Tumgik
#pogodnie
lekkotakworld · 24 days
Text
Podsumowanie marca
Nie byłam pewna czy je pisać. Prawdę mówiąc nie zauważyłam nawet, że zaczął się następny miesiąc. Weszłam wczoraj wieczorem tutaj i zobaczyłam podsumowanie u @pozartaa i dopiero to mnie olsnilo, że mamy już kwiecień! Dlatego nie będę gorsza haha lecimy z tym marcem!
Byłam na wyczekiwanym przeze mnie od ubiegłorocznych wakacji koncercie Darii Zawiałow w Poznaniu ❤️ popłakałam się tam, przeżywałam to później chyba z tydzień jak nie dłużej, najcudowniejsze dla mnie wydarzenie tego miesiąca!
Odwiedziliśmy Pałac w Rogalinie. Piękne miejsce, chcemy tam wrócić jak już będzie cieplej.
Poleciałam już grubo z magisterką, choć dalej mam obawy, że się nie wyrobie. Szczerze mówiąc, temat mam obszerny, jeszcze bardzo się skupiłam na swoim mieście i jego historii, że moja praca robi się bardzo długa 🙈 aż boje się, co powie moja promotor jak będziemy to sprawdzać (ona wie do czego ja jestem zdolna xd). Projekt trochę leży, jakoś ciężko mi się do niego zabierać, trochę przeraża mnie jego wielkość, ale da się radę.
Przeczytałam 2 książki: Harry Potter i Więzień Azkabanu oraz 13 Pięter Filipa Springera (ta druga poruszyła mnie bardzo mocno, o czym był post)
Udało mi się odwiedzić bibliotekę u mnie w mieście, gdzie spędziłam cały dzień nad książkami, potrzebnymi mi do pracy magisterskiej. Cudownie tam było, super miejsce do pracy.
Spędziłam cudowne święta!
Po części uporządkowałam szafę w moim pokoju w domu rodzinnym (co dalej jest moim postanowieniem na ten rok - konkretny porządek w szafie)
Boje się ciemności.. Lęk się trochę nasilił, szczególnie wczoraj, gdy nie mieliśmy prądu przez burze wieczorem. Szłam z latarką i czułam jak robi mi się słabo i gorąco ze strachu..
Marzec zleciał mi szybko. Szybko się zaczął, szybko się skończył. A to oznacza 3 miesiące do oddania magisterki 😬 przerażające.
Postanowienia na kwiecień
Kwiecień będzie trochę zabiegany.
Szykuje mi się jeden wyjazd z uczelni, w dodatku chyba uda się wyskoczyć na dwa dni do Grudziądza (ale to jest jeszcze bardzo niepewne).
Mam do ogarnięcia też rzeczy na ćwiczenia, czego bardzo nie chce mi się robić.
Trzeba ogarnąć się z jedzeniem, bo trochę tęsknie za normalnymi warzywami, owocami itd. poza tym nic sobie nie wciskam, nic nie zakazuje.
Trzeba popchnąć dalej magisterkę, żeby przestać odczuwać ciągły lęk, że nie zdążę!
Korzystać z ostatnich chwil "wolności" i cieszyć się tą wolnością. Czasami za bardzo wybiegam myślami w przyszłość, co też nie pomaga.
Zobaczymy co przyniesie nowy miesiąc. Oby był dobry, ciepły i pogodny. Nic więcej nie potrzebuje. No może kilka godzin więcej w dobie haha
33 notes · View notes
palpitacjauczuc · 7 months
Text
Dziś pogodny jest jedynie ból, bo życie bez Ciebie stało się mdłe jak posiłki bez pieprzu i soli
24 notes · View notes
trudnadusza14 · 7 months
Text
9.10.2023
Nie mogłam spać w nocy jak na złość
Mało tego. Pół nocy chciało mi się płakać
Przysnełam dopiero coś o 7. Na jakąś godzinę
I dalej płakałam
Myślałam nawet żeby odpuścić sobie terapię i jedną i drugą żeby wziasc parę nasennych i przespać cały dzień
Okazało się że wreszcie od jakiegoś miesiąca waga albo stoi albo spada. Ba teraz leci. Powoli ale leci
Grunt że nie w górę jak przez ostatnie pół roku
Ostatecznie się wybrałam na tę pierwszą i mówiłam sobie że dobra ale te grupowe na bank odpuszczę i że wgl zrezygnuje bo nic mi to nie daje
Jak już byłam pod gabinetem tak jakoś dziwnie się bałam wejść do gabinetu
I jak już weszłam to miałam taki cichy głosik że Jezu jakbym głos traciła
Normalnie nie miałam siły mówić
Ostatecznie jednak dobrze że się wybrałam
I tak wyszłam potem i tak stoję i myślę czy jednak spróbować pójść ostatecznie czy nawet nie poinformować i odpuścić totalnie bo myślałam że na bank tak czy siak nie zdąże
Wybrałam pierwszą opcję
I o dziwo xd
Po pierwsze jednak zdążyłam nawet się nie śpiesząc do tego jadąc późniejszym autobusem po drugie o nowino stało się coś dziwnego xD
Myślałam że jak zwykle będę cicho i się nie będę odzywać co mnie jeszcze bardziej utwierdzi w przekonaniu że nie pasuje na grupy
Kojarzycie grę Dixit? Jak ktoś kojarzy to chyba pojmie co mam na myśli
Mieliśmy wybrać kartę która kojarzy nam się z nami a później każdy nie mówiąc kto miał jakąś kartę interpetowaliśmy co dana osoba ma do przekazania
Po interpretacjach innych pytano czyja to karta i dlaczego to wybraliśmy
Może to dziwne ale powiedziałam przez to co mi wreszcie leży głęboko. Przed grupą,co jest we mnie najgłębiej. I stało się wreszcie prze państwa xd
Było w sumie dziś też na grupie trochę śmiesznie.
Jak wracałam to mimo iż miałam myśli rezygnacyjne to normalnie nie wierzyłam że będąc w takim tzw. amoku samobójczym to powiedziałam co mi leży
I może to naprawdę jakiś trop przy okazji jak się nad tym głębiej zastanowić
Bo kiedy wgl zaczęłam się jakoś otwierać na cokolwiek będąc i w takich stanach lub też w najgorszym momencie fobi społecznej ? Poprzez rysunki.
Nie umiałam czegoś wytłumaczyć to pokazywałam rysunki gdzie było narysowane co w danej chwili czuje
Odnośnie rysunków. To chyba tłumaczy moją nieumiejętność określenia np.jak czuje się w towarzystwie jakieś osoby w kontekście no emocjonalnym a często bardzo tłumacze to obrazowo. Bo mam przed oczami jakiś obraz. Nie myśli
I np jak to moją mamę dziś określiłam że raz jest niczym taka roślina co pożera owady (niestety zapomniałam nazwy) a zaraz może być jak słońce w pogodny ciepły wiosenny dzień
Boże jak dziś na terapi indywidualnej było coś żeby jakieś duszące sznury rozplątać to ja miałam już jakiś obraz przed nosem
Dziwne to trochę
Wybrałam się później na spacer później oglądałam serial,dokańczam książkę i zaraz zaczynam następna
I kolejny raz miałam przemyślenia odnośnie samobójstwa i życia
Na różnych forach czasem czytałam że np ktoś nie zabił się bo nie chciał żeby ktoś bliski cierpiał. Lub ogółem ta osoba narzucała takiej osobie że mając takie myśli jest egoistą
Tylko że ta druga osoba chyba nie wie co mówi
Miałam też takie ponowne dziś przemyślenia po tym jak jeden ze znajomych coś takiego mi napisał. (Oczywiście znów wyjechał z tematem by razem zamieszkać) i jego usprawiedliwienie było takie żeby mnie uchronić przed zrobieniem sobie krzywdy
Tylko prawda jest taka że po pierwsze za krótko się znamy żeby z takimi propozycjami wyjeżdżać a po drugie myślę że kogoś kto tak naprawdę nienawidzi siebie,męczy go własna głowa,nie rozumie siebie i ba też czuje że nikt go nie rozumie to nie uchroni się takiej osoby przed samym sobą
Myślę że gdyby tak było że tak faktycznie można nie narastałaby ta skala samobójstw i problemów na tle psychicznym
Takie mam odczucie że to jakby zmuszanie kogoś do czegoś wbrew woli
Ja nawet się pogubiłam teraz czy ja jestem w tym lepszym czy gorszym etapie depresji skoro przez parę miesięcy nie odczuwałam emocji ale miałam na podobnym poziomie te myśli samobójcze. A teraz znów zaczęłam płakać codziennie,myśli samobójcze jakby silniejsze,chęc autodestrukcji i jak już się próba np dzieje to ja nie czuje nic. A ba wręcz taki spokój. Ale np mam taka myśl "nie,obrałam złą strategie,tak to mnie ktoś może odratować,muszę obmyśleć to inaczej"
Czy ja naprawdę mam jedną aż tak intensywną osobowość samobójcy czy jestem po prostu bardzo popsuta ?
