Tumgik
magazynkulinarny · 3 days
Text
Macie tu coś do jedzenia?
Tumblr media Tumblr media
Jest taki fragment w Ewangelii św. Łukasza, który niezwykle mnie rozczula. "Macie tu coś do jedzenia?" - pyta Jezus uczniów już po Swojej śmierci i Zmartwychwstaniu.
Chwilę wcześniej staje przed nimi, a oni nie wiedzą: duch to czy człowiek, bać się czy cieszyć, wierzyć w to, co widzą, czy nie? Chrystus na dowód, że żyje, że jest z krwi i kości pokazuje im swoje rany na dłoniach i stopach.
W odpowiedzi na pytanie umiłowanego Nauczyciela podali Mu kawałek pieczonej ryby. Jezus wziął i zjadł przy nich... (Łk 24, 36-43)
Ujmuje mnie ukazanie piękna człowieczeństwa Syna Bożego po nieprawdopodobnej kaźni. Jezus odradza się w każdym aspekcie Swojej ludzkiej natury, również tak przyziemnym, jak odczuwanie głodu i potrzeba jego zaspokojenia. Nie przeistacza się w nadczłowieka, który nie potrzebuje jeść, pić, czy spać, albo żywi się jakąś kosmiczną energią, czy mocą Ojca.
Jest taki, jak my. Chce się pożywić i najzwyczajniej pod słońcem o to prosi: "Macie tu coś do jedzenia?". Okazuje tym samym zaufanie, niezwykłą otwartość i swoistą bezbronność. Podobnie jak dziecko, gdy mówi do matki: "Chcę jeść". Wie, że zostanie nakarmione.
Bóg, który powstał z martwych, przezwyciężył ludzki grzech i śmierć, ponownie zdaje się na ludzi. Nawet po tym, gdy Go porzucili i zaparli się ze strachu o swoje przetrwanie, nie wyczarowuje sobie suto zastawionego stoliczka, nie odwiedza karczmy, nie piecze na ognisku ryb, nie staje się samowystarczalny. Chce wrócić do swoich i być przez nich ugoszczony. Jak dawniej.
Jak piękna musiała być Jego twarz, gdy odrywał kawałki mięsa, wyłuskiwał z niego ości i jadł tą rybę, jaka szczęśliwa i błoga... Może nawet przymknął z zadowoleniem oczy?
Lubię przywoływać w wyobraźni tą scenę, zwłaszcza gdy przygotowuję na obiad białą rybę.
Składniki:
2 kawałki dorsza po 200 g 2 ząbki czosnku 1/2 cebuli skórka otarta z cytryny 2-3 łyżki soku z cytryny przyprawy: szczypta szafranu, 1/2 łyżeczki kurkumy, 1/3 łyżeczki curry gałązka naci pietruszki gałązka kopru 1/4 szklanki oliwy z oliwek e.v. pół szklanki śmietany kremówki sól i czarny pieprz do smaku
Wykonanie:
Kawałki ryby osuszyć ręcznikami papierowymi. Skropić sokiem z cytryny, oprószyć solą, pieprzem i odstawić.
Cebulę i czosnek obrać. Cebulę pokroić w drobniutką kosteczkę, czosnek zmiażdżyć płaską stroną noża i maksymalnie rozdrobnić. Koper i nać drobno posiekać. Cytrynę sparzyć, wyszorować i otrzeć zeń skórkę.
W moździerzu utrzeć razem czosnek i skórkę z cytryny, wlać oliwę, 2 łyżki soku z cytryny, wsypać szafran, kurkumę, curry i wymieszać.
Na patelni rozgrzać chlust oliwy z oliwek. Obsmażyć z obu stron (nie przeciągnąć) i odłożyć na talerz.
Na tej samej patelni podsmażyć cebulę, a gdy nabierze złotego koloru wlać oliwę z przyprawami. Chwilę smażyć razem, wlać kremówkę i trochę zredukować. Gdy nieco zgęstnieje osolić i popieprzyć do smaku. Spróbować i dodać czego trzeba: soku z cytryny lub innych przypraw.
Delikatnie włożyć rybę na patelnię i jeszcze chwilę polewać ją sosem, aż dojdzie.
Podawać na wcześniej przygotowanym kuskusie.
...
Możliwe, że Jezus nigdy nie jadł dorsza. Z dużym prawdopodobieństwem nie jadał też ryb morskich, bo były zbyt drogie. Owszem, handlarze przywozili wiele gatunków z fenickiego Tyru (obecnie Sur w Libanie), zachodnio-galilejskiego portu Akka (leżał obok Hajfy), Egiptu, a nawet z Hiszpanii i sprzedawali m.in. przed Bramą Rybną w Jerozolimie. Jednak były to produkty dla zamożniejszych. Mistrz z Nazaretu żywił się rybami z Jeziora Genezaret, czy przecinającej go rzeki Jordan. W Jego menu znaleźć się mogły: leszcz, jeden z podgatunków brzany, klenia i jelca. Z małych rybek poławiano smaczne sardynkopodobne „uklejki” tworzące spore ławice tarłowe (Alburnus sellal). Zaś królową Jeziora Tyberiadzkiego była i jest tilapia złota.
źródło
1 note · View note
magazynkulinarny · 8 days
Text
Odwrócone ciasto rabarbarowe
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Sezon na rabarbar rozpoczęty. Na straganach, w warzywniakach i na sklepowych półkach wylegują się różowo-zielone łodygi, pełne cierpkich soków.
Jako dziecko nie przepadałam za tą rośliną. Pamiętam farfoclowaty kompot, który gotowała moja Mama i jego charakterystyczny kwaskowo-szorstki smak. Lubiłam za to zaciemniony zakątek ogrodu, w którym rósł, tworząc niezwykły las zielonych, pofałdowanych parasoli.
W swojej kuchni nie wykorzystuję często tak zwanych ogonków liściowych rabarbaru. Raz w roku jakieś ciasto i to wszystko. Może czas to zmienić? Wyczytałam przed chwilą, że z łodyg rzewienia (ach, ta nasza piękna chrzęszcząca polszczyzna!) można wyczarować m.in. chutney, dżem z rodzynkami i skórką pomarańczową, zamknąć w cieście francuskim, dodawać do sałat, czy w jego liście zawinąć mięso mielone, ryż i zapiec, jak gołąbki. 
Przełamywanie własnych schematów i nawyków bywa twórcze. Byle nie pomylić ich z czyimś karkiem lub wolną wolą.
Tumblr media
Składniki:
2-3 łodygi rabarbaru szklanka cukru 4 łyżki masła w temperaturze pokojowej  1 1/2 szklanki mąki (u mnie orkiszowa) 1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia płaska łyżeczka soli 8 łyżek masła  szklanka cukru skórka otarta z pomarańczy 2 jajka łyżeczka ekstraktu z wanilii szklanka kwaśnej śmietany
Wykonanie:
Łodygi rabarbaru opłukać i pokroić na plasterki pod ostrym kątem. Około kwadrans przed zrobieniem ciasta włożyć rabarbar do miski i zasypać połową szklanki cukru. Od czasu do czasu podrzucać zawartością. Proces ten wyciągnie część soku z rabarbaru, aby ciasto nie było zbyt mokre. Posmarować masłem dno i boki okrągłej formy do ciasta. Wyłożyć spód papierem do pieczenia. Rozprowadzić 4 łyżki masła równomiernie na wierzchu pergaminu. Posypać masło połową pozostałego cukru (około 1/4 szklanki).
Plastry rabarbaru układać w ciasnych koncentrycznych okręgach tak, aby kawałki zachodziły na siebie dachówkowato. Układać gęsto. Posypać pozostałym cukrem (1/4 szklanki) rabarbar. 
Rozgrzać piekarnik do 180℃.
Połączyć mąkę, proszek do pieczenia i sól w małej misce i odstawić na bok. Wsypać szklankę cukru do ​​misy miksera ze skórką z pomarańczy. Miksować chwilę, by cukier wchłonął aromat pomarańczy i dobrze się rozprowadził. Dodać masło i ubijać przez 10 minut ze średnią prędkością (aż masło i cukier dobrze się wymieszają), od czasu do czasu zdrapując masę ze ścianek.
Do mieszaniny dodawać pojedynczo jaja, ekstrakt i miksować. Następnie wsypać połowę suchych składników: mąkę oraz cukier, dodać do masy jajecznej i miksować do ich połączenia. Dołożyć połowę śmietany i zmiksować. Powtórzyć proces z pozostałymi suchymi składnikami i kwaśną śmietaną.
