, bo nikt kto mieszka nam na stałe nie potrafi już o niej słuchać.
Tumblr media
0 notes
madaboutyoumatt · 3 months
Text
Omegaverse - Josh
Było coś dziwnego w obserwowaniu dwójki swoich ulubionych ludzi (Ellie się nie liczyła, była siostrą). Pomimo dobrych relacji, zwykle byli oni… Rozdzieleni. Amanda reprezentowała życie tutaj, to modowe i wybiegowe, za to Matt jego dom. To chyba dobre określenie. Dom. Nie myślał o tym nigdy zbyt intensywnie, a jednocześnie był zupełnie pewny, że chciał budować z nim życie. Matt był domem nie tylko dlatego, że poznali się w rodzinnym mieście i dzielili obecne mieszkanie. Był osobą, którą Josh chciał na każdej płaszczyźnie. Jako faceta, przyjaciela, partnera, połówkę, omegę. To było proste i niekwestionowalne.
Usiadł naprzeciwko Amandy, obserwując swojego faceta z rozbawieniem.
- Też mogę kawy? – zapytał, czując ciepło na wizję Matta poruszającego się w jego codziennej przestrzeni jakby był u siebie. Z Amandą zrobili sobie tutaj przytulny kącik, przynajmniej na ile potrafili. Oboje jednak nie przywiązywali się do rzeczy materialnych i miejsc, nie jak niektórzy. Z taką ilością podróży w którymś momencie łapałeś pełne przyzwyczajenia – brak przywiązania, mniejszy jet lag i umiejętność spania w każdym miejscu. Jego modowe CV. – Jesteś cudowny. I co z tą łaźnią?
- Wiesz co.
- Może chcę to usłyszeć.
- Może ja nie chcę.
- Aghhhh, przecież wiesz, że lubię twój głos. Daj mi to – Josh podrażnił się, będąc w wybornym nastroju. Wywrócenie oczami Amandy było niemalże słyszalne.
- Zaczynają się niedługo castingi. Przyda się trochę wypocić – powiedziała w końcu.
- Okej, chodźmy. Potwierdzili, że jutro mam sesję.
- Spoko, zajmiemy się Mattem sobą. Dzięki – Amanda dostała w dłonie kubek z kawą, a Josh zaraz drugi.
- Mmmm, fajnie. Że się trochę integrujecie – Josh zauważył, ewidentnie nie dbając o momentami napiętą atmosferę między swoimi przyjaciółmi. Wychodził z założenia, że Amanda musiała się dotrzeć, a właściwie zaakceptować pewne rzeczy. Na przykład fakt, że Matt był nieprzesuwalny póki sam nie zechce się przesunąć. A i wtedy Josh nie zamierzał pozwalać na taką przeprowadzkę. – Mogłabyś przylecieć do UK.
- A ty do Polski. Zanim wykitujesz do Stanów. Moja mama ciągle się o Ciebie pyta. Oficjalnie w jej oczach mamy romans, i nie da się jej wyprowadzić z błędu. Żyje w świecie, gdzie przyjaźń między płciami nie istnieje. Dobrze, że mnie chociaż tutaj puściła – Amanda wtajemniczyła Matta, przekazując właściwie drugą część tylko jemu. Josh wiedział o owym romansie. Bawiło go to. Może dlatego, że nie słuchał od swojej mamy przy każdej rozmowie pytania kiedy przywiezie swojego faceta.
Właściwie jego mama za bardzo nie pytała o Matta, a nawet jeśli to… Było to skomplikowane w zupełnie inny sposób, niż trójkąt mamy Amandy, Amandy i jego, czysto platonicznego przyjaciela.
0 notes
Text
Niezapominajka - I część opowiadania
Mgła rozlewała się coraz to szerzej na polach, które budziły złote promienie porannego słońca. Krajobrazy z biegiem lat zmieniają swój urok, ingerencja człowieka w paletę natury pozostawia różne obrazy, jedni posługiwali się jasnymi, delikatnymi odcieniami, chcąc upiększyć dzieło Boga, inni gwałtowanie chcieli pędzlem zmieszać wszystkie kolory, a na samym końcu łamali płótno. Takie myśli, w poranny wrześniowy dzień nie raz nawiedzą człowieka, który trzymając w dłoni kubek z jesienną kawą, patrzy zza mrużąc oczy, czekając aż kofeina wraz aromatycznymi przyprawami pobudzi każdą śpiąca jeszcze komórkę. Matylda uwielbiała swój domowy widok, zwłaszcza mgłę, nie raz zdążyło jej się wstać bardzo wcześnie, by udać się do lasu na spacer, przy okazji starała przenieść się do świata, który ją rozumiał, pachnący farby, drukarnia, zbudowany z rozmaitych słów, o smaku słodkim, gorzkim, pachnący porankiem, wchodami słońca, ogniskiem w letnie wieczory, uczuciem, które sprawia, że serce wczuwa się razem z czytelnikiem. Jeszcze bardziej uwielbiała łączyć obraz ze smakiem pączka z nadzieniem różanym, którego twórczynią była jej babcia. Pasja i zamiłowanie do liter smaku urodziła pomył na wspólną prace nad cukiernią, a nazwa pozostawiła na ustach gości uczucie powrotu, po zapach, smak, a przede wszystkim serdeczność łącząca różne historię.
 Maj 1939,
 Zapach po wiosennym deszczu niósł ze sobą woń bzu, otulając poranek, budząc domowników, śpiących przy uchylonym oknie. Do jasnego pokoju, pełnego promieni słonecznych wleciał błękitny motyl, usiadł na nocnej szafce, patrząc na uśmiechającą się przez sen Matyldę.
To był dobry sen, z nutą oderwania od rzeczywistości – powiedziała przeciągając się, pocierając powieki. Podniosła się, spojrzała na motyla
Był tak piękny jak twoje skrzydła… - rzekła w myślach, mrużąc zaspanymi oczyma, siedząc skulona na łóżku, głowę oparła o kolana
Maaatylda! – dochodził głos z dworu – Matylda!
Matylda zerwała się z łóżka, podbiegła do okna, odchylając zasłonkę, zobaczyła Zosię trzymająca w dłoni paczkę. Dziewczyna gdy zobaczyła Matyldę zaczęła wymachiwać ręką, by ta przyszła do niej. Matylda uśmiechnęła się, kiwnęła głową, spięła swoje długie kasztanowe włosy i wybiegła z pokoju zakładając szal. Wiosenne poranki, mimo iż bywają słoneczne lubią podmuchać chłodniejszym wietrzykiem.
Reszta domowników już dawno wstała, babcia wybrała się jak zwykle na targ, rodzice Matyldy udali się do pracy, która polegała na wypiekaniu pachnących bułeczek i chlebów. Mama Matyldy uwielbiała piec, w miasteczku słynęła ze swojej jesiennej szarlotki oraz czekoladowych ciasteczek. Babcia zaś znana była ze swoich pączków, z różaną konfiturą, której sekret trzymała tylko dla siebie, zaś pączki wypiekła, gdy reszta domowników zajmowała się swoimi sprawami. Kuchnia, drugie święte miejsce zaraz po kościele dla babci, stawało się pracownią zapachu, który przyciągał wszystkich do stołu, a smak zasypiał na ich lukrowych policzkach. Matylda też uwielbiała spędzać czas w kuchni, gdy dowiadywała się nowego przepisu, musiała go wypróbować. Przepisy często dostawała listami, od ciotki, która podróżowała po świecie. Choć chciała kształcić się na pedagoga, postanowiła pomóc rodzicom w piekarni, marząc o kawiarni, w której dobra kawa, smak ciasta, zostanie na językach odwiedzającego, a zapach wróci z nim do domu, oraz chęć odwiedzenia kawiarni kolejny raz.
Matylda wybiegając z pokoju, chwyciła za dwa kubki z herbatką. Zosia podbiegła do Matyldy mocno ją ściskając.