Nie wiem w sumie co o tym myśleć.
Bo nadal siebie totalnie nie kumam i tego co się dzieje w tej durnej głowie
Może uda mi się to rysunkiem jakoś sprecyzować xd
Jutro będzie malarstwo i tańce 🎨💃🎶
Jestem nieziemsko ciekawa co będziemy malować xd
Mam też nadzieję że znajdę na to siłę
A no. A teraz idzie w inną stronę
Zaczynam chcieć ponownie udzielać się w sztuce ale chce się znów odizolować
Ciekawe co z tego wyniknie
Super. Zamiast wiedzieć że mam np lepszy lub gorszy stan mam więcej sprzeczności xd
Byłoby chyba wszystko o wiele prostsze gdyby nie było to tak zrąbane aż tak
No dobra zobaczymy co będzie jutro.
Do zobaczenia wszystkim
Trzymajcie się 💜
12 notes · View notes
yazzienomore · 20 days
Text
Słomiana parasolka
Wgląd na relacje Xue Yanga i Wei Wuxiana w Dzwonkach.
Mały two-shot (or is it?), który zaczęłam pisać o 1 w nocy, kiedy nie mogłam spać.
Honestly? 1 w nocy to czas, kiedy najprzyjemniej mi pisać, sama jestem zdziwiona, jak dobrze to wyszło.
Część 1/2
Xue Yang nie pamiętał, kiedy ktoś ostatni raz podał mu pomocną dłoń.
Mężczyzna wyrzucił go na ulicę w deszczu, krzycząc i wytykając jego niekompetencje. Nie ważne, ile Xue Yang bil, kopał i krzyczał, ten mężczyzna trzymał jego rękę mocno niczym imadło, udaremniając każdą możliwość ucieczki.
Cisnął Xue Yanga prosto na błotnistą drogę, wyłożoną gdzie nie gdzie kamieniami. Ludzie nie zwracali uwagi na zwykłego wyrzuconego szczeniaka, takie rzeczy były na porządku dziennym i zdołali nauczyć się, jak ignorować problemy innych. Po prostu woleli nie ściągać na siebie kłopotów, albo po prostu mieli innych gdzieś. Ten wściekły sprzedawca już wolał pobić bezdomną sierotę niż stracić choćby mały kawałeczek swojego towaru.
Kiedy Xue Yang został z pełną siłą rzucony jak worek ryżu na zimne błoto, ludzie omijali go szerokim łukiem, jakby bali się, że zarażą się od niego biedotą i pechem. Właściciel stoiska ze słodyczami jeszcze kilka razy okładał go kijem, po czym popchnął na środek ulicy i splunął. Rzucił jeszcze za siebie kilka wyzwisk pod adresem Xue Yanga i jego matki, po czym odszedł, jakby nigdy nic się nie stało, jakby nie była to dla niego żadna nowość.
Ale Xue Yang już nie słyszał. Po uderzeniach w plecy nie mógł złapać tchu ani się ruszyć. Widział tylko pędzący na łeb na szyję powóz, który zaraz miał go przejechać. Desperacko szamotał się na kamieniach w próbie usunięcia się z drogi nadciągającymi niebezpieczeństwu.
Powóz był coraz bliżej, ale Xue Yang nie mógł unieść posiniaczonej ręki, która już jako jedyna stała na drodze wielkiemu kołu oraz kopytowa konia.
Kopyta konia uderzyły go w łokieć i potylicę. Już widział, jak ciężkie koło rozgniotło owoc leżący przed Xue Yangiem. Widział, że już nic nie może zrobić, więc zamknął oczy i przygotował się na czekający go ból.
Niespodziewanie, ból nie nadszedł.
Zamiast tego, Xue Yang usłyszał jak przez mgłę, jak ktoś krzyczy głośno:
- Stać! Stać, mówię!
Ta osoba wybiegła naprzeciwko wodzowi, ryzykując własne życie, aby go zatrzymać. Drewniane koło zatrzymało się o długość paznokcia od jego dłoni.
Xue Yang uniósł powieki i spojrzał na swojego wybawiciela.
Mężczyzna był raczej wysoki, chudy i ubrany w nieco znoszone, czarne szaty. Jedynymi plamami koloru były czerwona wstążka w jego włosach i parasol.
Właściciel wozu wychynął zza zasłony w oknie.
- Zjeżdżaj, ty szaleńcu! Nie widzisz, że mi się okropnie spieszy?! No już, zjeżdżaj stąd!
Mężczyzna jednak nie ustąpił, przeciwnie, podszedł bliżej do okienka powozu i wytknął palcem w drugiego. Xue Yang nazwał go "mężczyzną", ale przy bliższym przyjrzeniu się, nie wyglądał na dużo starszego od samego Xue Yanga, najwyżej o kilka lat. To jego cienie pod oczami i wychudzona, aczkolwiek wysoka sylwetka zmyliła małego Xue Yanga.
- Czy to ty nic nie widzisz? Prawie rozjechałeś niewinne dziecko! Jak ci nie wstyd! - Krzyczał, cały czas wytykając palcem mężczyznę siedzącego w pojeździe.
Tamten tylko parsknął i udawał, że ogląda się pod koła.
- Ja tu nie widzę żadnego dziecka, tylko brudną sierotę z ulicy. A teraz zejdź mi z oczu, ty heretyku!
Młodzieniec wyprostowal się i wykrzywił twarz w grymasie.
- Bardzo dobrze. Chodź młody, idziemy - chwycił rękę Xue Yanga i podciągnął go z ziemi. Uchylił nad nim parasolkę, osłaniając przed deszczem.
Starszy mężczyzna jeszcze prychnął i odjechał powozem. Przez chwilę Xue Yang patrzył, jak drewniany pojazd znika w tłumie.
- Jak się nazywasz, mały człowieku? - Zapytał starszy, uśmiechając się pogodnie.
Jednak Xue Yang nie ufał ludziom starszym od siebie. Wyrwał dłoń z uchwytu drugiego.
- Nie dotykaj mnie!
Młodzieniec uniósł ręce defensywnie.
- Spokojnie, spokojnie mały! Chciałem ci tylko pomóc - podparł się pod boki. - Gdyby nie ja, tamten człowiek zgniótł by ci palce. Uważam, że należy mi się przynajmniej magiczne słowo.
Xue Yang uniósł brew.
- Jakbyś nie zauważył, nie jestem kultywatorem. Nie znam żadnych magicznych słówek ani pieczęci.
Starszy wydawał się przez chwilę skonfundowany, po czym roześmiał się głośno.
- Oczywiście, że nie! Chodziło mi o zupełnie inne magiczne słowo. Sam uważam, że wszyscy ludzie powinni je znać - otarł łzy, chichocząc jeszcze pod nosem. - Te dwa słowa to "dziękuję" i "przepraszam". Jeśli ktoś zrobi ci przysługę, trzeba mu podziękować za fatygę. " Dziękuję", że uratowałeś moje palce - wskazał dłonią na Xue Yanga. - No, dalej! To wcale nie jest takie trudne.
Xue Yang skrzywił się i zgarbił nieco.
- Dziękuję dage za dzisiejszą pomoc - wymamrotał i od niechcenia złożył ręce w geście pozdrowienia.
Mężczyzna ponownie się uśmiechnął. On również złożył dłonie, lecz bardziej formalnie, jakby naprawdę salutował Xue Yangowi.
- Ten dage jest wdzięczny za przeprosiny tego młodego mistrza i chciałby zapytać się o imię.
Xue Yang stwierdził, że ten człowiek jest niepoważny, zachowując się tak w swoim wieku. On był od niego młodszy, a uważał, że jest za stary na takie głupie dziecinady.
Ale młody xianjun był nawet zabawny. Jeszcze nikt oprócz jego zmarłych rodziców nie chciał się z nim bawić. To nie mogło być aż takie złe.
4 notes · View notes
kasja93 · 11 months
Text
Hej!
Tumblr media
Zgadnijcie… kto o północy wstał by zagrzać wody do termoforu bo było mu mega zimno? Reszta nocy minęła mi już spokojnie. Było mi cieplutko do samego rana, aż obudziła mnie Ruda. Reszta poranka minęła jak zawsze na karmieniu dziadów, sprzątaniu i skin care. Tym razem czułam już rano głód i postanowiłam „zutylizować” bułkę kukurydzianą, która zaczęła zmieniać się w kamień. Trafiła wraz z serem (ten plastikowy ser co jest pakowany każdy plasterek osobno nie ma aż tak dużej kaloryki, więc walczę z moim fear foodem) do frytkownicy beztłuszczowej.
Tumblr media
Po śniadaniu i rozwieszeniu prania poczułam się bardzo zmęczona, więc ucięłam sobie godzinę drzemki. Jak poczułam się lepiej poukładałam ubrania w szafie i pojechałam na małe zakupy. W mym chorym baniaku zakiełkowała myśl by zrobić Skyrniak na Dzień Dziecka… Pierwszego czerwca idę do notariusza by sfinalizować sprzedaż mieszkania, więc będzie co uczcić a przy okazji będę miała mniej do zjedzenia jeśli podzielę się z rodzicami wypiekiem. Kupiłam też na przecenie szaszłyki warzywne na grila bo data się kończy. Jutro je sobie zrobię w frytkownicy beztłuszczowej na obiad zamiast lecza, które swoją drogą wyszło całkiem smacznie!
