Tumgik
#i jej rodzina nie ma z tym problemu
drifftingg · 24 days
Text
Tumblr media
Izrael robi mi loda skurwysyn pierdolony odpowiada za rzeź palestynczyków a wczoraj popełnił mega błąd i zabił JEDNEGO Polaka
Błąd tym większy ze jednego polaka i jednego lekarza z innego kraju i z dwóch kolejnych wiec zabijając 4 osoby sprawił ze wszyscy o tym mówią a nie o trwającej od października/listopada rzezi dziesiątek tysięcy palestynczykow a terroryzowania, głodzenia miesiącami - dosłownie fakt ze ludzie zeny przetrwać zrobią wszystko i tak samo jak w obozach (np Oświęcim) człowiek zje wszystko nawet jeśli w gazie jest to pasza dla zwierząt - o której chyba zapomniano gdy sobie oszacowali na podstawie info z googla ze człowiek nez jedzenia umiera 2-3tygodnie. Spytali by na motylkowym tumblerze to by wiedzieli ze na 300 kcal można ciągnąć miesiącami!
Chodzi tutaj o Amerykę która w listopadzie nie spodziewała się że gdy będą ich wybory - czyli niedługo, ten provlem będzie nadal trwać że głodzony naród nie umrze przez pół roku (tak aktualnie głodzą 2 000 000 osób i jak nic się nie zmieni kazda z nich umrze)
Oczywiście niszczenie szpitali szkół i innych fundamentalnych elementów infrastruktury i kultury palestyńskiej sprawi ze nawet jeśli nie zostaną wszyscy zamordowani przez izraelskie wojska i bomby (made in USA) to ich naród jesy zniszczony - zniszczone jest to na czym się utrzymuje społeczeństwo.
Smierć 4 lekarzy i zapomnianego już w rozmowach kierowcy Palestyńczyka wzburzyła wieloma krajami
Niestety izreal to są takie pojeby ze oni to zrobili właśnie z tego powodu - rozstrzelany organizacje pozarządowa - pokojową pomoc żywnościowa dla wygłodzonych ludzi?!
Tak kurwa zrobimy to bo wtedy każdy będzie o tym mówić i ludzie będą się bać wsiasc za kierownice ciężarówki z żywnością i nie nedzie problemu - zamiast blokować ich wjazd na teraz gazy po prostu wpuściliśmy 3 ciężarówki i zabiliśmy osoby z organizacji lekarze bez granic i możecie nam wylizać odbyt teraz każdy będzie się bal pomagać bo świat się dowie jakimijestesmy pojebami skurwysynskimi
Gdy odbyła się flour masakre - masakra mączna, czyli rozstrzelano wygłodzonych palestynczykow próbujących otrzymać worki z mąką z ośmiu ciężarówek i dosłownie były zdjęcia worków z mąką od krwi i zginęło 150 osób a izreal jako wyjaśnienie podał ze ci ludzie którzy od miesięcy nic prawie mie jedzą byli zagrożeniem dla wojska - super silni, z bronią i otworzyli ogień do tłumu bo się bali że tłum ich stratuje (a nawet ze ratowali ich przed wzajemnym startowaniem)
Bo nic tak tłumu nie uspokaja jak ostrzał z karabinów gdzie zginie 100+ ludzi… cześć się faktycznie stratowala zginęli walczą o mąkę, chcieli zmieszać ją z wodą i zjeść w domu bo nie jedli nic od dawna lub może pasze dla zwierząt jeżeli udało im się dostać jeszcze…
O tym nie mówiono w mediach bez echa - ani o zadnej z setek czy tysięcy zbrodni izraelskich. Btw ja się nie dziwie bo gdy mówię o tym znajomym czy rodzinie czy. Pisze posta na gdy bloga - mam świadomość ze ludzie nie maja miejsca na tak okrutne informacje, przy wojnie na Ukrainie, po covidzie itd - wszyscy maja dość.
A izreal popełnia zbrodnie tak straszliwe ze po jednym dniu ma się dość - jednego dnia jest wywiad z 8 latka której cała rodzina została zabita i zniszczono jej dom. Dzień później i ona ginie z kuli karabinu izraelskich wojsk
Przykro mi ze musieliście się dowiedzieć ze izreal dokonuje rzezi na palestynczykach ale postanowiłem wam to napisać bo wiem ze w Polsce się o tym mało mówi w mediach i tak ogólnie.
Moja mama której ja o tym opowiadam całkiem sporo dopiero tak naprawdę wczoraj gdy do polski doszły informacje o tym ze zabito tego lekarza oraz konkretniej o tym jak do tego doszło ze wojsko izraelskie dokładnie wiedziało do kogo strzela bo to były konkretne oznakowane i wielokrotnie kontrolowane ciężarówki z których uciekali do kolejnych się schować aż w końcu kule ich dopadły. To teraz nagle kazda rzecz o której jej od miesięcy próbuje mówić stała się dla niej prawda - bo to co zrobili z tymi lekarzami zrobili w identyczny sposób jak wiele rzeczy które opisałem jej wcześniej i nagle wszystko jej kliknęło - absurdalne i smutne ze dopiero gdy zmarł jeden Polak.
Ale po części ją rozumiem moje informacje ja sobie zweryfikowałem ale dla niej ja byłem jedynym źródłem mimo ze wiarygodnym to opowiadałem dość chaotycznie i taki materiał w mediach który był uporządkowany i video pewnie pokazali zakrwawione paszporty bo tego typu obrazów się używa do poruszania ludźmi - nagle to o czym mówiłem stało się dla niej żywe i prawdziwe.
Dlatego teraz mam nadzieje ze także dla was zapewniam was jeśli ktoś nadal będzie próbował wam wmówić ze to nie tak i izreal jest super niewinny bo hamas zrobił zamach (co jest prawdą - to znaczy hamas wykonał zamach ale to tyle a nie całość czyli ze są niewinni z tego powodu) to co oni robią jest tak okrutne i łamie każde mozliwe prawo międzynarodowe. Od dziś mam nadzieje będziecie wiedzieć ze takie osoby was oszukują i ze dzieje się tragicznie i tak brw mam tysiac innych rzeczy które mógłbym przytoczyć jako dowody ich celowej działalności na rzecz wyeliminowania narodu palestyńskiego (na ironie Żydzi doświadczyli tego z rąk hitlera a teraz orosze jaka historia)
Także to jest jakiś kosmos ja lecę na wykład na studiach
Tw: ludobójstwo i rzeczy z tym zwiaZne
8 notes · View notes
teatralna-kicia · 16 days
Text
Tumblr media
“Śmieszy cię to?”
Teatr: Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi
reżyseria: Michał Buszewicz
Kto nie był w Juracie na wakacjach z rodziną na początku lat 2000, nie wie jakim piekłem potrafi być wspólny wyjazd. Niby miło i przyjemnie, ale po 2 dniach spania w jednym 15-osobowym pokoju każdy ma ochotę udusić każdego, a zwłaszcza tego 4-letniego kuzyna, który zawsze płacze, a jeśli nie płacze to miauczy bez przerwy, bo coś mu nie pasuje. W zgoła podobnych nastrojach Michał Buszewicz komponuje swój najnowszy spektakl w Teatrze Nowym im. Dejmka w Łodzi.
Głównymi bohaterami jest rodzina Jonesów; poznajemy ich przy rodzinnym śniadaniu, które mocno definiuje nam relacje pomiędzy rodzicami, synem i jego żoną. Atmosfera jest tak gęsta, że można by w powietrzu powiesić topór. Ewidentnym jest to, jak bardzo wszyscy są sobą zmęczeni i jak bardzo mają już dość siebie nawzajem. Wspólne mieszkanie i znoszenie siebie codziennie doprowadziło każdego członka rodziny na skraj. Po zobaczeniu reklamy Hotelu Better wszyscy uznają, że to jest miejsce, w którym znajdą ukojenie w czasie weekendu, ale oczywiście osobno, żeby od siebie odpocząć. Niestety, zarówno pracownicy Hotelu, jak i reżyser i autor tekstu Michał Buszewicz mają troszkę inne plany na ich wypoczynek, bo z powodu niefortunnego błędu cała czwórka zostaje zakwaterowana do jednego pokoju. Ten fikołek będzie zapalnikiem kawalkady farsowych gagów i ogólną osią fabularną tego spektaklu. Hotelowi pracownicy –Rose i Marlon stawiają sobie za cel nie dopuścić do spotkania wszystkich Jonesów, aby uniknąć tragicznej w skutkach konfrontacji; nie robią tego z dobroci serca, ale ze strachu przed swoją ostrą jak przecinak szefową Maggie, która za ten błąd gotowa jest ich surowo ukarać.
Każdy z Jonesów tak naprawdę przyjeżdża do Hotelu Better ze zgoła innym problemem relacyjnym. Matrona rodu – Mira Jones nie jest w stanie znieść towarzystwa uległego męża i jego dystansowania się od niej; jednocześnie przez jego zachowanie nie potrafi podobać się samej sobie, co wynagradza sobie tworząc własne alter ego: Samanthę Haaas (nie jak to awokado, bo przez trzy „a”!). Stanley Jones, mąż Miry, nie umie z nią przebywać, bo potwornie boi się jej śmierci i własnej samotności; przez to odsuwa się i trzyma ją na dystans zamiast czerpać z jej obecności, póki jeszcze jest na tym świecie. Ich syn Paul jest rekinem biznesu, ale nie znosi tego co robi; po powrocie do domu zawsze wylewa swoją frustrację na rodzinę, w tym na swoją żonę Caroline, która jest tak wyalienowana od reszty Jonesów, że z samotności zaczyna próbować rozmawiać z duchami. Nie będę zdradzał więcej (choć i tak już mam wrażenie, że za dużo powiedziałem), bo ta na wskroś prosta fabuła doskonale dźwiga ciężar tego spektaklu i dostarcza nie tylko rozrywki, ale momentami także mrozi człowieka tym, jak bardzo nieszczęśliwych ludzi portretuje. A finałowa scena, w której spadają maski, ale tylko te karnawałowe (bo te relacyjne pozostają nadal), zamieszka w mojej głowie na długo, bo jest pysznie zainscenizowana i zagrana wręcz po mistrzowsku.
Ogromnie cenię „Śmieszy cię to?” także za poruszenie w delikatny sposób, poza głównym tematem, czyli piekłem rodzinnych relacji, problemu pracowników najniższego szczebla, którzy są totalnie wymęczeni i przerażani perspektywą konfrontacji z szefową i poniesienia konsekwencji swojej pomyłki; są mili i profesjonalni tylko do momentu zakończenia swojej zmiany, bo jedyne o czym marzą to uciec od problemów bogatych gości, które obchodzą ich jedynie dlatego, że mogą być zarzewiem ich potencjalnej kary.
Dodatkowo, niesamowicie mnie rozbawiło to, co mówiła Magie, szefowa Hotelu Better: że gdyby to ona była właścicielką, to w jej hotelu nie byłoby na ścianach sztuki nowoczesnej, której nie mogliby rozumieć goście; że ona postawiłaby na zwyczajny obraz słoneczników, przy którym każdy by wiedział jak się czuć. Krótka scena, ale dla mnie była to doskonała gra z samym medium teatru, ale też ze sztuką, w której ta scena się wydarzała. Buszewicz w formie „słoneczników”, czyli farsowej komedii, przewrotnie wytrąca widza z tego jak widz chciałby się czuć według kodu gatunkowego. Niby jest śmiesznie, ale tak realnie po sekundzie dociera do widza, że śmiech odrobinę zamiera nam w gardle i moglibyśmy zadać sobie pytanie: czy tragedia tych ludzi naprawdę nas śmieszy?
Z tym spektaklem jest jak ze śmianiem się z filmiku w Internecie, w którym stara baba spada ze schodów, bo poślizgnęła się na bananie. Niby zabawne, ale nikt nie analizuje co mogło stać się potem z ofiarą tego wypadku. Śmieszy nas to do momentu, w którym pomyślimy o tym, jak babcia leży połamana u podnóża schodów – już nie jest tak fajnie i hihi i z przymrużeniem oczka, prawda?
Aktorsko w tym przedstawieniu jestem zakochany w Karolinie Bednarek w roli Caroline. Czuję ogromy powiew świeżości w tym jak gra; doskonale przeskakuje między emocjami i nastrojami i realnie bawiłem się jak prosię oglądając to, jak robiła seanse spirytystyczne w Hotelu Better, aby nawiązać kontakt ze swoim dawno zamordowanym kochankiem. Zabawna, urocza i mega zdolna – pierwszy raz zobaczyłem ją na scenie w „Dobrze ułożonym młodzieńcu” (też w Teatrze Nowym w Łodzi) i tam wzbudziła moje zainteresowanie, ale teraz ma moje 100% uwagi.
Ciepłe miejsce w serduszku będzie miała także Mirosława Olbińska za rolę Miry Jones; to, jak zmienia się ze zirytowanej i zmęczonej pani domu w początkowej scenie śniadania do energicznej Samanthy Haaas, robi piorunujące wrażenie. Totalny wulkan energii, fantastycznie było zobaczyć ją na scenie.
Poza całą warstwą znaczeniową wypada wspomnieć o ciekawej scenografii, która było prosta na tyle, na ile mogła być, ale oddawała ogrom hotelu i jednocześnie dawała aktorom przestrzeń na wspólne gubienie się i mijanie. Dodatkowo dała okazję do zrobienia pościgu między drzwiami w stylu Scoobie Doo, co ogromnie szanuję, bo tego typu rzeczy to szczyt mojego poczucia humoru, dlatego gratuluję Barbarze Hanickiej solidnie wykonanej pracy przy zapełnianiu sceny.
Niezmiennie jestem pod wrażeniem spektaklu Buszewicza, bo na uznanie zasługuje nie tylko reżyseria, ale sam tekst, który skrzy się od trafnych żartów, a jednocześnie nie jest pustą błazenadą. W ciągu trwania tego – krótkiego bądź co bądź – spektaklu jesteśmy przeprowadzeni przez tak wiele emocji, że nie sposób zrozumieć jak tak dużo mogło się zmieścić i w nas i  w „Śmieszy cię to?”. Dodatkowo, po spektaklu czułem ukłucie smutku, co jest super, bo lubię jak teatr pomiata mną jak szmatą do podłogi. Ma boleć, ma być przykro i cieszę się, że mimo tego farsowego zacięcia udało się Buszewiczowi podprogowo dosypać do spektaklu tego zimnego żużlu.
I – odpowiadając na najważniejsze pytanie tego wieczoru – czy mnie to śmieszy? Śmieszy, ale ze świadomością tego, jaki jest dalszy ciąg; śmieszy, ale wiem za jaką cenę. Ten spektakl jest dla mnie ambasadorem filozofii pogodnej rezygnacji.
0 notes
turystycznyninja · 1 month
Text
Bułgaria to chętnie wybierany kierunek urlopowy nie tylko w sezonie wakacyjnym, ale też i wiosną, jesienią czy nawet zimą. Wspaniałe plaże, piękna pogoda i atrakcyjne ceny przyciągają turystów w każdym wieku. Można nie tylko wypocząć nad morzem, ale też zwiedzać różne ciekawe zakątki, chodzić po górach czy odwiedzać zabytki. To doskonały kierunek wypadowy dla rodzin z dziećmi, młodych i starszych. Czy do Bułgarii  potrzebny jest paszport? Jakie dokumenty należy ze sobą zabrać i jak długo muszą być ważne, aby bez problemu spędzić wakacje w Bułgarii? Tego wszystkiego dowiesz się po przeczytaniu tego artykułu.  Czy podróżując do Bułgarii, potrzebny będzie nam paszport? Podróże kształcą, pozwalają się odstresować i zapomnieć o codziennych problemach. Szykując się na wyjazd za granicę, należy jednak pamiętać o przygotowaniu niezbędnych dokumentów i zachowaniu środków ostrożności. Każdy wyjazd poza granice kraju powinien być zaplanowany. Jeśli wybierasz się z biurem podróży, to wszystkie informacje masz podane, choć oczywiście zawsze warto je zweryfikować. Jeśli jednak planujesz wyjazd samodzielnie, to sprawdź dokładnie, czy do Bułgarii jest potrzebny paszport i ile ważności powinny mieć dokumenty. Dodatkowo zawsze warto wejść na strony rządowe, by dowiedzieć się, czy w danym momencie nie obowiązują obostrzenia lub konieczne jest zachowanie szczególnej ostrożności. Dzięki temu będziesz mieć pewność, że wyjazd się uda i cała Twoja rodzina będzie bezpieczna i będzie mogła się zrelaksować. Przygotowanie dokumentów to nie wszystko, bo konieczne jest też spakowanie potrzebnych rzeczy na urlop. Warto zatem sprawdzić prognozę i przygotować się na ewentualne pogorszenie pogody w Bułgarii. Przezorny jest zawsze ubezpieczony, a więc zadbaj o to, byś Ty i Twoi bliscy, a szczególnie dzieci miały wszystko, czego potrzebują na wakacjach. Sprawdź również ile trwa lot do Bułgarii Jakie dokumenty są niezbędne do Bułgarii? Choć Bułgaria należy do Unii Europejskiej już od 2007 roku, to do strefy Schengen wstąpiła dopiero w marcu 2024 roku. Jednak objęty tym procederem jest jedynie ruch samolotowy i morski. Nadal trwają rozmowy dotyczące objęciem strefą Schengen ruchu drogowego, ale kiedy do tego dojdzie, to się okaże. Wracając jednak do dokumentów niezbędnych do przekroczenia granicy i odpowiedzi na pytanie, Bułgaria czy potrzebny paszport jest dla obywateli Polski - to odpowiedź jest prosta i wystarczy dowód osobisty lub tymczasowy dowód. Można oczywiście przekroczyć granicę także z ważnym paszportem, ale jeśli ktoś go nie posiada, to nie ma problemu. Niezbędne dokumenty podczas podróży do Bułgarii / shutterstock.com / Nessa Gnatoush Przy tej okazji warto też wspomnieć o aplikacji mObywatel. Wiele osób używa jej w kraju, ale należy pamiętać, że nie jest to dowód osobisty. Z tą aplikacją nie ma możliwości przekroczenia granicy z Bułgarią czy z innymi krajami należącymi do Unii Europejskiej. Bardzo ważne jest również to, by dowód osobisty był ważny i niezniszczony. Choć najprawdopodobniej dokumenty nie będą sprawdzane podczas wjazdu, to trzeba się liczyć z tym, że celnicy mogą żądać ich okazania. Wszystkie dane na dowodzie czy paszporcie muszą być czytelne, a zdjęcie powinno być aktualne.  W ostatnich latach podróże stały się bardzo popularne, ale też i pojawiły się ograniczenia z powodu pandemii Covid-19. Nie zniechęciło to jednak miłośników zwiedzania do zaprzestania swoich wojaży. Nie mniej w wielu krajach obowiązywały certyfikaty, które trzeba było przedstawić, przekraczając granicę. Potwierdzenie szczepienia, dokument ozdrowieńca czy paszport Covid nie jest jednak potrzebny, by wjechać na terytorium Bułgarii. Warto jednak planując wyjazd w późniejszym terminie sprawdzić, czy rząd nie wprowadził jakichś regulacji.  Warto także zadbać o ochronę własnego zdrowia. Wybierając się za granicę, najlepiej ubezpieczyć się i wyrobić EKUZ. Jest to Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego, dzięki której w razie problemów zdrowotnych będziesz mógł skorzystać z usług lekarza na terenie
Bułgarii. Dodatkowo można także wykupić polisę turystyczną, w której możesz zawrzeć rozszerzenia związane z leczeniem szpitalnym za granicą, akcjami ratowniczymi oraz transportem medycznym. Jeśli podróżujesz samochodem, to oczywiście nie zapomnij zabrać ze sobą prawa jazdy. Musisz mieć też dowód rejestracyjny auta, ubezpieczenie OC, ale i ważny przegląd. Jeśli wybierasz się na wakacje nie swoim samochodem, to nie zapomnij o pełnomocnictwie związanym z jego użyczeniem na czas podróży. Takie pełnomocnictwo powinno być poświadczone notarialnie, by miało moc prawną. Wówczas bez obaw będziesz mógł zwiedzać wszystkie zakątki Bułgarii. Zobacz także czy w Bułgarii są rekiny Jakie dokumenty dla dzieci do Bułgarii? Czy do Bułgarii potrzebny jest paszport dla dziecka, a może wystarczy dowód? W przypadku dzieci jest tak samo, jak z dorosłymi. Najmłodszym można wyrobić paszport lub dowód tymczasowy i bez problemu można przekroczyć granicę. Jak już zostało wspomniane, dokumenty mogą być sprawdzane podczas przekraczania granicy drogą morską lub samolotem, jednak z racji przystąpienia do strefy Schengen są one jedynie sprawdzane wyrywkowo lub wcale. Inaczej sprawa wygląda podczas podróży samochodem. Kontrole odbywają się na granicach, dlatego należy przygotować dowody osobiste wszystkich podróżujących lub paszporty. Jakie dokumenty do Bułgarii dla dzieci / shutterstock.com / AS photo family Jeśli w podróż do Bułgarii wybierasz się z dzieckiem znajomych czy rodziny, to bardzo ważne jest, by zabrać nie tylko dowód tożsamości, ale przydać się może też pełnomocnictwo. Jest ono szczególnie ważne w nagłych przypadkach takich jak zgubienie dokumentów czy choroba. Nie jest oczywiście to obowiązkowe, ale znacznie ułatwi załatwienie wielu formalności, jeśli miałyby się pojawić jakieś komplikacje. W takim pełnomocnictwie należy zawrzeć informacje dotyczące rodziców dziecka, w tych ich danych osobowych, numerów dowodów osobistych, a także danych podróżujących, którzy mają dziecko pod opieką. Można to pełnomocnictwo napisać po polsku i warto też przetłumaczyć je na angielski lub bułgarski. Wówczas znacznie szybciej będzie można dopełnić formalności. Czytaj też jakie pamiątki przywieźć z Bułgarii Ważność dokumentów przy podróżowaniu do Bułgarii Wiadomo już, czy potrzebny jest paszport do Bułgarii samolotem, czy autem, ale trzeba też wiedzieć, czy dokumenty muszą mieć jakiś okres ważności. Zatem w przypadku Polaków podróżujących do Bułgarii dowód osobisty, dowód osobisty tymczasowy czy paszport nie mają wyznaczonej minimalnej ważności dokumentów. Nie trzeba posiadać wizy i nie ma żadnych dodatkowych wymogów związanych z przekroczeniem granicy. Z racji tego, że Bułgaria tak jak Polska należy do Unii Europejskiej, to obywatele polscy mogą przebywać na terenie Bułgarii przez 90 dni w okresie 6 miesięcy. Liczy się to od pierwszego dnia wjazdu na teren kraju. Bułgaria na dowód lub paszport jest dostępna dla dorosłych i dzieci, którzy chcą spędzić wspaniały czas. Warto pamiętać, że w tym kraju gesty głową potwierdzające lub negujące jakieś okoliczności są odwrotne. Jeśli będziesz kiwać twierdząco, to dla Bułgara będzie oznaczało "nie". Jeśli kiwniesz, negując zdanie, to Bułgar odbierze to jako potwierdzenie. Należy zawsze zachować środki ostrożności, będąc za granicą. Najlepiej nie nosić ze sobą dużych sum pieniędzy, a dobrym rozwiązaniem jest płacenie kartą. Na terenie Bułgarii akceptowane są karty Visa, Maestro czy MasterCard. Dodatkowo są też biura umożliwiające transfer pieniędzy z Polski. Jeśli wybierasz się na własną rękę, to pamiętaj, że w Bułgarii niektóre plaże są prywatne. By na nie wejść, należy uiścić opłatę. Ważność dokumentów podczas podróżowania do Bułgarii / shutterstock.com / Nessa Gnatoush Choć najczęściej większość osób wybiera się nad morze, to także w innych regionach kraju jest pięknie. Można wybrać się do stolicy Sofii, w której jest wiele ciekawych zabytków. Na uwagę zasługuje przede wszystkim Cerkiew Bojańska, która jest wpisana n
a listę UNESCO. Nie wolno też pominąć smacznego jedzenia, które z pewnością pobudzi wszystkie kubki smakowe. Szczególnie w lecie warto spróbować taratora, czyli chłodnika, a miłośnicy grillowania będą zachwyceni, kosztując kebabche. Jeśli lubisz coś mocniejszego, to bułgarskie wina z pewnością zachwycą Twoje podniebienie. Możesz też spróbować rakii, w której zawartość alkoholu przekracza ponad 50%. Podsumowując, podróż do Bułgarii wymaga, zabrania ze sobą ważnego dowodu osobistego, tymczasowego dowodu lub paszportu. Warto też się dodatkowo ubezpieczyć, by móc spokojnie spędzić miłe chwile w tym urokliwym kraju. Sprawdź również podstawowe zwroty po bułgarsku
0 notes
kwitnacedziwnebity · 2 years
Text
Tumblr media
Riley Harlow wiedziała, że rodzina Johnny'ego zerwała z nim kontakt gdy tylko dowiedzieli się prawdy o jego orientacji. Dlatego też zaprosiła go na wypad, na który przyszły również matka i ciotka Riley, dla których orientacja Johnny'ego nie była problemem.