Boże babo ile ja Cię nie widziałam! - powiedziała Zosia głośno – Tutaj nic się nie zmieniło, wciąż ten sam zapach, ten sam obraz, mimo że nie było mnie tu pół roku, choć we Francji czas nie raz dłużył się, jakby ktoś złośliwie trzymał za wskazówkę… - westchnęła
Aż tak okropny był ten wyjazd, zawsze marzyłaś o tym, a w szczególności by zostać projektantka mody, a Paryż to idealne miejsce, aby zaczerpnąć czegoś nowego… Właśnie opowiadaj – chwytając pod ramę Zosię, Matylda dała jej kubek z herbatą – Chodź przejdziemy się nad jeziorko – powiedziała Matylda
Szły między polami, kropelki rosy sprawiały, że zieleń mieniła się niczym malutkie diamenciki, Matylda lubiła sobie wyobrażać zmieniające się pory roku, widząc jak Pani Wiosna rozsypuje kryształki na polach, malując swoją porę w odcieniach budzącego się życia. Zosia była bardziej przyziemna, choć uwielbiała metafory Matyldy, była z rodziny lekarzy, rzadko kiedy słyszała język poezji między ścianami w domu, często lubiła odwiedzać Matyldę, poznały się w szkole, kiedy szły obie do pierwszej klasy. Uważano je za Anie i Dianę, choć brakowało w całej historii Gilberta. Matylda uwielbiała czytać, tym samym zaraziła Zosię, która jednak odnalazła się w literaturze poświęconej filozofii. Być może dlatego dziewczyny łączyła siostrzana więź, były niczym kontrast, jednak to ich uzupełniało. Zosia ze względu na rodzinę poszła na medycynę, zawsze umiała a przede wszystkim chciała pomagać ludziom, czuła, że droga, którą wybrała doprowadzi ją do lepszych rzeczy, w dążeniu do lepszego ’’ja”.
Noo, opowiadaj, co tak strasznego wydarzyło się w tym Paryżu, że minę masz jak nieszczęśnik na wygnaniu, zakochałaś się czy co? – zaśmiała się Matylda, zerkając na Zosię, która nawet nie drgnęła – Zakochałaś się…- stwierdziła stanowczo Matylda – Złamał Ci serce? Jak go znajdę…- kontynuowała Matylda
Niee, to… platoniczna miłość, zobaczyłam go na dworcu, chyba wracał z ćwiczeń, miał na sobie mundur, uśmiechnął się… - powiedziała cichym głosem wtulona w Matyldę
A ty bidoku przepadłaś, on jest chociaż stąd? - zapytała Matylda
Taaak i nie, nie wiem, widziałam go na dworu w Warszawie, a my mieszkamy w Krakowie, koło Krakowa, co ja gadam, jakie blisko… - zrozpaczona Zosia popijała herbatę, zamyślona wbiła wzrok w jednym punkcie
Moja mama zawsze mi mówiła, że jak ludzie są sobie przeznaczeni, spotkają się nawet za kilka lat- oznajmiła Matylda przytulając zmartwioną Zosię
Co z twoją kawiarnią? Kiedy wielkie otwarcie? – zapytała Zosia
Widzisz co się dzieje, martwi mnie sytuacja na świecie, choć mam tyle pomysłów, tyle sprawdzonych przepisów, nazwę, wystrój…- tłumaczyła podekscytowana Matylda, tak jakby widziała przed sobą budynek, w którym mieściłaby się kawiarnia, tych wszystkich ludzi, wychodzących z uśmiechem na ustach
A właśnie co do przepisów, mam coś dla Ciebie, kuchnia francuska, którą pewnie od cioci Andzi poznałaś, ale pomyślałam, że taka w pigułce, w ładnej oprawie, idealnie nada się do kawiarni, a co sytuacji, jestem przekonana, że Niemcy nie odważyliby się, a nawet jeśli, kilka dni i wróciliby, gdzie ich miejsce…- Zosia podała Matyldzie zapakowaną w papierowy papier z kokardą książkę, gdy dziewczyna otworzyła paczkę na okładce znajdowało się kilka pocztówek.
Znowu zapomniałaś wysłać? – zaśmiała się Matylda- dziękuje Ci bardzo, to piękny prezent, kolejna motywacja, może uda mi się przekonać w końcu rodziców co do kawiarni- dokończyła Matylda
Na pewno uda wam się porozumieć, wiedza, ile to dla Ciebie znaczy, poświęciłaś dla pasji tak wiele, jesteś ich jedną córką, osobiście chciałabym, aby moje dzieci prowadziły, udoskonalały to co wypracowałam… - dodała Zosia
Uwierz mi niektórych fundamentów nie należy ’’ulepszać”, próbowałam, wychodził zakalec, należy pamiętać  o tych ważnych składnikach, podstawowych, aby każda ilość była idealnie odmierzona, widzisz pączki babci Teresy, ona poznała tajemnice przepisu od swojej babci, powiedziała mi kiedyś, że gdy sama upiekę ciastko, którego miara będzie serce, zdradzi mi sekret swoich pączków – powiedziała Matylda, której głos nabrał tonu, jakby opowiadała niezwykłą historię
W takim razie sama musiała coś upiec, by zdobyć sekret, wiesz co to było? – zapytała, zaciekawiona Zosia
Oooo to nie zapytałam, byłam chyba zaciekawiona tymi pączkami – stwierdziła, po chwili śmiejąc się wraz z Zosią Matylda – Tymi pączkami skradła serce dziadka, przyszedł kiedyś łóżko, czy szafkę złożyć, bo stolarz, babcia akurat robiła pączki, nie wiedziała, że dziadek był schowany w drugim pokoju, a uwierz mi, że nikt nigdy nie widział, jak babcia pączki robi, oprócz dziadka, opowiada do dziś, że zna tajemniczy sekret babci, ale jak to dziadek, przyprawy myli – zaśmiała się Matylda, wywracając oczami
I? No mów, bo mnie zaciekawiłaś, nie, nie chodzi o pączki, tylko jak to się stało, że twoja babcia i dziadek, bo to kobieta nie raz z trudnym charakterem jest, on musiał coś, powiedzieć – wtrąciła Zosia, wsłuchana jak Matylda
Ma swoje żelazne zasady, ale powiedziała, że dziadek podczas rozmowy potrafił wydobyć z niej cechy, które skrywała przed światem, by nie została skrzywdzona. Jej życzliwość opiera się na zaufaniu, nie lubi, gdy ludzie są egoistami, widząc jedynie swoje korzyści w drugim człowieku, może to właśnie sprawiło, że z dziadkiem postanowili pójść wspólną drogą, dziadek rozumiał babcie, kiedy ta zamierzała skręcić w inną drogę, łapał za rękę, by nie zbłądziła, tak samo działało to w drugą stronę – oznajmiła Matylda, sama rozmarzyła się o wielkiej miłości, która do tej pory nie była jej dana, choć wolała poczekać na kogoś kto nie popatrzy na nią jak na kobietę, która umie gotować, lecz na osobę, która w środku nocy robiąc ciasto, będzie wiedziała, że trzeba ją przytulić.
Tumblr media
1 note · View note
Text
Tumblr media
Codziennie tak właśnie zaczynam dzień..
Z kubkiem kawy i papierosem - myśląc co u Niej ..
19 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Przez okres choroby wt-pt nie słuchałam ŻADNYCH informacji o sytuacji w Ukrainie.
Regenerowałam się.
Dziś nadrabiam zaległe podcasty.
Bucza.
Spadło to na mnie w przerwie na kawę: BUCZA.
Groza w Buczy.
Zasłuchana nie wiem kiedy pociekły mi łzy. Zorientowałam się dopiero jak zaczęły mi kapać na rękę w której trzymałam kubek z kawą.
W XXIw. sceny jak podczas Sowieckiego zlewu z II WW... Coś co miało się nie zdarzyć "nigdy więcej" wydarza się u sąsiadów...
I co? Poziom kortyzolu znów poza skalą. Jak dbać o własne zdrowie psychiczne i fizyczne jednocześnie nie pozostając ignorantką?
Boję się, że jeżeli w końcu to się nie skończy i Rosja nie poniesie konsekwencji - bez wzgledu na to czy PL i ONZ się włączą czy nie włączą do konfliktu - nie pozwolą mojemu O. wyjechać stąd. Mojemu tacie, moim dwóm szwagrom, moim kolegom. Że włożą im broń w dłonie i każą ginąć lub bronić, co tam akurat aktualne, w imię cudzych ideałów, na bezsensownej wojnie, też cudzej, siłą poczynionej "naszą". W strachu, trwodze i psychicznej torturze. Aż granice moralne się zatrą, aż z głodu i strachu nie będą mogli ocenić co jest złe, a co dobre... Aż będą mieli wojnę w głowie i wtedy wszystko będzie im już jedno co jest etyczne, a co nie...
Zastanawiam się co się dzieje w głowach tych mężczyzn, że dopuszczają się gwałtów i mordów na cywilach - przecież nie może być tak, że wszyscy to psychopaci. Co się im przełącza, co im nie styka, że człowieczeństwo się im wyłącza?