Ostrożnie przełożyć ciasto do formy, na rabarbar. Będzie gęste, więc można użyć łyżki, alby równomiernie je rozłożyć. Wyrównać szpatułką. Lekko stuknąć blaszką o blat, aby ciasto osiadło.
Piec około 45 minut lub do momentu, aż wykałaczka włożona do środka wyjdzie czysta (na zdjęciu widać nakłucia). Wyjąć ciasto z piekarnika i odczekać min. 15-20 minut, aż lekko ostygnie.
Paterę do serwowania umieścić na blaszce. Mocno trzymając paterę i blaszkę w obu rękach, ostrożnie odwróć. Delikatnie zdjąć foremkę i papier, jeśli przywarł do rabarbaru. Podawać od razu lub schłodzić.
2 notes · View notes
magazynkulinarny · 16 days
Text
Carbonara
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Kilka dni temu parokrotnie przefrunęła mi przed nosem carbonara. 
Trochę mnie to zaskoczyło, bo ani to oryginalne, ani zapomniane danie. Znamy je wszyscy i prawdopodobnie każdy z nas choć raz je robił, a jeśli nie robił to na pewno jadł.
Zatem dlaczego akurat wtedy zobaczyłam je w takiej kumulacji? I u Gennara Contalda, i Sonii Peronaci, i Pierluigiego Saffiotiego, i na instagramowym blogu Noi di Roma… Szybko znalazłam odpowiedź: otóż 6 kwietnia we Włoszech obchodzony jest Dzień Carbonary.
Uśmiechnęłam się. Znalazł się pretekst, aby opublikować przepis na makaron, który lubię i raz na jakiś czas robię. Poleżakował sobie kilka, a może nawet kilkanaście miesięcy w “roboczych”, a teraz wyciągam go - jak królika z kapelusza - i podaję Państwu z okrzykiem: tadaaaam!
Składniki:
350-400 g spaghetti nr 5 120 g boczku surowego (oryginalnie to guanciale) 50 g Pecorino Romano (lub pół na pół z Parmigiano Reggiano) 4 żółtka sól i czarny pieprz do smaku
Wykonanie:
Zacznę od krótkiego wyjaśnienia. Oryginalny przepis nie zawiera boczku, a guanciale, dojrzewającą wędlinę uzyskaną z krótko peklowanego policzka wyselekcjonowanych pasiastych świń. Jest bardzo delikatna (guanciale oznacza po włosku poduszka), przerośnięta dużą ilością tłuszczu.  
Moja carbonara wykonana jest z dodatkiem surowego boczku. Chyba tylko raz robiłam ją tak, jak nakazują kulinarni puryści. Zazwyczaj używam surowego lub podwędzanego polskiego boczku, sporadycznie pancetty.
Usunąć z boczku skórę i pokroić w paski lub niedużą kosteczkę.
Oddzielić żółtka od białek (białka można zamrozić i wykorzystać później np. do bezy). W misce wymieszać żółtka i drobno starty ser do uzyskania masy przypominającej gęstą śmietanę. Dodać świeżo zmielony czarny pieprz do smaku i całość ponownie wymieszać.
Postawić garnek z wodą na ogniu, zagotować i osolić. Na drugim palniku, na dużej patelni, podsmażyć boczek. Jeśli boczek jest dobrze przerośnięty tłuszczem, bez podlewania olejem, jeśli chudy wlać łyżkę oleju. Podsmażać na średnim płomieniu, aż będzie chrupiący (około 6-7 minut).
Do przygotowanej masy dodać dwie łyżki wytopionego tłuszczu (ja daję wszystko, nie znoszę marnować jedzenia). Dodawać po łyżce i energicznie mieszać, aby sos się nie zważył. Jeśli będzie bardzo gęsty podlać kilkoma łyżkami wody spod makaronu.
Makaron al dente odcedzić, zachowując w szklance niewielką ilość wody z gotowania. Na patelnię z boczkiem włożyć makaron i podrzucając połączyć składniki. Wyłączyć gaz i dodać cały sos.
Wymieszać, dodając potrzebną ilość wody. Spróbować i jeśli trzeba, dosmakować solą. Ponownie energicznie podrzucać, aby sos przytulił się do makaronu.
Nakładać na talerze, zetrzeć na każdą porcję trochę sera i oprószyć pieprzem.
3 notes · View notes
magazynkulinarny · 18 days
Text
Wrapy z jajkiem na twardo, rzodkiewką, kukurydzą, ogórkiem konserwowym i majonezem
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Paczkę tortilli warto mieć w lodówce. To takie koło ratunkowe na sytuacje awaryjne.
Można do nich włożyć prawie wszystko: od najpopularniejszego smażonego kurczaka z pomidorem, cebulą i sałatą, przez ciepłe farsze z mięsa, fasoli i ryżu à la burrito, po wszelkie wariacje sałatkowe, i będzie smacznie. Od wersji skromnych, śniadaniowych, po sycące, obiadowe. Od wegetariańskich, przez rybne, po mięsne.
Zdarzało mi się - w chwilach napadu głodu i braku chęci stania przy blacie kuchennym - wpakować do środka resztki różnych serów, złożyć na pół, zapiec na patelni i nakarmić nimi córkę i siebie. Albo - nieco już podeschnięte pszenne lub kukurydziane placki - pokroić na kawałki, skropić oliwą lub olejem, obsypać przyprawami, ostrym serem, podpiec w piekarniku i schrupać jak chipsy.
Tym razem tortille posmarowałam częściowo serkiem topionym z czarnuszką, na tym ułożyłam liście sałaty kędzierzawej, a na wierzchu sałatkę z rzodkiewek, jaj na twardo, kukurydzy z puszki i ogórków konserwowych z dodatkiem majonezu.
Zjadłam tylko jednego zawijańca, choć miałam ambicje pokonać dwa. Mój wymyślony przyjaciel miał znacznie pojemniejszy żołądek. Nieoczekiwanie puste opakowanie po wrapach powędrowało do kosza.
Składniki (na 4 sztuki):
4 pszenne tortille mała puszka (170 g) kukurydzy 4 jaja 4-5 ogórków konserwowych 7 rzodkiewek 2 gałązki szczypioru główka sałaty np. kędzierzawej 2 łyżki majonezu płaska łyżeczka musztardy Dijon ser topiony (u mnie domowy - przepis wkrótce) czarny pieprz i sól do smaku
Wykonanie:
Jaja ugotować na twardo, obtłuc skorupkę, poturlać po stole, jak cytrynę i obrać (nie wiem, jak Wy, ale ja lubię ten proces). Pokroić metalowym sitkiem w kosteczkę.
Rzodkiewki umyć, pozbawić ogonków, liści i pokroić w niedużą kosteczkę. Ogórki odsączyć i pokroić w podobnej wielkości kostkę. Kukurydzę odcedzić na sicie. Szczypior posiekać drobno.
W średniej wielkości misce połączyć powyższe składniki z majonezem i musztardą. Wymieszać i dosmakować solą oraz pieprzem.
Tortille z jednej strony smarować niezbyt grubo serem topionym. Domowy można śmiało zastąpić kupionym, o ulubionym smaku. Na to układać liście sałaty oraz wzdłuż sałatkę. Zwijać tak, by końcówka tortilli była podwinięta, inaczej będzie wyciekał z niej sos.
Zazwyczaj od połowy długości zawijam wrapa w papier śniadaniowy lub folię aluminiową, wówczas ograniczam bałagan.
Tumblr media
4 notes · View notes
magazynkulinarny · 29 days
Text
Wielkanocna czekolada
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Jeśli lubicie przygotowywać kulinarne prezenty, rozważcie czekoladę z wielkanocnymi jajeczkami (również czekoladowymi).
Nie narobicie się, a efekt zadowoli każdego czekoladofila.
Wystarczy zaopatrzyć się w dobrej jakości składniki: czekoladę deserową, białą i rozmaite słodkie jajeczka. U mnie były to migdały w czekoladzie białej, gorzkiej oraz puste i pełne jajeczka.
W zależności od preferencji obdarowywanego wybieramy jaśniejszą lub ciemniejszą czekoladę. Są amatorzy wyrobów mlecznych i takich, które zawierają 70% lub więcej kakao.
Dając prezent zawsze myślmy o satysfakcji otrzymującego, a nie swojej. Nie realizujmy osobistych fantazji, pragnień i wyobrażeń na temat człowieka, bo nie znając go wystarczająco dobrze nie wiemy, co mu w duszy gra. Może się okazać, że gra koncert skrzypcowy a moll BWV 1041 Johanna Sebastiana Bacha, a my ochoczo zafundujemy komuś Smolastego z Dodą.
A jeśli mamy wątpliwości co ofiarować, po prostu zapytajmy. I - najważniejsze! - uważnie wysłuchajmy odpowiedzi.
Składniki:
4 1/2 tabliczki czekolady deserowej po 100 g 4 1/2 tabliczki czekolady białej po 100 g 7-8 większych pustych czekoladowych jajeczek 7-8 małych pełnych czekoladowych jajeczek garść migdałów w czekoladzie o różnych kolorach i smakach ok. 1/3 szklanki kremówki 30%
Wykonanie:
Przygotować foremkę o wymiarach 23 cm x 23 cm. Wyłożyć papierem do pieczenia tak, by wystawały "uszy".
Do miski ze szkła odpornego na wysoką temperaturę włożyć połamaną białą czekoladę i wlać połowę śmietanki. Wstawić na garnek wypełniony wodą (uważać, by nie dotykała do dna miski). Włączyć gaz na średni płomień i poczekać aż woda zacznie się gotować, a czekolada rozpuszczać. Zmniejszyć gaz do małego i delikatnie mieszać czekoladę, aż całkiem się rozpuści. Jeśli okaże się, że jest zbyt gęsta, dodać nieco więcej kremówki, ale nie przesadzić, bo będzie zbyt miękka.
Używając gumowej łopatki, dokładnie usunąć czekoladę z miski do formy i równo rozprowadzić po dnie.
Czynność powtórzyć z czekoladą deserową. Po rozpuszczeniu wylać na białą, już zastygniętą warstwę, i również równomiernie rozprowadzić.
Na niezastygniętą czekoladę wykładać przygotowane jajeczka. Większe można przełamać i powkładać w nie mniejsze. Lub ozdobić według własnego pomysłu. Poczekać aż całkiem zastygnie.
Wyjąć z formy i delikatnie usunąć papier. Zawinąć w celofan i zawiązać na szczycie wstążkę.
Wręczać z promiennym uśmiechem. Radosnego świętowania!
Z ciemności do światła, z nocy do poranka, ze śmierci do życia. Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał! Alleluja!
Tumblr media
5 notes · View notes
magazynkulinarny · 1 month
Text
Pieczony bakłażan z ziołowo-czosnkowymi pomidorami i burratą na opiekanym chlebie
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Ostatnie niedzielne śniadanie zaliczam do najlepszych jakie jadłam od miesięcy! Już samo wymyślanie go było przyjemne, przygotowywanie komponentów sprawiało - jak kiedyś - radość, ale konsumpcja przebiła wszystko inne!
Pieczony bakłażan rozpływał się w ustach, pomidory wolno gotowane z czosnkiem, cebulą i suszonymi ziołami pięknie się z nim połączyły na zasadzie kontrastu - on delikatny i nieinwazyjny, one kwaskowate, lekko ostre i bardzo aromatyczne - zaś burrata dodała im kremowo-śmietankowego wykończenia. Całość ułożyłam na chrupiącym, opieczonym na maśle pieczywie. Taka powierzchownie niepozorna, ale po bliższym poznaniu wyjątkowa rodzinka.
Są takie familie. Nie nadają się do Instagramów, Pinterestów, ani na okładki magazynów. Nie błyszczą amerykańskim uśmiechem z klawiaturą wybielonych zębów, nie czarują opalenizną z egzotycznych podróży, ani markowymi ubraniami, nie wożą się w drogich autach, nie jadają w ekskluzywnych restauracjach. Wiodą zwykłe, proste życie.
Dopiero po pierwszym kęsie można odkryć pełnię ich smaków, natomiast kolejne wywołują zaskoczenie, że przecież lepiej być już nie może, a jednak jest. Współgrają harmonijnie, jakby zostali dla siebie stworzeni. Dopełniają się i chętnie czule przytulają.
Lubię takie jedzenie i lubię takich ludzi.
Składniki:
spory bakłażan burrata 3 duże pomidory (lub puszka pomidorów w sosie) 2-3 ząbki czosnku 1/2 cebuli po łyżeczce: suszonej bazylii, naci pietruszki, oregano (można zastąpić świeżymi) 2 łyżki przecieru pomidorowego łyżeczka miodu sól i czarny pieprz do smaku 4-6 kromek chleba (u mnie sycylijski z pomidorami)
Wykonanie:
Nastawić piekarnik na 190ºC.
Opłukanego bakłażana rozciąć wzdłuż na pół i w każdej części zrobić kratkowane nacięcia ostrym nożem. Połówki ułożyć na folii aluminiowej, oprószyć pieprzem, skropić oliwą z oliwek i zawinąć luźno. Wstawić w blaszce do pieca na 45 minut.
W tym czasie obrać cebulę i czosnek. Cebulę pokroić w małą kosteczkę, a czosnek rozgnieść płaską stroną noża i maksymalnie rozdrobnić. Opłukać pomidory, pokroić w dużą kostkę, usunąć twardą końcówkę.
W niedużym garnuszku podgrzać niewielką ilość oliwy z oliwek e.v., wrzucić cebulę, smażyć minutę, a następnie dorzucić czosnek. Smażyć do zeszklenia się cebuli. Dodać pomidory i dusić razem, aż puszczą sok. Dołożyć resztę składników: przecier pomidorowy, miód i zioła. Wymieszać i jeszcze trochę gotować, aż sos zgęstnieje. Dosmakować solą i pieprzem.
Kromki chleba posmarować z obu stron masłem i usmażyć na patelni na rumiano.
Na każdą kromkę wykładać miąższ bakłażana, rozgnieść widelcem. Na to pomidory z sosem, a na wierzch porwaną burratę. Oprószyć pieprzem.
Jeść, jak kanapki (ale wtedy bez serwetek się nie obędzie) lub nożem i widelcem.
4 notes · View notes
magazynkulinarny · 1 month
Text
Sałata z pieczonych buraków, brązowej soczewicy, szpinaku, Fety i orzechów włoskich
Tumblr media Tumblr media
Jeśli po gotowaniu zupy buraczkowej, czerwonego barszczu lub robieniu zasmażanych buraków zostanie Wam w koszu na warzywa kilka bulw pełnych krwisto-fioletowych, zdrowych betacyjanów, przygotujcie tą sałatę. Spełni się w roli lunchu, postnego obiadu lub sycącej kolacji.
Nie zastosowałam tu wydumanej filozofii doboru składników, tylko skorzystałam z doświadczenia i intuicji. Zdecydowanie bardziej liczę na nie w kuchni niż na zaawansowane badania wybitnych analityków, twórców algorytmów AI, pseudouzdrawiające energie psychotroników, czy przemądre mądrości dietetycznych guru. Miałam i mam do nich duży dystans. I to się nie zmieni.
Buraki dobrze łączą się z orzechami włoskimi i Fetą, to sprawdzony mariaż. Szpinak pasuje tutaj do wszystkiego i nadaje sałacie kwaskowego posmaku. Soczewica, samodzielnie lekko trawiasta, w powyższym zestawieniu przestaje dzielić, a przeciwnie łączy wszystkie składniki wraz z miodowo-czosnkowym winegretem.
Podobne sałaty robiłam już nie raz i zawsze smakowały jedzącym. Powyższa była częścią biesiadnego stołu rozśpiewanych kolędowo wolontariuszy Domowej Noclegowni przy Monastycznych Wspólnotach Jerozolimskich. Jeśli jesteście ich ciekawi, skorzystajcie z okienka wyszukiwania, a jeśli jesteście ciekawi wolontariatu, nie czekajcie. Każde dobre serce, nie troszczące się wyłącznie o własny interes i każde ręce nie bojące się pracy mogą nieść pomoc bliźniemu.
Składniki:
3-4 buraki ćwikłowe ok. 120 g młodego szpinaku 2/3 szklanki brązowej soczewicy ok. 130 g Fety (lub innego słonego twarogowego sera) sól i czarny pieprz do smaku
Winegret czosnkowo-miodowy 2-3 duże ząbki czosnku płaska łyżka musztardy francuskiej łyżka miodu 3 łyżki soku z cytryny 9 łyżek oliwy z oliwek e.v.
Wykonanie:
Jeśli buraki są już upieczone lub ugotowane, to połowa roboty z głowy. Jeśli nie, buraki natrzeć olejem, zawinąć w folię aluminiową, ułożyć na blaszce i piec w temperaturze 190°C przez półtorej godziny (długość pieczenia zależy od wielkości buraków). Wyjąć z pieca, ostudzić, założyć silikonowe rękawiczki i zdjąć skórkę. Pokroić na kawałki wielkości cząstek pomarańczy.
Soczewicę przepłukać dobrze na sicie, zalać wodą (na szklankę ziaren, półtorej szklanki wody), przykryć pokrywką i doprowadzić do wrzenia. Osolić, zmniejszyć gaz do niewielkiego, ponownie przykryć i gotować ok. 25-30 minut. Po tym czasie soczewica powinna być miękka. Jeśli potrzebuje jeszcze kilku minut, przykryć pokrywką i zostawić, dojdzie w parze.
Szpinak opłukać i osuszyć w wirówce, jeśli na opakowaniu nie ma informacji, że jest myty. Orzechy grubo posiekać i uprażyć na suchej patelni. Fetę pokruszyć na kawałeczki.
Do dużej miski przełożyć wszystkie produkty.
W niewielkim słoiczku umieścić zmiażdżony i maksymalnie rozdrobniony czosnek, dodać musztardę, miód i wycisnąć sok z cytryny. Dokładnie wymieszać. Dodać oliwę z oliwek, zakręcić dobrze pokrywkę i energicznie potrząsając połączyć składniki.
Spakować do dużej torby i iść na spotkanie ze znajomymi.
Dopiero przed podaniem całość polać winegretem, oprószyć solą, pieprzem i delikatnie wymieszać.
2 notes · View notes
magazynkulinarny · 1 month
Text
Karmazyn w groszkowym sosie skropiony paloną cytryną
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nie jadłam tej ryby wcześniej. Nie wiedziałam jaka jest w smaku: subtelna, dorszowata, czy błotnista, jak karp. Nie czytałam o niej, ani nie słyszałam opinii. Mimo to, albo właśnie dlatego, postanowiłam ją kupić i spróbować.
Nie mając w planach przygotowywania do obiadu surówki czy sałaty, zaplanowałam zrobić do niej bogaty warzywny sos. Bogaty po mojemu, czyli z kilku skromnych składników: zielonego groszku, cebuli, czosnku i jogurtu. Część groszku zblendowałam na gładko, a część pozostawiłam w całości.
Obawiałam się, że danie może okazać się zbyt jałowe w smaku, ale po skropieniu całości sokiem z przypalonej cytryny efekt okazał się bardzo przyjemnym zaskoczeniem. Karmazyn był delikatny, jego białe mięso rozdzielało się na płatki, słodkawy sos z nutą czosnkowej ostrości dzięki cytrusowi dodatkowo zyskał lekko kwaśny posmak.
Posiłek kompletny. Polecam!
Składniki:
4 małe filety z karmazyna szklanka mrożonego groszku pół cebuli 2 ząbki czosnku łyżka masła szklanka jogurtu trochę mleka lub bulionu do rozrzedzenia 2 gałązki naci pietruszki sól i czarny pieprz do smaku
Wykonanie:
Filety opłukać i osuszyć papierowymi ręcznikami. Oprószyć z obu stron solą i pieprzem.
Cebulę i czosnek obrać. Cebulę pokroić w drobniutką kosteczkę, a czosnek rozgnieść i maksymalnie rozdrobnić. Natkę drobno posiekać.
Na dużej patelni rozgrzać chlust oleju rzepakowego. Wrzucić cebulę i smażyć minutę. Dodać czosnek i znów smażyć aż do zeszklenia się cebuli. Wrzucić groszek i dusić - mieszając od czasu do czasu - by się rozmroził. Gdy będzie gotowy, 2/3 groszku przełożyć do naczynia o wysokich ściankach, wlać jogurt, dodać większość natki i zblendować na gładko. Przełożyć na patelnię z groszkiem, dołożyć masło i resztę natki, wymieszać i dosmakować solą oraz pieprzem (nie żałować!). Jeśli sos będzie zbyt gęsty, podlać mlekiem lub rosołem.
Na drugiej patelni, na oleju rzepakowym lub innym o nieintensywnym smaku, usmażyć na złoto rybę, zaczynając od strony skóry.
Kawałki cytryny usmażyć na suchej patelni do uzyskania przypalenia (karmelizacji).
Rybę wykładać na ugotowany na sypko ryż, polewać ciepłym sosem i skropić sokiem z cytryny.
1 note · View note
magazynkulinarny · 3 months
Text
Kutia
Tumblr media Tumblr media
Zdjęcia miały być magiczne: świeży śnieg, biały ogród w tle i kutia wypełniająca oldskulowy kryształ! A wyszło hmm..., jak wyszło. Na szczęście wigilijny przysmak z pszenicy, mielonego maku i bakalii udał się znakomicie.
Robiłam ją pierwszy raz i byłam podekscytowana. Nie obawiałam się efektu, bo tu nic nie może się nie udać. Najważniejsze, aby wiedzieć jaką pszenicę kupujemy. W sklepach ze zdrową żywnością i warzywniakach znajdziemy przeważnie pszenicę już obłuszczoną, ponieważ proces usuwania twardych łusek jest czasochłonny i kłopotliwy.
Jednak jeszcze gdzieniegdzie na wsiach łuszczenie wykonuje się ręcznie. Po lekkim zwilżeniu, wsypuje się zboże do woreczka z lnianego płótna, zawiązuje i drewnianą pałką ubija na twardym podłożu. Co kilka minut worek należy rozwiązać i zawartość skropić wodą, co sprawia, że łuski łatwiej odchodzą od ziaren. Ręczna obróbka kilograma zboża zajmuje od 15 do 30 minut. Następnie ziarna przepłukuje się wodą na rzadkim sicie, by oddzielić oderwane łuski.
Niezależnie od łuszczenia warto zapytać sprzedawcę o czas gotowania. Dlaczego? Ponieważ możemy kupić pszenicę bardzo twardą oraz poddaną wstępnej obróbce termicznej. Pierwszą trzeba moczyć kilka godzin, a potem gotować 30-40 minut. Tę drugą wystarczy gotować około godzinę.
Co do maku, to jego przygotowanie zależy od tego czy zaopatrzymy się w mak niemielony, mielony, czy może gotową masę z puszki. Niemielony, wiadomo, trzeba zmielić. Dwu- lub trzykrotnie. Wcześniej krótko obgotować w mleku lub wodzie. Mielony tylko chwilę gotować.
Do kutii tradycyjnie wybiera się orzechy włoskie, migdały i rodzynki, ale w czasach obfitości - w których żyjemy, często tego nie doceniając - można dodać inne, ulubione bakalie: kandyzowaną skórkę pomarańczową, orzechy laskowe, suszone figi, morele, śliwki, żurawiny itd. Potrawę słodzimy miodem i serwujemy po schłodzeniu. Można też polać mlekiem lub śmietanką.
Nie tylko w Polsce jada się ten wyjątkowy, choć niepozornie wyglądający, przysmak. Równie, a może nawet bardziej popularny jest na Ukrainie, Białorusi, Litwie i w Rosji. Na stołach pojawia się głównie w okresie świąt Bożego Narodzenia i sylwestra. Na Białorusi rozpowszechniona jest także wytrawna wersja kutii, bez miodu i bakalii.
Składniki:
1 1/2 szklanki pszenicy 1 1/2 szklanki mielonego maku 3 szklanki mleka 1/3 szklanki orzechów włoskich 1/3 szklanki migdałów 2 łyżki rodzynków 2 łyżki kandyzowanej skórki pomarańczowej 2 łyżki suszonych śliwek ok. 1/2 szklanki miodu mleko lub kremówka do polania (opcjonalnie) szczypta soli
Wykonanie:
Pszenicę opłukać pod bieżącą wodą na sicie. Przesypać do większego naczynia, zalać podwójną - w stosunku do zboża - ilością wody. Odstawić na noc.
Kolejnego dnia odlać wodę, zalać dwukrotną ilością świeżej i gotować na małym ogniu ok. 30-40 minut. Ja lubię pszenicę lekko al dente, więc po pół godzinie sprawdzam jej stan. Po ugotowaniu odcedzić i odstawić.
Rodzynki zalać wodą i odstawić do namoczenia. Jeśli chcemy mieć migdały bez skórki, również zalać je wodą.
Mak zalać mlekiem, doprowadzić do wrzenia i gotować kilka minut. Odcedzić mak na sicie wyściełanym czystą ściereczką kuchenną i delikatnie odcisnąć. Powinien pozostać wilgotny.
Z migdałów zdjąć skórki pokroić je grubo, podobnie posiekać orzechy włoskie. Śliwki pokroić na połówki lub drobniej.
Do miski wsypać pszenicę, mak, wszystkie bakalie i rozpuszczony miód. Wymieszać. Jeśli masa okaże się zbyt sucha, podlać mlekiem z gotowania maku.
Przed podaniem schłodzić.
3 notes · View notes
magazynkulinarny · 4 months
Text
Sałatka z wędzonej makreli, selera naciowego i czerwonej cebuli z granatem lub suszoną żurawiną
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Ta sama sałatka, z nieco innym wykończeniem. Efekt całkiem odmienny. Ale czy na pewno?
Baza jest identyczna: wędzona makrela, seler naciowy, czerwona cebula, majonez i musztarda. Podzieliłam ją na pół i do jednej wrzuciłam suszone żurawiny, bo w głowie ich kwaskowatość dobrze komponowała mi się z mało wyrazistą rybą, a do drugiej świeże ziarna granatu, bo według tej samej zasady konweniowały z głównym składnikiem. Obie na koniec posypałam prażonymi orzechami włoskimi.
Obie wersje okazały się bardzo dobre i obie Wam polecam! Żurawinowa była nieco słodsza, głębsza i dawała miłe wrażenie żucia suszonego owocu, natomiast granatowa rześka, soczysta i zabawnie strzelająca pod zębami.
Ciekawe, że różniące się dodatki nawet kolorystycznie były zbieżne - w odcieniu czerwieni (żurawina na żywo ma ciemnorubinową barwę, aczkolwiek zdjęcie nie oddało tego uczciwie), co nadało im nieplanowego waloru estetycznego.
Niby różne, a całkiem podobne...
Składniki:
duża wędzona makrela łodyga selera naciowego 1/2 czerwonej cebuli 2 łyżki suszonych żurawin 2 łyżki nasion granatu 2 łyżki majonezu 2 łyżki oleju rzepakowego łyżeczka musztardy Dijon łyżeczka musztardy francuskiej 4 łyżki orzechów włoskich sól i czarny pieprz do smaku
Wykonanie:
Zdjąć z ryby skórę, wyjąć kręgosłup i ości. Podzielić na kawałki i włożyć po połowie do dwóch miseczek.
Seler naciowy opłukać, odciąć końcówki, przeciąć wzdłuż, a następnie na cienkie plasterki. Włożyć po połowie do miseczek.
Cebulę obrać i pokroić w drobniutką kosteczkę. Włożyć po połowie do miseczek.
Do jednej dodać żurawinę, łyżkę oleju oraz majonezu, łyżeczkę musztardy Dijon, posolić, popieprzyć i wymieszać.
Do drugiej dodać nasiona granatu, łyżkę oleju oraz majonezu, łyżeczkę musztardy francuskiej, posolić, popieprzyć i wymieszać.
Obie obsypać połową wcześniej uprażonych i grubo posiekanych orzechów.
Ciekawa jestem która bardziej Wam zasmakuje?
8 notes · View notes
magazynkulinarny · 4 months
Text
Kandyzowana skórka pomarańczowa
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Niezbędny dodatek do serników, keksów, pierników, ciastek, makowców, pączków i wielu deserów.
Skórka pomarańczowa gotująca się w syropie cukrowym to znak, że idą święta Bożego Narodzenia. Jej zapach roznosi się po całym domu przynosząc błogość, spokój i dobre wspomnienia.
Moja Mama robi ją od lat. Duże ilości produkuje na Wielkanoc do mazurka ze skórką pomarańczową, który bardzo lubię. Jego prostota: kruche ciasto i lepka słodycz kandyzowanych owoców przełamana nutą goryczy jest idealna! Przed Wigilią natomiast gotuje nieco mniej, ale tylko nieco, do sernika, piernika lub keksa.
Przy okazji dziękuję Ci, Mamo, za te wszystkie godziny przy garach, Wigilie, Wielkanoce, imprezy i codzienne obiady! Tyle ich było, a Ty wciąż nie ustajesz... Nie przeczytasz tego, wiem, nie śledzisz mojego bloga, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Po prostu chcę to napisać.
Wbrew pozorom pracy przy tym przepisie nie ma zbyt wiele. Najkłopotliwsze jest zdejmowanie albedo ze skórki, ale tylko za pierwszym razem. To tak, jak z wyjściem na siłownię po długim czasie nieobecności. Najtrudniejszy jest ten pierwszy raz, potem idzie jak z płatka!
Składniki:
6 dużych, niewoskowanych pomarańczy (najlepiej bio) 1 1/2 szklanki cukru 125 ml wody 2 łyżki soku z cytryny
Wykonanie:
Pomarańcze wyszorować szczoteczką, sparzyć wrzątkiem i osuszyć.
Skórkę naciąć małym, ostrym nożem wzdłuż owocu cztery razy i zdjąć. Miąższ wykorzystać do zimowej herbaty, grzańca lub po prostu zjeść.
Skórkę oczyścić z białej, wewnętrznej warstwy (jest gorzka). Pokroić najpierw w wąskie paseczki, a następnie w kosteczkę, prostokąciki lub podłużne wiórki.
W rondlu wymieszać wodę z cukrem, zagotować. Zmniejszyć ogień i gotować do momentu, aż powstanie tzw. syrop cukrowy. Dodać pokrojone skórki pomarańczy i gotować na małym ogniu, bez przykrycia, około 25-30 minut. Często mieszać. Gdy staną się szkliste smażyć jeszcze kilka minut, Gdyby syrop nadmiernie zgęstniał, podlać gorącą wodą.
Pilnować, by temperatura była równomierna. Zbyt wysoka spowoduje, że cukier zacznie się krystalizować, a skórka stwardnieje.
Pod koniec smażenia dodać sok z cytryny, wymieszać i wyłączyć gaz.
Przełożyć do wyparzonych słoików. Skórkę kandyzowaną można zalać syropem cukrowym. Przechowywać w chłodnym miejscu.
5 notes · View notes
magazynkulinarny · 5 months
Text
Jaja na parze po chińsku
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Przepis wydawał się banalnie prosty i ciekawy. Nowy pomysł, kuchnia Dalekiego Wschodu, mało roboty... palce lizać!
Do samej potrawy potrzebowałam tylko kilku jaj, wody, szczypioru, sosu sojowego i oleju sezamowego. Do wykonania garnka, gęstego sitka, głębokiego oraz dwóch płaskich talerzy odpornych na wysoką temperaturę.
Jaja wystarczyło rozkłócić, połączyć z wodą i wstawić do garnka z niedużą ilością wody, aby ścięły się na parze. Prościej się nie da, prawda? Niestety, nie dostosowałam rozmiarów naczyń (podstawka za mała, garnek za wąski), co zakończyło się stłuczeniem jednego z talerzy i pomarszczeniem delikatnej, jak mgiełka struktury jajecznej galaretki.
Byłam zirytowana, bo w kuchni zazwyczaj wszystko mi się udaje, ale w końcu to tylko talerz i tylko niezbyt efektownie wyglądający posiłek. To nie ludzkie życie... Przy nim majstrowanie byłoby śmiertelnym grzechem! To tylko jeden talerz i tylko jeden niezbyt efektownie wyglądający posiłek...
Kilka dni później zabrałam się za przepis ponownie. Bułka z masłem, musi mi się udać! Tym razem właściwie wybrałam naczynia, uzbroiłam się w cierpliwość i ugotowałam to:
Jaja na parze (z chińskiego 蒸蛋羹) są niezwykle delikatnym daniem, o subtelnym smaku i galaretkowatej, niezbyt zwartej, gładkiej strukturze. Czytałam, że w Chinach podaje się je dzieciom lub osobom chorym, bo są lekkostrawne i nie podrażniają żołądka. W Państwie Środka nazywa się je niekiedy wodnymi jajkami lub kremem jajecznym.
Z uwagi na ich bardzo łagodny, niewinny smak polewa się je jasnym sosem sojowym i odrobiną oleju sezamowego. Niektórzy przed skropieniem przyprawami kroją je w kostkę, aby wytrawność dotarła we wszystkie zakamarki.
Jeśli domowników jest więcej, jaja na parze przygotowuje się w dużym naczyniu, a nie w małych ramekinach. Każdy nakłada sobie trochę na talerz. Bardzo lubię tak serwowane jedzenie, bo zbliża ludzi.
Nie bójcie się podrygującego, nieco dziwacznie wyglądającego jedzenia. Nie o każde doświadczenie warto poszerzać swoją doczesność, ale o nowe dania owszem.
Na co zwrócić uwagę
Zrobienie tej prościutkiej potrawy wymaga przygotowania i przypilnowania kilku kwestii. Warto poświęcić chwilę i to przeczytać, żeby potem nie utuskiwać, że nie wyszło jak powinno.
Przybory kuchenne
Garnek lub rondel musi być szeroki, ale nie wysoki. Łatwiej Wam będzie podnosić talerz-pokrywkę z miski z jajeczną zawartością. Unikniecie niespodzianek: poruszania miseczki z masą jajeczną, poparzenia się gorącą parą, czy stłuczenia talerza.
