Tumgik
#zapije się
mikoo00 · 6 months
Text
Tw
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Generalnie lęk czuje nawet nie wiem z jakiego powodu
Może ed się odezwało może alkoholizm Nie wiem dokonca
Przeraza mnie jak bardzo przytylem nadal jestem szczęściarzem bo wolniej tyje niż chudnę Udało mi się zjeść dziś 641 kcal
W pracy strasznie mi się ręce trzęsły Czulem mrowienie w dłoniach Dawno tak nie miałem w momencie gdy nic się po prostu nie stało
Kupiłem pepsi w butelce (jeden z największych moich wyzwalaczy bo wlewałem wóde i codziennie piłem) nie czulem smaku liczyłem łyki jak dawniej oceniając po jakiej ilości byłbym podpity licząc na ulgę z każdym łykiem prześwitywały mi myśl,, nie chce nic czuć" na chwilę działało (generalnie picie i liczenie pomaga przekierować myśli dlatego) Następnie znowu fala lęku,, Tak też by było po alko a nawet gorzej" Nie wazne co robiłem nie potrafiłem się pozbyć tych emocji
Tego dnia też poszedłem na czyjaś rocznicę Panikowałem bo na nich nie skupiam się na czymś doświadczeniu a na tym jak pogratulować przed duża grupą ludzi by nie wyjść na debila
Po meetingu myslalem czy aby napewno chce organizować swoją rocznicę Tak jak na tej rocznicy gdzie cześć osób mowila o programie,, cuda się dzieją dzięki aa",, jest wspaniale"
Nie dzieją się cuda Ta choroba może zabić każdego Czasami starania nie wystarczają i tu nasunoł mi się cytat z filmu,, mój piękny syn,, to jest jak rak" to dobra metafora Nie przypomina mi to cukrzycy Gowno które wyżera cie od środka Nigdy nie będziesz mieć stu procentowej pewności czy jakie kolwiek działania powstrzyma rozwój alkoholizmu Może być nawrót mogą B ć przeżuty na inne sfery życia oraz obszary psychiki Każdy następny jest gorszy Trudniej bowiem wyjść na prostą Tak mi na terapi mówiono Niedawno też na meetingu usłyszałem,, lepiej zapić wcześniej tuż po terapii niż później będąc dłużej w aa"
Uświadomiłem sobie ile miesięcy mam Pierwszy rok minie ile się zmieniło a raczej co się nie zmieniło co sprawiło, że silniej odczółem słowa terapeutki z przed paru miesięcy,, inni lepiej radzą sobie z wyzwalaczami mając tyle miesięcy co ty",, nie trzeźwiejesz"
Dalej Boje się ludzi, dalej ciężko jest mi się przypomniało godzić z traumatyczny dzieciństwem z tym, że ojciec nigdy nie będzie dla mnie ojcem Za późno
Tez wyobrażałem sobie ten dzień Nie chce żeby to było święto "z martwych stania, Narodzenia, urodziny" przez nakręcenie innych na sprawy duchowe po prostu się boję ich oceny Wiem że jestem wrzodem na dupie jednaj osoby gówniarzem Jestem tam najmłodszy reszta jest po 30 koło 50 ci co byli może 3/5 lat starsi odeszli i wrócili do picia
Ktoś kto by usłyszał że moje picie trwało nie całe 2 lata mógłby pomyśleć że mam łatwiej ale tak naprawdę u większości uzależnienie rozwija się latami ja doszedłem do przed ostatniej fazy alkoholizmu w takimvczasie
Ta choroba może mnje zabić szybciej niż innych
Mam silne tendencje s.. A nasilają się właśnie gdy pije Inni mogą myśleć że gdy zapija wpadną w ciąg i dosięgnąć ich zdrowotne i prawne konsekwencje
Mnie może dosięgnąć natychmiastowa śmierć
Już raz byłem w takim momencie jedyne co mnie uratowało to nadzieja ze moze to ostatni raz i dbając o siebie będę wkoncu wartościową osobą
Gdybym zapił zawiódł bym wszystkich sprawił bym że poczuli y się jak ja będąc dzieckiem patrzący na degradacja mojego ojca Nie wyabzcylbym sobie nigdy Nie potrafiłbym dać sobie kolejnej szansy To ostatnia
Myślę że na moją i znajomej rocznicę mniej przyjdzie ludzi którzy chcieli by mnie wysłuchać ale to dobrze będę w jej cieniu
To nie jest mój dzień i nie jest to chwała wobec aa gdzie doświadczenia innych minią się w oczach nie których jak magiczne zaklęcia Nie działo by to na mnie gdyby nie działania niektórych ludzi To dzień osób które ratując siebie były wstanie uratować na ten czas czyjeś życie
Chce rocznicy chce wyrazić tym osobom wdziecznosc
Chciałbym zaprosić moją mamę jednak nie wiem czy to dobry pomysł Usłyszała by o moich próbach s...
Boje się że zapije
Myslalem o alkoholu myślę że się sam nakręciłem,, jeśli zapije to tego stresu związanego z rocznicą unikne" jednak nie mogę dać sobie na to Przyzwolenia nie mogę nie szanować tego ile nerwów i starań kosztowało innych bym nie pił
Chyba też wywarłem na sobie presje,, Musze wytrwać bez alko do roxznicy" co kłuci się z zaleceniami terapeutyczny i i aowskimi,, 24h tylko tyle",, muszę zmienić jak najwięcej się da w swoim życiu przed rocznicą",, moje życie jest nudne" ale ono ma być normalne a nie spektakularne
Alkoholicy mają tendencje do siania chaosu w swoim życiu Ciągłe wzloty i upadki Bo to znam bo to sprawia że czuje się żywy bo życie niektórych aowców takie jest sielankowe pełne radości euforii To mnie denerwuje
Nie wiem czy jestem na głodzie Może tak być lęk nie uzasadniony, rozdrażnienie, złość bez powodu, płacz, rozpacz, pustka, apatia Koloryzowanie wspomnień, nadmierne myślenie o alkoholu, drżenie dłoni, poczucie winy i samotność w tlumie
Mimo tych objawów nie wiem Może się wstydze? Po tym co usłyszałem od teraputki Nie jestem idealny i nie mogę tego zaakceptować Miałem dziś wielokrotnie derealizacje Gdy sprzątałem sale było źle bo nie muszę myśleć co robię to przychodzi mi automatycznie Będąc na kawach trochę uspokoiłem bo to już wymaga ode mnie skupienia i planowania
Dochodzi do tego wszystkiego kolejny trigger Koleżanka z pracy powiedziała innej ile schudła 16kg w 3 miesiące..
U mnie ed jak i alkoholizm są ze sobą połączone Gdy nie mogę schudnąć i zajadam emocje rodzi się pomysł by wrócić do picia ale zanim to nastąpi próbuje uciec do any
Chciałbym porozmawiać z terapeutką o tym wszystkim Niestety pewnie przez to że nie zadzwoniłem do niej we wtorek mimo że wiedziała że jestem chory i mówiła bym nie przychodził prawdopodobnie będzie na mnie w chuj zła Znów będę menelem, manipulatorem alkoholikiem na dupościsku który,, nic nie wynosi z terapii po ukończeniu zapije" będę musiał to wszystko w sobie tlumic
Jest cień szansy ze jednak tak nie będzie Ale sie wstydze tych wszystkich myśli które opisałem Na meeting idę dopiero w pon Mam wyrzuty do siebie że ciągle tam jończe o problemach Nie jestem m wstanie sobie radzić z życiem
Boje się porozmawiać z kim kolwiek
To jedyne miejsce gdzie mogę wyrzucić to siebie
Wiem, że się nakręcam nie potrzebnie bo do grudnia szmat czasu
58 notes · View notes
Text
Zapale blanta, zapije piwem Później pomyślę o Tobie i zgine Byłaś dla mnie wszystkim, ale się zgubiłem Nie sądziłem, że to tak zaboli Ale wolałem odejść niż ranić Cię bardziej ~Ziomek-z-zepsutym-sercem
14 notes · View notes
dollystarving · 6 months
Text
Kocham to że teraz jak coś jem i wypiję chociaż łyk wody to mój organizm przyjmuje to i zmniejsza mi się apetyt lub czuję się strasznie najedzona. Zjem 1/4porcji, zapije woda bo mi sucho w gardle i chcę zjeść dalej? Nie mogę, bo mi chyba brzuch pęknie... Najlepsze uczucie.
Tumblr media
Dzisiaj cały dzień jadę pociągiem, więc prawie nic nie zjem... tylko słabo mi się robi od śniadania teraz. Ale no cóż, życie
Miłego dnia ćmy i motylki<33!
15 notes · View notes
black-angel-heart · 9 months
Text
"Znów pada deszcz nie potrafię tego znieść już
Dosyć mam przeszkód nie umiem przez to przejść tu.
Czuję to w sercu, bo jego nie okłamię
To pieprzony świadomości pościg i jego wołanie.
Wątpliwości - nie wiem co się stanie
Nie chce czuć nic, polej mi wódki, zapije pamięć i chuj z tym."
2 notes · View notes
Text
this somg reminds me of patrick bateman but instead of killing hte homeless guy he just gives him 300zl to drink himself to death with
0 notes
s3thriel · 2 years
Text
Nienawidzę samego siebie.... Inaczej zaplanowałem dzień a wyszło przeciwko mnie.... Rano zawiozłem jej mój nie używany wentylator. Było spoko pojechaliśmy. Jak planowałem mniej pracy by prędzej skończyć i zrobić jej niespodziankę.... Jednak wpierw nie wyszedł plan A, a potem mój zjebany współpracownik zjebał plan B. A na domiar złego przyszedł on i zjebał już wszystko totalnie łącznie z moim humorem..... Myślałem że szlag mnie trafi jak ją dotykał.... Wkurwiłem się na maxa a jeszcze Dominika dźwigneła mi ciśnienie z rana.. chciałbym by mną była tak zauroczona.... Jemu odpisuje a mnie ma w dupie już.... Jestem dla niej tylko "kierowcą"... Chciałbym być młodszy, lepszy... By sobą ją zainteresować jak tymi dwoma wcześniej... Nie mam w sobie nic po za nienawiścią do samego siebie..
Na siłę chcę ją uszczęśliwić a ona i tak ma to gdzieś... Odechciewa mi się wszystkiego już. Czasami marzę by mieć wypadek i zginąć... Mieć spokój w końcu o którym od tak dawna chciałem. Chciałbym się pozbyć tego uczucia które we mnie jest. Zabija mnie powoli i zmienia... A mimo wszystko chcę... Bardzo chcę.... a wiem że będzie szczęśliwsza z kimś innym bardziej niż ze mną.. I to mnie boli najbardziej.... Pragnienie czegoś czego nie mogę mieć... Jestem zamknięty w pudełku z którego nie potrafię się wydostać... Mimo że jestem gotowy zrobić WSZYSTKO....
Nastała kolejna sobota, a ja jestem sam... A ona znów przestanie odpisywać aż do piątku..... Nawet nie przeczytała choć ją o to prosiłem... Brak czasu na czytanie i odpisywanie.... Ehhh.. Ale na innych ma czas... Nie chce być sobą....
Mam nadzieję że zapije się dziś na śmierć w końcu....
0 notes
chlopiec-z-blizna · 2 years
Text
I naćpam się xanem i zapije wódką, bo dla mnie to wszystko trwało za krótko..
3 notes · View notes
smiertelnie · 5 years
Text
Ludzie, którzy nie mieli do czynienia z osobami uzależnionymi, nigdy nie zrozumieją, jaką katorgą jest życie z takim człowiekiem pod jednym dachem.  Zastanawianie się, ile jeszcze czasu mu zostało. Czy zapije się albo zaćpa się w tym roku, czy może jednak nie. 
253 notes · View notes
dowcipnisia · 4 years
Text
Prędzej się zapije niż moja rodzina zmieni się chodź na chwile!
10 notes · View notes
mikoo00 · 11 months
Text
Zaczołem się znowu izolować W tym sesie ze jest parę rzeczy, które nie dają mi spokoju a nie jestem wstanie tego nikomu powiedzieć
Dobiło mnie jak terapeutka powiedziała zaras po tym jak jej opowiedziałem o moim głodzie na meetingu kiedy to się podrapałem żeby odreagować emocje ,, ty możesz sobie tu nie poradzić Lepiej by było gdybyś się zgłosiłx na terapie podwójnych diagnoz"
Co to znaczy?
Zabije się? Zapije? Odpuszczę sobie? Ty po prostu sobie ze mną nie poradzisz bo widzisz, ze mam większy problem niż chlanie i gadaniem,, nie użalaj się nad sobą" mi nie pomożesz Nie jestem 40 letnim typem, który ma blade pojęcie o zaburzeniach psychicznych
Nie dogaduje się z tą terapeutą ale czego się spodziewam od kogoś kto jest tylko teraputom uzależnień...
Nie chce iść ani na dzienny ani na oddział zamkniety Nie mam na to czasu Mam teraz też inne cele w życiu i chce móc się w tym kierunku rozwijać by móc je osiągnąć Chce zarabiać studiować, chodzic na meetingi do muzeów, tworzyć
Boje się teraz że mnie wywali z terapii xd czuje się niezrozumiany.. I samotny
60 notes · View notes
burnt--child · 5 years
Text
za dużo wymagam, ale czuję się od kilku dni ciągle zawiedziona i pominięta. potrzebuję bardzo dużo uwagi teraz i bardzo dużo uczuć. nie dostanę tego, a nadal się łudzę, że będzie inaczej. mam ochotę to zapić i przepłakać w poduszkę. chcę poczuć się lepiej i chcę pomocy. nie poproszę o nią, bo to jest toksyczne. nie zapije tego, bo to nie jest rozwiazanie, nigdy nim nie było. mam tylko nadzieję, że sobie poradzę i przejdzie mi ta potrzeba miłości.
2 notes · View notes
historyjkimaire · 6 years
Text
Theatre des Vampires - część piąta
Ojcze, Mam nadzieję, że mój list zastanie Cię w nie najgorszym zdrowiu i samopoczuciu, mimo że nie byłeś kontent z mojego wyjazdu do Paryża w poszukiwaniu Samuela. Jak wiesz, jako że od dłuższego czasu nie otrzymywałem od niego listów, których i Tobie skąpił, postanowiłem odszukać go i nakłonić, by porzucił artystyczne mrzonki i wrócił ze mną do domu. Wiadomo, że z malowania nawet najpiękniejszych obrazów trudno wyżyć, a rodzinny interes, mówię o tym legalnym, sam się nie poprowadzi. Tak jak Ty, miałem nadzieję, że Samuel kiedyś wykaże się odpowiedzialnością i z własnej woli przejmie część obowiązków – wciąż mam na myśli kompanię handlową „Winchester i synowie”. Niestety, tak się nie stanie - ani teraz, ani w przyszłości.
Ciężko mi to pisać, ale z prawdziwym smutkiem i sercem cięższym niż kamień przekazuję Ci wieści o śmierci Samuela. Nie zmogła go choroba, nieszczęśliwy wypadek, zbyt namiętna pasja ku malarstwu, czy trudy zwykłego, pełnego chłodu i głodu życia, lecz wróg z rodzaju tych, z którymi walczymy prawie co dnia, a o których on nie wiedział, więc nie potrafił się przed nimi obronić. Zaiste, żałuję, że nigdy nie powiedzieliśmy mu o naszych zmaganiach z dziećmi nocy i nie nauczyliśmy sposobów ich zabijania. Żałuj i Ty, ojcze, bo gdybyś podjął inną decyzję, być może twój młodszy syn, a mój brat nie zginąłby z rąk tutejszych wampirów, idąc na śmierć bezwolnie jak jagnię na rzeź. Przybyłem do Paryża zbyt późno, by go ocalić. Nie sprawia mi pociechy fakt, że pomściłem jego śmierć, z pomocą innych niszcząc lokalne gniazdo wampirów, na tyle bezczelnych, by zapraszać potencjalne ofiary na spektakle do Theatre des Vampires. Jednak wszystko stało się za późno. Nie jest mi lekko na duszy. Śmierć Samuela ciąży mi na sumieniu i ośmielam się rzec, że powinna ciążyć i Tobie. Mam wrażenie, że nigdy nie starałeś się go zrozumieć i nie doceniałeś jego możliwości, a ja ślepo podążałem za twoim przykładem, czyniąc toż samo. Teraz czuję wstyd. I pustkę, której nie uda się wypełnić. Samuel odszedł na zawsze, jak wcześniej moja matka, a twoja żona, którą tak bardzo przypominał. Jeśli uważasz, że piszę zbyt uczuciowo, co wszak nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie, wybacz, ale się z Tobą nie zgodzę. Zawiodłem brata, lecz ty zawiodłeś syna. I będziemy musieli z tym dalej żyć. Wracam w najbliższym czasie jednym z naszych statków, prawdopodobnie „Enterprise”, który na dniach będzie odbierał zamówiony towar w Marsylii. Powinienem pojawić się w Luizjanie z początkiem sierpnia. Jednak nie wiem, czy zdołamy się zobaczyć, albowiem obiecałem Singerowi, że tuż po powrocie niezwłocznie zajmę się chupacabrą grasującą na rozlewiskach Nowego Orleanu. Niemniej, wkrótce się zobaczymy. O ile w ogóle będziesz chciał mnie widzieć po przeczytaniu tego listu. Twój, mimo wszystko oddany, a teraz jedyny, syn - Dean. PS. Postanowiłem pochować Samuela pod Paryżem, na Cmentarzu Montmartre, w dzielnicy artystów, tak bliskiej jego sercu. PS. 2. Pomódl się za jego duszę. * Słońce zachodziło za licznymi, skośnymi lub płaskimi - do koloru, do wyboru, dachami Montmartre, barwiąc wnętrze poddasza przy Avenue Napoleon na złoto-różowo. Drobinki kurzu wirowały w snopach przygasającego światła, padających z niewielkich, wciśniętych pod dach okienek. Stojący na komodzie samowar Mikołaja lśnił jak wypucowany, podobnie jak łaziebny dzbanek i miska, ozdobione szlaczkiem z polnych kwiatków. Na sznurze przeciągniętym nad okapem kominka schło pranie – samo spranie rozbryzgów krwi z surduta Deana wymagało niemałego wysiłku. Pachnący groszek w skrzynce pod oknem unosił zmęczone kwiatowe główki w oczekiwaniu na nadchodzący, ożywczy chłód wieczoru, napełniając poddasze miłą, słodką wonią, konkurującą z gorzkawym aromatem bazylii i tymianku. Dean nonszalancko rozpierał się na wąskim łóżku, na którym kiedyś sypiał Samuel, od niechcenia popijając beaujolais i zmrużonymi oczyma wpatrując się w brata siedzącego naprzeciwko przy rozchwierutanym stoliku. Zachodzące słońce opromieniało wysoką i ciut przygarbioną sylwetkę Samuela, lśniąc w jego kasztanowych włosach, zaglądając w oczy – w tym momencie bursztynowo-brązowe i bawiąc się liczeniem pieprzyków na bladej twarzy. W wycięciu czystej, białej jak śnieg koszuli młodzieńca błyszczał amulet z kryształu górskiego – pękł i stracił swoją moc, ale Samuel nie miał najmniejszego zamiaru się z nim rozstawać, podobnie jak z miniaturowym portretem matki leżącym przy nim na blacie. - Pokaż – powiedział Dean tonem nie znoszącym sprzeciwu, nie mając na myśli portretu Mary Winchester, na co Samuel westchnął, z ubolewaniem potrząsając głową, ale posłusznie uśmiechnął się szerzej, pokazując wysuwające się kły. - Już? Napatrzyłeś się? – spytał z rezygnacją. – Ile razy mam je zmuszać do posłuszeństwa? - Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą Dean, uśmiechając się kącikiem ust i leniwie poprawiając na posłaniu. Czerwone wino i letni zachód słońca za oknem z lekka go usypiały. Po raz pierwszy od dawna opuścił gardę, rozluźnił się – w sensie dosłownym, bo siedział na łóżku na bosaka, w samych bryczesach i samodziałowej koszuli, i po prostu cieszył się życiem. – Fascynują mnie. - Znajdź sobie coś innego do podziwiania – burknął Samuel, niemal jednocześnie z bratem sięgając po kieliszek z młodym, czerwonym beaujolais i ponownie wzdychając, tym razem z prawdziwym żalem. – Wiesz, co jest najgorsze? W Theatre des Vampires byłem wciąż głodny, a teraz nie mogę niczego zjeść, by się najeść. Żegnaj, zupo cebulowa z grzankami i chrupiące croissanty. Żegnajcie, bouillabaisse i sery z Owernii...
- Pić możesz – przypomniał mu Dean, samemu pociągając solidny łyk z obtłuczonego kieliszka i zagryzając resztą czerstwej bagietki. – To i owo. Sam oblał się rumieńcem, sięgającym wycięcia rozchełstanej koszuli. Kto by pomyślał, że wampiry potrafią się rumienić? Wyraźnie linia rodu Batorych była zadziwiająca pod wieloma względami. - Nie potrzebuję wiele – wymamrotał, patrząc na Deana przepraszająco. – Mariska nauczyła mnie, jak zadowolić się kilkoma kroplami… - Taaa, wiem – mruknął Dean, przewracając oczyma i czując rosnącą irytację, nic nie wnoszącą i irracjonalną, ale doskonale odzwierciedlającą jego nastawienie do wampirzycy, która – w pewien sposób, odbierała mu brata. Choć mu pomogła. – Mariska… - Kto mnie wołał, czego chciał? – spytała wołana, pojawiając się na progu poddasza z dwoma kolejnymi butelkami droższego wina i koszem wyładowanym wiktuałami, w tym świeżym pieczywem, zestawem serów, oliwkami, niemieckimi kiełbaskami, szynką westfalską, pasztetem i lotaryńską quiche z wędzoną słoniną. - O wilku mowa – burknął Dean, nieco ułagodzony zapasami, jakie ze sobą niosła, choć pamiętał, by nie ufać Grekom nawet wtedy, gdy przynoszą dary. – Na co ci tyle jedzenia? - Dla ciebie, głodomorze – odcięła się Mariska, z impetem stawiając piknikowy kosz na małym stoliku, przy którym siedział Samuel – w ostatniej chwili uratował przed przygnieceniem miniaturę Mary Winchester, pieczołowicie odkładając ją na półkę nad kominkiem, skąd spoglądała na swoich synów z nieco smutnym uśmiechem. – Zjesz za nas troje. Ale winem będziesz musiał się podzielić. - Właśnie – westchnął Dean, od niechcenia poprawiając się na posłaniu i odruchowo wyciągając rękę po kawałek quiche – lubił połączenie jajek, śmietany, sera i boczku. – Jakim cudem pijesz wino? Nie wiedziałem, że wampiry… - Bo lubię – zaśmiała się Mariska, siadając na niskim stołeczku z wdziękiem i poszumem szerokiej spódnicy. W ciągu kilku dni zdążyła sprawić sobie nową, chabrową jak letnie niebo suknię z dwutonowego atłasu, z dwuczęściowymi rękawami i głębokim wycięciem, skromnie przesłoniętym modestką z gęsto marszczonym podwójnym kołnierzykiem – zdecydowanie nie uważała, by nadążanie za modą było czymś wstydliwym. - In vino veritas. - Przy tobie mój brat nie dosyć, że zwampirzał, to jeszcze się zapije – poskarżył się z pełnymi ustami Dean, z przyjemnością wgryzając w jeszcze ciepłą tartę. - Acz nie na śmierć – celnie zauważyła Mariska i Dean aż się wzdrygnął, z trudem przełykając pochłaniany kawałek kruchego ciasta. Jak tak dalej pójdzie, to on zginie – nie z powodu nadmiaru trunków, a dławiąc się jedzeniem. Zbyt dobrze pamiętał niedawny deszczowy mrok przed buchającym kłębami dymu Theatre des Vampires, popłakującą Blankę, bezwładne ciało Samuela, z którego życie uciekało szybciej niż piasek przesypujący się w klepsydrze i pochylającą się nad nim wampirzycę. Swój strach. Decyzję brata. Nie, Samuel nie zapije się na śmierć. Odtąd śmierć nie będzie się go imała. Przynajmniej nie zwyczajna. - Nic mi nie będzie – zaprotestował Samuel z oburzeniem. – Nie mam takiego pociągu do wina, co ty. Czy Mariska. - Jeszcze – prychnęła wampirzyca i zaśmiała się w głos. – Poczekaj, aż pojedziemy do Włoch rozkoszować się sztuką. Sepiowe pejzaże, smukłe cyprysy, przykurzone pinie, białe chmurki, lazurowe morze, przystojni Włosi – w twoim przypadku podejrzewam, że raczej Włoszki, i oczywiście, nieodzownie… chianti. - Plus zamieszki i okupacja wojsk napoleońskich – podpowiedział Dean, nieco obeznany z sytuacją, która utrudniała kompanii „Winchester i synowie” handel, skądinąd doskonałym, włoskim winem. - Wspaniałe warunki do zwiedzania Wiecznego Miasta. - Ty to potrafisz zepsuć zabawę – zmarszczyła kształtny nosek Mariska, potrząsając głową, aż związane atłasową wstążką, kasztanowe włosy rozsypały jej się na ramionach, wspaniale kontrastując z bielą przymarszczonego kołnierzyka i błękitem sukni. – Daj się bratu wyszaleć artystycznie, ujrzeć dzieła Michała Anioła, Rafaela, Botticelliego, poterminować w Wenecji u Longhiego, niestety Alessandro, nie Pietro, od którego ja się uczyłam, ale w międzyczasie się biedakowi zmarło. Ale zapewniam, że Alessandro jest równie znakomitym portrecistą. - A Henrietta Lorimier? – zapytał ciut złośliwie Dean, przerywając słowotok wampirzycy i spoglądając znacząco na Samuela. – Nie zapłacze się po tobie, bracie? - Ma nowego ucznia – bąknął młodszy Winchester, nie wiedząc, gdzie podziać oczy. Rzeczywiście, Sebastian wreszcie wkradł się w łaski Henrietty – wszak uratował jej życie w Theatre des Vampires. Szukając odkupienia za porzucenie Samuela, poobijany przez Jean-Luca, ledwo uszedł z życiem, lecz został za to sowicie wynagrodzony. Nawet zabrał ze sobą Blankę, która została drugą pokojówką Madame Lorimier, usilnie starającą się zapomnieć o wszystkim, co przeszła w teatrze, choć do końca długiego życia po nocach miały ją budzić koszmary z kłami w roli głównej. - I tak panna egzaltowana ma nowego ucznia, a ja brata wampira – powiedział melancholijnie Dean, patrząc na Samuela z ukosa i dopijając wino, by ponownie napełnić kieliszek. Przyniesione przez Mariskę porto było znacznie wyższych lotów niż młodziutkie, świeżutkie – za to tanie, beaujolais. - Proszę, nie myśl o mnie źle... – zaczął Samuel i zawahał się, nie wiedząc, co tak naprawdę Dean o nim sądzi. Od chwili, gdy Mariska go przemieniła, brat nie spuszczał z niego oka, ale nie wydawało się, by miał mu cokolwiek za złe, ani nie wyklinał jego decyzji. – Jeśli uważasz, że źle zrobiłem, zawsze możesz uciąć mi głowę. - Nikt nikomu nie będzie niczego ucinać – syknęła Mariska, na pół podnosząc się ze stołka, ale uspokoiła się, widząc raczej rozluźniony, nie zagniewany wyraz twarzy Deana. - Jasne – prychnął leniwie starszy Winchester. – Już lecę ostrzyć maczetę. Głupiś, bracie, jak nie przymierzając, twoja francuska nauczycielka rysunku. Zdecydowanie wolę mieć brata wampira niż brata martwego jak ćwiek w drzwiach. Zwłaszcza, że trafił ci się wyjątkowo zacny wampirzy ród. - Czy ty właśnie powiedziałeś mi komplement? – spytała z zachwytem Mariska, salutując Deanowi świeżo napoczętą butelką wina. – Zacny ród? - Naprawdę? – upewnił się Samuel, któremu wyraźnie ulżyło. Uśmiechnął się nieśmiało, wystawiając twarz do wpadających przez dachowe okienko, ostatnich promieni zachodzącego słońca, które przyjemnie grzały mu skórę – nieco bledszą, gładszą i chłodniejszą niż zwykle, ale z przyjemnością chłonącą ciepło. - Zgadza się, skomplementowałem cię – potwierdził Dean do Mariski, dziwiąc się samemu sobie. Gdyby ojciec wiedział, co jego starszy syn wyczynia, złapałby się za głowę. A później za skórzany pas. Bądź bat. – Jeśli już Samuel miał zostać wampirem, to chwali się, że dzięki twojemu rodowi może chadzać za dnia, nie musi spać w trumnie i nadmierne nie łaknie krwi. Mogło być znacznie gorzej. - Mogło – zgodził się lakonicznie Samuel, rzucając wampirzycy ukradkowe spojrzenie. Wolał nie pamiętać, co działo się z nim w Theatre des Vampires, ale siłą rzeczy – pamiętał. Nie chciałby stać się kimś takim jak Armand i jego kompani. Prędzej wolałby sam sobie uciąć głowę, choćby zakrawało to na wyjątkowo trudne przedsięwzięcie. Może kosa by się nadała. Zwłaszcza w rękach szalonego wampira, szukającego pomsty na pobratymcach z teatru. - Myślisz, że Louis nikogo nie oszczędził? - Armand żyje – powiedziała Mariska dosyć obojętnie, nie zważając na nagłe wzdrygnięcie się młodszego Winchestera, który z trudem przełknął łyk wina, nagle skwaśniałego niczym ocet i stającego mu w gardle. Tak, Armanda pamiętał najlepiej ze wszystkich. Słodkie słówka, manipulacje, prośby i groźby. Uwodziciel i kat w jednym. – On zawsze spada na cztery łapy. - Ten szaleniec go nie znalazł? - zdziwił się Dean, w tym samym momencie dostrzegając, co dzieje się z bratem, dziwnie poruszonym i zawstydzonym, lecz roztropnie postanawiając utrzymać język ze zębami. Gdyby jednak ponownie spotkał Armanda na swej drodze… - Znalazł – mruknęła Mariska, wzruszając ramionami. Po wszystkim, gdy opadły popioły, a Samuel stanął na własnych nogach, nie okazując żądzy mordu i spijania krwi ze wszystkiego, co się wokół niego ruszało, widziała Louisa de Pointe du Lac na zgliszczach Theatre des Vampires. Wychłódł razem z dogasającym pożarem. – Dogadali się i razem wyjechali z Paryża. Nie pytajcie mnie, jakim cudem – wampiry bywają dziwne. - Zaiste – bąknął Dean, zapijając zdumienie winem. – Zatem chwilowo niech sobie żyją… - Chwilowo – zgodził się Samuel, nerwowo mnąc rękaw koszuli. W jednej chwili przyszło mu na myśl, że być może jeszcze kiedyś zobaczy się z Armandem, lecz tym razem nie jako przerażona ofiara, a drapieżnik o podobnej sile i równie ostrych kłach. Kuszące. - Niech – poparła go Mariska, wreszcie rozumiejąc przyczyny niepokoju Samuela i próbując skierować jego myśli na inne tory. – Dean, jesteś łowcą o wyjątkowo dobrym sercu. Mrużąc bursztynowe oczy w wąskie szparki i mierząc spojrzeniem nonszalancko rozpartą na łóżku postać starszego Winchestera, po raz kolejny doszła do wniosku, że obaj bracia są warci grzechu. Może kiedyś z Samuelem namówią Deana, by do nich dołączył? - Ale wciąż łowcą – parsknął Dean, niepomny jej zakusów, choć gdyby był ich pomny, specjalnie by się nie przejął. – Który w obliczu zaistniałych wydarzeń odrobinę żałuje, że nasz ojciec nie zechciał uczyć Samuela fachu. - Teraz to ty mógłbyś mnie uczyć – niepewnie odezwał się Samuel, wciąż rozmyślający o wampirach z teatru i Armandzie – przede wszystkim Armandzie. – Żebym potrafił pomagać innym. By nie spotkało ich to samo, co mnie. - Bycie przekąską wampirów czy stanie się wampirem? – zapytał kąśliwie Dean, choć dobrze wiedział, o co chodziło młodszemu bratu, więc dodał poważniejszym tonem. – Masz rację, mógłbym. Chociaż wampirzy łowca brzmi dosyć absurdalnie. - Ja jestem czymś w rodzaju wampirzego łowcy – wtrąciła Mariska, bawiąc się kawałkiem quicha i – ku zgrozie Deana, drobiąc go na drobne okruchy. – Starszyzna wysyła mnie tam, gdzie coś źle się dzieje, dając mi wolną rękę w… rozwiązywaniu problemów. - Ale znasz się tylko na wampirach – mruknął Dean, z niechętnym podziwem przypominając sobie wampirzycę w akcji i szale zabijania wampirów z teatru. - Łowcy mają znacznie szersze spektrum działania. - Och, jestem pojętną uczennicą – uśmiechnęła się nieładnie Mariska, porzucając smętne okruszki tarty i zmysłowo przeciągając palcem po brzegu kieliszka, co wzbudziłoby żywsze bicie serca Samuela, gdyby to wciąż biło mu w piersi. Dean, z którego sercem wszystko było w porządku i mogło mu zabić mocniej w imieniu brata, nerwowo oblizał wargi, doskonale zdając sobie sprawę, że wampirzyca bawi się z nimi w kotka i myszkę, stosując typowo kobiece czary-mary. - Oboje jesteśmy – zapewnił Samuel i spojrzał na Deana wyczekująco. Starszy z braci Winchesterów pomyślał, że właśnie wziął sobie na barki ciężkie brzemię. Podwójne. Za to będzie miał pretekst, by częściej podróżować do Europy. Rzecz jasna, w interesach kompanii handlowej i z błogosławieństwem niczego nieświadomego ojca. Ciekawe, jakie stworzenia nie z tego świata czają się po zmroku na ulicach małych, uroczych, włoskich miasteczek… * Wstawał leniwy świt, powoli budzący ptaki śpiące wśród pinii, drzewek oliwnych i krzewów bugenwilli, od stóp do głów obsypanych kolorowym kwieciem. Tłuste koty przysypiały po ciepłej nocy, nie mając ochoty na kolejne polowanie. Pobliskie morze szumiało bez względu na porę dnia i nocy. Ludzie jeszcze nie wstali, a ci, którzy otworzyli jedno oko, natychmiast je zamykali i przewracali się na drugi bok, myśląc sobie, że jeśli jakiś kogut ośmieli się zapiać za wcześnie, skończy w garnku. Bowiem świt owszem wstawał, ale jeszcze nie do końca.
Jednak nie wszyscy mieszkańcy miasteczka słodko spali. Z niewielkiego domu stojącego nad samym morzem, na porośniętym gajem oliwnym zboczu, dobiegało miarowe skrzypienie łóżka i jednoznaczne westchnienia, zagłuszające świergot ptaków za oknem. Okiennice były uchylone, więc gdyby ktoś zajrzał do środka, zobaczyłby jak przefiltrowane przez wąskie, listewkowe żaluzje blade światło przedporanka kładzie się na dwóch ciałach, zgodnie poruszających pod cieniutkim prześcieradłem. Może by się nawet zarumienił. Samuel przytrzymywał ręce Mariski wysoko nad jej głową, scałowując każdy skrawek twarzy, szyi i piersi z zuchwale sterczącymi, domagającymi się pieszczot sutkami. Zagłębiał się w nią raz za razem, wydzierając z ust wampirzycy drobne, namiętne westchnienia. Zwalniał i przyspieszał według własnego upodobania, śmiejąc się, kiedy niecierpliwie przyciągała go bliżej, oplatając nogami i unosząc biodra. Wiedział, że najchętniej objęłaby go ciasno, jak najciaśniej, poznaczyła paznokciami szerokie, upstrzone pieprzykami plecy i ramiona, przygryzła płatek ucha, chwyciła zębami pasma kasztanowych włosów, schowała rozpaloną twarz w zagłębieniu jego szyi, ale lubił się z nią droczyć. Narzucać własne tempo. Ujarzmiać. W głębi ducha domyślał się, że po wszystkim, co przeszedł, już nie był w stanie odgrywać w łożu uległego i poddającego się zachciankom innym. Musiał dominować. Nie nadmiernie, dosłownie, okrutnie i myśląc jedynie o własnej rozkoszy, ale… po swojemu. Mariska nie miała nic przeciwko. Przeważnie. A gdy nudziło jej się zbytnie ustępowanie, pieszczotą i namiętną perswazją przekonywała go, że jednak czasem warto się poddać i ulec dominacji. Nie dziś. Dzisiaj poddała się całkowicie, pozwalając, by Samuel unieruchomił ją w słodkim, miłosnym uścisku. By sprawił jej rozkosz, drażniąc językiem nadwrażliwą skórę, szepcząc słowa, od których zarumieniłyby się marmurowe posągi, celnie uderzając w punkt, który rozpalał ją do białości i przeciągając chwilę spełnienia w czasie i przestrzeni. By na koniec podążył za nią w świat iskier rozbłyskujących za zamkniętymi oczyma i błogości rozlewającej się w dole brzucha jak fale przypływu niedalekiego Morza Tyrreńskiego. Kto powiedział, że wampiry nie potrafią odczuwać rozkoszy? * Bracie, Wciąż nie dotarliśmy do Wenecji i portrecisty Alessandro Longhi, bowiem po drodze zahaczyliśmy o Rzym, w którym ma swą siedzibę Starszyzna – to wymaga osobnej opowieści, i zatrzymaliśmy się w Ostia Antiqua, gdzie dni płyną wolniej, a niekiedy zatrzymują się, wspominając czasy starożytnego Rzymu, kiedy miasteczko było nadmorskim kurortem dla patrycjuszy. W każdym razie tak twierdzi jeden ze Starszyzny – Marius, który urodził się za panowania Cezara Augusta. Niedawno w Ostia Antiqua rozpoczęto wykopaliska archeologiczne. W dawnych łaźniach widziałem zagrzebaną pod piaskiem mozaikę z Posejdonem. Posąg Ateny z utrąconą ręką, o który nikt nie dba. Otwory okien wyglądające zza kępy cymbelarii. Zarastające powojem mury z piaskowca i potrzaskane, marmurowe kolumny. Zagłębienia w ziemi, niegdyś kryjące wielkie amfory z winem – tak, jak się domyślasz, wypatrzyła je Mariska. Świetność Rzymu dawno przeminęła, tak jak nie aż tak dawno temu przeminął przepych węgierskiego dworu, na którym brylował ród Batorych. I nasze czasy przeminą, a ja… być może będę żył dalej. To przerażająca myśl. Fascynująca. Okropna i kusząca zarazem. Masz brata potwora, Dean. Coraz bardziej godzącego się ze swoją nową naturą. Niemniej, nie mam zamiaru zejść z drogi cnoty, jeśli o to się martwisz. Być może muszę pić krew, ale to nie czyni mnie złym. Tak jak nie uczyniło złą Mariski. Bycie potworem jest kwestią wyboru, nie przeznaczenia. Przynajmniej tak sobie powtarzam. I chyba sam w to wierzę. Poza tym, nie mogę stać się zły, mając ciebie, bracie. Między innymi dlatego proszę cię o pomoc. Prosimy cię wraz z Mariską. Podróżując z Rzymu do Ostia Antiqua, natknęliśmy się na ślady działalności la maciara, wiedźmy, która „narodziła się jeszcze przed Jezusem Chrystusem” i rzuca uroki śmierci – fattura a morte na tutejsze rodziny z małymi dziećmi, więc potrzeba lo scongiuro, czyli odczynienia uroku, a najpewniej odnalezienia i zabicia czarownicy. Jak widzisz, mój włoski znacznie się poprawił. Niestety, łowieckie umiejętności nieco mniej, dlatego liczymy na ciebie, bracie mój. Przybywaj i wspomóż nas w chwalebnej sprawie. Twój nadal niesforny, lecz trzymający się w ryzach brat Samuel.
2 notes · View notes
czarnynotatnik · 3 years
Text
24.12
Kolejne święta Bożego Narodzenia w mojej patologicznej rodzinie, zepchniętej na margines społeczny, zapowiadały się żenująco jak zawsze. Mama krzątała się w kuchni, ojciec jak to on, mamrotał kolędy przepitym głosem, a brat jako dureń czekał na prezenty, na które nikogo nie było stać. Zawsze chciałam, aby zielony stwór wparował do tej meliny i głośno krzyknął: świąt, kurwa, nie będzie! Niestety, tak się nie stało.