Przeraża mnie też rozmowa z mężczyznami na ten temat - nawet teoretyczna. Każdy (poza tatem) odpowiada, że nie wie co by zrobił w takich okolicznościach. Że po prostu nie potrafi sobie wyobrazić okoliczności w których byłby na wojnie i stanąłby przed decyzją o gwałcie na jakieś kobiecie - żaden z nich (poza moim tatem) nie mówi, że to jest absolutne przekroczenie człowieczeństwa. Każdy za to twierdzi, że nie potrafi sobie wyobrazić nawet takiej sytuacji i co by w niej zrobił. I widzę jak na mnie patrzą - zgarbieni, trochę bokiem, trochę spod brwi, jakby z prośbą "nie oceniaj mnie", może nawet "nie zmuszaj mnie do wyobrażenia sobie czegoś tak okrutnego", a ja oceniam. Surowo. I tracę wiarę w ludzi..
Ja stąd wyjadę. Nie wiem gdzie i za co. Ja nie będę czekać... Ale chcę moich bliskich zabrać ze sobą. Chcę stąd wyjechać dostatecznie szybko, by móc wyjechać z moim O. jeżeli gruchnie atomówką czy czymś takim.
Wojny są tak bardzo bezsensowne, a niosą tyle bólu...
5 notes · View notes
the-purest-wolf · 3 years
Text
Dziecięce prezenty - [Cristiano&Leo] - RPF Football
Nie mam nawet wytłumaczenia na to co tu się zadziało. Różowe alpaki, a gdzie lwy?
*** Cris otwiera balkon odziany jedynie w szlafrok i bokserki CR7. Miasto budzi się do życia, słońce wygląda nieśmiało zza horyzontu, ptaki śpiewają.
Sielankę przerywa dźwięk siorbania. Cris wydaje bardzo męski krzyk zwracając przerażone oczy ku włamywaczowi.
- CO TY TU U DIABŁA ROBISZ?
Messi siedzi na leżaku owinięty jedynie w hotelowy szlafrok. Brunet wygląda na rozczochranego jakby dopiero co wstał z łóżka. Wielkie, senne oczy wyglądają spod kaptura, wpatrując się nieprzytomnie w siorbany napój. Yerba Mate. Cris marszy nos z niesmakiem. Messi odwraca głowę ku praktycznie nagiemu Portugalczykowi spoglądając na niego z niezrozumieniem.
- Czy to kapcie-alpaki?
Och cholera.
Cris stara się nie patrzeć w dół na kapcie-alpaki, które dostał od syna na urodziny. Junior był nimi oczarowany, chcąc, by nosił je zawsze ze sobą, szczególnie na wyjazdy, żeby nie było mu smutno. Cris nie mógł odmówić, dlatego starał się mieć oddzielny pokój, aby oszczędzić sobie przytyków ze strony drużyny.
- Czy to problem? – rzuca wpatrując się gniewnie w zawodnika Barcy. Jednak mały Argentyńczyk upija łyk z kubka, wpatrując się w pluszowe kapcie… z rozmarzeniem?
- Muszą być ciepłe.
Hotelowy szlafrok wisi na małej postaci, okrywając jedynie ramiona bruneta. Gołe nogi Argentyńczyka zdają się drżeć. Czarne kosmyki odstają w każdą stronę nadając Messiemu wygląd zrzędliwego kota. Blade dłonie zaciskają palce na brązowym kubku, podczas, gdy duże oczy wpatrują się nieszczęśliwie w kapcie Crisa.
Co?
Zawsze myślał, że Messi jest rannym ptaszkiem. Wszyscy narzekali, że facet nie lubił się na nic spóźniać, dlatego budził się jako pierwszy. Jednak drżąca postać małego Argentyńczyka zwinięta o świcie na leżaku na hotelowym balkonie nie przypominała tamtego mężczyzny.
Cris prychnął z rozbawieniem zdejmując z siebie szlafrok. Strzepnął materiał nakrywając nim gołe nogi zdziwionego Messi’ego.
- A Ty?
Facet naprawdę wydawał się być zmartwiony wizją półnagiego Crisa.
- Mam gorącą krew.
Messi zarumienił się natychmiast chowając się za trzymanym kubkiem.
- Czyli mamy pokoje obok siebie? – spytał siadając obok Argentyńczyka na leżaku. Pomiędzy meblami stał mały stolik z dwoma filiżankami, dzbankiem gorącej kawy, cukrem i śmietanką. Cris zastanawiał się, kiedy obsługa hotelu przyniesie jego macchiato. Czy Messi w ogóle pił kawę?
- I łączony balkon – mruknął brunet spoglądając na porcelanową tackę stojącą między nimi. – Obsługa chyba pomyliła pokoje, zamawiałeś kawę?
- Tak.
Nie do końca w tej postaci, ale tak – pomyślał z roztargnieniem .
Słońce zaczęło oświetlać nieśmiało budynki przed hotelem, nadając jasnemu kamieniowi lekko żółty odcień.
- A więc… kapcie-alpaki?
- Dostałem od syna – mruknął zażenowany Cris właśnie dolewając śmietanki do swojej kawy. Cukier. Po co to komu?
- Ja swoich zapomniałem. – Z zaciekawieniem spojrzał na Messi’ego, który odstawił pusty już kubek z Yerbą na stolik. Brunet oparł blady policzek o kolana wpatrując się z zachwytem w Crisa. – Thiago podarował mi lwy.
Facet wyglądał na naprawdę dumnego z czynu syna. W przeciwieństwie do Crisa, który wstydził się prezentu Juniora. I dlaczego?
- Co na to drużyna? – wychrypiał z konsternacją odchylając się w końcu na leżaku wraz z kawą. Różowe kapcie-alpaki nie przystoją dorosłemu mężczyźnie, prawda?
- Dlaczego nie?
Cris poderwał głowę wpatrując się z zaskoczeniem w Messi’ego. Cholera, powiedział to na głos?
- Ja…
- Luis dostał od Delfiny zegarek z Dorą, natomiast Geri nosi opaskę z kwiatami na włosy, którą dała mu Sasha – oznajmił mały Argentyńczyk najzwyczajniej na świecie. Jakby to było normalne.
- Bo jest. – Messi wpatrywał się w rozczarowanego sobą Crisa. Naprawdę co jest nie tak z dzisiejszym dniem? - Iniesta praktycznie nigdy nie zdejmuje bransoletki w motylki od Valerii. Do tego sam dzisiaj widziałem Ramosa w niebiesko-czerwonym szlafroku z napisem „Mój tatuś to superman”.
Co.
Cris upił łyk wciąż gorącej kawy trąc z zastanowieniem czoło. Sergio w czym?
- Hej, to normalne cieszyć się prezentami od dzieci.
.
.
.
A kiedy nadeszła chwila meczu i wszyscy zawodnicy znajdowali się w szatni, Cris zauważył, że spod jeansów Marcelo wygląda czerwona gumka. Z rozbawieniem wpatrywał się w krwiste bokserki przyjaciela.
- Hej, Marcelo! – zawołał z rozbawieniem Cris. - Majtasy kochanego tatusia?
Może różowe kapcie-alpaki nie były takie złe.
Tumblr media
2 notes · View notes
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Rozdział I
Aloha!
No to dajemy z fabułą ;)
Minęło już dziewiętnaście długich lat, od kiedy wszyscy byli wolni od władzy podłego czarnoksiężnika. Dla niej, dziewiętnaście lat codziennych starań, nauki, ciężkiej pracy i ciągłego smutku w sercu. Było po wojnie, ludzie w końcu zapomnieli o tym, co się stało, zapomnieli nawet kim ona tak naprawdę była. Nie było już żadnego zagrożenia, ale ona wciąż wzdrygała się na każdy odgłos, szelest, obserwowała bacznie otoczenie. Zmieniła się, bardzo się zmieniła. Jej przyjaciele byli szczęśliwi, każdy założył rodzinę i zdobył karierę. Ona też za tym goniła - na początku. Po tylu latach była jednak zmęczona. Ukończyła studia, jak zawsze z najlepszymi wynikami, zaczęła pracę wpierw w Ministerstwie, aż w końcu zaproponowali jej stanowisko Ministra.
Ale ona nie była pewna.
Kiedy myślała nad podjęciem decyzji coś w jej sercu – choć nigdy serca nie słuchała – podpowiadało jej, że to nie miejsce dla niej. W ostatni dzień zastanawiania się zaparzyła sobie ciemnej, mocnej kawy i usiadła w ulubionym fotelu w mieszkaniu na obrzeżach Londynu. Jak co wieczór spojrzała przez okno na obskurne bloki i westchnęła ciężko. Kiedy się tu wprowadzała nie sądziła, że mieszkanie może należeć do jedynej osoby, do której czuje tak silne wyrzuty sumienia. Przejrzała pozostawione w mieszkaniu rzeczy i nie mogła wyjść ze zdumienia, że mógł tu mieszkać, w takiej dzielnicy. Ale, kto by pomyślał, że ona tutaj zamieszka.