Talerz (jeśli go użyjecie), na którym ustawicie miseczkę nie może być zbyt mały, bo ta będzie się chwiała i zrujnujecie piękną, gładką powierzchnię dania. A musi być nieskazitelna, jeśli chcecie takiej, jaką robią Chińczycy.
Miska, w której będziecie gotować jaja musi mieć cienkie ścianki, w przeciwnym razie proces przygotowywania znacznie się wydłuży.
Niewskazane jest ciągłe zaglądanie pod obie pokrywki: garnka i miski. Dajcie miksturze ściąć się w spokoju! Temperatura zrobi swoje! Nachalne wścibstwo jeszcze nikomu w niczym nie pomogło (a zniszczyło wiele).
Jajeczna mikstura
Istotne są proporcje jaj do wody. U mnie sprawdziły się takie: 1 jaj do 1 1/3 wody, ale spotkałam się z przepisami 1:1 1/2, a nawet 1:2.
Woda powinna być ciepła: 38-45°C.
Jaja należy ubić je tak, aby utworzyły jednolitą masę, ale nie spieniły się zbytnio. Pianę i tak będziemy musieli usunąć. Po dodaniu wody ponownie wymieszać tak, by piany było jak najmniej. Miksturę wlewać do docelowej miski przez gęste sitko, a resztki piany z powierzchni zdjąć łyżką.
Czas gotowania
Wszystko zależy od ilości jaj. Im ich więcej, tym dłuższy czas gotowania. Moje dwie sztuki ścinały się przez 18 minut mimo, że przepis, z którego korzystałam sugerował tylko 8. Proponuję zajrzeć pod pokrywki po 10 minutach gotowania.
Składniki (dla jednej osoby):
2 jaja ciepła woda (ok. 1:1 1/3 objętości jaj do wody) 1/3 łyżeczki soli 2 łyżki jasnego sosu sojowego łyżeczka oleju sezamowego gałązka szczypioru
Akcesoria:
garnek lub rondel o szerokiej podstawie gęste sitko sitko do gotowania na parze (bez uchwytu na środku) lub mały talerz miseczka o płaskim dnie i cienkich ściankach talerz deserowy do przykrycia pokrywka na garnek/ rondel
Wykonanie:
Na kuchence ustawić garnek/ rondel. Na dno, do góry nogami położyć talerzyk deserowy (odporny na wysoką temperaturę). Dopasować do niego miskę o płaskim dnie (muszą być kompatybilne, talerz zapewnia stabilność misce), w którym będziemy gotować jaja. Wlać tyle wody, aby prawie zakryła talerz.
Jaja rozkłócić, wlać ciepłą wodę (zamiast niej można wykorzystać bilion drobiowy lub warzywny), osolić i ponownie wymieszać. Przez gęste sitko przelać miksturę do miski. Łyżką zdjąć z powierzchni pozostałą pianę.
Miskę z miksturą postawić na talerzu. Następnie przykryć talerzem (jego dno nie może dotykać do powierzchni masy jajecznej), aby skraplająca się para nie kapała do dania, psując je. Garnek przykryć pokrywką.
Włączyć średni gaz. Gotować 10 minut. Dopiero wtedy sprawdzić stan masy, nie szarpiąc miseczki, wystarczy delikatnie nią poruszyć. Jeśli masa jeszcze się nie ścięła, gotować kolejne 2-3 minuty.
Po ugotowaniu wyjąć miseczkę z garnka, chroniąc dłonie rękawiczkami. Skropić sosem sojowym, olejem sezamowym, delikatnie je rozprowadzić spodem łyżki. Oprószyć drobno siekanym szczypiorem.
Podawać.
...
Kuchnie Dalekiego Wschodu uczą nas - szybkich, powierzchownych Europejczyków - cierpliwości i dbania o szczegóły. Ceremonia parzenia herbaty, jedzenia sushi, robienia makaronów, ubijania ryżu na mochi, a nawet - jak się okazuje - zrobienia zwykłych jaj na parze dopominają się czasu, opanowania i uwagi. Jeśli im ich nie poświęcimy, niczego nie skosztujemy, jedynie obejdziemy się smakiem.
1 note · View note
magazynkulinarny · 5 months
Text
Kremowa zupa na bazie tahini, masła orzechowego, miso i mleka kokosowego z makaronem somen oraz dodatkami
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Jeśli jesteście miłośnikami ramenu - nawet takimi, którzy nie wyobrażają sobie tej zupy bez mięsa - to niniejsza wegetariańska, uproszczona propozycja powinna przypaść Wam do gustu.
Ma bowiem w sobie dużo smaku i treści, charakterystycznych dla tej azjatyckiej potrawy. No i jej przygotowanie zajmuje zdecydowanie mniej czasu!
Wiem, wiem, puryści kulinarni pewnie zazgrzytają zębami, że to oszustwo, że wbrew tradycji, że śmiechu warte. Rozumiem Wasze święte oburzenie, bo ta zupa jest czystym, nietradycyjnym i nawet trochę śmiesznym oszustwem. Mimo wszystko uczciwym, bo nie udaje tego czym nie jest. I to właśnie mi się w niej podoba.
Podstawą tej kremowej zupy jest tahini, masło orzechowe i miso. Do nich dodaje się sos sojowy, cukier trzcinowy, chili, imbir i czosnek. Powstałą, dość gęstą pastę zalewa się wodą oraz mlekiem kokosowym. I - jeśli chodzi o część płynną - to w zasadzie wszystko.
Resztę stanowią dodatki. Jak w każdym ramenie, tak i tutaj, są one nieodzowne. Ugotowany makaron somen, smażone pieczarki (można je zastąpić grzybami shiitake) z porem, lekko obgotowana kapusta bok choy oraz olej chili, prażony sezam, siekany szczypior i kolendra zaspokoją każdy apetyt.
Jeśli chodzi o ostry olej chili, to dobrze jest przygotować go wcześniej i przechowywać w lodówce. Przyda się Wam do wielu azjatyckich potraw, a także do urozmaicania codziennego jadłospisu. Jest zdecydowany w barwie, aromacie i smaku. Jeśli nie macie ochoty robić go samodzielnie, kupcie gotowy produkt chiński lub japoński w sklepie z azjatycką żywnością.
Czy osoba lubiąca tradycję może jeść oszukany ramen? Może. Czy może nim częstować gości? Owszem. Jest tylko jeden warunek: wypada jasno poinformować, że to podróbka. Wówczas nikt nie poczuje się ani oszukany, ani zniesmaczony. Niewykluczone, że nawet podziękuje?
Składniki:
5 łyżek tahini 3 łyżki masła fistaszkowego łyżka ciemnego lub 2 1/2 łyżki białego miso 1/2 łyżki brązowego cukru łyżeczka chilli w proszku 2-3 łyżki sosu sojowego 2 łyżki oleju sezamowego 3-4 ząbki czosnku 30 g imbiru 250 ml mleczka kokosowego
Dodatki
Smażone pieczarki z porem 400 g pieczarek ok. 10 cm białej i jasnozielonej części pora 3-4 ząbki czosnku 15 g imbiru 2 łyżki sosu sojowego łyżka octu ryżowego
200 g makaronu somen bok choi 2 gałązki szczypioru 2 gałązki kolendry ostry olej z chili 2 łyżki nasion sezamu
Wykonanie:
Do niedużej miski włożyć tahini, masło orzechowe, miso, wsypać cukier, chili w proszku i wlać sos sojowy. Obrać cały czosnek i imbir, maksymalnie rozdrobnić i połowę dokładnie wymieszać z resztą składników. Drugą połowę zachować na później. Masa będzie dość gęsta.
Opłukać i osuszyć grzyby. Pokroić je w plasterki. Pora opłukać, jeśli trzeba usunąć wierzchnie liście, odciąć 10 cm od białej części i pokroić w półplasterki (reszta przyda się do rosołu). Na dużej patelni rozgrzać chlust oleju i dodać pieczarki. Smażyć do odparowania nadmiaru płynu i uzyskania brązowego koloru, następnie dorzucić pora oraz pozostałą część czosnku i imbiru. Ponownie smażyć, aż całość się udusi, pod koniec dodając sos sojowy i ocet ryżowy. Przełożyć do miski.
Opłukać i posiekać szczypior oraz kolendrę. Bok choy opłukać i przeciąć wzdłuż na dwie części. Na małej patelni uprażyć nasiona sezamu na złoty kolor.
Do średniej wielkości garnka przełożyć pastę-bazę. Zalać trzema szklankami wody (można zastąpić bulionem warzywnym), rozprowadzić dokładnie rózgą i włączyć średni gaz. Jeżeli okaże się zbyt gęsta, podlać wodą. Barwa płynu stanie się mleczno-kremowa.