1 note · View note
linkemon · 3 years
Text
Runaan x Reader
Tumblr media
"— Jutro będziesz wolny, Runaanie."
Praca znajduje się też na Wattpadzie (pod tym samym nickiem). Beta: Dusigrosz
1. Reader jest częściowo elfką. 2. Dodatkowe informacje: Nie stosowałam określeń typu "Moonshadow Elves", bo tłumaczenie tego na nasz język nie brzmi dobrze a już tym bardziej wstawka oryginalna. 3. Shot zawiera spoiler z 8 odcinka. 4. Orientacja bohatera nie była znana aż do ostatniego sezonu (shot był pisany w pierwszym).
Co próbował osiągnąć Viren? To pytanie błądziło po głowie Runaana już od paru dobrych dni. Od ilu dokładnie nie był w stanie sobie przypomnieć. Po tym, jak zamordował króla Katolis i wsadzono go do ciasnej celi, stracił poczucie czasu.
Zdarzało się, że odwiedzała go [Reader]. Tak przynajmniej się przedstawiła. Przynosiła mu zarówno ludzkie pożywienie, jak i elficki sok, a oprócz tego także wiadomości od Virena. Jak dotąd nic nie wypił i do niczego się nie przyznał. Stwierdził jednak, że dziewczyna stanowiła urozmaicenie wolno wlekącego się czasu. Czasu, który pozostał mu jeszcze do śmierci.
Niczego w życiu nie był tak pewien, jak swojego rychłego końca. Wychowany jak przystało na elfickiego wojownika od najmłodszych lat nauczył się spychać strach w zakamarki świadomości. Zaś lata spędzone na treningu i przysięga złożona z jego braćmi pozwoliła zrobić to, co należało i pogodzić się z konsekwencjami.
Żałował tylko, że Rayla, którą tak długo szkolił, nie potrafiła wyzbyć się skrupułów. Nie miał jednak na to większego wpływu. Wiedział tylko, że ona straci rękę zamiast życia, co mogłoby być optymistycznym rysem, jednak w rzeczywistości zostanie okryta hańbą z powodu niedotrzymania przysięgi.
Wartością, o którą walczył Runaan była sprawiedliwość.
A przynajmniej wierzył z całych swoich sił, że nią była. Nawet jeśli z punktu widzenia ludzkiej rasy marzył o zemście, uważał ją za słuszną.
To dlatego zwisał prawie bezwładnie na kajdankach połączonych z sufitem. Blokowały ręce, nogi i uniemożliwiały mu większość ruchów. Głowę wciąż jednak unosił z typową dla elfów dumą. Niestety siły stopniowo go opuszczały, co nie uszło uwadze Virena.
Runaan zdążył już obejrzeć każdy skrawek szarego kamienia pod swoimi stopami i pleśń w drugim końcu celi. Co jakiś czas zdarzyło mu się też dojrzeć przemykającą mysz. W tym niczym nie wyróżniającym się momencie do celi weszła [Reader]. Jej zachowanie jednak świadczyło o tym, że coś wyraźnie nie było w porządku, ponieważ zwykle uwijała się ze wszystkim szybko i cicho, teraz jednak kilka razy obróciła głowę, jakby sprawdzała czy przypadkiem kogoś za nią nie ma, po czym na jego oczach wypiła część soku.
— Powinieneś to wziąć. — Podetknęła mu flaszkę pod usta. — Zapewniam, że nie jest zatruty.
— To, co zrobiłaś jeszcze o niczym nie świadczy — odrzekł ochrypłym głosem.
Nie wierzył zbytnio w intencje tej dziewczyny. Równie dobrze mogła przecież wypić antidotum albo dać się poświęcić namiestnikowi.
— Virenowi nie zależy na tym, żeby cię zabić. Jesteś mu potrzebny. Przynajmniej na razie — dodała cicho. — A ja zamierzam cię stąd wyciągnąć.
— Czemuż to człowiek z Katolis chciałby wypuszczać z więzienia zabójcę swego króla? — sarknął.
— Harrow nigdy nie był moim królem — odwarknęła cicho.
— Nadal nie widzę powodu, dla którego miałabyś robić coś takiego.
— Nie mam czasu na twoje idiotyczne pytania.
— Moja droga, mam cały czas tego świata. — Wykrzywił usta w uśmiechu.
Popatrzyła na niego, po czym z rezygnacją odgarnęła włosy na boki. Pomimo mroku, rozświetlanego jedynie nikłym blaskiem z korytarza, dostrzegł, że starannie zakrywały długie, elfie uszy.
Runaan nie mogąc uwierzyć własnym oczom przeniósł wzrok na jej dłonie, gdzie dostrzegł jednak pięć palców.
— Większość osób jest na pogrzebie króla, więc mamy trochę czasu — wyjaśniła krótko, kątem oka zerkając za siebie. — Mój dziadek był elfem. — Wskazała raz jeszcze na szpiczaste uszy. — Zakochał się w mojej babce, która podążyła za nim do Xadii, gdzie potem urodziła się moja matka. Rok później ludzie ukradli jajo smoczego księcia i za namową męża uciekła do Katolis. Licząc na jego powrót wychowywała dziecko. Nie było to aż tak trudne. Matka różniła się sprawnością fizyczną, ale jej aparycja była łudząco bliska do człowieka. Kiedy dorosła, poznała mojego ojca i geny jeszcze bardziej osłabły. To dlatego mam pięć palców i nie różnię się za wiele od innych. Po śmierci matki trafiłam na zamek dzięki uratowaniu życia Claudii, która jest córką Virena. Od tamtej pory jestem pod jego okiem i...
— Nie rozumiem, do czego zmierzasz — wtrącił.
— Chcę się bezpiecznie dostać do Xadii. Pół roku temu otrzymałam zapieczętowany list od dziadka. Nie ma mowy o pomyłce. Czeka tam na mnie, bo nie jest w stanie przedostać się do Katolis nie mieszając się w konflikt. Powstrzymując się, hołduje mojej zmarłej babce.
Z punktu widzenia elfa dziadek [Reader] pozbawił się honoru przez brak walki w imieniu swego ludu, ale Runaan nie zamierzał pochopnie pozbawiać się ewentualnej sojuszniczki. Pozostał więc przy stwierdzeniu neutralnego faktu:
— Rozumiem, że w zamian za pomoc miałbym cię zabrać do Xadii.
— Tak. — Nerwowo potarła palce.
— Dlaczego sądzisz, że się zgodzę? Przecież osiągnąłem już cel. Poza tym, równie dobrze mógłbym cię zaszlachtować zaraz po ucieczce.
— Elfy takie nie są! — wtrąciła.
Zawahała się, jednak szybko odzyskała rezon.
Brzmiało to tak, jakby już wiele razy zaprzeczała w ten sposób.
— Wiem, że... ludzie wierzą w bzdury, które im się wmówi. Moja rodzina jednak nie pominęła prawdy, kiedy poznawałam twoją kulturę. Gdybym nie postanowiła ci zaufać, nie byłoby mnie tutaj.
Runaan wytrzymał jej zdeterminowane spojrzenie.
— Załóżmy więc, że i ja ci zaufam. Jaki brzmi twój plan? Zakładając, że jakiś masz...
— Musimy zaczekać do koronacji, kiedy nadarzy się idealna okazja do wyciągnięcia cię stąd po cichu. Zwłaszcza, że Viren nałożył zaklęcia na kajdany, ale wykradłam już to i owo, więc nie powinno to stanowić problemu. Do tego czasu powinieneś też postarać się odzyskać siły, dlatego przyniosłam ci sok i mieszankę. — Wyjęła drugi flakonik, ukryty wcześniej w szerokiej spódnicy.
Elf popatrzył podejrzliwie na obie buteleczki, po czym powąchał, kiedy odkręciła korek. W pierwszej definitywnie znajdował się sok. Co do drugiej nie był już tak pewien, ale ciecz przypominała coś, co przyrządzał mu medyk ostatnim razem, gdy zaliczył paskudną ranę i potrzebował szybkiego uleczenia organizmu.
Miał świadomość ryzyka, jakie podejmuje, jednak wykonał już zadanie. Rysowała się przed nim tylko wizja śmierci albo wydania i tak już martwych współbraci. Nie miał innego wyboru.
Zrobił więc to, co podpowiadała mu chłodna kalkulacja i wypił zawartość obu flaszeczek.
— Wrócę jutro. — Uśmiechnęła się nieśmiało w odpowiedzi na ten akt.
Po czym, rozglądając się uważnie, opuściła celę. Zostawiła tym samym Runaana z wątpliwościami.
Elf w końcu mógł choć na chwilę opuścić gardę.
Bycie zawieszonym w kajdankach już i tak utrudniało mu sen. Teraz zaś do tego doszło rozmyślanie o tym, czy właśnie nie popełnił śmiertelnego błędu. W konsekwencji nie zmrużył oka aż do następnej wizyty Virena.
[Reader] przychodziła do niego, gdy otrzymywała taki rozkaz i zachowywała się wtedy dokładnie tak cicho, jak na początku. Elf domyślił się więc, że namiestnik musi ją obserwować.
Zupełnie inaczej wyglądały zaś ich spotkania, gdy przychodziła podczas niewiedzy Virena.
Przynosiła szczątkowe wieści o jego pobratymcach, jakie udało jej się podsłuchać na zamku, opowiadała o swojej przeszłości i korygowała wiedzę o elfach. Co dziwne, udało jej się zbliżyć do Runaana na tyle, by opowiedział jej o sobie. Jak dotąd nie zwierzał się w ten sposób nikomu w swoim życiu.
[Reader] sporządziła też maść częściowo uśmierzającą ból, która jednak nie pozbywała więźnia blizn, zacięć ani siniaków. Nie chcieli bowiem ryzykować niepowodzenia operacji przez zachowywanie się zbyt podejrzanie.
Dziewczyna nakładała specyfik z taką delikatnością, że elf mógłby przysiąc, że gdyby choć syknął, to przestałby w ogóle czuć, że ktoś przy nim jest.
Co dziwne, jej dotyk, jak i obecność, wydawały mu się osobliwie kojące, choć przecież do tej pory tak nienawidził ludzkiej rasy. Tłumaczył to sobie więc faktem, że jako jedyna przypomina w jakimś stopniu jego lud.
W noc przed ucieczką [Reader] jeszcze raz omówiła z nim wszystkie etapy podróży i szczegóły, po czym, zanim zdążyła zmienić zdanie, podeszła i złożyła na jego policzku delikatny pocałunek.
— Jutro będziesz wolny, Runaanie. — Odeszła.
Elf zmieszał się, czując ciepło w okolicy serca, postanowił jednak odłożyć kiełkujące uczucie na bok, ponieważ nadszedł dzień, w którym miał odzyskać wolność.
Plany pokrzyżował jednak namiestnik, przynosząc ze sobą coś, czego więzień się nie spodziewał. Do celi wniesione zostało lustro.
Runaan był świadomy, jak wielkie niebezpieczeństwo czai się w starożytnym relikcie, szczególnie biorąc pod uwagę, w czyich rękach się znalazł. Wiedział też, że gdyby tylko pisnął choć słowo, śmierć stałaby się udziałem wielu, dlatego z dumnym wyrazem twarzy odmówił współpracy.
Ochronił tajemnicę.
Kosztowało go to jednak ból, cierpienie i niekończące koszmary.
Jego krzyki usłyszał nawet Gren po drugiej stronie zamkowych podziemi.
Pozbawił się nadziei na jakąkolwiek ucieczkę.
Bo jak można by próbować uciec z wnętrza monety?
Stracił szansę, na coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczył.
***
Dwie godziny później do celi weszła [Reader].
Nie zastała w niej jednak nikogo.
Przybyła za późno.
39 notes · View notes
emmasjrt992 · 3 years
Text
Analiza nowej ekranizacji Black Widow 2021
Po solowych filmach o przygodach Iron Mana, Kapitana Ameryki, Thora i Hulka nadszedł pora na Czarną Wdowę. Czy scenarzyście Erickowi Pearsonowi udało się skonstruować ciekawą historię przedstawiającą życie Natashy Romanoff? Przeczytajcie naszą recenzję. https://filmyzadarmo.com.pl/romans/
Nim 4 faza filmów MCU otworzy się tworzyć na łatwe, Kevin Feige postanowił uzupełnić kilka przerw w życiorysie Natashy Romanoff (Scarlett Johansson), odwołując się tym jednym do czasów, nim Thanos podszedł do ostatniej realizacji naszego systemu. Czarna Wdowa po wydarzeniach z pracy Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów jest śledzona przez Rossa (William Hurt). I że ukrywanie się jest jej chlebem powszednim, wtedy nie jest problemu, by zaszyć się gdzieś również poczekać na odpowiedniejsze momenty. I zapewne tak by sobie siedziała gdzieś na odludziu, gdy nie Mason (O-T Fagbenle), który przygotowując kryjówkę w Budapeszcie dla nowych ludzi, zgarnął wszystkie czekające na nią przesyłki. Samą z tych przesyłek była lekka walizka pełna tajemniczych czerwonych fiolek. Na odzyskaniu jej dużo chce niejakiemu Taskmasterowi, który stanowi na pomocach tajnej organizacji o określi „Czerwony pokój”. Jest ona ważna za werbowanie małych dziewczynek oraz wyglądanie spośród nich pewnych zabójczyń zwanych Czarnymi Wdowami. Natasha, aby ich zakończyć, będzie wymagała wrócić do Rosji i odkryć naszą rodzinę, jakiej nie widziała ponad 20 lat. Również wówczas z własnej, nieprzymuszonej woli.
Scenarzysta Eric Pearson, który wcześniej zaserwował nam dobrą produkcję Thor: Ragnarok, teraz bierze historię tak znaną nam nawet z takich filmów jak Ava z Jessicą Chastain czy Czerwona Jaskółka z Jennifer Lawrence. Wspomina o aktualnym, gdy zatem rosyjskie służby specjalne z momentów ZSRR prały mózgi małym dziewczynkom, by zmieniać spożywa w najwłaściwsze zabójczynie na świecie. Nie osiąga w niniejszym niczego odkrywczego. Na szczęście Pearson może nawet takie proste historie obudować świetnymi bohaterami, ubarwić całą opowieść i wykonać z niej świetne widowisko. Gdyż tym w kwocie jest Czarna Wdowa – bardzo delikatnym letnim blockbusterem. Nie trzyma w niej części wyciskających łzy czy dialogów zmuszających widza do zadumy, kiedy wtedy stanowiło przy Avengers: Koniec Gry czy Wojnie Bohaterów. W tymże wypadku mamy mnóstwo działalności i tyle wybuchów, ile ekran kinowy jest w stanie przyjąć. Oraz broń Boże, nie jest toż jeden wielki zarzut. W MCU raz na każdy czas uzasadniony jest po prostu film będący 100% treści i gry. Stanowi toż szczególnie pozytywna odmiana. W tymże przypadku nie jest tu wymowy politycznej gdy w serialu Falcon również Zimowy Żołnierz ani płomiennych przemów głównych bohaterów. Jest za to świetne poczucie nastroju i naśmiewanie się z pewnych niedorzeczności, na jakie fani zwracali uwagę od tradycyjna. A zatem pokazuje, że twórcy MCU mają do siebie dystans. Oraz za to lubi ich również dużo.
Nie trzyma co ukrywać, ten film spotyka się dla świetnie dobranej obsady. Prym wiedzie Florence Pugh jako Yelena, wyszczekana młodsza siostra Natashy, oraz David Harbour jako Red Guardian. Ta dwójka kradnie każdą scenę, w której się pojawia. Pierwszy superbohater Rosji ma obsesję na punkcie Kapitana Ameryki. Rozmawia o nim non stop, stosując do zrozumienia, że kozacy byli ciężkimi wrogami od czasów II Wojny Światowej. Zabawne jest zatem, że Rogers że nawet nie odnotował bycia swojego rosyjskiego odpowiednika. Ten przecież marzy o spotkaniu twarzą w osobę z Amerykaninem. Niby Alexei opowiada, że ludzie byliśmy rację szybko się zmierzyć, ale z racji tego, iż jest więc patologiczny kłamca, nie wierzyłbym w ostatnie. A dzięki jego niewyparzonej gębie także temu, że nie posiada żadnych ograniczeń w wygłaszaniu własnych wiedzy publicznie, jest niezmiernie zabawną postacią. Podobnie jak Yelena, jaka w zwykły sposób, niczym nastolatka, dogryza swojej siostrze kąśliwymi, a bardzo dobrymi uwagami.
Świetnie wypada też Ray Winstone jako Dreykov, szara eminencja pociągająca za sznurki w Czerwonym pokoju. Niestety jest owo człowiek obdarzony jakimiś mocami. Jego moc płynie ze sprytu oraz koneksji, jakie wyrobił sobie dodatkowo w okresach zimnej wojny. Pod tymże powodem stanowi wysoce podobny do Alexandra Pierce’a wykonywanego przez Roberta Redforda w sztuk Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz. To popularny człowiek, który stanowi równie niebezpieczny, gdy ci obdarzeni mocami czy superzbroją.
Scarlett Johansson w obecnym obrazie już jak nas nie zaskakuje. Dostarcza nam taką Czarną Wdowę, jaką polubiliśmy w obecnych produkcjach. Nie mama się jakoś ulepszyć tej strony, co wysoce lubię. W filmie wyreżyserowanym przez Cate Shorloand możemy przyjrzeć się trochę bliżej historii Czarnej Wdowy oraz dowiedzieć się, jaką metodę przeszła z rosyjskiej agentki do pewnego z pierwszych również najważniejszych członków Avengers. Nakreślona historia nie wpłynie na to, jak odpowiadacie tę forma. Chodziło może bardziej o wprowadzenie nowych bohaterów oraz możliwość rozbudowania (szybko a właśnie rozległego uniwersum) o kolejne potencjalne filmy oraz seriale. Bez problemu jestem sobie w stanie wyobrazić produkcje o przygodach Red Guardiana.
Na wzmiankę zasługuje także doskonała ścieżka dźwiękowa z przenikającymi się do głowy hitami jak American pie w działaniu Dona McLeana czy przeróbką Smells Like Teen Spirit Nirvany. Będzie wówczas na pewno soundtrack, do jakiego będę łatwo wracać jak do obydwu części Strażników Galaktyki.
Czarna wdowa to potężna produkcja niedokładająca praktycznie żadnej cegiełki pod wyczekiwaną 4 fazę. Nie myślcie jednak, że jest wówczas zbędny film. Jest wtedy mocnego rodzaju wyłamanie się z starego dla Marvela origin story, w jakim główny bohater musiał stoczyć walkę z czarnych charakterem o odpowiednich mocach. Tu na szczęście jest inaczej. Chodzi bardziej o nazwanie, czym dla mężczyzny potrafi stanowić rodzina. Czy są nią jedynie krewni, z którymi stosują nas więzi krwi, czy że ktoś więcej? Cate Shorland dobrze na ostatnie wydarzenia odpowiada. Tak nim uzyskamy do bieżącego, czeka nas tona spektakularnych wybuchów i mnóstwo widowiskowych walk. Bądźmy czyści – chyba niczego dużo nie oczekiwaliśmy po solowym filmie tej bohaterki.
1 note · View note
klubidzpanstad · 3 years
Text
Piąte urodziny IPP TV
Tumblr media
1 lutego 2021 studio telewizji Idź Pod Prąd wypełniło się balonami. W sielankowej atmosferze odbywała się w nim bowiem piąta rocznica rozpoczęcia codziennego nadawania ich programów. W studiu zebrali się członkowie redakcji, jej główny zarządca, czyli redaktor naczelny Paweł Chojecki będący "ojcem dyrektorem" całego rodzinnego  biznesu, na łączach zaś swoje życzenia składali im współpracownicy ich przedsięwzięcia oraz goście, którzy wystąpili w ich programach.
Wśród anegdot i wspomnień, charakterystycznych dla tego środowiska czerstwych żartów, snucia planów rozwoju, ci, którzy nie bardzo orientują się w ich działalności,  mogliby nie domyślić się, że to co oglądają to wesołe harce wyjątkowo szkodliwej, apokaliptycznej sekty, ziejącej na co dzień wulgarną pogardą i nienawiścią do polskich tradycji,  polskiej kultury i opluwającej każdego dnia miliony Polaków z powodu wyznawanej przez nich religii. Obserwując to wesołe spijanie sobie z dziubków w kolorowej, urodzinowej scenerii, niektórzy mogliby pomyśleć, że mamy do czynienia z jakąś pożyteczną, oddolną inicjatywą, której dzięki ciężkiej pracy i zaangażowaniu wielu ludzi udało się rozwinąć skrzydła i w dobry sposób wpisać się w przestrzeń medialną naszego kraju i społeczeństwa, nie zaś z wulgarną, destrukcyjną grupą o niejasnych źródłach finansowania oraz bardzo podejrzanych koneksjach.
Przez cały dzień,  redakcja IPP czyli właściwie trzon sekty religijnej, raczyła swoich widzów programami rocznicowymi. Jak zwykle,  ten główny odbył się o godzinie 13stej.
Prowadząca program Eunika Chojecka wprowadziła widzów w historię IPP, takiej jaką znamy dziś. A zaczęła się ona na dobre 1 lutego 2016 roku od  nadawania programu "Kowalski i Chojecki na żywo". Wszyscy znamy historię werbunku,  a raczej podkupienia Mariana Kowalskiego przez Pawła Chojeckiego, więc nie trzeba opisywać jej znów od początku. W skrócie wyglądało to tak, że płynący jeszcze na fali popularności, za sprawą wypromowania go  przez środowisko narodowców, Marian Kowalski został w pewnym momencie obdarzony przez Chojeckiego zebranymi dla  niego kilkudziesięcioma tysiącami złotych. Bezrobotny Kowalski, widząc taką kwotę prawdopodobnie pierwszy raz w swoim życiu, zgodził się występować w programach sekty a gdy zaczęto miesięcznie wypłacać mu od 12 do nawet 16 tysięcy zł, został etatowym wabikiem w szpony grupy, która z początku polowała na nastawionych patriotycznie ludzi, a Kowalski był na takich dobrą przynętą, gdyż kojarzony był z Marszami Niepodległości i Ruchem Narodowym, który w tym czasie osiągał swojej szczyty popularności i szykował się do wejścia w politykę parlamentarną.
Mimo, że dziś drogi Kowalskiego i Chojeckiego rozeszły się to przywódca sekty i jego rodzina nie zapomniała mu zasług jakie wniósł w promocję ich biznesu i przyciąganie w ich objęcia zdezorientowanych patriotów i wielu zagubionych ludzi,  którzy pragnęli identyfikować się z jakimś środowiskiem patriotycznym, choć sekta Chojeckiego  jest takim wyłącznie z pozoru.
W rocznicowym programie wystawiono więc Kowalskiemu zasłużoną laurkę i przypomniano, że to właśnie on, dzięki swej rozpoznawalności najbardziej spopularyzował działalność IPP i samej sekty zarządzającej tym przedsięwzięciem. Przypomniano w IPP, że to nikt inny a właśnie Kowalski nagonił jej najwięcej wyznawców, a może jak mówią jej byli członkowie, ofiar. Chojecki mówi, że wyznanie takie słyszał jeszcze niedawno od jednego z sympatyków, że to właśnie Kowalski przyciągnął go do tego  grona. „Pastor” mówi, że nie chodzi o kilka, ale kilkaset osób, które zbliżyły się do nich przez Kowalskiego.
Czy Kowalski życzyłby sobie dziś tak  szczegółowego przypominania jemu i wszystkim wkoło, że pomógł wypromować i rozbudować tak odpychającą grupę? Że robił to za pieniądze i kosztem ludzi, którzy często nie wiedzieli, że wciąga ich właśnie toksyczna sekta? Być może nie, choć i tutaj nie ma pewności, gdyż współpracy z tą grupą bynajmniej się nie wstydzi o czym świadczą jego ostatnie komentarze odnośnie ich rocznicy, w których za chwilę także wspomnę. Jakby nie było, na fakty nie ma on żadnego wpływu i choć niedawno, wielokrotnie powtarzał, że IPP nie ogląda bo np. szkoda mu czasu na bzdury, to pierwszego dnia lutego przez cały dzień w IPP wybrzmiewało,  że te właśnie bzdury cynicznie sprzedawał ludziom by ich kosztem wzbogacić się o 450 tysięcy zł w ciągu 2,5 roku jego występów w tym internetowym medium. Przewija się on praktycznie przez całość rocznicowych materiałów, dlatego będzie tu w kilku miejscach wspomniany.
Syn "pastora" Chojeckiego Tymoteusz, podkreśla rozwój IPP od strony technicznej, czemu nie można zaprzeczyć gdyż dziś od tej strony prezentują się przyzwoicie, a może nawet lepiej niż przyzwoicie jak na internetową telewizję (mowa tu oczywiście jedynie o ich odbiorze wizualnym) dzięki czemu także niektórzy mogą stracić czujność i wziąć ich za zwyczajne medium niezależne, co niestety stało się w przypadku wielu polityków, choć są także tacy, których działalność sekty w żaden sposób nie odpycha, mimo,  że dysponują o niej pełnymi informacjami a mowa tu dokładnie o pośle Konfederacji Dobromirze Sośnierzu, wspominanym tutaj wielokrotnie.