Mogłam go uratować...
Przed jej oczami, za oknem na ulicy pojawiła się kobieca postać w ciemnozielonej szacie. Z pod parasolki wystawały jedynie okulary i kosmyki siwych włosów. Od razu poznała tę kobietę, która przemierzyła ulicę w kierunku jej domu. Odstawiła kubek z kawą, nasunęła na blade nogi papiloty i zeszła schodami na dół, do korytarza z drzwiami. Nim rozległo się pukanie ona już otworzyła drzwi.
- Witaj Hermiono. Znów siedziałaś przy oknie? - Odparła z bladym uśmiechem siwa kobieta.
- Witam, profesor McGonagall. Tak. - Uśmiechnęła się do swojej byłej profesorki i przepuściła ją w drzwiach.
Gestem zaprosiła starszą kobietę na górę do salonu. McGonagall była już staruszką doświadczoną przez życie. Wojna wciąż odbijała się na jej sercu echem, a liczne bruzdy na twarzy, zgarbienie kobiety i wciąż siwiejące włosy potwierdzały tą teorię. Straciła podczas tych lat walki wielu przyjaciół łącznie z najbliższymi. Minerva rozejrzała się po pomieszczeniu smutnymi oczami.
- Po tylu latach, a ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić do zmian, które tu wprowadziłaś. Pamiętam, jakby to było dzisiaj, gdy wszyscy w czwórkę tu zasiadaliśmy do herbaty... - Stwierdziła nostalgicznie, po czym westchnęła ciężko.
- Skoro mówisz już o herbacie, to ta co zawsze? - Hermiona została już za pierwszą wizytą profesorki poproszona, by zawsze, gdy ta zaczyna wspominać przerwała jej.
- Tak, oczywiście. - Odpowiedziała uśmiechając się do młodszej czarownicy dziękująco. - Hermiono, przyszłam dzisiaj do ciebie w konkretnej sprawie. - Kobiety weszły do ładnie ale skromnie urządzonej kuchni, w której pomimo szarości nie brakowało czerwonych i złotych ornamentów. Hermiona nalała wody do dzbanka i zaczęła ją gotować, sięgając po kubek, który był zawsze zarezerwowany dla Minerwy. Nauczycielka zasiadła przy stole.
- Niespodziewane. Zatem słucham – Gospodyni nie przerywała swoich czynności nie spodziewając się niczego aż nazbyt szokującego.
- Nie wiem czy słyszałaś, ale Slughorn zmarł niedawno, na zawał. - Zmęczony głos sprawił, że Hermiona nagle stanęła w bezruchu analizując każde słowo.
- Nie, nie słyszałam... Bardzo mi przykro. - Była to jednak pół prawda, nie przepadała za tym człowiekiem, ale nikomu nie życzyłaby śmierci.
Zaczęła na nowo, już trochę nerwowo szykować herbatę. Czajnik zaczął gwizdać, więc wyłączyła ogień pod nim i zalała kubek.
- Z tego też względu brakuje mi w kadrze nauczyciela od Eliksirów. - Hermiona postawiła przed Minerwą naczynie, na co kobieta nie przerywając kiwnęła jej głową w podziękowaniu. - Zawsze byłaś dobra w tych sprawach, Hermiono. Przychodzę do ciebie z ofertą pracy w szkole. - Dziewczyna podniosła na nią zdziwiony wzrok, więc dyrektorka Hogwartu szybko uzupełniła swoją wypowiedź. - Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dostałaś możliwość zostania Ministrem Magii, jednakże nigdy nie zaszkodzi spytać, prawda? Nie proszę o natychmiastową decyzję, jednak muszę wiedzieć, czy szukać dalej.
- Przepraszam na moment...
Hermiona opuściła kuchnię i podeszła do okna w salonie, gdzie pozostawiła swój kubek. Chwyciła go w ręce i upiła łyk zerkając znów na paskudną przestrzeń identycznych domostw.
Zaczęła rozmyślać nad swoim życiem i decyzją, którą przyszło jej podjąć. Mogła zostać Ministrem, mieć władzę nad czarodziejskim światem i w końcu odnawiać go jak należało. Ale zmiany, które w niej zaszły przez lata, to, że stała się bardziej oschła, bardziej zimna i racjonalna niż przedtem, zdecydowanie mniej wesoła i nawet żarty czasem zmieniały się na nieprzyjemne, przekraczające krytyczne granice zasiewały w niej wątpliwości. Przez moment powróciła wspomnieniami do Severusa Snape, znienawidzonego nauczyciela, postrachu Hogwartu. Żyła w jego domu. Powoli zaczynała zachowywać się jak on, z resztą wojna już sprawiła, że zaczynała rozumieć jego zachowanie. Teraz Minerwa proponowała jej pracę, jego pracę. Wiedziała, że wymieniona kobieta stoi w progu salonu i przygląda się nie śmiąc przerwać chwili kontemplacji młodej czarownicy.
- Minerwo, jakim nauczycielem teraz był Slughorn? - Spytała nie zastanawiając się nawet.
- Dobrym dla uczniów, ale zdecydowanie zbyt pobłażliwym...
- Czyli tak samo, jak kiedy nas uczył. - Przerwała jej. - Nie takie powinny być eliksiry. Tylko jedna osoba jest w stanie prowadzić ten przedmiot jak należy.
- Ale Severus nie żyje.
- Wiem. Sądzisz, że będę w stanie chociaż po części mu dorównać? - Nie odrywała spojrzenia od krajobrazu za oknem. Minerwa jednak nie odpowiedziała. Dla Hermiony jednak było to jednoznaczne milczenie.
Nikt go nie zastąpi...
Po kolejnym, ciężkim westchnięciu Granger odwróciła się w kierunku Minerwy. Uśmiechnęła się do niej i kiwnęła głową. Przyjęła propozycję swojej przyjaciółki, czuła, że ma podążać drogą Mistrza Eliksirów, mistrza jej samej, choć on nie zdawał sobie z tego sprawy. Szanowała go, był dla niej wzorem do naśladowania, więc starała się go naśladować, uczyć się od niego. Charakter, wybór mieszkania, praca – to tak naprawdę przypadkowe zdarzenia, ale dające jej konkretny kierunek.
- Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy Hermiono. - Starsza kobieta podeszła do brunetki i przytuliła ją delikatnie, ale zdecydowanie. - Dziękuję.
****
Następnego dnia Hermiona wstała o swojej zwyczajowej godzinie - piątej. Za oknem już od dawna było jasno, ale jak co dzień nad Spinner's End słońce przysłaniały gęste chmury. Nałożyła na siebie szlafrok i powłóczyła nogami do łazienki. Stanęła przed lustrem przyglądając się swojej wątpliwej urodzie. Długie, puszyste loki zdecydowanie oklapły, a pozostałością po nich były delikatne fale układające się grzecznie na ramionach. Zmarszczki koło oczu i ust dodawały jej powagi. Blade usta zlewały się ze skórą, a piegi delikatnie odznaczały na nosie. Uśmiech nie gościł już na jej twarzy, a oczy nie jarzyły się tym ciekawskim i dumnym błyskiem jak niegdyś. Teraz były to zwykłe, czekoladowe oczy.
Nie czuła potrzeby życia.
Egzystowała, to było wszystko na co ją stać. Wizyta Minerwy poprzedniego dnia dodała jej co prawda otuchy, ale Hermiona wątpiła, by kiedykolwiek powrócił jej dawny wigor.
Westchnęła ciężko, po czym wykonała poranne, higieniczne czynności i wyszła do kuchni znów zaparzając sobie mocnej, ciemnej kawy. Spojrzała na kalendarz powieszony tuż pod zegarem na ścianie, przy której ustawiony był stół. Ostatni dzień lipca i trzydzieste ósme urodziny Harrego Pottera. Chłopak znów wystawiał huczne przyjęcie wraz z rodziną i jak zawsze wysłał Hermionie zaproszenie, a ona już od ośmiu lat z niego nie korzystała. Nigdy nie przepadała za takimi przyjęciami, ale ostatnie lata były dla niej szczególnie drażliwe pod tym względem. Nie czuła najmniejszej ochoty pojawiać się w miejscach, gdzie mogliby ją spotkać najbliźsi – nie spodobałoby im się to, co by zobaczyli.