Kiedy zasiedliśmy do wigilijnego posiłku, nie łudziłam się, że będzie okraszony dystyngowaną rozmową na wysokim poziomie, na czele z ojcem pijakiem. Zjedliśmy barszcz czerwony z uszkami, które lepiłam cały dzień. Muszę przyznać, wyszły mi bardzo dobre. Nie musiałam długo czekać, żeby głowa rodziny, otworzyła trunek, aby uczcić ten ważny moment. Wychodzi na to, że on święta ma codziennie. Na szczęście nie był awanturnikiem, raczej to typ, który zapije się na śmierć w ciszy. Młodszy brat dureń, kręcił się na krześle jakby miał owsiki w tyłku, ale tylko on był naprawdę szczęśliwy.
— A ja czekam na mój nowy kąkuter — wypalił.
— Jasiek uspokój się… na takie prezenty nawet świętego nie stać — zażartowała mama.
— Kąkuter, a najlepiej makbob!
— Komputer, macbook, ośle — nie wytrzymałam…
Za oknem ściemniło się, ale że w naszym mieście nigdy nie widać nieba przez chmury, zaczynaliśmy wieczerzę przed pierwszą majestatyczną gwiazdką. Jedliśmy uroczysty posiłek w ciszy. Niekiedy ktoś pochwalił umiejętności kucharskie mamy, a czasem ojciec dolewał sobie i mamie jakiś alkohol. Marzyłam, żeby mój zielony wybawiciel zakończył tę farsę.
— Aniu, hehe, a kiedy poznamy twojego chłopa? — Zaczął ojciec.
— Oj, daj jej spokój — stanęła w mojej obronie mama.
— Hehe, pięćset plus to by się przydało. Nie zapomnij wtedy o ojcu, który cię całe życie żywił.
— Na pewno nie zapomnę. Przedstawię, o ile nie umrzesz na martwicę wątroby.
— O to ty się nie martw. No to za zdrowie pięknych kobiet, może jeszcze przyjdą.
Czas się dłużył, a butelka wysychała. Nie liczyłam na to, że nie ma jeszcze czegoś w zapasie. Skończyliśmy posiłek, a pod prawie ususzonym badylem czekały upominki. Ja na szczęście dostałam książkę, może nie był do cummings, ale coś znośnego. Ojciec dostał krawat chociaż nie wiem, gdzie on w nim pójdzie, co najwyżej do monopolowego. Mama dostała perfumy, a Jasiek drewnianego pajacyka.
— Chciałem kąkuter do gier! Kątkuter!
— Uspokój się gówniarzu! — zaprotestował ojciec.
— Kąkuter chciałem!
— Jasiu, ja Ci kupię komputer, jeśli dostanę stypendium, dobrze?
— Dobrze, Aniu, ale taki super kąkuter.
— Tak, tak Jasiu.
Naprawdę liczyłam, że dostanę to stypendium i będę mogła wyprowadzić się z bratem z tej patologii. Chociaż mamę kocham, ale ona zmarnieje przy tym menelu. Wybiła północ, godzina o której zwierzęta przemawiają ludzkim głosem.
— Aniu, a co to za kamyk, ten pisarz — zagaiła mama.
— Mamo, cummings. Naprawdę świetny artysta.
— Czytałem, czytałem. — Zaczął ojciec.
— Czytałeś? Jeszcze czego, ha — odpowiedziałam zażenowana.
— Oczywiście, że tak. Pomimo ekscentrycznej formy oraz bezpośredniości jego wypowiedzi był bardzo dobrym poetą. Córuś, ale co ja tam będę Cię zanudzał. A czytałaś może W poszukiwaniu utraconego czasu? Nie? Żałuj.
Do rozmowy wtrąciła się dotychczas zamyślona mama.
— Co Ty tam jej mówisz. Pardon, ale najlepszy to jest Conrad i jego Jądro ciemności.
Zamarłam, skąd oni znają takich twórców i ich dzieła. Ucichłam, oczekując dalszego rozwoju wydarzeń.
— Nie jestem pewien, ale najważniejsze jest to, co powiedział Tatarkiewicz. Sztuka jest wyrażeniem przeżyć, jeśli kogoś wytwór jest zdolny zachwycać bądź wzruszać, bądź wstrząsać.
—  Ici, je dois être d'accord.
— Regarde quelle fille choquée nous avons.
—  Elle n'a pas deviné
—  Et les animaux parlaient d'une voix humaine — podsumował Jasiek.
Zgłupiałam.
0 notes
anomalietegoswiata · 6 years
Text
// 27.11.2017
Ja przez Ciebie się zapije...
Od kiedy zniknąłeś
Codziennie sięgam po whisky i xanax
Z myślą że przypomnisz sobie
Ile dla Ciebie zrobiłam
2 notes · View notes
kejzii · 7 years
Text
A co jeśli Włóczykij nie zapanuje nad smutkiem? I któregoś październikowego wieczoru zapije się na śmierć? Samobójstwo to idealny scenariusz dla tej postaci. Dlaczego wybrał życie w samotności? A może to nie był wybór a konieczność. Dlaczego tak wielu ludzi chce wierzyć, że samotność to jedynie pusta połówka łóżka i jeden kubek kawy. A co jeśli ziemia po której stąpasz okazuje się kompletną pomyłką? Nie pasujesz do żadnego człowieka, do żadnych miejsc. Jesteś wyjęty jakby z innego świata, do którego nie możesz trafić? I jedyną opcją staje się w końcu kapitulacja!
Czas - Nieistnienia /Damian Sawa/
4 notes · View notes
subtelna-melodia · 7 years
Text
Jak napisze już tą maturę to zapije się w trupa, przysięgam
12 notes · View notes