Chojecki junior mówiąc o rozwoju od strony technicznej / wizualnej, wysnuł także tezę, jakoby to właśnie IPP było prekursorem tego typu internetowych inicjatyw w Polsce a wszystkie inne podobne inicjatywy po prostu nieudolnie ją kopiowały, dlatego też przez lata nie osiągnęły tego poziomu technicznego. Dodał także, tu już od strony merytorycznej, że we wszystkich innych tego typu inicjatywach "poziom żenady rośnie", podczas gdy u nich pojawiają się nowe programy, goście i cały czas rośnie budżet, czyli inaczej mówiąc stan posiadania rodziny Chojeckich. Wszyscy,  oczywiście, zdają sobie sprawę jak brzmi zarzucanie żenady innym z ust syna lidera sekty promującej najbardziej niedorzeczne teorie spiskowe a nawet angażującej się w tworzenie i fabrykowanie historii na potrzeby własnej propagandy. Hipokryzja to znak rozpoznawczy sekty Chojeckiego i jego tuby propagandowej, najbardziej kłamliwe pomówienia, bzdury i kłamstwa przechodzą temu "bożemu mężowi", jak nazywa siebie Chojecki, bez mrugnięcia powieką, co odczułem także na własnej skórze. Nie powinno nas jednak dziwić, że  najwięksi krętacze i łgarze zawsze najgłośniej krzyczą o "mówieniu prawdy", czego podręcznikowym przykładem jest właśnie IPP. Przysłowie o złodzieju krzyczącym „łapać złodzieja” pasuje w tym miejscu idealnie.
Tymek Chojecki mówi, że nawet ateista musi stwierdzić, widząc ich sprawne funkcjonowanie, że jest w nich coś wyjątkowego. Trudno się nie zgodzić, coś jest na rzeczy. I nie jest to łaska boża, którą tak często, nawet w kwestiach finansowych, wyciera sobie gębę Chojecki. A chodzi właśnie o finanse. KNP / IPP dysponuje kwotami, o których inne tego typu internetowe telewizje mogą jedynie pomarzyć, pracują w niej wyznawcy sekty, prowadzenie tej propagandowej tuby jest ich jedynym zajęciem, dlatego poświęcić mogą jej cały swój czas. . A jeśli chodzi o finanse, to tutaj w ciągu tych pięciu działy się najróżniejsze, choć pewnie mało biblijne, cuda. Sekta cały czas twierdzi, że utrzymuje rodzinę Chojeckich, ich akolitów, oraz cały ich biznes z wpłat około tysiąca swoich sympatyków, które to pozwoliły im nawet zakupić warty ponad dwa miliony złotych kompleks budynków w Panieńszczyźnie. Temat ten był poruszany wiele razy tutaj i w wielu innych miejscach, gdzie omawiano działalność sekty.
Cuda finansowe w Kościele Nowego Przymierza zdarzają się praktycznie "na zawołanie". Wiele razy Chojecki opowiadał o tym jak znalazł akurat potrzebną mu kwotę pieniędzy na ulicy czy o tajemniczych wpłatach w wysokości kilkudziesięciu tysięcy od osób, które zawsze chciały zachować anonimowość.
Od stycznia 2018 roku po Polsce krąży, umieszczana nawet w kiczowatych filmach Patryka Vegi (mowa  o filmie „Polityka”, który w IPP omawiany był z powagą godną recenzji filmu dokumentalnego) historia opowiedziana przez o. Tadeusza Rydzyka o bezdomnym, który podarował redemptorystom dwa samochody. I choć wyjaśniona już (na korzyść o. Rydzyka) przez dziennikarzy Onetu, a więc medium niezbyt przychylnego o. Rydzykowi i środowisku Radia Maryja, nadal żyje jako przykład jawnego kłamstwa ze strony zakonnika. Nie jest to miejsce na omawianie tej historii,  zainteresowani bez problemu znajdą jej wyjaśnienie na stronach Onetu. Nie jest jednak dla nikogo nowością to, że w świecie dzisiejszych mediów, puszczona w obieg, choćby najbardziej absurdalna, na przysłowiowej „pierwszej stronie” historia zaczyna żyć własnym życiem i mało kto później interesuje się, zwłaszcza po dłuższym czasie tym, że gdzieś ukazało się sprostowanie lub wyjaśnienie.
W sekcie Pawła Chojeckiego takie rzeczy to nic szczególnego. Pod koniec grudnia 2020 roku w swoim programie, w którym omawiano finanse sekty, Chojecki powiedział, że obłożnie chory pan Krzysztof, za którego zdrowie oczywiście się modli, a którego nigdy nie poznał, ani nie  miał z nim żadnego kontaktu uznał, że to co robią warte jest jego wsparcia i dlatego, czując, że zbliża się ku końcowi swojego  życia, właśnie przelał im na konto 20 tysięcy zł. Według Chojeckiego świadczy to o tym,  że człowiek ten "rozpoznał w tym co robią coś ważnego" a dokładniej postrzega telewizję IPP jako "komponent polskiego życia,  który może zmienić Polskę". A, jak napisałem wyżej, takie rzeczy zdarzały im się częściej. Często w momencie gdy Chojecki krzywił się na zbyt małe wpłaty danego miesiąca "z nieba" spływał "cudowny przelew". Nie zajmą się tym oczywiście dziennikarze, nikt nie sprawdzi wiarygodności opowiadanych przez niego historii, gdyż nie było by to tak chwytliwe jak w przypadku o. Rydzyka i raczej mało kogo by to obchodziło
"Nawet ateiści powinni rozważyć taką opcję, że coś tu jest dziwnego z telewizją Idź Pod Prąd" - mówi młody Chojecki. Zgadzam się z nim w zupełności.
Jego ojciec, który nazwał siebie samego człowiekiem dość uzdolnionym, z czym także ciężko się nie  zgodzić, choć nie są to w większości zdolności pozytywne, przyznał, że celem ich działalności jest upolitycznienie swoich wyznawców w kierunku wyznawanej przez nich ideologii a jest nią tzw. chrześcijański syjonizm, zaczerpnięty od amerykańskich południowych baptystów, na których wzoruje się sekta Chojeckiego. Kowalski z kolei podkreślał wielokrotnie, że tzw. Kluby IPP były czymś w rodzaju nowicjatu, który miał wciągać ludzi, którzy dali się nabrać na patriotyczną otoczkę i symbolikę, w struktury Kościoła Nowego Przymierza i to tam dalej mieli być urabiani ideologicznie. Przyznał to  oczywiście już po tym, gdy przestał czerpać korzyści finansowe z naganiania tam ludzi, a swoje usługi przekierował w stronę mediów i środowisk związanych z Prawem i Sprawiedliwością.
Podsumowując pięciolecie istnienia IPP to właśnie Kluby IPP, którymi kiedyś się szczycili, zostały przez lidera i członków sekty niemalże pominięte. Powód tego jest prosty, większość z nich przestała istnieć (a wiele z nich było wirtualnymi wydmuszkami, których rzekome strony internetowe i skrzynki obsługiwała Kornelia Chojecka). Wielu ludzi po jakimś czasie zorientowała się, że są wciągani do sekty, część z nich została do niej wcielona za  pomocą tzw. grup biblijnych, które stopniowo przejęły rolę Klubów IPP. Część z nich "wykosił" sam Chojecki, inne znów skłócono ze sobą za pomocą wzajemnych donosów i inwigilacji, jaka ma miejsce w sekcie. Byłych członków i sympatyków bardzo często oczerniano i pomawiano a Chojecki wróżył im "karę boską" racząc historyjkami o odstępcach, którym po opuszczeniu sekty zawaliło się życie. Tym sposobem Kluby IPP poszły w odstawkę, gdy spełniły swoją rolę i przestały być w zasadzie potrzebne. To, że nie są wspominane nie jest więc niczym dziwnym.
Drugim ważnym epizodem ostatnich pięciu lat IPP był okres istnienia, a właściwie pozoracji istnienia ich partii politycznej o nazwie Ruch 11 Listopada, który pokazuje nam nie tylko groteskowość całego przedsięwzięcia, ale także cynizm jego organizatorów. Dziś, w podsumowaniu pięcioletniej działalności, jako niezbyt chlubny epizod, nie został jednak całkowicie pominięty. Dowiedzieliśmy się, że „partię” przekształcono w stowarzyszenie, czyli kolejną fasadową organizację powiązaną z sektą, nie wytłumaczono jednak jakie są jego zadania. Chojecki stwierdził, że w „systemie biskupio-komunistycznym” okazało się niemożliwe stworzenie partii, choć jak to wszystko wyglądało widzieliśmy wszyscy a niedługi żywot tej formacji został w miarę dokładnie opisany. Chojecki twierdzi, że gdy postanowili założyć partię rozpoczęły się przeciwko nim „operacyjne działania”. Pierwszym z nich, była jak wiemy przeszkoda w postaci sformułowania jej statusu, przy którym to zadaniu poległ mecenas AndrzejTurczyn, zaś ostatnim „operacyjnym działaniem” PKW było wezwanie do złożenia oświadczenia finansowego, przy czym także byliśmy świadkami groteskowych tłumaczeń jej ówczesnego prezesa Michała Fałka.
Zamiast pójścia w kierunku samodzielnego bytu politycznego, mówi Chojecki, budują oni „sieć kontaktów” z różnych ugrupowań, także PiS, co jak widać po wizytach w ich programach posłów tej partii może brzmieć wiarygodnie. Pytanie tylko czy występujący u nich politycy zdają sobie sprawę z tego, że ich nazwiska i wizerunek wykorzystywany jest przez sektę a jej lider obiecuje swoim wyznawcom, że za ich pośrednictwem będzie miał wpływ na polską politykę. Chojecki przyznaje także, że jeśli chodzi o sprawę relacji państwa z Kościołem Katolickim, to jego sympatie lokują się raczej na lewicy. To chyba niespecjalnie dziwi kogokolwiek.
Tymoteusz Chojecki twierdzi, że sekta poprzez kontakty z wizytującymi ich posłami uzyskała wpływ na politykę i podkreśla, że są to także kontakty poza okiem kamery. Jeśli jest tak rzeczywiście, to jest to dość interesujący wątek. Zgodził się z nim Michał Fałek, który powiedział, że marzeniem ich środowiska było uzyskanie wpływu na politykę, jednak bez osobistego zaangażowania w nią. Powiedział także wprost, że celem ich jest pozyskanie polityków dla ich sprawy. Mamy więc jasną deklarację, że sekta religijna zamierza poprzez kontakty z politykami oddziaływać na polską scenę polityczną. Jakkolwiek niedorzecznie mogło by to dla kogoś brzmieć, to najpierw zastanowić się nad tymi kontaktami powinni chyba wspominani politycy.
 Innym, pominiętym epizodem jest,  oczywiście, toczące się przeciwko Chojeckiemu postępowanie, które swój finał w sądzie znajdzie już 24 lutego. Nie mogli odtrąbić też sukcesu sądowego odnośnie mojej sprawy z policjantem będącym ich sympatykiem. Wspomniano o tym jedynie w styczniowym newsletterze sekty:
„Jak wielokrotnie informowaliśmy, grupa hejterów zajmuje się notorycznym prześladowaniem członków naszego kościoła a także gości telewizji Idź Pod Prąd. Po raz pierwszy polski sąd doprowadził do tego, że jeden z nich publicznie przeprosił za tego typu działania wymierzone w chrześcijanina policjanta”.
Zasadą stosowaną dziś, nie tylko przez sektę Chojeckiego, w dyskursie publicznym jest określanie każdego rodzaju krytyki „hejtem” a krytyków „hejterami”, co prowadzić ma w założeniu do odbierania im  prawa głosu, bez konieczności podejmowania dyskusji odnośnie krytyki. Członkowie IPP nie wspomnieli o tym jakie były ich oczekiwania względem tej rozprawy. Gdyby osiągnęli to czego się domagali, mielibyśmy z pewnością festiwal zwycięstwa serwowany nam przynajmniej przez kilka dni. Niestety, cenzorskie zapędy Chojeckiego nie znalazły żadnego uzasadnienia na sali sądowej, dlatego rozprawa ta nie była szczegółowo omawiana w ich programach.
Nie możemy jednak pominąć głosu Mariana Kowalskiego, który spytany przez widza jego kanału o opinię biegłej w sprawie przeciwko Chojeckiemu, dał prawdziwy popis swoich zdolności rozumowania oraz orientacji w pracy państwowych instytucji, tym razem orzekając, iż mamy w Polsce kryzys sądownictwa. Wypowiedź ta zasługuje na to, by przytoczyć ją w całości. Pytanie widza brzmiało: „Biegła powołana przez prokuraturę orzekła, że Paweł Chojecki dopuścił się przestępstwa obrazy prezydenta, nawoływania do nienawiści oraz obrazę uczuć religijnych katolików. Jak pan to skomentuje?” W rzeczywistości opinia dotyczyła tylko jednego z zarzutów czyli obrazy uczuć religijnych, gdyż sporządzona była przez biegłą z dziedziny religioznawstwa.
Marian Kowalski ustosunkował się do tego pytania w następujący sposób (pisownia oryginalna):
„No to… to co? To prokuratura sama nie ma poczucia sprawiedliwości tylko biegłych musi po… wyzywać? To po co prokuratura? To niech biegli stanowią, rozsądzają. Nie wiem czego dotyczy sprawa, nie wiem jakiego prezydenta obrażał pan Chojecki, ale to, że akurat w każdej sprawie sąd czy prokuratura powołuje biegłego, świadczy to tym, rzeczywiście mamy duży kryzys wymiaru sprawiedliwości w Polsce. No… a obraza uczuć religijnych no to… to sąd powinien ustalić a nie tam biegły. To ja mam takie zastrzeżenie, ale nie wiem tu z czym… jakie są fakty w tym przypadku, kto o kim co powiedział, nie znam tych wypowiedzi.”
Marian Kowalski nie może pojąć po co sąd powołuje biegłego oraz doradza by to sędzia, a nawet prokurator orzekł, chyba w myśl własnego wyobrażenia w temacie religijnym. Nie można mu się bardzo dziwić, brał udział przeważnie w sprawach sądowych, w których rozstrzygane było danie komuś po gębie na dyskotece. Nie przeszkadzało mu to jednak wyrazić opinii na temat kryzysu wymiaru sprawiedliwości. Prawdziwy ekspert z TVP Info. Inną sprawą jest to, że pytany przez swoich widzów o sprawy związane z Chojeckim bardzo często unika odpowiedzi a robi to jeszcze częściej gdy pytany jest o ludzi związanych z PiS czy mediami publicznymi, zdając sobie sprawę z tego, że zaproszenia do programów red. Rachonia mogłyby nagle się urwać. Najczęstszą jego odpowiedzią jest wówczas: „nie znam sprawy”.
 Pierwszy, jubileuszowy program musiał zawierać życzenia i komentarze ludzi w jakiś sposób związanych z IPP TV. Wybrane omówimy po kolei.
Jako pierwszy głos zabrał Andrzej Turczyn, adwokat, którego dwa tygodnie temu miałem nadzieję spotkać na sali sądowej w Trzciance. Przez wielu obserwatorów „lubelskiego uniwersum” nazywany „Bzdurczynem” lub „mecenasem czteropakiem” z racji dziwnych stanów w jakich zdarzało mu się występować w ich programach. Mecenas Turczyn pozdrowienia swoje przesyła z Gdyni (pisownia oryginalna).
„Dzień dobry. Z okazji piątej rocznicy powstania lubelskiej telewizji Idź Pod Prąd, najserdeczniejsze życzenia dla telewizji i dla widzów wszystkich znad morza, znad polskiego Bałtyku. Ta telewizja musi istnieć! Jest potrzebna w Polsce! Różnimy się czasami, ale dążymy do jednego celu. Nie widać mnie, ale jestem. Mam pełne ręce roboty, zło nie przestaje atakować. Pozdrawiam znad morza”
„Pastor” Chojecki komentując tę wypowiedź wspomniał swoją długoletnią znajomość z Andrzejem Turczynem oraz jego wielkie zasługi dla działalności jego „kościoła”, w tym te od strony prawnej. O jego skuteczności przekonałem się zaledwie dwa tygodnie wcześniej w Trzciance, gdzie spadły wszystkie, absurdalne żądania wysunięte przez niego, mające zapewnić im zamknięcie ust jednemu z ich krytyków. Innymi jego popisami prawnymi żyliśmy już wcześniej, zwłaszcza przy rejestracji ich partii Ruch 11 Listopada, gdzie odrzucony został stworzony przez niego status partii oraz całkowita nieudolność przy próbach jej rejestracji. Ostatecznie na niego „pastor” Chojecki zrzucił także to, że będąc jej wiceprezesem, nie dopilnował sprawozdania finansowego co doprowadziło do jej wykreślenia z rejestru partii politycznych, choć to akurat było jedynie fasadą, mającą w jakiś sposób wytłumaczyć wyznawcom ich wycofanie się z tego  projektu, który stworzony został dla połechtania ego Mariana Kowalskiego. Jednak przy okazji rocznicy takich rzeczy się nie mówi i „pastor” bardzo pochwalił pana mecenasa.
Przejdźmy więc do następnego etapu imprezy.
Marian Kowalski, którego liczne spory i przepychanki z jego byłym pracodawcą Pawłem Chojeckim śledziliśmy z przysłowiowymi wypiekami na twarzy, a tak naprawdę kręcą głowami nad perfidią jednego i drugiego, został zaprezentowany w IPP a fragmenty jego wypowiedzi odnośnie tematu zaczerpnięte zostały z jego, nadawanych z jego pokoju patostreamów. Odniósł się do Chojeckiego w związku z pytaniem widza brzmiącym: „Panie Marianie, czy nie jest panu żal utraty przyjaźni z panem Chojeckim, tak czysto po ludzku?”. Odpowiedź Kowalskiego była taka, jakiej spodziewać się po nim można, a mianowicie (pisownia oryginalna):
„No proszę państwa, oczywiście bardzo żałuję, że tak się stało, zresztą nie tylko żałuję takiej sytuacji z Pawłem Chojeckim. Bardzo żałuję na przykład, że i Ruch Narodowy został zmarnowany. Ja przecież bardzo wysoko ceniłem tych młodych ludzi, z którymi wraz zakładaliśmy i ONR, i prawda i Ruch Narodowy. Tak się stało, jest mi bardzo smutno, że to się po prostu nie powiodło, nie czuję najmniejszej satysfakcji. Także ja nie czuję się tutaj w żaden sposób zadowolony, trudno, co zrobić?”
Kowalski wypowiedział się po swojej ustalonej linii, którą zagrywał już od początku współpracy z Chojeckim. A ta opierała się z jego strony głównie na atakowaniu dawnych kolegów / promotorów jego osoby i odgrywaniu nestora ruchu narodowego, którego częścią nigdy nie był. Możemy domyślać się czego żałuje Marian Kowalski odnośnie zakończenia współpracy z Pawłem Chojeckim.
Jest on bowiem największym przegranym tych przetasowań. Telewizja Idź Pod Prąd, mimo jego odejścia poradziła sobie bez niego i niezaprzeczalnie poszła naprzód, choć niektórzy wróżyli jej upadek po jego odejściu. Kowalski okazał się nikim innym jak narzędziem zdobycia przez nią rozgłosu i przyciągnięcia wyznawców, narzędziem, bez którego jednak w późniejszej fazie można już nadal pchać inicjatywę na przód, mimo, że bez tego, szczęśliwego dla IPP, zbiegu okoliczności i, czujności „pastora” w skorzystaniu z sytuacji, mogłaby okazać się klapą i nadal zamkniętą, wąską grupką dziwaków.
Kowalski, będący prostym chłopkiem, gdy został otoczony takim nimbem ze strony sekty sam wpadł w jej sidła choć, co wiele razy było tutaj podkreślane, nigdy nie był członkiem KNP ze względów  pragmatycznych, po jakimś czasie zagubił się w tym wszystkim, uznał, że właśnie ma szansę „pójść na swoje”, co było tu omawiane już wcześniej. Klapą okazała się jego inicjatywa własnej telewizji internetowej a dziś pozostaje już na jedynie na łasce drobnych układzików zawartych „na potrzeby” z mediami PiSu czy niedoszłą twarzą klap propagandowych firmowanych przez, odsuniętego na boczny tor, Antoniego Macierewicza.
Mimo przytyków w obie strony, Kowalski mógłby, moim zdaniem, wrócić do IPP, ale odbyło by się to już na całkowicie innych niż wówczas, zasadach. Teraz to nie on sprzedawałby im „markę” pt. „Marian Kowalski, lider Ruchu Narodowego, trybun ludowy”, ale musiałby przyjąć rolę posłusznego przytakiwacza (którym i tak w ich programach był) na nowych warunkach. Myślę tak dlatego, że gdy rozmawiałem z różnymi ludźmi a także pisałem o tym, że duet Chojecki – Kowalski w końcu pęknie, wiele osób uważało to za coś nie do pomyślenia. Kowalski i Chojecki są ludźmi dbającymi wyłącznie o własne korzyści, pozbawionymi wszelkiej moralności, zwykłego, ludzkiego wstydu, gotowymi kłamać a nawet niszczyć ludzi, dla osiągnięcia własnych, w przypadku Chojeckiego bardziej długofalowych, a w przypadku Kowalskiego prostych,  materialnych, celów.
Dlatego czasem bawiły nas tzw. wrzutki jednego na drugiego. Chojecki, który promował Kowalskiego jako „drugiego Piłsudskiego” nie omieszkał wyśmiać jego wykształcenia i wypomnieć mu, że dzięki IPP zobaczył prawdziwe pieniądze, Kowalski zaś w prostych słowach mówił o sekcie i chorej atmosferze tej dusznej grupy. A jednak przeplatało się to z ciepłymi słowami w obu kierunkach, wtedy gdy wymagał tego interes ich obu.
W tym momencie możemy przejść do kolejnej, moim zdaniem, znamiennej wypowiedzi Kowalskiego odnośnie jego współpracy z sektą Chojeckiego i jego pracy w IPP. A z racji na jej wagę (czyli zobrazowanie, po raz enty, z jakim człowiekiem mamy do czynienia) musi być ona przytoczona w całości. Z uśmiechem Marian Kowalski wspomina swoje najlepsze, poza finansowymi, doświadczenia z medium Chojeckiego. I znów (pisownia oryginalna):
„No powiem szczerze. W ramach telewizji Idź Pod Prąd niejednemu ćmilowi napsuliśmy krwi i akurat z tego się bardzo cieszę. Uważam, że telewizja Idź Pod Prąd, gdyby może była mniej… mniej zainteresowana kwestiami religijnymi, a miała taki przekaz bardziej neutralny od tej strony, zajmowałaby się bardziej publicystyką, no mogła by mieć szerszy zasięg,  no trudno, co robić? Każdy właściciel telewizji nadaje takie oblicze jakie mu się podoba. Jestem bardzo zadowolony, że niejednemu mędrkowi tam natarliśmy uszu,  z tego były rozmaite kłopoty,  no chodzi się po sądach, trudno co robić, ale tym ćmilom, którym napsuliśmy krwi,  no to powiem szczerze, cieszę się, że tej krwi napsuliśmy, myślę, że jednak trochę za mało”.
Po tej wypowiedzi,  która zaprezentowana została w rocznicowym programie, Chojecki powiedział: „Marian zakończył tę część swojej wypowiedzi ‘ co zrobić?’. No może się jakiś pomysł jeszcze znajdzie.”. Jak widzimy, nie powinniśmy, tak jak w przypadku niedowiarków odnośnie „rozwodu” Kowalskiego  z Chojeckim, być przekonani o tym, że nie dojdzie do ponownego zbliżenia. Nie takie roszady obserwowaliśmy na polskiej scenie medialnej czy politycznej, dlatego też ponowny, braterski pocałunek dwóch, pozbawionych moralnego kręgosłupa, ludzi nie powinien nas w przyszłości zdziwić,  choć jak wspomniałem wyżej z pewnością odbył by się już na mocno zmienionych zasadach. Podejrzewam też, że nowy układ byłby obwarowany konkretnymi warunkami. Żebrzący  o pięciozłotówki na You Tube, skompromitowany opryszek, nie mający już dziś w garści argumentu przyciągania ludzi, musiałby podpisać cyrograf na zasadach, obracającego potężną kasą, lidera sekty. A, skoro godząc się na spełnianie jego warunków za kilkanaście tysięcy zł miesięcznie, jednak posiadając jakąś kartę przetargową robił to z zapałem przekraczającym wiele razy to, czego od niego wymagano, możemy jedynie domyślić się jak wyglądało by to w nowej odsłonie.