Tumblr media
Pokusiłam się na miseczkę ciepłego bo mimo naprawdę przyjemnego, słonecznego dnia z temperaturą 22 stopni w cieniu miałam gęsią skórkę… Pomimo założonego sweterka. No i jakoś przełknęłam fakt tego całego jedzenia dzisiejszego dnia. Śniadanie to była bomba kaloryczna, ale obiad same warzywka. Było mi nieco niedobrze po jedzeniu, ale starałam się myśleć o czymś innym.
Rozmawiałam dziś z przyjaciółką. Czuje się coraz lepiej i choć kuśtyka na tej złamanej nodze na rehabilitacje jakoś humor miałyśmy razem pogodny. Po wysłuchaniu mojego „sprawozdania” ze stanu zdrowia dostałam od niej ochrzan. Mam brać leki! Się wie… Nie będę więcej tak kombinować. Zapropnowała też bym się trochę wyluzowała rzucając abym pojechała na 3 dni chociaż nad morze… Niestety mam inne wydatki, szwy do zdjęcia, króliki i przeprowadzkę zapasem. Póki co jestem na cenzurowanym. Może pod koniec sierpnia pojadę na kilka dni. Kocham morze. Bardzo koi mi nerwy patrzenie na wodę. Dlatego też domek na wsi jest raptem 4 km od Jeziorska. A że mam zakaz dźwigania przez jakiś czas to w trakcie remontu domu będę robić za Taxi oraz catering. Będę miała dużo czasu by chodzić do lasu, który mamy za płotem oraz nad jezioro czy chociażby zwiedzać okolicę.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Uszaki dziś trzymały się razem… Albo raczej Jerry skakał wokół Rudzika czyszcząc jej futerko. Jak podeszłam z telefonem oczywiście mężnie stanął w jej obronie bylebym tylko się do niej nie przymilała. A Rudziś? Cóż dziś bardzo potrzebowała bliskości zatem dzięki mnie i Jerremu miała przez większość dnia przytulaski, głaski i buziaczki.
Po południu do paczkomatu wpadła paczka z apaszką oraz chustą. Chce sprawdzić czy będzie mi dobrze w „turbanie” na głowie. No i panowie z serwisu stanęli na wysokości zadania (jak zawsze) i tak dowalili klimę w Toyocie, że bez apaszki pod szyją zaraz się przeziębię. Poszłam na spacer a po powrocie oczywiście całe głodne uszaki rzuciły się mi pod nogi kręcąc ósemki. Stwierdziłam, że po prostu otworze pojemnik z ziołami i niech mają szwedzki stół.
Tumblr media Tumblr media
Normalnie całe głodne! Rano ziółka, na południe nagła pietruszki oraz koperek, po południu ziółka a teraz pod wieczór już się na mnie patrzą czy kolacja wjedzie już teraz. Może ja mam hobbity a nie króliki? Wiecie! Trzecie śniadanie, podwieczorki te sprawy xD
Ogólnie jest lepiej, niż wczoraj. Jestem spokojniejsza, ale ogarnia mnie przeraźliwy smutek… Muszę się czymś wtedy zajmować, aby nie skupiać się na nim. Czas ciągle mija mi w różnym tempie. Dziwne uczucie. Wiem… strasznie tu smęcę. Spokojnej nocy moi drodzy. Tudzież dnia, jeśli odczytacie to jutro czy kiedykolwiek tam :)
Tumblr media
22 notes · View notes
linkemon · 22 days
Text
Munakata Souta x Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
Tumblr media
ᴋɪʟᴋᴀ ʀᴏᴢᴍᴏ́ᴡ ᴏ sᴏᴜᴄɪᴇ ᴢ ʀᴏ́ᴢ̇ɴʏᴍɪ ᴏsᴏʙᴀᴍɪ, ᴋᴛᴏ́ʀᴇ ᴘᴏᴍᴀɢᴀᴊᴀ̨ [ʀᴇᴀᴅᴇʀ] ᴢʀᴏᴢᴜᴍɪᴇᴄ́, ᴢ̇ᴇ ᴘʀᴢᴇɢᴀᴘɪᴌᴀ sᴡᴏᴊᴀ̨ sᴢᴀɴsᴇ̨ ɪ ᴘᴏʀᴀ ᴛᴏ ɴᴀᴘʀᴀᴡɪᴄ́.
ᴡ ᴄᴢᴀsɪᴇ ᴘɪsᴀɴɪᴇ ᴛᴇɢᴏ, ғɪʟᴍ ʙʏᴌ ᴊᴇsᴢᴄᴢᴇ ᴡ ᴘᴏʟsᴋɪᴇᴊ ᴅʏsᴛʀʏʙᴜᴄᴊɪ ᴋɪɴᴏᴡᴇᴊ. ɴɪᴇ ᴍɪᴀᴌᴀᴍ ɴᴀ ᴛʏʟᴇ ᴅᴏʙʀᴇᴊ ᴘᴀᴍɪᴇ̨ᴄɪ ʙʏ ᴜᴢ̇ʏᴄ́ ᴏʀʏɢɪɴᴀʟɴᴇɢᴏ ᴢᴀᴋʟᴇ̨ᴄɪᴀ ᴢᴀᴍʏᴋᴀᴊᴀ̨ᴄᴇɢᴏ ᴅʀᴢᴡɪ ᴀɴɪ ᴢɴᴀʟᴇᴢ́ᴄ́ ɢᴏ ᴡ ᴘᴏʟsᴋɪᴇᴊ ᴡᴇʀsᴊɪ, ᴡɪᴇ̨ᴄ ᴢᴏsᴛᴀᴌᴏ ᴍɪ ᴘʀᴢᴇᴛᴌᴜᴍᴀᴄᴢᴇɴɪᴇ ᴢ ᴋᴀᴡᴀᴌᴋᴏ́ᴡ ᴀɴɢɪᴇʟsᴋɪᴇᴊ, ᴋᴛᴏ́ʀᴇ ᴅᴀᴌᴏ sɪᴇ̨ ᴢɴᴀʟᴇᴢ́ᴄ́ ɴᴀ ɴᴇᴄɪᴇ.
ғʀᴀɢᴍᴇɴᴛ ᴡʏᴋᴏʀᴢʏsᴛᴀɴᴇᴊ ᴘɪᴏsᴇɴᴋɪ ᴢ ʟᴀᴛ 80. ᴛᴏ ғʟʏᴅᴀʏ ᴄʜɪɴᴀᴛᴏᴡɴ ɴᴀʟᴇᴢ̇ᴀ̨ᴄʏ ᴅᴏ ʏᴀsᴜʜʏ.
[Reader] spojrzała na śmiejącego się Hitsujirō. Było w tym dźwięku coś znajomego. W pierwszej chwili nie była nawet w stanie określić, co dokładnie. Kiedy wreszcie to do niej dotarło, poczuła ciężar w okolicy serca. Dziadek Sōty miał dokładnie ten sam śmiech, co jego wnuk. Rozlewający się po szpitalnym pomieszczeniu niczym promień jasnego światła w ciemnym pokoju. Jednak była w nim jakaś gorzka nuta. Jakby nigdy nie wierzył, że jego potomek mógł cokolwiek zrobić dobrze, i fakt, że wreszcie nastąpiła katastrofa, był zabawny.  
— To nie jest śmieszne! — wykrzyczała z wyrzutem.  
Czuła, jak gorące łzy skapują jej po policzkach. Te, które kumulowały się w niej od dwóch tygodni. Zaczynała rozumieć, dlaczego Sōta rzadko odwiedzał dziadka. Bronienie się przed nim rękami i nogami nagle nabrało sensu. Był świetnym zaklinaczem, ale niezbyt dobrym członkiem rodziny.
***  
Dobrze pamiętała pierwszy raz, gdy spotkała Munakatę. Był wtedy jeszcze nastolatkiem. Nie całkiem wprawnym w sztuce zamykania przejść. Gdyby postawiono ich przy sobie, zdecydowanie widać byłoby, że to [Reader] ma większe doświadczenie.  
Nigdy wcześniej nie była w Tottori. Zmęczona długą podróżą, wierzyła, że będzie miała czas odpocząć. Rodzina zarezerwowała jej nawet wygodny pensjonat. Jednak gdy na horyzoncie pojawiły się znajome czerwone smugi, wiedziała, że nie będzie jej to dane. Czarne drobinki pyłu w powietrzu śmierdziały zniszczeniem. Pachniały świeżą ziemią i śmiercią.  
