Tumgik
#zadufanie
hhorror-vacuii · 2 years
Text
przeczytałam w końcu (w końcu!) ogniem i mieczem i muszę powiedzieć, że bardziej rasistowskiej polskiej powieści chyba nie uświadczysz. z jakiegoś powodu mamy uważać skrzetuskiego za wzór cnót wszelakich i kupić bajeczkę o wielkiej miłości do heleny (ona też dobra: myślała, że bohun zły, bo zabił przy niej człowieka, ale skrzetuski to rycerzem jest tak tylko na pokaz??), podczas gdy bardziej zadufanego w sobie pyszałka ze świecą szukać.
5 notes · View notes
angafterhours · 4 months
Text
jak to cyceron powiedzial... andrzej to zadufany w sobie buc
94 notes · View notes
thisismyheaven143 · 2 years
Quote
Miewam myśli, które zawiodą mnie wprost do piekła.
Zadufany szef - T.L. Swan 
44 notes · View notes
xen-sideris · 2 years
Note
Co do ostatniego wpisu, szczerość w dzisiejszych czasach to mega rzadkość. Często ludzie nie chcą słyszeć prawdy i stąd to się moim zdaniem wzięło, pozdrawiam cieplutko.
powiem tobie, że faktycznie to zauważyłam
ludzie są na tyle zadufani w sobie, że nawet jak niby chcą usłyszeć prawdę, to po otrzymaniu jej nie mogą przyjąć jej do świadomości
moim zdaniem też ukrywanie prawdy niszczy relacje. zamiast być szczerym i powiedzieć, że np. coś nie pasuje, chowają to w sobie a potem obwiniają cię o coś.
ten świat jest prawdziwie popierdolony
dziękuję za pozdrowienia, trzymaj się <3
4 notes · View notes
vulgarprincess1 · 4 months
Note
Co on tam pisze? Jakie "wiem"? Takie zadufanie w sobie jest zjebane, właśnie za komplementy powinno się dziękować, a bycie pewnym siebie nie powinno łączyć się z bycie jakąś niemiłą suka lub zadufanym w sobie bucem.
Ale po co te nerwy? 😅 Chyba nie jestem niemiłą suką
0 notes
madreo · 7 months
Text
Że nie mówię ci tego, co czuję: "Niczego nie wiem o Tobie, Wszystko gdzieś w sobie zatrzymujesz, Choć raz mi zaufaj i powiedz..." Że zdaję się być nieosiągalny: "Znikasz zanim się pojawisz Każde moje staranie to puch marny, Ja tak nie umiem, rozumiesz? To mnie rani." Że sam na siebie kuję kajdany: "Wszystko bym Ci dała, siebie pokroję na tacy, A Ty w sobie zadufany Z niewidzialnym wrogiem walczysz! Jak mam mówić co czuję, Gdy chcesz wiedzieć dlaczego, A ja nie rozumiem I nie umiem przyznać tego. To po prostu się pojawia, obezwładnia i znieczula, Że choć zdaje się, że żyję - czuję, jakbym umarł. Nieobecny się wydaję już nie tylko obcym ludziom, Ale tym, którzy twierdzili, że moją obecność czują.
0 notes
sad-girl-26 · 2 years
Text
Dlaczego nie potrafiłam zrezygnować z niego i związku, w którym byłam krzywdzona i poniżana? Dlaczego nie potrafiłam być mądra, spakować się i odejść? Bo szczerze mówiąc, powinnam była odejść, zerwać wszelkie kontakty i myśleć o sobie. Powinnam była bez mrugnięcia okiem wykopać tą zwyrodniałą świnie z mojego życia. Zająć się sobą, żyć jak kobieta, która ma jakieś wartości. Nie zrobiłam tego wszystkiego. Stałam się marionetką, cieniem siebie, a tak naprawdę stałam się potworem, bo potwór broni kogoś, kto niszczy mu życie i jeszcze obwinia o to ludzi, którzy zawsze pomagali, troszczyli się i byli. Stałam się potworem, stworzył mnie psychopata ogarnięty manią wielkości, zadufany, zakłamany tchórz. Damski bokser, sadysta bez skrupułów i ludzkich uczuć, pozorant, maminsynek. Stworzył potwora, zniszczył mnie. Wszystko to dostrzegłam, kiedy straciłam własną tożsamość. Nie potrafiłam wyobrazić sobie innej, lepszej przyszłości i czułam się bezradna, niezdolna do podejmowania samodzielnych decyzji. Zgotowałam piekło sobie i dzieciom. Musiałam sięgnąć najgorszego bagna, stać się wrakiem człowieka, żeby się otrząsnąć. Zjawisko prania mózgu stanowi istotę przemocy psychicznej. Czasami trzeba zapłacić najwyższą cenę, spaść na dno i poczuć jego smród, żeby się otrząsnąć. Czasami trzeba stracić wszystko od człowieczeństwa po godność, żeby zrozumieć co się miało, o co trzeba walczyć i którą drogę wybrać. Teraz jest ciężko, będzie pewnie jeszcze ciężej, ale jeżeli chce się wypełznąć na powierzchnię, podnieść z kolan, to trzeba to zrobić. Ważne, żeby już nigdy nie brnąć w to samo gówno i walczyć o to, co naprawdę ważne.
1 note · View note
rymonauta · 2 years
Text
KAIN I ABEL
KAIN I ABEL
Zło zabijania zaczęło się od Kaina. Morderstwo swego brata to jego wina. Biblia piętnuje to jako ciężki grzech, Lecz jest tu aktorów, nie dwóch, lecz trzech.
Bóg, oczywiście najmniej jest tu winny, Lecz warto spojrzeć na punkt widzenia inny, Aby odczarować nieco natchnione słowa, By odezwała się intuicji mowa.
Czy mógł Abel brata czymś sprowokować, Czego mógłby potem nawet żałować? Nie dowiemy się nigdy, bo odszedł w zaświaty Na początku dziejów, przed milionem laty.
Znamy zaś dzieje naszego przodka mordercy. Wszyscyśmy jego złości spadkobiercy. Możemy więc sięgnąć do jego spuścizny. Każdy z nas nosi tamtej zbrodni blizny.