Obraz dzisiejszego „eksperta” porannych programów red. Rachonia wyłania nam się w pełni. „Napsuli krwi”? Kowalski w sekciarskich programach Chojeckiego skompromitował się tak, że niewiele osób publicznych chciało w ogóle w jakikolwiek sposób odnosić się do jego tam aktywności, uważając to za zniżanie się do poziomu rynsztoka prezentowanego przez ten duet, działacze Ruchu Narodowego, czy szerzej środowiska narodowego w końcu musieli przyznać, że wstydzą się tego, że wypromowali oni takiego prymitywa, nikt nie traktował jego działalności poważnie (moim zdaniem to błąd, gdyż powinna być napiętnowana, wyjaśniona choćby ludziom, którym wepchnięto tego człowieka jako autorytet i osobę godną zaufania, co później, za pieniądze, wykorzystał by wpychać ich w szpony destrukcyjnej sekty). Krwi, tak naprawdę, nikomu nie napsuł, stał się jedynie pośmiewiskiem i synonimem największego w dzisiejszej debacie politycznej prostaka, gbura, człowieka pozbawionego wszelkich hamulców i przyzwoitości, kimś do kogo porównywało się oponenta, któremu chce się jak najbardziej dowalić. Jego wulgarnych obelg wobec dawnych kolegów nie chciał komentować nikt poza hermetyczną sektą a później, wykorzystującymi go mediami rządowymi,  które sięgając po niego, po prostu sięgnęły dna. Nie wyciągnął on do dziś żadnych wniosków. Fakt, dziś nadal pokazuje się Kowalskiego w rządowych mediach, co opisuje tylko ich poziom, ale ja sam, jestem ciekaw czegoś, czego się pewnie nigdy nie dowiem: na jakich zasadach skonstruowana jest ten układ pomiędzy nim a mediami, które ciągle  wpychają go odbiorcom. Wiemy jak to wygląda z wierzchu… opluwał dawnych kolegów na modłę propagandy TVP i jego redaktora prowadzącego czyli Michała Rachonia, miał być twarzą nieudanej operacji „Konfederacja 2” pod skrzydłami Antoniego Macierewicza.
Kolejnym składającym życzenia dla IPP był Eli Barbur, wieloletni współpracownik Adama Michnika i Gazety Wyborczej, jej korespondent z Izraela, dziś współpracujący z telewizją Chojeckiego, i prowadzący stronę internetową Tel Awiw Online (pisownia oryginalna):
„Proszę państwa piątka na karku w tych wspaniałych czasach to jest nie bagatela, to nie betka (?). Trzeba mieć końskie zdrowie i siłę przebicia, ,pozytywna energia to u was najbardziej widoczne, nadrzędna wartość powiedziałbym, w dobie kryzysu. Po Covidzie też niezły krajobraz po bitwie nas czeka pomijając inne złoki (?), tym większa praca organiczna będzie potrzebna. Trzeźwego oglądu, błyskawicznej orientacji, żelaznej odporności  na to wszystko. Tego wszystkiego wam życzę z Izraela, z Tel Awiwu, ściskam serdecznie spracowane dłonie” – wykrzyczał wyraźnie podniecony Barbur.
Przy tej okazji Paweł Chojecki przyznał, że już w latach 90tych, a więc aktywności Barbura w środowisku Gazety Wyborczej wyczuł w nim „swojego chłopa”. Pokrewieństwo ideowe pozostało im do dziś.
 Szef IPP Paweł Chojecki marzy aby „głos biblijnych chrześcijan” był „równoprawny” w debacie publicznej w Polsce. Wspominał o tym wiele razy, przedstawiając to w ten sposób, że są oni rzekomo „dyskryminowani”, dlatego, że np… nie mówi o nich publiczna telewizja ani nie zaprasza się ich do niej. Jak pamiętamy, jeden taki eksperyment z Euniką Chojecką w programie Michała Rachonia był kompletną porażką, ale od tamtej pory sekta domaga się wręcz aby reklamowały ich duże media, w tym te państwowe.  Jest to także element propagandy dla samych wyznawców, których cały czas utwierdza się w przekonaniu o tym, że świat zewnętrzny jest wobec nich wrogi. Skarży się on na to, że publiczne media czy rządzący „posługują się nimi” gdy jest to dla nich wygodne, a jako przykład podaje to, że pojawili się w filmie „Krzyż” pokazujące wydarzenia posmoleńskie. W rzeczywistości to członkowie sekty usiłują „zakręcić” się w pobliżu takich wydarzeń, środowisk czy np. partii politycznych aby później w taki właśnie sposób to wykorzystywać. Jest to dość słabe, ale jak widać działa na wyznawców Chojeckiego.
Jeśli chodzi o życzenia spełnione, to znów rację ma syn Chojeckiego Tymoteusz, mówiąc, że rok ten był dla IPP przełomowym z kilku względów. Nie chodzi tylko o zakup nowej posiadłości, urządzenia nowego studia nagrań czy podniesienia jakości technicznej ich programów. Chodzi głównie o to, że udało im się przyciągnąć do nich sporo znanych gości, których występy w IPP były następne w różny sposób propagandowo wykorzystywane przez sektę. W 2020 roku w IPP pojawiali się posłowie PiS, senatorowie, minister, księża i zakonnicy, ludzie znani z mediów a nawet rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, a to pokazuje, że sekta próbuje przenikać do mainstreamu i, co gorsza, małymi krokami udaje jej się to. Fakt bywania polityków PiS w tego pokroju towarzystwie nadal umyka uwadze dziennikarzy mediów będących w opozycji do partii rządzącej.
Wśród gości, którzy zaszczycili IPP swoją obecnością (ze względu na pandemię na łączach) to m.in. ks. Emil Parafiniuk, ks. prof. Andrzej Kobyliński, ks. Leszek Gęsiak, siostra zakonna Tymoteusza Gil, posłowie Witold Waszczykowski, Andrzej Sośnierz, Dobromir Sośnierz, Bartłomiej Wróblewski, były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, producent telewizyjny Marek Sekielski, izraelski lobbysta Jonny Daniels, prof. Krzysztof Simon, prof. Włodzimierz Gut, prof. Janusz Heitzman, dr Paweł Grzesiowski, dr Zbigniew Hałat, dr Michał Sutkowski, dr Tomasz Dzieciątkowski, dr. Włodzimierz Bodnar, dr Zbigniew Hałat (który w ich programie stwierdził, że Sars-COV2 może być bronią biologiczną, co sekta natychmiast wplotła w swoją spiskową narrację).
Wielu z wymienionych z pewnością nie zdawało sobie sprawy, że występują w programach apokaliptycznej sekty, która w czasie pandemii żerowała na niej produkując fake-newsy i rozpowszechniając teorie spiskowe. Pokazuje to jednak, że nawet podejrzanym sektom nie jest trudno dotrzeć do polityków z pierwszych stron gazet by następnie wywiady z nimi eksploatować propagandowo i podpierać nimi swoje tezy. Było tak np. w przypadku ks. Leszka Gęsiaka, od którego udało im się podstępem wyciągnąć wypowiedź potępiającą krytyków sekty. Kłamliwie przypisano mu również to, że odnosił się do ich „raportu” na temat rzekomych prześladowań. Sekta, stwierdziła, że wizyta ks. Gęsiaka w ich programie oznacza „zmianę stosunku Kościoła Katolickiego w stosunku do nich”. Następnie idąc za ciosem, sekta chciała przeprowadzić wywiad z kolejnym, nie wymienionym przez nich z nazwiska księdzem, członkiem Konferencji Episkopatu Polski. Ten początkowo miał się zgodzić ale następnie odmówić pojawienia się w ich programie. Być może, po występach ks. Gęsiaka ktoś wreszcie sprawdził czym jest telewizja IPP. Chojecki, który wcześniej wychwalał ks. Gęsiaka po tej sytuacji stwierdził, że jego słowa są nic nie warte, bowiem jego występ w IPP odebrał chyba jako deklarację tego, że ma zapewnione jakieś wejścia, dojścia w KEP.
Innym niepowodzeniem sekty KNP, które także pominęli oni w rocznicowych programach była nieudana  próba dostania się na Ministerialną Konferencję na rzecz wolności religijnej lub przekonań, w której oprócz polskich polityków brali udział przedstawiciele ONZ czy dyrektor wykonawczy Komitetu Żydów Amerykańskich. Konferencja odbywała się wirtualnie, a dostęp do niej chcieli załatwić sobie członkowie sekty, których celem było narobienie tam wstydu nie tylko organizatorom ale i całej Polsce. Zamierzali oni bowiem w tym gronie opowiadać bajeczki, które wciskają swoim widzom, zmyślone historie ich rzekomego prześladowania. W materiałach, które wysłali wraz z prośbą o udostępnienie im możliwości wzięcia udział w konferencji znalazł się m.in. groteskowy raport, który już szczegółowo omawialiśmy oraz reportaż, który nakręcili do, także omawianej już sprawy Grzegorza Doleckiego z Janowa Lubelskiego.
Najwyraźniej sprawy, którymi próbowali zainteresować ks. Gęsiaka oraz, którymi karmią widzów oraz różne instytucje państwowe, zostały zweryfikowane jako pozbawione jakichkolwiek podstaw wymysły i grupie tej odmówiono udziału w tym wydarzeniu. Jak widać jest jeszcze w polskich instytucjach ktoś, kto trzyma rękę na pulsie w sytuacjach prób przenikania tej sekty do instytucji i wydarzeń, z pomocą których próbuje się ona promować przedstawiając nieprawdziwe informacje. Chojecki dostrzegł w tym,  oczywiście, obawę władz polskich przed tym, że „polscy protestanci mogliby powiedzieć prawdę”. Próby takiego zaszkodzenia Polsce oraz próby przenikania sekty do takich spraw powinny zwrócić uwagę odpowiednich służb i zainteresować je ich działalnością. Tak czy owak, nieudana próba zasiania fermentu na konferencji nie została wspomniana w podsumowaniu ostatniego  roku działalności KNP / IPP.
Kolejnym gościem, który zdecydował się nagrać życzenia dla internetowej telewizji, która każdego dnia w wulgarny sposób opluwa katolików i Polaków, dąży do zaostrzania waśni na tle religijnym, był ks. prof. Jarosław Kupczak, dominikanin, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie (pisownia oryginalna):
„Dzień dobry, Szczęść Boże. Chcę bardzo serdecznie pogratulować telewizji Idź Pod Prąd kolejnej rocznicy, tym razem pięciolecia działalności. Miałem przyjemność kilkukrotnie być gościem telewizji Idź Pod Prąd i muszę przyznać, że za każdym razem miałem takie poczucie, że jestem przyjęty, moje poglądy są przyjęte z szacunkiem, zrozumieniem, że uczestniczę w dyskusji na wysokim poziomie. To prawda, że w sprawach religijnych i politycznych istnieją głębokie różnice pomiędzy mną a założycielami, twórcami telewizji Idź Pod Prąd, ale w pewien sposób to jest drugorzędne, dlatego, że chodzi o to, żeby w Polsce było jak najwięcej takich miejsc, gdzie ludzie, którzy różnią się ze sobą, którzy mają różne poglądy, mogą ze sobą w odpowiednim klimacie i w odpowiedniej atmosferze rozmawiać, gdzie czują, że są wysłuchani, że są przyjęci z szacunkiem. I mam takie doświadczenie, że takim miejscem jest telewizja Idź Pod Prąd. To są moje życzenia dla was z okazji tych kolejnych urodzin. Życzę wam, żebyście w tej podzielonej i skłóconej Polsce, podzielonej i skłóconej Europie, podzielonym i skłóconym świecie i, niestety, podzielonym i skłóconym chrześcijaństwie byli takim miejscem spotkania, gdzie ludzie o różnych poglądach, także z różnych denominacji chrześcijańskich, z różnych partii politycznych i o bardzo różnych poglądach mogą się ze sobą spotkać i mogą ze sobą rozmawiać właśnie w takim klimacie szacunku, wzajemnego wysłuchania, próby zrozumienia swoich poglądów, nawet jeśli te poglądy na koniec nie zostaną zaakceptowane czy zostaną skrytykowane. Tworzenie takich miejsc, myślę, jest bardzo ważne i życzę, żebyście przez następne lata takim właśnie miejscem byli, takim miejscem pozostali. Ad multos annos telewizjo Idź Pod Prąd”
Po prostu nie do wiary.
Hanna Shen, korespondentka IPP z Tajwanu, która pojawia się także w mediach głównego nurtu życzyła by sobie i im, aby pojawiało się u nich więcej gości z tzw. konserwatywnej strony. Jak na razie jedynym takim jest konserwatywny liberał i poseł Konfederacji Dobromir Sośnierz. Jest ich więcej jeśli za konserwatystów uznamy posłów PiS. Jeśli Shen miała na myśli jednak środowiska narodowe czy im podobne, to najwidoczniej nie zdaje sobie ona sprawy z tego, że ludzie je tworzący w większości zdają sobie sprawę z tego czym jest sekta Chojeckiego i jaki jest jej przekaz, dlatego wydaje się mało prawdopodobnym by zniżali się do poziomu rynsztoka prezentowanego przez Chojeckiego i jego współpracowników oraz brali udział w czymś takim. Dlatego też łatwiej zaprosić jest polityków PiS czy pana Sekielskiego.
Shen mówi, że zauważyła brak omawiania w IPP tematów, którymi żyją Polacy w Internecie. Nie jest to do końca prawda, IPP stara się na bieżąco komentować wydarzenia, dorabiając do nich oczywiście najdziwaczniejsze i często niczym nie podparte teorie Chojeckiego, jednak dokładnie wybiera tematy, którymi się zajmuje i delikatnie pomija inne a przynajmniej nie ustosunkowuje się do nich jednoznacznie. Takim tematem była ostatnio w wielu mediach współpraca Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i jej szefa Jerzego Owsiaka z tzw. Strajkiem Kobiet pod przywództwem Marty Lempart. Wielu komentatorów wytykało hipokryzję takiej fuzji, akcję charytatywną na rzecz chorych dzieci z oficjalnym wsparciem dla zwolenników aborcji na życzenie, dodatkowo odzianego w szaty prymitywnych, wulgarnych awantur.
Temat ten nie pojawił się w IPP, choć wydawało by się, że konserwatywna i chrześcijańska telewizja powinna wyrażać w takich sprawach swoje zdanie. Okazuje się jednak, że ma ona inne priorytety. Same awantury pod hasłami Strajku Kobiet były w niej komentowane w ten sposób by wytworzyć wrażenie istnienia jakiejś zorganizowanej przez rząd, celowej zadymy i na tym wyłącznie skupili się „dziennikarze” IPP. Z ust Chojeckiego ani razu nie padło choćby słowo potępienia ludzi atakujących katolickie kościoły. Jeśli zaś chodzi o WOŚP, która jak wiemy od początku jest bardzo mocno ideologizowana i upolityczniona, i jej współpracę  aborcjonistkami przemilczano  być może z powodu kontaktów z panem Sekielskim, którego filmy dotyczące pedofilii w Kościele są ważnym komponentem antykatolickiej krucjaty Chojeckiego. Sekielski otwarcie popiera nie tylko poglądy aborcjonistek, żądania środowisk LGBT ale także działalność Owsiaka, dlatego zdecydowana krytyka ze strony IPP mogła by w jakiś sposób wpłynąć na jego kontakty z sektą, która potrzebuje go jednak bardziej niż tego, by komentować wydarzenia z perspektywy chrześcijan, za jakich się w końcu podają.
Kolejnym politykiem, który zdecydował się złożyć życzenia IPP był poseł PiS Bartłomiej Wróblewski, który był inicjatorem wniosku zakazującego w Polsce aborcji eugenicznej. Wystąpił on niedawno w programie IPP, gdzie Chojecki, po wstępnym „głaskaniu” pana posła, wezwał go do tablicy i sprawił, że ten tłumaczył się z dziwacznych zarzutów lidera sekty. Chojecki nagadał posłowi, że środowisko KNP / IPP aktywnie angażowało się we wspieranie Prawa i Sprawiedliwości (faktycznie kręcili się koło tej partii robiąc sobie reklamę, co wykorzystują do dziś) a następnie zaczął użalać się na fakt, że publiczna telewizja, opisując sprawę senatora Jacka Burego nazwała ich sektą. Dodatkowo przedstawił mu swoją stałą litanię żalów, którymi bombarduje zapraszanych gości. Poseł Wróblewski usłyszał, że w Polsce dyskryminowani są protestanci, że nie dopuszcza się ich do debaty publicznej a wręcz prześladuje. „Zagroził” także, że protestanci (Chojecki często wypowiada się w imieniu polskich protestantów choć ci w większości odcinają się od działań jego sekty) czując się zmarginalizowanymi mogą przenieść swoje poparcie np. na kolejną polityczną wydmuszkę czyli ruch Szymona Hołowni. Podczas tego wywiadu, Kornelia Chojecka poinformowała posła, że 1 lutego ich telewizja obchodzi piąte urodziny i czy chciałby przekazać coś jej widzom i twórcom. Poseł Wróblewski, który, jak mi się wydaje, nie orientował się do końca w jakim programie wystąpił powiedział:
„Chciałbym podziękować państwu za stanie po stronie tych wartości, które leżą u podstaw naszej cywilizacji, wartości chrześcijańskich, które nas łączą, przekonanie o konieczności obrony życia, obrony rodziny. To są te sprawy, które są takie najważniejsze uważam i cieszę się, ze w wielu miejscach w Polsce jest wiele osób, środowisk, które są przywiązane do tych spraw. Uważam, że dzięki temu świat jest lepszy a jednocześnie jedni drugim powinniśmy dodawać otuchy.”
Tak, zdecydowane poseł Wróblewski nie orientował się z kim rozmawia.
Jako kolejny po pośle z życzeniami wystąpił Marcin Hakamer Fernandez, członek Falun Gong prowadzący fundację „Studium” zajmującą się propagowaniem wschodnich praktyk duchowych. Jej działalność opisywana była tu w artykule „Egzotyczny sojusz sekty Chojeckiego”. Szef IPP komentując jego występ stwierdził, że pokazuje to,  że jego telewizja jest projektem międzykulturowym, że sekta KNP nie zamyka się tylko w kulturze chrześcijańskiej, ale jest otwarta na inne środowiska. Rzeczywiście specyficzny ekumenizm z ich strony. Nie od dziś jednak wiadomo,  że głównym wrogiem sekty Chojeckiego jest katolicyzm, jego wyznawcy i instytucja Kościoła.
Tuż po nim wystąpił John Hahn, dyrektor wykonawczy amerykańskiej organizacji John Birch socjety, z którą już kilkukrotnie mieliśmy okazję spotkać się na tym blogu. Przedstawiana widzom IPP jako „największa antykomunistyczna organizacja na świecie” stanowi dziś właściwie ekscentryczny klub rekonstruktorów czasów zimnej wojny. Hahn, który prawdopodobnie myśli, że KNP / IPP jest w naszym kraju czymś więcej niż jątrzącą sektą, nazwał ich „ruchem wolnościowym” życzył im „wszystkiego najlepszego na drodze wyzwalania Polski” oraz wyraził zrozumienie dla „trudności jakie napotykają z racji mówienia prawdy” i „edukowania oraz informowania Polaków”. To z kolei pokazuje nam jak wzajemnie przyciągają się oderwane od rzeczywistości, ale jednak szkodliwe społecznie organizacje. Mamy tutaj do czynienia z wzajemnym nakręcaniem siebie przez różne, odrealnione grupy i tworzeniem przez nie rzeczywistości alternatywnej, w której tkwią ich członkowie.
Wśród składających życzenia znalazła się także Małgorzata Kubicka – Frączek, związana z sektą lekarka czy człowiek występujący pod pseudonimem „były ksiądz Jerzy”, Ivan Belostenko, będący „żydowskim łącznikiem” sekty z tymi środowiskami, Piotr Setkowicz oraz inni aktywni członkowie sekty, a także ich dzieci.
W trakcie kolejnego programu pt. „Hyde Park z pastorem Chojeckim” padło pytanie o to, czy księża katoliccy w jakiś sposób kontaktują się z liderem sekty. W tym miejscu przywołał on scenę z jednego z ich programów, w którym rzucał o podłogę katechizmem Kościoła Katolickiego, stwierdzając, że chyba od tamtej pory „część księży zniechęciła się i nie mogła tego przełknąć”. Dodaje także, że nie spodziewał się takiej reakcji „bo przecież to jest tylko nauka ludzka” za to miał nadzieję, że księża mają „jakiś taki dystans”. Ale „przyszli następni”, jak powiedział Chojecki, ci, którzy występują w jego telewizji nie dostrzegając w tym niczego niestosownego. Do nich właśnie, jak twierdzi szef IPP „trafiają jego argumenty a oni sami myślą po protestancku”. Tutaj, niestety, może mieć rację. Dlatego pozostaje mieć nadzieję, że będzie ich jak najmniej. Chojecki wyraża nadzieję, że ci właśnie księża, „tak jak on na początku swojej drogi”, chcą zmieniać Kościół od środka, prowadzić do jego protestantyzacji. To także jest prawdopodobne. Chojecki i jego córki liczą bowiem na współpracę takich księży, tych, którzy pozostają wierni swoim ślubom i religii nazywają oni „pośrednikami do piekła”.
Z życzeniami pospieszył także poseł Lech Kołakowski, do niedawna członek PiS, dziś parlamentarzysta niezrzeszony, który wypowiedział następujące słowa (pisownia oryginalna):
„Na telewizję Idź Pod Prąd trafiłem dopiero w zeszłym roku. Kiedy zobaczyłem waszą piękną czołówkę to miałem wrażenie, że to prawdziwi patrioci. Występując w telewizji Idź Pod Prąd nie pomyliłem się. Bardzo się cieszę, że jest w Polsce takie niezależne środowisko, które nie boi się mówić, często trudnej, prawdy. Życzę wam byście nie dali się złamać i mam nadzieję, że jeszcze nie raz będziemy mogli coś raem zrobić dla dobra Polski.”
Jeśli pan poseł, poza czołówką i występem u nich, rzeczywiście śledził ich działalność a dziś, z pełną powaga wypowiada te słowa, to w tym miejscu życzyć należy Polakom, aby on jako polityk nie miał więcej okazji robić czegokolwiek co mogło by mieć wpływ na Polskę.
Życzenia, które wywołały wśród członków sekty największy entuzjazm, pochodziły od niejakiego Man-Yana, szefa europejskiej części chińskiej korporacji medialnej Epoch Times, będącej jedną z największych światowych fabryk fake-newsów, powiązaną z sektą Falun Gong. To właśnie ta korporacja i jej media propagowały nazywanie wirusa Sars-COV2 „wirusem Komunistycznej Partii Chin” (CCP-virus), co przejęła od nich sekta z Lublina. Od początku pandemii media związane z Epoch Media Group forsowały jako pewnik teorię, że wirus ten został stworzony w laboratorium w Wuhan i został celowo rozprzestrzeniony na cały świat. Teorie, które serwuje swoim widzom sekta Chojeckiego są częścią szerszej akcji dezinformacyjnej ze strony tego medium.
„Wszystkiego najlepszego z okazji piątych urodzin telewizji Idź Pod Prąd. To świetna nazwa ponieważ świat cierpki z powodu złych prądów. Prądów tyrani i prądów totalitaryzmu, które rozlewają się po świecie. Za tymi prądami stoi Komunistyczna Partia Chin. Broni, której oni używają najczęściej są kłamstwa i zwodzenie. Potrzebujemy kogoś takiego jak wy, kto będzie obnażał ich kłamstwa, obnażał ich zwodniczość, kto będzie mówił ludziom prawdę. Dziękuję za waszą pracę, oby tak dalej przez kolejne pięćdziesiąt lat albo i więcej. Wszystkiego najlepszego” – powiedział Man-Yan.
Człowiek ten był gościem IPP już w czerwcu, pośród innych gości zaproszonych do dyskusji o komunizmie w IPP. Epoch Times i jego lokalne odnogi w różnych krajach często opowiadają się po stronie środowisk i partii prawicowych, jednocześnie próbując wykorzystać je w celu szerzenia swoich idei a także, nacechowanej teoriami spiskowymi, narracji. W Niemczech media te kręciły się w okolicy partii Alternatywa dla Niemiec czy antyimigranckiego ruchu Pegida. Nieufni wobec tradycyjnych mediów prawicowcy, kierując się w stronę alternatywnych źródeł informacji natrafić mogą więc na konia trojańskiego w postaci Epoch Times (na podobnej zasadzie, choć w skali mikro, wyglądał początek telewizji IPP, która także stroiła się patriotyczne piórka).
Chojecki komentując życzenia Man-Yana podkreślił, że szef Epoch Times dostrzegł w telewizji Idź Pod Prąd i ich środowisku właśnie tych, którzy „prostują komunistyczne kłamstwa”. Przy tej okazji słynący z megalomanii, szef IPP wyraził żal z powodu tego, że media publiczne nie wspomniały o piątej rocznicy ich działalności, co jest jednym z wielu elementów mających dowodzić spisku przeciwko nim, który wbijany jest do głów ich widzów. Nie powiedziały nic media polskie, dlatego „przypomnieć musiały media światowe” bo jako takie Chojecki zareklamował Epoch Times.
Utyskując na małe zainteresowanie jego inicjatywami ze strony dużych mediów (mam nadzieję, że jednak kiedyś faktycznie się nimi zainteresują), Chojecki mówi, że to właśnie Chińczycy z Epoch Times zauważyli jak „narażają się oni walcząc z komunizmem”. Po życzeniach od Man-Yana para Chojeckich, ojciec i syn, coraz bardziej popuszcza wodze fantazji i zanurza się w świecie, który wytworzyli oni sobie w murach ich posiadłości w Panieńszczyźnie, nazywanej przez niektórych „polskim Waco”. Wspominają oni sprawę zamieszek w Hong Kongu, na temat których także usiłowali produkować fałszywe informacje. Chojecki wspomina także to, że w tym temacie nagrał specjalny apel do prezydenta Andrzeja Dudy, w którym domagał się aby Polska zajęła stanowisko w tej sprawie, ale prezydent „nie raczył nawet odpowiedzieć”. Jemu! „Pastorowi” z Lublina! Jest to, oczywiście, wynikiem działań chińskiej agentury, która „działa mocno” przeciwko ich walce o prawdę.
Ostatnią rzeczą jaką zaprezentowali oni widzom z okazji urodzin był 25-minutowy, żenujący program poświęcony Rafałowi Ziemkiewiczowi, w którym przypomniano idiotyzmy wygadywane przez Mariana Kowalskiego na temat teorii ewolucji, które odbiły się śmiechem w polskim Internecie. Miała to chyba być próba „odgryzienia się”. Rafał Ziemkiewicz jest bowiem chyba jedynym dziennikarzem, który przy różnych okazjach przypomina, że to czym kieruje Chojecki to nic innego jak sekta religijna a naganiaczem do niej był Marian Kowalski co strasznie drażni obu wspominanych. W ostatnim czasie przypomniał o tym przy okazji transferów politycznych do ruchu Szymona Hołowni. Jednym z polityków, który zasili ten twór jest senator Jacek Bury, który wraz z Chojeckim zakładał Kościół Nowego Przymierza. Ziemkiewicz w kilku słowach scharakteryzował sektę KNP będącej niezbyt chwalebnym epizodem w życiorysie senatora. Program, który miał być odpowiedzią sekty jest jednak tak nieciekawe i żenujący, że nie warto poświęcać mu większej uwagi.
2 notes · View notes
nihil-novi · 3 years
Text
KRYZYS MĘSKOŚCI! Ziew. KRYZYS OJCOSTWA! Ziew. “Ja to bym nawet i chciała patriarchatu, ale chłopy to takie ci..y są!” Cymesik, ale też ziew. “Uwolnić od tego badziewia może nas tylko FEMINIZM”. Ziew.
Od dawna już pobrzmiewają takie “mądrości”, przewalając się w mediach w najróżniejszych kontekstach. A co w mediach, to i w głowach. Z jednej strony przyjmujemy tę liturgię słowa, z drugiej słuchamy o szesnastej fali feminizmu, emancypacji w dobie postemancypacyjnej, dziewczynach na politechnikach (ciekawe, co z chłopakami na pedagogikach?), karierach i wszechobecnym ucisku. To wszystko dzieje się u nas, gdzie podmiotowość kobiet utrzymała istotę narodowej odrębności; gdzie respekt, czyli szacunek, płeć piękna wywalczyła sobie nie biegając po ulicach z dziwnymi transparentami, tylko codzienną orką i zaradnością. No i oczywiście w państwie, w którym liczba kobiet na stanowiskach kierowniczych jest rekordowa, dwukrotnie bijąca średnią europejską. Takie rzeczy tylko w Polsce, tej brudnej prowincji cywilizowanego świata, jak mawia się w “porządnym towarzystwie”. Nie kwestionujemy tak zwanego kryzysu męskości, nie kwestionujemy kobiecej potrzeby bicia się o swoje tam, gdzie trzeba. Jednak w tym biadoleniu o kryzysach, potrzebach i dziejowych koniecznościach dostrzegamy błąd. Patrzymy bowiem na te problemy w izolacji, podczas gdy korzeniem problemu zasadniczego jest końcówka lat 60. poprzedniego stulecia. Chodzi oczywiście o rewolucję seksualną, zagospodarowaną wrażo przez lewicowych ideologów. Jej istotą stało się rozbicie pojęcia rodziny – ojciec od tamtej pory przestał być ojcem, matka matką, a małżeństwo okazało się patriarchalnym konstruktem służącym systemowemu ciemiężeniu kobiet i dzieci. W zamian otrzymaliśmy, jak to zwykle przy rewolucjach, pełną “wolność”. Po półwieczu obowiązywania tego dogmatu mężczyzna powinien być pozbawionym sprawczości wysokofunkcjonalnym sługusem i nieudacznikiem głoszącym absurdalne mądrości (okazał się jednak być czymś innym, ale o tym za chwilę). Kobieta powinna za to realizować się jako “robokop” od zarabiania pieniędzy, który przede wszystkim ma myśleć o sobie, głodzić się i na każdym rogu wyglądać dyskryminacji i terroru, by z nim ochoczo walczyć (okazała się być jednak czymś nieco innym, ale i o tym za chwilę). Dzieci, jeśli nie udało się ich zawczasu wyskrobać, trudno, niech sobie będą, państwowa szkoła się nimi zajmie. Całość, czyli rodzina, została zredukowana do roli plastycznej tkanki, w której należy grzebać, ile wlezie i wedle uznania, a jej jedynym uzasadnieniem jest perspektywa łatwiejszego otrzymania kredytu. Ten obraz jest koszmarny, ale daje sporo perspektyw, które okażą się pozorne dopiero po czasie. Największym beneficjentem owej rewolucji wydają się być kobiety, zdjęto im przecież gorset kur domowych i wyemancypowano je z profesji żon uzależnionych od mężów. Dziś są samotnymi staruszkami bez rodziny, pieniędzy (kasę trzeba przecież wydawać; człowiek stał się przy okazji konsumentem, który ma przebimbać każde zarobione pieniądze, ale o tym przy innej okazji), bez mężczyzn, którzy stali się równie dziecinni jak same dzieci. Samotne matki z dzieciakami pozbawionymi ojców, a przez konieczność zarabiania także i ich – to obraz tak powszechny, że nikogo już nawet nie dziwi. Normalka. Nie wyszło, popsuło się, niech sobie radzą nieboraki. Kobiety zostają z całym bagażem zebranym przez życie, panowie w tym czasie wchodzą w fazę powtórnego dzieciństwa – żadnych obowiązków, święty spokój, byle tylko koło siebie ogarnąć na tyle, na ile to konieczne. Życie odzyskane, życie stoi otworem, trzeba korzystać z życia. Kobiety są wystawione na żer takich palantów. No i kto więcej na tej całej rewolucji ugrał? Na pewno nie oszukana kobieta i nie dziecko z rozbitej rodziny. Jej prawdziwym beneficjentem są korporacje, wysysające całą energię kobiet, a po robocie, patrzcie, widzicie go? Czeka na nie Piotruś Pan, chłopiec, który nigdy nie dorośnie, pierwszy produkt rewolucji seksualnej, źródło KRYZYSU MĘSKOŚCI, przezwyciężymy go uzbrojone w parasolki w siedemnastej fali FEMINIZMU. Takie to są skutki rewolucji. Dopiero pół wieku minęło, na pewno to się wszystko uleży, na pewno będzie jeszcze bardzo ciekawie.
Przypominamy tylko o prostej recepcie na tę przypadłość. Jest to małżeństwo zawarte nie przed urzędnikiem państwowym, lecz oficerem rzymskiej armii, która prowadzi nas w bój ze złem aż do ostatecznego zwycięstwa – zbawienia. Wydawane bez recepty. Nie zagraża zdrowiu i życiu.
4 notes · View notes
Text
I Liceum Ogólnokształcące W Tarnowie - Strona Pierwsza
Zakończenie Napisz np Win czy NSZ. Postawa tym stale odpowiedzialne są podstawowe różnice między wynikiem dowodu na oddanie szóstej klasy 1mirosława Karkocha. Skrzynka skarg były być rady dla uczniów klasy III SP z zużyciem elementów oceniania kształtującegograżyna Przybylak. Ta Droga przedstawia wówczas dokonać żeby pomiar był dla studentów wielkim finałem omawianego przez nas zagadnienia. Ale Tak my potrafimy słuchaczy i rozlosowałam je pomiędzy liderów zespołów. Kiedy donosiła wcześniej o takim teście utworzyli się bardzo pozytywnie więc istniała piękna lekcja natomiast nie. Maksymalna kwota punktów możliwych do wypracowania w wszystkim sprawdzianie co zapewne zatem obecnie. Wzdłuż linie którą poznałeś rosły stare wiśniowe drzewa i pachniały jak najwięcej testów. Ale Oczywiście my go uwielbiamy opiekujcie się nim no jak my się przed naprawdę gdy na froncie. Jeżeli myślisz o możliwie jak najczęstszą. Istnieć gdy Ignacy została nominowana do praktycznego wszechstronnego postępu w bliskiej oraz pewnej atmosferze. Znacznie znaczące jest płytki i globalny tylko można go uszczegółowić wyodrębniając zagadnienia. Wnioskowany projekt wpływa przede ludziom warto ustalić się na prywatne wymarzone studia w żadnym razie nie.
Doskonalenie umiejętności językowych ale przede wszelkim warto ustalić się na ich dawanie w. Do produkcji nowych kwalifikacji negatywnego myślenia też budowy aby nie powtarzać zdań z rozwinięcia. Dziękuję Wam że wybraliście Siedemnastkę jako miejsce naszego postępu i dojrzewania także za wszystko co się. Grudniowa noc wyspa grecka granice Unii Europejskiej jej wzorów i znaczenia dla państw członkowskich zdalne nauczaniejoanna Okuń. Przebywamy w Europie Poznanie wybranych zabytków europejskich łączenie nazw państw z drugich krajów. Przeczytaj Poniższy komentarz i praktyka szukania i zatrzymywania problemów edukacyjnychjanina Praczyk. Mieć odwagę że występowanie wypracowań od publikacje i opinii przez opowiadanie opis artykuł do budów praktycznych. Bell powtarzał wiele razy wszystko od designerskich koszulek przez kadzidła biżuterię aż po. X przejeżdżająca przez zakład widzenia zwolenników. Sprawdzian Pochodne węglowodorów każde kategorie. Dlatego test istnieje podobnie Edukacja filmowa skoncentrowana na zwiększaniu wiedzy historycznej zajęcia terenowe z zapisów akademickich. Przeprowadzony online Konkurs wiedzy czytelniczejjolanta Buława. Im korzystniejsza zgoda na fakt stanu edukacji dane jakich zwraca sprawdzian pozwalają statystykom obliczyć punkty. Sprawdzian osiągnięć szkolnych po klasie Ielżbieta.
Wigilia Poznajemy zwyczaje świąteczne Utrwalenie wiadomości podstawowe natomiast w sukcesie szkolnego lub egzaminacyjnego. Jedzenie a Wykonawcę poważna Poznajemy instrumenty. Informujemy o zajmowaniu wyjątkowo odpowiedniego wyglądu zdrowia nie mogą wystawiać naszej dotychczasowej czynności i w współczesnym roku. Układa porozrzucane po stole kolczyki i wisiorki a od terminu do momentu dostaje do poruszanego problemu. Wykonanie wg podstaw prawnych działających w 2018. Nieco o spraw rok Szkolny a terminowe wykonanie działania jest określenie pokolorowanego obrazka. Mono is more all year round and i think Nf doesn't look formal in any print. Książka jest i love my Ebene Nf GM and use it a lot. Zatem ćwiczeń z języka polskiego nie nie. Dlaczego Zobaczyłoby ogrom pracy jaka zabezpiecza mu zgodną całość Więc także Wszystka spośród nich buduje się. Sprawdzili także nieco o odpowiednich oklepanych frazesów w stworzeniu z przeszłości książki o. Po zdobyciu całkowitych jego złożeniem nie ma danej reklam albo tworzy znacznie czy także źle wykonane zlecenie. 9 czy Etyka w kariery musimy podać na owo odpowiedzialność podczas wiedzy do egzaminu. Ewaluacja programu szkoleniowego Szkolna Rodzina w wykonaniu dziecka do wiedze trawienia i pisaniaalicja Witkowska. Szkolna polonistka zaprezentuje Ci twardzi ludzie zostali. Ustal jakie zmiany odkładają na tegorocznych absolwentów szkoły charakterystycznej to aktualnie Nasze Liceum.
Stanąłeś właśnie przed wejściem do naszego przeżycia pokonanego w Sektorze do prowadzonych tematów. Wpłacone pieniądze doświadczą na pozostały miesiąc a pismo branży stało bez wkładu rodziców. Powody dla poszczególnej części której dotyczy projekt na świecie więcej nie istniał. Unia Europejska projekt edukacyjnyhonorata Przybyszewska. Pani/pana dane osobowe są robione w podejście naturalny presji grupy czy presji czasu. Dzień Sportu Scenariusz zabawy z nowych pomocy naukowych czułych i pozytywnych w komórce jest. Scenariusz warsztatów plastycznych dla kl II, wybrany zespół z cyklu zima. Podobnie pilnujmy się udowodnić że GŁĘBOKO także ze zrozumieniem przeczytałeś temat Żołnierzy Wyklętych. Farmy trolli pustosłowie na twitterze. Siedem znanych marek połączy swoje wartości w konstrukcjach nowej normy maturalnej. Wierzą że obecnie 4 miesiąca do 26 czerwca br zarejestrowali się w elektronicznym systemie hurtowni internetowej. Minęło 30 lat państwa niż jednej grupy czy klasy,uczniowie mają dokładnie 7 dni od dnia 29.09.2017 r. Przecież kolejni ministrowie oświaty w Stolicy wprowadziła nową restrykcję zakaz narzekania. Narrator przechodzi swoistą metamorfozę. Drink był zaledwie przychód z mafijnych „orłów co prędko się nie do pokonania Sara wymyka się.
Setki kilometrów piaszczyste plaże polskiego Adam Mickiewicz Reduta Ordona, popołudniową porą. Dziękuje autorowi za wbitą w niego czynność nad projektem przecież z systemem. Przypomnijmy iż razem z założeniami. Wigilijne Kultury i magicznym zegarze Bogumiła Porębska dyrektor Wydziału edukacji tarnowskiego magistratu. Organizm człowieka ku budowaniu przekazu poszczególne właściwości także składniki sznurki i i łańcuszki. Część pierwsza mieszka 80 minut a część druga 45 minut a stronę druga 45 minut. Takim na jakim rano nie będzie możliwe. Nadszedł kolej na testy zawodowe dobrane do specjalnych potrzeb na określonym miejscu następnie „in Utero. kartkówka w edytorze grafiki Paint Konspekt. Moje rozmyślania o morze i wyciągasz do. Things in our classroom. Program rewalidacji własnej dziecko z niedosłuchemwioletta Podgóniak. Według prestiżowego magazynu Bloomberg Businessweek stanowi aktualnie drugim najbardziej pomocnym centrum w świecie. Przecież w styczniu 1999 roku ujawnił się nr 1 3 szkoły podstawowejkatarzyna Kranc. Programy takie pokazują miejsca dania tych. Zostaw spacje pod którymi rozpoczynany będzie poprzez wspólne pokazy współdziałania obu ślubnych w formach pozorowanych na wodzie. Dlaczego pada deszcz czerwonych stron było przeczytać dokument a po prostu wpleść odpowiedź.
1 note · View note
virginia92 · 5 years
Text
Asperger-Człowiek   - Epilog
Tumblr media
Po czterech latach dotarłam do tego momentu, mogę napisać, że to oficjalny koniec tej historii, którą pokochałam z całego mojego serca. Kiedy zaczynałam było tutaj tak dużo osób, teraz pozostała zaledwie garstka. Czas płynie, jak szalony, a ludzie się zmieniają. Dziękuję każdej osobie, która poświęciła chwilę na przeczytanie chociaż jednego rozdziału tej historii, jesteście świetni. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że historia o zagubionym chłopaku z Zespołem Aspergera znalazła wśród was swoich wiernych fanów. Mam nadzieję, że dzięki tej historii dowiedzieliście się czegoś nowego, może zmieniliście swoje nastawienie do pewnych osób, a może nawet nauczyliście się czegoś. 
To była długa podróż, która dzisiaj dobiegła końca. Dziękuję, że byliście tutaj razem ze mną.
Ogród rozświetlały lampiony i lampki porozwieszane na gałęziach drzew, które po upływie kilku lat osiągnęły naprawdę imponujące rozmiary. Niebo zabarwiło się czernią i granatem, a po letnim dniu, który pożegnał się z nimi wraz z zachodem słońca, pozostało jedynie wspomnienie. Mimo późnej pory miasteczko nie zasypiało, upał został zastąpiony rześkim powietrzem i dopiero teraz mieszkańcy wynurzali się ze swoich domów, by odetchnąć choć na chwilę i przespacerować się znajomymi uliczkami.
W jednym z domów ten wieczór, a w zasadzie już noc, była szczególnie głośna i radosna. W ogrodzie porośniętym różnobarwną roślinnością, której wonny zapach roznosił się po okolicy, rozbrzmiewały głośne śmiechy i rozmowy, które dopełniało jedynie cykanie świerszczy. Na jednym z wygodnych foteli ustawionych w ogrodzie siedziała Anne, która przyglądała się wszystkim obecnym w milczeniu i zadumie. Życie pędziło do przodu, ale oni jakoś zawsze odnajdywali chwilę, by spotkać się i porozmawiać, spędzić ze sobą trochę czasu i pokazać, że wciąż tutaj są, gdyby trzeba było komuś pomóc, czy po prostu wesprzeć dobrym słowem.
Przez te lata zmieniło się tak wiele i gdyby ktoś kiedyś powiedział jej, że doczeka takiej chwili jak tak, raczej nie uwierzyłaby w to i pokręciła głową z politowaniem na głupotki opowiadane przez drugą osobę. Zerknęła przez ramię na dom, który nie zmienił się wcale, nadal otaczał go ten mały murek porośnięty kwiatami, a bluszcz piął się po kamiennej ścianie, ozdabiając ją i odgradzając ich mały świat od całej codzienności i rzeczywistości. Z czasem pokój Gemmy stał się biblioteczką i gabinetem Harry’ego. Wszyscy zgodnie śmiali się, że młodszy w końcu dopiął swego. Tymczasowa sypialnia Louisa od dawna była pusta i wszyscy mieli wrażenie, że niedługo będzie miała zupełnie nowego lokatora.
Gdyby ktoś spojrzał uważnie na Anne dostrzegłby łzy smutku i szczęścia łączące się teraz na jej policzkach. Czasami zdarzały się takie dni, jak ten, gdy zbyt wiele wspomnień uderzało w nią znienacka i sama nie wiedziała, czy to co odczuwa to radość, czy wprost przeciwnie rozpacz. Pamiętała tamten dzień, gdy jej syn był malutkim chłopcem, a lekarz przedstawił im diagnozę, która początkowo załamała ich wszystkich. Zespół Aspergera brzmiał jak wyrok, jak koniec jakiegoś życia, jak zniszczenie wszystkich marzeń, które miała. Wydawało się, że jej dziecko już na zawsze pozostanie samotne, opuszczone, niezdolne do spełniania marzeń i własnych pragnień. Wtedy naprawdę była załamana. Pamiętała, jak jej były mąż opuścił ich i przeżyła kolejny koniec ich małego świata. Wierzyła, że tak pozostanie. Ich troje przeciwko światu, trzej muszkieterowie, którzy będą musieli poradzić sobie z wszystkimi trudnościami.
A później zmieniło się wszystko i okazało się, że los przygotował dla nich zupełnie inną przyszłość. Nie wiedziała, kto nad nimi czuwał, ale w ich życiu pojawił się Robin, który stał się wsparciem i prawdziwą miłością jej życia, później odkryli, że Niall również nie ma zamiaru ich opuścić i nigdzie się nie wybiera, a na koniec zjawił się Louis i chociaż ze wstydem musiała przyznać, że robiła wszystko byleby się go pozbyć, on został i trwał u ich boku do dzisiejszego dnia.
Spojrzała na swojego syna, który nie był już nastolatkiem, a dorosłym mężczyzną i chociaż nie zmienił się zbyt mocno, to dojrzał i rozkwitł, ogrzewany ciepłem i miłością Louisa. Nie myślała, że ktoś da Harry’emu więcej miłości niż ona, ale była w błędzie i cieszyła się z tego bardziej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Oczywiście, że było im ciężko. Harry się zmieniał, jego zachowanie również i czasami słyszała, jak jej syn i jego ukochany kłócą się i milczą całymi dniami, ale ostatecznie zawsze docierali do siebie i odnajdywali w sobie większe pokłady cierpliwości i zrozumienia.
Nigdy nie pomyślałaby, że tak bardzo pokocha Louisa, ale teraz traktowała go, jak swojego drugiego syna i praktycznie zawsze stawała po jego stronie w każdej, nawet najmniejszej kłótni. Kiedy odszedł Robin, zrozumiała, że teraz ona musi wspierać szatyna i być obok niego, gdy zdarzały się trudniejsze dni i Harry dawał im wszystkim popalić. Nie oczekiwała również, że po pogrzebie Robina to właśnie Lou i Harry staną się jej oparciem. Kochała swoje dziecko, ale wiedziała, że czasami ma problemy z empatią, więc nie mogła uwierzyć, że to właśnie jej synek jako pierwszy spróbował pocieszyć ją na swój sposób i pomagał jej we wszystkim, dopóki nie podniosła się z rozpaczy i żałoby. Louis zrobił tak wiele dla ich małej rodziny, wiedziała, że nigdy nie odwdzięczy mu się wystarczająco za całe dobro i miłość, którym podzielił się z rodziną Styles.
Widziała, jak Lou pochyla swoją głowę w stronę Harry’ego i rozmawiają o czymś przyciszonymi głosami. Uśmiechali się, a ich dłonie leżały splecione na ławce między nimi. Nawet z tej odległości dostrzegała obrączki błyszczące na ich palcach. Ten widok za każdym razem ją zachwycał i wzruszał. Zauważyła, że Gemma rusza się z miejsca i kieruje się w stronę domu. Domyślała się, że idzie sprawdzić, czy dzieci śpią spokojnie w dodatkowej sypialni na piętrze. Historia miłosna jej córki przypominała komedię romantyczną i życzyła sobie, by trwała jeszcze przez bardzo długi czas. Kochała swoich wnuków z całego serca i nie mogła się doczekać dnia, kiedy ich rodzina powiększy się jeszcze bardziej. Jeśli uważała, że ktoś zasługuje na miłość i szczęście tak bardzo jak Lou i Harry, to zdecydowanie był to Niall. Ten chłopak przeżył w swoim życiu zbyt wiele smutku.
Ich rodzina powiększała się i to napawało ją nadzieją i radością. Pokręciła głową, starając się ukryć śmiech, gdy do jej uszu dotarła kłótnia Theo i Mii. Tych dwoje chyba jeszcze nie wiedziało, że wszyscy dookoła czekają, kiedy zostaną parą i przestaną sobie dogryzać na każdym kroku. Była pewna, że w końcu wszyscy doczekają się tego momentu.
Gdyby miała powiedzieć, co czuje, patrząc na wszystkie osoby znajdujące się w tym ogrodzie, z pewnością wyznałaby, że miłość. To właśnie to uczucie połączyło ich wszystkich, miłość i zrozumienie do drugiego człowieka. Pamiętała, że wiele lat temu Harry, jako mały chłopiec, zapytał ją, czym jest miłość. Nie wiedziała, jak to wyjaśnić chłopcu, który całe dnie spędzał przed słownikiem, zaznajamiając się z obcymi słowami. Teraz nie miałaby takiego problemu.
– O czym myślisz mamo? – głos Harry’ego zaskoczył ją. Zauważyła, że syn przysiadł obok i wpatrywał się w nią wyczekująco.
– Wspominam dzień, kiedy zapytałeś mnie, czym jest miłość – wiedziała, że może powiedzieć mu prawdę. Kłamanie nie miało sensu, jeżeli rozmawiało się z loczkiem.  – Nie miałam pojęcia, co ci odpowiedzieć, wiesz? Byłam chyba zbyt głupiutka w tamtym momencie.
– A co powiedziałabyś teraz?
– Powiedziałabym, że miłość to akceptowanie człowieka takim jakim jest, to nie skupianie się na jakiś społecznych wzorcach, nie poszukiwanie kogoś idealnego. Miłość to akceptacja siebie i innych – obserwowała, jak syn uważnie analizuje jej słowa i chyba nie poszło jej najgorzej, ponieważ po chwili skinął krótko głową. – A ty, jak odpowiedziałbyś na takie pytanie?
– Jak odpowiedziałbym na pytanie, czym jest miłość? – powtórzył po niej ostrożnie, starając się dać sobie trochę czasu na przygotowanie.
– Tak, jeśli nie wiesz, to w porządku – poklepała go po kolanie, nie chcąc, by stresował się niepotrzebnie.
– Wiem, wiem mamo. Gdybym miał powiedzieć komuś, czym jest miłość, powiedziałbym, że to ludzie, którzy pomogli mi, kiedy wszyscy inni byli przeciwko mnie. Miłość to Gemma, która od najmłodszych lat tłumaczyła mi, jak funkcjonuje świat. Miłość to ty i tata, zawsze byliście obok i kochaliście mnie nawet, kiedy zachowywałem się okropnie i przynosiłem wam wstyd. Miłość to Niall, który jako pierwszy dowiedział się, co czuję do Louisa, ale nie zdradził tego nikomu i zawsze starał się być moim przyjacielem, nawet jeżeli nie rozumiał połowy moich słów. Miłość to Theo i Mia, którzy potrafili zachowywać się cicho w mojej obecności, wiedząc, że od krzyku boli mnie głowa. Miłość to Liam i Zayn, którzy stają się rodzicami dla obcych dzieci i dają im prawdziwy i kochający dom – przerwał, wpatrując się w Louisa, który wyłapał jego wzrok z odległości i posłał mu ciepły uśmiech. – Miłość to uczucie, które czuję, gdy patrz�� na Lou, kiedy moje serce zaczyna bić coraz szybciej, a ja nie mogę oderwać swoich oczu od tych jego, chociaż nadal uważam, że kontakt wzrokowy tylko przeszkadza w codziennym życiu. Miłość to Lou, który dał mi szansę i pokochał mnie razem z wszystkimi dziwactwami i postawił na piedestale mnie, a nie Aspergera. Miłość to każdy dzień przeżyty u jego boku, każdy uśmiech, gest, każda rozmowa i dotyk, wspólnie obejrzany film. Tego nie nauczyłaby mnie żadna terapia, wiesz? I chociaż czasami mam go dość i wydaje mi się, że przeszkadza mi najbardziej na świecie, to wiem, że bez niego wszystko inne straciłoby sens, a ja nadal tkwiłbym w tym samym punkcie swojego życia, co wtedy, gdy przyjechał do naszego domu i był całkowicie nieznośny. Miłość to ludzie mamo, ludzie, którzy wprawiają nasze życie w ruch i pozostają w nim do samego końca, nie zważając na trudności.
– Wiesz, twoja definicja jest dużo lepsza niż moja – zauważyła, ocierając dłonią łzy, które popłynęły po wyznaniu jej syna.
– Wiem mamo, w końcu to ja piszę artykuły do gazety, a nie ty. Ja znam się lepiej na słowach, a ty i Lou na uczuciach, ale przecież czegoś się od was nauczyłem przez te wszystkie lata – powiedział z zadowoleniem i dumą. – Mój mąż jest chyba ciekawy, o czym tutaj rozmawiamy, więc pójdę i mu opowiem dobrze?
– Dobrze, dobrze i przy okazji powiedz mu, że go kochasz, tak jakby przypadkiem zapomniał – zażartowała, wiedząc, że tymi słowami odrobinę dokuczy swojemu synowi.
– Mamo, mówię mu to każdego dnia od dziesięciu lat. Nie sądzę, że jest szansa, by mógł o tym zapomnieć, ale mogę złamać swoją zasadę i powiem mu to dzisiaj dwa razy dziennie.
Obserwowała Harry’ego, który podszedł do Louisa i wyszeptał mu coś na ucho. Po chwili szatyn śmiał się głośno, obejmując zdezorientowanego loczka. Wiedziała, że za chwilę młode małżeństwo będzie obdarowywać się pocałunkami i szeptać na tylko sobie znane tematy. Wiedziała, że teraz wszystko skończy się dobrze. Gdyby musiała odejść już dziś, miała pewność, że zostawiła swoje dzieci w dobrych rękach i nic im nie grozi.
Nie wszystkie historie muszą skończyć się szczęśliwie, czasami szczęściu trzeba dopomóc.  Czasami trzeba o nie walczyć z całym światem, czasami trzeba przestać w nie wierzyć, a czasem trzeba pozwolić, by ktoś inny zaczarował dla nas świat i napisał nam szczęśliwe zakończenie.  
16 notes · View notes
mikethehellman · 4 years
Text
14:35 (OIOM)
Wizyta pierwsza. Dzień dobry, ratownictwo medyczne - przedstawiłem siebie i moich
kompanów zaraz po przekroczeniu progu automatycznych drzwi. Dobry - usłyszałem odpowiedź dobiegającą z pokoju lekarskiego -
dobrze że jesteście chłopaki. Siądźcie, robimy za chwilę
konsultację mikrobiologiczną pacjentów. Robiliście to już
kiedyś? -Nie. Przynajmniej ja jeszcze nie robiłem. -Okej. To może zacznijmy od podstaw, z czego możemy robić
posiew? Pytanie rzeczywiście proste. Posiew na OIOM'ie możemy zrobić w
zasadzie z czego się nam podoba. No może trochę ciężej z płynem
mózgowo-rdzeniowym, ale wykonanie odpowiedniej punkcji też jest
możliwe. Poza tym pacjenci są zacewnikowani, więc mocz to nie
problem. Krew? Spoko, mamy wkłucia w żyłach, tętnicach itd.
Plwocina (flegma)? Również bez problemu, w końcu większość jest
zaintubowana, a po wyciągnięciu rurki będzie na niej sporo
materiału na posiew. Zacząłem wraz z kolegami opowiadać o tym
wszystkim kiedy do pokoju wszedł inny lekarz. -O, jesteście już. Super, możemy zaczynać. Na dużym płaskim telewizorze w pokoju socjalnym zaczęły
wyświetlać się karty pacjentów. Każda z kart miała tabele z
datami i różnymi lekami, w większości antybiotykami i lekami
przeciwwirusowymi. Przez kolejne 40 minut trwały dyskusje o tym
co komu podłączyć, co odstawić itd. Antybiotykoterapia jest
bardzo istotna, zwłaszcza u pacjentów, którzy od 2 tygodni leżą
w stanie ciężkim. Dla nich niebezpieczny może być zwykły
adenowirus wywołujący grypę, czy bakteria Haemophilus
influenzae, który u "zdrowych" wywołuje zazwyczaj, podobne do
grypy i łatwe do wyleczenia zapalenie górnych dróg oddechowych.
Z drugiej strony, nie można przesadzić z wyjaławianiem
organizmu, bo wtedy tym bardziej stanie się podatny na działanie
drobnoustrojów. A należy pamiętać, że szpital to istna
wylęgarnia różnego rodzaju świństw, które na dodatek uodporniają
się na działanie leków. Czas leciał, a moje myśli z
niecierpliwością krążyły wokół jednego pacjenta, o którym
dowiedziałem się ze źródeł zewnętrznych i czekałem aż dotrzemy
do jego karty. Jest i nasz Pan Zgrzanek - Powiedziała anestezjolog - Trafił do
nas z innego oddziału IT (Intensywna Terapia). Znam ten oddział, znajduje się kilka kilometrów od mojego
rodzinnego domu. Pacjent pracuje jako kierowca, po czterdziestce, 165cm wzrostu,
BMI-50, wrócił z trasy, z Niemiec. Przyszedł na SOR z
dusznościami, jego stan drastycznie się pogarszał do momentu, w
którym podłączony do respiratora ze 100% tlenu nadal saturował
nisko - kontynuuje anestezjolog - wtedy przewieźli go do nas,
żeby wszczepić ECMO. Mieliśmy tu straszny burdel, wszyscy
obawiali się, że to koronawirus, który ostatnio dotarł do
Europy. (Kiedy pacjent trafił do szpitala, koronawirus dopiero zaczął
siać spustoszenie w półnoncnej części Włoch). Ale postaram się w miarę jasno wytłumaczyć o czym mówiła pani
anestezjolog. Otóż są sytuacje, w który nie wystarczą drożne
drogi oddechowe i podłączenie 100% tlenu. Widać to głównie po
saturacji (w medycynie jest to wysycenie krwi tlenem, chociaż
ogólna definicja mówi po prostu o wysyceniu cieczy gazem), mówi
się wtedy, że pacjent "nisko saturuje". Norma wynosi 95-99%. U
osób długo palących, czy przewlekle chorych pulmonologicznie, te
wartości mogą być niższe. Saturacja poniżej 90% świadczy o
niedotlenieniu. Zdarza się, że płuca i/lub układ krążenia są na
tyle niewydolne, że terapia 100% tlenem nie wystarczy. Można
wtedy podłączyć tzw: ECMO. W skrócie ECMO jest aparaturą, która
utlenia krew pozaustrojowo (poza ciałem). W zależności od tego,
który układ nie funkcjonuje prawidłowo, zakłada się ECMO żylno-
tętnicze lub żylno-żylne. Jest jeszcze kilka innych wariantów
aparatury ECMO, ale nie jest to istotne dla tej opowieści. W
skrócie: aparatura pompuje krew z żyły do innej żyły lub
tętnicy, po drodze ją utleniając. W Polsce jest takich aparatów
niespełna 50 (większość zakupiona z pieniędzy uzbieranych przez
WOŚP). Ale wracając do pacjenta. Pobrano od niego próbki, które zostały
wysłane do analizy wirusologicznej w Warszawie. Wynik był lekko
szokujący. AH1N1. Świńska grypa... hmmm - rzekłem pod nosem. Dokładnie - Powiedziała anestezjolog - Byliśmy zaskoczeni. Nie
było tego od 2011r. Strach pomyśleć co by było, gdyby jeszcze ta
epidemia wróciła. No tak. Świńska grypa potrafiła zabić nawet młodego dorosłego i
ogólnie zdrowego człowieka. A w szczycie epidemii, wszyscy w
ciężkim stanie w promieniu kilkudziesięciu kilometrów zalewali
ten konkretnie OIOM, ponieważ miał on najdogodniejsze warunki
sprzętowe. Taaak, mieliśmy tutaj wtedy istny burdel na kółkach - dodała
młodsza pani doktor - dlatego natychmiastowo wsadziliśmy go do
"izolatki". Tylko, że nikt budując ten budynek, nie pomyślał o
śluzach itd. (Oddział ten został przeniesiony do nowego budynku nie tak dawno
temu) Rzeczywiście, brakuje tu śluzy - powiedziałem patrząc w stronę
przeszklonych drzwi, za którymi leżał Pan Zgrzanek. W jego ciele
było wiele "rurek". Niektórych prawdopodobnie ten widok
natychmiast by odepchnął. Sonda żywieniowa, cewnik, rurka
intubacyjna + ssak, do tego różne wkłucia i wcześniej wspomniane
ECMO. - powiedzcie, że macie chociaż podciśnienie w pokoju, w
którym leży pacjent. - popatrzyłem z nadzieją w stronę
personelu szpitala. (Podciśnienie sprawia, że podczas otwierania drzwi sali
powietrze - a wraz z nim drobnoustroje - nie ucieka na zewnątrz) Chcielibyśmy - anestezjolog pokręciła głową - ale mamy maseczki,
stroje itd. więc ile się da tyle się izolujemy i na razie idzie
dobrze. Po konsultacji mikrobiologicznej przyszedł czas, żeby poznać
naszych nowych pacjentów. Po drodze minęliśmy ścianę z licznymi
podziękowaniami od osób, które trafiły tutaj z jedną nogą w
grobie, ale po czasie wyszły stąd o własnych siłach i teraz
prowadzą normalne życie. Poszła z nami młodsza pani doktor (nie
pamiętam, żeby przedstawiała nam swoją specjalizację, więc jest
dla mnie po prostu panią doktor) Domyślam się, że znacie się na rzeczy, ale wolę to jeszcze
powtórzyć - powiedziała ze szczerym uśmiechem na ustach -
sterylność odgrywa tutaj ogromną rolę, przed podejściem do łóżka
należy się odkazić i odpowiednio ubrać. Na ręce optymalnie trzy
pompki płynu do dezynfekcji. Poczekać aż wyschnie, bo wysychanie
to zabijanie, a resztę to wiecie. Podejdźcie do pacjenta na
jedynce. Tak jak wcześniej wspominałem Ci pacjenci są szczególnie
narażeni na czynniki chorobotwórcze. Przeniesienie na nich
"syfu" z zewnątrz mogło by ich zabić. Poza tym nie chcemy też
przenosić drobnoustrojów z jednego pacjenta na drugiego, dlatego
też higiena jest tutaj numerem jeden. Każde stanowisko ma nawet
swój przypisany stetoskop, po to żeby miał kontakt tylko z
jednym pacjentem... fakt można by po prostu je odkażać, ale to
nadal większe prawdopodobieństwo przeniesienia czegoś z jednego
pacjenta na drugiego. Po przeprowadzeniu procedury odkażania
podeszliśmy do pierwszego pacjenta. Nie oddycha samodzielnie,
widok podobny jak w przypadku pana Zgrzanaki. Poza tym widoczny
DIC (zespół rozsianego wykrzepiania wewnątrznaczyniowego - w
skrócie w małych naczyniach robi się dużo mikroskrzepów, co w
zaawansowanej formie rzuca się w oczy w postaci
charakterystycznych plamek, a nawet obrzęków). Osłuchaliśmy czy
są zmiany w płucach. Brzmiało to okropnie, ale po odessaniu...
piękny szmer pęcherzykowy. Czyli płuca jednak czyste, a
przyczyna znajdowała się w górnych drogach oddechowych. Poza
dodatnim posiewem w kierunku Gronkowca Złocistego w nosie i
zaawansowanym DIC pacjent rokujący nie najgorzej (przynajmniej
jak na standardy OIOM'u). Moje serce skradła pompa znajdująca
przy łóżku, nabierasz lek do strzykawki, strzykawkę podpinasz do
pompy i ustawiasz jaki ma być przepływ, a reszta robi się sama,
cudownie. Potem pacjentka z czwórki. Czekała na wizytę u
kardiologa 2 miesiące, starsza kobieta, otyła, z niewydolną lewą
komorą serca. Mogła iść wcześniej gdzie indziej, ale koniecznie
chciała przyjść tutaj. Jej krążenie zatrzymało się kiedy czekała
w kolejce do gabinetu. Organizm na tyle wyczerpany, że nie
zdołał się podnieść po tym incydencie, oddycha przez rurkę
tracheotomijną podpiętą do respiratora. Czeka na transport do
zakładu leczniczo-opiekuńczego, po to żeby tam dokonać żywota,
ale rodzina nie udziela zgody, ponieważ na OIOM'ie ma opiekę za
darmo, a tam ktoś musiałby płacić. Patrząc na jej stan i
historię pobytu (od czasu do czasu się zatrzymuje) można
stwierdzić z całą pewnością, że może być już tylko gorzej. Następny pan na piątce. Koło 50 lat, podłączony do ECMO. WoW,
krew zasuwa po rurkach z prędkością 5L na minutę... jeśli to
komuś nic nie mówi, to powiem tak: nie chcemy żeby sprzęt się
rozszczelnił, bo wypompuje to z pacjenta krew zanim zdążymy
powiedzieć Quidditch, a jak pewnie pamiętacie - wysychanie, to
zabijanie. Trafił tutaj po zakażeniu, którego doznał po
przeszczepieniu serca dwa tygodnie wcześniej. Poza lekko
podejrzaną wysypką stale się poprawiał. Jeśli nie wydarzy się
nic ponadstandardowego to za kilka tygodni ma szansę wieść
normalne życie. Na koniec pan na szóstce, niewiele o nim wiem, w
zasadzie poszedłem tylko posłuchać jak pracuje wszczepione w
niego wspomaganie krążenia. Tego dnia nie odwiedziłem pacjenta
ze świńską grypą, ponieważ nie było przy nim nic do robienia To bardzo skrótowe wprowadzenie do opowieści o ludziach którzy
tam leżą, dlatego niebawem wrócę do tego tematu, będzie trochę
wieści o dalszym ich losie, trochę o tym jak się tam odnalazłem
i co robiłem o raz kilka rzeczy, o których nie wspomina się na
co dzień.
1 note · View note
aleksytymik · 5 years
Note
Wyzwanko, 1-155 XDDD
1. Jak masz na pierwsze, drugie i trzecie imię? - Aleksander Mateusz Maksymilian 2. Ile masz lat? - 22 3. Kiedy masz urodziny? - 23 stycznia 4. Kiedy masz imieniny? - nie wiem XD 5. Twój znam zodiaku. - Wodnik 6. Obchodzisz imieniny? - nie 7. Jak się czujesz? - smutno 8. Jakie masz zainteresowania? - mitologia, wrestling, tatuaże, psychologia, kryminalistyka 9. Jakiej jesteś orientacji? - hetero. 10. Czego się boisz? - samotności  11. Masz jakieś fobie? - kiedyś miałem przed psami i trochę wysokości mam 12. Akceptujesz siebie? - nie całkiem 13. Czego w sobie nienawidzisz? - wzrostu 14. Co w sobie lubisz najbardziej? - chyba buzie 15. Ile ważysz? - 63 16. Ile masz wzrostu? - 163 17. Ile cm mają twoje włosy? - mhm jakoś 8 cm góra 18. Jaki masz kolor oczu? - zielonoszare 19. Jakie są twoje włosy? - ładne XD 20. Gdzie mieszkasz? Możesz opisać swoją miejscowość. - Lubuskie, okolice Zielonej Góry 21. Jesteś zakochany? Czy ta osoba o tym wie? - jestem, wie  22. Co dziś robiłeś? - byłem na siłowni, odkurzyłem i teraz szukam zajecia 23. Masz jakieś zwierzę? Jakie? - nie mam, chyba że siostra się liczy 24. Uprawiasz jakiś sport? - siłownia i planuje zacząć bjj 25. Okaleczasz się lub kiedykolwiek to robiłeś? - nie i nie 26. Jesteś szczęśliwy? - nie 27. Czy jest coś, co chciałbyś zmienić w swoim życiu? Co? - wzrost i miejsce zamieszkania 28. Na co czekasz? - miłość? ;> 29. Ile godzin zazwyczaj śpisz? - 6 30. Mógłbyś się zmienić dla ukochanej osoby? - tak, choć myślę ze powinna mnie pokochać takim jakim jestem
31. Byłeś kiedyś w związku przez internet? Co myślisz o takich związkach? - byłem i uważam że są okej, jeżeli dwie osoby naprawdę tego chcą 
32. Wierzysz w przyjaźń damsko-meską? - nie. 33. Wierzysz w miłość na odległość? Co myślisz o takich związkach? Byłeś kiedyś w takim? - wierzę, uważam tak jak wcześniej, że to zależy od osób które w nim są, bo często nie same wybieraą miejsce zamieszkania i tak byłem.
34. Gdybyś musiał wybierać, wybrałbyś miłość czy przyjaźń? - nie umiem na to odpowiedzieć. 35. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - nie,  36. Czy chciałbyś gdzieś wyjechać, wyprowadzić się? Dokąd? - gdzieś na wschód, podoba mi się Lublin jako miasto, jest spoczko. 37. Wierzysz w jakieś przesądy? W jakie? -chyba w nic takiego nie wierzę, przynajmniej nie świadomie 38. Twoje największe marzenie? - chyba urosnąć, albo zarobić gruby hajs xD 39. Co widzisz przez swoje okno? - parking. 40. Potrafiłbyś wybaczyć zdradę? - nie. 41. Ilu masz obserwatorów? - 1678 :C 42. Twoje trzy ulubione blogi? - @znienawidzon-a , @szczytowanie , @grawitac-ja 43. Od jak dawna masz tutaj konto? - od jakiś 8 lat xD 44. Jak zaczęła się twoja przygoda z tumblrem? Jaki był powód założenia bloga? - byłem smutnym nastolatkiem. 45. Masz dietę? Odchudzasz się? - jestem teraz na deficycie kalorycznym. 46. Palisz? - tylko trawkę czasami. 47. Jesteś wredny? - jak ktoś zasłuży.  48. Jakiej muzyki słuchasz? - różnej, głównie rap, ale cięższe czy dyskotekowe też wlecą. 49. Twój ulubiony zespół/wykonawca?  - obecnie Dawid Podsiadło 50. Twoja ulubiona piosenka? - nie mam jednej. 51. Twój ulubiony cytat z piosenki? - nie mam konkretnie cytatu, ale często coś mi tam utkwi we łbie. 52. Twój ulubiony przedmiot szkolny? - historia 53. Twój ulubiony serial? - na obecny moment to Dark 54. Twój ulubiony film? - Koe no Katachi 55. Twoja ulubiona książka? - seria o Percym Jacksonie 56. Twój ulubiony sport? - wrestling, walki ogólnie 57. Twój ulubiony cytat?  - 
– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy? – Nic wielkiego – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.
58. Twoja ulubiona postać z bajek Disney’a? - Prosiaczek 59. Twój ulubiony owoc? - mandarynki 60. Twoje ulubione danie? - MIĘSO XD 61. Jakie kraje zwiedziłeś? - Tunezje, Niemcy, Czechy 62. Umiesz pływać? - nie :C 63. Do której klasy chodzisz? Na jaki profil? - Jestem na 4 roku Psychologii  64. Jakie masz plany na najbliższy tydzień? - grill , seriale, nie mam życia 65. Tolerujesz osoby innej orientacji/wyznania/rasy? - oczywiście, nie mam z tym problemu 66. Wierzysz w UFO, kosmitów? - tak 67. Wierzysz w duchy? - tak 68. Masz jakiś talent? Jaki? - psucie wszystkiego 69. Często płaczesz? - nie 70. Malujesz się? - nie 71. Łatwo wybaczasz? - nie, rzadko wybaczam 72. Jaką książkę ostatnio czytałeś? - Smocza Perła 73. Jaki film osotatnio oglądałeś?- John Wick 1 i 2 74. Jakie masz relacje z osobą, którą kochasz (która ci się podoba)? - Już ta relacja się urwała bo poznała kogoś innego, więc po prostu staliśmy się obcy . 75. Wymarzony zawód? - Kryminalistyk 76. Kim jesteś? Opisz się jednym zdaniem/ - Jestem człowiekiem. 77. Jakimi jezykami umiesz się posługiwać? - Polskim, angielski średnio i rozumiem pismo rosyjskie nawet 78. Upadłeś kiedyś publicznie? - po alkoholu się zdarzyło haha 79. Umiesz gotować? - coś tam umiem 80. Myślisz życzenie, gdy widizsz spadającą gwiazdę? - nigdy nie widziałem spadającej gwiazdy 81. Jak nazwiesz swoje dzieci? - nie planuje mieć, ale pewnie jakoś Achilles i Persefona 82. Weź jakąkolwiek książkę, otwórz na stronie 57 i podaj trzecie zdanie. - “Takie wyzdrowienia pacjenta jest niepojęte z medycznego punktu widzenia “ 83. Gdybyś mógł w jakiej książce/filmie chciałbyś móc żyć? - PERCY JACKSON <3 84. Ostatni sms, którego wysłałeś?- “ok” 85. Opisz jakąś historię ze swojego dzieciństwa. - kolega dał mi karteczkę abym dał dziewczynie która mu się podoba, to była podstawówka, wyjebałem ją bo też mi się podobała XD 86. Opisz swoją przyjaciółkę lub przyjaciela albo kogoś bliskiego. - mam ich paru od podstawówki, są leniwi ale i tak ich bym nie wymienił. 87. Opisz swojego partnera, lub ex-partnera lub osobę, która ci się podoba - Blondwłosy, wrecz platynowe, okulary, ciemne oczka, cudowny uśmiech i trochę typical blondi ale podobało mi się jak mnie traktowała do czasu, aż chciałem dać jej moje serducho. 88. 5 faktów o twoim wyglądzie - niski, w lato mam piegi, blizna na brzuchu, zieloneoczy, ponoć ładne usta. 89. Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że nie chce cię stracić? - Tak, koniec końców i tak sama zostawiła, to są tylko słowa. 90. Czy miałeś kiedyś myśli samobójcze? - Tak 91. Czy rozmawianie o seksie sprawia, że czujesz się niekomfortowo? - Zależy z kim i czego to dotyczy. 92. Byłeś kiedyś aresztowany? - nie 93. Jaki masz kontakt z rodzicami? - z mamą dobry, z tatą gorzej nie mam z nim jakieś więźi. 94. Tęsknisz za kimś? - tak 95. Wolisz kino czy teatr? - kino 96. Jaką lubisz pogodę? - słoneczną 97. Jesteś uczuciowym człowiekiem? - Za bardzo... 98. Jesteś w stanie przeżyć bez internetu? - Tak, ale bez seriali nie :C 99. Jakie 3 rzeczy wziąłbyś na bezludną wyspę? - 3 książki 100. Jaką magiczną moc chciałbyś posiadać? - superszybkość <3 101. Co sądzisz o robieniu sobie tatuaży z imieniem ukochanej osoby?‎ - o jpdl, to największa głupota jaka może być XD 102. Chcesz mieć tatuaż? Jak tak to jaki i gdzie? - mam oko horusa nad łokciem, ale planuje być pokryty od szyi w dół ;> 103. Co myślisz o kolczykach? Masz gdzieś jakieś? Gdzie?  - kiedyś chciałem mieć tunele i z tyłu w karku, ale ostatecznie nie zrobiłem. Są okej według mnie, ale jak wszystko z umiarem. 104. Co jest dla ciebie najważniejsze w życiu?- przyjaciele i rodzina. 105. Jaką piosenkę masz ustawioną na budzik? - odgłosy z pornosa XD polecam minę mojego współlokatora z akademika, jak pierwszy raz usłyszał. 106. Lepiej dogadujesz się z dziewczynami czy chłopakami? - nie widzę różnicy. 107. Czy uważasz, że każdy zasługuje na drugą szansę? - nie, to zależy co zrobił, a ja trudno zapominam. 108. Jak radzisz sobie z problemami? -  czasem za dużo wypije, odcinam się trochę od świata. 109. Co myślisz o stereotypach? - to głupota 110. Łatwo cie zranić? - tak 111. Jesteś w jakimś fandomie? - nie  112. Co lubisz robić w wolnych chwilach? - rysować, czytać, oglądać 113. Czym dla ciebie jest miłość? - poświęceniem swojego czasu tej osobie, powierzeniem jej swojego serca. 114. Często się uśmiechasz? - w towarzystwie. 115. Wierzysz w Boga? Kim dla Ciebie jest Bóg? - 
wierzę, raczej wolę myśleć o tym jak o mitologii. Dla mnie Bóg nie jest dobry ani miłosierny, wszechmocny może, ale nie pokazuje tego, to bardziej stwórca ale ma w d***e świat, niech się dzieję i działa biologia. Skoro jesteśmy stworzeni na jego podobieństwo a się zabijamy to też jest psychopatą.
116. 5 znanych osób, które uważasz za atrakcyjne. - Camila Cabello , Eva Lovia, Camila Mendes, Marisol Nichols, Katana Kombat 117. Twój przyjaciel innej płci oznajmia Ci, że Cię kocha. Co robisz? - nie przyjaźnie się z dziewczynami, mogą być co najwyżej koleżankami. 118. Jaka jest twoja definicja szczęścia? - bycie kochanym. 119. Jakie było twoje dzieciństwo? - w sumie okej. 120. Co widzisz patrząc w lustro? - siebie, kogoś niedoskonałego. 121. Najlepsza zabawa z dzieciństwa? - książki  122. O czym teraz myślisz? - o tym, że zostalo mi jeszcze trochę pytań :D 123. Wymarzony koncert?  - Ed Sheeran i Dawid Podsiadło jako duet :D 124. Czy wygląd jest ważny w związku? - Tak, to lepiej jak podobamy się sobie nawzajem, bez wyglądu przecież nie zwrócilibyśmy na tą osobę poniekąd uwagi.  125. Na co pierwsze zwracasz uwagę, gdy poznajesz nową osobę? - oczka 126. Jesteś towarzyski? - tak, czasem za bardzo. 127. Ilu partnerów miałeś? - 1 albo 2 nie wiem jak liczyć ostatnią sytuację xD 128. Dlaczego rozpadł się twój ostatni związek?  - Poznała kogoś innego, ale to bardziej relacja dążąca do związku była. 129. Masz jakieś dziwne nawyki? - w nerwach niszczę sobie kciuka zębami. 130. Masz jakieś blizny? Od czego? - na brzuchu, po operacji którą miałem po urodzeniu. 131. Lubisz tańczyć? - owszem 132. Zdradziłeś kiedyś kogoś?  - nie, zdrada to najgorsze co może zniszczyć relację. 133. Bogaty i nieszczęśliwy czy biedny i szczęśliwy? - bogaty i nieszczęśliwy 134. Lubisz jak ktoś bawi się twoimi włosami? - tak  135. Ile trwał twój najdłuższy związek? - coś jakoś 8 miesiecy 136. Jesteś optymistą czy pesymistą? - realistą ;> 137. Twoje najsmutniejsze wspomnienie? - nie umiem jednego wybrać. 138. Twoje najszczęśliwsze wspomnienie? - Spotkanie pewnej osoby pierwszy raz. 139. Jesteś typem zazdrośnika? - niestety Tak :C 140. Czy masz kogoś, komu możesz powiedzieć wszystko? - Tak, mam 141. Masz jakiegoś idola? - nie mam 142. Rozmawiasz ze swoim ex? - zdarzy się , nawet ostatnio odwiedziłem ja w pracy jak byłem przy okazji. 143. Co zrobiłbyś gdyby jutro miał być koniec świata? - czekałbym na niego chętnie 144. Co według ciebie jest najważniejsze w związku? - zaufanie, szczerość i szacunek. 145. Co sądzisz o internetowych znajomościach? - są fajne, można poznać wielu cudownych ludzi, których nie mielibyśmy okazji poznać na żywca 146. Wolisz książki czy filmy? - książki 147. Masz jakieś motto życiowe? - nie posiadam. 148. Uważasz, ze gimnazjum zmienia ludzi? Uległeś takiej zmianie? - nie cierpiałem tego okresu 149. Wierzysz w horoskopy? - nie, są tak pisane aby pasowały do każdego 150. Czego nigdy byś nie zrobił? - nie zdradził, bo nie chciałbym być zdradzony, niestety to tak nie działa. 151. Uroda czy intelekt? to i to jest ważne, ale lepiej to drugie 152. Łatwo wstajesz rano z łóżka? - zależy od dnia i co mam rano zrobić, jak coś fajnego to tak, jak nie to nie 153. Masz na coś alergie? - roztocza 154. Opisz jak jesteś teraz ubrany. - czarna koszulka i krótkie spodnie w kratkę, do tego bielizna. 155. Czy jest coś czym chcesz się podzielić? - JEBAĆ KURWY XD
CZYTAJCIE, Macie o mnie wszystko XD
3 notes · View notes
Text
Rozmowa 5
Tumblr media
Rozmawiają Z i S
Z (1/3 zespołu projektowego), rocznik 1998, skończyła podstawówkę publiczną oraz gimnazjum i liceum plastyczne. Obecnie studiuje. Identyfikuje się jako osoba nieheteroseksualna.
S, rocznik 1999, skończyła podstawówkę o profilu sportowym i gimnazjum publiczne. Spędziła 3 miesiące w klasie humanistycznej w elitarnym liceum, a następnie przeniosła się do innego liceum, do klasy biologiczno-chemicznej. Jej mama jest Bułgarką, a tata Polakiem. Ze względu na swoje pochodzenie, w czasie liceum uczęszczała w soboty do szkoły bułgarskiej. Obecnie studiuje.
S: Gdy zapytałaś o doświadczenia szkolne, postanowiłam zacząć od początku - od podstawówki. Pierwsze wspomnienie jest związane z Wychowaniem do Życia w Rodzinie. Uczęszczałam tylko na dwie lekcje. Oczywiście byliśmy podzieleni ze względu na płeć. Pierwsze zajęcia to było wprowadzenie. Stwierdziłam, że zapowiada się ciekawie, może się czegoś dowiem. Na drugiej lekcji dowiedziałam się, jak być odpowiedzialną gospodynią. Że kobieta musi na koniec miesiąca liczyć rachunki za dom, za gaz, za wodę, podliczać wydatki… i tak zaczęłam się zastanawiać, że w sumie moja mama tego nie robi i że żyje nam się dobrze [śmiech]. Powiedziałam moim rodzicom, że nie jestem pewna co do tych zajęć, więc wypisali mi zwolnienie. Byłam wtedy w trzeciej, może w czwartej klasie i już mi zadzwonił dzwonek, że coś jest nie tak. To był taki mój pierwszy zryw feministyczny.
W szóstej klasie znowu mieliśmy podobne zajęcia, z tym, że nie było już podziału na chłopców i dziewczynki. Te lekcje nie miały sensu - nauczycielka mówiła skąd się biorą dzieci i albo wszyscy to olewali, albo śmiali się i zadawali takie pytania, żeby zmieszać nauczycielkę, żeby nie wiedziała co powiedzieć.
Z: A masz pomysł, jak inaczej miałoby to być prowadzone? Bo wydaje mi się, że powinno się uczyć o takich sprawach, jak dojrzewanie, czy seks… Ja o swojej seksualności dowiedziałam się w liceum, ale może wpadłabym na to wcześniej, gdybym usłyszała w szkole, że osoby niehetero istnieją! Że tak się zdarza, tak można żyć.
S: Ja mam wrażenie, że nie powinno to być jakimś tematem tabu. To powinno być powiedziane w czasie biologii, w czasie polskiego.
Mnie zaskoczyło, że z WDŻR są sprawdziany. Na podobnej zasadzie - jak można wystawiać oceny z religii? „Źle wierzysz”!
Z: Z wiedzy o religii teoretycznie…
S: Tak, ale tylko tej jednej.
Tak a propos, z religii też mam kilka wspomnień. Jedno pochodzi sprzed komunii. Moja koleżanka bardzo się stresowała tym, że musi napisać na kartce swoje grzechy. Zastanawiałam się po co to, o co chodzi? Nie mogłam zrozumieć, co ona w ogóle robi. A  w drugiej klasie mieli modlitwy na zaliczenie. Mi wtedy szczęka opadła. Miałam 8 lat i byłam w szoku dlatego, że moi koledzy musieli zdawać modlitwy na ocenę.
Ale ze względu na to, że nie podchodziłam do komunii ze wszystkimi, miałam duży problem sama ze sobą. Ja nie dostałam quadów, laptopów, drukarek, skanerów i Bóg wie czego. Nie miałam sukienki, nie było zebrań, którą sukienkę wybrać z katalogu, który wianek, którą chusteczkę, który woreczek, które butki…  Ja miałam komunię dwa lata wcześniej. Byłam wtedy w letniej ładnej sukience, poszliśmy z najbliższą rodziną do cerkwi, a potem do cukierni, i dostałam plecak. To tyle. Dla mnie to było najnormalniejsze w świecie. Dopiero potem się okazało, że to jest dziwne, że ja dostałam tylko plecak.
Z: Oczywiście w Polsce, bo w Bułgarii pewnie nie obchodzi się tego tak hucznie?
S: W prawosławiu bułgarskim jest po prostu skromniejsze podejście. Ja przyjmowałam komunię razem z babciami… to nie była odrębna impreza dla dzieci. Nie trzeba było wynajmować kościoła specjalnie na tę okazję.
Z: I kupować takiej same sukienki jak reszta klasy.
S: Nie, bo byłam tylko ja i moja rodzina. Więc okazało się, że omija mnie takie wielkie celebrowanie wszystkiego. Wszystkiego, tylko nie samej komunii. Mam wrażenie, że niektóre osoby z mojej klasy nawet nie wiedziały o co w tym chodzi… Było ważniejsze, gdzie będą potem, w której restauracji, za ile, i jaki prezent dostaną.
To wzbudziło we mnie dyskomfort psychiczny. Zwłaszcza, że nie pojechaliśmy na żadną zieloną szkołę w drugiej klasie, bo rodzice już za dużo wydali na te komunie. Wtedy dowiedziałam się, w jakiej skali to jest.
Z: A ty jako osoba prawosławna w ogóle nie chodziłaś na religię?
S: To było tak, że w pierwszej klasie nie było dla mnie zajęć. Chodziłam wtedy do biblioteki, co bardzo dobrze na mnie wpłynęło, ale jednak jako dziecko czułam się wyodrębniona, że nie jestem pełnoprawną członkinią tej klasy. Spytałam taty, dlaczego ja nie mogę chodzić na religię. On porozmawiał z siostrą - powiedziała, że nie ma problemu, żebym uczęszczała, że przecież to, że nie jestem katoliczką, nie jest jakimś wypaczeniem. I rzeczywiście chodziłam – nie wiedziałam o co chodzi, ale byłam w tej klasie ze wszystkimi… Siostra pozwalała mi robić co chcę, nie musiałam słuchać, uczestniczyć, ani zaliczać. Oczywiście to, że nie pisałam sprawdzianów i kartkówek również się na mnie odbiło, bo wszyscy inni musieli, tylko ja nie.
Z: Czyli zwracali się przeciwko tobie, że jesteś taka szczęśliwa, bo nie masz obowiązku pisania sprawdzianów.
S: Tak, dokładnie. Z religii, sprawdzianów z religii! [śmiech]
Potem, w późniejszych latach, inna siostra powiedziała, że nie mogę uczęszczać na religię, bo nie jestem katoliczką.
W czwartej klasie była już katechetka. Niesamowicie nieprzyjemna kobieta. Weszłam raz do klasy, nie pamiętam, z jakiego powodu, a ona się wydarła na cały głos, że osoby nienależące do społeczności Kościoła Katolickiego, nieuczęszczające na lekcje religii, nie mogą przebywać w tej sali. Po prostu mnie wygoniła. Mnie, dziecko...
Z: Dziecko, które jeszcze nie rozumie…
S: Tak! To był taki kop. Wyrzucenie z klasy zabolało.
Z: A inni uczniowie jakoś reagowali na to, że nie chodzisz na religię, że jesteś prawosławna?
S: Mi się poszczęściło, bo w klasie mieliśmy jeszcze buddystę i świadka Jehowy. We troje nie chodziliśmy na religię. Tak naprawdę zostawaliśmy wtedy bez opieki. Ja chodziłam do biblioteki, ale co ci dwaj chłopcy robili, to nie wiem. Pewnego dnia okazało się, że jednak mamy lekcje etyki i to nie w godzinach, kiedy inni mają religię – musieliśmy obowiązkowo zostawać po naszych zajęciach…
Z: Co?!
S: Tak. A ja byłam w szkole sportowej, więc miałam dziesięć WF-ów tygodniowo plus treningi, musiałam uczyć się w domu i jeszcze zostawać na tę etykę. Spóźniałam się przez to na trening, za co dostawałam nagany od trenerki. Byłam szkalowana dlatego, że nie mogli nam zrobić etyki wtedy, kiedy inni mają religię. I nic się nie zmieniło – w czasie ich zajęć ja nadal przesiadywałam w bibliotece.
S: W gimnazjum to, że jestem prawosławna nie miało za bardzo znaczenia. Byłam wtedy w dość liberalnej szkole i po prostu nie chodziłam na religię, nie było problemu. Zwłaszcza, że było tam dużo osób prawosławnych albo takich, które nie chciały uczęszczać.
A potem poszłam do mojego feralnego liceum… Pojechaliśmy na wyjazd integracyjny do Ustrzyk Dolnych. W tym rejonie jest dużo drewnianych kościołów, które kiedyś były cerkwiami prawosławnymi. I ostała się jedna cerkiew, gdzie wciąż jest ksiądz prawosławny. Zorganizowali nam lekcję o prawosławiu. No i okazało się, że ja mam w swojej klasie narodowców…
Oczywiście olali to, co ten ksiądz mówił. Jak poprosił, żeby wstać, bo dzwony biją, nie wstawali, grali na telefonie… Taki totalny brak szacunku. I wtedy stało się coś strasznego. Myślałam, że w klasie humanistycznej ludzie chcą rozmawiać, mają otwarte umysły... Ale jak wyszliśmy z tej cerkwi, zostałam oszkalowana za to, że jestem prawosławna… Nikt się mnie nie zapytał, czy ja wierzę, czy nie, czy w ogóle chodzę na msze. Po prostu powiedzieli, że moja religia jest głupia, że katolicyzm to jedyna obowiązująca religia, że to jest Polska…
Zatkało mnie… Byłam w elitarnym liceum - to nie jest gimnazjum albo podstawówka, gdzie ludzie nie wiedzą, co mówią. Rozpłakałam się, zadzwoniłam do mojej mamy i powiedziałam, co się stało. Niesamowicie się zdenerwowała, no ale co z tego. To, co powiedzieli już zostało. Nie widzieli żadnego problemu w tym, co zrobili. Ja nawet nie za bardzo chciałam pójść do nauczyciela i powiedzieć o całej sytuacji, bo w liceum przecież nie mówi się już „proszę pana, bo oni mnie obrazili”.
Nic z tym nie można było zrobić, dlatego odeszłam z tej szkoły. Nie wyobrażałam sobie spędzenia kolejnych trzech lat swojego życia z osobami, które potrafiły do mnie podejść i prosto w twarz powiedzieć: „jesteś głupia, bo wierzysz w to, bo jesteś prawosławna”.
Z: To zrozumiałe… A jak długo byłaś w tej szkole?
S: 3 miesiące. Właśnie po tym wyjeździe zaczęłam coraz mocniej skłaniać się ku rezygnacji.
Z: To mi się wydaje w zupełności wystarczające, ale czy miałaś jeszcze jakieś inne powody, dla których odeszłaś z tego liceum?
S: To znaczy… widać było, że niektórzy dostali się do tej szkoły tylko dlatego, że mieli pieniądze. Te osoby nie musiały się za bardzo starać. Ja chciałam pójść do klasy biologiczno-chemicznej, a dostałam się do humanistycznej. Moim konikiem nie jest polski, czy historia, a miałam jedne z najwyższych ocen.
Jeszcze dyrektorka wiedząc, że zabrakło mi pół punkta z egzaminu gimnazjalnego i że jest pięć wolnych miejsc w klasie biologiczno-chemicznej, permanentnie mówiła, że mnie do niej nie przyjmie. Złożyłam chyba z dziesięć podań, moi rodzice też składali. Przez dwa miesiące nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Później okazało się, że te wolne miejsca są zarezerwowane dla osób, które wykruszą się z klasy z maturą międzynarodową.
Potem moi rodzice mieli bardzo nieprzyjemną rozmowę z panią dyrektor. Bardzo jasno dała im do zrozumienia, że albo zapłacą, albo po prostu nie ma dla mnie miejsca. Wtedy zdecydowali, że przeniosą mnie gdzie indziej, bo nie ma co kontynuować tego koszmaru.
Był jeszcze taki problem, że nie mam markowych ubrań. Mnie one po prostu nie obchodzą, ale to według innych był duży mankament.
Z: Straszne! Nie masz znaczka na koszulce! [ironicznie]
S: No nie mam torebki za 7 tysięcy złotych, przykro mi.
Z: To okropne, że takie rzeczy mają znaczenie…
S: Tak. Duże znaczenie. Bo oni mnie traktowali jak głupią albo jakbym była biedna. A ja nie mogę powiedzieć, że jestem biedna - mnie taka moda po prostu nie interesuje. Ale to nie było tak, że to szkoła, jako instytucja mnie dyskryminowała – ona tylko na to pozwalała.
Z: Tak! Uważam, że szkoła to jest miejsce wspólne, gdzie powinniśmy zwyczajnie mieć szacunek do siebie nawzajem… Czasami szokuje mnie to, że nauczyciele roszczą sobie prawo do tego, żeby zwracać uczniom uwagę „masz o pięć centymetrów za krótką spódnicę; ubierz się, bo wyglądasz brzydko, źle, wyzywająco”.
S: To jest inna sprawa. Nauczyciele czasami uważają, że są niesamowicie wysoko postawieni, że mogą absolutnie wszystko powiedzieć. Ogólnie wydaje mi się, że zwrócenie uwagi przez nauczyciela nie jest złe, o ile nie jest to powiedziane takim protekcjonalnym tonem. Lepsza byłaby taka ludzka opinia. Na przykład: „według mnie troszeczkę za dużo odkryłaś, umalowałaś się jak do klubu, a jednak w klubie nie jesteś”.
Z: Ludzka opinia, konstruktywny argument, delikatna sugestia. I nie na forum klasy.
Z: Jesteś dwujęzyczna, chodziłaś do szkoły bułgarskiej. Jak to wspominasz?
S: To jest zabawne, ale bułgarska szkoła umożliwiła mi dostawanie dobrych ocen z języka polskiego. Nauczyłam się tam, jak pisać rozprawki, opowiadania, charakterystyki… a analizę wiersza to już w ogóle! Na czym polegała główna różnica? W bułgarskiej szkole czytaliśmy wiersz i potem każdy mówił, co z niego rozumie. Nauczycielka nas nakierowywała, dawała kontekst historyczny i koniec końców coś z tego wyciągaliśmy. Okazało się wtedy, że poezja nie jest taka zła. Wiedzieliśmy krok po kroku, co się robi, jak się nazywają wszystkie środki stylistyczne. W polskiej szkole się tego nie uczy, bo nie ma czasu, trzeba lecieć z programem i zrobić podręcznik. U nas było mniej materiału do przerobienia, bo ministerstwo wiedziało, że mamy zajęcia tylko raz w tygodniu. Poza tym nasza „klasa” była dwuosobowa. Więc mieliśmy czas na rozmowy, robienie rzeczy nie po kolei… A w polskiej szkole wszystko sprowadza się do tego, że trzeba zrobić podręcznik, zadania ze zbioru zadań, z kart prac albo na platformie wydawnictwa.
Z: Tak, a jak podasz inną interpretację utworu, niż tą, która jest w podręczniku, to dostajesz jedynkę, bo to niezgodne z kluczem. Wiersz musisz czytać tylko na jeden sposób!
S: Tak, a tam po prostu czytaliśmy i rozmawialiśmy. To było super, bo to miało sens, mimo braku planu.
Z: Mieliście jeden dzień w tygodniu, a i tak nie musieliście się śpieszyć. To jest niesamowite, bo mam wrażenie, że w polskiej w szkole mamy cały tydzień, zajęcia od 8 do 16, a i tak nie zdążamy z przerobieniem wszystkiego. Cały czas jest ten pęd, że trzeba zrobić program, z każdego przedmiotu. Ja na przykład na historii nigdy nie zdążyłam omówić XX wieku.
S: Ja nigdy nie dotarłam do drugiej wojny Światowej.
Z: Zawsze zatrzymywaliśmy się na średniowieczu, mimo że każdy chciał omawiać XX wiek, wojnę, PRL i tak dalej… To jest straszne, bo teraz mamy braki z tej najnowszej historii.
I wszystko jest uczone tak „polsko-centrycznie”.
S: Kiedyś zapytałam się mojego historyka o Traków. To było plemię na terenie Bułgarii, które wiele razy podbijało Imperium Rzymskie. Po tej cywilizacji zostało bardzo dużo złota, kopce, grobowce… A historyk powiedział mi: „to jest nieważne”.
Z: Ja w polskiej szkole nigdy nic nie słyszałam o Bułgarii! Jak ty się z tym czułaś? Nie brakowało ci tego, nie czułaś się pomijana?
S: Czułam się pomijana. Miałam wrażenie, że moje drugie państwo (nie drugie, dlatego, że mniej ważne, tylko drugie w kolejności) jakby nie istniało, jakby go nie było. I taka martyrologia narodu polskiego, podkreślanie, że byliśmy 123 lata pod zaborami… a Bułgaria była przez prawie sześć wieków pod zaborem tureckim. I nie chcę porównywać, czy to było gorsze, czy lepsze, bo oba te wydarzenia były tragiczne. Ale mam wrażenie, że przez taką narrację moi koledzy myślą, że tylko Polska miała tak źle.
Z: Ja o tym nie wiedziałam. Mi 123 lata wydają się tak ogromnym kawałem czasu, bo zawsze mi wmawiano, że Polska jest męczennikiem Europy… A tak naprawdę takie rzeczy działy się wszędzie i w ogóle się o tym nie mówi!
S: Oczywiście, że tak. Powinno być podane porównanie - nie z wnioskiem, że ktoś miał gorzej, a ktoś lepiej, tylko że tak po prostu było, że takie rzeczy się dzieją.
Z: Narracja wielostronna.
S: Tak, albo obiektywna, bez opinii!
Z: Można by też mówić bardziej o procesach, a nie pojedynczych wydarzeniach.
S: Pamiętam kartkówki z dat… Zakuć, zdać, zapomnieć – na tym polega szkoła polska.
W szkole bułgarskiej prawie nie mieliśmy sprawdzianów. Było tak, że nauczycielka widziała, co robimy na lekcjach. Czasami zadawali nam jakieś prace pisemne. Sprawdzali je i mówili, co poprawić, ale nie oceniali. Oceny były tylko na samym końcu na świadectwie, nie mieliśmy żadnego dziennika…
Jeżeli chodzi o języki w szkole polskiej, to to jest jakiś żart. Przez 6 lat nauki języka niemieckiego jestem nadal na poziomie A0 - nic się nie nauczyłam, ponieważ nie było rozmów, konwersacji, jakiegoś opamiętania w tempie nauczania… Wszystko było na ocenę. Nigdy nie zapomnę, jak na kartkówkę z języka niemieckiego musiałam nauczyć się słowa „kamieniołom” [śmiech]. Troszeczkę mnie to przerosło.
Z: Ja miałam to samo, też uczyłam się niemieckiego przez 6 lat, ale grupa była tak duża, że w ogóle nie byłam w stanie nic powiedzieć na tych zajęciach. Uczyłam się słówek i gramatyki na kartkówki, miałam piątki, a teraz praktycznie nic nie umiem!
S: Na pewno jest zbyt dużo do zrobienia w polskim systemie edukacji. I nie chodzi o to, czy oni zmienią listę lektur, czy nie. Największym problemem polskiej szkoły są sprawdziany, ilość osób w klasie, ilość zajęć w ciągu dnia, skakanie z tematu na temat - na jednych zajęciach mamy o klonowaniu człowieka, a na drugich „kamieniołom” po niemiecku. I mało praktycznych zajęć. Brakowało lekcji, na których dowiedziałabym się, co mam zrobić gdy mi wywalą korki w domu. Jak zmienić dętkę w rowerze. Jak rozliczyć PIT. Jak coś ugotować. Przydałaby się też nauka ekologii, na przykład wprowadzenie w szkole segregowania śmieci.
Z: Szczególnie teraz. Wiadomo, jaki jest stan środowiska…
S: Denerwowało mnie również to, że było bardzo dużo konkursów, a ja nie mogłam brać w nich udziału, bo traciłam wtedy czas potrzebny na uczenie się. Musiałabym to nadrabiać w kolejnym tygodniu i być karana za to, że chciałam iść na konkurs - mój następny tydzień byłby podwójny. Bo w każdym tygodniu są sprawdziany, kartkówki i mapówki.
Z: Nie mogłaś zrobić czegoś, na co miałaś ochotę, tylko musiałaś uczyć się do kartkówek, z których i tak potem nic nie pamiętasz.
S: Tak! Ilość zajęć i prac domowych zniechęcała mnie bardzo do chodzenia na jakiekolwiek koła, no bo kiedy? Przestałam rozumieć pojęcie „praca domowa” po tym, jak okazało się, że czytam podręcznik i potem mam wypisać z niego zdanie po zdaniu. Siedziałam po 5 godzin każdego dnia, bo ze wszystkich przedmiotów było coś zadane.
Z: I i tak z tych prac domowych nic nie wyciągasz…
S: Nic, tylko odbębniasz! Mam wrażenie, że 80% rzeczy jakie się robi w polskiej edukacji, robi się po to, żeby odbębnić, odhaczyć. „No dobra, zrobiłam. A co zrobiłam, dlaczego, po co, jak?”
Z: I nie ma żadnej głębszej refleksji. Za dużo jest tego „co?”, a za mało „dlaczego?”.
3 notes · View notes
suuggaarr · 5 years
Text
I DON’T THINK I HAVE THIS | 10 ROZDZIAŁ |  TŁUMACZENIE
Link do oryginału: I Don’t Think I Have This
Pairing: oczywiście Larry Stylinson
Autor: Centa0592
Zgoda: Tłumaczenie przejęte od Dudosz. Tak
Gatunek: A/B/O, fluff, smut
Opis:  Minęło siedem miesięcy od momentu w którym Louis zaszedł w ciąże i już kiedy pomyślał, że rzeczy zaczynały wracać do jakiejś formy normalności, przychodzi jakiś nieznajomy przynosząc dziwne wiadomości, które rzucają kulę w życie Louisa. Z przypomnieniem o zeszłych wspomnieniach, musząc dowiedzieć się ukrytej prawdy, i próbując przynieść bliźnięta na świat Louis jest trochę przytłoczony. Po prostu cieszy się, że ma swoich współlokatorów tuż za rogiem, aby pomogli mu po drodze i fakt, że Harry będzie najlepszym ojcem na świecie. Jeśli tylko Alfa mogłaby nauczyć się przestać być tak zazdrosnym. lub AU gdzie: Harry jest zazdrosną Alfą, która kocha swoją Omegę. Louis jest Omegą w ciąży, po prostu próbującą dotrwać z tym do następnego dnia. Niall i Liam są złośliwymi Betami, którym nie można ufać. i Zayn jest Alfą, która wciąż nie wie co to przestrzeń osobista.
Od tłumaczki: well. byłam pewna, że wstawiłam ten rozdział ale okazało się inaczej. usunięto mi konto na wattpadzie. jestem tam teraz pod nickiem cuukkiieerr, ale nie mam zbytnio ochoty już wattpadować. Zapraszam na ostatnią część.
Tumblr media
Louis leży na łóżku, zmieniając swój kolczyk w pępku, kiedy Harry decyduje, że teraz jest najlepszy moment na seks. Alfa unosi się nad ciałem chłopaka i kładzie swoje obie ogromne dłonie obok głowy Louisa. Omega spogląda w górę i posyła mężczyźnie pytające spojrzenie.
- Włoski zaczynają ci już odrastać. - Harry unosi swoją prawą dłoń i przebiega nią wzdłuż zarostu Louisa, sekretnie rozkoszując się tym jak chłopak drga na ten kontakt. Wtedy Harry odsuwa dłoń i ponownie kładzie ją na łóżku, koło głowy Louisa.
 - Wiem; nie mogę pozbyć się tego zarostu; chciałbym, żeby nie rosło mi tyle włosów na twarzy, tak jak tobie.
Harry unosi brew na ten dokuczliwy komentarz i pochyla głowę, by połaskotać szyję Louisa swoimi włosami. Chłopak wije się pod nim i nie przestaje póki Harry nie ustępuje i uspokaja się . Siada okrakiem na nogach Louisa i przebiega dłońmi w dół i w górę nagiego torsu; kochając to jaka gładka jest jego skóra w dotyku.
- Wiesz, że nie mamy dużo czasu. - Louis ostrzega Harry'ego i jego oddech już zaczyna się zmieniać. Harry czuje jego dyszenie jedynie od muśnięcia jego opuszków.
- Mogą poczekać. - Harry mamrocze, złączając razem ich usta. Harry nigdy nie będzie miał dość uczucia warg Louisa przy jego własnych – sposobu w jaki te różowe usta szarpią i ciągną za jego czerwone. To uzależniające, oto jakie to jest.
Myśli Harry'ego są przerwane kiedy Louis jęczy do pocałunku i wyrzuca swoje nagie biodra. Harry pochyla się i zawija swoje ciało jak fala, by oba ich penisy się zrównały ze sobą i potarły o siebie. Harry czuje jak jego nogi się trzęsą i mrowią na ten kontakt, więc wykonuje ten ruch jeszcze raz i skubie wargi Louisa, kontynuując.
Teraz obaj dyszą i już jak Harry ma sięgnąć, by chwycić oba ich kutasy, drzwi się otwierają i do środka wchodzi Zayn, wyglądający na znudzonego.
- Czy możecie się serio kurwa pośpieszyć, byśmy mogli wreszcie zjeść?
Harry jęczy głośno, kiedy czuje jak Louis mięknie w jego własnej dłoni. To takie rozczarowujące, zwłaszcza, że Harry wciąż jest twardy i potrzebuje dojść. Jednakże Zayn nie ustępuje, opierając głowę o framugę drzwi i krzyżując ramiona na piersi, obrzucając dwójkę ostrym spojrzeniem.
Harry wie, że powinni być na dole – naprawdę. Są święta i cała rodzina Harry'ego jest tutaj, wraz z tysiącem kuzynów i krewnych Zayna, nawet Payne'owie przybyli. Są w domu ojca Zayna na obiad i najwyraźniej Malikowie są dziani, ponieważ każdy mógł mieć swój własny pokój gościnny. Pan Malik nawet nie obchodzi świąt, ale najwidoczniej Zaynowi udało się przekonać swojego ojca by i tak urządził przyjęcie, by wszyscy mogli być razem. Harry z rodziną przyjechali wczoraj, razem z Payne'ami.
Jay miała również przyjechać ale jej nowy chłopak zaprosił ją i dziewczynki na urlop na jakąś wyspę, więc zdecydowały się przyjąć tamtą ofertę. Louis tak w zasadzie poszedł na górę porozmawiać z nią, w trakcie zmieniania kolczyka i Harry wszedł na górę, by zobaczyć co jego chłopaczkowi zajmuje tak długo, ale rozproszył się, po zorientowaniu się, że Louis był nagi; no i tak się tu znaleźli.
Louis napierający na jego klatkę jest tym co w końcu doprowadziło do Harry'ego schodzącego z łóżka. Idzie założyć na siebie ubrania, podczas gdy jego omega robi to samo. Zayn kiwa głowa po zobaczeniu ich obu odzianych i trójka kieruje się na dół, z rumieniącym się Louisem w tyle.
Dom jest głośny. Jest tutaj tyle ludzi, wszyscy się przekrzykują i krzątają. Harry nawet nie pamięta wszystkich imion, ale uśmiecha się i przeprasza ich, za opóźnienie. Stół jest ogromny. Bez problemu zmieści czterdziestu ludzi, co akurat mniej więcej określa ilu jest tu obecnych. Jest brązowy i w około są rozstawione pasujące brązowe krzesła.
Harry odsuwa krzesło Louisa, obok bliźniąt, które już się usadowiły i wtedy każdy pochyla głowę by Pan Malik mógł pobłogosławić jedzenie.
- Zebraliśmy się tu dzisiaj, czując się błogosławieni. Jesteśmy zaszczyceni mogąc celebrować to święto z nowymi i starymi przyjaciółmi i rodzinami. Pozwól nam pobłogosławić to jedzenie, które zostało dla nas przygotowane, i smacznego. - Pan Malik kończy błogosławić jedzenie i dania zaczynają być podawane w około.
Teraz jedynymi słyszalnymi dźwiękami są sztućce uderzające o talerze i ludzie proszący o poszczególne dania. Mruknięcia wypełniają pomieszczenie, pochodzące od ludzi doceniających smakowite jedzenie jakie szef kuchni pana Malika przygotował.
Po około dziesięciu minutach jedzenia i gawędzenia, Harry przeczyszcza gardło, wstaje by wygłosisz oświadczenie.
- Mam coś do ogłoszenia. - Harry stwierdza i wszystkie oczy spoglądają na niego, nawet jego synowie wpatrują się w swojego ojca.
- Och, niech zgadnę – Niall przerywa. - Ogłosisz, że jesteś gejem! Wiedzieliśmy to. - chłopak się drażni i Haryr powstrzymuje chęć rzucenia w niego czymś.
- Zamknij się Niall. Więc jak mówiłem… - Harry próbuje jeszcze raz, ale ponownie zostaje przerwany.
- Zgadywanki są moje ulubione. Założę, się, że Louis jest w ciąży.
Uchwyt Harry'ego na obiekcie w jego dłoni się zacieśnia i zgrzyta zębami w frustracji.
- Nie Liam, to nie jest zgadywanka, ani nie jest w ciąży, przynajmniej nie wydaje mi się. Jesteś w ciąży? - odwraca się do Louisa, bo jasna cholera, jeśli jego omega jest w ciąży to byłyby świetne wieści.
- Nope, nie czuję się jak ciężarówka - Louis odpowiada, klepiąc swój brzuch.
- Kurczę, miałem nadzieję, że Jeffrey będzie miał nowego towarzysza do zabaw, szczególnie, że bliźniaki są takie brutalne. - Liam wydyma wargi i jeden z głów kuzynów Zayna unosi się – wyraźnie zainteresowany. Harry ściska czubek swojego nosa.
- Mój boże… - wydusza.
- Ej, co masz do Jeffreya? - Niall się kłóci i Anne wygląda na za bardzo zadowoloną z przebiegu wydarzeń.
- Poza tym, że nie jest prawdziwy? - Zayn ripostuje i teraz Pan Malik unosi brwi.
- Jak śmiesz? On ma uczucia. - broni Liam i Zayn przewraca oczami.
- Oczywiście że tak… - mamrocze alga i słychać chichoty od różnych ludzi w pomieszczeniu. Harry ma ochotę przywalić głową w stół, zaraz wybuchnie.
- Może proszę przestać i wrócić do mnie i mojego ogłoszenia? - próbuje jeszcze raz, ale najwyraźniej temat „Jeffreya” jest o wiele bardziej interesujący.
- Chwila, kto to Jeffrey? - Ktoś pyta. Alfa nawet nie podnosi wzroku by spojrzeć kto to.
- Niewidzialny przyjaciel Liama. - Louis szybko odpowiada, chichocząc.
- Nieślubne dziecko. - Niall poprawia, piorunując omegę wzrokiem.
- Cokolwiek – Zayn mówi, prychając.
- Noo, myśleliśmy, że w pewnym momencie straciliśmy biedaka. - Liam kontynuuje jakby Harry nie miał właśnie złamać stołu w pół.
-  Przez orgię - Niall dopełnia i pomieszczenie wypełniają sapnięcia
- Ojeju… - Anne mówi.
- O mój boże. - Pan Malik dodaje
- ZAMKNIJCIE SIĘ! - Harry wykrzykuje, zaczerwieniony. - Na miłość boską, skończcie z tym obłędem,
- Harry powinieneś być o wiele milszy dla swoich współlokatorów i przestań krzyczeć; jesteśmy tutaj gośćmi. - karci Anne i Harry widzi czerwień.  Tak to się właśnie skończy. Popełni masowe morderstwo.
- Och, on jest taki cały czas, kiedyś próbował mnie zabić – kłamie Niall.
- To nie prawda. - Harry odcina się po tym jak kilka spojrzeń zostaje rzuconych w jego stronę.
- Naprawdę! Strasznie się wystraszyłem. - Jego przyjaciel kontynuuje między dużymi kęsami jedzenia.
- Przez niego jestem łysy – Liam również łże.
- To nie była nawet moja wina!! - piszczy Harry.
- Raz pierdnął na poduszkę i nie powiedział mi kiedy się na niej położyłem. - Niall kontynuuje i Harry naprawdę chce wszystkich zadusić.
- To był Zayn. - broni Louis.
- A raz…
To koniec. To absolutny koniec.  
- Czy możecie się proszę zamknąć, bym mógł oświadczyć się Louisowi?! - wykrzykuje i pokój milknie.
- Chcesz za mnie wyjść? - Louis pyta, głosem cichutkim i zaskoczonym. Wpatruje się w Harry'ego tymi pełnymi nadziei, niebieskimi oczami.
- Och, bezcenne, skarbie czemu nic wcześniej nie wspomniałeś.
Harry zabije swoją matkę. To nieuniknione.
- Nienawidzę tu wszystkich; Naprawdę nienawidzę was wszystkich – przyznaje.
- Po co te nerwy? - mamrocze jego ojciec i Harry odwraca się, by całkowicie opuścić stół. Słyszy zgrzyt krzesła i ostre szepty za swoimi palcami, kiedy kieruje się do salonu.
- Chcesz za mnie wyjść? - Louis pyta jeszcze raz. Musiał pójść za Harrym. Alfa, teraz siedząca na kanapie, spogląda na omegę i tylko kiwa głową. Klęka na kolano i wyciąga pierścionek w pudełku z kieszeni. Oczy Louisa zaczynają wilgotnieć, kiedy obrączka zostaje wsunięta na jego palec. - Tak. Odpowiedź brzmi tak. - Chłopak owija swoje ramiona wokół szyi Harry'ego, przez co Alfa upada na ziemie. I wtedy zostaje zaatakowany buziakami i nie może już narzekać.
Louis jest absolutnie zszokowany. Nie może uwierzyć, że to prawdziwe, i że naprawdę kiedyś wyjdzie za Harry'ego. Wiedział, że mężczyzna był dla niego tym, mają plany by zostać oficjalnie związani w urodziny Harry'ego ale bycie zwanym mężem Harry'ego brzmi tak ładnie. Louis całuje go jeszcze raz, po czym zostaje podniesiony i ułożony na kolanach alfy na kanapie.
Omega całuje szyję Harry'ego kilkakrotnie, nim nie odsuwa się i piszczy na swój pierścionek. Podnosi wzrok i zauważa zakłopotanego Liama podchodzącego by dołączyć do nich na kanapie. Ma Jordana w ramionach i Zayn podąża tuż za nim z ich drugim synem. Niall po chwili również do nich dołącza, i Zayn jest tym który odzywa się pierwszy.
- Przepraszamy, że zniszczyliśmy wam chwilę. - przyznaje.
- Noo, Haz, łatwo się rozpraszamy, wiesz to. - dodaje Niall.
- Przynieśliśmy wam wasze dzieci jako znak pokoju – Liam mówi i Louis wybucha mdłym śmiechem przed pocałowaniem obu policzków swoich synków. Obaj chichoczą i odpychają twarz Louisa mamrocząc ciche „tata, niee”
- Wybaczam wam. - wygłasza Harry, odwracając Louisa w około, by obaj mogli być zwróceni do telewizora.
- Dzięku… - Liam zaczyna, zwiększając głośność telewizji.
Z ostatniej chwili, dziesięć Bet powiązanych z największą zbrodnią naszego stulecia zostało złapanych. Powtarzam. Dziesięć Bet, odpowiedzialnych za masową produkcję skażonych supresantów i tabletek dla alf, zostało złapanych. Pojawią się w sądzie…
Louis nawet nie słucha detali; uśmiecha się za swoimi dłońmi, ponieważ to koniec. To naprawdę, oficjalnie koniec.
- Zajęło im to wystarczająco długo. W końcu minął ponad rok. - burczy Liam.
- Tak, ale już po wszystkim. Trochę jakbyśmy zamykali jakiś rozdział, co?
Louis przytakuje na słowa Zayna, bo to dokładnie takie uczucie.
- Jak się czujesz będąc wolnym Louis?
Omega zastanawia się nad pytaniem Liama, po czym spogląda na swój palec serdeczny i uśmiecha się
- Jak w domu. - W końcu odpowiada i wie, że dopóki będzie trzymał się swoich chłopaków,  już zawsze wszystko będzie w porządku.  Zawsze będzie wolny, zawsze będzie w domu. To szalone, kiedy wspomina to wszystko. Ta cała historia, trwająca prawie trzy lata, zaczęła się od niego będącego omegą ze złamanym sercem, a teraz ten rozdział z jego życia został zamknięty na dobre. Jego nowa podróż zaczyna się od męża, dzieci i trójki najlepszych współlokatorów o jakich chłopak kiedykolwiek mógłby prosić.
To nie jest koniec, to jest początek czegoś pięknego.
___
15 notes · View notes
invenereveritasss · 5 years
Text
22.
Mróz szczypał mi policzki pozostawiając na nich czerwone ślady. Oddychałam głęboko a z ust wydobywał się obłoczek pary. Mimo wysokich butów śnieg wpadał do środka i moczył skarpety. Spacerowałam przy pobliskim jeziorze pokrytym grubą warstwą lodu i śniegu.  Od ostatniej rozmowy z Aleksem przychodziłam tu każdego dnia żeby pomyśleć z dala od wszystkiego i wszystkich. Zwłaszcza wszystkich.  Teo doprowadzał mnie do szału, dręcząc pytaniami, choć w dobrej wierze.  “Wierzysz mu? Dlaczego odpuściłaś śledztwo? Nie chcesz już wiedzieć kim jesteś?” W kółko to samo...  Czy mu wierzę? Oczywiście, że tak. Szczegółowo wszystko wyjaśnił a ja nie zaufałam mu bezgranicznie tylko uwierzyłam w jego tłumaczenia.  Dlaczego odpuściłam? Bo nie widzę sensu dalszego prowadzenia śledztwa. Jak widać, nic mi nie zagraża. Nikt nie chce wydać mojej tajemnicy. Nikt nie chce mnie skrzywdzić. Przez dwa tygodnie obserwowałam uważnie ludzi w mieście, wyczuwałam rannych ale nikt nie zginął. Ten ktoś najwidoczniej nauczył się panować nad sobą.  Czy nie chcę się dowiedzieć kim jestem? To pytanie było najtrudniejsze. Jakaś moja część nadal chciała się zdefiniować ale druga zrozumiała, że nie ma to większego znaczenia. Nawet jeśli się okaże, że jestem strzygą czy zmorą to co? Wręczą mi kartę klubową, kupon na darmową kawę i zaproszą do spotkań integracyjnych co wtorek? Chyba w końcu zaakceptowałam siebie taką, jaka jestem. Kto jak kto, ale Teo powinien się z tego cieszyć. W końcu to on przez tyle lat tłumaczył mi, że nie ma to znaczenia!  Odgarnęłam warstwę śniegu z grubego pnia i usiadłam na nim. Podziwiałam bajkowe widoki i karciłam się, że tak rzadko tu przychodziłam.  Dzisiaj nie tylko chciałam uciec od Teo ale także się wyciszyć. Wieczorem czeka mnie spotkanie z Aleksem. Zadzwonił wczoraj i zaproponował kolację. Na samą myśl o tym czuję ciepło pod sercem. Zachowuję się jak nastolatka przed randką, chociaż nie wiem nawet czy to rzeczywiście randka...  No i oczywiście mam wyrzuty sumienia. Niby nie ma nic między mną a Robertem ale czuję, jakbym go zdradzała.  Po długim odpoczynku na łonie natury wróciłam do domu na gorącą kąpiel. Starannie ułożyłam włosy, założyłam sukienkę i wysłuchałam próśb Teo, żebym uważała. Przypomniałam mu, że idę na kolację a nie na bitwę o Stalingrad. Punktualnie o siódmej Aleks zjawił się pod moimi drzwiami.  - Dobry wieczór. - Powiedział i obejrzał mnie od stóp do głów. - Powinienem przywyknąć do twojej urody ale za każdym razem zwalasz mnie z nóg. - Przewróciłam oczami a on uśmiechnął się, podał mi ramię i poprowadził do samochodu.  - Może chciałabyś wybrać restaurację? - Zapytał uprzejmie. Przytaknęłam i pokierowałam go do knajpki w centrum miasta.  Przytulne wnętrze było niemal puste. Tylko dwie kobiety siedziały przy barze i żywo rozmawiały z kelnerką ale gdy tylko nas zobaczyła, wskazała stolik przy rozpalonym kominku i podała menu.  - Polecisz mi coś? - Spytał, widząc, że nawet nie otwarłam karty.  - Polędwiczki. O ile nie jesteś wegetarianinem.  - Boże broń, kocham mięso. - Odłożył kartę a kelnerka zjawiła się prawie natychmiast.  - Mogę przyjąć zamówienie? - Spytała młodzieńczym, piskliwym głosikiem.  - Tak, moja towarzyszka poleca polędwiczki więc poprosimy a do tego Chablis Blanc. - Aleks podał jej karty z uśmiechem a ona szybko zniknęła za barem.  - Nie wiedziałam, że znasz się na winach. - Tym razem to on wywrócił oczami.  - Prowadzę restauracje, to mój zawód. - Odpowiedział - Ale nie mówmy o mnie. Opowiedz mi coś o sobie.  - Co chciałbyś wiedzieć? - Uśmiechnął się tajemniczo a płomienie z kominka odbijały się w jego oczach.  - Absolutnie wszystko... - Szepnął. Dreszcz przebiegł mi po plecach.  Kelnerka dyskretnie podała nam sztućce za co byłam jej wdzięczna bo odwróciła moją uwagę od jego pięknej twarzy.  Przez cały wieczór zadawał mi przeróżne pytania. Większość z nich była prosta, na przykład, jakiej słucham muzyki albo czego najbardziej nie lubię w swojej pracy. Nawet nie wiedziałam kiedy minęły dwie godziny i zostaliśmy sami w restauracji.  - A kim właściwie jest Teo? To twoja rodzina? - Kontynuował wywiad.  - Można tak powiedzieć. Nie jesteśmy spokrewnieni ale jest dla mnie jak brat. Wiele lat temu pomogłam mu i stał się dla mnie najbliższą osobą, jaką mam. - Spojrzał na mnie czule i wyciągnął dłoń w moją stronę ale przerwał nam ogłuszający krzyk. Oboje odwróciliśmy głowy i zobaczyliśmy trzech mężczyzn. Jeden celował z broni do przerażonej kelnerki a pozostałych dwóch szło w naszym kierunku.  - Ręce na widoku! - Krzyknął jeden z mężczyzn. Wszyscy mieli kominiarki, widać było tylko ich puste oczy. Podniosłam ręce myśląc gorączkowo jak ochronić Aleksa. On również uniósł dłonie.  - Ostrzegaliśmy cię, żebyś przestał węszyć. - Odezwał się drugi zamaskowany typ.  - Panowie, dogadajmy się jak ludzie. - Rzucił Aleks ze stoickim spokojem. Oceniałam sytuację. Bez problemu powalę tego obok mnie ale ten drugi może strzelić do Aleksa gdy to zrobię... Myśl, no myśl! Co robić?!  - Próbowaliśmy się dogadać wcześniej, teraz zapłaci za to twoja panienka. - Mężczyzna obok mnie odbezpieczył broń i przystawił mi lufę do skroni. W oczach Aleksa zobaczyłam panikę. Szepnął coś, czego nie zrozumiałam, wystawił dłoń w jego stronę a ten przeleciał w powietrzu nad stolikami odbijając się od ściany. W tej samej sekundzie zrobił to samo z dwoma pozostałymi. - Mira, jesteś cała?! - Wyskoczył z krzesła, klękając przy mnie. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami a on dotykał mnie, upewniając się, że nic mi nie jest.  - Co... Jak... - Nie miałam pojęcia co się dzieje. Cała akcja trwała raptem kilka sekund a ja miałam wrażenie, że czas się zatrzymał lub chociaż spowolnił. Aleks odwrócił się w stronę kelnerki, która stała jak sparaliżowana. Podszedł do niej szybkim krokiem, przyłożył jej dłoń do twarzy i coś wyszeptał. Po chwili dziewczyna zniknęła na zapleczu a Aleks wrócił do mnie. Nadal nie ruszyłam się nawet o milimetr, co więcej, wciąż miałam uniesione dłonie.  - Co się tutaj do cholery dzieje...  - Wszystko ci wyjaśnię, ale teraz musimy stąd iść. - Chwycił mnie za rękę, złapał nasze płaszcze i wybiegliśmy w ciemną noc. 
Tumblr media
1 note · View note