Zanim dobiegła na miejsce, ogromna dżdżownica już wiła się w górę. Jak zawsze szykowała się, by spaść. Przynosząc ze sobą trzęsienie ziemi i pochłaniając setki żyć. [Reader] szczerze zdziwiła cudza obecność. Cała jej najbliższa rodzina należała do zaklinaczy. Choć nigdy nie wykluczali, że istnieje więcej osób, takich jak oni, nie miała okazji takowych spotkać. Dlatego widok Sōty był szokujący.  
To był pierwszy raz w życiu, gdy stwierdziła, że coś zaparło jej dech w piersiach. Było to dość szalone. W końcu biegła przez opuszczone, suche pola ryżowe wprost w stronę niebezpieczeństwa. A jednak w Munakacie widziała jedynie spokój. I, choć drzwi do silosu za nic nie chciały się ruszyć, stawiał im czoła. Krok za krokiem, walcząc z obezwładniającą siłą otchłani.  
Dopadła drzwi, zapierając się nogami z całych sił. Gdy skrzydło lekko drgnęło, wiedziała, że za chwilę będzie po wszystkim.  
Długie, czarne włosy targane siłą huraganu zasłaniały twarz chłopaka. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że kryją się za nimi błękitne tęczówki, przywodzące na myśl bezkresne jeziora w pogodny dzień. W jego ręce połyskiwał złoty klucz. Ten sam, który z wielkim trudem wbił w zmaterializowany zamek.  
— O Wielcy Bogowie, którzy rządzicie pod ziemią, wy, którzy chroniliście ludzkość przez pokolenia… — nastolatek przekrzyczał wiatr.  
[Reader] spojrzała na wyschnięte pola. W umyśle widziała to miejsce jak za dawnych lat. Zielone. Częściowo zanurzone w wodzie. Stała pośród ciężko pracujących ludzi, wkładających sadzonki ryżu na miejsca. Przekrzywiała kapelusz, odpowiadając na pozdrowienia sąsiadów. Szła na przerwę, by zjeść skromny obiad w towarzystwie rodziny.  
Czuła zapach deszczu i ciepło słońca na twarzy. Chłód, gdy zanurzyła stopy w wolno płynącej wodzie. Śmiech bawiących się dzieci otaczał ją ze wszystkich stron. Niemal mogła dotknąć twarzy starszej kobiety, która uczyła ją, jak powinna zbierać plony.  
W ułamku sekundy nastała martwa cisza i ciemność. Kiedyś to było miejsce pełne życia. Zanim mieszkańcy zdecydowali się je opuścić. Jak wiele innych na terenie Japonii.  
Nieważne, ile razy to robiła, nigdy nie mogła się do tego przyzwyczaić. To było jak żegnanie żyć, których nigdy nie znała. Widziała jedynie skrawki, a chciała poznać je wszystkie. Bo zapomnienie było jak przyznanie, że miejsce już dawno nie żyło.  
— …góry i rzeki, które zwiemy naszymi, przyjmijcie z powrotem! — zakończyła dziewczyna, przekręcając klucz.  
— Nie wiedziałem, że ktoś jeszcze potrafi zamykać drzwi — stwierdził zdziwiony chłopak. — W każdym razie, dziękuję za pomoc. — Głos wydawał się nieść echem w ciszy, która zapadła po ustaniu huraganu.  
— Ja też nie miałam pojęcia — przyznała [Reader].  
— Munakata Sōta. — Ukłonił się grzecznościowo.  
***  
Dziewczyna powinna była się spodziewać, że tak to się skończy. Zaspała, bo późną nocą zamknęła drzwi oddalone od Tokio, a pociąg powrotny potwornie się spóźnił. Teraz, na wpół zaspana, wypadła z mieszkania. Na szczęścia Serizawa nigdy nie był nigdzie na czas, więc choć raz mógł jej pomóc dostać się na drugi koniec miasta. Ostatni raz sprawdziła, czy ma wszystko w torebce. Nie zdążyła niczego zjeść rano, ale kierowca obiecał jej, że nie będzie głodna.  
— Ty i twoja definicja śniadania — jęknęła ostentacyjnie.  
— Nigdy nie powiedziałem, że to zdrowe śniadanie. — Serizawa uśmiechnął się szeroko.  
Podał jej do ręki puszkę energetyka, którą przyjęła z cichą rezygnacją. Tak to właśnie się zaczyna. Je się byle co, a potem przestaje jeść śniadania w ogóle. Przyszły nauczyciel powinien wprowadzać zdrowe nawyki żywieniowe. Tymczasem dawał zupełnie odwrotny przykład.  
Wsiadła do auta i zapięła pasy. Chłopakowi jak zwykle się nie spieszyło. Wyglądał na cudownie wyspanego. Z namaszczeniem wcisnął guzik radia. Odkąd kupił swój czerwony wóz, stał się nie do zniesienia na jego punkcie. Każdy znajomy musiał go obejrzeć. Wszyscy dookoła znali jego specyfikacje techniczne na pamięć. Nie mieli wyboru.  
— It's So Fly-Day, Fly-Day China Town! — rozległo się z głośnika.  
Dziewczyna skierowała dłoń w stronę zawieszonego na uchwycie smartfona. Dostała gwałtownie po łapach, gdy już miała zmienić piosenkę. Nie istniały żadne inne kawałki niż te ze świętych playlist. Lata 80. I 90. były rejonami władającymi sercem Serizawy od zawsze. I tak już chyba miało pozostać.  
Student zaczął głośno śpiewać, więc wyłączyła mózg, popijając energetyka. Zbierało się na deszcz. Nad ulicami Tokio zawisły ciężkie chmury. Odbijały się w przezroczystych wieżowcach centrum. Korek dał jej szansę na podziwianie wściekle czerwonego światła blokującego im szansę na minięcie kolejnej ulicy. Jak na złość, obok nich stał samochód pełen młodzieży. Banda zaczęła nabijać się z głośnego śpiewu. Wyglądali na wagarowiczów. Serizawa wdał się z nimi w żywą dyskusję, w której doszło między innymi do wymiany wielu słów na temat matek.  
— To jak, ruszyło coś w końcu? — spytał chłopak, dodając gazu.  
— Przecież widzisz, że jedziemy.  
O tak. Granie głupiej zdecydowanie było dobrym pomysłem.  
— Nie udawaj. — Serizawa sugestywnie spojrzał na nią znad okularów.  
— Nic nie ruszyło, poza tym korkiem. Koniec tematu — skwitowała [Reader].  
Cisza nie trwała długo. Kierowca stracił zainteresowanie śpiewem. Teraz interesowała go jedna, jedyna rzecz. Wiedziała, że nie odpuści, dopóki nie dojdzie do sedna sprawy.  
— Czemu mu nie powiedziałaś? — Odpowiedziała mu jedynie cisza. — Jak mi nie powiesz, będę jechał czterdzieści na godzinę i nigdy nie zdążysz. — Uśmiechnął się złośliwie.  
— Tak? Trudno się mówi. Na szczęście się przygotowałam. Wygląda na to, że zaczyna padać. Z racji, że szyberdach ciągle jest zepsuty, wzięłam parasol. Pora go rozłożyć.  
[Reader] istotnie wyciągnęła z torebki parasol. Wyglądało to co najmniej idiotycznie. Czerwone, sportowe auto, a nad nim kolorowa parasolka. Niewiele to dawało, bo krople deszczu wciąż spadały na ich twarze, ale przynajmniej czubki głów mieli suche.  
— Co ty robisz? HEJ! Chowaj to w tej chwili. Wystraszysz wszystkie laski, jak dojedziemy na miejsce!  
No tak. Bo dziewczyny na pewno będą stały na parkingu w ulewnym deszczu. Ujrzenie takiego auta, chlapiącego wodą na prawo i lewo, musiało być szczytem ich marzeń.  
Dziewczyna z uporem trzymała rękę w górze. Kałuże stawały się coraz większe, a krople coraz cięższe. Dźwięki piosenek mieszały się z szumem deszczu. Przechodnie patrzyli na nich jak na wariatów, spiesząc, by schować się w pobliskich sklepach i na przystankach.  
— Dokąd jedziesz? — spytała dziewczyna, czując narastający niepokój.  
To zdecydowanie nie była znana jej droga.  
— Nie mogę się tak pokazać na miejscu, więc będziemy robić kółka, aż nabierzesz rozumu. To moja nowa metoda wychowawcza — stwierdził Serizawa.  
— Mam nadzieję, że nie dadzą ci żadnego dziecka pod opiekę — stwierdziła [Reader].  
Krążyli w kółka, niczym dwa chomiki w kołowrotku. Paliwo nie było tanie i pasażerka zastanawiała się, ile jeszcze kilometrów zrobią, zanim kierowca się złamie.  
Mokre chodniki błyszczały, odbijając światło bilbordów znanych marek. Nieliczne drzewka posadzone wzdłuż ulicy uginały się pod naporem wody. Zdawały się strząsać z siebie wszystkie krople. Powietrze pachniało wilgocią. Było duszne i ciężkie, zwiastując, że to tylko przelotna ulewa i za niedługo ustąpi miejsca słońcu.  