Pokręciła powoli głową i odłożyła kubek kawy, by przejść do sypialni przebrać się w służbowe ubrania. Ubrała szarą garsonkę i czerwoną apaszkę. Za pomocą różdżki związała włosy w ciasnego koka i zabrała swoją równie szarą torebkę. Weszła znów do toalety i zrobiła szybki, delikatny makijaż, by ponownie znaleźć się w kuchni. Zegar wskazywał piątą pięćdziesiąt dziewięć. Dopiła szybko kawę i wskazówki przesunęły się na równą szóstą. Odłożyła kubek do zlewu i podeszła do kominka w salonie. Wyjęła z worka leżącego na kominku garść proszku Fiuu i stanęła, lekko przygarbiona w kominku. Rzuciła proszkiem o ziemię i krzyknęła:
- Ministerstwo Magii!
Buchnęły zielone płomienie i po chwili ciemności Hermiona znalazła się w głównej sali Ministerstwa. Wyszła szybko z kominka nie blokując innym, wylewającym się wręcz urzędnikom drogi. Przeszła koło pomnika i zameldowała swoje przyjście prosząc jednocześnie o kontakt z szefem Departamentu Władzy u dyżurującej. Ta posłała szybko patronusa do szefa, a po chwili ten sam patronus powrócił do właściciela oznajmiając, że Hermiona może przyjść. Poszła więc na drugie piętro, przeszła przez cały korytarz, gdzie na końcu były umieszczone drzwi z napisem "Departament Władzy". Zapukała lekko drżącą ręką i otwarła drzwi nie czekając na zaproszenie. Przy metalowym biurku pełnym papierów siedział czarnoskóry mężczyzna w błękitno-fioletowej szacie.
- Witaj Hermiono! - Przywitał ją uśmiechem śnieżnobiałych zębów by po chwili znaleźć się tuż obok niej zamykając ją w żelaznym uścisku.
- Witaj, Kingsley. - Odparła klepiąc go delikatnie po plecach. Gdy się odsunął w oczach miał pełno nadziei, a dziewczyna poczuła delikatny skurcz na myśl, że tą nadzieję zdepta.
- Podjęłaś już decyzję? - Spytał podchodząc znów do biurka i oparł się o niego biodrem.
- Tak, ale nie spodoba ci się. - Uśmiech nagle mu przygasł. - Nie zostanę Ministrem oraz... Chciałabym zwolnić się z pracy.
- Hermiono, jeśli to przez tą propozycję, to proszę zastanów się jeszcze...
- Nie, Kingsley, to nie przez to. Po prostu chce zmienić pracę.
- Znalazłaś coś lepszego od Ministerstwa? Wybacz, ale co może być dla ciebie lepsze? - Shacklebolt był zdecydowanie zdruzgotany informacją Hermiony.
- Będę uczyć w Hogwarcie. - Odpowiedziała, a po twarzy czarnoskórego przebiegły jednocześnie uczucia złości, niedowierzania i zawodu.
- No dobrze. To twoja decyzja. Pamiętaj, że gdyby ci się nie powiodło, to zawsze możesz tu wrócić. - Dziewczyna podeszła do dawnego współczłonka Zakonu Feniksa i przytuliła go pocieszająco.
Mężczyzna następnie wyciągnął z szuflady parę kartek i usiadł już na fotelu gestem zapraszając Hermionę na krzesło naprzeciw. Wypisał parę rzeczy na kartkach, po czym podał je Hermionie.
- Rozumiem, że z okresem wypowiedzenia? - Hermiona jedynie kiwnęła głową, zabrała kartki i długopis. Oczywiście dokładnie przeczytała zasady zwolnienia i uznając je za pasujące zaczęła wypisywać puste luki. Kiedy cała formalność była już gotowa oddała wszystko Shackelboltowi. - Dobrze, to teraz zapraszam do pracy.
****
Dzień był dla niej bardzo trudny. Departament Bezpieczeństwa Nad Mugolskimi Czarodziejami, którego szefem była, przyniósł jej tego dnia wiele problemów począwszy od znęcania się nad chłopakiem, pierwszoklasistą Hogwartu przez równolatków, poprzez żartobliwe napisy na murach jednego z pół czarodziejskich miasteczek "Mugole do piachu", aż po kolejne ataki na mugolaków przez wciąż istniejących popleczników Voldemorta. Kiedy wyrejestrowała się z pracy i wróciła za pomocą kominka do mieszkania była zmęczona i zdenerwowana. Nie znosiła dni, w których takie rzeczy licznie się zdarzały. Dyskryminowanie mugolskiego pochodzenia wciąż było dla niej bardzo uciążliwe i drażniące. Zrzuciła z siebie oficjalny strój, by zmienić go na zwykłe dresowe spodnie i koszulkę. Weszła do łazienki i stanęła przed lustrem. Miała skołtunione włosy i podkrążone oczy ze zmęczenia.
- I myślisz, że kim jesteś? - Rzuciła do swojego odbicia w lustrze. - Nic dobrze zrobić nie potrafisz. Tylu ludzi cierpi, a ty jak zawsze nie umiesz im pomóc. - Warczała na siebie ściągając coraz bardziej brwi. W momencie, kiedy żal osiągnął swój punkt kulminacyjny wyciągnęła różdżkę i czerwony promienień poleciał w kierunku lustra rozbijając je, jednak odbił się i idealnie trafił we właściciela. Dziewczyna poleciała do tyłu zatrzymując się w kabinie prysznicowej. Całe zdarzenie spowodowało, że łazienka stała się pobojowiskiem, a Hermionę bolało całe ciało w skutek upadku i zaklęcia. Wstając trzymała się za głowę i dalej klęła na samą siebie.
- Cholera, Granger, czy ty nawet zaklęcia nie umiesz użyć prawidłowo?
- Przepr... - Machinalnie miała odpowiedzieć słysząc tak charakterystyczne warknięcie, jednak nagle uświadomiła sobie absurd sytuacji i podniosła się najszybciej jak mogła do pozycji bojowej wystawiając różdżkę przed siebie. - Kto tu jest?!
- Zgadnij, idotko. I schowaj ten patyk, nic mi tym nie zrobisz. - Odpowiedział jej, a po sekundzie, pół przeźroczysta postać zaczęła się ujawniać oparta o framugę z założonymi na piersi rękoma i wpatrująca się w nią z ciekawością ale i kpiną.
- Profesor Snape... - Opuściła różdżkę nie ukrywając swojego niedowierzania. - Jest pan... Duchem...
- No co ty nie powiesz, od dziewiętnastu lat, jak się nie mylę. - Odparł wciąż kwaśno nie spuszczając z dziewczyny wzroku.
- Ale... Co pan tu robi? - Zadawała pytania, a Severus ze zniecierpliwienia przewrócił oczami.
- Gdybym sam to wiedział, to uwierz, że zrobiłbym wszystko, by nie musieć przez tyle lat oglądać twoich wątpliwie mądrych użalań przed lustrem. - Ignorowała jego docinki zbyt zdziwiona jego obecnością.
- Jak długo pan mnie obserwuje?
- Słuchaj jak coś do ciebie mówię zamiast bujać w obłokach. Natychmiast po śmierci stałem się tym czymś. Swoją drogą, co żeś zrobiła, że mnie przy sobie uwiązałaś? Nie mogę nawet na pięć metrów się od ciebie odsunąć! - By potwierdzić swoje słowa zaczął się oddalać dalej na korytarz, a zanim minęła wypowiedziana długość stanął w miejscu pomimo, że dziewczyna widziała jego starania.
- Czemu pan wcześniej się nie ujawnił? - Znów zignorowała jego pytanie.
- Cholera, dzieciaku, czy ja ci wyglądam na wszystkowiedzącego o zaświatach? Nie mogłem! Już tyle razy coś do ciebie mówiłem, ale ty wciąż mnie nie widziałaś. - Był już naprawdę poirytowany.
Hermiona jednak wyminęła go i podeszła do ulubionego miejsca na rozmyślania – okna w salonie. Oparła się o parapet dłońmi, czując, że wpierw musi się uspokoić. Nie rozumiała, jak to się stało, że Snape był dla niej niewidoczny przez tyle lat, jak w ogóle to możliwe, że jest duchem i sam nie wie czemu. Z tego, co czytała, duchy powracają na ziemię z konkretnych przyczyn i zawsze o tym wiedzą. Albo muszą załatwić pewne sprawy albo są tu za karę bądź też sami wybierają taki los. Ale Snape nie wiedział.
- Profesorze, czy stało się coś pomiędzy pana śmiercią, a pojawieniem się znów w świecie żywych? - Spytała swoim analizującym głosem. Usłyszała ciężkie westchnienie nie dalej niż pięć metrów od siebie.
- Rozmawiałem z Dumbledorem. - Odparł niechętnie. Spojrzała na niego wyczekując dalszej opowieści. Wzniósł spojrzenie ku niebiosom. - Stwierdził, że nie podjęli jeszcze decyzji, co do mnie i mam być zawieszony w czasie.
- Kto nie podjął? - Spytała bardziej sama siebie, ale Mistrz Eliksirów nie mógł oszczędzić jej komentarza.
- Jak się dowiem, to najpierw oni, a potem ty będziecie wąchać kwiatki od spodu.
- Niech pan sobie daruje, chce panu pomóc. - Odpowiedziała idealnie jego warczącą tonacją.
- Pomóc? Najpierw pomóż mi się od ciebie uwolnić, to będę najszczęśliwszym duchem na świecie. - Zakpił kolejny raz, a Hermiona, już przytomna całkowicie i zdenerwowana przez kolejną zniewagę znów wyminęła Snape i poszła do sypialni zamykając się w niej. Położyła się na łóżku zamykając oczy i wciąż mając mętlik w głowie.
- To nic nie da. Już ci mówiłem, nie mogę się od ciebie odsunąć bardziej niż pięć metrów. - Siedział właśnie na fotelu oddalonym idealnie o pięć metrów od niej.
- I tak po prostu, przez tyle lat obserwuje mnie pan w każdej możliwej sytuacji? - Podniosła się na łokciach przypatując się mu oskarżycielsko, a ten jakby nigdy nic, znudzony pokiwał głową opierając ją na chudej dłoni. - Kiedy jadłam, kiedy spałam, kiedy się przebierałam, kiedy się myłam, nawet kiedy...
- Tak, Granger, nawet kiedy sypiałaś z jakimś mugolem, studentem czy nawet z samym Krumem. Swoją drogą, jesteś naprawdę taka głupia, by gzić się z tą kupą mięcha? - W głosie Severusa słychać było rozbawienie i kpinę, a wyraz jego twarzy był zniesmaczony. Hermiona poczerwieniała ze wstydu, ale i ze złości.
- To nie pana interes z kim sypiam! Jest pan bezczelny oglądając mnie w takim intymnych sytuacjach! - Wykrzyczała odruchowo zasłaniając swoją górną część rękoma.
- Jestem duchem, Granger, kanony etyczne mnie już nie obowiązują. Po za tym, faktycznie masz się czego wstydzić. - Odparł gorzko i spojrzał na nią wymownie.
- To jest szczyt! Dupek z pana! - Była wściekła, niewyobrażalnie wściekła i upokorzona przez człowieka, którego tak szanowała. On na jej rekacje prychnął.
- Przestań się drzeć. Chciałaś mi pomóc, więc się zamknij. Tak jak dla ciebie, tak i dla mnie ta sytuacja jest nieprzyjemna. Może w końcu pomyślałabyś co z tym zrobić, bo moje starania poszły na marne. - Zauważyła, że i jego dręczy ta sytuacja. Nie mogła znieść myśli, że widział ją w momentach, kiedy musiała odreagować cały swój stres, jednak postanowiła, że zacznie w końcu spokojnie analizować całą sytuację.
- Dobrze... W takim razie czemu nagle dzisiaj mogłam pana zobaczyć? - Spytała znów wracając do swojego opanowanego tonu.
- Granger, ile mam ci tłumaczyć, że i na ten temat nic nie wiem. Kiedy rzuciłaś we własne odbicie zaklęcie ja również poczułem ból w całym ciele, po czym się odezwałem.
- Czyli zaklęcie musi mieć tu jakieś znaczenie... - Znów zaczęła mówić na głos swoje przemyślenia. - Ale skoro tak, to przecież nie pierwszy raz od dziewiętnastu lat użyłam go. Czyli lustro też może być istotne, albo to, że moje własne zaklęcie trafiło we mnie...
- To akurat też nie pierwszyzna, Granger. - Wtrącił Snape, na co dziewczyna spojrzała na niego krzywo.
- Od dziewiętnastu lat?
- Przypominam ci wizytę w jednej z kryjówek niedobitków Voldemorta, kiedy to samo zaklęcie odbiło się od szyby i trafiło tak samo w ciebie.
- Już pamiętam, jak musieli mnie targać w bezpieczny zaułek, bo nie mogłam normalnie oddychać, a zaczęłam dopiero wtedy kiedy uderzyłam nogą o róg budynku. - Odpowiedziała mu smętnie. - Czyli to też odpada. Więc zostaje samo lustro... Profesorze, przecież to pana stary dom...
- Nie przypominaj mi. Widząc co z nim zrobiłaś mam ochotę trafić cię kolejnym zaklęciem...
- Niech się pan skupi! - Warknęła, a Severus obrószył się urażony wiedząc, że nie może zrobić jej nic oprócz obrażania. - Skoro pan tu mieszkał, to może powie mi pan czy są tu, na przykład na lustro, rzucone jakieś zaklęcia ochronne czy inne?
- Żeś akurat luster nie wymieniała... Nie, nie są. Nie potrzebowałem rzucać zaklęć jakichkolwiek na lustra. Może i mam charakter fanatyka bezpieczeństwa, ale po jaką cholerę akurat lustra miałem zaczarować?
- No nie wiem, może żeby pan ładniej w nich wyglądał... - Odparła kwaśno pierwszą rzecz, która nasunęła jej się na myśl. Po chwili zrozumiała, że może znów zostać obrzucona błotem za takie komentarze.
- Doprawdy, nieźle ci się dowcip wyostrzył. - Kolejna złośliwość.
- Czemu nie potrafi się pan zająć myśleniem nad sytuacją, w jakiej się pan znajduje?! - Była poirytowana tak nieodpowiedzialnym zachowaniem mężczyzny.
- Po dziewiętnastu latach całkowitego bycia niewidzialnym dla wszystkich i wszystkiego jedyne co miałem do roboty, to obserwowanie ciebie i twoich pożal się Merlinie przyjaciół. Teraz nareszcie mam okazję w końcu komuś podokuczać, a że jest to gryfonka i do tego ty, Granger, jeszcze większą daje mi to satysfakcje. - Na twarzy miał złośliwy uśmieszek, a Hermiona w sercu niewyobrażalną ochotę ztarcia mu go.
- Jest pan niemożliwy... I że Minerwa dawała sobie radę z panem przez tyle lat. - Pokręciła głową i nagle coś sobie uświadomiła. - Minerwa! Może ona będzie miała jakiś pomysł!
- Nawet nie waż się jej powiedzieć! - Krzyknął na nią całkowicie poważny Snape. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. - Jak ty to sobie wyobrażasz? Wciąż nie może sobie poradzić z moją śmiercią, więc jak odbierze fakt, że jestem tu cały czas, tylko, że jako duch?
- Przynajmniej znów będzie mogła z panem porozmawiać...
- Świetnie! Po czym poryczy się jak głupia nastolatka i ZNÓW załamie! Nie wystarczy ci to, co widziałaś po śmierci Dumbledora? Albo po mojej śmierci, gdy się o tym dowiedziała? Czy po śmierci Lucjusza? Ile jeszcze chcesz jej dorzucać na barki? - Był spokojny, ale stanowczy. Hermiona widziała na jego twarzy, że bardzo przejmuje się stanem swojej przyjaciółki. Zrobiło jej się głupio, że doprowadziła do takiego myślenia.
- Dobrze, rozumiem, nic jej nie powiem. Tylko niech mi pan coś obieca. - Wpadła na kolejny genialny pomysł. Snape przewrócił zmęczonymi oczami. - Przestanie pan w końcu utrudniać sytuacje!
Jej były profesor znów parsknął po czym kiwnął leniwie głową. Hermiona skrzyżowała nogi i zaczęła wpatrywać się w jeden punkt. Jej myśli zaczęły krążyć wokół wszystkiego co wiedziała na temat duchów, zaklęć i samego Severusa Snape. Co jakiś czas zadawała pytania Severusowi, na co ten widocznie gryząć się w język odpowiadał zgodnie z prawdą. Mimo najszczerszych starań Hermiona nie była w stanie nic wymyślić, każda jej teoria została obalona. W pewnym momencie poczuła ogromne zmęczenie, wycieńczenie organizmu. Zaczęła przymykać oczy i zmieniać pozycje.
- Granger, dobrze się czujesz? - Spytał nagle, jakby od niechcenia Snape.
- Tak, wszystko jest w porządku. Tylko głowa mnie trochę boli, ale to nic... - Jej odpowiedź była powolna i senna.
Po kolejnej chwili ciszy i łapania się przez Hermionę za brzuch i głowę mężczyzna westchnął ciężko.
- Granger, idź do kuchni. - Rozkazał jej, a ona spojrzała na niego zdziwiona.
- Po co?