W tym samym czasie w średniej wielkości garnku zagotować wodę i osolić ją. Gdy zawrze, włożyć bok choy i gotować ok. 1 - 1,5 min. Wyjąć łyżką cedzakową i odłożyć na talerz. W tej samej wodzie ugotować makaron (krócej o minutę niż widnieje na opakowaniu). Odcedzić.
Gdy zupa będzie gorąca, wlać mleczko kokosowe, olej sezamowy i całość dobrze wymieszać. Spróbować i ewentualnie dosmakować sosem sojowym lub octem ryżowym.
Do dwóch głębokich talerzy wlać zupę, włożyć po połowie makaronu, połówce kapusty (można już na talerzu pokroić) i część wkładki grzybowo-porowej. Obsypać szczypiorem, kolendrą, sezamem i skropić ostrym olejem chili.
Podawać.
10 notes · View notes
magazynkulinarny · 5 months
Text
Ostry olej chili
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Ten azjatycki specjał wywodzi się z Chin. W XIX wieku dotarł do Japonii, a następnie - wraz ze społecznością Dalekiego Wschodu - powędrował do Europy, Stanów Zjednoczonych i innych części świata.
W Państwie Środka ostry olej chili nosi kilka nazw, z których najpopularniejsze to Yóu Pō Là Zǐ (油泼辣子, papryczka chili spryskana olejem) w prowincji Shaanxi, Là Yóu (辣油, pikantny olej) lub Hóng Yóu (紅油, czerwony olej) w Syczuanie, natomiast w Kraju Kwitnącej Wiśni zwie się go Rāyu (ラー油 lub 辣油).
Jego podstawowym składnikiem są czerwone ostre papryczki. Nie ma kardynalnego znaczenia jaki to gatunek. W zależności od preferencji podniebienia wykonawcy może być delikatniejszy, albo palący. W Chinach powszechniejsze są ostrzejsze wersje niż w Japonii. Nawet pierwszy człon chińskiej nazwy 辣 oznacza pikantny smak, któremu towarzyszy gorąc. Papryczki mogą być suszone lub świeże.
Kolejnymi elementami oleju są świeży imbir i czosnek. Niektórzy dodają także różne rodzaje suszonej papryki (np. Chili Shichimi Togarashi, albo gochugaru), pieprz syczuański (kupiłam specjalnie do tego przepisu i bardzo polecam - ma szczególny, cytrusowy smak i aromat), liść laurowy, korę cynamonu, anyż gwiaździsty, nasiona fenkułu, a także (zwłaszcza w chińskich recepturach) sezam. Poza tym pojawia się cukier, sos sojowy, niekiedy sos z czarnej fasoli i ocet ryżowy. W Japonii do wyrobu chętniej używa się oleju sezamowego, natomiast w Chinach stosuje się codzienne oleje, np. rzepakowy.
Olej chili jest insensywny w barwie, aromacie i smaku. Daje potrawom porządnego kopa! Używa się go do wielu dań kuchni japońskiej: ramenów, pierożków Gyoza, smażonego ryżu Yangzhou, makaronu Yakisoba, chińskiej: warzywnego Lo Mein, wołowego Chow Fun, Mapo Tofu, makaronu Dandan, czy w koreańsko-chińskiej zupie Jjamppong.
Są dwie techniki przygotowywania czerwonego oleju. W pierwszej najpierw na średnio rozgrzanym oleju przesmaża się z grubsza pokrojony imbir, czosnek, cebulę, por, szczypior, świeżą kolendrę i przyprawy (bez papryczek chili!). Po kilku minutach, gdy tłuszcz przejdzie smakiem i aromatem produktów, usuwa się je i tym gorącym olejem zalewa rozdrobnione na płatki suszone papryczki oraz sezam.
W drugiej - stosowanej w przypadku świeżego chili - posiekane drobno owoce powoli i delikatnie podgrzewa się wraz z czosnkiem, imbirem oraz aromatyzującymi przyprawami aż do uzyskania odpowiedniej temperatury (bez ostrego, długiego smażenia, bo papryczki i czosnek ulegną zgorzknieniu, a wtedy wszystko można będzie wyrzucić do kosza na śmieci), a następnie zostawia do wychłodzenia i dalszego wchłaniania smaków przez olej.
Olej chili doskonale przechowuje się w lodówce. Może tam stać nawet kilka miesięcy! Trzeba tylko pamiętać, aby zawsze nabierać go czystą łyżką, w przeciwnym razie szybko spleśnieje.
Przyznam się Wam, że używam go do masy dań, nie tylko azjatyckich. Zdarza mi się polewać nim sałaty, makaron, albo dodawać do kanapek. Równie dobrze smakuje mi z twarogiem, co z pieczoną rybą.
Czy gdyby był człowiekiem o ostrym, czerwonym temperamencie chciałabym go tak często w swoim menu? Na pewno nie! Wolałam i wolę zrównoważone, harmonijne charaktery. Kocham bezpieczne, czułe ramiona.
Składniki:
250-300 ml oleju rzepakowego 5 ząbków czosnku 10 g świeżego imbiru 10 cm pora łyżka gochugaru duża garść małych papryczek chili 2 łyżki pieprzu syczuańskiego gwiazdka anyżu laska cynamonu 2 liście laurowe 2 łyżki sezamu 1-2 łyżki sosu sojowego łyżeczka cukru (białego lub brązowego) 3 łyżki oleju sezamowego
Wykonanie:
Papryczki pozbawić twardych szypułek (jeśli je mają) i rozdrobnić w malakserze.
Obrać czosnek, imbir i bardzo drobno posiekać. Umyć i obrać z wierzchnich liści pora i pokroić w drobniutką kosteczkę.
Na patelni rozgrzać olej. Wrzucić imbir, a za chwilę czosnek i energicznie mieszać, aż zacznie pachnieć. Dodać por i dalej mieszać, aby równomiernie się podsmażył.
Cały czas należy pamiętać o temperaturze oleju, nie może być zbyt wysoka. Jeśli olej stanie się zbyt gorący, zmniejszyć ogień i dodać trochę oleju o temperaturze pokojowej, aby go ponownie ochłodzić.
Wrzucić papryczki chili, sezam i resztę przypraw: gochugaru, pieprz syczuański, liść laurowy, cynamon, anyż, fenkuł. Kilka minut trzymywać ogień na średnim poziomie, aby wszystkiego nie spalić. Zawartość patelni powinna jedynie delikatnie skwierczeć. Olej już zabarwi się na czerwono.
Zmniejszyć ogień do minimum. Dodać cukier, sos sojowy, ocet i olej sezamowy. Wymieszać i wyłączyć gaz.
Przelać do wyparzonego słoika i zamknąć. Przechowywać w lodówce.
1 note · View note
magazynkulinarny · 5 months
Text
Piernik żydowski - mój ulubiony
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Uwielbiam ten piernik! Przepis przejęłam od mojej Mamy, która dostała go od swojej Teściowej.
Tereska piecze go od lat w święta Bożego Narodzenia. Zrezygnowała z eksperymentowania z różnymi recepturami, bo ma przepis na coś, co wszystkim smakuje i nigdy nie zawodzi. Przygotowuje dwa lub trzy bochenki, a gdy wracam do Warszawy pakuje mi część do wałówki.
Piernik żydowski jest wilgotny, ciężki, wielowymiarowy w smaku i bogaty w bakalie. Jedząc go nie wpadlibyście na myśl, że zawiera aż szklankę mocnego naparu z kawy (wraz z fusami)! Ani na to, że są w nim jabłka!
Nie musi dojrzewać, robi się szybko i - z tego, co mnie pamięć nie myli - zawsze się udaje. Same zalety.
Składniki:
500 g mąki pszennej 250 g miodu 250 g cukru szklanka naparu z 3-4 łyżek kawy mielonej jajko 1-2 jabłka 60 g masła 2 łyżeczki sody oczyszczonej paczka przyprawy do piernika 2-3 łyżki skórki pomarańczowej 20 g rodzynków 50 g orzechów włoskich 1/2 łyżeczki soli
Wykonanie:
Piekarnik nastawić na 180°C.
Do dużej miski wsypać cukier, dodać miód i wlać jeszcze gorący napar z kawy (wraz z fusami). Mieszać do momentu rozpuszczenia się cukru. Dodać przyprawy.
Gdy płyn wystygnie wsypać mąkę, sodę i sól. Wymieszać. Wbić jajko, dodać miękkie masło i zmiksować mikserem.
Obrać i pozbawić gniazd nasiennych jabłka. Zetrzeć na grubej tarce. Dodać do ciasta wraz ze skórką pomarańczową, rodzynkami, uprażonymi i grubo krojonymi orzechami, a następnie całość wymieszać.
Klasyczną keksówkę wysmarować masłem i obsypać tartą bułką. Wlać ciasto i piec ok. godzinę (do tzw. suchego patyczka).
4 notes · View notes
magazynkulinarny · 5 months
Text
Wegańskie foie gras aka pasta z orzechów nerkowca
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Czasem pomysł na jakieś danie pojawia się niespodziewanie. Na przykład podczas redakcyjnego obiadu i prowadzonych wówczas rozmów lub szukania muzyki do pracy na YouTube.
W ten właśnie sposób trafiłam na przepis na wegańskie foie gras. Być może niektórzy z Was nie wiedzą czym jest foie gras, wyjaśnię więc krótko. To pasztet produkowany ze stłuszczonych gęsich i kaczych wątróbek. Tradycyjnie pojawia się na świątecznym stole we Francji i uchodzi za jeden z najdroższych przysmaków tej kuchni. Dlaczego? Przez kontrowersyjny, wzbudzający bunt środowisk prozwierzęcych proces produkcji. Polega on na przymusowym karmieniu ptaków kilka razy dziennie w celu uzyskania maksymalnie stłuszczonej i przynajmniej 10-krotnie powiększonej wątroby. Nie trzeba być szczególnie wrażliwym żeby sprzeciwiać się bezwzględnym metodom pozyskiwania wyrafinowanych rarytasów, wystarczy odrobina wyobraźni...
Szczęśliwie coraz więcej krajów zakazuje przymusowego tuczu zwierząt. Tzw. force-feeding jest już zakazany w 22 państwach członkowskich Unii Europejskiej. Poza Europą to Australia, Argentyna i Izrael. W 2014 roku Indie stały się pierwszym krajem na świecie, który oprócz produkcji pasztetu strasburskiego zakazał również jego importu. 
Świat wielkiej kuchni jest podzielony (jak wszystko wokół, niestety): duże grono słynnych szefów kuchni wciąż propaguje stare receptury wykorzystujące zwierzęta w sposób niehumanitarny, inni od nich stanowczo odchodzą, rezygnując całkowicie z produktów odzwierzęcych. Jeden z uznanych francuskich szefów kuchni, Alexis Gauthier, zdając sobie sprawę z okrucieństwa produkcji foie gras, stworzył wegańską alternatywę i nazwał ją faux gras. Serwuje ją w swojej nagrodzonej gwiazdką Michelin londyńskiej restauracji Gauthier Soho. Bazą jego pasztetu jest brązowa soczewica oraz dodatek smażonej szalotki i pieczarek.
Podstawą mojej wersji podrabianego foie gras są orzechy nerkowca wzbogacone o smażoną cebulę, czosnek, suszone grzyby oraz kilka smakowych dodatków. Ideą jest uzyskanie pełnego umami smarowidła, przypominającego smakiem i strukturą oryginał, a skoro same orzechy są dość blade w smaku, trzeba im go nadać. Smażona cebula i czosnek, grzyby, miso, nieaktywne płatki drożdżowe, przecier pomidorowy mają go pod dostatkiem. Aby całość była jeszcze bardziej kompletna, dolewa się też niewielką ilość koniaku (klasyczne foie gras bez niego się nie obywa).
Efekt jest naprawdę niezwykły! Trzeba tylko uważać na proporcje, zbyt duża ilość jakiegoś składnika może zepsuć całość.
Składniki:
2 szklanki orzechów nerkowca 2/3 szklanki suszonych grzybów duża cebula 2-3 ząbki czosnku 4-5 łyżek oleju rzepakowego łyżeczka ciemnej pasty miso (lub 2 łyżki jasnej) pół szklanki gotowanej ciecierzycy 2 łyżki przecieru pomidorowego 3 łyżki nieaktywnych płatków drożdżowych 3 łyżki koniaku (lub brandy) 1-2 łyżki sosu sojowego 1/3 łyżeczki gałki muszkatołowej płaska łyżeczka suszonego tymianku sól i czarny pieprz do smaku
Wykonanie:
Orzechy nerkowca zalać wodą, na palec ponad ich powierzchnię. Podobnie postąpić z suszonymi grzybami. Powinny się moczyć minimum dwie godziny (maksymalnie całą noc).
Cebulę i czosnek obrać i pokroić w plasterki. Usmażyć na niewielkiej ilości oleju rzepakowego.
W kielichu robota kuchennego umieść odsączone z wody suszone grzyby i zmiksować na papkę. Dodać odcedzone orzechy wraz z miso, drożdżami i resztą składników. Zmiksować do uzyskania gładkiej masy. Jeśli będzie zbyt gęsta, wlać trochę wody po moczeniu grzybów.
Dosmakować solą i pieprzem. Jeśli potrzeba, dodać więcej którejś z przypraw.
Wiele przepisów zaleca dodanie do masy dearomatyzowanego oleju kokosowego. Jego zadaniem jest nadanie całości kremowej i jednocześnie zwartej konsystencji, która jest cechą charakterystyczną foie gras.
Przełożyć do wyparzonego słoika, szczelnie zamknąć i wstawić do lodówki (może tam stać do tygodnia).
Oszukany pasztet strasburski bardzo mi smakował na opieczonym chlebie z serem brie, śliwkowym chutneyem i rukolą.
Bon appétit!
1 note · View note
magazynkulinarny · 5 months
Text
Odsmażane ziemniaki z patelni po mojemu
Tumblr media Tumblr media
Proste, tanie, rustykalne jedzenie. Bez żadnych pretensji do tronu, tronu po Napoleonu (jak śpiewał klasyk z klasyczką).
Ziemniaki smażone z sadzonym jajkiem to smak, który noszę zakodowany w pamięci, jako błogi i dobry. To danie przytulające, pocieszające, z angielska zwane comfort foodem.
Gdy byłam dzieckiem Mama obierała duży garnek ziemniaków, kroiła w batony długości 5-6 cm i grubości 1 cm, jak na frytki (fachowo to cięcie zwie się pont neuf), wrzucała bezpośrednio na patelnię i od czasu do czas przewracała. Po jakimś czasie dostawaliśmy na talerzach posklejane, mięciutkie w środku i przysmażone na złoto-brązowo z zewnątrz ziemniaki, które znikały w okamgnieniu. Poezja! 
Od lat nie udało mi się odtworzyć tamtych “klejonych ziemniaków”, jak je nazywałam. Nowe odmiany zastąpiły stare “do wszystkiego”, które nadawały się równie dobrze do gotowania, sałatek, placków ziemniaczanych, czy klusek. Po ich usmażeniu powstawał efekt zlepienia spowodowany wysoką zawartością skrobi. Ileż to ja razy próbowałam odzyskać na talerzu ten raj utracony! Ileż odmian bulw przerobiłam! Ileż kombinowałam z uprzednim podgotowaniem, a potem smażeniem... Nic. Ziemniaki nie garną się do siebie, jak kiedyś, nie potrzebują towarzystwa, bliskości, wzajemnej wymiany ciepła. Wolą dobrze prezentujący się na zdjęciach indywidualizm.
Gdy się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Robię więc zwykłe odsmażane ziemniaki. Gotuję, studzę, kroję w batony lub w łódeczki i smażę do uzyskania chrupiącej skórki, obsypując szczodrze ulubionymi przyprawami. Tym razem dodałam też zaskakujący składnik: orzechy włoskie. Według mnie bardzo ciekawy pomysł. Spróbujcie, może i Wam przypadnie do gustu?
Składniki:
1 kg ziemniaków (najlepiej typu A) 4 jaja przyprawy: utarta kozieradka, słodka papryka, suszone oregano 2 łyżki orzechów włoskich sól i czarny pieprz do smaku
Wykonanie:
Ziemniaki obrać, opłukać i ugotować nie do końca (przy wbiciu widelca powinny być trochę chrupiące). Odcedzić, ostudzić i pokroić w łódeczki.
Na dużej patelni rozgrzać chlust oleju rzepakowego. Wsypać ziemniaki i smażyć pozwalając, by sobie poleżakowały w jednej pozycji 5-7 minut, zanim odwróci się je na kolejny bok. Ziemniaki w ogóle nie należą do nadpobudliwców, one potrzebują czasu, muszą się wyspać, inaczej są niestrawne.
Pod koniec smażenia, gdy łódeczki dobrze się zrumienią, obsypać solą, pieprzem, przyprawami i drobno siekanymi lub zmiksowanymi w blenderze prażonymi orzechami włoskimi. Przemieszać.
Przesunąć na jedną stronę patelni, dać kapkę oleju lub masła, wybić jaja i usmażyć.
Podawać z kefirem lub maślanką.
1 note · View note