— No to czemu sprawa dalej stoi w miejscu? — ponowił pytanie Serizawa.  
— Ale jesteś upierdliwy! — [Reader] schowała parasol, pozwalając ulewie się do nich dostać. — Dobra, skoro ci tak bardzo zależy, to sprawa stoi w miejscu, bo stchórzyłam. Zadowolony? — Oparła głowę o łokieć.  
Chłopak westchnął, ale z powrotem zawrócił na właściwą trasę.  
— Czego się boisz? Friendzone’u? Przecież widać, że was do siebie ciągnie — oznajmił Serizawa.  
Rzeczywiście była to prawda. Subtelne muśnięcia dłoni. Nieśmiałe uśmiechy podczas komplementów. Niby przyjacielskie uściski. Spędzali wspólnie dużo czasu. Zdecydowanie więcej niż tylko przyjaciele. Od dnia, kiedy spotkała Munakatę pierwszy raz, wiedziała, że to będzie dla niej ktoś więcej. Jednak gdy przychodziła pora na to, by pchnąć relację do przodu, nie miała na to odwagi.  
— On jeden mnie naprawdę rozumie. Jeśli nam nie wyjdzie, to go stracę — mruknęła.  
W istocie tak było. Sōta był jedyną osobą spoza rodziny, która rozumiała ją jako zaklinacz. Patrzył na świat odrobinę inaczej niż wszyscy. Dotykały go te same problemy i trudności. Co sprawiało, że łatwo było im sobie pomagać, a jeszcze łatwiej się do siebie przywiązać. Z tego samego powodu jednak czuła, że utrata bolałaby równie mocno.  
— Jak wam nie wyjdzie, możecie…   
— …zostać przyjaciółmi? — [Reader] weszła mu w słowo. — Chyba sam w to nie wierzysz.  
Chłopak przytaknął po chwili namysłu.  
— Tylko nie czekaj za długo — stwierdził Serizawa, wjeżdżając na parking.  
***  
— [Reader], heeej, [Reader]! — Kobieta stojąca za ladą machała energicznie.  
Dziewczyna wolała uniknąć zbędnej konfrontacji i iść od razu iść na górę, jednak nie miała wyboru. Westchnęła cicho i zajrzała do sklepiku. Wiecznie przeklinała Munakatę za wybór mieszkania w tej dzielnicy. Było w Tokio. Powinno wręcz krzyczeć anonimowością. Tymczasem tutaj każdy znał każdego i wiedział wszystko o wszystkich. W dodatku na dole bloku stał sklepik całodobowy prowadzony przez dwie podstarzałe kobiety i studentkę w jej wieku. To było jak wysokiej klasy osiedlowy monitoring. Niestety nie można go było wyłączyć na życzenie. A czasem by się przydało. Szczególnie że każda z pracownic wręcz uwielbiała Sōtę i śledziła jego ruchy jak tylko mogła. Kupił w innym sklepie? Zarzucą mu następnym razem, że więcej nie dostanie zniżki albo celowo oznajmią, że brakuje towaru. Przyprowadził [Reader]? Wypytają ją od razu, czy jest jego dziewczyną, bo same mają wnuczki, które byłyby zainteresowane potencjalnym kawalerem. Śpieszą się gdzieś z Munakatą? Już nie! Pora na nowe ploteczki z okolicy…  
— Dzień dobry — przywitała się dziewczyna niezbyt entuzjastycznie.  
Czuła, że pierwszym pytaniem, jakie dziś padnie, będzie: Gdzie jest…  
— Gdzie jest nasz mały Sōta? — wyparowała cioteczka prosto z mostu.  
[Reader] nawet nie próbowała zwrócić uwagi, że nazywanie dwudziestodwuletniego wysokiego mężczyzny małym nie miało sensu.  
— Nie mam pojęcia — przyznała szczerze.  
Sama próbowała to ustalić od kilku dni, rwąc sobie włosy z głowy. Munakata wysłał tylko jedną krótką wiadomość. Nie odpowiadał na żadne sms-y ani nie oddzwaniał. Jego social media również były martwe. Nie wiedziała, dokąd tym razem pojechał. Nie zawsze zdawali sobie wzajemnie relacje z tego, gdzie akurat zamykali przejścia. Teraz bardzo tego żałowała. Zdarzało się mu wcześniej znikać bez kontaktu, ale nigdy na tak długo.  
Cioteczka rozgadała się o tym, jak naprzeciwko zaczął się remont ulicy. Potem o jakimś białym kocie, który podbijał serca wszystkich internautów ([Reader] była niemal pewna, że to dorabiająca studentka musiała jej go pokazać). Potem zaś przeszła do tego, jak nieodpowiedzialna ta młodzież, że sami podróżują w młodym wieku…  
— Co do tej okropnej młodzieży — wtrąciła [Reader]. — Słyszałam, że kuzynka Sōty zatrzymała się u niego w mieszkaniu.  
— Dałam jej zapasowe klucze. — Kobieta lekceważąco machnęła ręką. — Roztrzepana trochę, nie to co nasz Sōta…  
— Dokładnie — przyznała [Reader] zawzięcie przytakując. — I właśnie z tego powodu muszę do niej zajrzeć. — Z tymi słowami wybiegła przed sklep, zanim cioteczka znalazła nowy temat do rozmowy.  
Droga na górę była znajoma. Przeskakiwała po dwa stopnie naraz, wbiegając po schodach.  
Zastukała w drzwi z całej siły. Odpowiedziała jej głucha cisza. Zapukała ponownie.  
— Jestem [Reader]! Serizawa powiedział mi, że przyjechałaś i że jesteś kuzynką Sōty.  
Nastała chwila ciszy, po której dało się słyszeć coraz to głośniejsze kroki. Za drzwiami pojawiła się młoda dziewczyna. Nastolatka w pośpiechu zaprosiła [Reader] do środka. Skłoniła się nisko, machając przy tym ciemnym kucykiem.  
Musiała przyznać, że wbrew słowom cioteczki dziewczyna chyba miała trochę oleju w głowie. W końcu nie otworzyła z marszu obcej osobie.  
— Nazywam się Iwato Suzume, [Reader]-san. — Skłoniła się.  
— Nie trzeba aż tak formalnie. Jesteśmy w podobnym wieku — uspokoiła ją kobieta, widząc, jak niepewnie krząta się dziewczyna.  
[Reader] zajęła miejsce na niewielkiej sofie. Mieszkanie było mikroskopijne, ale lubiła je. Kojarzyło jej się z biblioteczką starych książek o zaklinaczach, których nigdy nie chciało jej się czytać. Ze stertami podręczników do pedagogiki, które Munakata kochała studiować od deski do deski. Z podniszczonym dywanem w śmieszne wzory, poplamionym sosem sojowym. Z niedziałającą żarówką, której właściciel nie chciał wymienić, przez co wieczorami zawsze siedzieli w półmroku. Z zapachem świeżo parzonej kawy i męskich perfum. To mieszkanie wręcz było Sōtą. Nie wiedziała, czy to jej profesja nakazuje jej wiązać miejsca z ludźmi. Może po części tak było. Teraz jednak była pewna, że będąc tu, mocniej niż dotąd odczuła brak mężczyzny.  
— Więc… emmm… mogę zapytać, co panią… znaczy co ciebie tu sprowadza?  
Nastolatka nie wydawała się przekonana do używania tylko jej imienia.  
— Serizawa pewnie powiedział ci to samo, ale szukam Sōty.  
— Przysięgam, że nie wiem, gdzie jest — zarzekła się dziewczyna.  
Przyznała to trochę za szybko jak na gust [Reader]. Z drugiej jednak strony, widząc, jak się miota, stwierdziła, że może po prostu czuła się niekomfortowo w towarzystwie obcej osoby.  
Szczególnie, że to Serizawa był pierwszym człowiekiem, którego spotkała tego popołudnia. W głębi duszy miał dobre serce, jednak zdecydowanie nie zyskiwał przy pierwszym spotkaniu. Był głośny. Zawsze domagał się tego, czego chciał. Otaczała go niezmiennie aura jakiegoś nieopisanego, wesołego chaosu. Pachniał papierosami, pomimo tego, że głosił, że jako przyszły nauczyciel, „ udupi” każdego, kto spróbuje zapalić pod jego nosem. Podążał też za nim zapach paliwa, które hektolitrami wlewał do swojego ukochanego, wymuskanego samochodu. Koloru tak czerwonego jak jego temperament. Jeśli to jego Suzume zobaczyła jako pierwszego, nic dziwnego, że nie za wiele pomogła.  
— Rozumiem, ale… miałam nadzieję, że może wiesz cokolwiek. Nie pojawiał się tu od dłuższego czasu. Musiałaś jakoś się z nim skontaktować, żeby przyjechać.  
— Nie umawiałam się z nim wcześniej. Byłam w okolicy i potrzebowałam na chwilę odpocząć. Wiedziałam, żeby w razie czego odebrać klucze na dole. To wszystko.  