Patrząc więc głęboko w kondycję człowieka, Jest w DNA archiwum cała na nas teka. Wyciągnę tylko jedną teczkę z napisem „Abel”, w oczach jego brata będąc rysopisem.
Abel - zadufany w sobie pasterz marzyciel, Etosu ciężkiej pracy na roli burzyciel. Obnosi się wszędzie z tą pobożnością, Swojego widzenia świata wyższością.
Patrzy na mnie z góry, ze mnie się naśmiewa, Co starszego wiekiem boli i gniewa. Jakim cudem ten młokos ma u Boga fory? Czy to dla mnie jakaś lekcja pokory?
Nie widzę w młodszym bracie nic specjalnego. Co jest w nim lepsze od mojego dobrego? Ten nic tylko siedzi pod drzewem i śpiewa, A mnie od skwaru na polu krzyż omdlewa.
Ojciec i matka zupełnie odpłynęli, Od tych ciągłych kłótni ze sobą zidiocieli. Co im nie przeszkadza sądzić mnie srogo. Poza Ablem nie widzą już innego nikogo.
A było tak fajnie zanim się urodził I ojciec mój tego bachora nie spłodził. A może ja nie jestem nawet ich synem? Rodzice są czarni, ja jestem szatynem…
Widziałem kiedyś matkę w towarzystwie faceta Blond gościa, co wyglądał jak atleta. Potrafił latać. Pojawiał się i znikał, Kontaktów z ojcem i braćmi unikał...
Sam już nie wiem, co o tym wszystkim sądzić. Nie przestaje się w głowie od tego mącić. Straszne myśli w głowie mi się kłębią, Nachalne scenariusze duszę mi gnębią…
Jutro jest dla nas bardzo ważny dzień. Mam nadzieję, że przyjdzie ten śmierdzący leń. Mam tyle jeszcze do przygotowania: Drzew narąbania, stosu układania.
Mogę ze wszystkim na jutro nie zdążyć I w niełasce u Boga jeszcze się pogrążyć. Nie samym składaniem przecież ofiar się żyje. Poza tym, reguły oceniania są to czyje..?
I tak, w dzień Bogu ofiar braci składania, Miało nie być nikogo faworyzowania, Ale Adam i Ewa oraz sam Bóg w niebie Ponad siłę ogiera docenili źrebię.
Bo wdzięk i entuzjazm Abla był cenniejszy Niż Kaina kult rytuału pomniejszy. Nikt starszego brata nie docenił w trudzie, Gdy w domu, jak na polu, szło mu po grudzie.
Nic dziwnego, że szlag go trafił ze złości, Gdy poczuł warunkową naturę miłości I zranione serce odmówiło posłuszeństwa Na gwałt jego praw do pierwszeństwa.
Zabił brata, który był mu w duchu drogi. Dzisiaj dostałby wyrok, może nie tak srogi. W afekcie, nawet straszne, czyny popełniane Bywają, niż te z namysłu, lżej traktowane.
Okoliczności łagodzących w Biblii brak. To najpewniej dobitny przesłania znak. Pogłębiony Kaina rys psychologiczny Był zbędny jak i wątek terapeutyczny.
Bo ważniejsze w epokach prehistorycznych Było trzymanie się podstaw wytycznych - Napiętnowania przemocy, nie pomijać, Po piąte, z dziesięciu: nie wolno zabijać!
copyright @rymonauta
0 notes
s0ullessboy13 · 3 years
Note
Jakie jest Twoim zdaniem najgorsze zachowanie u dziewczyn a jakie u chłopaków?
Uważam, że obie płci popełniają te same błędy w zależności też od charakteru i osobowości, ale jest to zadufanie w sobie, dawania braku uwagi drugiej połowie, obgadywanie innych ludzi nie potrafiąc im tego powiedzieć w twarz, dwulicowość i brak wsparcia. Każdy martwi się tylko o swoją dupę nie licząc się z uczuciami innych.
5 notes · View notes
iluzjaluzja · 4 years
Text
Dlaczego nie potrafiłam zrezygnować ze związku, w którym byłam krzywdzona i poniżana? Dlaczego nie potrafiłam być mądra, spakować się i odejść? Bo szczerze mówiąc, powinnam była odejść, zerwać wszelkie kontakty i myśleć o sobie. Powinnam była bez mrugnięcia okiem wykopać tą zwyrodniałą świnie z mojego życia. Zająć się sobą, żyć jak kobieta, która ma jakieś wartości. Nie zrobiłam tego wszystkiego. Stałam się marionetką, cieniem siebie, a tak naprawdę stałam się potworem, bo potwór broni kogoś, kto niszczy mu życie i jeszcze obwinia o to ludzi, którzy zawsze pomagali, troszczyli się i byli. Stałam się potworem, stworzył mnie psychopata ogarnięty manią wielkości, zadufany, zakłamany tchórz. Damski bokser, sadysta bez skrupułów i ludzkich uczuć, pozorant, maminsynek. Stworzył potwora, zniszczył mnie. Wszystko to dostrzegłam, kiedy straciłam własną tożsamość. Nie potrafiłam wyobrazić sobie innej, lepszej przyszłości i czułam się bezradna, niezdolna do podejmowania samodzielnych decyzji. Zgotowałam piekło swoim bliskim. Musiałam sięgnąć najgorszego bagna, stać się wrakiem człowieka, żeby się otrząsnąć. Zjawisko prania mózgu stanowi istotę przemocy psychicznej. Czasami trzeba zapłacić najwyższą cenę, spaść na dno i poczuć jego smród, żeby się otrząsnąć. Czasami trzeba stracić wszystko od człowieczeństwa po godność, żeby zrozumieć co się miało, o co trzeba walczyć i którą drogę wybrać. Teraz jest ciężko, będzie pewnie jeszcze ciężej, ale jeżeli chce się wypełznąć na powierzchnię, podnieść z kolan, to trzeba to zrobić. Ważne, żeby już nigdy nie brnąć w to samo gówno i walczyć o to, co naprawdę ważne.
50 notes · View notes
heckinhacker · 4 years
Text
Oikawa x Iwaizumi - Ufam Ci.