- Może po jedzenie. Chyba nie wiesz, że jest to konieczne do przeżycia. Won do kuchni! - Warknął na nią, ale ona wciąż patrzyła na niego otępiałym wzrokiem. - Cholera, dziewczyno, idź coś zjeść. Od śniadania nic nie jadłaś, a wczoraj też ledwo co.
W końcu Hermiona podniosła się z łóżka i powoli przedostała się do kuchni, a Snape za nią. Dziewczyna chwyciła leniwie za drzwiczki lodówki, otworzyła je po czym wyjęła masło, jajka i olej. Z chlebaka wyjęła bułkę. Nastawiła w czajniku wodę i nasypała do ulubionego kubka kawy. Zrobiła sobie bułkę z pomidorem i bazylią, a po jednym gryzie poczuła prawdziwy głód i w tempie ekspresowym zjadła ją całą. Po zaspokojeniu tak prozaicznej potrzeby odwórciła się do znudzonego Snape bacznie obserwującego jej poczynania. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Miło z pana strony, że się pan martwi. - Postanowiła się z nim podroczyć wiedząc, że będzie wszystkiemu zaprzeczał.
- Jesteś mi niestety potrzebna. Sam na pewno nie dowiem się jak wrócić przed wrota. - Odparsknął, ale i przez jego postawę przemawiało zmęczenie całą sytuacją.
- Chwila, jakie wrota? - Hermiona wyłapała najważniejszy moment z wypowiedzi Snape.
- No tak, żywi nie wiedzą prawie nic o zaświatach... - Parsknął.
- Jak pan chce, bym panu pomogła, skoro pomija pan takie istotne rzeczy!? Niech mi pan natychmiast opowie wszystko co się tam działo. - Rozkazała podenerwowana.
- Nie.
- Słucham? - Dziewczynę bardzo zdziwiło zaoponowanie, sądziła, że po prostu mu to umknęło.
- Nie dziś, Granger. Dziś już nie jesteś w stanie myśleć. - Odparł i wzruszył ramionami. - Nie jest mi potrzebny źle działający kujonek. Idź spać. - Rzucił cierpko.
- Ale profesorze...
- Nie dyskutuj ze mną dzieciaku. - Warknął przyjmujac swoją nieznoszącą sprzeciwu minę.
Hermiona zrozumiała, że po pierwsze nic nie zdziała dalszą dysputą, a po drugie Snape rzeczywiście miał racje. Dopiła kawę i podążyła do łazienki. Westchnęła ciężko widząc wciąż nie posprzątany bałagan i machnęła różdżką. Wszystko wróciło na swoje miejsce, a ona nalała do wanny wody. Rozebrała się i stanęła jeszcze przed lustrem. Skrzywiła się, ale nie wypowiedziała tym razem ani słowwa. Weszła do wanny napawając się ciepłą wodą. Przymknęła oczy i zaczęła się rozkoszować chwilą. Gdy znów je otwarła odruchowo spojrzała w bok. Przeraziła się uświadamiając sobie, że przecież Snape stoi pięć metrów dalej. Ale nie przyglądał jej się. Patrzył w lustro i widziała, że patrzył na siebie. Zaczęła się zastanawiać, czy o czymś rozmyśla, czy może po prostu nie chce być aż tak podły i patrzyć na nią. W momencie jego wzrok odbił się w lustrze i pojawił się kpiący uśmieszek.
- Rozumiem, Granger, że jestem interesującym obiektem rozważań, ale nie musisz się tak na mnie patrzeć. - Odparł a ona się zarumieniła. Schowała się głębiej w wodę starając się zakryć wszystkie części ciała.
- Póki co muszę nauczyć się żyć z panem pięć metrów obok...
- Ja już się przyzwyczaiłem. - Jego lekko przeźroczyste ciało zasiadło na desce klozetowej. Patrzył na nią rozbawiony.
- To naprawdę jest bezczelne. - Czuła palące policzki jak jeszcze nigdy w życiu.
- Jak sama stwierdziłaś, musisz się nauczyć z tym żyć.
1 note · View note
wrazliwy-ktos · 4 years
Text
“Tęsknię Tak bardzo mi brak ciepła, że kurczowo trzymam w dłoniach kubek z kawą.. Wiedząc że to jedyne ciepło mi dane.. Łyk za łykiem, staram się czerpać radość z każdej odrobiny ciepła.. Tęsknię.. Każdego dnia , mam powody do łez... Dlatego tak bardzo szukam czegoś, co da siłę.. Zrobi uśmiech.. Ogrzeje serce... Dotknie duszę.. Wyławiam każdą chwilę , każdą okazję do uśmiechu.. Każdy powód do radości... Nie.. Nie chcę prosić o czułość Nie chcę prosić o ciepło.. Bo najpiękniejsze, gdy dane od serca... Gdy ktoś sam tego chce.. Gdy daje to... wiedząc że to da ciepło.. Doda skrzydeł.. Wiedząc że ktoś tylko na to czeka. .. To musi być coś pięknego .. Wiedzieć że jest się tak bardzo wyczekanym.. Wytęsknionym.. Wyśnionym...” Listy od M
3 notes · View notes
Text
Tytułem wstępu
Witaj ty, który jakimś cudem będziesz to czytać. Chciałbym, żeby między nami sprawy było postawione jasno. Założyłem tego bloga by mieć miejsce gdzie anonimowo będę mógł wyrzucić z siebie to co mnie boli. Opowiem ci trochę o sobie ale nie za dużo. Nie chcę się otwierać przed nikim tak do końca. Nie wiem co sobie teraz myślisz czytając ten pierwszy wpis. Mam wielu ludzi w prawdziwym życiu, którzy pewnie chcieli by wysłuchać tych rzeczy, które opowiem właśnie Tobie, przypadkowy użytkowniku. Mam jednak wiele powodów by nie opowiadać o sobie i swoich problemach ludziom, których znam. Życie nauczyło mnie już wiele razy, że wszystko co powiem, może być użyte przeciwko mnie. Dlatego Tobie opowiem prawdę, o tym kim jestem, dlaczego zrobiłem rzeczy, które zrobiłem, czego się boję, czego żałuję i czego chciałbym od życia. Sam widzisz, że nazwa tego bloga jest dziwna. Chciałem by nazywał się “Ile procent duszy” ale było zajęte. Ostatnio w��aśnie to pytanie zagnieździło się w mojej głowie. Wszystkie rzeczy, które mnie spotykają mam wrażenie, że wydzierają ze mnie część mojej duszy. Chcę byś wiedział, że opowiem ci prawdę, choć zmienię pewne fakty by uszanować osoby o których napiszę. Nie chcę ich skrzywdzić mimo, że za pewne wiele z nich zasługuje na moją pogardę. Nie chciałbym też by ktoś kiedyś trafił na te nasze spotkanie i mnie zidentyfikował a potem użył moich słów przeciwko mnie. Będziemy raczej spotykać się nie regularnie bo muszę mieć pewność, że mogę pisać bezpiecznie. Kończąc już mowę wstępną pewnie jesteś ciekaw przed kim siedzisz przy tym wirtualnym stole, bo tak właśnie sobie wyobrażam to spotkanie. Spokojna knajpa gdzieś w mieście, stolik w rogu ja siedzę plecami do ściany i twarzą do wejścia. Przede mną widzisz stoi dymiący kubek z czarną kawą, ciasteczko już zjadłem. Patrzysz na mnie i co widzisz? Nie wiem, powiem ci co ja widzę, gdy patrzę na siebie. Otóż widzę człowieka, który przejechał w tej podróży zwanej życiem już 30 lat, pewnie siedzę w czapce na głowie, nawet pod dachem lubię mieć coś na głowie. Pewnie znowu jestem nie ogolony a pod oczami mam jak zwykle wory. Nie trudno ci się domyślić, że raczej mało sypiam. Dobra tyle widzę, co myślę o sobie? Cóż osobiście uważam, że jestem nikim szczególnym, nikim ważnym i chyba nawet nikim ciekawym. Choć to raczej ocenisz ty sam. Ciekawi mnie kim ty będziesz. Moim kumem, kompanem do pica, moim sędzią albo katem? Podasz mi rękę czy dasz mi w pysk? Nie wiele mnie może już zaskoczyć. Nie ważne czy będziesz mnie słuchać, czy będę gadał do ściany. Zebrało mi się tego już tak wiele, że muszę to z siebie wyrzucić. Zatem zamawiaj co chcesz i siadaj bo za chwilę zaczynam moją historię.
3 notes · View notes
polkaobserwuje · 4 years
Text
Tak się bawił, tak się bawił WOŚP Berlin!