Kobieta poczuła, jak ulatuje z niej nadzieja.  
— Ach tak… Nie będę ci więc przeszkadzać. — Zaczęła się zbierać do wyjścia.  
— Pani… znaczy… martwisz się bardzo o Sōtę-sana? — Suzume spojrzała na nią szczerym i przenikliwym spojrzeniem.  
— Pokłóciliśmy się zanim wyjechał.  
[Reader] wróciła myślami do ich ostatniej rozmowy. Nie rozstali się wtedy w zbyt dobrej atmosferze. Wręcz beznadziejnej. Rzadko dochodziło między nimi do spięć. Obydwoje byli raczej spokojnymi ludźmi. Jednak w pracy zaklinaczy zawsze podążało za nimi ryzyko. Bo opuszczone miejsca rzadko były bezpieczne. Opustoszałe domy, zgliszcza i zalane tereny same w sobie nie były aż takim problemem, ale dżdżownica ciągnęła za sobą zgubę. Gdziekolwiek otwierały się drzwi, znajdywał się odór śmierci. Niezamknięte w porę przejścia zwiastowały trzęsienia ziemi. Jak długo mieli to robić? Aż do kresu sił? [Reader] nie mogła niczego w życiu zaplanować, bo wiecznie podążał za nią obowiązek. Sekret, o którym nie mogła rozmawiać. To, co kiedyś wydawało się przygodą, stało się nużące. Ile jeszcze cierpienia miała oglądać, wkładając klucz do niezliczonej liczby zamków?  
Munakata nie podzielał jej zdania. Dla niego wszystko było szlachetnym przywilejem. Na tyle, by uważał za swój święty obowiązek domykanie kolejnych przejść. [Reader] niejednokrotnie zastanawiała się, czy ten punkt widzenia wpoił mu dziadek. Dopiero gdy później poznała Hitsujirō, zrozumiała, że to zdecydowanie nie było tak. Sōta po prostu nie chciał zostawiać ludzi w potrzebie i czuł, że nie ma zbyt wiele osób, które mogłyby go zastąpić. Nieważne, ile dawnych wspomnień o domach, centrach handlowych, barach, parkach rozrywki czy kapliczkach musiał oglądać.  
I, choć rozumiał, dlaczego kobieta chciała od tego uciec, sam nie zamierzał tego robić. Nie chciał dać się przekonać, że może warto znaleźć inne osoby, które mogłyby pomóc, a z czasem wszystko zostawić w ich rękach. Twierdził, że nikt nie będzie w stanie zobaczyć dżdżownicy. A wystawianie kogokolwiek na oglądanie otchłani było zbyt niebezpieczne.  
Padło kilka gorzkich słów. Kobieta wielokrotnie starała się odtworzyć w głowie konwersację, ale za żadne skarby nie była w stanie sobie ich przypomnieć. W pamięci został tylko zawiedziony wyraz twarzy Munakaty w ogarniętym półmrokiem mieszkaniu. Jego zgarbione ramiona i to, jak szybko odwrócił głowę. Być może po to, by nie widziała, że jest zły. A może po prostu nie chciał pokazać żadnej łzy. Nigdy nie widziała, by płakał, ale to mógł być pierwszy raz.  
Tamtego wieczora uparcie wpatrywała się w komórkę, walcząc sama ze sobą, by nie zadzwonić. Po cichu liczyła też na to, że może zdjęcie mężczyzny pojawi się na wyświetlaczu. Jednak nic takiego nie nastąpiło. A gdy zdecydowała się napisać następnego dnia, nie dostała odpowiedzi. Po jakimś czasie otrzymała jedynie suchego sms-a o treści:  
Nic mi nie jest. Wszystko w porządku.  
Nie brzmiało to jak coś, co piszą osoby, z którymi naprawdę nic się nie dzieje. W dodatku Serizawa nie dostał żadnej informacji. Munakata nie pojawił się na zajęciach, a dzisiaj opuścił egzamin dopuszczający do zostania pedagogiem. Coś, do czego dążył przez tak długi czas.  
— Zanim wyjechał… powiedziałam kilka rzeczy, których teraz żałuję. To chyba normalne troszczyć się o kogoś, kogo się kocha, prawda? — [Reader] potarła skroń.  
Cóż. Wreszcie przyznała to głośno w mieszkaniu Sōty. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Nawet jeśli kuzynka miała mu o tym powiedzieć, nie było to już takie ważne. Chciała po prostu zobaczyć go całego i zdrowego.  
— O-oczywiście — zająknęła się dziewczyna.  
Jej wzrok powiódł do krzesełka. Pomalowanego na żółto, z tylko trzema nogami. Dziwnego, małego mebelka opartego o stos książek, który przewrócił się niezgrabnie z hałasem.  
— Nigdy go tu nie widziałam. Może to projekt na studia.  
Miałoby to sens. Niektóre prace wykonywane na zajęcia z najmłodszymi przybierały czasem dziwne, artystyczne formy.  
Nie była w stanie powiedzieć, co nakazało jej podejść do krzesełka. Gdy go dotknęła, wydawało się ciepłe. Dwie dziurki wyrzeźbione w drewnie wydawały się wpatrywać w nią niczym oczy. Dość znajome, o barwie błękitu. Zamrugała kilkukrotnie. Tęsknota chyba powoli zaczynała ją przerastać.  
— To moje — wtrąciła Iwato, podnosząc mebelek.  
[Reader] kiwnęła głową.  
— Jeśli będziesz miała jakikolwiek kontakt z Sōtą, przekaż mu proszę, żeby się odezwał — poprosiła kobieta, łapiąc za klamkę.  
— [Reader]?  
— Tak?  
— Jestem pewna, że nic mu nie jest i że niedługo się spotkacie…  
***  
— Ta mała… jak jej było? Suzume… Powiedziałem, żeby dała sobie spokój, ale stwierdziła, że go wyciągnie.  
A więc jednak. To nie była kuzynka. I wiedziała dokładnie, gdzie był Sōta.  
— Jak ona chce…? — Niewypowiedziane pytanie zawisło gdzieś w powietrzu. — Zresztą nieważne. Muszę tylko wiedzieć, gdzie teraz jest. Znajdę ją. Nieważne, co będę musiała zrobić. — Z tymi słowami [Reader] głośno trzasnęła szpitalnymi drzwiami.  
Głupek Serizawa miał rację. Za długo zwlekała z wyznaniem swoich uczuć. A teraz Sōta tkwił tam gdzieś w otchłani, całkiem sam. Musiała go odszukać i wyciągnąć. A potem wszystko mu powie i nie będzie żadnych niedopowiedzeń. Już nigdy.
4 notes · View notes
agakikama · 2 months
Text
Tumblr media
Hejka wszystkim!
Dziś postanowiłam dać kolejną moją postać OC z mojego AU - Welcome Hope, jak już pewnie zauważyliście jest oczywiście Frank Frankly, tylko że moja postać OC ma kompletnie inny wygląd, posiada długie czarne włosy i ubrania w jednolitych kolorach, jego pasją są motyle oraz inne owady, Frank jest nie tylko dobrze oczytaną i wykształconą osobą, ale jest też znakomicie obeznany w nowoczesnej technologii i świetnie sobie radzi z komputerem, jeśli dobrze się przyjrzycie to zauważycie że Frank nosi przy sobie niebieski telefon komórkowy (kieszonka na kamizelce), moja postać OC jest znacznie jaśniejsza i tak samo jak inne moje postacie posiada pięciopalczaste dłonie, jego natura jest raczej cicha jak na przysłowiowego mola książkowego, ale też jest niezwykle pogodny, rzadko bywa smutny przy przygaszony, a w towarzystwie swoich przyjaciół sąsiadów smutek raczej mu nie grozi, bywa z niego gawędziarz, kiedy ktoś ma jakiś kłopot to Frank nie zawaha się tej osobie pomóc i znaleźć rozwiązanie na trudną sytuację, jego serdecznymi przyjaciółmi są Wally i Julie, a Sally traktuje bardziej jak młodszą siostrę, lubi on też występy kabaretowe Barnaby'ego, zawsze powtarza że przy tym psiaku nie można się nudzić, Frank tak samo jak inni lubi gry towarzyskie i dobrą zabawę no i jest także dobrym śpiewakiem, moja postać Franka też jest osobą Niebilarną, bardzo kocha się w Eddie'm, ale jest zbyt nieśmiały aby mu powiedzieć co do niego czuje, wszystko się zmienia gdy wraz z Wally'm znajdują Rose, Frank posiada sporą wiedzę medyczną, dzięki czemu potrafił pomóc dziewczynie i udzielić jej lekarskiej pomocy, a gdy Rose w pełni zadamawia się w "The Neigborhood", staje się również jego przyjaciółką, dzięki niej nabiera on więcej odwagi i pewności siebie, kto wie... może w końcu on i Eddie będą razem ;).
Co sądzicie o mojej postaci OC Frank'a Frankly'ego? Chętnie poznam wasze opinie w komentarzach, gwiazdki również są mile widziane.