Tumblr media
licznik słów: 3535 czy na prośbę: tak! mojej przyjaciółki~ ostrzeżenia: BRUD BRUD CZYSTY PORNUCH. Spoilery z Haikyuu sezonu pierwszego!  ENG: I actually might translate this one! Very high possibility! 
A/N: Obydwaj są w klasie trzeciej, gdzie mają po osiemnaście lat. Tak zanim ktoś mi tu wejdzie XD
Wracaliśmy po całkiem udanym dniu do domów z opuszczonymi do dołu głowami. Sam nie wiedziałem dlaczego, ale nie byłeś tak krzykliwy jak zawsze jesteś po wygranych meczach, zadufany w sobie Głuptokawa. W końcu zmarszczyłem brwi w pełni rozdrażnienia i spojrzałem na ciebie, czując że nerwy przejmują moje racjonalne myślenie.
- Co cię gryzie, głąbie? Zaczynasz mnie dołować, a nawet nie wiem o co do cholery chodzi. 
- Ach, no weź, Iwuś! Jesteś bardzo brutalny…~! - zajęczałeś na koniec, akcentując przedłużone “yyyy” po “brutalny”. Wracamy z dziecinnym zachowaniem? 
- Nie tym razem, Durnokawa. 
- Już nie Głupto?
- Nie tym razem! - warknąłem, stając przed tobą. Rozłożyłem ręce, kompletnie blokując Ci opcję odejścia. - Znam cię od zawsze, cholero podła, zawsze po dwóch udanych meczach jesteś uradowany. Co ci jest?
- To co powiedziałem podczas meczu z Karasuno…
- Gryzie cię coś co powiedziałeś? No nie wierzę. - prychnąłem, wywracając teatralnie oczami.
- Posłuchaj mnie, Hajime, proszę! 
Pierwsze imię? Co się dzisiaj z tobą dzieje…? Umilknąłem, dając ci dojście do głosu. Przez to, że jesteś wyższy, widziałem twój wyraz twarzy mimo że pochyliłeś głowę do dołu. Byłeś zażenowany, zmieszany. Zero w tobie szczęścia. 
- Ten mecz z Karasuno! Gdy powiedziałem, że mam wrażenie że jesteś lepszy ode mnie jakby to było coś złego, chciałem ci powiedzieć, że...to nie jest nic nowego. 
- Hej, Oikawa…
- Ocaliłeś nas. Gdyby nie ty, zapewne straciłbym kontrolę i byłoby po ptakach, wyobrażasz to sobie? 
- Oikawa… - znowu wtrąciłem, jednak ty kontynuowałeś. 
- Ocaliłeś naszą drużynę, ocaliłeś przebieg tego meczu i ocaliłeś mnie, naprostowując mi głowę. Chciałem powiedzieć że to nie pierwszy raz jak ratujesz mi tyłek i dziękuję ci bardzo! - pochylasz się przede mną jak nad kimś wyższym, lepszym od siebie. Ty i twoje durne ego. Sam nie wiem co o tym myśleć. 
- Daj spokój, zawsze byliśmy ze sobą przez dobre i złe. To naprawdę nic… - przerwałem, gdy ty z plaśnięciem złapałeś mnie za dłonie, podnosząc głowę z lekkim rumieńcem i zaszklonymi oczami. Jesteś pełen niespodzianek nawet poza meczami, co?
- Dziękuję, że zawsze dla mnie jesteś! Nie mówię tego często, upajaj się teraz w momencie, jak się płaszczy przed tobą WIELKI Oikawa Tooru! Okej?! Kiedy wszyscy patrzą na mnie, omijają fakt kim jesteś ty i tobie to na rękę, ale to nie fair! 
- ...przestań, głąbie. - klepnąłem cię mocno w ramię, uśmiechając się szeroko. - Jesteś naszym kapitanem. Moim przyjacielem. Czasami trzeba ci przyjebać żebyś wrócił na ziemię, po to tu jestem.
- Ten mecz...był ciężki. Przez chwilę zwątpiłem. Że wiesz, że się uda. 
- Kiedy wiesz, że-
- -Że nie wolno. - wtrąciłeś się, doskonale znając moją poradę.
- Ten cholerny Tobio…- pociągnąłeś nosem. Ja tylko ciężej westchnąłem i objąłem cię rękami, przyciskając twoją głowę do swojego ramienia, na którym opierałeś się od zawsze. 
- Ale nam się udało, nie rozklejaj mi się tu…
To był za prawdę dziwny obrót sytuacji. Znamy się od zawsze i takie emocjonujące momenty mamy raz na ruski rok, ale zdarzył się teraz po tym jak wszystko nam się układało. Zwycięstwo było ciężkie i czekają nas jeszcze gorsi przeciwnicy, więc skąd ten sentymentalizm? Zacząłem dłonią robić pokrzepiające kółka na twoich plecach, żeby dodać ci otuchy, przypomnieć że jestem tu dla ciebie, że nigdy mnie nie zabrakło. 
Chaotycznie wyrwałeś się z mojego uścisku, łapiąc mnie za kołnierz. Nie złapałem nawet chwili, żeby móc zastanowić się, co ci przyszło do tego ptasiego móżdżka, a ty już kradłeś mój wdech swoimi ustami na moich. Sam nie wiedziałem czy chciałem cię odepchnąć czy przyciągnąć jeszcze bliżej siebie. 
Moje dłonie bezwładnie kierowały się na twoje boki, jednak ty się odsuwasz tak samo szybko, zerkając mi w oczy. To jest całkiem nowe spojrzenie, którego nie dałeś nigdy swoim przeciwnikom, swoim fankom, przyjaciołom. Doświadczam go tylko ja.
- Oikawa…
- Wiem, że chciałeś tego tak samo mocno jak ja. Nawet domyślam się od kiedy. Mogę być głupi pod każdym względem, ale wiem czego chcę ja i mój Iwuś. 
- Ty jesteś jakiś- 
- Kocham cię.
- Ty wredna małpo… - warknąłem, łapiąc cię za kołnierz i zniżając na swój poziom, wpijając się w twoje usta jakbym przemierzał pustynię przez dwa tygodnie a ty był ostatnią oazą na świecie. Korzystając w pełni, nie chcąc oddać tego nikomu innemu. 
Najwidoczniej byłem spragniony. Mój mózg przełączył się po dwóch durnych słowach na autopilota, dając moim rękom powędrować na twój tyłek, przyciągając cię do siebie jeszcze mocniej. Między nami nie było ani milimetra przestrzeni.Zatrzymała mnie jedynie świadomość, że jesteśmy jeszcze na zewnątrz, w miejscu publicznym. 
- Gdybyśmy jutro nie mieli następnych meczy, sprawiłbym że nie mógłbyś chodzić przez następny tydzień. - sapnąłem ci blisko ust, przeskakując wzrokowo z twojego lewego oka do prawego. Moje słowa wywołały na twojej wiecznie pewnej buźce soczystego rumieńca. Dobrze. Ta twoja strona jest tylko dla mnie do zobaczenia. 
- Przyjmuję to wyzwanie, Haji. Mojej mamy nie ma w domu, siostra jest na imprezie ze znajomymi, przyjdź do mnie. Wyślemy szybkiego sms’a twojej mamie że celebrujemy u mnie, nie będzie się martwiła. Ufa mi, co nie? 
- Postradałeś zmysły? Przecież…
- Jestem nie byle jakim graczem, by sobie z tym nie poradzić, głuptasku. Nic mnie nie zatrzyma przed moimi celami, doskonale wiesz. A moim celem teraz jesteś ty. W moim domu. Najlepiej z tym dresem na podłodze. 
Na samo wyobrażenie sobie tego syknąłem, łapiąc cię kurczowo za nadgarstek i pośpieszając nasze tempo chodu. Nie wierzę, że daję się namówić na tak durny pomysł jakim rzuciłeś tak od tak, wykorzystując moje uczucia do ciebie. Miłość i pożądanie, dzielące się ze sobą po równi, wkradające się do mojego serca za każdym razem jak twoje imię jest przy mnie rzucone. Gdy nas prowadziłem, nawet nie odezwałem się słowem w twoją stronę, tylko napisałem niestarannego sms’a mojej mamie, że nocuję u ciebie i wpadnę rano po zmianę rzeczy. Często tak robiliśmy, nie będzie miała nic przeciw. Zakomunikowałem, by się nie martwiła, resztę zrozumie. 
Wie tyle, ile musi. 
Sam nie wiedziałem co we mnie wstąpiło, ale gdy zniecierpliwiony zamknąłem drzwi za tobą, od razu trzasnąłem twoimi plecami o nie. Moje kolano instynktownie wylądowało między twoimi nogami, kiedy moje usta zajęły się łapczywym całowaniem i podgryzaniem twojej głupiej, długiej szyi. Tak długo zastanawiałem się ile miejsca pozostawia na znaki mojej i tylko mojej obecności. Nigdy nie byłem tak posesywny jak przy tobie, a twoje durne fanki tylko powiększają moją samolubność. Chcę cię mieć tylko dla siebie. 
Czułem się jak drapieżnik, który schwytał swoją ofiarę i robił wszystko, by nie mogła się wycofać. Tak w prawdzie, moja ofiara nawet się nie szarpała, tylko obejmowała mnie mocniej wokół szyi. 
- Iwa…- mruknąłeś mi blisko ucha, gdy ja cię podniosłem za uda do góry, zmuszając twoje muskularne nogi do mocnego oplecenia się wokół moich bioder. Mimo że jesteś wyższy, pasujesz idealnie do moich ramion, prawie jakbyś był dla nich stworzony. Nie dla nikogo innego. 
- Jesteś tak niezdecydowany, Bachorkawa. Mów mi już Hajime, przynajmniej tej nocy. Brzmi dobrze? - odpowiedziałem niskim tonem, na chwilę, ale niechętnie, odrywając się od twojej szyi. 
-...oleję już wredną ksywkę, Hajime. Ty mi możesz mówić Tooru, ale...nie tylko na dziś noc. Zostańmy oficjalni- Ach! - przerwałeś spokojny ton gdy ja wróciłem do maltretowania twojej szyi. 
Chyba znalazłem przyjemne miejsce dla ciebie, stąd to małe ‘niewinne’ wymknięcie się twojego głosu. Słodkie, bardzo słodkie, Tooru. 
-...Proszę, zapomnij o tym. 
- Nie ma mowy. - od razu odpowiedziałem, bez żadnego namysłu. 
- Hajimee… - przeciągnąłeś znowu, jak ten dzieciuch którym jesteś. Boże, w kim to ja musiałem się zakochać. 
- Więc, co mówiłeś o tych dresach na podłodze, Too-ru? - wyakcentowałem twoje imię, gdyż to był jakby pierwszy oficjalny raz jak cię tak nazywam. Twoja mina była bezcenna. 
- Bardzo dobrze na tobie leżą, bardzo, bardzo dobrze, ale lepiej by wyglądały na mojej podłodze, przeniesiemy to tam…? - praktycznie wyszeptałeś z nutą desperacji w swoim głosie. Nie wiem, kim ja się przez ciebie staję, ale oby wyszło to nam na dobre. 
- ...Obyś faktycznie był w stanie jutro grać. - zacząłem, gdy obrałem kierunek w stronę twojego pokoju. Odpowiedziałeś na to śmiechem. 
- Gram z kontuzją, Haji. Nic mnie nie zatrzyma. Nie byle ból w tyłku.
- Wiedziałeś, że to ty będziesz…? - uciąłem pytanie w pełni zagadki. Byłeś na to gotowy?
- Znam cię zbyt dobrze, kochany. Masz zbyt dominujący charakter. 
- Czy ty- znowu zacząłem, na co zachichotałeś szyderczo. Nienawidzę twojej szyderczości. 
- Byłem gotowy na wygraną w grze, oraz chciałem być gotowy na wygraną z tobą, prywatną wygraną. Wszystko jest w pokoju. 
- Oikawo Tooru. Spróbuj kiedykolwiek nie nazwać się geniuszem jeszcze raz. - powiedziałem stanowczo, kładąc cię powoli na twoim futonie. No i jesteśmy w miejscu, od którego mamy opcję odwrotu i powrotu do normalności gdzie jesteśmy tylko przyjaciółmi z marzeniami o sobie. Czy jednak tego chcemy? Ja nie. Ty też wydajesz się, jakbyś nie chciał. 
- Tak, tak…~ - poczułem klepnięcie na ramieniu, delikatne, ale pewne. Bawisz się mimo takiej gęstej atmosfery. 
- Jesteś pewien, że w ten sposób chcesz, by minęła dzisiejsza noc?
- Ufam Ci. Tak, jak zawsze ufałem. Nie powiem że nie zrobiłbyś mi krzywdy umyślnie, aleeee…
- Przeprosiłem za ten nos w gimnazjum. - od razu skontrowałem, czując jakbyś znowu do tego bił. 
- Hahahah, przecież wiem, Hajimuś! Nie wiem jak mogłeś tak pokaraszować moją twarz wtedy, ale byliśmy gimnazjalistami, pewnie nie widziałeś jeszcze w niej potencjału~! 
- Widziałem.
- Co-
- Widziałem, Tooru. 
- Achhh, Hajime dzisiaj jest tak miły, moje serce po prostu łomocze mi w klatce piersiowej, po prostu Bam-Bam! Czuję je w żebraaachhh...
- Nie przesadzasz przypadkiem? - spytałem kpiąco, wsuwając powoli dłonie pod twoją koszulkę. 
Umilkłeś, jak i również się wzdrygnąłeś na mój dotyk. Poczułem chaotyczny wdech i obruszenie się twojego brzucha. Taki casanova jak ty byłby tak delikatny? Tym razem wydałem z siebie niski, krótki śmiech. Jesteś prze-u-ro-czy. Nie mogę ci tego powiedzieć, bo ego by cię chyba ugryzło. Ale jednak postanowiłeś je ugiąć, by być mi uległym. Chyba mogę to jeszcze trochę zahaczyć, co? 
- Jesteś słodki. - mruknąłem blisko twojego brzucha, który odsłoniłem dla własnego użytku. 
- C-co, nie! Jestem męski, Hajime! 
- Męski, ale słodki. 
- Jesteś okropny nawet w takiej sytuacji! - szturchnąłeś mnie nogą, jakby odpychając. Byłem zdziwiony, ale widząc twój głupi uśmiech z rumieńcem wiedziałem, że tylko żartowałeś. Odpowiedziałem na to śmiechem, jak na żart się powinno. Dołączyłeś się. 
- Ja tobie też. - dodałem na koniec naszej fali śmiechu, wywołując na twojej twarzy minę zmieszania.
- Ehhh…? - wydałeś z siebie jakby pytający jęk, na co ja czule się uśmiechnąłem. 
- Ja tobie też ufam i to bezgranicznie, kapitanie. 
- A na inne nie odpowiedziałeś mi ciągle! 
- Och, do prawdy? - spytałem ironicznie, czekając na reakcję z uniesioną brwią. 
- No tak! Na kocham cię! Ile razy mam ci to powiedzieć żebyś mi odpowiedział, co? Kocham cię, kocham cię, kocham cięęę~! - powiedziałeś głośniej, powoli siadając, zostawiając nogi splecione z moimi. 
- Może jeszcze trochę? - ucałowałem cię w jedną z powiek, na co syknąłeś z rozdrażnieniem. Bardzo chciałeś usłyszeć prawdę, którą i tak znałeś, prawda? 
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię Hajime Iwaizumi i żadna fanka tego nie zmieni! 
- Nie zmieni?
- Nigdy-przenigdy! 
- Kocham cię. 
- I przysięgam na wszystko- WAH! - złapałeś się chaotycznie za klatkę piersiową, będąc czerwonym na twarzy jak pomidor. Słodkie. Ciekawe ile razy to słowo dzisiaj przejdzie mi przez głowę. - I-Iwa, powtórz to, proszę? 
- Nie, bo mnie zdegradowałeś do nazwiska. 
- No ej! 
- To, że cię kocham nie znaczy, że chcę zmienić nasze relacje. Nie chcę by cokolwiek się po tej nocy z naszych relacji zmieniło. Nie masz prawa traktować mnie ani trochę inaczej. Nic nie mówiłem bo bałem się, że stracimy to, co mamy. Ciągle jesteś Gównokawą. 
- Tsk, nigdy nie zmiękniesz kompletnie, prawda? Heh, i dobrze, tak w sumie. Też nie chcę byś był zbyt kochany, byłoby mi niekomfortowo. Ale czasami możesz mnie pochwalić, wiesz…
- Nie przyzwyczajaj się. 
Mimo moich słów, nie masz pojęcia jak od dawna jestem dla ciebie miękki. Przysunąłem cię bliżej siebie, powoli ściągając z ciebie koszulkę, odsłaniając sobie całkiem nie nowy widok, jednak za każdym razem imponujący. Lata ciężkiej pracy nie poszły w piach, co, Tooru? 
- Osiągniemy razem puchar, wygramy ze światem. 
- Przecież wiem, Haji…
- Upokorzymy Shiratorizawę razem. - pogłaskałem sensualnie twoje boki, ucałowywując twoją żuchwę. 
- Taki jest plan…
- Ciągle się martwię, że dzisiejsza noc nie jest genialnym pomysłem, w sensie…
- Przecież tego chcesz! I ja też! W czym masz problem, panie marudo! Niszczycielu dobrej zabawy! 
- Oikawa…- warknąłem ostrzegawczo. 
- No wiesz! Naprawdę nic złego się nie stanie. Rozchodzę to, będę w szczytowej formie! Przysięgam. Nie wahaj się już, proszę, proszę, proszę??
- Podła cholero. 
Dodałem, gdy “Wielki Oikawa” zaczął ściągać ze mnie koszulkę. Znacznie szybciej niż ja z ciebie. Niecierpliwi się? Miałem ochotę plasnąć cię w rękę, tak żeby przypomnieć ci że tutaj nie ma pośpiechu, ale to na może inny raz. Teraz róbmy wszystko w swoim tempie. Poczekaj sobie do następnego razu, Oikawa. Teraz pomocnie podniosłem ręce nad głowę, ułatwiając ci twoje małe zadanie, które sobie wyznaczyłeś. Żeby przyspieszyć tok działania, zlazłeś mi z nóg żeby zahaczyć dłońmi o moje spodnie, przez chwilę się zatrzymując. 