Przebieżenie w ciągu 17 godzin ponad 18 kilometrów, czyli około 30 tysięcy kroków, może przyprawiać o ból nóg na samą myśl. Ale jeśli taka bieganina jest w szczytnym celu, to adrenalina i hormony szczęścia zagłuszają niedogodności. Tyle właśnie przemierzyłam podczas 28. Finału WOŚP w Berlinie, który odbył się w sobotę, 11 stycznia 2020 roku. 
Tumblr media
fot. Paweł Sokołowski (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Wraz z grupą ponad 100 wolontariuszy przygotowaliśmy pełen atrakcji program. Po ilości gości wnioskuję, że nasze propozycje przypadły im do gustu.
Tumblr media
fot. Gabriela Falana (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Oprócz - tradycyjnych u nas: Siemashopu, pchlego targu, quizu, kiermaszu książek, plastycznego programu dla dzieci, malowania buziek,
Tumblr media
fot. Gabriela Falana (materiał z Fb WOŚP Berlin)
stanowiska informacyjnego DKMS (baza dawców szpiku), aukcji charytatywnych, koncertów, pokazu pierwszej pomocy, przygotowaliśmy warsztaty programowania, eksperymenty naukowe, warsztaty tańca latino i zumby, możliwość wykonania tatuaży z henny, 
Tumblr media
fot. Gabriela Falana (materiał z Fb WOŚP Berlin)
stanowisko informacyjne Pokojowego Patrolu - wolontariuszy obecnych podczas festiwalu Pol'and'Rock a także fotobudkę. Wyposażyliśmy ją nie tylko w typowe w fotobudce gadżety, takie jak papierowe okulary czy naszyjniki z kwiatów, ale także m.in. w kapitańskie czapki, nawiązujące do tematyki aktualnego Finału "Wiatr w żagle".
Tumblr media
fot. Gabriela Falana (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Całą naprzód wyruszyliśmy już w grudniu, kiedy postawiliśmy skarbony stacjonarne w 31 lokalach w Berlinie. Udało nam się również zorganizować wośpowe Mikołajki, pchli targ a dzień przed Finałem - before party, na którym wystąpił lokalny zespół Buskima. 
Na finałowe wydarzenie publiczność zaprosiliśmy w godzinach 12 - 22. Zadbaliśmy, aby nasza scena była różnorodna, kolorowa, rozśpiewana i przyjazna. Wystąpili na niej artyści śpiewający po polsku, angielsku, francusku i niemiecku - tak, aby każdy z gości - także ci niepolskojęzyczni, mógł bawić się równie radośnie. Udało nam się zaprosić artystów z przeróżnych gatunków muzycznych, mających zróżnicowaną publiczność. Odwiedzili nas lokalni - Przemysław Walkowicz z rodziną, Celina Muza i Wedge, ale także goście z Polski - Wszyscy Byliśmy Harcerzami i Robert Kudelski. 
Tumblr media
fot. Paweł Sokolowski (materiał z Fb WOŚP Berlin)
"Fantazja" w wykonaniu WBH zrobiła furorę, gdyż każdy wie, że fantazja jest od tego, aby bawić się na całego! 
Tumblr media
fot. Paweł Sokolowski (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Aksamitny głos Roberta Kudelskiego w utworze "Prócz Ciebie nic" rozbujał damską część publiczności, ale przy "Final Countdown" śpiewała już cała, wypełniona po brzegi sala. Ogromną radość sprawiły nam słowa Roberta Kudelskiego, który stwierdził, że jesteśmy świetnym sztabem. 
Tumblr media
fot. Paweł Sokolowski (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Na deser wystąpiło rock'n'rollowe trio, którego szalona energia porwała słuchaczy do tańca.
Nasze licytacje ze sceny wystartowały bardzo dobrze. Pierwszy licytowany przedmiot - poduszka w kształcie serca, którą ręcznie wykonał 11-letni, chory na białaczkę chłopiec, poszła za kwotę 100 Euro! Po raz pierwszy w trakcie działania naszego sztabu, licytowaliśmy Złote Serduszko WOŚP. Po raz pierwszy wylicytowaliśmy też tło z fotobudki z naszym własnym logo. Dwóm osobom z naszego sztabu udało się wylicytować poprowadzenie audycji w lokalnym radiu COSMO, którego dziennikarze byli, jak już od wielu lat, konferansjerami w trakcie naszego Finału. Jednej z naszych sztabowiczek udało się także wylicytować grafikę Marty Frej. Ze sceny wylicytowana została również ostatnia koszulka z naszego SiemaShopu.
Nieodłącznym elementem Finałów jest Światełko do Nieba. Wiedzieliśmy, że w tym roku musi być wyjątkowe. Mając w sercu wydarzenia sprzed roku, nasza sztabowiczka Blanka Maruszewska wygłosiła po polsku i niemiecku mowę, w której podziękowała panu Pawłowi Adamowiczowi i zapewniła, że Jego tragiczna śmierć jeszcze bardziej nas złączyła. Nas, sympatyków WOŚP. Nas, wolontariuszy berlińskiego sztabu, którzy pochodzą z Polski, Niemiec, Japonii, mówią różnymi językami, mają różne religie, poglądy, którzy wszyscy razem mówią "hejt mi nie gra". 
Po tych wzruszających słowach, które niejedną osobę przyprawiły o łzy, zaprezentowaliśmy gościom ekologiczne i przyjazne zwierzętom Światełko do Nieba w formie pokazu laserowego. 
Na koniec Finału ogłosiliśmy zebraną kwotę: 12 277,30 Euro i 1 976,62 zł! W tamtym roku uzbieraliśmy łącznie 17 882 Euro, więc liczymy na pobicie naszego rekordu. Póki co wiemy, że kwota urosła już do ponad 16 tysięcy Euro!
Tumblr media
fot. Jakub Mikos (materiał z Fb WOŚP Berlin)
Kwota jeszcze urośnie, gdyż cały czas trwa nasza zbiórka na Facebooku, można wpłacać przez PayPal, pozostały nam do zliczenia pieniądze z 22 skarbon stacjonarnych, puszek wolontariuszy, którzy przemierzyli 12 stycznia Berlin wzdłuż i wszerz a także do 31 stycznia mamy do zaoferowania dużo na Allegro Charytatywnie. 
Świetnie licytują się scrapbookingowy ozdobny notes z paryskimi motywami, nieśmiertelniki TEDE, płyta "Brak Równowagi" zespołu Transgresja (który podczas tego Finału wystąpił w aż trzech miejscowościach!) oraz ręcznie wyszydełkowane kolczyki, których Dziergane przekazała nam w ilości aż 80 par! Na naszej aukcji świetnie radzi sobie też koszulka z autografami gwiazd, która była z nami na Festiwalu w 2018 r. Podczas Finału w 2019 r. została zlicytowana za kwotę 170 Euro... i przekazana nam ponownie! Podpisali się na niej Jelonek z Huntera, Poparzeni Kawą Trzy, Czesław Mozil, Maciek Wasio, Extrema, PPNOU, Krzyś z Nocnego Kochanka, Chorzy a nawet Anja Rubik!
Wciąż uzupełniamy listę fantów do zdobycia na naszej aukcji. Znajdą się tam m.in. książki, na przykład autorstwa Marty Kisiel czy bardzo wyjątkowy kubek. Zanim znalazł się na naszej aukcji, pokonał 3800 km i zwiedził 3 kraje. Jest pamiątką z Najpiękniejszego Festiwalu Świata - Pol'and'Rock i dowodem przyjaźni, która powstała właśnie tam. Został mi podarowany przez kolegę z sąsiedniej "Wioski Libiąż", której mieszkańcy przyjęli ciepło naszą "Wioskę Sztabów Zagranicznych", powstałą z inicjatywy Jurka Owsiaka. Bywalcy festiwalu tworzą siedliska namiotów, tzw. wioski, gdzie spotykają się co roku. Kubek przewędrował z festiwalu aż do Birmingham, gdzie mieszka mój kolega. Następnie w trakcie świąt Bożego Narodzenia przyleciał do Krakowa, skąd zabrałam go do Berlina. Tak oto zwykły plastikowy kubek wzbogacił naszą puszkę WOŚP o kilkadziesiąt Euro. A to jeszcze nie koniec, gdyż... szczęśliwy nabywca podarował mi go po aukcji! Kubek trafia więc na nasze Allegro i mam ogromną nadzieję, że zapełni się złotówkami po brzegi! 
Mam równie wielką nadzieję, że oprócz pobicia ubiegłorocznego rekordu zbiórki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, wszyscy razem będziemy solidarnie krzyczeć "hejt mi nie gra" i reagować na choć najmniejsze przejawy agresji. To będzie najpiękniejszy wyraz naszej wdzięczności dla Fundacji WOŚP, która tak fenomenalnie nas łączy. SIEMA! 
2 notes · View notes