UWAGA: Wszelki Hejt czy Trolling na temat mojej osoby czy też moich prac, będzie zgłaszany i usuwany!
Welcome Hope jest stworzone przez: Agakikama
"Welcome Home jest stworzone przez Clown @_PartyCoffin_"
***
Hello everyone!
Today I decided to give another OC character from my AU - Welcome Hope, as you probably already noticed, it is of course Frank Frankly, but my OC character has a completely different appearance, he has long black hair and clothes in solid colors, his passion is butterflies and other insects , Frank is not only a well-read and educated person, but he is also very familiar with modern technology and is great with computers, if you look closely, you will notice that Frank carries a blue mobile phone (pocket on his vest), my OC character is much brighter and, like my other characters, has five-fingered hands, his nature is rather quiet for the proverbial bookworm, but he is also extremely cheerful, he is rarely sad and subdued, and in the company of his friends and neighbors, he is not likely to feel sad, he sometimes a storyteller, when someone has a problem, Frank will not hesitate to help that person and find a solution to a difficult situation, his dear friends are Wally and Julie, and he treats Sally more like a younger sister, he also likes Barnaby's cabaret performances, he always says that you can't get bored with this dog, Frank, just like the others, likes social games and having fun, and he is also a good singer, my character Frank is also a Non-binary person, he is very in love with Eddie, but he is too shy to tell him what she feels for him, everything changes when he and Wally find Rose, Frank has extensive medical knowledge, thanks to which he was able to help the girl and provide her with medical assistance and when Rose fully settles in "The Neigborhood", she also becomes his friend, thanks to her he gains more courage and self-confidence, who knows... maybe he and Eddie will finally be together ;).
What do you think about my OC character Frank Frankly? I'd love to hear your opinions in the comments, stars are also welcome.
ATTENTION: Any hate or trolling about me or my works will be reported and deleted!
Welcome Hope is created by: Agakikama
"Welcome Home is created by Clown @_PartyCoffin_"
3 notes · View notes
siwa · 1 year
Text
— Każdy głupek to przeciez wie, ze nie ma myszów i myszowych, że wszystkie one jednakie i lęgną się same z siebie i ze słomy zgniłej.
— A ślimaki z liściów mokrych się lęgną — wtrącił sekretarz Przegrzybek, wciąż zajęty układaniem monet w słupki.
— Każdy to wie — zgodził się Geralt, uśmiechając pogodnie. — Nie ma ślimaków i ślimakowych. Sa tylko liscie. A kto sądzi inaczej, jest w błędzie.
Okruch Lodu, Andrzej Sapkowski
2 notes · View notes
sweetswannylawson · 2 years
Photo
Tumblr media
Krajobraz w pogodny nadmorski dzień 🌿🌳🌱
A landscape on a clear seaside day🌿🌳🌱
5 notes · View notes
beriozkele · 5 days
Text
Campo di Fiori
W Rzymie na Campo di Fiori Kosze oliwek i cytryn, Bruk opryskany winem I odłamkami kwiatów. Różowe owoce morza Sypią na stoły przekupnie, Naręcza ciemnych winogron Padają na puch brzoskwini.
Tu na tym właśnie placu Spalono Giordana Bruna, Kat płomień stosu zażegnął W kole ciekawej gawiedzi. A ledwo płomień przygasnął, Znów pełne były tawerny, Kosze oliwek i cytryn Nieśli przekupnie na głowach.
Wspomniałem Campo di Fiori W Warszawie przy karuzeli, W pogodny wieczór wiosenny, Przy dźwiękach skocznej muzyki. Salwy za murem getta Głuszyła skoczna melodia I wzlatywały pary Wysoko w pogodne niebo.
Czasem wiatr z domów płonących Przynosił czarne latawce, Łapali skrawki w powietrzu Jadący na karuzeli. Rozwiewał suknie dziewczynom Ten wiatr od domów płonących, Śmiały się tłumy wesołe W czas pięknej warszawskiej niedzieli.
Morał ktoś może wyczyta, Że lud warszawski czy rzymski Handluje, bawi się, kocha Mijając męczeńskie stosy. Inny ktoś morał wyczyta O rzeczy ludzkich mijaniu, O zapomnieniu, co rośnie, Nim jeszcze płomień przygasnął.
Ja jednak wtedy myślałem O samotności ginących. O tym, że kiedy Giordano Wstępował na rusztowanie, Nie znalazł w ludzkim języku Ani jednego wyrazu, Aby nim ludzkość pożegnać, Tę ludzkość, która zostaje.
Już biegli wychylać wino, Sprzedawać białe rozgwiazdy, Kosze oliwek i cytryn Nieśli w wesołym gwarze. I był już od nich odległy, Jakby minęły wieki, A oni chwilę czekali Na jego odlot w pożarze.
I ci ginący, samotni, Już zapomniani od świata, Język nasz stał się im obcy Jak język dawnej planety. Aż wszystko będzie legendą I wtedy po wielu latach Na nowym Campo di Fiori Bunt wznieci słowo poety.
— Czesław Miłosz
0 notes
miskeit · 2 months
Text
Dzień był pogodny; ilekroć pociąg przystawał, zdawało mi się, że słyszę lekki, nierówny oddech wiosny, wciąż jeszcze ledwie dostrzegalnej, lecz niewątpliwie obecnej: «zziębnięte baletnice czekają za kulisami» — tak nazwał niegdyś Sebastian ten stan.
— Vladimir Nabokov
0 notes
pop-culture-diary · 2 months
Text
Jak Mark Millar wyobraża sobie komunizm
Tumblr media
"Superman: Czerwony Syn" scen. Mark Miller, rys. Dave Johnson, Killian Plunkett, wyd. Egmont
Ocena: 3 / 5
„Superman: Czerwony Syn” Marka Millara wychodzi z bardzo prostego, a jednocześnie genialnego założenia: co by było gdyby statek z małym Kal-Elem wylądował w ukraińskiej wiosce zamiast w Kansas, a chłopca wychowano według komunistycznych ideałów. Millar teoretyzuje, że dorosły już Superman zostałby prawą ręką Stalina, a ostatecznie jego następcą na czele partii i komunistycznego świata.
Trzeba zacząć od tego, że Millar potrafi pisać Supermana. Jego Człowiek ze stali jest w głębi serca tym samym prostym, dobrym i uczynnym chłopakiem, który przede wszystkim chce pomagać ludziom i nie cofnie się przed niczym by zapewnić im bezpieczeństwo. Jest o tyle niebezpieczny, że święcie wierzy w poprawność swoich czynów. Wychowanie zmieniło tylko jego światopogląd, ale nie ogólne zasady moralne. Dzięki temu nawet czytając jak pogodnie rozmawia ze Stalinem, czujemy, że to nasz Superman, taki sam jak w innych komiksach. Z tym, że pozbawiony wad. Jest supersilny, superszybki, superinteligentny, i tak dalej i tak dalej, co sprawia, że bardzo szybko przestaje być wiarygodny. Warto też zauważyć, że o jego życiu prywatnym nie wiemy właściwie nic, nie znamy nawet imienia, które nadali mu rodzice. Przez cały komiks pojawia się tylko i wyłącznie jako Superman, co jasno i wyraźnie pozbawia go człowieczeństwa.
Co ciekawe Millar pochyla się nad tym jak obecność anioła stróża, który zawsze się pojawi i każdego uratuje wpływa na zachowanie prostych ludzi. Superman w pewnym momencie zwierza się Dianie, że martwi go to jak mało jego poddani uważają na swoje życie, pewni, że ich superbohater przybędzie na czas. To ciekawy, choć nierealistyczny pomysł, bo nawet Superman nie może być w więcej niż jednym miejscu na raz, a ludzie z pewnością zdają sobie z tego sprawę.
Millar bawi się światem przedstawionym, wyobrażając sobie jakie konsekwencje mogłoby mieć nowe pochodzenie Supermana zarówno na niego samego ja i na globalną politykę. Raz po raz puszcza oko do czytelnika, wprowadzając choć na chwilę postaci historyczne w niehistorycznych rolach, jak chociażby prezydent Kennedy i jego druga żona, Norma Jean. Snuje też alternatywne historie znanych i lubianych postaci z asortymentu DC. Hal Jordan zanim zostaje Zieloną Latarnią przechodzi przez prawdziwe piekło w niewoli, a Batman wywodzi się z rosyjskich wywrotowców.
Jednocześnie są rzeczy dla Millera niepodważalne. Superman spotyka Dianę z Themysciry i zyskuje jej szacunek, a także miłość. Wystarcza jedno spotkanie by on i Lois Lane zafascynowali się sobą nawzajem na zawsze (choć obrączka na palcu Lois skutecznie zapobiega ich bliższym relacjom). To powiedziawszy nie ma żadnego wytłumaczenia dlaczego Lois spędza następne kilkadziesiąt lat zafascynowana przywódcą wrogiego reżimu, którego widziała raz w życiu.