- Coś nie tak?
- Myślę czy lepiej od razu cię obnażyć do naga, czy poczekać zanim sam nie będziesz wręcz natrętny żeby wyskoczyć z gatek. 
- Mogę ci zapewnić, Tooru, że szybciej będziesz niecierpliwy niż ja, a ja polecę pozbyć się wszystkiego od razu, żeby później się nie szarpać z ubraniami. Czemu to ja muszę myśleć za nas dwóch? 
- Wredota! - dodałeś, dalej patrząc na linię między spodniami a moim brzuchem. Ciężko westchnąłem.
- Nie masz się czego wstydzić, widzieliśmy się nie raz w przeróżnych sytuacjach! 
- Ale nie w tej!? 
- Pośpiesz się, głąbie! Nie wahaj się! To ma być nasza noc, nie naszych zwątpień. Ja się nie boję pokazać przed tobą, a ty przede mną?
- No nie…! 
- Więc bujaj ruchy, Głuptokawa! - położyłem swoje dłonie na twoich, żeby pośpiesznie zsunąć z siebie spodnie od razu z bielizną, skopując z je z siebie na końcu, by kompletnie siedzieć przed tobą nagi. Pierwsze razy są ciężkie, co? 
Pogoniłem cię, żebyś też się sprężał, gdy ja się zająłem swoimi skarpetkami. Posłuchałeś mnie, obnażyłeś się od razu, rzucając wszystko tak jak i ja - na podłogę, w pośpiechu. Generalnie jestem maniakiem porządku i nie pozwoliłbym sobie na takie wyczyny, jednak ta noc będzie wyjątkiem. Na pewno. Zauważyłem, że zanim nie wróciłeś na moje nogi, sięgnąłeś do jednej z szafek, podając mi do ręki lubrykant. Sprytnie. Wyciągnąłem zapraszająco rękę, czekając aż wrócisz mi na nogi. Posłuchałeś od razu. Kompletnie nadzy, na twoim futonie, blisko siebie na tyle że można by zwariować. Trudno nie jest się podekscytować, a z tego co widzę chyba podzielasz moje odczucia. 
- Żadnych gierek wstępnych?
- A chcesz siedzieć do późna? - spytałeś, uświadamiając mi że powinniśmy się wyspać. Nie sądziłem, że to ty będziesz tym odpowiedzialniejszym. 
- Pierwszy raz z pośpiechem? 
- Gdybyś wcześniej zrobił jakikolwiek ruch, mielibyśmy pierwszy raz trwający nawet i trzy dni pod rząd, ale popatrz, to ja musiałem wykonać pierwszy ruch w środku Inter High! 
- Okej, okej, załapałem! No już! 
- Poprowadzić cię?
- Wiem tylko tyle, że tym powinienem cię...jakiego słowa tu użyć?
- Nawilżyć.
- Tja…
- Wstydzisz się, Hajimuś?
- Nie, nie! - ...tylko trochę. 
- Rumienisz się.~ 
- Nie byłem na nic przygotowany..
- Ale ja byłem. Czytałem, sprawdzałem, szukałem info. Będziemy bezpieczni, przysięgam, przysięgam.~
Złapałeś pewnie moje dłonie, samodzielnie wylewając na nie lubrykant. Gdy dostatecznie dużo znalazło się na mojej dłoni i trochę na naszych brzuchach, spojrzałeś mi w oczy.
- Wiesz co robić na teraz, tak? Przygotuj mnie trochę za mnie, sądzę że powinieneś.
- Myłeś się dzisiaj, co?
- Byliśmy razem w prysznicach, głąbie! Oczywiście! Czemu jesteś niesmaczny! 
- Żartuję. - prychnąłem, przysuwając się dostatecznie blisko, bym miał dostęp dłońmi do twojego tyłka, by na start wsunąć tam jeden palec. 
Czułem, jak się cały spiąłeś. Na pewno czułeś dyskomfort, chyba że ćwiczyłeś to wcześniej. Ej, no w sumie…
- Mówiłeś ‘sprawdzałem’, próbowałeś tego używać? W sensie, buteleczka sprawiała wrażenie otwieranej wcześniej-
- Hajime, cicho, skup się, jenyyy! - wystękałeś zażenowany, obejmując mnie wokół ramion. Naprawdę się postarałeś, co? 
- Dziękuję, Tooru. Naprawdę to przemyślałeś. 
- Głupek. Głupi Hajime. 
Chyba bardzo cię zawstydziłem, co? Dam ci spokój na teraz. Zostało mi tylko spełnić twoją prośbę i cię rozruszać. Jeden palec sprawił tylko spięcie się z nerwowości, tak sądzę. Drugi sprawił że wbiłeś  swoje co prawda krótkie, ale odczuwalne na moich plecach paznokcie. 
- Do trzech…? - spytałem niepewnie, gdy ty niepewnie wzruszyłeś ramionami, ukrywając swoją twarz przede mną w moim ramieniu. - Tooru…
- N-nie wiem. Zawsze próbowałem do dwóch. Spróbuj, bo może być ciężko tylko po dwóch- gah...to jest dziwne…
- Nie próbowałeś tego wcześniej?
- Inaczej jest jak robisz to ty, wiesz…
- Dodaję trzeci.
- Dziękuję za info- GH-
Praktycznie podskoczyłeś, ściskając mnie jeszcze mocniej. Trochę zabolało, ale nie mam co marudzić. Rozumiem trudności. Jest okej. 
- Wszystko okej? 
- Tja...chyba już. Chyba możesz wejść…? 
Jaki ty prostolinijny. Po słowie ‘wejść’ przeszedł mnie dreszcz. Nigdy, mimo moich skrytych uczuć do ciebie, nie zdarzyło mi się oglądać gejowskiego porno, dlatego zastanawiałem się jakie odczucie dałoby mi wejście w ciebie. Nie tak sobie wyobrażałbym swój pierwszy raz parę lat temu, ale jestem i ja, zastanawiający się czym potencjalnie może różnić się kobieta od mężczyzny. Nie będę chyba miał porównania tak czy inaczej. Żaden problem. Położyłem dłonie na twoich pośladkach żeby cię ustawić odpowiedniej do wejścia w ciebie. Zanim jednak nie nadziałem cię na swojego penisa, zacząłem się zastanawiać. Powinniśmy na pewno robić to na siedząco tak na start? 
- Może powinienem cię położyć? 
- Pomyślisz o tym później, przestaniesz się o mnie martwić w końcu?
- Jest o to ciężko, mimo ‘treningu’ pewnie nie jesteś przygotowany na to co teraz będzie. 
- Jejkuu…- stęknąłeś, czując zażenowanie. 
Naprawdę bezgranicznie mi ufałeś. Nawilżanie twojego tyłka było moim zadaniem, a nawet się nie upewniłeś czy zrobiłem to dostatecznie dobrze, zanim nie nadziałeś się pośpiesznie na moją pełną długość, od razu stękając z bólu. Mimo to, żadna łza nie znalazła się w twoich oczach, po prostu skrzywienie mordy. Musiało boleć. Nie wiem jakie to uczucie, ale jak na teraz ja czuję z tego początkową przyjemność. To takie dziwne uczucie. 
- I czego się śpieszysz, debilu? Mogłeś zacząć powoli. - spytałem od razu. 
- Dlaczego jesteś tak cholernie duży?! Boże, Aua! Już to kolano bolało mniej, poczekaj chwilę! 
- I tak zamierzałem, ale nie rób z tego takiej afery…
- Będę robił jak chcę, dobra?! - odszarpałeś się do tyłu na długość swoich rąk, spoglądając mi w twarz, dając mi szansę bym się jej przyjrzał. Mimo bólu byłeś pewny siebie. Skąd wiesz że w ogóle zacznie cię to zadowalać, Głuptokawa…
- No dobrze. Dzisiaj ty rządzisz, o Wielki Królu boiska. 
- Jesteś złośliwy nawet teraz? 
- Miałem się nie zmieniać, co? Sam mnie prosiłeś bym przestał się aż tak troszczyć. 
- Nie AŻ TAK. - nacisnąłeś, po czym kompletnie umilknąłeś.
Dałem ci czas, tak jak poprosiłeś. Gdy twój oddech się uspokoił, a ty sam w sobie się rozluźniłeś, co było odczuwalne na dole, słabo się uśmiechnąłeś.
- Chyba już. Jestem gotowy…
- No cóż, sprawdzimy to, tak? Spróbuj trochę się podnieść. 
- Okej- Aj…- syknąłeś, gdy opierając się o moje ramiona zacząłeś się podnosić. Położyłem dłonie na twoich biodrach, żeby w razie czego cię trochę asekurować. 
- Okej? 
- Tak, tak...To nawet trochę zaczyna...działać. W sensie- Ach-- - stęknąłeś, przymykając jedno oko. Czułeś mój wzrok na sobie, chyba przez to aż tak się zawstydziłeś. 
- Spokojnie. Poczekam.- pomruknąłem, gdy złapałem ciebie za twojego chuja, powoli ale pewnie dając mu parę ruchów w dół i górę, sprawiając ci chociaż taką przyjemność w zamian za ból, jaki musisz teraz przechodzić. 
- Hajime-! - spiąłeś się na dole, sprawiając że ja mruknąłem przez przyjemność, jaką mi twoja reakcja dała. Wygiąłeś się do przodu, odchylając głowę do tyłu. Nie mogę uwierzyć że pozwalasz mi widzieć się w takim stanie. 
Przez przyjemność jaką ja zacząłem dawać ci dłonią, zapomniałeś się poruszać do góry i dołu samoistnie, więc cię wyręczyłem. Powoli położyłem cię na futonie, kładąc twoje nogi na swoich ramionach, przyglądając się twojej minie. Byłeś czerwony po uszy, jestem prawie pewien że ja też jestem, jednak nie widzę. Czuję tylko piekące poliki. 
-Mówiłeś, że jest lepiej, więc zacznę się ruszać dopóki jeszcze mogę. Może być? 
Tylko mi potaknąłeś, wydając z siebie przeurocze jęki jakich nigdy bym się po tobie nie spodziewał. Moje ruchy biodrami zaczęły przyspieszać razem z tempem dłoni. Nie wiedziałem czy bardziej ci sprawia przyjemność moja masturbacja ręką, czy to jak się w tobie poruszam. Ta noc pozostawi mi w głowie wiele pytań. Tak bardzo starałem nie zatracić zdrowego rozsądku w całej tej sytuacji, bo jakby nie spojrzał jesteśmy w takiej sytuacji pierwszy raz i nie wiem jak sobie ty, Tooru z tym poradzisz. Chcę, by było dobrze, ale ja też czuję się tak dobrze będąc w tobie. Najwidoczniej nie tylko byłeś stworzony by pasować do moich ramion, jest tego więcej. 
- Tooru… - jęknąłem ci do ust, inicjując następny dzisiaj namiętny pocałunek. Gdy ty wydałeś z siebie głośniejszy jęk, wiedziałem co mi sygnalizujesz.
Zresztą, i tak nie musiałeś. Zawsze rozumieliśmy się bez słów. Tutaj też nie ma wyjątku. Moje ruchy zaczęły być takie chaotyczne, że słyszałem jak przy ostatnich pchnięciach nasze nogi wydawały między sobą dosyć głośny dźwięk plaskania między sobą. To było poza planem, ale chyba nie marudziłeś, bo poczułem jak niewiele przede mną doszedłeś mi w dłoni. Nie pozostałeś mi dłużny, ja skończyłem w tobie, ciężej oddychając, dodając parę leniwych pchnięć, tak żeby dokończyć nasz pierwszy raz ze spokojem. 
Powoli się z ciebie wysunąłem i tak sobie pomyślałem...chyba trzeba było jednak założyć tego kondoma. 
Ja jebe. 
Nie to, że grozi ci ciąża, ale trzeba cię teraz dobrze wymyć, a z tym może być ciężko. 
- Tooru…
- Hm…? - spytałeś delikatnie, uśmiechając się z pół przymrużonymi oczami. Całe to zajście musiało cię zmęczyć, mimo że nie wykonywałeś zbyt wielu ruchów. Orgazm chyba porządnie cię wymęczył, co? 
- Trzeba cię umyć. Tak teraz.
- Hajii...nie chcę, chcę spać, już…
Ale nic z tego. Nie pozwolę, byś tak poszedł spać. Rano byłby jeszcze większy płacz, że ci się nie chce, a musisz być w idealnej kondycji. 
...O ile idealną kondycją można nazwać twoją szyję całą w malinkach. 
6 notes · View notes
Text
To wszystko mnie przerasta. Jestem w toksyczny związku, nie wiem po co to ciągne... z miłości? Czy oboje jesteśmy w syndromie sztokcjolmskim? Jesteśmy nawzajem swoimi oprawcami? Oboje uwięzieni. Mimo wszystko coś nas ciągnie do siebie, nie wiem co. Żyje wspomnieniami, tym co nas łączyło na początku. Ty chyba też. Jesteśmy zranieni. Nie ma z czego się rozliczać, oboje za dużo straciliśmy. Nie ważne kto ile - po prostu za dużo.
Żyje wspomnieniami i tym jak wcześniej nabierałam nadziei w Twoich ramionach płacząc, a teraz? Płaczę w poduszkę, mając nadzieję że gdybym w tej chwii znowu była w Twoich ramionach to nabrałabym tej nadziei. Ostatnimi czasy coraz mniej jej... nawet jak byłam w Twoich ramionach... coraz mniej jej. Chce z Tobą uciec stąd, jak najdalej, najdalej od wszystkich. Tylko Ty i ja. Przejmuje mnie to, że coraz częściej zastępuje w tych myślach zastępuje Ciebie na mojego najlepszego przyjaciela, Huberta. Jest zawsze kiedy Cię nie ma, kiedy nie ma Twojej czułości... czyli niestety bardzo często. Kocham to. Nie wiem jak, ale bardzo mocno i płacze bardziej gdy akurat o tym wspominam... Czemu? Nie wiem. To silniejsze ode mnie. Czasami boję się, że on okaże się taki jak inni. Jak Ty, Artur. Jak Maks. Zadufani w sobie, skupiający się na tym co ich boli, nie mnie. Chciałabym żeby ktoś stawiał moje szczęście ponad swoje. ...chociaż nie wiem czy warto inwestować we mnie tak wiele. To za dużą odpowiedzialność dla mnie. ...bo jak widać nie potrsgis się ogarnąć, a idąc w przód czuję się jeszcze bardziej w tyle.
Jeśli ktoś z moich bliskich to czyta (wiem, że to czytasz Ali xD) - nie przejmuj się, wiesz że jak zawsze przez to przejdę. Nie wiem jak, nie mam żadnego planu, ale jakoś to będzie.. jak zawsze, co nie? Hah. Jestem po prostu pijana, jak to coraz częściej bywa. Bo nie ma ćpania, ani siana, a mnie coraz bardziej roznosi. Pije za Ciebie toast z ostatków alkoholu, dzięki że jesteś.
Będzie dobrze, co nie? Kiedyś przecież musi...!
2 notes · View notes
domjesttamgdziesny · 4 years
Text
Zachowania tutejszego społeczeństwa
Po przerwie świątecznej pojawiłam się w budynku oświaty i spotkałam garstkę poczciwych dusz. Chcąc zachować jakiekolwiek pozory tego, że jeszcze nie umarłam całkowicie, spróbowałam nawiązać z owymi ludźmi drobną konwersację. Siedząc między nimi starałam się prowadzić jakiekolwiek interakcje, lecz mimowolnie siedziałam tak bezwładna, tak zastygła w kamień.
Rodaczka, M. A., z którą tkwię w przyjacielskiej relacji, zaproponowała mi przjeście do mniej zaludnionej części owej budowli. Zostałyśmy wtedy sam na sam, prowadząc dyskusję na temat pewnej niewiasty, której już od dłuższego czasu zdarza mi się przypatrywać.
— Musisz działać krok po kroku, bo inaczej ją spłoszysz — rzekła. — Tak to jest z tą narodowością.
— Ale ona nie jest stąd — zaprzeczyłam.
— A ile czasu już tu jest?
— Jakoś kilka lat...
— To przejęła już od nich niektóre zachowania. Mnie powoli też się to już dzieje i ciebie też to czeka.
— W życiu! — Uniosłam się po raz pierwszy tego dnia. Jak ktoś śmiał twierdzić, że i mnie się to stanie?!
Że i ja, urodzona na Polskiej Ziemi, wciąż duchem tylko z Nią, stanę się taka, jak oni? Taka, jak ta beznamiętna ciemnota wyzbywająca się wszelkich uczuć na rzecz... no właśnie, czego?
I choć sama bywam zimna, wyprana z emocji, wręcz zastygła, to zazwyczaj z braku siły, a nie pociągu do prostactwa i na siłę stawania się oschłym. Albowiem człowiek jest żywą istotą, zdolną do czucia, zdolną do przeżywania... ba, czasem aż nadzbyt!
Godzinę później od rozmowy w szatni dopytałam M. A. na temat owych zachowań
— Najpierw przejmujesz ich humor — zaczęła. — Jest taki... — Zawahała się, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
— Płytki! — dokończyłam za nią.
— Tak, właśnie! Następnym krokiem jest swego rodzaju zatracanie emocji. Stajesz się chamska, bo po prostu nie ciągnie cię już do tego, by dobrą energię słać w kierunku ludzi.
— Ale ma to znaczenie podobne do braku siły, bo jak wiadomo przebywanie tutaj zabija chęci do egzytencji, czy...
— Nie, nic z tych rzeczy! — przerwała mi. — Oni po prostu stają w sobie zadufani. I lepiej nie ufać tu nawet naszym, bo nie wiadomo, kto tu rzeczywiście czuje się jednym z nas, a kto zawistny stał się w pełni i naszym kosztem chce zdobyć ich uznanie.
— Cóż za marni zdrajcy! — Oburzyłam się po raz kolejny dnia dzisiejszego. — Niechlubnicy! Przykro mi aż patrzeć, jak zatracają swą polskość... Co ma na to największy wpływ?
— Społeczeństwo, droga towarzyszko. Społeczeństwo...
8 notes · View notes