I tu docieram do pierwszego dużego problemu. Uniwersum Millara, choć niewątpliwie ciekawe, trzyma się na ślinę. Mam wrażenie, że scenarzysta tak się zafiksował na swoim pomyśle, że pozwolił na powstanie dziur fabularnych, byle tylko doprowadzić do takiego zakończenia jakie mu się marzyło. Rosyjski Batman, choć fascynujący jako postać, budzi więcej pytań niż odpowiedzi. Czemu syn rosyjskich wywrotowców wybrał sobie za symbol nietoperza? A co z Brucem Waynem? Czy w ogóle nie został superbohaterem? A może po prostu wybrał sobie inną tematykę?
Denerwuje sposób przedstawienia Wonder Woman, która pojawia się w komiksie jako naiwna młoda dziewczyna, która ślepo wierzy Supermanowi, a potem zgorzkniała, zdradzona kobieta, która zrobi wszystko by się na nim zemścić. A przecież Diana jest o wiele ciekawszą postacią, ze swoimi własnymi wątkami i ideałami.
Do tego mam wrażenie że Mark Miller nigdy nawet nie rozmawiał z kimś kto faktycznie żył pod butem komunistycznego reżimu. Zbyt lekko podchodzi do teorii, że gdyby tylko odpowiedni człowiek (Superman) stanął na czele i miał do dyspozycji odpowiednią (Brainiac) technologie, komunistyczna utopia byłaby możliwa, choć za pewna cenę (przeciwnicy polityczni po praniu mózgu). Choć ma ciekawy pomysł na wytłumaczenie czemu idealista na miarę Supermana w ogóle stanął na czele partii, zbyt łatwo prześlizguje się po problemach wiążących się z ciężarem władzy i niemożnością rozwiązania ich wszystkich. Dostajemy wzmiankę o głodzie w Ukrainie, ale już nie jak Superman go zwalczył, choć pada sugestia, że tak właśnie się stało.
Najbardziej jednak zirytował mnie jeden ze zwrotów akcji z samego końca komiksu, który moim zdaniem przekreśla wszystko co wcześniej wiedzieliśmy o charakterze Supermana i jego postępowaniu.
***spoilery***
Moim zdaniem zrobienie z Brainiaca wielkiego złego, który zmanipulował Supermana i był faktycznym złoczyńcą, który podporządkował sobie cały świat, bardzo spłyca ogólne przesłanie komiksu. Motyw człowieka, który chce dobrze i zatraca się w tym, sięgając po coraz bardziej okrutne metody wybrzmiewałby o wiele lepiej. Z drugiej strony mnie akurat przypadł do gustu wątek rodziców Supermana i jego podróży z rodzinnej planety na ziemię.
***koniec spoilerów***
To powiedziawszy są w tym komiksie wątki wręcz fenomenalne, jak na przykład sposób przedstawienia Lexa Luthora i jego rywalizacji z Supermanem. Sam Lex jest wspaniale niejednoznaczną postacią. Jesteśmy w stanie wiele mu wybaczyć, bo jest po przeciwnej stronie niż Stalin, a potem tak pochłania nas jego walka z Supermanem, że nie przystajemy by się zastanowić dlaczego właściwie to robi, aż robi się za późno i możemy już tylko docenić jego geniusz.
Komiks utrzymano w dość ciemnej gamie barw, z mocnymi akcentami czerwieni. Kreska perfekcyjnie pasuje do historii, choć niektóre z alternatywnych kostiumów prezentowanych w albumie wydają się znacznie ciekawsze od tych ostatecznie wybranych.
Koniec końców, choć Mark Millar ma świetne wyczucie w kwestii pisania postaci, a założenie początkowe „Supermana: Czerwonego Syna” prezentuje się bardzo ciekawie, jego wykonanie pozostawia wiele do życzenia. O ile czytanie komiksu zapewnia dobrą zabawę i masę radości z wyszukiwania smaczków, jeśli dłużej zastanowimy się nad szczegółami świata przedstawionego, szybko wyłapiemy dziury fabularne. „Superman: Czerwony Syn” mocno mnie zawiódł i nie widzę też żadnego powodu, by do niego wracać.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna
0 notes
kasja93 · 9 months
Text
Hejka
Tumblr media
Obudził mnie nagły atak Koperka. Zwykle to Ruda mnie tak gwałtownie budzi. Ogoniasty dziad jednak rzucił mi się na kolczyk w uchu i zaczął się nim bawić.
Zatem przyszła pora na zwyczajową rutynę. Nakarmienie królików oraz kociaka. Posprzątanie w pokoju - te trzy osobniki robią niezły bajzel oraz podlanie ogrodu. W poniedziałki oraz czwartki podlewam rośliny i dodaje nawóz. Zatem czekały mnie podwójne rundki wokół badyli :) najpierw wjeżdża konewka a w niej nawóz bydlęcy rozrobiony w wodzie (woni bardzo intensywnie) a następnie druga porcja tym razem już samej wody.
Tumblr media
Rośliny mają się dobrze. Pomidory powoli zmieniają kolor z zielonego na żółty zatem dojrzewają. Ogórki się zawiązały, fasolka rośnie. Jednak problem jest z cukinią oraz dynią. Co zakwitnie to przemija bez zawiązania się „owocu”. Może to jakaś feralna partia jałowych nasion? Ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie!
Po „śniadaniu” podczas którego wypiłam kawę na mleku migdałowym pojechałam do urzędu gminy załatwić trochę papierologii. Później podjechałam kupić grzejnik drabinkowy do łazienki.
Tumblr media Tumblr media
Wracając do domu odebrałam w paczkomacie 5 kg szarej fugi do płytek oraz zamówienie z SHEIN. Siedząc w altance obserwowałam jak Koperek bawi się z Gryziem. Początkowa „agresja” Gryzaczka minęła i zamieniła się w „markowanie”. Chodzi krok w krok za Koperkiem a ten delikwent poluje na Gryzia i go „atakuje”. Świetnie się dogadują. Jedno pilnuje drugiego i gdy Gryziu gdzieś idzie to po chwili Koperek mknie na pełnej za nim. Cieszy mnie to. Nowy kot również świetnie dogaduje się z Tajsonem, która go powącha, umyje mu głowę oraz ostentacyjnie zleje jego zapędy do markowanych zasadzek. Cygan zaś jak to Cygan. Chodzi, krzyczy, opowiada jak tylko mały pojawi się na horyzoncie. Koperek zwyczajnie się nad nią znęca bo ewidentnie podoba mu się rozgadana kotka, która wiecznie jest na „Nie” (jej miauczenie właśnie przypomina takie „nie nie nieee!”).
Uszate diabły zaś albo go ignorują albo Rudzik pogodni młodego pod szafę. On też stara się owe małżeństwo omijać szeeeerokim łukiem
Tumblr media
Jedzeniowo dziś wpadł tylko kawałek „lodowego tortu” z karmelową polewą zero. Za owy fakt nie jedzenia mogę podziękować tacie, który jak zobaczył, że jem loda rzucił do mnie jakieś zapytanie zaczynając zdanie „Pyza,(…)?”
Mama tylko zgromiła go wzorkiem a ten zaś zaczął gadać jak najęty by mnie czymś zająć. Jednak mleko zostało rozlane
Tumblr media
Większość dnia spędziłam właśnie w altance. Głównie z mamą i zwierzyńcem. Dobrze mi się z nią rozmawiało. Na tyle dobrze, że nawet nie zauważyłam kiedy przyszedł czas by napalić w piecu, wypić herbatę i się wykapać
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Wieczór spędziliśmy we troje + zwierzaki (nawet Ruda dołączyła). Generalnie było okej. Mam wrażenie, że leki zaczynają działać. Nadal mam problem z pamięcią - właśnie zastanawiałam się czy wysłałam L4 zachodnim sąsiadom choć przecież kazali mi na następnej wizycie wziąć „raport medyczny”…
Tumblr media
Jestem dobrej myśli. Powoli wraca mi humor i typowe dla mnie „głupawki”. Oby tak dalej
19 notes · View notes
opgpereglin-blog · 3 months
Text
Koliko dugo biljke mogu preživjeti u transportu? što biste trebali znati Proširite vijest! Često moramo pribjeći kupnji biljaka putem interneta koje jednostavno ne možemo nabaviti u lokalnoj trgovini biljkama. Koliko dugo biljka može preživjeti ovisi o biljci i uvjetima transporta. Male biljke koje vole vodu poput anubiasa i ... #Njegasobnihbiljaka #Odabirsobnihbiljaka #Sobnebiljke
0 notes
pleatonitum · 3 months
Text
Pad sa žice može biti neugodan
Untitled Svatko od nas ima barem jednu ili dvije situacije u svom životu za koje zna da je nekim čudom ostao živ ili neozlijeđen. Naime, da je samo jedna sitnica, jedan pokret ili jedna okolnost bila drugačija u tom trenutku, ne bi nas više bilo. Ili bi nas bilo s ozbiljnim, možda i trajnim životnim posljedicama. Obično su takvi kritični događaji pogodni za dublje razmišljanje. Možda o tome na…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes