Tumgik
#lou tylee
Text
Does anyone know SMALL BASIC?
"In the late 1970's and early 1980's, it seems there were computers everywhere with names like Commodore 64, Texas Instruments 99/4A, Atari 400, Coleco Adam, Timex Sinclair and the IBM PC-Jr. Stores like Sears, JC Penneys and even K. Mart sold computers. One thing these machines had in common was that they were all programmed in some version of Microsoft's BASIC. Each computer had its own fans and own magazines. Users would wait each month for the next issue of magazines with BASIC programs you could type into your computer and try at home."
"This was a fun and exciting time for the beginning programmer, but the fun times ended with the introduction of the IBM-PC in the early 1980's. Bigger and faster computers brought forth bigger languages and bigger development environments. These new languages were expensive to acquire and difficult for the beginning programmer to grasp."
"Which brings us to SMALL BASIC, which I would call a relative of the early, original BASIC language. The development of Small Basic is an attempt to rekindle the exciting days when just about anyone could sit down at a computer and write a simple program using the BASIC language. Those of you who wrote programs on those old "toy" computers will recognize the simplicity of the Small Basic language and the ease of its use. And, you will also notice Small Basic is a great environment for writing and testing code, something missing in the early 1980's. For those of you new to programming, I hope you can feel the excitement we old timers once had. For the old timers, I hope you rekindle your programming skills with these new product." (Conrod & Tylee)
Kennt jemand SMALL BASIC?
"In den späten 1970er und frühen 1980er Jahren gab es anscheinend überall Computer mit Namen wie Commodore 64, Texas Instruments 99/4A, Atari 400, Coleco Adam, Timex Sinclair und IBM PC-Jr. Geschäfte wie Sears, JC Penneys und sogar K. Mart verkauften Computer. Eine Sache, die diese Maschinen gemeinsam hatten, war, dass sie alle in irgendeiner Version von Microsofts BASIC programmiert waren. Jeder Computer hatte seine eigenen Anhänger und Zeitschriften. Die Benutzer warteten jeden Monat auf die nächste Ausgabe von Zeitschriften mit BASIC-Programmen, die Sie in Ihren Computer eingeben und zu Hause ausprobieren konnten."
"Dies war eine lustige und aufregende Zeit für den angehenden Programmierer, aber die lustigen Zeiten endeten mit der Einführung des IBM-PC in den frühen 1980er Jahren. Größere und schnellere Computer brachten größere Sprachen und größere Entwicklungsumgebungen hervor. Diese neuen Sprachen waren teuer in der Anschaffung und für Programmieranfänger schwer zu verstehen."
"Das bringt uns zu SMALL BASIC, das ich als Verwandten der frühen, ursprünglichen BASIC-Sprache bezeichnen würde. Die Entwicklung von Small Basic ist ein Versuch, die aufregenden Tage wieder aufleben zu lassen, als sich fast jeder an einen Computer setzen und ein einfaches Programm in der BASIC-Sprache schreiben konnte. Diejenigen von Ihnen, die Programme auf diesen alten „Spielzeug-Computern“ geschrieben haben, werden die Einfachheit der Small-Basic-Sprache und die Leichtigkeit ihrer Verwendung erkennen. Und Sie werden auch feststellen, dass Small Basic eine großartige Umgebung zum Schreiben und Testen von Code ist, etwas, das in den frühen 1980er Jahren fehlte. Für diejenigen unter Ihnen, die neu in der Programmierung sind, hoffe ich, dass Sie die Aufregung spüren können, die wir alten Hasen einst hatten. Für die alten Hasen hoffe ich, dass sie Ihre Programmierfähigkeiten mit diesem neuen Produkt wiederbeleben." (Conrod & Tylee)
Post #65: Philp Conrod & Lou Tylee, The Developer's Reference Guide to Small Basic, Introduction, Kidware Software Verlag, Washington, 2010.
12 notes · View notes
suuggaarr · 4 years
Text
DARKNESS | 11 ROZDZIAŁ | TŁUMACZENIE
Link do oryginału: Darkness. Pairing: oczywiście Larry Stylinson Autor: Centa0592 Zgoda:  Tak! Gatunek: Angst Opis:  Niewinny, bogaty i chroniony Louis Tomlinson przyjeżdża do Londynu po nowe życie i w nadziei na przygodę, ale zamiast tego poznaje lokalnego badboya Harry'ego Stylesa. Louis nie miał pojęcia kim Harry naprawdę był ani co jest w stanie zrobić, ale gdy w końcu dowiaduje się, ze jego anioł nie jest w ogóle aniołem jest już trochę za późno, ponieważ Louis już poległ. Ale czy ciemność Harry'ego pochłonie go kompletnie? Bazowane na filmie z youtube Dark.
Tumblr media
Harry walczy ze swoimi wewnętrznymi demonami i stwierdzenie, że jest rozkapryszony, byłoby niedopowiedzeniem stulecia. Louis stara się dotrzeć do Harry'ego od czasu kolacji, ale nic nie działa. Obecnie próbuje wykorzystać seks jako sposób na uspokojenie mężczyzny, ale szybko się to na nim mści. Harry jest brutalny - o wiele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Harry, musisz przestać. - Louis dyszy, próbując oderwać się od nagiego mężczyzny, który przygwoździł go do łóżka. Harry wydaje cichy, mroczny chichot, nim całkowicie zrzuca się z Louisa, pozwalając nogom uderzyć o podłogę, a pięściami o ścianę sypialni. W ścianie jest teraz ogromna dziura, ale to nie wydaje się spowolnić mężczyzny.  
Louis sapie i zakrywa usta dłońmi, Harry nie przestaje. Zamiast tego wciąż uderza pięścią w ścianę, aż jego kostki zaczną krwawić, i Louis wie, że ból musi być tak intensywny, że jego dłonie praktycznie już drętwieją. Przeraża go ten widok.
- Harry? - szepcze ostro, zbliżając się do niego, jakby był dziką i nieokiełznaną bestią, która jest gotowa rzucić się w dowolnym momencie. Harry odwraca się do Louisa szalonymi oczami.
Widząc strach w tych niebieskich oczach, zatrzymuję rękę w powietrzu i wzdryga się. Pozwala to mniejszemu chłopcu niepewnie podejść do Hazzy i delikatnie otoczyć jego szerokie ramiona. Harry jest teraz prowadzony z powrotem do łóżka i cisza obejmuje ich obu; Serce Louisa nie może przestać walić. Nie ma pojęcia, co się z nim dzieje, i to go przeraża.
- Muszę iść do domu.- Harry mamrocze oświadczenie. Jest ono monotonne, a starszy chłopak nie wykazuje żadnych emocji, co jeszcze bardziej dezorientuje Louisa.
- Ale dlaczego? - pokazuje swoją troskę.
- Muszę porozmawiać z tatą i mam wrażenie, że będzie chciał zrobić to osobiście.
Louis jest nadal zdezorientowany, chce odpowiedzi, nie ogólników, ale nie chce też sprowokować bestii.
- Dobrze więc pójdę z tobą - decyduje, ale Harry potrząsa głową na nie. - Jak to nie – Louis wyzwala swojego wewnętrznego pyskacza.
- Zayn musi  - Harry ignoruje syk, który ucieka z ust młodszego chłopca.
- Albo dzwonisz stąd, i tata przeboleje fakt, że nie jesteście twarzą w twarz, albo jadę z tobą i  koniec dyskusji. - Louis warunkuje - Nie możesz odpychać mnie swoimi sekretami nie ważne z jakiego powodu byś je chował. Mówiłem ci, jestem z tobą. Całym tobą. Dobrym i złym. Jeśli zabiłeś człowieka, chcę to wiedzieć, jeśli jesteś alfonsem, chcę  to wiedzieć, jeśli okradłeś starszą panią, prawdopodobnie skopię ci jaja, ale nadal chcę to wiedzieć. Teraz, jak już zbierzesz się do kupy, przyjdź do łazienki, to ci wyczyszczę rękę, uparty durniu.
Bez słowa, mały chłopak wstaje z łóżka i kręci biodrami, idąc do łazienki, a jego pośladki podskakują wraz z każdym krokiem. Harry jest w stanie jedynie wpatrywać się w swoje inicjały na jego tyłku, którego właściciel zatrzaskuje właśnie drzwi
Harry postanawia przerwać swoje oszołomienie działaniami Louisa i śmieje się do siebie, gdy wstaje, by spotkać niecierpliwego chłopaka w łazience po drugiej stronie korytarza. Nadal jest nagi i stuka zestawem pierwszej pomocy o swoją małą stopę na blacie obok toalety.
- Siadaj - żąda Louisa, wskazując na toaletę, a Harry obliguje z uśmieszkiem na twarzy. Trudno jest pozwolić mu wyczyścić jego pięść, ponieważ podczas gdy ból zamienia się w tępe pulsowanie, Louis jest nadal zdecydowanie nagi i zdecydowanie stoi przed Harrym.
- Przestań gapić się na mojego kutasa, zboczeńcu. - Louis chichocze, bez jakiegokolwiek żaru w głosie
- Naprawdę chcę ci teraz obciągnąć - Harry mówi swoim chrapliwym głosem na co Louisowi utyka oddech.
- Choć brzmi to kusząco, naprawdę powinniśmy porozmawiać o twoim ataku furii sprzed chwili. - mówi nonszalancko, starając się nie myśleć o języku Harry'ego owiniętym wokół jego kutasa.
- Twój penis właśnie drgnął, chyba ciało cię zdradza.
Louis mentalnie przeklina swojego penisa.
- Harry przestań unikać pytania.- kończy owijanie knykci mężczyzny i czeka, aż zacznie się spowiadać.
- Ja po prostu. - Harry przerywa, by zebrać myśli. Czuje się wyczerpany i przytłoczony - emocje są do kitu. - Słuchaj Lou, wiesz, co do ciebie czuję, ale jest po prostu kilka rzeczy, o których nie mogę rozmawiać i to nie dlatego, że ci nie ufam, tylko dlatego, że. To dlatego, że nie wiem, jak to powiedzieć bez odstraszenia cię. Byłem spierdolony na długo przed tym, jak przyszedłeś do mojego życia, i tak długo nic nie czułem, że teraz emocje zaczynają wymykać się z mojego ciała, i po prostu nie umiem sobie z tym poradzić, okej?
Louis kiwa głową, ale wciąż nie jest szczęśliwy, że Harry się nie wytłumaczył. Chce go zrozumieć, chce poznać mężczyznę lepiej niż on sam. Nie może mu pomóc, jeśli nie wie, co jest nie tak.
- Będę tu dla ciebie, bez względu na wszystko w porządku? Czegokolwiek potrzebujesz ode mnie, jestem tutaj. - Zanim Louis kończy mówić te słowa, siada na kolanach Harry'ego, a potem zostaje obśliniony przesadnymi pocałunkami, co robi z niego gilgoczący bałagan.
Harry przerywa, aby przyciągnąć chłopaka na tyle, by spojrzeć mu w oczy.
- Dziękuję Ci. - mówi tuż przed klęknięciem z penisem Louisa w swoich ustach.
- Harry, oglądałem rimming porn po próbie i zastanawiałem się, dlaczego nigdy wcześniej nie lizałeś mi tył... ka... - Louis zamarza w drzwiach sypialni, widząc zbyt znajomą twarz siedzącą na jego łóżku wraz z zastygniętym Harrym. Gdyby można było umrzeć ze wstydu, Louis byłby martwy. Gdzie jest Stan, kiedy go naprawdę potrzeba?
- Lou, twój ojciec, przyjechał dzień wcześniej. - Harry mówi przez zaciśnięte zęby, zastanawiając się, dlaczego uważał, że dobrym pomysłem byłoby zaskoczenie Louisa kolacją zamiast spotkania się z nim na próbie.
- Ja...- Żadne inne słowa nie uchodzą z ust małego chłopaka, gdy jego policzki rumienią się na jasno czerwony.
- Nie, nie, nie przerywajcie sobie ze względu na mnie. Proszę, Panie Styles nie bądź nieuprzejmy i odpowiedz na pytanie mojego syna, dlaczego nie lizałeś mu tyłka
Louis może teraz umrzeć dzięki. Naprawdę żałuje, że żyje, ponieważ Harry ma uśmieszek na twarzy i Louis wie, że to nie skończy się dobrze.
- Oczywiście, panie Tomlinson, w końcu jestem poważnym młodzieńcem. - zwraca wzrok na czerwonego Louisa. - Więc, odpowiadając na twoje pytanie Louisie, powodem musiałoby być to, że kiedy się pieprzymy, zawsze chodzi o nagłą i szybką przyjemność. Nie miałem pojęcia, że chcesz wypróbować zabawę analną, inaczej bym się zobowiązał. Zwłaszcza teraz, gdy masz na pośladku moje inicjały.
Szczęka Marka prawie uderza o podłogę podczas gdy zarumieniony i zażenowany Louis chowa się za swoimi rękami. Ale czy Harry'ego to powstrzymuje? Nie. Sięga za Louisa, i dużą dłonią uderza prawy pośladek swojego chłopaka, po czym go łapie, a następnie delikatnie pociera.
- Mhm, mógłbym cię tutaj zjeść. - Harry drwi. - Założę się, że chciałbyś, aby twój tata usłyszał, jak jęczysz, prawda? Lizałbym i...
- DOSYĆ -  Mark krzyczy, a na jego twarzy widać przerażenie i całkowite obrzydzenie. Gdyby działo się to komukolwiek innemu, Louis uznałby tę sytuację za zabawną.
- Przepraszam, panie Tomlinson, byłem tylko dżentelmenem i odpowiadałem na pytanie twojego kochanego syna. Kto jest gotowy na obiad? - Harry nie czeka na odpowiedź, bezczelny dupek po prostu wychodzi z pokoju i zaczyna nakrywać do stołu.  
Louis nawet nie zdawał sobie sprawy, że Harry ugotował dla nich obiad, był zbyt zajęty zakrywaniem się dłońmi, żeby spojrzeć na cokolwiek innego poza podłogą.
- Nie tylko pozwalasz temu plugastwu mnie lekceważyć, swojego własnego ojca, ale pozwalasz mu również nie szanować swojego ciała; traktując cię jak kawałek mięsa lub mienia. Nawet dałeś mu się oznaczyć  jak mała suka.
Louis jest już gotowy do płaczu, ale zanim Mark decyduje się wyjść przez drzwi, odwraca się do swojego syna.
- Nie wiem już nawet, kim ty w ogóle jesteś.
Patrzy, jak jego ojciec wchodzi do kuchni, by dołączyć do Harry'ego, nim nie ukrywa twarzy w dłoniach.
Sam nie ma pojęcia, kim jest, ponieważ kilka miesięcy temu to nie byłby Louis. Kilka miesięcy temu Louis był uprzejmym człowiekiem, który był posłuszny rodzicom, grał w golfa i robił zakupy w drogich sklepach bez żadnego powodu. Był wyrzutkiem, który był zbyt surowo oceniany przez media i nadmiernie chroniony przez swoją mamę.
A teraz o to on, robi sobie tatuaż na dupie, pozwalając, aby jego chłopak był chamski wobec jego ojca, by odkrywał przed nim ich życie seksualne, i nie robi nic, aby to powstrzymać. Louis nigdy nie pomyślałby o piciu, zażywaniu narkotyków, chodzeniu do klubu, ale teraz to wszystko stało się ważną częścią jego życia.
Zajmuje się teatrem i jest na studiach, i wszystko, zwłaszcza Harry, zaczyna go stopniowo zmieniać - pozbawiając go starej tożsamości. Tożsamości, która pozostawiła go wrażliwym i nieszczęśliwym bałaganem. Louis po prostu nie wie, co teraz myśleć, wszystko, co wie, to to, że ma chłopaka i ojca, których musi trzymać od siebie z daleka i wie, że najpierw musi się uspokoić.
Tak więc drżącą ręką otwiera górną szufladę i wyciąga małą, przezroczystą torebkę ze starej skarpety, a z niej białą pigułkę, którą dał mu Niall. Wkłada ją do ust i idzie do łazienki po wodę z kranu, po czym przełyka i oblewa twarz ciepłym płynem.
Mając dość odwagi, idzie do kuchni i siada obok Harry'ego, naprzeciwko swojego ojca. Miska spaghetti z klopsikami znajduje się na środku stołu wraz z solą, pieprzem, chlebem czosnkowym i napojami.
- Dzięki Harry. - Louis mówi, brzmiąc na lekko przyduszonego, pigułka już działa, i Harry marszczy lekko brwi w zdezorientowaniu. - Tatusiu, czy możesz mi podać sól? - pyta, wpatrując się w swój talerz i zauważa, że Harry i jego ojciec jednocześnie sięgają po sól. Louis unosi pytająco brew na Harry'ego, który wzrusza ramionami i w odpowiedzi mruga do niego.
- Wierzę, że miał na myśli mnie. - Mark chrząka, podając Louisowi sól.
- Zwykła pomyłka. - Harry odpowiada, pozwalając na pokazanie się dołeczka. Pierdolonego dołeczka.
- Więc Styles, jak sobie radzi Des? Byłem z nim kilka tygodni temu na konferencji, i pokazał mi zdjęcia swojego wnuka, który jest w tym samym wieku co jego syn. Co jest zabawne, ponieważ Louis nie mówił mi, że masz brata. Nawiasem mówiąc, ma najsłodsze kręcone włosy, praktycznie mógłby być twoim bliźniakiem- lub wiesz, zastępstwem. - Mark kończy mówić z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy.
Louis natychmiast wskakuje na kolana Harry'ego, owijając ramiona i nogi wokół mężczyzny, próbując przygwoździć go do krzesła.
- Proszę, nie zabijaj mojego taty, proszę nie zabijaj mojego taty - powtarza, a Harry trzęsie się ze złości. Jego normalne zielone oczy są całkowicie ciemne i musi chwycić talię Louisa całą siłą, aby powstrzymać się od uderzania Marka, aż nie przestanie oddychać.
Harry pamięta zaledwie kilka godzin temu, kiedy Louis wyszedł na próbę, jak dzwonił do Desa i Anne i był zmuszony zostawić wiadomość głosową, ponieważ jego dwa połączenia nie zostały odebrane ani zwrócone. Jego rodzice go zastąpili, mają innego syna i go zastąpili - to oficjalne. Kilka miesięcy temu ta myśl jedynie rozśmieszyłaby go, ale teraz sprawia, że czuje się pusty, zły i nie może sobie z tym poradzić.
Musi odejść, musi walczyć, uderzyć coś, kogoś zabić, przypomnieć sobie, czemu jest Harrym pieprzonym Stylesem, i dlaczego wzbudza strach. Musi sobie przypomnieć, kim jest, kim się stał; nie musi sobie przypominać, jak mieć uczucia.  
- Muszę iść. - mówi, wstając, nie dbając o to, że Louis wciąż jest wokół niego owinięty.
- Idę z tobą.
Harry kręci głową i odpycha Louisa, ale to nie ma sensu, chłopak chwyta jego ramię z całej siły i nie pozwala Harry'emu przechodzić przez to samemu.
- ODPIERDOL SIĘ – Harry krzyczy i oczy Louisa są szerokie od strachu i łez, ale się nie ruszy, więc Harry zaczyna rzucać wszystkim, co jest w zasięgu wzroku; robiąc totalny pierdolnik w mieszkaniu.
- Poważnie zamierzasz pozwolić, aby to coś zniszczyło twój dom? - Mark mówi oburzony.
- Sprowokowałeś go, jebany chuju. - Louis odkrzykuje, zwracając swoją uwagę z powrotem na Harry'ego. - Chodź Haz, chodźmy gdziekolwiek chcesz. Tylko ty i ja. Jestem tutaj.
Harry wie, że Louis jest tutaj, ale problem polega na tym, że Harry'ego tu nie ma. Nawet nie reaguje, po prostu zaczyna iść w kierunku drzwi, i Louis musi złapać portfel i klucze, zanim za nim wybiega, ignorując ostre słowa jego ojca wypowiadane do ich oddalających się pleców.
Jazda samochodem jest napięta; Louis musi ściskać nogę Harry'ego całą drogę, ponieważ potrząsa nią tak mocno, że samochód zaczął również się trząść. Nikt się nie odzywa.
Louis nawet nic nie mówi, gdy podjeżdżają pod podejrzanie wyglądający opuszczony budynek otoczony samochodami; jedyne, co robi, to unosi pytająco brew, gdy Harry mocno chwyta jego mniejszą rękę.  
- Z nikim nie rozmawiaj, trzymaj się z przodu, gdzie cię będę cały czas widział. Jeśli ktoś będzie zbyt brutalny lub dotkliwy, znajdź rudego, nazywa się Ed i po prostu daj mu znać, że jesteś ze mną, a Ed będzie na ciebie uważał. -   Harry szepcze do ucha Louisa, prowadząc ich przez uchylone drzwi, które w każdej chwili mogą wypaść z zawiasów.
Wnętrze budynku jest znacznie większe niż się wydaje z zewnątrz. Są w nim stare i pokruszone drewniane panele, dziury pokrywające popękane ściany, i drogi Boże Louis nawet nie chce wiedzieć, co jest na suficie. To miejsce pachnie dymem, tanim alkoholem i jest pełne tandetnie wyglądającymi ludźmi, którzy krzyczą i mają dzikość w oczach.
Właśnie wtedy Louis zauważa, że na środku budynku jest ogromna klatka zapełniona dwoma mężczyznami, którzy walczą ze sobą. Średniej wielkości facet z rudymi włosami, stoi obok klatki krzycząc obsceniczne rzeczy, i Louis czuje, jak zostaje popychany silnymi dłońmi do przodu.
- Zostań tu. - mówi Harry, zanim znika w tłumie ludzi. Louis dostrzega kędzierzawe loki idące w kierunku wysokiego i atrakcyjnego młodego chłopaka o jasnobrązowych włosach i brązowych oczach. Uśmiech nieznajomego poszerza się, gdy Harry coś mu mówi, a następnie zapisuje coś w notatniku w dłoni, po czym klepie Harry'ego po plecach.
Louis nie jest pewien, co się dzieje, ale wie, że jeśli ktokolwiek może odciągnąć Harry'ego od złych decyzji to to musi być Zayn, dlatego wyciąga telefon i wysyła szybką wiadomość.
Louis: Z, Harry i ja jesteśmy w jakimś podejrzanym budynku z klatką i ludzie walczą. Harry pękł i boje się, co się stanie, jestem przed klatką, proszę przyjdź.
Louis czuje, jak jego telefon brzęczy prawie natychmiast i widzi, że Zayn wysłał w odpowiedzi tylko dwie litery „zb". (dop.tł. wymyśliłam sobie ten skrót od 'zaraz będę'...?) Z westchnieniem Louis wpatruje się w klatkę i widzi mniejszego mężczyznę lądującego na plecach po śmiertelnym ciosie w skroń. Facet nie wstaje, na twarzy ma krew, a Louis przełyka żółć w ustach po usłyszeniu jak coś trzaska, pęka i chrupie po wylądowaniu.
Kiedy facet na ziemi nie otwiera oczu, mężczyzna, który rozmawiał z Harrym, bierze mikrofon i zaczyna mówić.
- Czy ktoś jeszcze to widział? Rick jest zwycięzcą i mamy nowego czempiona! Co więcej, mamy dziś także smakołyk ... słynny Harry Styles postanowił zaszczycić nas występem i będzie walczył z nikim innym jak Rozpruwaczem... - Sapnięcia i okrzyki wypełniają widownię i kolor znika z twarzy Louisa. Imię Rozpruwacz brzmi okropnie.
- Jak wszyscy wiedzą, Harry jest niepokonany, ale przestał walczyć około miesiąca temu, łamiąc nam tym serca i portfele...
Louis ignoruje śmiech i przewraca oczami.
- Teraz, gdy pojawił się Rozpruwacz, poświęcimy kilka chwil na obstawienie zakładów z Edem na zapleczu. Nie zapomnijcie, jestem Aiden Grimshaw, wasz łaskawy gospodarz.
Usłyszenie tego nazwiska powoduje, że Louis się kuli. Spogląda na Harry'ego, któremu owijane są dłonie w przygotowaniach do walki, a potem odwraca się w lewo, i zauważa potężnego faceta, który musi być Rozpruwaczem.
Bardziej niż cokolwiek innego Louis chce podbiec do Harry'ego i błagać go, aby nie walczył, ale coś głęboko w środku mówi Louisowi, że mężczyzna tego potrzebuje.
I to prawda, Harry potrzebuje walczyć. Musi poczuć, jak życie ucieka z ludzkiego ciała z powodu jego rąk. Musi uciec w ciemność, aby uniknąć życia i nieuchronnej prawdy, że jego rodzice go zastąpili. Jego rodzice nie potrzebują go tak samo mocno, jak on nie potrzebuje ich, ta wiedza, boli jego wnętrze.
Boli bardziej, niż jest skłonny przyznać, ponieważ nie jest pewien, jak sobie poradzić z poczuciem zranienia; on po prostu nie wie co to znaczy. Ból fizyczny jest w porządku i bardziej niż mile widziany w jego życiu, ale ból emocjonalny? Emocje są tym, co zabija ludzi, emocje osłabiają ludzkie ciało, emocje są czymś, czego Harry był pozbawiony całe życie, więc dlaczego teraz?
Musi uciec od bólu emocjonalnego, przekładając go na kogoś innego. Nie może teraz patrzeć na Louisa, nie chce widzieć przestraszonego i zranionego spojrzenia na twarzy swojego kochanka, więc zamiast tego patrzy przed siebie. Czeka, aż Aiden otworzy klatkę, i wchodzi do środka, stojąc przed niepokonanym Rozpruwaczem.
Facet jest ogromny, ma blizny i tatuaże na całym ciele, ale Harry nie pozwala sobie na wzdrygnięcie. Nie chce dać się zwieść bestii stojącego przed nim mężczyzny, ponieważ Harry walczył z gorszymi.
Odtrąca myśli dręczące jego umysł, rolując ramionami i zdejmując koszulkę z ciała; podrzucając ją Louisowi, który łapie jego spojrzenie i posyła zachęcający uśmiech; taki, który nie wygląda na tak wymuszony, jak Harry by się spodziewał.
A uśmiech nie jest wymuszony, ponieważ Louis rozumie, że Harry tego potrzebuje; nie wie, dlaczego, ale całkowicie ufa Harry'emu i wesprze mężczyznę we wszystkim, co robi. Tak jak obiecał zaledwie kilka godzin wcześniej. Chce, żeby Harry się otworzył i pokazał mu więcej, a teraz on spełnia jego życzenie, więc bez chwili namysłu krzyczy wraz z tłumem.
- Dawaj Hazza !!! - Łapie dzikie, ale zaskoczone spojrzenie Harry'ego i rzuca mu prawdziwy uśmiech z kciukami do góry. Właśnie wtedy, gdy dzwoni tani dzwonek, Harry podnosi w odpowiedzi kciuka w górę i niespodziewanie uderza prosto w szczękę przeciwnika.
Słychać w tłumie trzask kości, ale Harry dopiero zaczyna; jego adrenalina pompuje i mężczyzna skacze lekko od stóp do stóp, tylko czekając, aż Rozpruwacz wstanie i go uderzy. Harry chce wyzwania, chce zostać trafiony, chce udowodnić, że jest najlepszy, robiąc zajebiste kurwa show.  
Zbyt łatwo byłoby kopnąć leżącego; Harry wolałby zaczekać, aż mężczyzna zacznie się wiercić i błagać o poddanie, nim się rzuci. Właśnie to robi Harry. Czeka, aż Rozpruwacz się prostuje i ląduje potężny cios w prawą stronę jego żeber, pozostawiając Harry'ego potykającego się i ledwo odzyskującego równowagę.
Strząsa loki z twarzy i uśmiecha się delikatnie po usłyszeniu, jak Lou intonuje mantrę jego imienia, i duma puchnie mu w brzuchu. Dziwnie, a jednocześnie dobrze, jest wiedzieć, że Louis go wspiera bez względu na wszystko i teraz, on chce wygrać dla Louisa. Chce pokazać Louisowi, że zwalczy każdego człowieka i ochroni go przed wszystkim, zwłaszcza jeśli tym czymś jest jego ojciec Mark.
W głębi Louis wie, że to właśnie robi Harry. To trochę jak zabawa, sposób w jaki Harry walczy, ponieważ on wystawia przedstawienie. Każde uderzenie, każde kopnięcie jego długich, ale potężnych nóg, opowiada inną historię, i Louis czuje jak się zatracona w transie, w jakim jest Harry. Sposób, w jaki nie okazywał facetowi litości, ale wciąż czekał, aż wstanie, po czym zadawał kolejny cios w policzek, oko, żebro lub jakiekolwiek inne otwarte miejsce na atak.
- Wykończ go Haz!!! - Louis krzyczy wśród tłumu i jest tak pochłonięty szumem walki, że nie zauważa, jak ramiona obejmują go w pasie od tyłu. Już ma krzyczeć, nim odwraca się i zauważa uśmiechniętego Zayna, opierającego głowę na jego ramieniu, patrząc na Louisa z lekkim rozbawieniem.
- Nie wziąłbym cię za kogoś kto będzie się tak ekscytować walką. - mówi, wciąż wyglądając na rozbawionego; przeniósł oczy, by zobaczyć, jak Harry ląduje kopnięcie za kopnięciem w bok Rozpruwacza.
- Co mogę powiedzieć, facet jest niezły. Lubię go takiego widzieć; w swoim żywiole. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby Harry wyglądał na tak szczęśliwego, tak spokojnego. - Louis zaskakuje samego siebie, mówiąc to z rozczuleniem na twarzy, a Zayn nie pozwala by to mu umknęło.
- Tak, nigdy tak naprawdę nie boksował, nim nie poznał Liama, a potem się w tym zakochał. Mieszane sztuki walki wkrótce stały się jego sposobem wyrażania gniewu, zatracał się w dobrej walce i pozwalał adrenalinie przejąć swoje ciało jak jakiś narkotyk.
Louis kiwa głową, dając Zaynowi do zrozumienia, że całkowicie to rozumie.
- Czemu miał nawrót? - Zayn pyta po kilku chwilach ciszy, Louis wzdycha przed odpowiedzią.  
- Szczerze mówiąc, nie wiem a raczej nie jestem pewien. Mój tata przyjechał wcześniej, no i on i Harry zawzięli się na siebie, i Harry trochę skompromitował mojego tatę, więc on się zemścił, mówiąc mu, że jego rodzice mają nowego syna, który ma jakieś dwa, trzy lata chyba. Nie miałem pojęcia, że mój tata znał rodzinę Harry'ego, ale Harry'emu trochę odjebało i no, wtedy napisałem.
Zayn mruczy w odpowiedzi.  
Zayn i Harry od dawna są najlepszymi kumplami i wiedzą o sobie wszystko, aż po każdy ostatni seks i jego pozycjach. Można więc spokojnie powiedzieć, że Zayn wie, kim Harry jest wewnątrz i na zewnątrz, i wie, że nigdy nie wyraził żalu na temat tego jak bardzo zranił swoich rodziców zostawiając ich.  
Do diabła, rok temu śmiał się na myśl, że jego rodzice go zastąpili, ale teraz, kiedy Louis był w jego życiu, zauważył niewielką zmianę w starszym chłopaku. Zayn może jedynie zgadywać, że Harry wcale nie radzi sobie zbyt dobrze z tą zmianą. Może Louis jest dla niego dobry... ale widząc, jak bardzo jest pochłonięty walką i zachęca go do bicia już nieprzytomnego mężczyzny, Zayn nie może przestać się zastanawiać, czy Harry jest dobry dla Louisa.
Może Liam ma rację.
- W porządku Styles, myślę, że wszyscy mogą się zgodzić, że Rozpruwacz padł. - Głos Aidena woła i Harry zatrzymuje uderzenie w powietrzu; jego pięść ociekająca obcą krwią, a oczy dzikie od szumu walki. Czuje się dobrze, znów czuje się sobą, czuje się wolny.
Odwraca się i podnosi zwycięsko obie ręce nad głowę, zwracając wzrok ku Louisowi, który kibicuje wraz z tłumem krzycząc „to mój Hazza", co sprawia, że zadowolony uśmieszek na twarzy mężczyzny zmienia się w taki bezczelny i pełen dumy. Lekko wypina pierś i wychodzi z klatki, nie zawracając sobie głowy odwróceniem się.
Ludzie podbiegają do niego, pocierają jego klatkę piersiową i chwytają za włosy, ale liczy się tylko jedna osoba i jest nią Louis, który ciągnie z sobą chętnego Zayna w kierunku Harry'ego i Aidena, którzy teraz stoją pod ścianą.
- To było niesamowite. - Louis wybucha. -  Jak lepsza wersja Fight Club. - spieszy, pozwalając swoim małym rękom owinąć się wokół spoconej szyi Harry'ego i mokrym wargom pocałować te zakrwawione.
Harry chwyta w odpowiedzi talię Louisa, pogłębiając pocałunek większą ilością języka i pozwalając dłoniom wędrować po jego tyłku, od którego stał się uzależniony.
- Przepraszam, że przeszkadzam.- Głos przeszkadza im z tyłu, i Harry odsuwa się z lekkim dąsem na twarzy, aby zobaczyć dwóch rozbawionych cockblockerów gapiących się na nich.
- Czego - Louis mówi, zanim Harry zdąży wypowiedzieć słowo.
- Jestem Aiden, a ty to pewnie Louis, jak przypuszczam? Wieści szybko się rozchodzą, a najwyraźniej plotka głosi, że Harry ma jakiegoś uroczego twinka, którego trzyma tylko dla siebie. - Aiden mruga do Louisa, i Louis marszczy brwi w odpowiedzi, nie zawracając sobie głowy odpowiedzią.
- Zayn jestem nabuzowany, chodźmy do jakiegoś klubu, aby Haz mógł świętować swoją wygraną. -  Louis zwraca swoją uwagę na mężczyznę, całkowicie lekceważąc Aidena, którego uśmiech jedynie rośnie z tego powodu.
- Zatem chodźmy. - Zayn odpowiada wzruszając ramionami. Harry kładzie kolejny pocałunek na ustach Louisa, po czym obejmuje zaborczą rękę wokół jego talii.
- Być może wkrótce wrócę, Aiden, dziękuję, że pozwoliłeś mi zawalczyć tak niespodziewanie - mówi Harry, poświęcając połowę swojej uwagi Aidenowi.  
- Żaden problem Styles, dzięki tobie jestem bardzo bogatym mężczyzną. Jeśli kiedykolwiek zmęczysz się swoim chłopaczkiem, daj mi znać. - Harry warczy w odpowiedzi, a Louis posyła mu swój słynny bitch face przed odejściem; przeciskając się przez tłum i wsiadając do samochodu.
Jazda samochodem wcale nie jest napięta, Louis wrze, w połowie od tabletek, a w połowie z dumy z Harry'ego, więc jest bardziej niż chętny, by znowu obciągnąć Harry'emu w czasie jazdy. Harry jedzie pod klub, ignorując pytania Zayna po drodze, dlaczego ciągle zbaczał z pasu, ale kiedy Louis ociera usta wierzchem dłoni, na twarzy ciemnowłosego pojawia się szeroki uśmiech.
- Ach, powinienem był wiedzieć. Dasz radę bezpiecznie iść, czy potrzebujesz chwili, aby odzyskać czucie w nogach? - Zayn droczy się, klepiąc Harry'ego po plecach. Harry tylko gapi się w odpowiedzi, ale Louis wciąż uśmiecha się jak wariat, uwielbiając fakt, że mogą wejść do klubu bez czekania.
To jeden z tych silent klubów, w których każdy otrzymuje parę słuchawek i indywidualnie słucha muzyki. Wszyscy wkładają słuchawki i zaczynają manewrować przez tłum, szukając drogi do schodów, aby przejść do V.I.P.
Salon V.I.P jest pomalowany na ciemnoniebiesko z fioletowymi zasłonami i czarnymi zamszowymi kanapami wyściełającymi ściany. Przy każdym stole są bongi i wiadra szampana, a znajomy irlandzki głos wzywa ich do tyłu, gdzie siedzi pozostała dwójka chłopaków.
Ich stół jest pokryty piwem, przypadkowym alkoholem, bongiem i trzema jointami. Kiedy Harry szadza Louisa na swoich kolanach i bierze bucha trawki, Louis sięga po małą niebieską pigułkę na stole, nie odważając się zapytać, co to jest - po prostu chce się uwolnić. Postanawia popić pigułkę wodą, nie będąc chętnym na potężnego kaca i kładzie głowę na ramieniu Harry'ego, aby się zrelaksować.
- Zayn powiedział nam, że się biłeś, chcesz o tym porozmawiać? - pyta Liam, wiedząc, że Harry nie walczył od miesięcy. Mężczyzna bierze szota wódki, czekając na odpowiedź.  
- Raczej nie, nie teraz. - wzrusza ramionami, a Liam odpuszcza. Rzuca zaniepokojone spojrzenie na Louisa, który również wzrusza ramionami, a potem zaczyna śmiać się z absolutnie niczego, próbując ukryć twarz w kołnierzu Harry'ego.
- O Boże, co on wziął? - Zayn pyta między wybuchami śmiechu.
- Kurwa, gdybym wiedział, nie jestem nawet pewien, dlaczego są niebieskie, szczerze mówiąc. - Niall mówi ze zmieszaniem w głosie: Harry pierwszy parska śmiechem i wszyscy do niego dołączają  i jest przyjemnie.
Później tej nocy dziewczyny dołączają do stołu, drinki są rozdawane, wszyscy palą i dobrze się bawią, a Louis czuje się spokojnie w ramionach Harry'ego. Czuje, że tu właśnie należy i nawet jeśli się zmienia, z powodu Harry'ego, to może zmienia się w to, kim chce być, a nie w to, kim powinien być.
Harry również czuje się jak w domu. Jego umysł wciąż jest nękany Markiem i jego własnymi rodzicami, ale przynajmniej na razie jego uczucia są trzymane w ryzach. Na razie jest zadowolony, ponieważ Louis zobaczył, jak sprał człowieka do nieprzytomności, a jednak, wciąż nie uciekł. Louis w pełni akceptuje Harry'ego, a Harry prawie współczuje małemu chłopcu w swoich ramionach, ponieważ wie, że z pełną akceptacją przychodzi fakt, że Louis jest w tym na całe życie. Nie ma powrotu.  
Rozdział 12 ✈
42 notes · View notes
amadeleinethings · 4 years
Text
Outwit, Outplay, Outlast - rozdział II: dzień 22
Tumblr media Tumblr media
Autorki: dancesongsoul, lookatyourchoices
Tłumaczenie: Madeleine
Opis: “Tommo i Harry mają zamiar to zrobić. Nie wiem kiedy, ale zamierzają to zrobić. Mają materac, poduszki, wszystko jest na swoim miejscu, a oni zamierzają to zrobić. Naprawdę życzę im powodzenia” - Taylor Swift, Chapera
Lub Survivor All-Stars AU, w którym Harry i Louis są w tej grze tylko po to, by wygrać milion dolarów, ale kończą z czymś o wiele lepszym.
Gościnnie żółte kąpielowe szorty Harry'ego, Louis w snapback'u i nieuczciwe działania OT5
                       -------------------------------------------------
                                       >>masterpost<<
                       -------------------------------------------------
DZIEŃ 22
Louis zrywa się na dźwięk trzasku i Nialla krzyczącego – Drzewo!
Pierdolone dupki. Louis nigdy nie zrozumie potrzeby Liama i Nialla by wstawać o bladym świcie i budzenia wszystkich pozostałych członków plemienia swoimi wybrykami.
Harry pociąga lekko nosem i jeszcze głębiej chowa twarz w szyję Louisa, a Louis czuje jak nagle całe rozdrażnienie z niego znika. Chowa swój uśmiech we włosach Harry’ego i przyciąga go bliżej, ponieważ po ostatniej nocy Louis chce być blisko swojego chłopca.
Liam i Niall nadal robią zamieszanie, sprawiając, że Harry znów się porusza, co natomiast sprawia, że Louis ponowie jest zirytowany. Robią to ostatnio coraz częściej i zaczyna to być nudne. Chapera ma wystraczająco dużo drewna na ognisko. Naprawdę nie ma powodu, aby ścinali go więcej i wszystkich budzili. To niegrzeczne.
W brzuchu Louisa pojawia się niespokojne uczucie, nawet gdy głaszcze Harry’ego po włosach, aby go uśpić. To jest to samo uczucie, które Louis czasem ma przed naprawdę złym dniem. Louis karci się za bycie paranoikiem i rozkazuje sobie po prostu cieszyć się dniem, ale nawet jak Harry i reszta się już obudzili i zaczęli poranną rutynę, to to uczucie wciąż nie znika.
 „Niall i ja zdecydowanie jesteśmy tymi pracowitymi pszczółkami w Chapera. Nie zbyt pasuje mi to, że oni tam wszyscy siedzą na tyłkach i nic nie robią, kiedy my wykonujemy całą ciężką pracę za nich, ale… Nie mogę tam po prostu podejść i powiedzieć ‘Ruszcie dupy z łóżek i zabierzcie się do pracy!’ Nie mogę tak powiedzieć.”- Liam, Chapera
 Późnym rankiem w ich skrzynce pocztowej pojawia się niewielka puszka z farbą, bez instrukcji, co z nią zrobić.
- Wydaje mi się, że to farba do ciała. Żebyśmy się pomalowali na wyzwanie – mówi Zayn, a reszta się z nim zgadza. Kto się lubi malować dłońmi?
- Hej Lou? – Podchodzi Harry, wyciągając w jego kierunku puszkę z farbą. – Pomalujesz mnie?
- Jak jedną z moich Francuzek? –Żartuje Louis, biorąc od Harry’ego farbę, który przewraca oczami i chichocze.
Louis przybiera bardzo poważny wyraz twarzy i odchyla się, podnosząc ręce, by obramować Harry’ego tak, jakby obramowywał płótno.
- Hmmm. I co mam z tym zrobić? Na płótnie jest już tyle bazgrołów! – Mówi, wskazując na kolekcje tatuaży Harry’ego.
Harry dąsa się – Mówiłeś, że lubisz moje tatuaże.
Louis przybliża się ponownie do Harry’ego i szepcze do jego ucha – Bo lubię – po czym przeciąga farbą po jednym z dodatkowych sutków Harry’ego, wydobywając z niego pisk i Harry próbuje mu się wyślizgnąć, ale Louis trzyma go mocno w miejscu za ramię.
Harry przestaje się wyrywać, więc Louis zaczyna go łaskotać zamiast malować, ale ostatecznie kończą z jakimś skomplikowanym wzorem wychodzącym z wytatuowanego motyla. Harry spogląda na swój tors, a jego sutki zdecydowanie się ożywiają z zainteresowaniem i uśmiecha się.
- Dzięki Lou – Podnosi wzrok z błyskiem w oczach. – Teraz twoja kolej.
Harry kończy ścigając Louisa przez dobre dwie minuty, śmiejąc się i krzycząc przez cały czas, po czym przygniata Louisa do ziemi i zaczyna jeździć pokrytymi farbą palcami po jego klatce piersiowej. To jak pewien rodzaj słodkich tortur, gdy Harry dotyka go z czystko funkcjonalnych powodów.  Gdy Harry kończy, obaj mają zaszklone oczy. Kiedy wracają do reszty plemienia, Niall zaczyna się śmiać i krzyczy – Lepiej, żebyście nic niegrzecznego tam chłopcy nie robili! Wszyscy musimy tam spać.
- Zamknij się, Ni – Mówi Harry z rumieniąc się, ale na jego twarzy pozostaje uśmiech.
Louis obejmuje go ramieniem – Yeah. Jakbym pozwolił żeby pierwszy raz Harry’ego był w jakimś brudnym obozie. Nasz Harold to delikatny kwiat, który zasługuje tylko na najpiękniejszy romans! – Deklaruje dramatycznie Louis.
Niall ze śmiechu prawie się przewraca. Harry daje Louisowi kuksańca w żebra, wciąż różowy pomimo niezadowolonego spojrzenia skierowanego na Louisa – Nie jestem rumieniącą się dziewicą, Lou.
Louis wzdycha i trzepocze rzęsami – Ale jesteś taki piękny, gdy się rumienisz.
- Oboje jesteście obrzydliwi – Wcina się Zayn, robiąc krok do przodu, aby zabrać farbę z dłoni Harry’ego. – Musimy skończyć się malować, zanim będziemy musieli iść.
Nastrój staje się nieco poważniejszy, gdy Zayn zaczyna malować coś wyszukanego na piersi Liama.
- Myślicie, że to scalanie?- Pyta Niall.
- Nic innego nie przychodzi mi do głowy – odpowiada Jesy, ze swojego miejsca na piasku.
Louis trochę jej współczuje, że Jesy jest jedyną kobietą w plamieniu hałaśliwych chłopców, ale wydaje się mu, że radzi sobie z tym na tyle dobrze na ile można się tego spodziewać. W tym momencie ona i Harry są prawie przyjaciółmi. Nie to, że Louis ma ich na oku czy coś.
To niepokojące uczucie pojawia się ponownie, kiedy Harry mówi – Nigdy nie wiadomo. Chodzi mi o to, że wciąż rzucają nam kłody pod nogi, więc to może być kolejna.
Louis wysyła cichą modlitwę by faktycznie było to scalenie. Są teraz w doskonałej pozycji, mają przewagę liczbową na Mogo Mogo, nikt raczej nie chce przejść na drugą stronę, a on i Harry ustanowili już swoją pozycję władzy w plemieniu.
Błagam, niech to będzie scalenie.
 „Podchodzimy do wyzwania i nie wiemy, czy będzie to scalenie, ale wiemy, że coś się na pewno wydarzy” – Jesy, Chapera
 - Chapera! – Woła Jeff, gdy wchodzą do pomieszczenia – Dobrze wyglądacie!
- Dobrze się bawiliśmy – odzywa się Harry, a Zayn dodaje – Dzięki za farbę!
Gdy siadają na macie, wywołane zostaje Mogo Mogo.
- Chapera, po raz pierwszy widzicie nowe Mogo Mogo. Eleanor została przegłosowana na ostatniej radzie plemiennej.
- Dobrze – Louis słyszy, jak Liam mamrocze pod nosem. Najwyraźniej ta dwójka niezbyt się dogadywała gdy byli w Sabogdze.
Kiedy Louis przygląda się drugiemu plemieniu, zdaje sobie sprawę, że nie pomalowali się i zamiast tego niosą farbę ze sobą. Louis zastanawia się przez chwilę, czy faktycznie powinni byli nie użyć farby, ale wyraz twarzy Jeffa uspakaja go i daje do zrozumienia, że to nie Chapera głupio wygląda tylko Mogo Mogo.
- Wysłaliśmy wam trochę farby i jak wszyscy widzimy, Chapera jej użyła, podczas gdy Mogo Mogo nie. Tommo, czy to oznaka ducha zespołu?
Louis wzrusza ramionami i próbuje się nie uśmiechać- Tak, chyba tak. Dobrze się tu bawimy… malując się nawzajem.
Chapera wybucha na to śmiechem, a Mogo Mogo wygląda gorzej niż zwykle. Dobrze, myśli Louis. Im niższe ich morale, tym lepiej dla Louisa i jego plemienia.
Kiedy Jeff pyta Mogo Mogo dlaczego nie użyli swojej farby odpowiadają jakąś bzdurą, że chcą ją zachować, a Louis nie może powstrzymać niedowierzającego parsknięcia. Harry szczypie go w bok.
Jeff w końcu wyjaśnia dlaczego tu są, i mówi im, że będą odbywać się prywatne rozmowy jeden na jednego z członkami z innego plemienia. Tom wybiera pierwszy i pada na Louisa, co jest do bani, bo Louis typa nie znosi. Tom jest zbyt nachalny i irytujący.
Z drugiej strony, dostaną luchboxy z jedzeniem do podzielenia, a ponieważ ich plemię ma dwóch dodatkowych graczy, Harry i Zayn są razem. Przynajmniej oni będą się dobrze bawić.
Kiedy siadają, Louis otwiera koszyk i bierze trochę jedzenia, ale Tom natychmiast rozpoczyna rozmowę. – Jestem gotowy na scalenie. Jestem gotowy na to, abyśmy wszyscy byli jednym plemieniem, aby były indywidualne wyzwania, żeby naprawdę rozpocząć grę.
Wygląda jak Gollum, gdy siedzi tam taki zgarbiony, z szeroko otwartymi oczami i z odrobioną desperacji w głosie. Louis chętnie uświadomiłby go jak bardzo nieistotny jest w tej grze, ale nie wychyla się i trzyma usta na kłódkę, tak jak polecił mu Harry.
Reszta ich lunchu przebiegła w podobny sposób: Tom mówił, Louis słuchał i jadł. Kiedy zostają wezwani z powrotem do Jeffa, ten mówi im, żeby stanęli gdzie chcą, a przez Louisa przebiega dreszcz ekscytacji, ponieważ to musi oznaczać scalenie. Musi.
- Rzucie swoje chusty – Mówi Jeff z uśmiechem, a Louis odetchną z ulgą. Miał rację. Spogląda wzdłuż linii i wyłapuje wzrok Harry’ego i pokazuje mu kciuki do góry.
W porządku. Pierwszą rzeczą, którą będą musieli zrobić, gdy dotrą do nowego obozu, będzie rozmowa-..
Myśli Louisa zmieniają się w biały szum, gdy Tom wyciąga zupełnie nową czerwoną chustę. Chustę Chapery. Co kurwa.
- Co? Myślałeś, że się scalacie? – Mówi Jeff z wyraźnym uśmiechem w głosie. Louis ma ochotę mu przywalić. – Po prostu trochę zmieniamy rzeczy. Tom jest teraz członkiem Chapery.
Louis ma wrażenie, że serce u wypadło i leży na pisaku u jego stóp. Spogląda nerwowo wokół siebie i oddycha przez nos. Wszystko będzie dobrze, dopóki wyciągnie ten sam kolor co Harry.
Louis wyciąga zieleń Mogo Mogo i ogarnia go fala gniewu. Cała jego ciężka praca w Chaperze poszła się pieprzyć. W jeden cholernej chwili.
- Do twarzy ci w zielonym – Mówi drwiąco Jeff, gdy Louis idzie w kierunku maty Mogo Mogo.
- Nie. Wolę czerwony – Mówi, kiedy mija Harry’ego. Harry próbuje się uśmiechnąć uspokajająco, ale Louis widzi, że jest tak samo zaskoczony tą sytuacją,
- Tommo, nie wyglądasz na szczęśliwego.
- Dostaną nasz obóz?
Jeff kiwa głową, a Louis wzrusza ramionami. – W takim razie nie. Nie jestem szczęśliwy.
Niall jest następny i wyciąga zielony, więc przynajmniej Louis będzie miał w pobliżu kogoś, kogo lubi. Bressie wyciąga czerwony i mruczy pod nosem jak dziwne jest to, że wychodzi na to, że plemiona po prostu zamieniają się kolorami. Leigh-Anne czerwony, Liam zielony, Mary czerwony.
Dosłownie nic się nie zmieniło, a Louis zaczyna myśleć o numerach. Chapera miała dwóch członków więcej niż Mogo Mogo, więc zamiana prawdopodobnie ma na celu wyrównanie liczby graczy. Chapera miała dwóch członków więcej niż Mogo Mogo, więc zamiana prawdopodobnie ma na celu wyrównanie liczby graczy w każdym plemieniu. Oznacza to, że prawdopodobnie jeden członek Chapery znajdzie się w Mogo Mogo. A Harry jest ostatnim wyciągającym chustę.
Louis ma wrażenie, że przestał oddychać, gdy Jesy wyciąga zielony, pozostawiając Zayna i Harry’ego jako dwóch ostatnich. Jeden będzie czerwony, a drugi zielony. Sądząc po wyrazie twarzy Harry’ego on też o tym wie.
- Coś jest w tych plemionach! – Mówi radośnie Jeff.
Dupek.
Zayn wkłada rękę do urny i wyciąga zieloną chustę.
Nie, myśli Louis. Nie nie nie! Nie tak miało być, on i Harry do końca razem. Taki był plan.
Ale bez względu na to, jak bardzo umysł Louisa protestuje, Harry podchodzi z ponurym wyrazem twarzy i spuszczonymi z rezygnacji ramionami i wyciąga czerwoną chustę.
- Harry jako jedyny pozostanie w swoim pierwotnym plemieniu. Nie do wiary.- Louis żałuje, że nie może wyciszyć Jeffa, ale jego zmysły pracują teraz na najwyższym poziomie, próbując wychwycić każdy najmniejszy szczegół o Harrym, jakby to był ostatni raz kiedy go zobaczy i – kurwa, nie. To nieprawda. Z Harrym będzie wszystko w porządku.
Harry podchodzi do swojego nowego plemienia z uśmiechem na twarzy, który jest tak sztuczny, że Louisowi robi się niedobrze. Louis obserwuje Harry’ego, ale Harry nie spogląda w jego stronę, co – tak przyzna, że trochę boli, ale też nie może powiedzieć, że nie rozumie. Jemu też byłoby trudno spojrzeć na Harry’ego, gdyby został zmuszony do przejścia do plemienia prawie obcych mu ludzi. To musi być dla niego trudne. I Louis żałuje, że nie może czegoś dla niego zrobić. Żałuje, że to nie on został wybrany.
- Trochę dziwne, co, Liam? – Pyta Jeff.
- Bardzo dziwne.
- Prawie jak los? – Jeff jest zbyt cholernie zadowolony z tego wszystkiego i Louis jest sekundy od powiedzenia mu czegoś, gdy Liam kontynuuje – Cóż… Harry powinien być z nami – A Niall woła: - Tak! Harry powinien być tu.
Louisowi serce pulsuje w piersi. Wszyscy kochają Harry’ego; należy do ich małej prowizorycznej rodziny, a Jeff nie może tego po prostu zabrać.
Louis spogląda na Harry’ego, żeby zobaczyć jak się czuję, ale Harry patrzy zdecydowanie na Jeffa, twarz ma zamarłą w pół-uśmiechu, który niczego nie zdradza. Jego Harry jest zmartwiony, a Louis nic nie może z tym zrobić.
W końcu Jeff odprawia ich, by „udali się do swoich nowych domów”, a Harry odwraca się w kierunku swojego starego plemienia i macha, wpatrując się przez chwilę w Louisa. Przełamuje to ciężką atmosferę wokół nich i Niall biegnie i porywa Harry’ego w uścisk, a tuż za nim jest Jesy.
Louis podchodzi do nich i nagle Harry odrywa się i zarzuca mu ramiona na szyję, trzymając się go jak życia. Louis masuje go po plecach, próbując uspokoić, gdy Harry ciężko oddycha mu do ucha.
- Wszystko będzie dobrze – Louis szepcze mu do ucha z większym przekonaniem, niż faktycznie czuje. Ściska swojego chłopca i chce, aby jego słowa były prawdziwe. Harry będzie w porządku.
Harry tylko kiwa głową i głaszcze kark Louisa, jakby to on próbował uspokoić jego, co powoduje, że coś ciężkiego osadza się w klatce piersiowej Louisa, gdy już się od siebie odsuwają.
Odejście Harry’ego i zmiana obozu jest najbardziej emocjonalnie wyczerpującą rzeczą, która się przydarzyła Louisowi od samego początku gry, a Louis zastanawia się, czy może już skończyło mu się szczęście, które do tej pory mu towarzyszyło.
 „Zdecydowanie mam wrażenie, że to ja wypadłem najgorzej w tej całej sytuacji. Byłem taki zły. Kiedy Jeff wyciągnął urnę pełną nowych chust – główną myślą, która przeszła mi przez głowę, było ‘proszę, wyciągnij ten kolor, który będzie miał Louis.’” – Harry, Chapera
 - Witam w Chaperze! – Mówi Harry, zataczając ręką w kierunku obozu. – Mam nadzieje, że będzie wam wygodnie.
Przez pierwsze kilka sekund, kiedy wszyscy są pod wrażeniem i nie robią nic innego poza gapieniem i byciem oszołomionym z zachwytu, Harry czuje przypływ dumy z tego, że jego plemieniu udało się osiągnąć coś takiego na plaży. Można powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych obozów w historii Survivor. Bungalow jest świadectwem tego, jak dobrze im szło i namacalnym dowodem na to, jak bardzo zasłużyli na te wszystkie wygrane.
Ale potem wszyscy rzucają się do przodu i zaczynają dotykać i przywłaszczać sobie wszystko, co tylko wpadnie im w ręce, a Harry czuje się, jakby połkną właśnie kotwicę, bo taki ciężar czuje nagle na dnie żołądka.
Miał nadzieję, że mimo wszystko, powrót do znajomego otoczenia sprawi, że poczuje się lepiej, ale chyba jest tylko gorzej być tu z ludźmi, którzy tu nie należą.
- Nigdy nie myślałem, ze znów zobaczę pastę do zębów!
- Nie ma kurwa mowy! Czy to jest szachownica?
- Cholera jasna, to jest prawdziwy materac, naprawdę będziemy spać na materacu!
Harry wie, że mieli ciężko w swoim obozie. Gdyby był na ich miejscu, pewnie też pobiegłby do najbliższej butelki szamponu. Ale to nie znaczy, że łatwo się to ogląda.
Tom bawi się instrumentem, którego Niall uczył rzeźbić Zayna; Bressie bawi się w skalnym ogrodzie, z którego Jesy była bardzo dumna, Leigh-Anne przestawia sprzęt do połowu ryb Liama; Mary przesiewa prowizoryczną kuchnie, w której spędzał większość wieczorów, próbując gotować dla wszystkich, podczas gdy Louis starał się go rozproszyć.
Harry czuje kolejne ukłucie bólu. Utrata swoich towarzyszy była okropna, ale utrata Louisa… Myśli, że mógłby stawić czoła wszystkiemu, o ile obok niego byłby Louis.
Jednak nie ma już sensu myśleć w ten sposób. Dał sobie wcześniej radę bez Louisa, więc da i teraz.
Oprowadza wszystkich po obozie przez resztę popołudnia, starając się im jak najlepiej pomóc w zadomowieniu. Musi być jak najbardziej użyteczny, ponieważ jeśli nowa Chapera przegra w wyzwaniu, Harry będzie oczywistym wyborem na eliminację.
W tej chwili jego najlepszym rozwiązaniem jest zachęcenie plemienia do spróbowania gry. Scalenie nie może być zbyt odległe, a kiedy już nastąpi, gracze będą musieli pomyśleć o ostatecznych liczbach i o tym, z kim chcą (lub nie chcą) konkurować w ewentualnych wyzwaniach o nietykalność lub nagrody.
Może uda mu się ich przekonać do głosowania na kogoś innego w plemieniu, kogoś kto po scaleniu będzie większym zagrożeniem.  Albo może obiecać im miejsce w swoim sojuszu z Louisem, skoro Mary z pewnością już im o nim powiedziała.
Nieuchronnie jego myśli kierują się do Louisa, który prawdopodobnie znajduje się w tej samej sytuacji w Mogo Mogo. Reszta plemienia pewnie też zdaje sobie sprawę, że wkrótce nastąpi scalenie. Nie będą już potrzebować Louisa, aby wygrać challenge; zamiast tego będzie ich największą konkurencją w poszczególnych wyzwaniach. Jeśli Mogo Mogo zostanie wysłane do trybunału, imię Louisa na pewno pojawi się jako jedna z możliwości do eliminacji.
Harry dokłada wszelkich starań, aby o tym zapomnieć. Musi się skupić na nauce dynamiki plemienia, aby mógł wymyślić plan na uratowanie samego siebie.
 „To trochę dziwne, że oni wszyscy tu są. Czują się tutaj jak u siebie w domu, ale muszę się jakoś do tego przyzwyczaić. Na pewno to nie jest mój dom, bez ludzi, którzy go stworzyli. Trochę do bani” – Harry, Chapera
 „Utrata Harry’ego i obozu za jednym zamachem – nie czuliśmy, że mamy wiele do świętowania.” – Zayn, Mogo Mogo
 Atmosfera w obozie Mogo Mogo jest w najlepszym razie ponura, nawet z koszem jedzenia, który na nich czekał. Nikt tak naprawdę nie rozmawia, ale tym razem Louis nie ma ochoty przerywać ciszy. Jest zbyt zajęty, myśleniem o swoim Harrym w gnieździe wrogów. Serce go boli na myśl o szansach Harry’ego – i faktu, że nic na to nie poradzi.
To przytłaczające uczucie polega na tym, że zawiódł Harry’ego i nie może tego znieść.
Louis nie jest głupi. Wie, że jego uczucia do Harry’ego wymknęły się spod kontroli. Ale teraz – będąc rozdzielonym – Louis zaczyna zdawać sobie sprawę, że jego uczucia mogą być większe niż ta gra, czego świadomość jest zarówno przerażająca, jak i wspaniała. Ale głównie przerażająca. Zwłaszcza, gdy Louis nie jest pewien, co dokładne czuje Harry.
Liam leniwie dzióbie patykiem w ogniu ze smutnymi oczami szczeniaka, w końcu przerywając ciszę. – Szkoda, że Harry’ego tu nie ma.
Louis zdecydowanie nie patrzy na nikogo, choć czuje na sobie ich spojrzenie.
- Szkoda – Zgadza się Zayn, a kątem oka Louis widzi, jak reszta kiwa głowami, ponieważ – kurwa – wszyscy kochają Harry’ego. Nie można temu zaprzeczyć. A gdyby Louis myślał choćby częścią mózgu zamiast całym swoim cholernym sercem, to byłby zadowolony, że tak się stało.
Jest to idealny sposób na umycie rąk z sojuszy z poważnym zagrożeniem wygranej bez konieczności dźgania go w plecy. Ponieważ Harry jest poważnym zagrożeniem. O ile Louis próbował zignorować ten fakt, nie oznacza to, że staje się to mniej prawdziwe. Powinien być teraz szczęśliwy. W końcu chce to wygrać, prawda?
Louis kręci ze smutkiem głową. Może gdyby nie zainteresował się Harrym na samym początku, sprawy wyglądałyby inaczej, ale teraz – teraz, gdy wie, jak to jest spać obok Harry’ego, mieć go gdy potrzebowałby kogoś kto go uspokoi i sprawić, by Louis dobrze się bawił.. Louis nie sądzi, że da radę grać dalej bez niego.
- Mają schronienie. Dostali jedzenie. Mają wszystkie poduszki i koce. Cały sprzęt do połowu ryb. Wszystko.  – Narzeka Liam, szturchając ogień nieco bardziej agresywnie, podczas gdy reszta grupy milczy.
- Wiesz co w tym jest jedyną dobrą rzeczą? – Jesy pochyla się do przodu, jedząc orzechy. Louis chciałby, żeby go oświeciła co jest takiego dobrego w sytuacji, w której wylądowali. – Niech będą pod wrażeniem wszystkiego, co zrobiliśmy. Niech zobaczą jak żyliśmy. Może to jeszcze bardziej ich przygnębi, bo są do dupy.
Normalnie Louis rzucałby się o niesprawiedliwość tego wszystkiego, ale szczerze mówiąc… to najmniejsze z jego zmartwień w tej chwili.
- Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku – Louis nie zamierzał się odzywać, ale nie mógł się powstrzymać – Naprawdę mam nadzieję.
- Harry? – Zayn trąca go kolanem. – Wszystko będzie dobrze. To tylko kilka dni.
- Tak! Musi być – wtrąca Niall.
Jeśli będzie miał szczęście, wisi niewypowiedziane w powietrzu.
- Gdybym to był ja, to byłbym w stanie… - Co? Jego podświadomość drwi z niego. Na pewno zostałbyś przegłosowany. Czy tego właśnie kurwa chcesz? - …czułbym się znacznie lepiej.
Czuje współczujące spojrzenia na sobie i tym razem nikt nie oferuje żadnych słów pocieszenia.
Jest tylko jedna rzecz. Louis chwyta nietkniętą butelkę wina i berze długi łyk. Jeśli nic nie może zrobić, równie dobrze może się upić i spróbować o tym zapomnieć. Brzmi jak solidny plan.
Kończy swój łyk i podnosi butelkę.- Za Harry’ego! Mam nadzieję, że mu się uda!
- Yep, a jak inaczej. – Niall podnosi drugą butelkę.
- Da radę – mówi Jesy z pewnością.
Po pewnym czasie wszyscy się rozchodzą. Niektórzy idą spać, ale Louis wędruje w dół do skał na linii brzegu i siada, popijając butelką wina i patrząc na księżyc jak zakochany głupiec, którym jest.
Jest bardzo świadomy faktu, że ekipa filmowców jest ustawiona w pobliżu niego i cały czas go filmuje, ale go to nie obchodzi. Jego zlany w trupa mózg z roztargnieniem zastanawia się, w jaki sposób z edytują relację jego i Harry’ego. Jeśli przekręcą to w coś, czym nie jest. Lub jeśli wyemitują prawdę – Louis jako kretyn, który zakochał się w swoim rywalu.
Louis kręci głową, próbując ją trochę oczyścić. Musi się skoncentrować i wymyślić sposób na uratowanie Harry’ego. Nie może się teraz poddać.
I tak Louis siedzi dalej na kamieniach, aż słońce zaczyna zerkać za horyzontu i analizuje każdy możliwy scenariusz. Gdy z powrotem słyszy budzących się do życia w obozie ludzi, w jego żołądku panuje zimna pewność. Już wie, co musi zrobić.
 „Nie obchodzi mnie, że drugie plemię ma nasz obóz. Nie dbam nawet o to, że mają cały nasz dobytek. To jak bardzo na to narzekamy, nie ma żadnego znaczenia. Co mnie denerwuje, to to, że mają tam mojego Harry’ego” – Tommo, Mogo Mogo
<< dzień: 21 || dzień: 23  >>
+komentarz
4 notes · View notes
virginia92 · 4 years
Text
Things We Lost in The Fire II - rozdział dziewiętnasty
Tumblr media
Od Autorki: Przed wami ostatni rozdział tej historii :) Miłego czytania:) 
Tegoroczne lato zapowiadało się naprawdę pięknie, słońce świeciło i przyjemnie ogrzewało ziemię, a wszyscy spragnieni ciepła po naprawdę chłodnej i deszczowej wiośnie napawali się każdym promieniem. Ogród, w którym Harry zakochał się od pierwszego wejrzenia, gdy oglądał dom i zastanawiał się, czy to właśnie to miejsce, gdzie chce wychować dzieci, teraz zachwycał jeszcze bardziej, a wszystkie rośliny, o które dbał pieczołowicie, pomimo braku umiejętności, rosły i stawały się coraz piękniejsze z każdym dniem. Czasami Harry’emu wydawało się, że roślinność w tym miejscu, przypomina ich samych, budujących swoją relację powoli, chociaż można by stwierdzić, że gnają do przodu, nie rozglądając się na boki, pną się ku górze z każdym kolejnym dniem, obawiając się momentu, gdy przyjdzie się zatrzymać, stanąć w miejscu i powiedzieć stop. Takie nieprzyjemne myśli nawiedzały go coraz rzadziej i bardzo się z tego cieszył. Ostatnie na co miał teraz ochotę, to bycie ponurym i marudnym, zresztą nie miał powodu do bycia niezadowolonym. Całe jego życie powoli zaczynało przypominać ideał, bajkę lub sen, z którego nie chciał się obudzić już nigdy. Było zbyt pięknie, by to wszystko mogło okazać się prawdą, ale właśnie to było jego życie.
Uśmiechnął się z zadowoleniem stojąc na tarasie, dokładnie w tym miejscu, w którym wiele miesięcy temu stał, trzymając swoją dłoń na zaokrąglonym brzuchu, myśląc o tym, jak bardzo wszyscy go irytują i męczą swoją nadopiekuńczością. Teraz wpatrywał się w obrazek, który kochał i za który był wdzięczny każdego dnia. Widział wszystkich swoich bliskich zebranych w jednym miejscu, szczęśliwych, roześmianych, pełnych tej energii, którą uwielbiał. To spotkanie okazało się strzałem w dziesiątkę, pogoda im dopisywała, nastroje również, niczego więcej nie było im potrzeba. Zszedł po kamiennych schodach i idąc po soczyście zielonym trawniku, cały czas obserwował chłopców, którzy starali się pełzać po macie rozłożonej na trawie. Ten widok był komiczny i rozczulający jednocześnie. Harry nadal nie przyzwyczaił się do tego uczucia, gdy nagle jego serce nie potrafiło poradzić sobie z wszystkimi emocjami i miłością, którą odczuwał, widząc swoje dzieci, maleńkich synków, którzy z każdym dniem stawali się coraz więksi i nie przypominali już tych niemowlaków, od których uciekł i odgrodził się murem. Teraz miał przed sobą siedmiomiesięcznych chłopców, którzy rośli jak na drożdżach, a Lou już planował ich roczek.
Właśnie Lou, któż mógłby się spodziewać, że Tomlinson okaże się wzorowym ojcem. Był idealny i naprawdę Styles nie był zaślepiony miłością. Każdy kto widział szatyna z Tristanem i Kieranem, wiedział, że to prawda. Harry każdego dnia żałował tego, co wydarzyło się po narodzinach, ale dzięki temu Louisa i chłopców łączyło coś wyjątkowego, chociaż czasami odczuwał z tego powodu zazdrość, to wiedział, że to absurdalne. Kochał synów z całego serca, ale to coś co posiadał Lou i maluchy było nie do podrobienia. Miał tylko nadzieję, że gdy podrosną i będą nastolatkami, wtedy również szatyn będzie dla nich najważniejszą osobą i jakoś poradzą sobie z buntem i obędzie się bez trzaskania drzwiami i krzyków. Cóż czasami wybiegał myślami zbyt daleko, ale taka była jego natura, lubił planować ich wspólną przyszłość, to go uszczęśliwiało.
Usiadł obok siostry nie chcąc stać w miejscu i obserwować wszystkich jak strażnik. Mógł trochę odpuścić i się zrelaksować, wiedział, ze dzieciom nie stanie się nic złego, byli wśród ludzi, którzy ich kochali i zrobiliby dla ich wszystko. Był tego pewien bardziej, niż wszystkiego innego. Zerknął na Gemms, która przyglądała się czemuś w skupieniu lekko marszcząc brwi. Zauważył w jej dłoni kieliszek z winem, z którego chyba nie upiła nawet jednego łyczka. Spojrzał w to samo miejsce, w które wpatrywała się z takim skomplikowanym wyrazem twarzy i zamarł. Czuł, że usta otworzyły mu się mimowolnie, ale nie wydobyło się z nich ani jedno słowo. Cóż ten widok był niecodzienny, chociaż wcale nie aż tak zaskakujący. Ponownie zerknął na siostrę, która wyczuwając na sobie jego wzrok, przyłożyła kieliszek do ust, pijąc alkohol, który miał chyba zająć jej myśli, a może i serce, kto mógł to wiedzieć.
– Uważaj Gemms, Niall ma być twoim mężem, nie wiem, czy chcesz, żeby zachowywał się tak wobec waszych dzieci – stwierdził z odrobiną uszczypliwością, ale Horan pełzający obok maluchów był tak komicznym widokiem, że niemal wszyscy oderwali się od rozmów, by popatrzeć na mężczyznę z politowaniem i pobłażliwym uśmiechem.
– Odwal się ode mnie i zajmij swoim przyszłym mężem – prychnęła, przewracając oczami z irytacją. Uwielbiał dręczyć swoją starszą siostrę, ale wcześniej jakoś nie miał okazji, bo każdy jej chłopak był ułożony i sensowny, za to teraz cóż Niall Horan to mówiło samo za siebie.
– Może już jest moim mężem – zanucił, z zadowoleniem obserwując szok malujący się na twarzy siostry.
– Żartujesz sobie? – dziewczyna patrzyła na niego podejrzliwie, chcąc wyczytać cała prawdę z jego pogodnej twarzy. – Nie możesz być poważny.
– Niczego się ode mnie nie dowiesz, ale lepiej powiedz mi, jak tam Niall? – zmienił szybko temat, nie chcąc wypaplać za dużo. Pewne wiadomości powinny zostać w tajemnicy jeszcze przez jakiś czas.
– Nie wiem, o co pytasz – wzruszyła ramionami, starając się ukryć uśmiech, którego nie dało się powstrzymać, gdy Kieran zaczął płakać na widok Nialla, który najwyraźniej wziął na siebie zadanie nauki raczkowania. Szkoda tylko, że nie wiedział, że to zdecydowanie za szybko, jak na takie maluchy.
– O was, i nie musisz udawać, że nic was nie łączy. Louis wszystko mi powiedział jakieś cztery miesiące temu, więc jestem poinformowany – wyznał z zadowoleniem, był krok przed siostrą i najwidoczniej zaskoczył ją ta informacją.
– Nie miałam zamiaru udawać, ale sama nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. Niall jest słodkim facetem, zawsze go lubiłam, ale wiesz, że najlepiej dogadywałam się z Louisem i raczej z resztą nie spędzałam wolnego czasu – wzruszyła ramionami, starając się jak najsensowniej przekazać swoje myśli bratu, który słuchał jej uważnie i zmarszczył czoło na wspomnienie szatyna. – Spokojnie wariacie, nie mam zamiaru odbić ci męża, czy też przyszłego męża – zironizowała, śmiejąc się cicho z bruneta. – Louis jest dla mnie jak brat, jak ty naprawdę, masz moje słowo – uścisnęła jego dłoń i splotła ich palce razem. – Niall jest …
– Słodki – wszedł jej w słowo.
– Tak, słodki i naprawdę zabawny. Lubię spędzać z nim czas, rozmawiać, opiekować się waszymi dziećmi. Podoba mi się ta jego troskliwa strona, to mnie w nim chyba ujęło.
– Czyli ujął cię czymś – zauważył z nadzieją w głosie. Wiedział, co czuje Horan i naprawdę liczył na jakieś wyznanie ze strony siostry, to dużo by ułatwiło.
– Tak – roześmiała się szczerze, nie wiedząc dokąd zmierza ta rozmowa. – Przeprowadzasz jakiś wywiad?
– Nie, po prostu chcę wiedzieć i tyle. Jestem ciekawy, zresztą znasz mnie – zerknął na dzieci i widział, jak Irlandczyk rozłożył się na trawie, a Tristan leżał na jego piersi i najprawdopodobniej drzemał, otulony ramieniem wujka.
– Myślę, że chciałabym spróbować czegoś z Niallem, czegoś więcej niż randkowanie i niańczenie waszych maluchów, ale chyba wiesz, że on pracuje nad płytą prawda? A płyta to trasa i ostatnie czego chcę, to zabrać mu wolność, kiedy będzie jej tak potrzebował. Dlatego nie spieszymy się i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Taka odpowiedź wystarczy? – dopiła wino i odłożyła pusty kieliszek na stolik.
– Wiesz, że on jest w tobie zakochany prawda? – zasłonił szybko usta, wiedząc, że teraz nie cofnie już słów i wyznania, które nie należało do niego. Był beznadziejną paplą, Louis miał rację.
– Słucham? Chyba trochę przesadzasz – wstała, wyplątując swoją dłoń z jego uścisku.
– Słuchałem kilku piosenek, które napisał i wiem, że nie przesadzam siostrzyczko. Zresztą jeśli mi nie wierzysz, porozmawiaj z Louisem. Widziałem zauroczonego Nialla i uwierz mi, to co czuje do ciebie to nie zauroczenie i jeżeli chodzi o trasę to … nie każdy potrzebuje wolności, wiesz? Niektórzy potrzebują osoby, do której będą mogli wracać miedzy koncertami na trasie. Niall to dość rodzinny typ, tak tylko mówię – posłał jej znaczący uśmiech, a gdy nie ruszyła się z miejsca, machnął na nią dłonią, jak na natrętną muchę, którą chciał odgonić.
– Jesteś okropną swatką, mówił ci to ktoś? – pokręciła głową, śmiejąc się cicho, gdy obróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę odpoczywającego Horana.
– Jestem świetną swatką, najlepszą na świecie – przecież nikt nie musiał wiedzieć, że nie słuchał żadnej piosenki Nialla, a to Lou powiedział mu, że ich przyjaciel tworzy romantyczny album, który określaja jedno, a raczej dwa słowa jestem zakochany. Nagiął trochę prawdę, ale wszystko w dobrym celu. Gemma i Niall byli dla siebie stworzeni, tak przynajmniej sądził. Spojrzał na siostrę, która siedziała na trawie i śmiała się z czegoś, co mówił mężczyzna. Tak, był świetną swatką. Jak ktoś mógłby w to wątpić?
***
Louis siedział na ławce nieopodal maluchów bawiących się z Niallem, chciał już do nich podejść i interweniować, gdy Kieran zaczął marudzić i uderzać swoją rączką Horana, ale powstrzymał się, gdy Gemma podeszła do tej szalejącej gromady. Dawno nie spotykali się w tak licznym gronie, to było przyjemne, chociaż nieobecność Zayna była czymś, co na początku zepsuło im humory. Lou nie był zaskoczony tym, że Malik się nie pojawił, niczego innego nie oczekiwał, ich kontakt urwał się nagle, gdy każdy z ich piątki zajął się swoimi sprawami zawodowymi i prywatnymi. Zresztą dużo wcześniej brunet odsunął się od nich i powoli z każdym dniem stawał się coraz bardziej obcy. To było w porządku, jeżeli czuł się z tym dobrze i nie działo się u niego nic złego, aczkolwiek Lou tęsknił za swoim najlepszym kumplem.  Przez jakiś czas rozmawiał z Lottie, która przyjechała do nich na kilka dni, a teraz siedziała obok niego i razem przyglądali się psocącym dzieciom.
– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego mama nie chciała przyjechać – dziewczyna była zirytowana i wydawało się, jakby z trudem powstrzymywała krzyk.
– Lotts chciałbym żeby mama tu była, ale ona musi najpierw zrozumieć, że nie wrócę do Eleanor. Teraz jestem ojcem dwójki małych dzieci i mam Harry’ego, którego kocham jak nikogo innego wcześniej – wyznał szczerze, nie wstydząc się swoich uczuć przed młodszą siostrą z którą w ostatnim czasie miał bardzo dobry kontakt. – Tęsknię za nią, ale nie pozwolę, by przyjechała tu, obrażała Harry’ego i wygadywała jakieś bzdury, które mogą zniszczyć wszystko, na co pracowałem przez ostatni rok.
– Nie mogę znieść tego milczenia, które jest między wami. Ona też za tobą tęskni i chciałaby cię zobaczyć, ale nie potrafi się przemóc i przeprosić jako pierwsza. Jesteście okropnie uparci, dobrze o tym wiesz.
– Kocham mamę i was, ale teraz mam osoby, o które muszę troszczyć się przede wszystkim i nie pozwolę, by ktokolwiek ich skrzywdził. Mama w końcu zrozumie i możesz jej przekazać, że ten dom zawsze będzie dla niej otwarty. Nawet nie wiesz, jak często Harry każe mi do niej zadzwonić, albo pojechać was odwiedzić. Wydaje mi się, że on chciałby tego bardziej niż ja.  Świruje trochę, że Tristan i Kieran nie poznają babci – zaśmiał się i spojrzał na bruneta, który właśnie ukrywał ziewnięcie za swoją dłonią i wyglądał na naprawdę zmęczonego. Obok niego siedział Liam, piszący coś na swoim telefonie.
– Jest kochany i proszę cię Lou pogódź się z mamą, oświadcz się Harry’emu i wszyscy bawmy się na waszym weselu – zażądała blondynka, uśmiechając się do nie znacząco.
– Cóż może coś z tego już miało miejsce – poruszył brwiami, irytując dziewczynę, która uderzyła go pięścią w ramię. – Ćwiczysz boks czy co? Masz mocny cios siostrzyczko.
– Przestań sobie żartować idioto, wcale nie jesteś zabawny. Mówię poważnie, to już czas na pogodzenie się z mamą Lou, niech nasza rodzina w końcu wróci do tego, co było wcześniej.
– Zobaczę, co da się zrobić – objął ją ramieniem, uśmiechając się na myśl o kolejnej rodzinnej imprezie, na której może byłyby wszystkie jego siostrzyczki, brat i oczywiście mama. To był miły obrazek.
– Czy Gemma i Niall są parą? – zapytała nagle dziewczyna, więc spojrzał w kierunku, który wskazywała i roześmiał się głośno.
– Cóż któż to wie – wzruszył ramionami, obserwując całującą się parę, najwyraźniej Harry naprawdę dobrze radził sobie ze swataniem. – Chcesz może znaleźć sobie chłopaka? Myślę, że Harry kogoś by dla ciebie znalazł – zażartował, z zadowoleniem obserwując rumieńce na policzkach Lottie.
– Jesteś idiotą, idę do swojego chrześniaka, on jest inteligentniejszy od ciebie.
Patrzył na oddalającą się siostrę, ale po chwili skupił się na Harrym, który śmiał się z czegoś, co opowiadał Liam. Czuł spokój i radość, to było przyjemne uczucie, świadomość, że wszyscy są szczęśliwi, nikomu nie dzieje się krzywda, nie muszą nigdzie pędzić i się spieszyć, są tu i teraz, dla siebie. Nareszcie wszystko układało się idealnie i nie pamiętał, by kiedyś był szczęśliwszym człowiekiem. Rozsiadł się wygodniej i odetchnął głośno, przymykając powieki. Jeżeli jego życie miałoby tak wyglądać już zawsze, nie miałby nic przeciwko. Może poprosiłby o odrobinę więcej snu, ale to był drobiazg w porównaniu do ilości szczęścia, które posiadał teraz w swoim życiu.
***
Anne nie pomyślałaby, że to będzie tak wyglądać, gdy jakiś czas temu pocieszała szlochającego syna, którego serce zostało doszczętnie złamane przez Louisa Tomlinsona. Nigdy w życiu nie sądziła, że tak to się potoczy. Teraz, gdy patrzyła na Harry’ego, który promieniał, uśmiechał się tak szczerze i radośnie, wiedziała, że wszystko będzie dobrze. Kiedy tylko zaczynała w to wątpić, spoglądała na Louisa i wszystkie wątpliwości ulatniały się w jednej chwili. Jeżeli twarz jej syna była szczęściem, to twarz Louisa opisywało jedynie słowo miłość. Przez te lata działo się naprawdę dużo, ale zrozumiała, że każdy mógł popełniać błędy, najważniejsze było, by później je naprawiać i zrozumieć swoją winę. Louis prawdziwie i szczerze kochał Harry’ego, była tego pewna i od jakiegoś czasu nie wątpiła w to ani razu. Patrzenie na ich dwoje było przyjemnością, a gdy dołączali do nich Tristan i Kieran, cóż mogła nie być obiektywna, ale nie było słodszego obrazka. Jej wnuczkowie rośli jak na drożdżach i czasami żałowała, że nie mieszka bliżej Londynu, by móc odwiedzać ich częściej, może każdego dnia. Cieszyła się, że relacja Louisa i Harry’ego rozwijała się powoli, chociaż wszystko zaczęło się od niewłaściwej  kolejności. Liczyła, że nic już nie zepsują i obędzie się bez dramatów.
Była spokojna o syna, ale miała jeszcze córkę i o ile wcześniej nie musiała się o nią martwić, to teraz sama nie wiedziała, co myśleć o obecnej sytuacji. Spojrzała na Gemmę i mimo niepokoju nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Nie wiedziała, czy odpowiada jej to, że córka będzie umawiać się z kimś sławnym. Widziała zbyt wiele razy, jak sława raniła Harry’ego, nie chciała, by to samo spotkało Gemmę, ale chyba było już za późno na interwencję, zresztą uwielbiała Nialla i nie miała serca, by wtrącać się w ich prywatne sprawy. Już i tak Jay postanowiła zachowywać się absurdalnie, jedna wtrącająca się matka była wystarczająca. Musiała pozwolić młodym decydować o swoim życiu samodzielnie. Obserwowała, jak para karmi Tristana, który spokojnie jadł i był przeciwieństwem swojego brata, który zdążył pobrudzić jedzeniem siebie, Lottie i Liama. Jeśli miała być zupełnie szczera, nie miałaby nic przeciwko, gdyby Niall stał się członkiem ich rodziny, ale wiedziała, że do tego jeszcze długa i trudna droga. Jej córka nie zakochiwała się tak szybko jak Harry, więc Niall będzie musiał się postarać. Cieszyła się, że nareszcie wszystko zmierzało w dobrą stronę, a z jej ramion został zdjęty ciężar, który musiała dźwigać w ciągu ostatnich miesięcy. To był czas odpoczynku i spokoju, na który wszyscy zasłużyli.
***
Zbliżało się późne popołudnie, gdy wszyscy nagle zaczęli wstawać ze swoich miejsc i zapanowało ogólne zamieszanie. Harry popatrzył zmieszany na Louisa, który wzruszył tylko ramionami, ponieważ nie miał pojęcia, o co może chodzić ich pokręconej rodzince. Nie przejmował się ich dziwnym zachowaniem do momentu, gdy Gemma nie chwyciła Tristana, a Liam miał już w swoich ramionach Kierana i najwyraźniej gdzieś się wybierali. Podniósł się z koca, na którym leżał od jakiegoś czasu, leniąc się razem z Harrym.
– Mogę wiedzieć, co robicie z moimi dziećmi i gdzie wychodzicie? – wcale nie chciał zabrzmieć tak groźnie, ale najwyraźniej jego instynkt ojcowski był silniejszy.
– Spokojnie mamusiu i tatusiu – Horan jak zwykle powiedział swój ulubiony żart, od jakiegoś czasu nazywając ich w ten sposób. Powiedzieć, że Harry’ego to irytowało, to jak nie powiedzieć zupełnie nic.
– Niall po raz ostatni mówię, że nie jestem … – zaczął loczek, ale oczywiście, jak zwykle ktoś wciął mu się w zdanie, a tym kimś był Irlandczyk. To zaczynało już brzmieć, jak anegdota.
– Mamusią, tak wszyscy to już słyszeliśmy – Niall machnął na niego dłonią. – Posłuchajcie, wszyscy razem zadecydowaliśmy, że zasłużyliście sobie na chwilę odpoczynku sam na sam, więc my, jako najlepsi chrzestni w całym wszechświecie, zabieramy tych o to kawalerów, a wy ogarnijcie się i idźcie na jakąś randkę czy coś.
– Co? – Harry podszedł do ich grupki i zaparzył się w szczerzącego się od ucha do ucha Horana. – Co wyście znowu wymyślili?
– Nic takiego Hazz – teraz głos zabrała Gemma. – Po prostu spędźcie jakoś miło czas i odpocznijcie dobrze? My zajmiemy się chłopcami, niczym się nie martwcie.
– Nie musicie tego robić – brunet już sięgał po Tristana, ale Niall odsunął się zwinnie.
– Kochanie, przyjmij pomoc i podziękuj – Anne objęła syna, który z nachmurzoną miną mruknął coś pod nosem, patrząc spod zmrużonych powiek na swoją siostrę i przyjaciela. – Oni nie mają zamiaru ukraść wam dzieci – zażartowała, ale najwyraźniej to nie rozbawiło jej syna.
– Pewnie Hazz, najwyżej zrobią sobie swoje własne – stwierdził złośliwie Louis, uśmiechając się z samozadowoleniem i dumą. I to już zdecydowanie rozśmieszyło młodszego, który parsknął głośno, nawet nie powstrzymując swojego śmiechu. – Myślę, że możemy się na to zgodzić, to znaczy nie na wasze dzieci, chociaż w tym względzie nie mamy nic do powiedzenia, chodzi mi o to, że łaskawie możemy wam pożyczyć naszych synów, ale nie próbujcie na nich żadnych dziwacznych metod wychowawczych jasne?
– Nie dramatyzuj – w końcu głos zabrał dość cichy tego dnia Liam. – To my idziemy, a wy bawcie się dobrze.
– Ale nie za dobrze, jeśli wiecie, co mam na myśli – zażartował nazbyt dowcipny Niall, ale uspokoił się, gdy Gemma przewróciła na niego oczami i weszła do domu, nie zwracając na niego uwagi.
– Jak piesek na smyczy – wyszeptał Louis, tak by tylko Harry go usłyszał. Obserwowali wychodzącą rodzinę, żegnając się z wszystkimi ze zmęczonymi uśmiechami na twarzy. Nie chcieli przyznać racji najbliższym, ale byli naprawdę wykończeni. Opieka nad bliźniakami nie była tak łatwa, jak pokazywali czasami na filmach, albo podczas tych uroczych sesji zdjęciowych z maluszkami. Życie to nie był film.
***
To miała być randka, ale byli wykończeni i gdy tylko zaproponował, by wyszli na miasto coś zjeść, od razu pożałował tych słów. Nie pamiętał już, kiedy mieli czas na coś więcej, niż szybki prysznic przed snem i kolacja zjedzona w pośpiechu pomiędzy jednym, a drugim płaczem maluchów. Ostatnie na co mieli ochotę, to strojenie się i wyjście między ludzi. Zerknął na Harry’ego, który był chyba zagubiony i nie wiedział, co zrobić, ponieważ stał na środku ich pustego i cichego salonu, rozglądając się dookoła z dezorientacją. Musiał coś zrobić, dostali od losu jeden wolny wieczór, nie mogli po prostu zacząć sprzątać po gościach, którzy ulotnili się kilka minut temu.
– Co powiesz na to, że ja odgrzeję nam coś do zjedzenia, a ty weźmiesz relaksującą kąpiel i odpoczniesz? – zaproponował z uśmiechem, chcąc, by Harry miał chwilę dla siebie, wiedział, że chłopak tego potrzebuje.
– Nie wiem, czy mam siłę na wannę – stwierdził szczerze loczek, uśmiechając się sennie w jego stronę.
– Hazz ty uwielbiasz spokojne kąpiele w wannie, więc uwierz mi, że będziesz szczęśliwy. Ja trochę tutaj ogarnę, przygotuję nam jedzenie i może wino, a później posiedzimy w salonie, zjemy coś i pójdziemy spać?
– To brzmi naprawdę dobrze, ale ty też powinieneś odpocząć. Wiesz o tym? – brunet podszedł do niego i wtulił się ufnie w jego ciało, obejmując go ramionami z cichym westchnieniem.
– Wiem, wiem, wskoczę pod prysznic, gdy jedzenie będzie się grzało. Obiecuję, że zobaczysz mnie, gdy będę maszerował obok ciebie, odziany tylko w ręcznik – zażartował, chcąc w końcu zobaczyć uśmiech Harry’ego i udało mu się, ponieważ chłopak przewrócił oczami i uśmiechnął się radośnie.
– Głupek – stwierdził krótko i obrócił się na pięcie, maszerując w stronę schodów prowadzących na piętro. – Będę cię wypatrywał z niecierpliwością, może nawet zrobię dla ciebie trochę miejsca w wannie, gdybyś zmienił zdanie.
– Kusisz – zawołał za nim, kręcąc głową z uśmiechem. Klasnął w dłonie i zaczął przygotowywać dla nich kolację, chcąc jak najszybciej odpocząć i wykorzystać kilka godzin spokoju. Nie wiedział, jak wszystkim udało się zaplanować ten wieczór, spakować chłopców tak, że niczego nie zauważyli, ale był im wdzięczny, potrzebowali chwili odsapnięcia, momentu tylko dla siebie.
***
Mogli się spodziewać, że skończą w ten sposób, w łóżku, skuleni pod kołdrą, z jedzeniem na kolanach. Może nie było to zbyt eleganckie i oryginalne, ale nie mieli siły i ochoty na coś bardziej wykwintnego.
– Chyba nie to mieli na myśli, mówiąc, że mamy iść na randkę – powiedział Harry, kończąc jedzenie i odkładając talerz na szafkę. Obrócił się w stronę Louisa i wtulił w jego ramię, przymykając powieki.
– Zaraz możemy gdzieś wyjść, wskoczysz w swoje wyjściowe portki i pójdziemy podbijać miasto – zażartował szatyn i uśmiechnął się lekko, słysząc chichot młodszego. – To jak? Idziemy?
– Oszalałeś? Nie mam nawet siły na ciebie patrzeć, a to prawie moje ulubione zajęcie, więc nawet siłą nie wyciągnąłbyś mnie z tego łóżka – stwierdził brunet i westchnął z przyjemności, gdy szatyn objął go ramieniem i powoli zaczął przeczesywać jego włosy, odsuwając je z czoła.
– Uwierz mi, nie miałbym siły, żeby wyciągnąć cię z łóżka, jestem na to zbyt leniwy i śpiący – Louis pocałował go krótko i sam zamknął oczy. Czuł, jakby zaraz miał zasnąć i zmarnować cały ich wolny czas.
– Jesteśmy takimi starymi prykami Lou – wymruczał Styles, wtulając twarz w szyję mężczyzny, przytulając się do niego mocniej. – Powinniśmy właśnie całować się, obściskiwać, korzystać z życia.
– Wiesz, nie będę narzekał, jeżeli tak będzie wyglądała reszta mojego życia – wyszeptał szatyn, otulając ich mocniej kołdrą. – Ty i ja, spokój, cisza, brakuje mi tylko naszych chłopców.
– Nigdy w życiu nie myślałem, że moje życie będzie tak wyglądało, że będę miał kogoś, kto mnie pokocha, że to będziesz ty – powiedział loczek, z trudem tłumiąc emocje. – Boże, że to będziesz ty – powtórzył i otarł wolną dłonią, załzawione oczy. – Mazgaję się, przepraszam.
– Nie przepraszaj – powiedział szybko Louis, chwytając jego dłoń, składając na niej czuły pocałunek. – Do końca mojego życia będę wdzięczny za ciebie, twoją miłość, nasze dzieci. Nie zasługuję na to, ale będę się starał każdego dnia, by was uszczęśliwić i sprawić, byście czuli się przeze mnie kochani.
– Czujemy się kochani, jesteś najlepszym ojcem, jakiego mogli mieć chłopcy. Wiesz o tym prawda? A ja jestem teraz najszczęśliwszy na świecie i to nie tak, że byłem idealny i wszystko jest twoją winą. Mogłem być z tobą szczery, mogłem porozmawiać i wyznać, co czuję, a nie pójść z tobą do łóżka i wierzyć, że wszystko nagle stanie się jasne i klarowne. Teraz już rozumiem, że jeżeli kogoś kocham, musze mu to powiedzieć, a nie oczekiwać, że magicznie będzie o tym wiedział.
– Ustaliliśmy już, że musimy być ze sobą szczerzy i zawsze najważniejsza będzie dla nas rozmowa. Już nigdy nie chcę czuć, że odsuwasz się ode mnie tylko po to, by ochronić swoje serce.
– A ja nie chcę, żebyś czuł się odepchnięty i niekochany, ponieważ tak nie jest. Myślę, że zawsze cię kochałem Lou, moim dziecinnym, szesnastoletnim sercem, które jeszcze nie miało pojęcia, czym jest miłość.  
– Jestem szczęściarzem – objął dłonią policzek Harry’ego, głaszcząc go czule kciukiem. – Myślę, że nam się uda Hazz, myślę, że będziemy szczęśliwi i zakochani, nie idealni i bez problemów, ale naprawdę szczęśliwi razem.
– Niczego bardziej nie pragnę, może poza ślubem na plaży – zażartował, unosząc się odrobinę, skradając słodkiego buziaka Louisowi.
– Da się zrobić skarbie.
– Czy możemy pójść teraz spać? Nie wiem, czy wiesz, ale jeżeli położymy się teraz, to do rana prześpimy ponad dziesięć godzin. Czy to nie brzmi jak bajka? – szczęśliwy brunet objął ramieniem szatyna i ułożył się wygodniej, przymykając po raz kolejny powieki.
– Jasne Hazz, czas na sen – szatyn zamilkł, ale nagle uzmysłowił sobie, że chcę zapytać o coś jeszcze. – Ostatnie pytanie, dlaczego ślub na plaży?
– To proste Lou – wymamrotał sennie chłopak. – Jesteśmy jak fale na tym samym morzu.
***
Niall kołysał zasypiającego Tristana, nucąc cichutko jakąś melodię, która ostatnio nie chciała wyjść mu z głowy. Zastanawiał się, czy to czasem nie kolejna piosenka, którą niedługo nagra. – Więc jeśli wiedzieliśmy od początku. Dlaczego to trwało tak długo? – Obserwował, jak oczy chłopca zamykają się, a ten zapada w spokojny sen. Poczuł ramiona oplatające go od tyłu i nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który automatycznie pojawił się na jego twarzy. Dawno nie czuł się tak spokojny i szczęśliwy, jakby nareszcie wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Wiedział, że przed nim jeszcze wiele decyzji do podjęcia i wyborów do dokonania, nie wszystkie będą łatwe i przyjemne, ale miał nadzieję, że sprosta wszystkim oczekiwaniom i po drodze nikogo nie unieszczęśliwi. Zastanawiał się, dlaczego był tak ślepy i nie zauważył wcześniej tego, co miał pod nosem, dlaczego wcześniej nie poczuł tego co teraz. Przecież właśnie w tym momencie miał wrażenie, że unosi się ponad ziemią, dotyka gwiazd, a przecież nigdy nie stał mocniej na ziemi, niż w tej chwili. Najwyraźniej wszyscy nagle zrozumieli, czym jest prawdziwe szczęście i poczucie spełnienia.
Dawno nie czuł się tak rodzinnie i domowo. Był już późny wieczór, byli w mieszkaniu Gemmy, a Tristan zasnął dość szybko wykończony zabawą z rodzicami chrzestnymi. Nie chciał stąd wychodzić, ale nie wiedział, czy może zostać. W zasadzie nie wiedział, na czym stali, ale tego dnia Gemma dawała mu dość konkretne i jasne sygnały, że nie łączy ich tylko przyjaźń, a on nie szukał przelotnego romansu, więc może właśnie zaczynali coś poważnego, co przetrwa lata. Bardzo by tego sobie życzył, jeżeli oczywiście to ich uszczęśliwi.
– O czym tak myślisz? – głos Gemmy rozbrzmiał w jego uchu, gdy dziewczyna oparła swoją brodę na jego ramieniu, przytulając się do niego mocniej.
– O wszystkim. Zastanawiam się, jak to mogło się tak dziwnie potoczyć.
– Dziwnie?
–Wiesz, jakiś czas temu nigdy w życiu nie powiedziałbym, że Harry i Louis jakoś się dogadają, nie wspominając już o byciu razem. Zresztą sama wiesz, jaki miałem stosunek do Lou. A teraz mam wrażenie, że są o krok od ślubu, a chłopcy rosną jak szaleni i niedługo będą biegać wokół nas z krzykiem.
– Jesteś taki sentymentalny Niall – dziewczyna roześmiała, ale zaraz zamilkła, nie chcąc obudzić drzemiącego Tristana. – To kochane – pocałowała go w policzek.
– Nie mów, że nie jesteś zaskoczona – wytknął jej z uśmiechem na ustach.
– Wcale, znam swojego brata, on kochał Louisa od samego początku. Nie masz pojęcia, jak wiele smutnych rozmów musieliśmy przeprowadzić przez te lata, cieszę się, że ich historia ma taki finał.
– A Harry nigdy nie musiał słuchać marudzenia swojej siostry? O jej wielkich miłościach i złamanym sercu? – zapytał zaczepnie, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej na jej temat.
– Nie i mam nadzieję, że w przyszłości również nie będzie musiał, słuchać o złamanym sercu, o wielkiej miłości może – stwierdziła, uśmiechając się do niego znacząco. Nie musiała dodawać nic więcej, wiedział, co właśnie zasugerowała. Przekaz był nazbyt jasny.
– Żadnego złamanego serca, jeżeli tylko masz zamiar powierzyć je mi – zapewnił, idąc w stronę łóżka, chcąc odłożyć śpiącego chłopca.
– Dobrze, że wszystko jest jasne. To co białe czy czerwone? – popatrzył na nią zdezorientowany, nie wiedząc o co pyta. – Wino?
– Och wolałbym piwo, ale jeśli mam wybrać to …
– Dzięki Bogu – roześmiała się głośno, zasłaniając szybko swoje usta, gdy Tris skrzywił się na jej mocny głos. – Już się bałam, że zaczniesz przy mnie udawać, ale jeżeli mówisz piwo, to proszę bardzo.
– Rozumiem, że nie wracam do siebie na noc? – wolał się upewnić, Gemma zaskakiwała go każdego dnia, najwyraźniej on i Louis przepadli dla szalonych Stylesów.
–W życiu, nie zostawisz mnie samej z Tristanem, jesteś ojcem chrzestnym, będziesz wstawał do niego w nocy – stwierdziła, rozkładając na stole piwo dla Nialla, wino dla siebie i jedzenie, które przygotowała, gdy mężczyzna usypiał chłopca.
– Idealnie – wyszeptał, pochylając się nad Tristanem, poprawiając kocyk, którym był przykryty. – Nawet nie wiesz, jak wiele ci zawdzięczam kolego. Kiedyś się odwdzięczę – usłyszał wołanie Gemmy, więc spojrzał po raz ostatni na chłopca, upewniając się, że wszystko z nim dobrze i ruszył w stronę salonu. Zatrzymał się jeszcze w progu i rzucił okiem na śpiącego Tristana, myśląc, jak wiele tych dwóch maleńkich chłopców zmieniło w życiu ich wszystkich. – Twoi tatusiowie zasługują w końcu na szczęśliwe zakończenie.
Wyszedł z pokoju i usiadł na sofie obok Gemmy, która rozleniwiona leżała, opierając się o poduszki.
– Wszyscy na nie zasługujemy – powiedziała nagle brunetka, spoglądając na niego z czułością w oczach.
– Na co?
– Na szczęśliwe zakończenie. Czasami nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale tak jest – wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą chwycił ufnie z małym uśmiechem na ustach.
– Pewnie masz rację, najważniejsze, by sobie to uświadomić, że każdy z nas ma prawo do szczęścia, spokoju i miłości, jeżeli to jest to, czego pragnie.
Siedzieli w ciszy, uśmiechając się, napawając ciszą i uczuciem splecionych dłoni, które były dopiero początkiem nowej historii.
13 notes · View notes
lovely-bumblebee · 5 years
Text
Birds in Gilded Cages - Rozdział 15 cz. 2
Tumblr media
Tytuł i link do oryginału: Birds in Gilded Cages
Autor: Graveyardwitch
Zgoda: jak najbardziej obecna
Pairing: Larry Stylinson
Rating: +18 (!!!)
Tłumaczenie: Agreed
Betowała Marta
Opis:
W Londynie znajduje się hotel, gdzie piękni, młodzi mężczyźni i kobiety trzymani są jak ptaki w złotej klatce, jak więźniowie, których obowiązkiem jest spełnianie twych najskrytszych, najmroczniejszych pragnień…  
Będąc uprowadzonym jako nastolatek, Harry Styles został zmuszony przez diabolicznego Pana Cowella do uprawiania prostytucji wśród kręgów najwyższej elity. Louis Tomlinson ma w przyszłości przejąć korporację swojego ojca oraz odziedziczyć wielomilionową fortunę…. mimo to jest głęboko nieszczęśliwy i zaręczony z kobietą, której nie kocha. Kiedy poznają się na przyjęciu, między nimi zaczyna iskrzyć - rozpoczynają pasjonujący, niebezpieczny związek… Ale czy to może być prawdziwa miłość, jeśli jeden z nich dostaje zapłatę? I czy Louisowi kiedykolwiek uda się uratować Harry'ego z hotelu Klatka Dla Ptaków?
Ostrzeżenie: historia opowiada o prostytucji, więc będzie zawierała TONĘ seksu. One Direction nie należy do mnie, itd., itp. Shippuję Larry'ego, ale nie obchodzi mnie, czy jest prawdziwy, po prostu lubię czytać i pisać fanfiction.
Za nagłówek dziękuję serdecznie niezastąpionej Ani!
***
Rozdział 15 cz. 2
W momencie, w którym wyszedł na słabo oświetlony korytarz, dobiegły go odgłosy przyjęcia... Stukanie kieliszków, muzyka klasyczna, dźwięki rozmów i śmiechu oraz kryjące się gdzieś pod tym wszystkim, lecz jakimś cudem głośniejsze, pojękiwanie. Przez szparę w drzwiach wylewało się światło i chłopak zakradł się bliżej, przykucając, żeby zajrzeć do środka. To, co ujrzał, wprawiło go w osłupienie.  
Scena rodem z filmu ,,Kaligula". Deski na podłodze przesłaniały niczym dywan porozrzucane wszędzie garnitury i suknie wieczorowe, a na nich, na fotelach, pod ścianami i na dostępnych powierzchniach znajdowały się nadzy ludzie, w parach lub ménage a tois, kopulujący jak zwierzęta i wijący się z rozkoszy. Liczba odbywanych aktów seksualnych i różnorodność pozycji zawstydziłyby samą Kamasutrę. Na stole ustawiono butelki drogiego szampana, srebrne tace, na których usypano kreski z kokainy i misy pełne prezerwatyw. Powietrze było ciężkie od zapachu trawki i potu. Dozorcy podpierali ściany, obserwując wszystko obojętnie, tak jakby podobne sceny widywali każdego dnia... co prawdopodobnie nie odbiegało wielce od prawdy. Na oczach Louisa powstało swojego rodzaju zamieszanie wśród ludzi, którzy wiwatowali na czyjąś cześć... i wtedy wyłonił się Harry, poruszając się między kopulującymi parami niczym upadły anioł. Był kompletnie nagi, błyszczał od potu, a wokół jego sztywnego członka zaciśnięto metalowy pierścień. Za rękę trzymał blondynkę, z którą Louis widział go wcześniej i ona również nie posiadała ubrań, natomiast jej skórę pokrywał rumieniec, a szminka była rozmazana. Harry poprowadził ją do długiego stołu jadalnianego i posadził na blacie po przeciwległej stronie, podczas gdy widownia dopingowała krzykiem. Popchnął ją do tyłu, nurkując głową pomiędzy jej udami. Chwilę później dziewczyna jęczała, sięgając w dół ręką, aby wpleść palce w jego ciemne włosy, a wokół niej tłoczyli się mężczyźni i kobiety, głaszcząc ją po brzuchu i szczypiąc jej małe piersi. Wtedy Harry wstał, złapał ją za biodra i wszedł w nią, wykonując mocne pchnięcia, w czasie gdy ujadająca widownia wrzeszczała słowa zachęty, muskając rękoma jego ramiona, klatkę piersiową, szczypiąc i klepiąc go po bokach... Lecz Harry zdawał się tego nie zauważać. Wyraz jego twarzy był pusty, oczy pozbawione życia. Pieprzył dziewczynę jak na autopilocie, nawet dojście na szczyt nie wykrzesało z niego nic, oprócz obojętnego chrząknięcia. Po wszystkich wycofał się spomiędzy nóg dziewczyny, którą to pozycję natychmiast zajął inny mężczyzna. Próbował oddalić się od stołu, jednak groteskowo otyły facet w średnim wieku przytoczył się za jego plecy, łapiąc go za kark i pchając twarzą w dół na drewnianą powierzchnię.
- Dokąd się wybierasz, chłopaczku? - Mówił z bogatym akcentem, a Louis był przekonany, że mężczyzna należał do Parlamentu. - Rozłóż nogi.
Harry leżał nieruchomo, gdy jego dolne kończyny zostały kopnięciem rozsunięte na boki. Obrócił głowę, aby złożyć policzek na blacie stołu, i jego wzrok padł na szparę w drzwiach. Wtedy ich spojrzenia się spotkały. Przez kilka sekund patrzył na Louisa z przerażeniem pełnym szoku, a potem...
- CZEKAJ! - poderwał się do góry, wykręcając się z uścisku mężczyzny. - Muszę się wysikać!
- Zrobisz to później! - Mężczyzna z powrotem cisnął nim o blat i użył swej ogromnej masy, żeby przytrzymać go w bezruchu, po czym krzyknął przez ramię do kolegi w zbliżonym wieku, który popijał szampana i oglądał dwie kobiety uprawiające seks. - Ej Seb! Ten tutaj sprawia problemy. Bądź tak miły i przytrzymaj go dla mnie, dobrze?
Mężczyzna podszedł do stołu, łapiąc Harry'ego za nadgarstki i wyciągając je wysoko przed głowę chłopaka, tak aby przylegał on równo do blatu.
- To Brudny Harry!
- Myślisz, że tego nie wiem?! A niby dlaczego chcę go zerżnąć? Trzymaj mocno!
Facet rozsunął bardziej nogi Harry'ego, sięgając po gumkę i jedną z wielu butelek nawilżacza, które zasiewały stół i podłogę. Louis podniósł się, gotowy ruszyć z pomocą, ale wtedy Harry obrócił się z policzkiem ponownie na blacie, żeby na niego spojrzeć... Potrząsnął głową, układając wargi w słowa ,,Nie! Nic mi nie jest! Nie rób tego, proszę!", a jego oczy rozszerzyła panika.  Louis patrzył na niego w pełnym osłupienia przerażeniu.
Resztkami sił zmusił się do pozostania na korytarzu, obserwując, jak mężczyzna wchodzi we wnętrze Harry'ego, a twarz chłopaka wykrzywia się w bólu. Obserwując, jak jego ciało przesuwa się po stole pod wpływem siły pchnięć mężczyzny, który pochylił się, żeby polizać go po policzku grubym, oślizłym językiem, a fałdy tłuszczu rozlały się po wąskich plecach, gdy zwalił się swoim cielskiem na chłopaka. To było straszne... A mimo to Harry leżał w bezruchu jak lalka i przyjmował wszystko, szklanymi oczami patrząc martwo na Louisa. Wreszcie mężczyzna skończył, warcząc mu do ucha:
- Och ty brudny draniu!
Wysunął się z niego i skinął głową na tego, który przytrzymywał nadgarstki chłopaka.
- Chodź coś zobaczyć! - Mężczyzna puścił go i stanął obok przyjaciela, który złapał Harry'ego za pośladki i rozsunął je mocno na boki, odsłaniając posiniaczone wejście. - Widzisz to? Może jest dziwką, ale ta dziurka wciąż jest ciasna jak pizda.
Nowoprzybyły wcisnął czubek palca do środka i przytaknął z aprobatą, ignorując sapnięcie Harry'ego.
- Moja kolej.
- NIE! - Harry z trudem wyszarpnął się z ich uchwytu i wstał. - POWIEDZIAŁEM, ŻE MUSZĘ SIĘ WYSIKAĆ!
Za nimi pojawił się jakiś ruch, gdy dozorca Harry'ego - ten cały Jack - odbił się od ściany i zakradł się w ich stronę. Złapał garść włosów Harry'ego, szarpiąc jego głowę boleśnie do tyłu, żeby syknąć mu do ucha:
- Czy ty sprawiasz jakieś problemy?!
Na oczach Louisa Harry zaczął się trząść, kuląc się z dala od Jacka i wbijając wzrok w ziemię.
- N-nie, sir. J-ja tylko muszę naprawdę do toalety... P-proszę, sir... Jeśli nie pójdę w tej chwili, zeszczę się na podłogę.
Jack wydawał się zastanawiać, aż w końcu...
- Dobra. - Wypuścił chłopaka, popychając go brutalnie do przodu i rzucając mu trzymany przez siebie szlafrok. - Okryj się, w razie gdyby ktoś cię zobaczył!
Harry narzucił na siebie szlafrok i rzucił się do drzwi. Louis cofnął się, kiedy chłopak wypadł na korytarz, zatrzaskując je za sobą.
- Harry...
- Zamknij się! Usłyszą cię! - Złapał go za łokieć i pociągnął korytarzem do małej łazienki, zamykając z hukiem drzwi i ryglując je ze zgrzytem, po czym oparł się o nie i wlepił rozszerzone oczy w Louisa. - Co ty tutaj robisz, Lou?!
Louis zignorował pytanie, w zamian pospiesznie podchodząc do niego i biorąc jego twarz w dłonie, czując dudnienie własnego serca.
- Jezu, Harry! Wszystko z tobą okej? Widziałem, co z tobą zrobili...
Harry wpatrywał się w niego, zagubiony.
- C-co? Nic mi nie jest...
Nie, Harry, nieprawda! Ta kupa łajna cię zgwałciła!
- Co? On? Nie... nie zgwałcił mnie, Lou... To był klient...
Louis uniósł na niego zdumione spojrzenie. Czy chłopak był na tyle zniszczony, żeby nie zdawał sobie sprawy z tego, co go spotkało? Louis delikatnie odgarnął mu opuszkami palców włosy z oczu.
- Harry... Harry, skarbie, spójrz na mnie. Nieważne, czy to był klient. Nie chciałeś seksu... a on cię pomimo tego zmusił. To był gwałt. Kochanie, właśnie zostałeś zgwałcony.
- N-nie, nie, wcale nie był... Czy był? - Chłopak patrzył na niego ze zdezorientowaniem, dopóki nie doszła do niego gorzka prawda. - Muszę...
- Nie, Harry. Nie musisz. Nie musisz tam wracać! Nie musisz zarabiać na życie poprzez oddawanie się na użytek chorych bydlaków jak on! - Niespodziewanie wpadł mu pewien pomysł. - Słuchaj, a może pójdziesz ze mną teraz do domu? Po prostu stąd wyjdziemy. Zaopiekuję się tobą. Załatwię ci pracę w biurze i upewnię się, że wszystko z tobą dobrze.
Harry zmierzył go wzrokiem pełnym łamiącej serce tęsknoty, po czym potrząsnął ze smutkiem głową.
- Nie mogę. Po prostu... nie mogę. M-muszę wrócić...
Zabrał ręce, chcąc wyjść z pomieszczenia i nagle frustracja zawładnęła Louisem. Dopiero co zaoferował mu idealny bilet na wyjście na zewnątrz... Więc dlaczego, do kurwy nędzy, Harry nie chciał go przyjąć? Louis rzucił się do przodu, łapiąc go za ramię.
- Więc tak zwyczajnie wrócisz tam i wyruchasz tamtą dziewczynę przy akompaniamencie ich krzyków?!
Harry odwrócił się, żeby spojrzeć na niego spode łba.
- Ona też jest dziwką, łączą nas ze sobą na siłę. Przecież żadne z nas tego nie lubi... A teraz mnie wypuść.
Louis potrząsnął głowę. Miał tego dosyć, dosyć kłamstw i tajemnic... Zamierzał wreszcie dowiedzieć się prawdy.
- Więc zamierzasz ram wrócić i pozwolić tym chorym, starym zboczeńcom cię gwałcić?! Harry, dlaczego?!
- To nie gwałt... Po prostu muszę. - Próbował się oswobodzić, ale Louis jedynie złapał mocniej. - LOUIS, PUŚĆ!
- Właśnie, że jest, Harry! To zjebane, że tego nie widzisz! Dlaczego? Dlaczego musisz tam wrócić? Dlaczego musisz robić te rzeczy?
- Louis, proszę! Puść mnie! - Harry walczył z nim, starając się wyrwać ramię, desperacko pragnąc ucieczki... Lecz Louis przywarł do niego niczym pijawka.
- Czemu, Harry?! Tylko powiedz mi dlaczego!
Na oczach Louisa twarz chłopaka wykrzywiło cierpienie i strach, a w jego oczach wezbrały łzy przerażenia.
- Proszę! Nie mogę! M-muszę wrócić... Będą mnie szukać...
- Dlaczego jesteś prostytutką?! Dlaczego nie możesz tego rzucić?! Co ci się stało?! Dlaczego musisz zarabiać?! Chodzi o narkotyki? Jesteś na narkotykach?! Harry, powiedz mi. PROSZĘ.
- ZOSTAŁEM PORWANY!
Na ten okrzyk, Louis wypuścił jego ramię i cofnął się, zaszokowany. Harry powoli opadł na kolana, unosząc ręce do ust, tak jakby chciał w ten sposób zatrzymać resztę sekretów przed wypłynięciem na zewnątrz, a całe jego ciało drżało... Nagle wszystko nabrało sensu... Siniaki, wymijające odpowiedzi, nocne koszmary, odmowa udzielania jakikolwiek informacji na swój temat, dozorca eskortujący go w każde miejsce...
- Jesteś niewolnikiem seksualnym. - Była to prawda tak okropna, że zdobył się ledwo na szept.
Harry uniósł na niego spojrzenie, przerażony, i skinął ledwie zauważalnie głową... Louis poczuł mdłości.
- O mój boże! O mój boże... - Odwrócił się do niego plecami, a jego żołądek skręcał się, w głowie się kręciło. Harry był niewolnikiem seksualnym. Louis płacił za niewolnika seksualnego.
Harry podpełznął do niego po płytkach, owijając ramionami jego nogi i błagając go desperacko poprzez łkanie:
- P-proszę, Lou, proszę... Nie możesz nikomu powiedzieć... Proszę... Nie wiesz, jacy oni są... Zabije mnie, a potem pójdzie po moją rodzinę... Zabije wszystkich, których kocham, łącznie z tobą... Obiecaj mi, Lou, proszę obiecaj mi! P-powiedział, że weźmie moją siostrę! Nie mogę mu pozwolić wziąć mojej siostry!
Louis spojrzał na niego z góry. Był przerażony, a po policzkach płynęły mu łzy i chciał tylko, żeby ten koszmar się skończył. Opadł na płytki przed chłopakiem, biorąc w dłonie jego pokrytą łzami twarz.
- Jezu, Harry, nie zostawię cię w takim stanie... z nimi... Nie mogę!
- Możesz! - Chłopak przejechał palcami po jego piersi, łapiąc gorączkowo oddech w przerażeniu. Jego oczy wypełniała panika. - Owszem, możesz! Jeśli Pan Cowell pomyśli, że pisnąłem choćby słówko, zabije mnie... Jeśli spróbujesz mi pomóc, a on się o tym dowie, może zabić ciebie! P-proszę, Louis, błagam cię. Proszę, nie mów nikomu!
- Nie, nie mogę tak po prostu...
- HARRY!
Na dźwięk głosu z zewnątrz Harry zamarł jak królik w świetle reflektorów, rzucając przestraszone spojrzenie na drzwi, po czym obrócił się z powrotem do Louisa.
- M-muszę iść. Muszę wracać... - Chciał wstać, ale Louis złapał go za nadgarstek.
- NIe! Nie, Harry, nie możesz...
- HARRY! GDZIE JESTEŚ?!
- Muszę. - Wtedy schylił głowę i przycisnął usta do ust Louisa w desperackim pocałunku. Odsunął się, badając jadeitowymi oczami twarz szatyna. - Kocham cię, Louis, ale proszę, błagam cię, jeśli mnie kochasz... nie próbuj mi pomóc...
I zniknął, zatrzaskując drzwi od łazienki i zostawiając Louisa chwiejącego się na nogach...
Resztę wieczoru Louis spędził na balkonie, paląc papierosa za papierosem i próbując przyjąć do wiadomości wszystko, co powiedział mu Harry. Każde włókno jego ciała pragnęło wrócić do pokoju na poddaszu i wyciągnąć stamtąd zielonookiego chłopaka, rozprawiając się z każdym, kto spróbowałby go powstrzymać... Jednak Louis nie był głupi. Wiedział, że żaden z nich dwóch nie miałby szans, że budynek tonął od tak zwanych Dozorów na usługach pana Cowella, przez co szatyn prawdopodobnie dostałby w głowę, a potem Harry zostałby ukarany, albo skończyłoby się jeszcze gorzej...
Potrzebował planu.
Zaczekał, aż sznur czarnych SUV-ów stoczy się z podjazdu, po czym przeprosił wszystkich i złapał taksówkę.
W domu otworzył laptopa, wszedł w wyszukiwarkę Google i wystukał w oknie "Osoby zaginione w UK". Skoro Harry został porwany, musiano to odnotować i wszcząć poszukiwania. Łamał sobie głowę, próbując przypomnieć sobie coś na ten temat i czuł wstyd, bo niczego nie pamiętał. Tyle dzieci uznawano za zaginione każdego roku - kiedy fakt ten przestał być szokujący? Louis najechał kursorem na pierwszy wynik wyszukiwania www.missingpeople.police.uk i kliknął. Natychmiast otworzyła się baza osób poszukiwanych. Bez trudu wypełnił pola z płcią i wyglądem fizycznym. Gdzie zaginął? W Cheshire? Pamiętał, że Harry wzdrygnął się, kiedy Louis go zapytał, czy pochodzi ze wsi, dlatego wpisał to w okienko. Imię - HARRY, jednak nie znał nazwiska, ani czasu zaginięcia. Mimo to kliknął na przycisk wyszukiwania, mając nadzieję, że tyle wystarczy... i wystarczyło. Profil natychmiast pojawił się na ekranie.
HARRY STYLES, LAT 15, HOLMES CHAPEL W CHESHIRE
ZAGINIONY 16 LUTEGO 2010 ROKU
Louis spojrzał na słabej jakości fotografię, na której przystojny, nastoletni chłopak stał obok ładnej kobiety o tak samo ciemnych włosach, obejmując ją ramieniem i przyciskając policzek do jej policzka. Oboje uśmiechali się do aparatu. Jego matka, domyślił się Louis. Byli tak bardzo do siebie podobni. Ze smutkiem pomyślał, jak musiała się czuć, jak sobie radziła nie wiedząc, co stało się z jej synem, czy był żywy, czy martwy. Harry wyglądał bardzo młodo z krótkimi, puszystymi lokami i zaokrąglonymi policzkami, jednak Louis wszędzie rozpoznałby ten krzywy uśmiech i dołeczki w policzkach. Skupił się na opisie:
Harry po raz ostatni widziany był na głównej ulicy Holmes Chapel około godziny 18:30. Wracał piechotą od przyjaciela. Ma pięć stóp i jedenaście cali wzrostu, zielone oczy i ciemnobrązowe włosy. Tego dnia miał na sobie szkolny mundurek, złożony z szarych spodni, białej koszulki polo, granatowej marynarki z logo szkoły, czarnych butów i granatowej, wełnianej czapki. Znaki szczególne: Harry ma dwa dodatkowe sutki na klatce piersiowej. Jeśli posiadasz informacje na jego temat, proszę skontaktuj się telefonicznie z posterunkiem policji w Cheshire, nr tel.: 034 566 789 3.  
Louis opadł z powrotem na siedzenie, wpatrując się w zdjęcie dziecka uśmiechającego się u boku swojej matki, a w jego żołądku zagotowało się i żółć podeszła mu do gardła. Szesnaście. Harry miał szesnaście lat, gdy został porwany... Szesnaście lat, kiedy przybył do Klatki Dla Ptaków... Szesnaście lat, gdy zmusili go do prostytucji... Był jeszcze dzieckiem...  
To było przerażające. Nigdy nie wyobrażał sobie czegoś tak złego.
***  
Naznaczony… Tamta recepcjonistka powiedziała, że Harry został naznaczony i zapytała, czy będzie mu to przeszkadzało. Nie wiedział, co miała na myśli, ale wątpił aby było to cokolwiek dobrego, a teraz przez okno obserwował, jak Harry wysiada z czarnego SUV-a z kapturem szarej kurtki naciągniętym z powodu deszczu i podąża za swoim Dozorcą. Zza zasłony widział, że chłopak skulił się, kiedy wysoki mężczyzna o trupiej twarzy złapał go za ramię, szarpnięciem zbliżając do siebie, żeby syknąć mu coś do ucha. Harry skinął głową i zagryzł wargi, a w jego oczach zalśniły łzy.
Ostry dźwięk dzwonka odbił się echem po przedpokoju, więc Louis poszedł otworzyć. Zaczekał, aż Dozorca zniknie, po czym odwrócił się w kierunku Harry’ego, który stał niepewnie z rękoma za plecami i wzrokiem wbitym w podłogę.
- Cześć, Harry Stylesie.
Na dźwięk tych słów głowa chłopaka podskoczyła i nakierował on pełne niedowierzania spojrzenie na Louisa, który przytaknął.
- Jesteś Harrym Stylesem z Holmes Chapel w Cheshire, synem Anne i Robina Twistów i młodszym bratem Gemmy Styles. Uczęszczałeś do liceum ogólnokształcącego w Holmes Chapel, a w wieku szesnastu lat zostałeś uprowadzony w czasie powrotu z domu przyjaciela.
- N-nie używałem tego imienia od lat… niemal zapomniałem. – Na twarzy Harry’ego pojawił się głęboki smutek. Louis podbiegł, żeby przytulić zanoszącego się płaczem chłopaka. – N-nie poddawałem się, walczyłem… Ale było ich dwóch i byli silniejsi…
- Cii, wiem o tym, Harry. To nie była twoja wina.
- Powiedziałeś komuś? Proszę, Lou, proszę nie mów nikomu! Będę miał ogromne problemy! Proszę, Lou, oni mnie zabiją! Porwą moją siostrę i zrobią z niej dziwkę, jak ze mnie. Strasznie się boję!
- Cichutko, już dobrze… Nikomu o niczym nie powiedziałem. – Jeszcze. Gdyby tylko udało mu się namówić chłopaka do opowiedzenia mu swojej historii, gdyby tylko uwierzył, że Louis uwolni go z tego koszmaru… Głaszcząc Harry’ego po plecach, Louis złapał za bawełniany brzeg jego kurtki i podciągnął ją do góry… odsłaniając długą, cienką, czerwoną pręgę. Miał przeczucie, że na ciele Harry’ego mogło być ich więcej i wpadł mu do głowy pomysł. – Chodź. – Złapał go za ramię i pociągnął schodami na górę, ignorując protesty.
W sypialni poprowadził go do wysokiego lustra, ustawiając twarzą do lśniącej tafli.
- Zdejmij kurtkę.
Harry spojrzał na niego ze zdezorientowaniu, zagryzając łzy.
- Co? Nie!
- Więc sam to zrobię. – Rozpiął suwak, zsuwając nakrycie z ramion chłopaka i odrzucając je na ziemię. Potem rozpiął guziki koszuli w kratę, która poszybowała za kurtką, a po niej Louis ściągnął mu przez głowę biały t-shirt, nie zważając na protesty. Przeszedł do spodni…
- Jezu, Lou! Przestań! Proszę, nie rób tego!
Każda utracona warstwa ubrań odkrywała nową porcję siniaków, rozcięć lub pręg. Skończywszy, Louis odsunął się, ledwo oddychając z przerażenia.
Harry skulił się pod jego spojrzeniem, odwracając plecami i zwieszając głowę ze wstydem, objąwszy się ramionami w pasie. Kremowobiałą skórę jego ud, pośladków, pleców i ramion pokrywała sieć soczystych, granatowo-czarnych siniaków oraz długich i zaczerwienionych pręg, przypominających ślady pazurów. Razem tworzyły na jego ciele mapę okrucieństwa i przemocy.
- Jezu Chryste. – Louis złapał go, obracając trzęsące się ciało, żeby rany odbiły się w lustrze. – Spójrz! Zobacz, co ci zrobili! POPATRZ! – Przez chwilę Harry tylko stał, potrząsając głową… a potem zerknął ze strachem przez ramię. Jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Pan Cowell kazał mnie wychłostać… Mój p-pan powiedział, że zasłużyłem…
- A niby co, u licha, zrobiłeś, żeby zasłużyć na coś takiego?!
- Odmówiłem – dobiegł ledwo słyszalny szept.
- Komu odmówiłeś?
- Tamtym klientom. Chcieli mnie zerżnąć… jednocześnie. Nie chciałem, bo bolało. Odmówiłem i kazałem im przestać. Dziwki nie mają prawa odmawiać.
Louis wziął go pod brodę, żeby móc spojrzeć w te cudowne oczy.
- Nie widzisz, jakie to pojebane? Nie zasłużyłeś na to… Nie zasłużyłeś na to wszystko, co cię spotkało.
Harry rozsypał się pod naporem jego ciepłych słów. Złapał się za włosy i wydał z siebie ryk pełen bólu. Kiedy ugięły się pod nim kolana, Louis był tam, by go złapać, obniżając delikatnie na podłogę, podczas gdy potok słów pomieszanych ze zdławionym łkaniem zalał pomieszczenie.
- Nie zniosę tego dłużej! Nie zniosę! Przez nich mój… mój przyjaciel odebrał sobie życie… Znalazłem go… rozorał sobie ramiona aż krew trysnęła na ściany. Chciałbym być na jego miejscu! Chciałbym m-mieć jaja, żeby zrobić to, co on, ponieważ dłużej tego nie zniosę!
Ta desperacja i mroczne myśli Harry’ego były niszczycielskie.
- Dlatego proszę, Harry błagam cię, proszę pozwól mi sobie pomóc!
- Nie! Nie, bo inaczej zabije wszystkich, których kocham. LOUIS PROSZĘ! NIC NIE MÓW! – krzyknął desperacko.
- Już dobrze, dobrze. Cii.- Louis wiedział, że to nie miało sensu, że Klatka dla Ptaków zbyt mocno więziła Harry’ego. Musiał wymyślić inny sposób. Trzymał go mocno, gdy chłopak płakał mu w ramionach, czekając na koniec łez. – Ale chcę przynajmniej, żebyś powiedział mi prawdę. Opowiedz mi swoją historię.
Harry usiadł na piętach, wycierając łzy ręką.
- Okej… ale nie dzisiaj. Dzisiaj mógłbyś… czy mógłbyś po prostu się mną zaopiekować? Proszę? Czuję, jakbym tonął…
Prośba ta swoim smutkiem łamała mu serce. Louis przytaknął, uśmiechając się pomimo własnych łez.
- Nie dam ci utonąć.
Później, pod prysznicem, woda w brodziku barwiła się na czerwono, gdy Louis ścierał zakrzepłą krew ze skóry Harry’ego, szeptając mu do ucha błahostki, a strumienie cieczy mieszały się z ich łzami.
- Kocham cię… wszystko będzie dobrze… będzie dobrze… Kocham cię… kocham cię… kocham cię…
Kiedy Harry był czysty, Louis wytarł go delikatnie i zaprowadził do łóżka, kładąc na chłodnej pościeli i przystępując do opatrzenia jego ran i siniaków antyseptykiem, który przyniósł z szafki w łazience. Pocałował każde rozcięcie i zasinienie, a Harry drżał pod dotykiem jego ust. Później Louis zgasił światła i nakrył ich obu kołdrą. Przytuliwszy Harry’ego od tyłu, położył mu rękę na ramieniu i wyszeptał mu do ucha:
- Już dobrze. Tutaj jesteś bezpieczny.
- Tamtego dnia poznałem twoją dziewczynę.
- Wiem. Już jej tu nie ma.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Nigdy nie pokochałbym jej tak, jak kocham ciebie.
- Kochanie jej byłoby prostsze.
Louis westchnął, całując czule posiniaczony bark.
- Nie uważam, żeby prawdziwa miłość miała być prosta. Myślę, że prawdziwa miłość to bycie gotowym na poświęcenie, bycie gotowym by stawić czoła ciemności bez względu na to, jak nieprzenikniona ta ciemność się stanie. Bo nieważne, jak ciężko będzie kochać tę osobę, nic nie będzie trudniejsze niż nie móc jej kochać w ogóle. Byłem tchórzem, zanim cię poznałem. Żyłem pod dyktando innych. Teraz odwróciłbym się od tych osób bez mrugnięcia okiem, nie zważając na to, czy mnie znienawidzą albo co mi za to zrobią. Pokonałbym dla ciebie lwy.
Harry obrócił się, żeby na niego spojrzeć, a zielone oczy zamigotały niczym rzadkie brylanty w świetle księżyca, które wpadało przez okno.        
- Naprawdę? – W jego głosie czaiło się zwątpienie, jakby nie uważał się za godnego takiego oddania… takiej miłości.
- Absolutnie.
Harry uśmiechnął się i było idealnie. Zbliżył się i pocałował Louisa z oddaniem godnym pielgrzyma zmierzającego do Ziemi Świętej, a jego słone łzy kapały pomiędzy ich złączone wargi. Potem sięgnął po jego rękę, żeby położyć ją sobie na piersi. Louis poczuł pod opuszkami palców bicie serca.
- Czuję ich wszystkich na sobie… Chcę czuć tylko ciebie. Męczy mnie bycie przedmiotem do ruchania… chcę się dowiedzieć, czy jest w tym coś więcej.
Louis skinął głową i popchnął go płasko na poduszki. Każdy dotyk, każdy pocałunek był jak dotknięcie piórkiem: delikatny, mający za zadanie wykreślić wspomnienia o schadzkach, które bez wątpienia wciąż nawiedzały chłopaka we snach. Kochał się z Harrym jakby wciąż był on niepokalany, niewinny, święty. Poruszał się powoli i z pełnym szacunkiem, jednocześnie będąc kochankiem i uzdrowicielem, gdy docierał do głębin jego bólu i zacałowywał z niego blizny.
***
Następnego dnia siedział przy kuchennym stole, obracając w dłoniach komórkę i czując się jak Judasz. Harry usiadł naprzeciwko i oparł łokcie na blacie; popijał herbatę, z ciekawością zerkając na szatyna ponad brzegiem kubka.
- Coś się stało?
- Och, nic takiego – skłamał tamten bez zastanowienia. – Tylko jakieś maile z pracy. – Odłożył telefon na blat pomiędzy nimi i podniósł własny kubek. – Wczoraj mi coś obiecałeś. Chcę teraz usłyszeć twoją historię.
Harry odwrócił wzrok, przygryzając wargę, na powrót nieuchwytny.
- Nie wiem, od czego zacząć.
- Najlepiej od początku. Kiedy cię uprowadzili, jak dokładnie to się stało?
- No cóż, kojarzysz szkolny zespół, o którym ci mówiłem? Mieliśmy próbę w domu mojego najlepszego przyjaciela Willa i kiedy później wracałem do domu, zaczęło padać, więc zatrzymałem się, żeby wysłać wiadomość do Gemmy, czy nie mogłaby po mnie przyjechać. Widzisz, nasza mama zostawiła jej samochód. Wyskoczyli zza moich pleców, odurzyli mnie… Kiedy się obudziłem, znajdowałem się na pace vana. Był tam również mój przyjaciel Zayn… porwali nas tej samej nocy. Tak właśnie działają… jadą w wybraną okolicę, biorą kilku za jednym zamachem, potem odczekują parę miesięcy… różni się czas i miejsce, więc porwania nie są ze sobą łączone… Czasem jeżdżą nawet do Szkocji i Walii.
- A więc… jeżdżą w kółko, dopóki nie zobaczą jakiegoś dzieciaka?
- Nie… to jest bardziej zorganizowane. Pan Cowell ma grupę komputerowych świrów, mówimy na nich Drużyna Techniczna, którzy włamują się do szkolnych baz danych i wyszukują zdjęcia dzieci, które w ich mniemaniu spodobają się Panu Cowellowi. Wysyłają mu fotki, a on decyduje kogo chce. Potem wysyła Dozorców, żeby wyśledzili ich i porwali.
- O kurwa, rzeczywiście jest w tym plan.
- Nawet sobie nie wyobrażasz.
- A po tym, jak cię porwali… co się wtedy stało?
Harry nerwowo napił się herbaty. Kiedy spojrzał na Louisa, zdawał się coś kalkulować w myślach.
- Ile tak naprawdę chcesz usłyszeć?
- Wszystko.
- Uh, dobrze… - Wtedy opowiedział Louisowi ze szczegółami, jak zlicytowano jego dziewictwo na oczach skandującego tłumu, o treningach z Caroline i Benem, pierwszym kliencie, swojej drodze do stania się Brudnym Harrym. Przez cały czas Louis starał się utrzymać beznamiętny wyraz twarzy, gdy tak naprawdę do oczu cisnęły mu się łzy. Skończywszy historię, Harry zwiesił głowę, zawstydzony.
- Powiedział, że co się stanie, gdy komuś powiesz albo spróbujesz uciec?
- Zabiją mnie i w tej kwestii nie pan Cowell kłamał. Niedawno przydzielono mnie do nowego Dozorcy… - Zaczął opowiadać o Jacku. Trząsł się na całym ciele i płakał rzewnymi łzami, gdy opisywał swoje ubezwłasnowolnienie i tortury, którym poddawał go Jack. – Myślę, że Pan Cowel nie wie, co on mi robi… to są jakby jego prywatne perwersje… ale nigdy nie doniosę, bo wtedy Jack by się dowiedział i byłoby tylko gorzej.
- I nikt nigdy nie próbował uciec?
Harry przytaknął, przecierając sobie twarz rękawem.
- Tak, ale zawsze ich łapano i przywożono z powrotem. Na naszych oczach Cowell prał ich na kwaśnie jabłko na scenie… Ale i tak nie da się uciec.
- Dlaczego?
- Dozorcy wszędzie z nami chodzą, jesteśmy przykuwani do łóżek i kneblowani na noc. Pamiętasz bransoletkę, którą nosiłem kiedy zabrałeś mnie na weekend do Doncaster? O której powiedziałeś, że wygląda jak elektroniczna czujka? – Louis przytaknął. – Właśnie tym była, żeby mógł mnie znaleźć, gdybym spróbował uciec… Nie żebym próbował. Zna mój adres domowy. Gdybym tam uciekł, pojechałby za mną… I zabiłby moją rodzinę. Ma… ma zdjęcia mojej siostry Gemmy. Jeśli będę dla niego niedobry, porwie również ją. Kocham moją siostrę, Louis… Wolałbym jej nigdy więcej nie zobaczyć, niż patrzeć, jak robią z niej dziwkę w Klatce dla Ptaków.
Louis pokiwał głową. Jego żołądek zawiązał się w supeł, czuł zawroty głowy… Ale nie mógł dać po sobie poznać, że jest w szoku, aby Harry niczego nie zauważył i nie zamknął się w sobie.
- Harry… Ile osób tam jest?
Harry musiał się zastanowić.
- Od dwustu pięćdziesięciu do trzystu mężczyzn i kobiet. Lubi sprowadzać produkty gdy są w wieku około siedemnastu lat… Ja byłem eksperymentem…
- I jak długo was trzyma?
Harry wzruszył ramionami, a w jego oczach czaił się strach.
- Nie ma produktów powyżej dwudziestego szóstego roku życia. Kiedy tylko zaczyna uważać, że jesteś zbyt stary, następuje twój koniec. Mamy tygodniowe progi do wyrobienia. Jeśli przestajesz przynosić zysk, nie wyrabiasz progów, wtedy Pan Cowell sprawia, że znikasz…
- Muszę zarabiać… Musisz wyrobić próg.
- Dokładnie tak. Ale nie możesz nikomu powiedzieć, Louis! Proszę! On mnie zabije! Ciebie też mógłby! Jeśli chcesz mi pomóc, to cały czas mnie wynajmuj! Bezpieczny jestem tylko przy tobie. – Harry znowu zaczynał się nakręcać; wzrok zaszedł mu łzami, ciałem wstrząsały drgawki. Rozlał herbatę, więc odstawił kubek na stół. – Kurwa. Przepraszam! – Zerwał się, żeby chwycić za ścierkę i zaczął nerwowo wycierać.
- Ciii, nic się nie stało! Harry, nie przejmuj się. – Louis poderwał się razem z nim, łapiąc chłopaka i obejmując go ramionami. – Cii, to tylko trochę rozlanej herbaty. Czy oni cię biją za rozlewanie napojów?
Harry wzruszył ramionami.
- Biją mnie za wiele rzeczy. Widzisz, jestem zły i wyzywający… Pyskuję i za to należy mi się kara.
Sposób, w jaki to powiedział, to całkowite przekonanie co do prawdziwości słów, stawiało włoski na karku. Tak jakby powtarzano mu je wystarczająco często, by uwierzył, że tak jest.
- O nie, Harry, nie… - poprawił go Louis. – Nie, Harry, nie jesteś zły…
I wtedy rozległ się dzwonek u drzwi.
Obaj spojrzeli w tamtym kierunku, a potem na siebie nawzajem.
- Mówię poważnie, Louis. Ani słowa… Po prostu mnie wynajmuj.
- Dobrze – skłamał. – Obiecuję.
Przekazanie Harry’ego w ręce tego potwornego mężczyzny było prawdopodobnie najcięższą rzeczą, jaką Louis kiedykolwiek zrobił, ale pocieszał się myślą, że już wkrótce wszystko się skończy… Że już niedługo wyciągnie go stamtąd. Podniósł telefon ze stołu, klikając w ikonę plików głosowych i wybierając zapisane nagranie. Pomieszczenie wypełniło się głębokim głosem Harry’ego…
- No cóż, kojarzysz szkolny zespół…
Louis uśmiechnął się. Udało mu się wszystko nagrać. Tak, okłamał Harry’ego… ale dzięki temu wyciągnie jego i wszystkie inne produkty z tego piekła.
Naciągnął kurtkę i schował telefon do zapinanej na suwak kieszeni, a potem udał się do samochodu i pojechał prosto do Scotland Yardu.
11 notes · View notes
lyrune · 5 years
Text
Siostro|one shot
Droga Siostro!
   Szkoda, że nie możesz teraz usiąść obok mnie, przy wigilijnym stole. Rodzice jak zwykle mówią, bym się już przyzwyczaiła do tego, że Ciebie już nie ma. Ale ja wiem, że jakbym się przyzwyczaiła  to ty, byś była na mnie okropnie zła, Angelo. Nie rozumiem  dlaczego umarłaś, to było już dwa lata temu, a ja tęsknię coraz bardziej. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Zawsze byłaś dla mnie, a ja dla ciebie. Smutno mi, że już nie budzisz mnie rano, że nie wyciągasz mnie do parku, aby móc znów oglądać seriale na ławce, że znowu muszę siedzieć sama, w naszym pokoju.  Zawsze czułam się tam źle, bez ciebie. Wyobrażałam sobie, że jesteś nadal, ale przyjdziesz później ze szkoły, bo masz znowu ten, "cholerny, nudny głupi francuski". Jestem zła na rodziców.  
     Nie dlatego, że już o tobie nie pamiętają, a dlatego, że po prostu już przyzwyczaili się do twojego braku obecności. Byłaś tylko o rok młodsza ode mnie, a czułam się, że masz tyle samo lat co ja. A teraz co? Miałabyś w końcu te twoje osiemnaście lat, a ja mam dziewiętnaście. Zawsze marzyłaś o pełnoletniości. Ja bym mogła ci powiedzieć, że pełnoletność to kicha, kaszana  i kupa. Nie rozumiem, dlaczego kazałaś mi nie przeklinać. Ale może to dzięki tobie, wiem jak kochać prawdziwie i być szczęśliwą. Zawsze, w dniu osiemnastego lipca, w twoje urodziny oglądam naszą ulubioną bajkę, czyli " Kubusia Puchatka". Jestem pod wrażeniem, że zawsze gdy to oglądałyśmy, w twoje urodziny, nigdy z niego nie wyrosłaś. To było urocze. Od kiedy pamiętam, mówiłaś na mnie kłapouchy. Może to dlatego, że jestem okropnie smutna, za spokojna i za bardzo poważna? Nigdy mi to nie przeszkadzało. Nawet cieszyło. Angelo, nie mogę się pogodzić, z tym, że ciebie nie ma. To boli. Już nigdy nie usiądziemy na moim łóżku i nie obejrzymy, najnowszych seriali animowanych, ani nie zjemy naszych ukochanych lodów waniliowych. Nie przeczytamy już razem ósmy raz, "Harrego Pottera", każdej części po kolei. Nie napiszesz mi już poematu, na mój i swój temat, nie powiesz "Kocham Cię, Siostro.", a ja nie odpowiem " Ja ciebie bardziej, Angel".
     Nie mogę sobie do dziś, wybaczyć, że nie poszłam z tobą na przystanek autobusowy, tamtego cholernego dnia! To przeze mnie potrącił cię tir! Mama mówi, że to nie moja wina. Ale ja wiem, że to była moja, cholerna wina! Nic by tobie się nie stało! To ja powinnam cię ochronić, mogłam pójść z tobą, przeszłybyśmy przez pasy razem i nic ani tobie, ani mnie by się nic nie stało!
Wiem, że nic nie zrobię.  Nie cofnę czasu.
Kocham Cię,  Angelo.
Twoja Lou
1 note · View note
Text
Yankees: To Repeat, The Team Is Better With Odor And Wade In There
Yankees: To Repeat, The Team Is Better With Odor And Wade In There
Soon, the Yankees will have Gio Urshela and Gleyber Torres back. Both are good players, but why rock the boat when the team is winning… The Yankees are not looking at a Wally Pipp and Lou Gehrig case here.  But Aaron Boone needs to take a time-out before automatically re-inserting Gio Urshela and Gleyber Torres in the starting lineup in favor of Rougned Odor and Tyle Wade. Yankees decision on…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
scontursi · 3 years
Text
Yankees: To Repeat, The Team Is Better With Odor And Wade In There
Yankees: To Repeat, The Team Is Better With Odor And Wade In There
Soon, the Yankees will have Gio Urshela and Gleyber Torres back. Both are good players, but why rock the boat when the team is winning… The Yankees are not looking at a Wally Pipp and Lou Gehrig case here.  But Aaron Boone needs to take a time-out before automatically re-inserting Gio Urshela and Gleyber Torres in the starting lineup in favor of Rougned Odor and Tyle Wade. Yankees decision on…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
anexsol · 6 years
Text
Big White Lie- dodatek 3
Tumblr media
Tytuł i link do oryginału: Big White Lie
Autor: acrayonsmile
Zgoda: jest
Pairing: Niall Horan/Zayn Malik/Liam Payne/Harry Styles  
             Niall Horan/Zayn Malik/Liam Payne/Harry Styles/Louis Tomlinson
Banner: Kaja :D
Spis rozdziałów: (x)
Od tłumaczki: Kochani, to już ostatni dodatek! Jeśli autorka w przyszłości doda coś jeszcze, to obiecuję, że to przetłumaczę! Na ten moment, musimy się pożegnać z Big White Lie, aż łezka kręci się w oku ;) Nie mam pojęcia kiedy ten czas minął, mam wrażenie jakbym dopiero co zaczynała tłumaczenie, a minęło 9 miesięcy! :)
Ale do rzeczy :) Chciałabym podziękować WSZYSTKIM, którzy czytali to opowiadanie, tym którzy dawali serducha i reblogowali, tym którzy pisali wiadomości (nawet, jeśli to było pytanie o to kiedy będzie rozdział), bo dzięki Wam wiedziałam, że mam dla kogo tłumaczyć, że ktoś czeka :) byliście moją siłą napędową. Wierzcie lub nie, jestem leniwym człowiekiem i nie raz narzekałam, że nie chce mi się….potem przychodziła kolejna wiadomość i chęci wracały :)
Od samego początku zdawałam sobie sprawę, że to opowiadanie jest specyficzne i spore grono osób będzie zniechęcone , co oczywiście rozumiem. Dlatego w tym miejscu pragnę podziękować tym, którzy mimo początkowych oporów spróbowali zacząć czytać :) Wiem, że kilkoro z Was w którymś momencie przekonało się, że wcale nie jest tak źle, co bardzo mnie cieszy :) W sumie to od tego powinnam zacząć, ale napiszę to teraz: Kaja, dziękuję że wytrzymałaś ze mną i z tym opowiadaniem! Jesteś jedną z osób, które nie były przekonane do tego tłumaczenia, a mimo wszystko zgodziłaś się zostać moją betą, za co biję pokłony! Masz u mnie piwo! :D
Nim się pożegnamy, chciałam poinformować, że mam dla Was krótkiego shota, jeśli znajdę czas to być może pojawi się w przyszłym tygodniu :)Koniec przynudzania, marudzenia itp. Zapraszam na ostatni dodatek :)
                                                   Baby   
Kiedy Zayn wszedł, rzucając swoje klucze do szuflady pełnej ich kluczy, zaśmiał się i przesunął te Louisa na właściwe miejsce. - Cześć? Jesteśmy w domu!
- Baby alfa wrócił do domu z wojny! - Harry upuścił swoją torbę i strząsnął ostatni deszcz ze swoich włosów, nadal nieprzyzwyczajony do tego, że były krótkie.
Liam uderzył jego tyłek jedną ręką i użył drugiej, aby przerzucić torbę drugiej alfy na blat. - Odrosną, nie marudź.
- On tak samo marudził nad swoimi włosami, kiedy były długie tyle, że to nie było tak zauważalne. - Zayn złapał jabłko i ugryzł. - Szkoda, że nie mogłeś mieć swojego kucyka w Dunkierce.
- Musieliśmy pasować historycznie - Uśmiechnął się Harry, ale wydął usta na brak omeg w jego ramionach. - Jestem ranny, gdzie są nasze omegi? - Kręcenie filmu było samotne, nawet z regularnymi wizytami i FaceTimem chłopaków z jego stada, ale ich dziecko potrzebowało stabilności i chłopcy chcieli, aby był blisko większości stada, podczas gdy oni zajmowali się swoimi profesjonalnymi rzeczami. Wszyscy pracowali nad swoimi solowymi projektami wokół niego i Nialla, a zwłaszcza kury domowe, omegi.
Liam zignorował rysy jakie zrobiła deskorolka Louisa na drewnianej podłodze w korytarzu. - Czuję ich. Są tutaj. Prawdopodobnie spędzają czas na brzuszku z Szóstką.
Zayn wydał dźwięk, kiedy kończył przełykać. - To nadal czas na drzemkę. Niall nie odpuści harmonogramu, zwłaszcza z nami wszystkimi zmieniającymi projekty. Nie kłóć się z nim o to.
Alfy poszły korytarzem dopóki nie znalazły Louisa, głównie ukrytego przez kanapę, spał z ich omegą i ich dzieckiem. I jasne, ich omegi miały ręce owinięte bezpiecznie wokół siebie, ich dziecko radośnie ułożone pomiędzy nimi. Uśmiechnął się kiedy zobaczył swoich tatusiów, sięgając do góry z uśmiechem.
- Cześć. - Wymruczał Niall.
- Cześć kochani. - Harry pochylił się i pocałował ich obu, nim podniósł dziecko na swoją pierś i kołysał go. - Cześć bubba, papa tęsknił za tobą.
- Czy mogę tam po prostu wskoczyć? - Zayn wspiął się na omegi radośnie.
- Zayn. - Obaj jęknęli.
- I tak musicie wstać i się przygotować. I nasz maluch niosący obrączki musi się ubrać. - Liam pocałował swoją alfę i jego dziecko.
- Najpierw musi zjeść. - Burknął Louis, odwracając się na plecy na poduszkach.
- Nie, nie wracaj! Zayn! Każ mu wrócić! - Niall uderzył Zayna, kiedy razem stoczyli się z kanapy.
- Pójdziemy się przytulać na górze. - Najstarsza alfa uderzyła tyłek Nialla i przerzuciła Louisa przez swoje ramię.
Louis jęknął. - Tam było ciepło. - Ogrzejmy łóżko. Nie martw się Louis, nie zobaczysz się z Seleną nie pachnąc jak ja. - Niall uderzył Tyłeczek.
- Co się stało z drzemką? - Westchnął Louis.
Niall zawołał przez ramię kiedy prowadził na górę do sypialni. - Będziemy spać dziś wieczorem, wszystkie alfy są tutaj, aby zająć się butelkami przez noc!
- On będzie nagi do czasu kiedy tam wejdziemy, prawda? - Louis zapytał jego alfę.
- Prawdopodobnie.
Louis westchnął przez uśmiech na swojej twarzy.
Kilka godzin później, i po drzemce po seksie i późniejszym prysznicu, Louis dołączył do Harry`ego i dziecka na kanapie. - Witaj w domu, alfo.
- Wcale nie jestem zły, że zajęło ci to tylko dwie godziny aby przyjść i to powiedzieć. - Harry połaskotał trzymiesięczne dziecko na swoich kolanach - Wcale, prawda, maluchu?
- Myślałem że będziesz. - Louis westchnął dramatycznie. - Hej, pamiętasz tą rzecz...tą rzecz z La Perla, którą mi dałeś? Jesteś wystarczająco wkurzony, że powinienem to zdjąć? Wiem, że dziecko prawdopodobnie przerwałoby czas na seks z jego wspaniałym wyczuciem czasu, ale miałem nadzieję że przynajmniej kiedy pójdziemy spać, to będziesz to chciał zobaczyć. Ale, mam na myśli, jeśli jesteś super wkurzony, to się to po prostu zmarnuje tej nocy.
Kątem oka, Harry spojrzał na niego, próbując spojrzeć przez spodnie z garnituru za kwiatowym pasem do pończoch - Louis podniósł nogawkę spodni aby mógł spojrzeć na pończochy dołączone do nich.
- Declan, kochanie, twoja mama myśli że może rozproszyć moje zranione uczucia seksownymi ubraniami. I kiedy znajdziesz swojego chłopaka, mam nadzieję, że znajdziesz takiego, kto zna cię tak dobrze jak on mnie. - Harry wyszczerzył się na dziecko, a potem odwrócił do swojej omegi po pocałunek. Louis pochylił się do jego ust. - Przepraszam, że byłem marudny kiedy wróciłeś do domu.
- Jestem bardziej zdenerwowany, że nie byłem tym który przyszedł do domu w tobie...ten żart nie do końca pasował.
- Prostacki! Twój syn ma delikatne uszy! - Zaśmiał się Louis i wsunął dziecko na swoje kolana tak, że on mógł się wsunąć na Harry`ego. - Nie patrz, Szóstko, mam zamiar wycałował twojego papę.
- Musisz uspokoić Nialla. - Zayn zszedł na dół. - On zniszczył waszą szafę.
- On jest chłopakiem, wszystko co musi zrobić to zarzucić garnitur,do jasnej cholery. - Powiedział Louis, tylko centymetry od ust Harry`ego.
- Tak kochane. Ale on zarzuca garnitur, aby iść na ślub twojej eks. Potrzebuje jego Kochanego Lou, aby poszedł mu powiedzieć, że jest piękny.
- Declan też musi się ubrać, kochanie. - Harry złapał Louisa przez jego spodnie nim zgarnął dziecko. - Naprawdę masz to ubrane.
- Tak, ma. Jak myślisz, kto mu pomógł założyć pończochy? - Zayn uderzył tyłek baby alfy, kiedy przechodził. - Daj mi dziecko. Pójdę go przebrać. Ostatniej rzeczy jakiej potrzebujesz, to żeby obsikał cię. Jakim cudem jesteś jako pierwszy ubrany? Nigdy nie byłeś gotowy jako pierwszy.
- Cóż, miałem pomoc. - Wyszczerzył się Louis. - Garnitur Deca jest na przewijaku. Proszę upewnij się, że Harry nie spróbuje dać mu dziecięcej chusteczki do kieszonki.
- Idź proszę napraw naszą omegę.
Louis wpadł do garderoby.
-... Nadal jestem gruby, a ona prawdopodobnie jest chuda i będzie wyglądać fantastycznie, mam na myśli, ona jest panną młodą, a ja nadal mam wagę po ciąży, której nie mogę zrzucić.
- Wiesz czego ona nie będzie mieć? Louisa. On wybrał nas, kochanie. Mógłby mieć kogokolwiek na świecie, a wybrał nas. Głównie, jako fakt, z powodu ciebie.
- A ty dostaniesz ulepszoną wersję Louisa. - Najstarsza omega weszła do szafy.
- Cieszę się szczęśliwą- omegą- tobą. - Niall otarł swoją twarz i pociągnął nosem.
- Oh, to nie o tym mówię. Mówię o Louisie w bieliźnie. Ty nadal byłeś pod prysznicem, kiedy Zayn pomógł mu ją ubrać. Myślałem, że będzie tylko dla Harry`ego, ale jestem pewny, że również będziesz cieszyć. - Louis ściągnął palcami u nóg buty i spuścił jego spodnie, kiedy wszedł podnosząc koszulę wystarczająco, aby pokazać, że haftowany tiul i jedwabna satyna ozdabiały brzuch Tommo.
- Jestem uleczony. - Niall praktycznie się ślinił na koronkę trzymającą uda Louisa. Dlaczego nie zwracał więcej uwagi na te uda? Chciał je polizać. Nawet je ugryźć. Tak. Zamierza je ugryźć tej nocy. - Już lepiej, chodź mamo. - Wyciągnął swoje palce w wyciągniętych dłoniach.
Louis opadał, siadając okrakiem na Niallu. - Będziesz wyglądać pięknie dziś wieczorem cokolwiek ubierzesz. Nie jesteś gruby. Dopiero co miałeś dziecko. Nie rozumiem twojego pośpiechu, aby zgubić tą wagę. Kocham twoja wagę po dziecku, bo to mi przypomina jak byłeś piękny, kiedy byłeś w ciąży.
Szorstka koronka pod jego palcami z odciskami koiła go prawie tak dobrze, jak ugryzienie alfy. - Tylko tak mówisz.
- Nie. Twój brzuch jest nadal piękny.
Niall szturchnął swój brzuch. - Jestem ciastkowym chłopakiem.
- Jesteś moim ciastkowym chłopakiem.
- Nie chcę żebyś myślał, że ona wygląda lepiej niż ja.
- Nie będę. - Louis uśmiechnął się. - Zwłaszcza jeśli ubierz ten garnitur, który został na wieszaku.
Niall spojrzał przez ramię na ciemno niebieski garnitur, który ubrał do Royal Ascot kilka lat temu. - Nie wiem czy się w niego zmieszczę.
- Myślę że będzie pasować.
Irlandczyk westchnął i poszedł go nałożyć. Louis pomógł mu się ubrać, a przez ten czas Liam został na ziemi obok nich, przebiegając swoimi palcami w górę i w dół nóg Louisa w pończochach.
- Zachowuj się Payne. - Louis rzucił uśmieszkiem w jego kierunku kiedy zapinał koszulę Nialla. Niall narzucił marynarkę i Louis ją zapiął. - Widzisz? Pasuje idealnie. Wyglądasz niesamowicie. - Przebiegł ręką przez orzechowe włosy Nialla i uśmiechnął się. - I właśnie tak jesteś gotowy. - Wyszczerzył się.
- Tak samo my. - Zayn i Harry przynieśli Declana ubranego w dziecięcy garnitur.
- Nasz mały chłopiec od obrączek jest gotowy na naukę chodzenia. Teraz będą dwie obrączki, pięć następnym razem. Jestem gotowy, spakujcie prezenty. - Harry przykrył nadal szare oczy dziecka. - Nie patrz na mamę, nie jest właściwie ubrany dla ciebie, załóż coś na miłość boską! Nie, nieważne, jest czas, sprawimy, że będzie czas, niech ktoś weźmie dziecko.
- Nie mamy na to czasu. - Zaśmiał się Liam. - Don jest tutaj z autem. Załóż swoje ubrania z powrotem Louis. Niech ktoś weźmie poduszkę.
- My nie niesiemy właściwych obrączek, prawda? - Zapytał Louis, biorąc dziecko.
- Nie sądzę, ale ufałbym ci z nimi. - Harry przewiesił ręce wokół omeg, kiedy kierowali się na dół.
- To nie jest żaden trik, abyś ją poślubił, prawda? - Wydął usta Niall.
Zayn i Liam otworzyli ich ręce i pociągnęli ich omegę z powrotem do nich; Liam uderzył jego tyłek. - Nigdy bym na to nie pozwolił, i wiesz to. - Ja tak. - Drażnił Louis. - Wiem to.
Niall warknął i potarł swój tyłek. - Po prostu pozbyłem się tego nieszczęścia.
- Skończyliście?
- Tak, Alfo.
- Dobrze, chodźmy.
Ślub był taki jak wszyscy oczekiwali, piękny. Liczna ochrona, aby zapewnić prywatność Selenie i Justinowi jak również reszcie gości, chłopcy mogli się relaksować wraz z innymi - choć głównie to była rodzina i bliscy przyjaciele, oni byli ledwie najbardziej znani tam.
Selena wyglądała pięknie jako panna młoda w zachwycającej sukience z koronkowym welonem- ale gdybyście zapytali Nialla, ich syn ukradł całą imprezę na początku procesji z jego słodkim uśmiechem i piękną mamą.
Otwarty bar w popularnej opinii klasy średniej, nie zawsze prowadził do najlepszych decyzji. Podczas gdy chłopcy byli relatywnie trzeźwi,większość weselnych gości cieszyła się ich udziałem w hulankach - Więc. - Selena wsunęła się do ich stolika podczas gdy Harry zabrał Louisa do tańca. - Mam prośbę o którą chcę poprosić ciebie i twoje stado, i kiedy zwykle poszłabym do Louisa jako pierwszego, to ostatnie czego chcę to nadepnąć na twój odcisk.
- Jestem wdzięczny. - Niall poklepał plecy Declana. - Dalej.
- Było małe nieporozumienie w tym, kto powinien wziąć Penelope dziś w nocy. Myślałam, że on poprosił swoją mamę, on myślał że ja zapytał moją mamę, ale do rzeczy, tak ciężko pracowały dzisiejszego dnia, potrzebują odpoczynku, i jestem pewna że jesteśmy pierwsi wśród naszych przyjaciół którzy mają dziecko...
Z uśmiechem dzielonym z Liamem, Niall przerwał. - Z miłą chęcią weźmiemy Penny na noc. Declan będzie się cieszyć towarzystwem w łóżeczku, tak myślę.
- Ratujesz mi życie. - Selena przytuliła go. - Garnitur wygląda na tobie świetnie, tak przy okazji. Straciłeś wagę?
- Jeszcze nie, nadal noszę rzeczy których nie użyło dziecko. - Zarumienił się.
- Nigdy bym nie wiedziała patrząc na ciebie.
- Mówiłem. - Liam szturchnął go.
- Całujesz mój tyłek, bo poprosiłaś mnie o pilnowanie twojej córki przez noc.
Śmiejąc się, panna młoda pochyliła się i pocałowała jego policzek. - I z powodu tego co znaczysz dla mojego przyjaciela, Louisa. Dziękuję Niall. - Powiedziała i poszła porozmawiać z rzeczonym przyjacielem.
Niall zarumienił się i parsknął ustami (radośnie) w tym samym czasie. - On jest moim Louisem.
Liam uszczypnął jego bok. - Naszym Louisem.
- Ciągle to sobie wmawiasz Alfo.
To nie był pierwszy raz kiedy spotkali Penelope, nawet nie pierwszy raz kiedy dziecko było w  ich domu w LA. Zrobili to w ich bazie w Stanach, podczas ich przedsięwzięcia niezwiązanego z 1D. Około miesiąc później urodził się Declan i Selena przyniosła ich pierwsze dziecko, aby się razem bawiły tydzień później. Niall lubił mieć drugą świeżo upieczoną mamę w pobliżu, ale nigdy by nie przyznał, że rzeczywiście dogaduje się z Seleną (tylko dlatego że rozumiała co znaczy mieć dziecko!).
- Kochany dom na dzisiejszą nos. - Louis wniósł Penny, kołysząc śpiącą dziewczynkę.
- To jest bardziej seksowne niż bielizna. - Harry wyszczerzył się w dziecięcym szczęściu, kiedy trzymał Declana.
- Trzymaj to w spodniach dopóki nie zasną. - Ziewnął Niall.
Zayn wziął go, kwiatki i wszystko. - Możesz do tego czasu nie dotrwać.
- Możesz mi robić cokolwiek chcesz, po prostu udawaj, że jestem w przestrzeni czy coś. - Osiadł przy piersi Zayna.
Liam zaśmiał się i wziął bukiet Seleny, który został rzucony bezpośrednio do Nialla i Louisa i zaniósł  dwie torby z pieluchami do kuchni. - To jest złe na tak wielu poziomach. Spotkamy się na górze, zamierzam to wszystko odłożyć i zrobić butelkę dla Penny.
- Odłożę to dziecko i przyjdę ci pomóc. - Zayn wyszczerzył się i skrzywił, kiedy Niall uszczypnął jego sutek.
- Zamierzasz zostawić mnie samego w łóżku? - Jęknął, rozłożony na materacu, podczas gdy jego alfa pomagał mu się rozebrać.
- Tylko na minutę, jaan.
Ale ku zaskoczeniu, to był Harry który dołączył do niego pierwszy, łapiąc monitor dziecięcy i opadając z Niallem. Przesuwał kamerą dopóki nie była na Louisie, kołyszącym się tam i z powrotem z dwójką dzieci. - Spójrz Ni. Spójrz jak pięknie.
Niall podkręcił dźwięk, aby usłyszeć jak Louis śpiewa dzieciom kołysankę, Irlandczyk sam zasnął podczas słuchania. Ale, Harry, a następnie Zayn byli rozbudzeni podczas najbliższej rozmowy.
- Cześć Li. - Louis kołysał oboje dzieci, kiedy jego Alfa wszedł z butelką Penny.
- Cześć kochanie. - Liam odłożył butelkę aby wziąć już nakarmionego i śpiącego chłopca do jego łóżeczka.
- Myślę... - Omega zaoferował śpiącej dziewczynce jej butelkę i uśmiechnął się kiedy się do niej przyssała. - Myślę, że po tym jak się pobierzemy... myślę że chcę zrezygnować z tabletek antykoncepcyjnych.
W sypialni, obie alfy dzieliły napływ podekscytowania i Liam nie mógł powstrzymać uśmiechu. - Myślisz, że jesteś gotowy, aby nosić moje szczeniaki?
- Twoje szczeniaki? Kto powiedział że będą twoje?
- Cóż, jestem Alfą. - Liam przeszedł przez pokój.
- Oh, rozumiem. - Zachichotał Louis. - Połączyłeś się z nami jako pierwszy i jako pierwszy zapłodnisz. Rozumiem.
- Chciałem spróbować!
Kiedy wpasował się pomiędzy kolana Louisa, omega sprzeciwiła się. - Liamie James Payne! Trzymam dziecko.
- Ooooo, powiedziałeś moje środkowe imię. Myślałem że zgodziliśmy się, że imię James jest zakazane w tym domu.
-  I zacytowałem Hermionę Granger po raz pięćdziesiąty raz, ale bez skutku, jak się wydaje.
- Tak, tak, strach przed imieniem i to wszystko. - Liam przeniósł się na otomanę pomiędzy stopami Louisa. - Musisz o tym pomyśleć. Nadal mamy dużo czasu, więc jeśli zmienisz zdanie, to w porządku.
Louis uśmiechnął się na ich dziecko w jego łóżeczku i to na jego ręku. - Nie sądzę, że zmienię.
23 notes · View notes
Text
Literaturtipp für Computerfreaks #10 ...
Tumblr media
Eine wunderbare Einführung in die Programmiersprache "Small Basic" aus der Schmiede von Kidware Software ...
Tumblr media
Post #89: Conrod/Carlson/Tylee, Small Basic For Kids, Kidware Software Publishing, U.S.A., Washington, 2013.
2 notes · View notes
suuggaarr · 4 years
Text
DARKNESS | 9 ROZDZIAŁ | TŁUMACZENIE
Link do oryginału: Darkness. Pairing: oczywiście Larry Stylinson Autor: Centa0592 Zgoda:  Tak! Gatunek: Angst Opis:  Niewinny, bogaty i chroniony Louis Tomlinson przyjeżdża do Londynu po nowe życie i w nadziei na przygodę, ale zamiast tego poznaje lokalnego badboya Harry'ego Stylesa. Louis nie miał pojęcia kim Harry naprawdę był ani co jest w stanie zrobić, ale gdy w końcu dowiaduje się, ze jego anioł nie jest w ogóle aniołem jest już trochę za późno, ponieważ Louis już poległ. Ale czy ciemność Harry'ego pochłonie go kompletnie? Bazowane na filmie z youtube Dark.
Tumblr media
Harry jest ciut zdenerwowany faktem, że nastąpiła zmiana planów. Zamiast odwiedzin ojca Louisa, mężczyzna uważa, że lepszym pomysłem jest, aby Louis zamiast tego wrócił do domu. Najwyraźniej Louis musi to zrobić, ponieważ Jay i jego siostry naprawdę za nim tęsknią, ale Harry przejrzał to kłamstwo, jakby było wręcz zrobione ze szkła. Mark pierdoli głupoty, a Louis jako jedyny tego nie widzi.  
- Lou, próbuje jedynie powiedzieć, że powinienem z tobą pójść - Harry próbuje ponownie, siedząc na łóżku i patrząc, jak Louis zamyka zapakowaną walizkę.  
- Harry, kocham cię, wiesz to, ale myślę że spotkanie z rodzicami dobrze mi zrobi, nie sądzisz?
Harry chce powiedzieć nie ale powstrzymuje się
- Wskrzesić na nowo relację z rodziną i spróbować coś z nimi wypracować. Wiem, że to brzmi głupio, ale po prostu tęsknię za byciem ich synem. Nigdy wcześniej nie czułem się wystarczająco dobrze, aby być Tomlinsonem, a teraz, kiedy mój tata chce naprawić sytuację, jestem to winny jemu i sobie samemu, aby spróbować sprawić stan rzeczy - Louis próbuje wyjaśnić, upewniając się, że jego wzrok jest zajęty czymkolwiek innym tylko nie Harrym.
Harry wzdycha z frustracji i ciągnie za swoje loki, próbując powstrzymać gniew. - Ale Lou, co jeśli twój ojciec  tylko tobą pogrywa? Co jeśli wykorzystuje to jak dobry jesteś, żebyś zrobił to, czego chce? - Harry próbuje rpzekonywać, ale Louis tego nie przyjmuje; gwałtownie kręci głową.  
- Czego on mógłby chcieć ode mnie, Harry? - Louis śmieje się z niedowierzaniem. - Poza tym mój tata taki nie jest, Harry. Jezus. On jest moim ojcem, a nie jakimś potworem z ulicy, do których jesteś przyzwyczajony. Kocha mnie tak bardzo, że był gotów zranić siebie, poprzez ranienie mnie, aby uchronić mnie przed byciem zranionym przez innych. On tylko próbował mnie uchronić przed światem i za to go kocham, i po prostu chcę zobaczyć, dokąd to prowadzi, okej? - ryzykuje spojrzeniem na Harry'ego, którego naburmuszenie jest legendarne.  
- Ale co jeśli mam rację Lou? - Harry walczy. Myśl, że ktoś wykorzysta Louisa, sprawia, że gotuje się z wściekłości. - Sam powiedziałeś mi, że kiedy zgodził się tu przyjechać, chciał zabrać ze sobą Luke'a, prawda? Więc, jeśli naprawdę chce odnowić waszą relację, to dlaczego miałby sprowadzać do tego syna właściciela korporacji, z którą chce się połączyć? Tego sam syna, który całą noc flirtował ze mną – twoim chłopakiem? - Harry przerywa i wzdycha. - Po prostu nie chcę, żebyś został zraniony lub wciągnięty w coś, czego później będziesz żałować, tylko dlatego, że zaufałeś niewłaściwej osobie - kończy mówić cicho i bierze Louisa na kolana.  
- Wiem, że chcesz mnie chronić, Harry, i uwielbiam to w tobie, ale z tym wszystkim, co się ostatnio dzieje, myślę, że to będzie dobry moment na tygodniową ucieczkę - Louis sugeruje. Wie, że Harry jest teraz trochę irracjonalny i zamiast próbować przkrzyczeć mężczyznę, będzie musiał po prostu użyć logiki. - Spędzę czas z rodziną, może zbuduję z nimi nową relację i nie będę musiał martwić się o szkołę, życie, ogólnie o wszystko,  rozumiesz?
Harry dąsa się, ponieważ wie, że Louis go nie posłucha.
- Wiem, że chcesz, aby wszystko się ułożyło, ale po prostu miej oczy otwarte, dobrze? - Harry ostrzega. - I pamiętaj, żeby do mnie dzwonić tysiąc razy dziennie i kurwa Lou - będę za tobą tęsknić - przyznaje, chowając się między zgięciem szyi i ramienia Louisa.
- I ja za tobą też, kochanie. Tak bardzo cię kocham, ale potrzebuję tego. - Louis odpowiada nieśmiało, trącając go po ramieniu, aby Harry spojrzał mu  w oczy. Zieleń spotyka Błękit, i Harry wzdycha i ulega.
- Dobrze, dobrze, niech ci będzie. Przytul się. Zabiorę cię na lotnisko, dobrze? - domaga się Harry.  
Jest to dokładnie tym, co robią przez jakieś pięć godzin, aż oficjalnie nadchodzi czas, na dojechanie do lotniska. Harry niesie bagaż do samochodu, trzyma dłoń Louisa przez całą drogę, upewnia się, że Lou bez problemowo przechodzi przez zameldowanie, a następnie całuje swojego specjalnego chłopca mocno i długo, upewniając się, że pozostawia ślady na całej jego szyi, gdy się rozstają.  
Louis wyjeżdża zarumieniony i nieokiełznany. Na tyle, by nie zauważyć Harry rozpraszał go pocałunkami na tyle długo, by przesłać wszystkie kontakty z telefonu Louisa na swój własny, przed wsunieciem telefonu z powrotem w te grzeszne ciasne spodnie, które miał na sobie jego mały chłopiec.
Harry pozwala sobie dojechać do mieszkania, przed wyciągnięciem telefonu i wykonaniu niehybnego połączenia.  
- Halo? - Niski głos odpowiada i Harry musi powstrzymać warknięcie.
- Panie Tomlinson, z tej strony Harry, a ja zacznę prostolinijnie. -  natychmiast zaczyna - Nie lubię cię ani ci nie ufam -. Harry słyszy głośny rechot po drugiej stronie i już zaczyna wyobrażać sobie, w jaki sposób zabije tego człowieka.
- Czyż nie jesteś uroczy? Próbujesz grać w grę, o której istneiniu nawet nie powinnieneś wiedzieć, a wydaje ci się, że ją wymyśliłeś?
To nie ma sensu, Harry chce wykrzyczeć.  
- Jesteś niczym innym jak dzieckiem. Biedny, głupi dzieciak, daleko poza swoją ligą. To, co robię z moim synem,  ciebie nie dotoczy, mały zasrańcu
Harry nie może powstrzymać się przed przerwaniem mężczyzny własnym śmiechem czując, jak ciemność zaczyna go pochłaniać.
- Właśnie tu się mylisz, panie Tomlinson, ponieważ widzisz, to ja jestem właścicielem Louisa. Ma na ciele tatuaże moich inicjałów, by to udowodnić. Kocham go i ostrzegam, co jest czymś co robię rzadko. Więc nie bierz mojej hojności za pewnik. Nie mam pojęcia, w jaką grę grasz, bo widzisz, jestem za stary na gry i zbyt mądry, by się w nie uwikłać. Daję ci trzy dni na odesłanie Louisa do domu, a jeśli go nie będzie spodziewaj się najgorszego.
Harry jest wściekły, ale jednocześnie próbuje się opanować; a Mark jest jaskrawoczerwony z furii
- Dzwonisz do mnie, by mi grozić śmieciu? Czy ty nie wi–  Mark nie może dokończyć  zdania, ponieważ Harry mu przerywa.  
- Trzy dni – ostrzega i kończy połączenie przed gwałtownym uderzeniem pieścią w kierownicę. Ma trzy i pół dnia na uporządkowanie swoich spraw, ponieważ jeśli Louis nie będzie w jego ramionach za trzy i pół dnia, Harry pojedzie do Doncaster, i końcowy rezultat na pewno nie będzie przyjemny.
Louis wyjeżdza we wtorek; dzwoni z lotniska, informując Harry'ego, że wylądował bezpiecznie i że widzi samochód, który ma go odebrać. Teraz jest piątek i od tego czasu Harry nie słyszał ani słowa od Louisa. Minęły trzy dni i telefon Louisa pozostaje wyłączony, jego konto na Twitterze nie zostało zaktualizowane i nawet Stan nie otrzymał od niego wieści.
Harry ostrzegł Marka, że chce dziś Louisa w domu i nie tylko on go nie posłuchał, ale w jakiś sposób przekonał, lub zmusił, Louisa do zerwania z wszystkimi kontaktu. Więc Harry, będąc takim człowiekiem jakim jest, postanawia dotrzymać słowa.  
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł, Harry? - Zayn zastanawia się na głos w salonie, gdy patrzy, jak Liam i Harry planują podróż i rezerwują loty. Zayn ma silne przeczucie, że to zły pomysł.  
- Oczywiście, że tak Zayn. Louis należy teraz do nas, a cała jego rodzina to ignoranci, oceniającymi kutasami, którzy myślą, że ich bogactwo czyni z nich Bogów czy coś w tym stylu. Nie chcę, aby Mark wpłynął na Louisa, ponieważ jeśli tak się stanie, nikt z nas już go więcej nie zobaczy i uważam, że dla samego Harry'ego musimy upewnić się, że Louis wróci do nas. - Liam broni swojego stanowiska przed swoim laptopem. Zayn wie, że sprawa jest poważna, kiedy to on jest głosem rozsądku, a Liam podąża za Harrym.  
- Poza tym obiecałem Markowi, że złożę mu krótką wizytę, jeśli nie uda mu się przekonać Louisa do wcześniejszego powrotu do domu. Zamiast tego odciął wszelkie kontakty, a to jest po prostu niedopuszczalne. - Harry dopowiada, jego głos jest spokojny i pewny.  
- Nie tyle co niedopuszczalne, ale stanowi wyzwanie dla Harry'ego. Nie sądzisz chyba, że Markowi powinno coś takiego ujść na sucho, prawda Zayn? - pyta Niall, idąc z kuchni, trzymając worek chipsów. Może Zayn obudził się w alternatywnym wszechświecie. Jakim cudem on jedyny uważa, że to zły pomysł?
- Na miłość boską, Niall, a ty dlaczego nienawidzisz Marka? Rozumiem, powód Liama i Harry'ego, ale dlaczego ty? - pyta Zayn, odwracając głowę i wpatrując się w wzruszającego ramionami Irlandczyka.
- Jeśli Liam i Harry go nienawidzą, to ja w takim razie otrzymałem to w genach
Zayn nie może się powstrzymać od śmiechu, podobnie jak Liam i Harry, którzy potrząsają głowami.  
- Dobrze... dobrze, rezygnuję z próby bycia głosem rozsądku. Zakładam, że już zarezerwowałeś bilety i hotel, prawda? Idźcie się pakować, zapewniam was, że z Niallem zajmiemy się biznesami, podczas gdy wy będziecie odwalać głupoty - Zayn zapewnia ich, po czym kieruje się do drzwi by wyjsć, Niall podąża za nim.  
Kiedy w mieszkaniu panuje cisza, a dwójka jest już spakowana i gotowa do wyjścia, Liam zatrzymuje Harry'ego przy drzwiach, chwytając się ramienia mężczyzny o zielonych oczach.
- Haz, to słuszna decyzja, prawda? Cokolwiek stanie się z Markiem, to słuszna rzecz? - Liam pyta z wahaniem w głosie.
- Absolutnie Li. - Harry się gotuje. - Mark przekroczył granicę, a my tego nie zrobimy w odwecie, chyba że da nam powód, ale potrzebuję go Li, po prostu. -   przerywa. - Po prostu nie zniosę jeśli go nigdy więcej nie zobaczę, nie przytulę, nie pokażę światu.  Nie chcę sobie wyobrażać go siedzącego za głupim biurkiem, robiącym coś, czego nienawidzi, pozwalającym, by to coś, co nazywa się Luke, całowało go i dotykało całego. Całego mojego. Tylko po to, żeby jego ojciec mógł być bogatszy. Nie będę w stanie powstrzymać się od zniszczenia wszystkich za to odpowiedzialnych, jeśli tak się stanie. -  wyjaśnia, a Liam zbyt dobrze o tym wszystkim wie. Harry nie mówi tego na głos, ale wie, że mężczyzna boi się, że Louis go opuści.
- W porządku. Jestem po twojej stronie, wiesz to,  bez względu na wszystko. Więc chodźmy. - Z ostatnim „dziękuję" oboje wyjeżdżają, gotowi na wspólną podróż.
Podczas gdy Harry jest zajęty zaciskaniem szczęki i patrzeniem przez okno w samolocie, Louis leży w łóżku, uśmiechając się od ucha do ucha. Odkąd wrócił do domu, jego ojciec był inny, traktuje Louisa tak jak dziewczynki i raz w życiu czuje się tak, jakby do nich należał.
Wtorek wieczór spędzili w domu przygotowując wspólny obiad. A przynajmniej próbując to zrobić, po tym, jak prawie wysadzilo piekarnik, Jay wypędziła ich z kuchni, a dwaj mężczyźni śmiali się całą drogę na górę, przed przebraniem się z poplamionych tłuszczem ubrań.
Tej samej nocy zasnęli na sobie, podczas gdy jakiś film leciał cicho w tle, a teraz, gdy Louis się obudził, postanawia zejść po schodach i znajduje tam wszystkich. Jego tata jest już w kuchni, twierdząc, że wziął tydzień wolnego, aby spędzić czas z Louisem.
Louis z przyjemnością to słyszy, chociaż w głębi duszy chce również porozmawiać ze swoim Hazzą. Chce powiedzieć Harry'emu i Stanowi, jak dobrze wszystko idzie i żeby się nie martwili, ale jak tylko Louis przyjechał, zgubił komórkę i nie miał jeszcze szansy na załatwienie nowego. Nadal nie zapamiętał numeru Harry'ego.
Ma tylko nadzieję, że Harry nie będzie na niego zbyt zły. Louis planuje zdobyć telefon komórkowy, gdy tylko ojciec z nim pojedzie. Pomimo niemożności rozmowy, Louis jest naprawdę szczęśliwy. Spędza środę na przebieraniu się z siostrami i spędzaniu czasu z ojcem. Jego mama była również o wiele bardziej znośna; nawet jeśli uważa, że Harry'emu trzeba za to podziękować - mężczyzna naprawdę otworzył Jay oczy.
Jest teraz czwartek Louis i Mark grają w golfa, co jest całkiem miłe. Mark jest bardzo konkurencyjny. Grają przez kilka godzin, a następnie jedzą razem lunch, robią zakupy po nowe garnitury i ubrania, a nawed idą do kina i kupują lody. Rozmawiają o studiach i Louis dowiaduje się więcej o tym, co Mark robi na życie, i nic nie wydawało się dziwne.
Jego ojciec nigdy nie wspomina o Luke'u. A tak naprawdę to ciągle pyta Louisa, czy jest szczęśliwy. Resztę dnia spędzają, robiąc wszystko na co Louis ma ochote, na przykład kręgle.
Teraz jest piątkowy wieczór i Mark pyta, czy Louis chce zostać trochę dłużej, aby mogli kontynuować nawiązywanie więzi. Czując, że w końcu jest tam gdzie jego miejsce, Louis nie waha się powiedzieć tak. Informuje ojca, że skoro zostaje dłużej, będzie musiał kupić nowy telefon.
Wychodzą po nowy telefon, a w drodze powrotnej ze sklepu Mark i Louis zostają zaproszeni na obiad przez Luke'a i jego ojca. Już dobrze ubrani udają się prosto do restauracji Steakhouse. Luke jest w rzeczywistości zabawnym facetem, bardzo inteligentnym i pasjonującym się tym, co robi dla firmy ojca. Podczas gdy dorośli rozmawiają, Louis uważa swoją rozmowę z Lukiem za gładką i przyjemną.  
Wracają do domu dopiero około wpół do dziewiątej i Louis jest wyczerpany, ale nie powstrzymuje go to przed ciekawością, do kogo jego mama tak chichocze w kuchni. Jay jest przy stole, trzymając w ręce kieliszek wina i nalewając kolejny. Louis zatrzymuje się tam, gdzie stoi, a na jego twarzy pojawia się uśmiech na widok Harry'ego.  
- Przysięgam Jay, już mi wystarczy wina i ciastek...
Słyszy słowa mężczyzny wypełniona niskim śmiechem, i serce Louisa puchnie, gdy biegnie do kuchni. Harry siedzi na krześle obok jego mamy.
- O cześć, jesteście! - Jay chichocze, oczywiście upojona zbyt dużą ilością wina - Zobacz, kto pojawił się szukając swojego chłopaka? Czy to nie takie słodkie boobear?  - pyta Jay, jej oczy są szkliste od alkoholu, a policzki są lekko zabarwione na różowo od rumieńca z powodu bezczelnego Harry'ego.
Louis rumieni się na ten pseudonim, ale stwierdza, że wcale mu to nie przeszkadza, ponieważ tak się cieszy na widok Harry'ego. To prawda, tęsknił za nim. Brakowało mu zapachu, brakowało mu śmiechu, brakowało mu jego loków, brakowało mu ramion wokół jego talii, brakowało mu wszystkiego, chociaż minęło zaledwie kilka dni. Louis powinien chyba martwić się, że wrócił do domu i zobaczył Harry'ego siedzącego w kuchni, rozmawiającego z jego mamą, ale znając go, to zachowanie ani trochę go nie zaskakuje. Po prostu cieszy się, że znów czuje ramiona Hazzy wokół swojego ciała.
- Harry - Louis krzyczy i prawie wskakuje w ramiona mężczyzny, pozwalając, by jego ciało przylgnęło do ciepła Hazzy i wtuliło się w zgięcie jego szyi. Tym razem Harry nie pachnie dymem, a raczej wodą kolońską zmieszaną z mydłem truskawkowym i wszystkim innym, co czyni go Harrym.
- Boobear, co? - Harry wygląda na zbyt rozbawionego swoim dokuczaniem, gdy mocno obejmuje Louisa wokół talii.
- Zamknij się. - Louis wali mężczyznę w pierś. - Co Ty tutaj robisz? -  pyta z podnieceniem, próbując nie skakać na Harrym, ponieważ wciąż jest w obecności swoich rodziców. Postanawia zamiast tego odwrócić się na kolanach Harry'ego, pozwalając plecom oprzeć się o jego klatkę piersiową, i silnym ramionom owinąć się wokół jego talii.
- Tak, to też chciałbym wiedzieć - Mark ogłasza, kładąc zaborczą dłoń na swojej żonie.
- Tęskniłem za tobą Lou, nie słyszałem nic od ciebie, więc zarezerwowałem bilet i przyjechałem do ciebie. - Harry ignoruje Marka i kładzie mały pocałunek na ustach Louisa. Wystarczy, by mniejszy mężczyzna uśmiechnął się z radości.
- Wyjaśniłam, że byłeś właśnie kupić nowy telefon, bo zgubiłeś swój gdzieś w domu.
Louis dziękuje swojej mamie za wyjaśnienie tego Harry'emu.
- Jest też więcej dobrych wiadomości. - oznajmia Harry, krótko zwracając oczy do Marka. - Twoja kochana mama zaprosiła mnie do spania z tobą w pokoju. - Harry ogłasza z uniesieniem i patrzy, jak twarz jego małego chłopca zmienia się w czystą rozkosz; ściskając mocno szyję Harry'ego, starając się nie pisnąć przed rodzicami.
- O nie ma mowy – Mark unosi się, zaciskając chwyt na swojej żonie
- Dlaczego nie? Coś jest nie tak z chłopakiem twojego syna zostającym tutaj na noc? - Harry udaje niewinność, przechylając głowę na bok.
- Coś jest nie tak z tobą - Mark warczy, nie tracąc ani chwili.
- Byłem po prostu uprzejmy, proszę pana. -  Harry kłamie. - Nawet twoja żona wydaje się mnie polubić. - Harry kontynuuje, puszczając Jay oczko, co sprawia, że natychmiastowo promienieje. Louis bardzo chciałby wiedzieć, jakiego rodzaju magii użył Harry na swojej mamie.
- Dość tego – Mark deklaruje ze złością. - Louis idź do swojego pokoju, ja sobie porozmawiam z Harrym. - próbuje powiedzieć, ale Louis potrząsa przecząco głową.
- Tato, jaki masz problem z Harrym? Mama go kocha prawdopodobnie tak samo jak ja, wszystkie dziewczyny go uwielbiają, może z wyjątkiem Lottie, więc naprawdę, o co ci chodzi? Czy to dlatego, że... że jestem gejem? - pyta, marszcząc brwi na twarzy.
Mark przewraca oczami i wydobywa zirytowane westchnienie.
- Nie obchodzi mnie, jeśli jesteś gejem - przesuwa dłonią po twarzy. - Ile razy muszę ci to mówić? Po prostu nie widzisz, jaką osobą jest ten chłopak, a on jest dla ciebie nieodpowiedni. Pewnego dnia cię skrzywdzi, a potem co?  - Mark mówi do Louisa, ale patrzy bezpośrednio na Harry'ego.
- Skrzywdzi?  Nie jestem tym, który spędził prawie osiemnaście lat próbując go złamać, żeby był, jak to było? „Chroniony". - Harry szydzi, gdy wbijając dłonie w biodra Louisa, który wciąż siedzi na jego kolanach.
- Nic nie wiesz o mnie ani o tym, co robiłem z miłości do mojego syna... - Markowi przerywa mroczny śmiech Harry'ego.
- Nazywasz to miłością? Pozwolenie swojemu synowi czuć się nie na miejscu i niechcianm - nawet niedocenianym we własnym domu. Nie tak wygląda kochanie kogoś. Rozumiem, że twoja rodzina jest mocno w mediach, ale Louis jest uosobieniem doskonałości. Jest wszystkim, co dobre na świecie i nie tylko. I odkąd go znam, upewniłem się, że wie, jaki jest doskonały i jaki jest silny, i radził sobie doskonale. Nie musiałem robić z niego kaleki tak jak ty. "
Twarz Marka jest teraz czerwona, Harry rzuca mu wyzwanie. Louis oczekuje od swojej mamy cichej pomocy, wie, że to się nie skończy dobrze. Jego mama ma wyrzuty sumienia na twarzy. Mimo że Harry rozmawia z Markiem, wydaje się, że trafia to także do niej.
- Słuchaj, tato, myślę, że to dobry pomysł, jeśli pójdę z Harrym. - Louis sugeruje z wahaniem. To nie jego bajka. Obaj są tak uparci, że to nie może się dobrze skończyć. - Mam na myśli, że wiem, że chcesz, żebym został dłużej, ale jest tyle napięcia, że wszystkim nam się przyda trochę przestrzeni, nie?
Szczerze mówiąc, Louis czuje się mały. Czuje się zdezorientowany, ponieważ wszystko, co stwierdził Harry, jest prawdą. Jego ojciec uważał, że traktował tak Louisa, ponieważ chciał przyspożyć mu twardej skóry. Ale to jedynie oznacza, że myśli, że coś jest  z Louisem nie tak, coś tak zauważalnego, że świat od razu by dostrzegł
Harry tylko i wyłączeni traktował Louisa jak księcia, zawsze twierdził, że jest idealny, że jest jego wyjątkowym chłopcem i Louis czuje się przez niego kochany. Nie czuje się tak, jakby musiał próbować zadowolić Harry'ego, tak jak to ma miejsce w przypadku jego własnej rodziny; a teraz, gdy Louis myśli, że to może z Harrym Louis może być sobą.
Kiedy się śmieje, stara się być nieudolnie seksowny, ale wciąż wyglądając uroczo,  kiedy spotyka się z Zaynem i Liamem lub pije z Nialem. Może to tym wszystkim jest Louis. Kiedy ogląda Netflixa ze Stanem, a nawet gra w golfa z Joshem. Co najważniejsze, może właśnie wtedy kiedy przytula się po nocy seksu z Harrym i czuje się całkowicie i nieodwołalnie kochany i spokojny.
- Słuchaj synu, nie chcę, żebyś szedł, po prostu nie rozumiem, dlaczego nie widzisz, jak on manipuluje tobą z powodu jakiejś chorej zemsty. Prawdopodobnie chce tylko zepsuć twoją niewinność, jesteś taki czysty i wyjątkowy, a on chce utworzyć między nami podział, tak jak robi to teraz. - Mark próbuje uspokoić głos.
- W nocy, kiedy się poznaliśmy, przyciągneła mnie niewinność Louisa i obiecałem mu, że go zrujnuję, ale nie tak, jak zakładasz. Wszystko czego chcę dla Louisa to żeby był szczęśliwy i znalazł siebie, kimkolwiek chce być, ponieważ wiem, że zrobi w życiu wspaniałe rzeczy. To świetna osoba. Szkoda, że chcesz go przeobrazić w coś, czym on nie jest, zamiast kochać go tak, jak powinieneś. - Zanim ktokolwiek może coś zrobić, Mark wyciąga rękę i uderza Harry'ego prosto w twarz.
To prawie komiczne, jak Louis odwraca się na kolanach Harry'ego, aby owinąć swoje ciało wokół niego, próbując przyszpilić mężczyznę między swoim ciałem, krzesłem i stołem za jego plecami. Ale Harry już nie jest obecny, odpływa i to szybko. Louis wie, że gdyby nie to, że był na jego kolanach, rozpraszając go z „spokojnie kochanie", „proszę nie rób tego", „Kocham cię" do jego ucha, Harry już by zniknął.
- Mark?? - Jay sapie głośno, przepraszając obficie Harry'ego.
- Wszystko dobrze Jay, nawet nie bolało - Harry patrzy na nią. - Poza tym przesadziłem, wykazując brak szacunku w jego własnym domu. - próbuje uspokoić kobietę, wciąż mając uśmiech na twarzy; ale Louis jest w stanie przejrzeć przez ten uśmiech i po ciemnych oczach Harry'ego wie, że nie ma w nim ani krzty zrozumienia.  
- Chodź Harry, chodźmy, mama wyśle moją walizkę do mieszkania w Londynie. Myślę, że już czas już. - Louis odpowiada, próbując namówić Harry'ego, aby wstał razem z nim.
- Louis, nie chciałem go uderzyć. Byłem po prostu zły, nie odchodź, zbliżaliśmy się do siebie, zanim on tu przyjechał. - I to prawda, zanim Harry przybył, Louis był szczęśliwy i czuł się kochany przez swojego ojca. Jednak on właśnie uderzył Harry'ego i Louis zdaje sobie sprawę, że to strona jego ojca, której nigdy wcześniej nie widział. Uświadamia sobie również, że chce teraz uchronić Harry'ego bardziej, niż chce pogodzić się z ojcem, ponieważ to, co powiedział jego chłopak, jest prawdą. Jego ojciec ciągle rani Louisa, twierdząc, że to z miłości; ale to nie jest miłość, to przemoc.
- Wiem to tato i wiem też, że nie chciałeś go skrzywdzić, że byłeś zły. Rozumiem, ale... Chcę po prostu pojechać, okej? Obiecuję odwiedzić was wkrótce, dobrze? Obiecuję też, że w przyszłym semestrze wybiorę kursy biznesowe. - Mark chrząka swoją dezaprobatę, ale wciąż zmusza go zbolały uśmeich i ściska syna wraz z Jay. Mężczyzna patrzy również, jak Louis i Harry odchodzą ręka w rękę.
Zanim Harry wychodzi z Louisem za drzwi, odwraca się do Marka i szepcze mu do ucha...
- Mówiłem, że on jest mój – i następnie z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy chwyta dłoń Louisa, wsiada do wynajętego samochodu i wybiera numer Liama, mówiąc mu, że jest gotowy do drogi, ponieważ teraz ma swojego Louisa tam, gdzie   jego miejsce.
Później tej nocy, gdy Mark wybija dziurę w ścianie salonu i krzyczy okrutne rzeczy bogom, Louis jest przytulany przez opiekuńczego Harry'ego. Tego sam Harry'ego, który jest zajęty szeptaniem niejasnych słów w jego kark.
- Hazza Nie słyszę, co mówisz - Louis mówi cicho, odwracając się, więc jest twarzą w twarz ze swoją miłością.
- Powiedziałem, że muszę się do czegoś przyznać. - Harry czeka, aż Louis przytaknie, aby kontynuować rozmowę. - W dniu, w którym wyjechałeś do domu, zadzwoniłem do twojego ojca i kazałem mu dokonać wyboru. Powiedziałem, że ma cię przekonać, abyś wrócił do domu w ciągu trzech dni albo będzie miał do czynienia z konsekwencjami ... -  przestaje mówić, aby Louis mógł przetworzyć tę informację. Oddech Louisa się urywa, ale wciąż czeka, aż Harry będzie kontynuował. - Po trzech dniach nie wróciłeś, więc przyleciałem do Doncaster, by cię zabrać. Chciałem nawet zostać tyle ile chciałeś, żeby się upewnić, ��e jesteś bezpieczny. -  przyznaje. - Jestem szczery, kiedy mówię, że nie ufam twojemu ojcu, a on nie ufa mi, a ty ufasz nam obojgu. Rozumiem. Ale po prostu nie chcę, żeby on wpłynął na ciebie tak, że zrobisz coś, czego później będziesz żałować. Widzę, że to by cię nie uszczęśliwiło i dlatego to zrobiłem. Nie byłem pewien, jak zareaguje, dlatego poprosiłem Liama, żeby ze mną pojechał. - Harry wie, że Louis rozumie, co miał na myśli, mówiąc, że poprosił Liama, by dołączył.
Louis milczy przez chwilę, ale nie uciekł, więc Harry uważa to za zwycięstwo.
- Zrobiłbyś coś mojemu ojcu? - Louis pyta, chociaż już zna odpowiedź.
- Jeśli by cię skrzywdził, to tak. Właśnie dlatego zabrałem Liama ze sobą.
Louis kiwa głową i wzdycha w pierś Harry'ego.  
- Dziękuję za szczerość, naprawdę cię kocham, ale nawet jeśli mnie skrzywdzi, proszę nie zabijaj go Harry, ani po prostu nic mu nie rób - Louis błaga. - Nie wiem czy byłbym w stanie ci to wybaczyć. Być może teraz tego nie widzisz, ale to, co właśnie zrobiłeś, było tak samo manipulujące, jak to, o co oskarżasz mojego ojca. - Louis stwierdza, a następnie szybko całuje Harry'ego, zanim wstaje z łóżka i kieruje się do drzwi sypialni.
- Obiecuję. - Harry szepcze, gdy Louis dociera do drzwi. Louis chce przede wszystkim, aby Harry dotrzymał obietnicy.
- Jest już następny dzień i ojciec Louisa dzwoni, aby poinformować go, że jest rozczarowany swoim synem za wybranie jakiegoś chłopaka zamias swojej rodziny. Jego mama informuje go, że uwielbia Harry'ego i że tak bardzo przeprasza za to, że jest tak okropną mamą. Daje Louisowi znać, że spędzi resztę życia, wynagradzając mu to.
Daje też Louisowi do zrozumienia, że wkrótce wszystko wróci do normy i by nie porzucał nadziei ani nie się nie zniechęcał. Louis uśmiecha się do siebie, słysząc jej słowa - przynajmniej jego mama jest za niego szczęśliwa i to na razie wystarczy.
Louis decyduje w tej chwili, że nie będzie już żył, aby uszczęśliwiać innych, ale za to stawia siebie na pierwszym miejscu. Tylko z tego powodu idzie do Zayna i prosi go o kolejny tatuaż. Tym razem Harry idzie z nim i trzyma go za rękę, gdy robi sobie tatuaż „It Is What It Is" na środku swojej piersi. To nowy początek dla Louisa, nowy początek w odkrywaniu, kim naprawdę jest i uszczęśliwianiu siebie samego.  
A jeśli później tej nocy upije się w klubie i pozwoli Harry'emu pieprzyć go do nieprzytomności raz w taksówce i dwa razy w łóżku, to właśnie tym Louis chce być. Nawet pozwala Liamowi wyciągnąć się z łóżka o świcie, następnego dnia rano, żeby zdążył na zajęcia. Pozwala Harry'emu odebrać go z uniwerka i czeka w biurze Harry'ego, odrabiając lekcje.
Kiedy Louis zasypia, Harry pochyla się i szepcze mu do ucha. - Lou, myślę, że nadszedł czas, abyś nauczył się prowadzić mój biznes...
To zdanie Louis słyszał całe swoje życie i za każdym razem, gdy jego ojciec lub mama wypowiadała te słowa, odpowiadał stanowczym „nie". Jednak z jakiegoś powodu, gdy patrzy w błagalne oczy Harry'ego, nie może powstrzymać się od wypowiedzenia jednego słowa
- Okej
________ Rozdział 10 ✈
7 notes · View notes
virginia92 · 4 years
Text
Things We Lost in The Fire II - rozdział osiemnasty
Tumblr media
Od Autora: To już przedostatni rozdział :) 
Wydawało się, że czas stanął w miejscu, gdy znajdowali się w swoich ramionach. Nagle zegar zatrzymał się, a może po prostu oni przestali się w niego wpatrywać. Teraz chcieli, by wszystko zwolniło, ponieważ obecna chwila była tą idealną i upragnioną. Louis potrafił tylko wpatrywać się w Harry’ego, który karmił dzieci i traktował je z taką delikatnością, jakiej oczekiwał po nim od dnia narodzin chłopców. Styles był idealnym rodzicem, szatyn nigdy, nawet w najtrudniejszych momentach nie zaczął w to wątpić. Jeżeli ktoś posiadał instynkt ojcowski, to właśnie Harry. Gdyby mógł, przestałby mrugać, byleby tylko nie przegapić jakiegoś ważnego momentu. Całe szczęście miał przy sobie telefon i dokumentował wszystkie momenty krok po kroku. Wiedział, że brunet miał rację, mówiąc, że stracili tak wiele czasu i ważnych momentów, ale niestety nie cofną już tego, co się wydarzyło. Nadal czekało ich tyle niezwykłych chwil i teraz, gdy nareszcie wybaczyli sobie przeszłość i błędy, które popełnili, mogli być prawdziwie wolni i szczęśliwi. Gdyby mógł zadecydować, zatrzymałby ich w tej bańce spokoju i radości, ale życie toczyło się za drzwiami tego pokoju i czas pędził nieubłaganie do przodu. Jeden rzut oka na zegar uświadomił mu, ile godzin minęło i jak późno jest. Nic więc dziwnego, że nawet niezmordowany Kieran przysypiał w ramionach Harry’ego, a drobniejszy i spokojniejszy od swojego brata Tristan, spał już smacznie otoczony poduszkami obok loczka.
– Czuję się, jakbym całe życie czekał na tę chwilę, wiesz? Na trzymanie ich, kołysanie do snu, bycie obok – wyszeptał drżącym głosem brunet, wpatrując się w maleńkiego chłopca, ufnie zasypiającego w jego ramionach.
– To niesamowite prawda? Nagle dokładnie wiesz, co robić, czego potrzebują, co jest dla nich dobre, tak jakby to była twoja życiowa rola, ta najważniejsza. Chociaż przyznam szczerze, że na początku byłem przerażony, bałem się, że coś im zrobię, a pierwsza kąpiel była koszmarem. Nie poradziłbym sobie bez pomocy twojej mamy. Zresztą nie ogarnąłbym tego bez Nialla, Gemmy, Liama, oni wszyscy są naszymi bohaterami – uśmiechał się, mówiąc te słowa. Taka była prawda, nie miał zamiaru udawać niezwyciężonego, zbyt dobrze pamiętał swój płacz w nocy, gdy chłopcy płakali, a on w żaden sposób nie potrafił ich uspokoić. Rodzicielstwo to nie była najłatwiejsza sprawa, ale z pomocą bliskich osób podołał zadaniu.
– Przepraszam – Harry nie odważył się powiedzieć tego głośniej, wydawało się, ze skurczył się w sobie ze wstydu i smutku, który zaczął odczuwać po słowach Louisa.
– Nie musisz przepraszać Hazz, nie dlatego to powiedziałem. Ustaliliśmy już, że nie wracamy do tego, co było prawda? Po prostu chcę, żebyś wiedział, jak bardzo jestem wdzięczny twojej rodzinie, która była niezastąpiona w ciągu tych pierwszych tygodni – podszedł do chłopaka i ostrożnie przeczesał dłonią jego odrastające włosy, które zaczęły się kręcić i przypominać loczki z pierwszych lat ich znajomości. – Połóżmy ich do łóżeczka dobrze? Myślę, że powinniśmy coś zjeść i odpocząć – ostrożnie podniósł Tristana i położył go na materacu, licząc na to, że chłopiec nie obudzi się i nie zacznie płakać. Odetchnął z ulgą, gdy malec mruknął coś pod nosem i szczęśliwie spał dalej. Po chwili dołączył do niego brat, a ich drobne ciała zostały okryte.
– Nie chcę ich zostawiać – mruknął Harry, wpatrując się w nich nieprzerwanie.
– Skarbie musimy coś zjeść, jest już późno. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń, czas na odpoczynek. Oni będą teraz spać przez kilka godzin, jeżeli się nam poszczęści. Uwierz mi, jeszcze będziesz miał dość nocnych pobudek – zapewnił go z uśmiechem, ale zamarł widząc smutek na twarzy Stylesa. – Co się stało? Powiedziałem coś nie tak?
– Słyszałem, jak wstawałeś każdej nocy, ich płacz był … był tak głośny. Nie potrafiłem zasnąć, dopóki się nie uspokoili i tyle razy … tyle razy chciałem do was pójść, ale nie mogłem się przemóc – wydusił, mówiąc każde słowo z trudem i bólem na twarzy.
– Nie przejmuj się tym, poradziliśmy sobie i będziemy starali się być jak najlepszymi rodzicami jasne? A teraz chodź – chwycił go za dłoń i pociągnął w stronę schodów.
Liczył, że zostali w domu sami, ale odgłosy rozmowy dobiegające z salonu zwiastowały coś zupełnie innego. Nie był z tego powodu zadowolony. Zamarł i zatrzymał się w miejscu, gdy tylko przekroczyli próg kuchni. W pomieszczeniu znajdowali się ich najbliżsi. Kochał ich, ale teraz marzył tylko o chwili ciszy i spokoju, a groźna mina Anne zapowiadała coś nieprzyjemnego.
– Harry – kobieta podeszła do syna i objęła go mocno. Widać było, jak cieszy się z widoku chłopaka, który się uśmiecha, ale coś w jej postawie mówiło Louisowi, że zaraz wydarzy się coś nieprzyjemnego. – Tak bardzo za tobą tęskniliśmy – wyszeptała, a po chwili odepchnęła syna, patrząc na niego ze złością. – Nawet sobie nie wyobrażasz, co my tu wszyscy przeżywaliśmy. Zachowałeś się nieodpowiedzialnie i egoistycznie i chyba nigdy nie myślałam, że zrobisz coś takiego. Nie myśl, że nie zmuszę cię do wyjaśnienia wszystkiego, nie tak cię wychowałam Harry.
– Anne – Louis wtrącił się, gdy kobieta po raz kolejny otwierała usta, by zacząć obrzucać syna wyrzutami. – Daj spokój.
– Nie przerywaj mi Louis, nie myśl, że zapomniałam, ile masz za uszami, więc lepiej mnie nie prowokuj – warknęła w jego stronę, obrzucając go ostrym spojrzeniem.
– Mamo – zaczął cicho Harry, kuląc się w sobie ze wstydu. – Nie krzycz na niego.
– Jesteś ostatnią osobą, która może mnie pouczać Harry. Byliśmy przerażeni i załamani, nie wiedzieliśmy, co się dzieje, a dzieci ciągle płakały i potrzebowały twojej uwagi. Powinieneś z nami porozmawiać. Cokolwiek się działo, jakkolwiek się czułeś, mogłeś nam powiedzieć i razem byśmy sobie poradzili. Nie porzuca się swojej rodziny.
– Anne przestań – szatyn po raz kolejny postanowił zabrać głos. Nie mógł patrzeć na skulonego chłopaka, który przecież jeszcze chwilę temu był szczęśliwy. Nie rozumiał, dlaczego nikt się nie odezwał, dlaczego tylko on bronił Stylesa, dlaczego Gemma wpatrywała się w brata bez słowa i zachowywała się, jakby popierała swoją matkę, dlaczego Niall milczał, przecież to on był obrońca zielonookiego. – To nie jest czas na takie wrzaski, daj mu teraz spokój.
– Nie rozkazuj mi – Anne podeszła do syna i po raz kolejny zgarnęła go w swoje ramiona. – Kochamy cię Harry, jesteś moim synkiem i nigdy nie przestanę cię kochać, ale przeraziłeś nas i potwornie wkurzyłeś, więc ta rozmowa będzie kontynuowana, chociaż może nie teraz. Twój obrońca ma rację, tak bardzo się cieszę, że jesteś z nami kochanie, tęskniliśmy za tobą – wyszeptała, przytulając go mocno.
– Czy każdy Styles jest rozchwiany emocjonalnie? – pytanie Nialla wywołało szereg zupełnie różnych reakcji. Gemma uderzyła go w głowę, Anne prychnęła, a Harry roześmiał się cicho, wywołując tym uśmiech na twarzy Louisa. – Tylko zapytałem – wzruszył ramionami, obejmując żartobliwie Gemmę, która chciała go odepchnąć, ale po chwili skapitulowała.
– Nie rób nam tego więcej głupolu – powiedziała dziewczyna, przyglądając się bratu, który ufnie wtulał się w matkę, cały czas obserwując Tomlinsona.
– Nie mam tego w planach – zażartował w odpowiedzi, a Anne jeszcze bardziej wzmocniła swój uścisk. – Mamo myślę, że mnie dusisz.
– Czy możemy coś zjeść? Nie jadłem przez pół dnia, umieram z głodu – Lou postanowił przerwać tę czułą rodzinną sesję przytulania i wrzeszczenia na siebie na zmianę. – Chcę coś zjeść, póki maluchy śpią.
– Stary, teraz to Harry będzie wstawał do nich przez całe noce, nareszcie się wyśpisz – Niall odsunął się od Gemmy i pomaszerował za Lou prosto do kuchni. – To musi napawać cię radością.
– Cóż stary, a ty nie będziesz miał już pretekstu do spotkań z Gemmą, to musi napawać się smutkiem – zironizował z uśmieszkiem na twarzy. Zadowolony zaobserwował zaskoczenie na twarzy Horana.
– Cóż jakoś sobie poradzę, w końcu jesteśmy rodzicami chrzestnymi – wzruszył ramionami, najwyraźniej będąc dumnym ze swojej odpowiedzi. Biedny zapomniał, że to Louis ma zawsze ostatnie zdanie.
– Tylko nie wczuwajcie się za bardzo w to rodzicielstwo, jak na razie rodzinie Styles wystarczy dzieci – zdążył się odsunąć, nim pięść Nialla zderzyła się z jego ramieniem.
– Nie wygaduj takich bzdur przy Gemmie – wyszeptał zarumieniony chłopak. – Ogarnij się Tomlinson.
– Ona jeszcze nic nie wie? – grzebał w lodówce w poszukiwaniu czegoś smacznego, był przekonany, że zostało coś z wczorajszego obiadu, który zamówił.
– Małe kroczki Louis, małe kroczki, więc się nie wtrącaj i absolutnie nie mów nic Harry’emu. Wiesz, że on nie jest za grosz subtelny – zagroził Niall, obserwując czujnie szatyna, który skrzywił się, słysząc te słowa.
– Cóż jakby ci to powiedzieć? – postarał się o przepraszającą minę i skruszony wyraz twarzy – Harry już wie – po tych słowach zapomniał o jedzeniu i ruszył biegiem do salonu. Cieszył się, że kuchenna wyspa oddzielała go od Horana. Przed jego złością mogły go uchronić tylko dzieci w ramionach.
***
Harry leżał, wpatrując się w sufit. Było już późno, wygonili wszystkich do domów, a kiedy w końcu zapanowała upragniona cisza, postanowili położyć się spać. Ten dzień obfitował w emocje i byli wykończeni. Nie marzył o niczym innym, jak spokojny, odżywczy sen, który uspokoi go i pozwoli uwierzyć, że od teraz wszystko będzie w porządku. Louis pozwolił mu zająć swoją sypialnię, tę w której znajdowało się łóżeczko chłopców. Harry nie potrafił powiedzieć, jak bardzo był mu wdzięczny za tę propozycję. Nie poprosiłby o możliwość zostania na noc z Kieranem i Tristanem, ale bardzo tego chciał. Teraz, kiedy wreszcie mógł odsapnąć, jego oczy uparcie pozostawały otwarte, a sen nie nadchodził. Zbyt wiele myśli kłębiło się w jego głowie, rozmyślał o swojej mamie, która nakrzyczała na niego i była pełna żalu, nie dziwił się jej wcale. Sam był na siebie wściekły, ale rozmowy z Lou i rodziną pomogły mu trochę. Czuł się lepiej i zaczynał wierzyć, że nie zostanie sam, a Louis naprawdę coś do niego czuję, nie jest tylko zastępstwem za Eleanor i nie chodzi tu tylko o dzieci.
Słyszał ciche oddechy chłopców i ten dźwięk uspokajał go i wyciszał. Nie wiedział, jak mógł przeżyć tyle dni i tygodni bez nich. Był idiotą, nikt nie musiał mu tego mówić, był świadomy swojej głupoty. Obrócił się na prawy bok, wpatrując się w łóżeczko stojące nieopodal. To było słodkie, że maluszki spały razem. Z tego co mówił Louis, ku zaskoczeniu wszystkich dzieci działały na siebie uspokajająco i pragnęły swojej bliskości i obecności. Jednak szatyn mówił, że już niedługo trzeba będzie przynieść z piwnicy dwa łóżeczka, które kupili i pozwolić chłopcom spać oddzielnie. To wszystko było szalone, a myśl o prawdziwym rodzicielstwie trochę go przerażała. Nie chciał być beznadziejnym ojcem, ale czuł, że przy Louisie wypadnie dość słabo. Nie miał żadnej wprawy i umiejętności.
Jeden z chłopców jakby wyczuwając jego obawy zaczął kręcić się w łóżeczku, po czym rozpłakał się głośno, sprawiając, że Harry poderwał się nerwowo ze swojego miejsca. Pospiesznie podszedł bliżej i zauważył, że Kieran wymachuje swoimi małymi rączkami, a jego buzia wykrzywia się w niezadowoleniu. To był pierwszy raz, gdy był całkowicie sam z dziećmi i musiał zareagować. Czuł, że panikuje i nie ma pojęcia, co robić. Ostrożnie uniósł chłopca i ułożył sobie w ramionach, kołysząc go powoli. Niestety nic nie pomagało i czuł, że za chwilę rozpłacze się i sam będzie szlochał jak małe dziecko. Jedyne co przychodziło mu do głowy to Louis, Louis będzie wiedział, co zrobić. Zerknął na Tristana i gdy tylko zobaczył, że ten śpi spokojnie i ignoruje płacz brata, postanowił pójść do swojej sypialni, którą teraz zajmował szatyn. Nie pukał do drzwi, po prostu otworzył je i szybko wszedł do środka. Kiedy tylko przekroczył próg, Lou obudził się, tak jakby cały czas czuwał w gotowości do pomocy i działania.
– Co się stało? – wymamrotał śpiąco mężczyzna, patrząc to na niego to na dziecko, które nadal płakało.
– On nagle zaczął płakać i nie mam pojęcia, co robić Lou. Jestem beznadziejnym ojcem, potrafiłem obchodzić się z obcymi niemowlakami, a nie wiem, jak zadbać o swoje dziecko – mówił ze złością i rozpaczą, które mieszały się, tworząc całkowity chaos.
– Nie wygaduj głupot – szatyn wstał i kontrolnie zerknął na Kierana, który wrzeszczał w niebogłosy. – Dobra kolego, dlaczego jesteś taki niezadowolony, skoro trzyma cię twój tatuś? – powiedział spokojnie, uśmiechając się do chłopca, który nadal wyglądał, jakby chciał uderzyć swoich ojców i zmusić ich do działania.
– Nie dam rady Lou, jestem najgorszym ojcem na świecie – wydukał, nawet nie powstrzymując łez, które spływały po policzkach.
– Bzdura – Louis prychnął, cały czas się uśmiechając. – Jesteś świetny, musisz tylko przyzwyczaić się do dzieci, a szczególnie do Kierana, który jest małym terrorystą i uwielbia stresować ludzi, prawda mały? – zagruchał do chłopca, który kwilił cicho, wymęczony płaczem. – A teraz chodźmy przebrać tego łobuza, później nakarmimy go i zobaczysz, że zaśnie szybciej, niż mógłbyś się spodziewać.
Pół godziny później okazało się, że Louis miał rację, Kieran spał zadowolony, a Harry wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. Chłopiec wydawał się spokojny i szczęśliwy, nie brakowało mu niczego. Jego brat przez ten czas nie obudził się nawet na moment, ale akurat to nie cieszyło szatyna, który stwierdził, że pewnie Tristan zrobi im pobudkę w ciągu najbliższej godziny.
– Przepraszam, że cię obudziłem – wyszeptał, siadając na łóżku z markotną miną.
– Daj spokój Hazz, nie przepraszaj za coś takiego. To normalne, że troszkę spanikowałeś, jestem pewien, że gdyby obudził się Tris, to poradziłbyś sobie świetnie. Zresztą wprawisz się, zobaczysz, potrzebujesz tylko trochę czasu. To całkowicie normalne – Louis musnął ustami jego czoło i chciał odsunąć się, wyjść z pokoju i zasnąć chociaż na pół godziny, nim będzie musiał ponownie wstać, ale zatrzymały go ramiona Harry’ego oplatające go w pasie. – Co się dzieje? – nie był przyzwyczajony do czułości ze strony loczka. Tęsknił za tym, ale wiedział, że na wszystko przyjdzie czas. Cieszył się z tego, co miał.
– Możesz ze mną zostać? Zostać z nami? Nie chcę być sam – wymamrotał, unikając wzroku szarych tęczówek, które w przytłumionym świetle lampki nocnej utraciły cały swój błękit. – Jeżeli nie chcesz, to nie ma sprawy.
– Zostanę z przyjemnością – powiedział szybko, uśmiechając się jak szaleniec. – Mam zająć fotel, czy … – urwał, zerkając na swoje łóżko, teraz zajmowane przez bruneta, który odchylił kołdrę w zapraszającym geście. Zajął miejsce obok loczka, układając się wygodniej na tak znajomym materacu.
– Nie zasnę teraz – wymamrotał Styles, obracając się w stronę Louisa. – Czy możemy porozmawiać?
– Pewnie – uśmiechnął się zachęcająco do chłopaka i odważył się spleść ich dłonie leżące pomiędzy nimi na kołdrze.
– Nie mogę znieść tego, ile mnie minęło, przegapiłem tyle ważnych momentów, które już nigdy nie wrócą – wcale nie chodziło o to, że nie może spać, po prostu musiał w końcu powiedzieć to wszystko, co dusiło go w piersiach i nie pozwalało normalnie funkcjonować. Bał się, że nie nadrobi tego straconego czasu, nigdy nie zrekompensuje dzieciom tego, że je porzucił.
– Nie mów tak, nie chcę, żebyś tak myślał – szatyn zacieśnił uścisk na dłoni młodszego. – To prawda, że nie było cię, gdy chłopcy uśmiechnęli się po raz pierwszy, zwymiotowali na Nialla, albo gdy Gemma przebierała po raz pierwszy Tristana, a on ją obsiusiał, ale będą jeszcze setki takich momentów, wiesz? – patrzył w załzawione tęczówki Harry’ego, spajającego z jego ust każde pojedyncze słowo, które mogło choć w maleńkim stopniu przybliżyć go do tamtych zabawnych i słodkich wspomnień.
– Tristan załatwił swoje potrzeby, gdy Gemms go przebierała? – zachichotał cicho, nie chcąc obudzić śpiących maluszków.
– Dokładnie tak, żałuję, że nie mogłem nagrać reakcji twojej siostry, piszczała jak szalona, a Niall tarzał się po podłodze ze śmiechu – wyjaśnił z uśmiechem. – Cóż to były szalone chwile, ale jestem pewien, że czeka nas jeszcze cała masa wariactw. Znasz nas, nigdy nie byliśmy do końca normalni prawda? A Niall i Gemma są całkowicie … całkowicie pokręceni – użyłby innych określeń, ale to był ich przyjaciel i siostra faceta, w którym był zakochany, wolał uważać na słowa.  
–A Liam i Lottie? Jak oni sobie radzą? – dopytał z zainteresowaniem Harry. Naprawdę ciekawiło go to wszystko. Żył obok nich przez tygodnie i choć starał się obserwować wszystko,  co działo się w domu, to jednak często wychodził, nie mogąc znieść płaczu dzieci i spojrzenia Louisa, w którym zaklęte były wszystkie smutki tego świata.
– Wiesz, jaki jest Liam, stara się być idealnym ojcem chrzestnym dla Kierana, ale to nie jest łatwa sprawa, gdy wszyscy jesteśmy przekonani, że wyrośnie z niego niezły rozrabiaka. Coś czuję, że źle dobraliśmy chrzestnych. A Lottie nie odwiedza nas ostatnio zbyt często. To wszystko przez moją matkę, ale nie rozmawiajmy teraz o niej. To temat na inny dzień.
– Nie chcę, żebyś ignorował swoją rodzinę – poprosił po chwili ciszy, w której analizował wszystko, co usłyszał od szatyna.
– Nie będę, po prostu mama musi ogarnąć kilka rzeczy w swojej głowie i kiedy to zrobi, mam zamiar z nią szczerze porozmawiać – taka była prawda, nie chciał trzymać urazy, kochał ich wszystkich, chciał, by jego dzieci znały swoją babcię. – Ale nie rozmawiajmy o tym.
– Zgoda, więc chcesz mi powiedzieć, że Niall i Gemma się umawiają? – nastrój zmienił się w ciągu kilku sekund, gdy tylko zaczęli rozmawiać o tej dwójce.
– Cóż mój drogi, jeszcze nie, sprawy są trochę bardziej skomplikowane. Niall mówi coś o małych krokach, cokolwiek to znaczy, ale …
– Czym my jesteśmy Lou? – brunet przerwał mu w pół zdania, a jego oczy powiększyły się komicznie, jakby tym pytaniem zaskoczył samego siebie i teraz bał się usłyszeć odpowiedź.
– Co masz na myśli? – czoło szatyna zmarszczyło się, gdy w konsternacji przyglądał się młodszemu chłopakowi.
– Jesteśmy parą czy … czy czymś zupełnie innym? – czekał na odpowiedź z sercem bijącym w szaleńczym tempie.
Nie wiedział nawet, czego ma się spodziewać, a Louis milczał. Czuł na sobie jego wzrok, ale ta cisza stawała się coraz bardziej przerażająca, zwiastowała coś złego. Nie myślał, że tak będzie, był naiwny. Chciał się odsunąć, ale w jednej chwili wydarzyło się tak wiele. Louis zawisnął nad nim, opierając się na jednym ramieniu, pogłaskał jego twarz wierzchem dłoni i nie zastanawiając się zbyt długo, połączył ich usta w pocałunku tak czułym i delikatnym, jak nigdy wcześniej. Ich usta dotykały się, a dłonie szatyna błądziły po twarzy Harry’ego, który wzdychał i oddawał każdy najmniejszy gest Tomlinsona. Nie wiedział, co to oznacza, ale pragnął, by ta chwila nigdy się nie kończyła.  
– Tak bardzo cię kocham – wyszeptał Louis prosto w jego rozchylone wargi. – Tęskniłem za tobą każdego dnia.
– Też cię kocham, od pierwszego dnia, gdy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że to będziesz właśnie ty, że będziesz moją miłością – wiedział, że nigdy wcześniej nie mówił tego szatynowi, ale to była prawda. To co czuł w stosunku do niego, zaczęło się dużo wcześniej niż ktokolwiek sądził. – Kocham cię i przepraszam, że tak cię zawiodłem.
– Nigdy mnie nie zawiodłeś skarbie, to ja zrobiłem to zbyt wiele razy i nie wiem, dlaczego postanowiłeś dać mi szansę, ale nie pozwolę ci odejść. Ty i chłopcy jesteście całym moim życiem – pocałował go po raz kolejny, napawając się tym obezwładniającym uczuciem szczęścia. Nareszcie nie musiał bać się odrzucenia, Harry go kochał, odwzajemniał jego uczucia.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – brunet odsunął od siebie Louisa, który skrzywił się niezadowolony. Teraz kiedy w końcu mógł, chciał tylko być obok Stylesa. – Czym jesteśmy Lou?
– Chciałbym, żebyś był moim mężem – powiedział bez ogródek. To co cały czas czaiło się w jego myślach. Harry wybuchnął cichym chichotem, który po chwili zamarł mu na ustach.
– Mówisz poważnie? Boże, ty mówisz poważnie – spanikowany podciągnął się i usiadł, odpychając lekko starszego, który zajął miejsce naprzeciw niego. – Nigdy nie byliśmy nawet parą – wytknął z małym uśmiechem błąkającym się po twarzy.
– Zaczęliśmy wszystko od zupełnie innej strony, wiesz mamy dzieci, więc może zostańmy małżeństwem, a później parą? – zaproponował Louis z błyszczącym spojrzeniem, w którym kryło się tyle radości i miłości do tego chłopaka siedzącego tak blisko niego, do osoby, która pokochała go i zatrzymała to uczucie w sobie nawet wtedy, gdy był najgorszym śmieciem na caluteńkim świecie.
– To oświadczyny? – zażartował, chcąc odsunąć od siebie uczucie nadziei i głupiutkiego szczęścia.
– Jeżeli się zgodzisz, to tak.
– Tak.
Nie wiedział, co właściwie się działo, to było szalone, ale od pierwszego dnia, gdy spotkali się w łazience, gdy byli dopiero o krok od wielkiej sławy, od świata, który miał ich zniszczyć, odebrać im samych siebie, przynieść tyle bólu i cierpienia, od tamtego pamiętnego dnia, gdy wypowiedzieli do siebie te dwa krótkie i pozornie nic nieznaczące słowa, wiedział, że ten chłopiec, a teraz już mężczyzna odmieni jego świat, stanie się całym światem i sprawi, że przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zamkną się w tym jasnym spojrzeniu niosącym ból, miłość i nadzieję. Harry wiedział, że w życiu tak wiele nie zależy od nas, pewne decyzje były podejmowane za kulisami, niektórzy ludzie posiadali władzę, o której inni mogli tylko pomarzyć, a zdrowie, szczęście i kochający ludzie mogli odejść niespodziewanie każdego dnia, więc jeżeli mógł podjąć jedną, jedyną decyzję zupełnie sam, nie zważając na los, przeznaczenie czy rozum, miał zamiar to zrobić. Jeżeli mógł wybrać, by to Louis Tomlinson był jego radością, smutkiem, nadzieją i rozpaczą, to właśnie to robił. Czasami wybór osoby, która złamie nam serce jest tym najważniejszym i on wybierał Louisa teraz i zawsze. Od tamtego przypadkowego dnia na zawsze.
14 notes · View notes
Text
HOMELESS Larry One Shot
Tumblr media
Tytuł: HOMELESS
Autor: @missnothing22shipslarry
Pairing: Larry Stylinson
Ilość słów: 5296
Rodzaj: fluff/smut
Przeczytaj na Wattpad!
Opis: 
Spotkania z fanami, wywoływanie uśmiechu na cudzych twarzach, poznawanie najpiękniejszych miejsc na świecie - trasa koncertowa to spełnienie marzeń każdego artysty. Jednak równocześnie to ciągła podróż, oznaczająca rozłąkę z bliskimi. Czy deklaracje miłości i obietnice przetrwają w konfrontacji z rzeczywistością?
Wszelkie prawa zastrzeżone.
- Harry! Harry! Harry!
Rozentuzjazmowany tłum głośno skandował jego imię. Ostatnia piosenka z setlisty dobiegła końca, co oznaczało również koniec koncertu. Należało pożegnać się i zejść ze sceny, ale Harry zawsze miał problem z tą częścią wystąpień. Mógł stać przed fanami i dziękować im w nieskończoność, a nigdy nie wyraziłoby to nawet ułamka tego, co działo się w jego sercu. Do każdego z nich żywił bezgraniczną miłość i wdzięczność, bo gdyby nie oni, nie byłby tu, gdzie znajdował się w tym momencie. Bez nich nie spełniłby swoich dziecięcych marzeń. Z tego powodu stał na środku sceny, dziękując i wysyłając pocałunki w stronę fanów, którzy na ten gest skandowali jeszcze głośniej.
Po kilku dodatkowych minutach, które nie były przewidziane w czasie koncertu, w końcu musiał się przełamać i odejść ze łzami w oczach za kulisy. Parę chwil później dołączyła do niego reszta zespołu. Na ich twarzach również widniało wzruszenie i po prostu szczere, nieudawane szczęście. Clare ocierała łzę w policzka, gdy pozostali stali bez słowa z szerokimi uśmiechami na twarzach. Nawet Mitch zrzucił swoją maskę człowieka o kamiennej twarzy i jego kąciki ust uniosły się do góry, gdy Sarah spoglądała na niego z czułością. Trudno im było zrozumieć to, jak bardzo ich życie zmieniło się jedynie w ciągu niespełna roku. Harry tak jak zawsze każdemu po kolei podziękował za kolejny wspaniały wieczór, po czym otworzył ramiona do zbiorowego uścisku. Był naprawdę szczęśliwy.
***
Godzinę później był już przebrany z błyszczącego garnituru w odcieniach pudrowego różu i błękitu w wygodną bluzę z kapturem i dopasowane, czarne jeansy. Siedział w tourbusie ze wszystkimi osobami odpowiedzialnymi za jego sukces. Przestrzeń była wypełniona głośnymi rozmowami, wybuchami śmiechu i rodzinną atmosferą. Harry Lambert ze swoim chłopakiem przedrzeźniali się jak zawsze, Sarah, Mitch i Clare wspominali akcję koncertową podczas Sign of the Times, a Lou Teasdale trzymając Lux na kolanach, żartowała z Adamem. Jeff podszedł do Harry'ego i obdarzył go przyjacielskim, pełnym opiekuńczości spojrzeniem.
- Gratuluję kolejnego wspaniałego koncertu!
- Dzięki, Jeff. Zawsze dobrze jest występować w Londynie. Tylko tutaj publiczność daje tak niesamowitą energię - odparł, szeroko się uśmiechając, przez co ujawnił się jego dołeczek na lewym policzku.
- Dzisiaj w końcu masz okazję wyspać się w swoim własnym łóżku. Wykorzystaj to i dobrze odpocznij, bo jutro kolejny koncert! - Jeff pouczająco poklepał go po ramieniu.
- Dobrze, mamo. Jak tylko wrócę do domu, pójdę spać - zażartował Harry, udając dziecięcy głos.
Po tym jak pożegnał się ze wszystkimi, wsiadł do samochodu, który już na niego czekał, by odwieźć go do domu. Uprzejmie przywitał się z dobrze znanym mu kierowcą, który zagadywał go przez całą drogę.
Po kilkudziesięciu minutach był na miejscu. Odetchnął z ulgą, gdy stanął na swojej posesji. Uwielbiał życie w trasie, poznawanie nowych miejsc i ludzi. Dynamika codziennego budzenia się w innym miejscu dostarczała mu energii do działania, ale powrót do swojego domu i własnego łóżka po nocach spędzonych w hotelach zawsze był przyjemny. Żwawym krokiem ruszył w stronę wejścia i zaczął otwierać zamek. Otworzył drzwi i poczuł znajomy zapach owoców leśnych, który był wydzielany przez świeczki porozstawiane na każdym kroku. W uszach wciąż dudniła mu muzyka, gdy melodyjnym głosem zawołał:
- Louis!
Jednak nikt nie odpowiedział. Jego głos odbił się od ścian pustego domu i wrócił do nadawcy. Harry'ego uderzyła kompletna cisza.
Zrzucił torbę z ramienia i stanął w miejscu, lustrując puste pomieszczenie. Wszystkie rzeczy były na swoich miejscach - proste, ciemne meble były w nienaruszonym stanie, na stoliku kawowym leżała płyta The Rolling Stones, która najwyraźniej nie została schowana na miejsce, kiedy ostatni raz był w domu, natomiast na blacie kuchennym znalazł notes z zapiskami Louisa, w którym zawsze zapisuje teksty piosenek, gdy przyjdą mu do głowy w najmniej oczekiwanym momencie.
No właśnie. Mieszkanie wyglądało tak jak zwykle, ale Harry nie był w stanie się w nim odnaleźć. Przestrzeń była pusta, cicha i jakby bez życia. Przyzwyczajony był do przytłumionej muzyki wydobywającej się z głośników magnetofonu oraz głosu Louisa, który zagłuszał melodie. Brunet uśmiechnął się delikatnie, przesuwając opuszkami palców po czarnym notesie z zagiętymi rogami. Po chwili zauważył niewielką karteczkę, która włożona była pomiędzy zapisane strony. Wyjął ją i jego oczom ukazał się stary, odręcznie napisany liścik, mówiący jedynie “Miłego dnia, kochanie.” Harry nic nie mógł poradzić na to, że jego kąciki ust się uniosły, uwydatniając jego dołeczek w policzku. Zawsze miał słabość do takich drobiazgów, a był o tyle szczęśliwy, że Louis uwielbiał poprawiać mu nimi humor. Schował karteczkę z powrotem do notesu i odłożył go w to samo miejsce, gdzie go znalazł. Chwycił za torbę i żwawym krokiem poszedł na górę do sypialni. Jeszcze w drodze do pokoju wyjął telefon z kieszeni i wybrał połączenie do Louisa, więc gdy szybko opadł na ciemnobordową, satynową pościel, już oczekiwał usłyszeć znajomy głos w słuchawce. Jakże stopniowo uśmiech zaczął znikać mu z twarzy, gdy kolejne, jednostajne sygnały wybrzmiewały z głośnika. W końcu zgłosiła się sekretarka, którą Harry od razu odrzucił. Dziwne - pomyślał.
Przypomniał sobie ich dzisiejszą rozmowę o poranku.
- Cześć, kochanie. Jak ci w domu?
- Hm… Dobrze, ale nie za wiele jeszcze tu byłem. Dzisiaj wylądowaliśmy w środku nocy, więc nad ranem od razu poszedłem spać. Teraz się zbieram i zaraz muszę wychodzić, bo jestem umówiony z Jeffem. Potem próby i wieczorem koncert. Więc jak widzisz, nie miałem jeszcze okazji nacieszyć się naszym domem. Ale chciałbym, żebyś ty był tutaj ze mną…
- Hazz, ja też bym chciał mieć cię teraz obok, ale widzieliśmy się tydzień temu.
- Dokładnie 162 godziny temu. Wskazówka zegara zdążyła uderzyć ponad pół miliona razy, a ja wciąż cię nie widziałem. Uważasz, że to niedużo?
W słuchawce zapanowała cisza.
- Lou, jesteś tam?
- Tak, tak. Harry, kochanie, wiesz, że nie mam wpływu na niektóre rzeczy, ale w przyszłym tygodniu już się zobaczymy i wtedy nie wypuszczę cię z moich ramion przez tydzień!
- Mam taką nadzieję…
- Harry, głowa do góry. Musisz mieć dobrą energię, bo fani na ciebie liczą. Porozmawiamy wieczorem, jak wrócisz z koncertu. Obiecuję.
- Już nie mogę się doczekać.
- Hazz, kocham cię. Zawsze o tym pamiętaj.
- Ja też cię kocham, boo. A teraz idź spać, bo wyrwałem cię z łóżka w środku nocy.
- Haha, nic nie szkodzi, kochanie. Możesz do mnie dzwonić kiedy tylko chcesz.
- Dobranoc.
Harry siedział na środku łóżka, gdy otrząsnął się ze wspomnienia dzisiejszej rozmowy. Louis obiecał, że porozmawiają wieczorem. Jak Louis coś obiecuje, to to robi. Czasami z opóźnieniem, ale robi. To, że raz nie odebrał telefonu nic nie znaczy. Mógł nie usłyszeć dzwonka.
Wybrał jego numer po raz drugi, mając nadzieję, że niepotrzebnie panikuje. Jednak sytuacja była taka sama, z tym wyjątkiem, że od razu uruchomiła się sekretarka. To oznaczało, że Louis momentalnie odrzucił połączenie albo wyłączył telefon. Brunet przeczesał włosy palcami i wziął głęboki oddech. Próbował się uspokoić, powtarzając sobie, że Louis jest teraz w studiu, pracuje i może nie mieć czasu na rozmowy. To w stu procentach normalne i nie ma powodu do paniki. Harry podniósł się z łóżka i postanowił wziąć zimny prysznic, by w oczekiwaniu na telefon ochłodzić jego podrażnione nerwy. Strugi wody spływały po jego napiętych mięśniach, a o rozluźnieniu nie było mowy. Nic nie mógł poradzić na to, że nie był w stanie usunąć z jego pamięci tych przejmujących, błękitnych oczu, a na ustach wciąż miał tylko jedno imię.
Gdy wszedł znowu do sypialni, tym razem w samych bokserkach i z wilgotnymi włosami, od razu upewnił się, że nie przegapił żadnego połączenia. Niestety, zegar wskazywał godzinę 1:52, a Louis wciąż do niego nie oddzwonił. Harry nie był w stanie określić, co czuł w tym momencie. Jego obecny stan był mieszanką tęsknoty, rozdrażnienia oraz zmartwienia i nie wiedział, co bardziej przeważało. Powinien był teraz się napawać możliwością spędzenia czasu we własnym domu, powinien był być szczęśliwy, że mógł wypocząć, tymczasem siedział na łóżku i zamartwiał się, co robił Louis. Bo jaki jest sens bycia w domu samemu? To tylko cztery ściany wypełnione zbędnymi przedmiotami, które przyozdabiają pustą przestrzeń. Jednak rzeczy materialne nie zapełnią pustki w sercu. Jeśli nie ma się z kim dzielić tego miejsca, to wtedy staje się bezużyteczne jak świeca bez ognia. Nie da światła ani ciepła. Tak samo zimny, jak niezapalona świeca czuł się teraz Harry. Oddałby ten cały luksusowy apartament wypełniony kosztownościami, by mieć przy sobie tę iskrę, która sprawiła, że w jego życiu zapłonął ogień. By mieć przy sobie Louisa.
Harry nie chciał dać za wygraną, więc położył się na zimnej, satynowej pościeli i podjął kolejną próbę kontaktu. Znowu od razu usłyszał uprzejmy ton sekretarki, ale mimo tego zrobił to po raz kolejny i kolejny… W końcu powoli odłożył telefon, gdy jego oczy się zaszkliły, a na policzku pojawiła się pojedyncza, leniwie spływająca łza.
Porozmawiamy wieczorem, jak wrócisz z koncertu. Obiecuję.
Miał mętlik w głowie. A co jeśli coś mu się stało? Może miał wypadek i dlatego jego numer nie odpowiada? Chyba nie ignoruje go specjalnie? A nawet jeśli, to raczej miałby wytłumaczalny powód? Kolejne pytania napływały do jego umysłu i nie był w stanie nic na to poradzić. Łzy zaczęły wydostawać się na powierzchnię, a razem z nimi ulatniały się skumulowane emocje. Zrezygnowany przykrył się ciemnobordową pościelą i starał się odpędzić wszelkie czarne myśli. Po dłuższej chwili wilgotne strugi zaschły na jego policzkach, a oddech się wyrównał. Wyciszył się oraz uspokoił swoje ciało i na półprzytomnym głosem zaczął cicho nucić
If I could fly I’d be coming right back home to you
Minuty mijały, zabytkowy zegarek stojący na ciemnobrązowej szafce jednostajnie wybijał kolejne sekundy, a na ustach Harry'ego wciąż była ta sama melodia powtarzana po raz drugi, trzeci, czwarty…
***
Nagłe uczucie ciepłych warg przyciśniętych do jego własnych obudziło Harry'ego. Powoli uniósł ociężałe powieki, by ujrzeć migające światło świec odbite w znajomych, błękitnych tęczówkach. W półmroku udało mu się dostrzec zmarszczki wokół oczu, które uśmiechały się do niego w najbardziej szczery sposób.
- Louis…? - wyszeptał zachrypniętym głosem wciąż na granicy snu i jawy.
- Cześć, kochanie - usłyszał w odpowiedzi od sylwetki pochylającej się nad nim.
Harry próbował zorientować się czy to, co widzi nie jest czasem wytworem jego wyobraźni, jednak po tym jak przetarł twarz rękoma, tym samym pozbywając się resztek snu z jego umysłu, momentalnie otworzył szeroko oczy i poczuł nienaturalny przypływ energii.
- Louis to ty!!! - poderwał się, głośno krzycząc z podekscytowaniem.
Od razu zarzucił ramiona na szyję Louisa, który siedział tuż obok niego. Wtulił się w materiał ciepłej bluzy, dzięki czemu mógł wyczuć gwałtowne bicie serca niebieskookiego, który równie dobrze mocno go objął, równocześnie śmiejąc się słodko.
- Co ty tutaj robisz?! - zapytał brunet, ale nie dał możliwości na odpowiedź, bo od razu mocno przycisnął swoje usta do tych Louisa. Ten z takim samym zaangażowaniem oddał pocałunek, wkładając w niego całe swoje uczucia i równocześnie przejeżdżając palcami przez gęste włosy partnera. Kiedy w końcu rozładowali swoje pierwsze, agresywne emocje, Louis zaczął mówić z lekko zmieszanym głosem:
- Wiesz, ta nasza dzisiejsza rozmowa o poranku sprawiła, że… - westchnął ze zrezygnowaniem. - Kiedy powiedziałeś, że liczysz te wszystkie godziny od naszego ostatniego spotkania i tak bardzo chciałbyś spędzić razem ten czas w domu… Nic nie mogę na to poradzić, Harry, ale nie mogę znieść myśli, że siedzisz sam w domu i prawdopodobnie chodzisz od ściany do ściany ze łzami w oczach. A znam cię bardzo dobrze i wiem, że nigdy nie powiesz mi wprost, żebym rzucił wszystko i przyjechał do ciebie… więc rzuciłem wszystko i przyjechałem. Do ciebie - zakończył stanowczo, a po tym każdą kosteczkę na dłoniach Harry'ego obdarzył delikatnym pocałunkiem. Zielonooki tymczasem siedział na jego podołku zaskakująco cicho, co trochę zaczynało niepokoić Louisa.
- Kochanie, powiedz coś. Nie cieszysz się, że tu jestem? - zapytał niepewnie, bo spodziewał się innej reakcji.
W odpowiedzi jedynie zobaczył ogromne, zaszklone oczy, które przeszywająco spojrzały na niego, zanim Harry dał upust swoim emocjom i mokre strugi zaczęły płynąć po jego policzkach przy akompaniamencie cichego łkania.
- Harry… Co ci jest? Dlaczego płaczesz? Stało się coś? - Louis szybko starał się załagodzić sytuację i zaczął scałowywać łzy z jego twarzy.
Minęło parę chwil zanim Harry się uspokoił i mógł normalnie złapać oddech, aż w końcu zaczął:
- Rano obiecałeś, że porozmawiamy wieczorem i nie mogłem się tego doczekać, bo bycie samemu tutaj jest takie zimne i obce. Bez ciebie to już nie jest prawdziwy dom. - nowa porcja łez napłynęła mu do oczu - I próbowałem się do ciebie dodzwonić, a ty cały czas nie odbierałeś. Myślałem, że o mnie zapomniałeś, albo co gorsze, coś ci się stało. Ja się przez cały czas zamartwiałem, a ty wtedy leciałeś do mnie przez całe Stany i Atlantyk tylko dlatego, bo było mi smutno… - głos mu się załamał.
Louis słuchał i patrzył na niego czule, bo Harry wyglądał teraz jak zapłakane dziecko. Nie chciał pokazać, że on także był coraz bliższy uronienia łzy.
- Czym sobie zasłużyłem na ciebie, Louis? - dodał po chwili brunet i mocno się przytulił, tym samym zostawiając wilgoć na bluzie kochanka.
Louis starał się utrzymać emocje w ryzach i wziął głowę Harry'ego w swoje ręce, wymuszając tym kontakt wzrokowy.
- Harry, posłuchaj mnie. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Zasługujesz na to, byś był szczęśliwy i byś zawsze czuł się kochany. Ja jestem tutaj, by dać ci to wszystko i nasza praca i związane z nią kontrakty nigdy w tym nie przeszkodzą. Rozumiesz?
Harry wciąż miał zaszklone oczy, ale tym razem na jego twarzy malował się uśmiech. Jego jedyną odpowiedzią był delikatny pocałunek. Jego wargi słodko muskały usta Louisa, jakby były stworzone z jedwabiu. Szatyn nie mógł zaprzeczyć, że taki rodzaj odpowiedzi mu nie przeszkadzał, ale tym razem chciał, by Harry z nim rozmawiał.
- Harry, skłamałbym, gdybym powiedział, że ta odpowiedź mi się nie podoba, ale powiedz mi. Rozumiesz to, co powiedziałem? Będziesz pamiętał, że zawsze jestem cały dla ciebie i tylko ciebie?
- Tak - odpowiedział cichym, ale niezwykle głębokim głosem.
- To dobrze - zostawił całusa na jego czole - I proszę, wystarczy tych łez. Przyjechałem tu, żeby sprawić, że się uśmiechniesz, a nie po to, byś przeze mnie płakał.
Harry zaśmiał się słodko i jeszcze mocniej objął talię Louisa, zabierając trochę jego ciepła. Zamknął oczy, po czym ułożył głowę na wysokości obojczyka szatyna i wdychał jego zapach.
- Jeśli płakać przez ciebie, to tylko ze szczęścia. Wiesz, że jesteś najlepszy?
Louis zachichotał pod nosem i odpowiedział w najbardziej charakterystyczny dla niego sposób:
- Coś już na ten temat słyszałem.
- A nie będziesz miał problemów przez to, że tak nagle wyjechałeś? Miałeś przecież dzisiaj pracować w studiu…
Harry ledwo skończył zdanie, a Louis już miał gotową odpowiedź.
- Hazz, nie ma nic ważniejszego od ciebie, a kilka niespodziewanych dni wolnego chyba nigdy nie sprawiło, że ktoś był niezadowolony. Ale nie mówmy o pracy, bo teraz mamy czas tylko i wyłącznie dla siebie.
Pociągnął Harry'ego, który wciąż był w niego wtulony, w taki sposób, że opadli miękko na poduszki. Louis sięgnął po satynową pościel i przykrył nią zielonookiego aż po szyję.
- Chodźmy spać, bo jest środek nocy, a przypominam, że jutro grasz kolejny koncert! - stanowczo oznajmił przekornym tonem.
Harry wydał z siebie jęk niezadowolenia.
- Nie. Nie chcę spać - odparł, odrzucając od siebie puchowy materiał.
Na twarzy Louisa pojawił się zawadiacki uśmieszek, który mógł jedynie oznaczać to, że przewidział reakcję swojego chłopaka.
- Harry, bądź dobrym chłopcem i chodź grzecznie spać - droczył się i z powrotem okrył ich ciała pościelą.
- Nie. Muszę się tobą nacieszyć - powiedział stanowczo, wydymając wargę.
Louis westchnął i przewrócił oczami, ale jego uniesione kąciki ust zdradzały, że był daleki od zirytowania.
- To co chcesz robić o tej porze?
- Pocałuj mnie.
Błękitnooki uniósł brew do góry.
- Dopiero co cię pocałowałem.
Harry jednak postanowił wziąć sprawy w własne ręce i zaatakował usta szatyna. Dynamicznie, ale równocześnie bardzo delikatnie pracował wargami na tych Louisa, wkładając w to całe swoje uczucie. W bałaganie materiału zaczął szukać dłonią ciała swojego chłopaka, ale dostęp ograniczała mu gruba bluza. Przerwał pocałunek i powiedział przez zęby:
- Nie wiem jakim cudem masz to wszystko jeszcze na sobie. Zdejmij to do cholery.
I podciągnął do góry czarną tkaninę, równocześnie pozbywając się koszulki. Od razu zajął się również spodniami. Wyznaczył ścieżkę delikatnych pocałunków w dół klatki piersiowej i brzucha Louisa, aż dotarł do podbrzusza, gdzie delikatnie przegryzł wrażliwą skórę i pozostawił na niej niewielki ślad. Louis z szeroko otwartymi oczami i przyśpieszonym oddechem obserwował, co robił Harry, aż w końcu odezwał się.
- Hazz, co ty robisz…
Brunet tymczasem zsuwał z nóg błękitnookiego obcisłe, czarne rurki. Gdy w końcu pozbył się zbędnych ubrań, nachylił się nad leżącym pod nim Louisem i po kilkusekundowym kontakcie wzrokowym zaczął pieścić jego szyję i zostawiać na niej ciemnofioletowe ślady.
- Harry, co ty robisz? - znowu zapytał Louis, ale jego głos zdradzał, że wcale nie był tak zadowolony z obrotu spraw, jak być powinien.
- Staram ci się odwdzięczyć za to, że sprawiłeś mi taką niespodziankę - odparł miękkim głosem.
- O nie, nie - stanowczo odpowiedział Louis, przytrzymując Harry'ego w taki sposób, że po chwili on znalazł się na górze, a zielonooki był pomiędzy jego nogami. Złapał mocno za jego nadgarstki i unieruchomił je na wysokości głowy. Harry chyba nie do końca wiedział, co się działo, dlatego zmarszczył brwi w dezorientowaniu.
- Nie podobało ci się…? - zapytał zmieszanym, trochę urażonym tonem.
Na twarzy Louisa pojawił się delikatny uśmiech, bo nigdy nie mógł uwierzyć, że Harry czasami potrafił być tak bardzo niepewny siebie.
- Kochanie, to, co robiłeś było cudowne, ale to ja muszę ci się odwdzięczyć.
- Nie. Nie chcę. Ja chcę ci sprawić przyjemność - Harry wydął wargę jak nieposłuszne dziecko.
- Sprawisz mi przyjemność jak będziesz grzeczny - Louis spojrzał głęboko w szmaragdowe tęczówki, w których odbijały się wciąż migające świeczki, stojące po obu stronach łóżka. Jego ton głosu uległ teraz zmianie. Już nie był przekorny i żartobliwy, a stał się ściszony i głęboki.
Louis wiedział, że z Harrym było inaczej niż z każdym innym. Normalnie był impertynencki, spontaniczny i głośny, natomiast Harry był delikatny jak lekkie płatki róży i na tak samo delikatne traktowanie zasługiwał.
Brunet od razu zareagował na zmianę tonu swojego chłopaka, co sprawiło, że przestał się z nim siłować i poddał się poleceniom.
- Zamknij oczy - wyszeptał Louis, ale Harry wciąż się w niego wpatrywał z pociemniałymi oczami i przyspieszonym oddechem.
- Zamknij - powtórzył bardziej stanowczym, ale wciąż ściszonym głosem.
Powieki chłopaka z lokami w końcu opadły, ukazując długie rzęsy na jego policzkach. Louis nachylił się i każdą z nich spokojnie musnął ustami. Harry'emu zaschło w ustach na ten słodki gest i mimowolnie się uśmiechnął.
- Nic nie mów - dodał Louis, gdy zobaczył, że Harry już miał się odezwać.
By odwieźć go od tego pomysłu, również na jego malinowych ustach zostawił szybkiego całusa.
- Czuj - dodał na koniec, gdy przejechał nosem wzdłuż jego linii żuchwy.
Pieścił ustami jego szyję, a po chwili zaczął ssać i przegryzać wrażliwą skórę. Na uczucie mieszanki aksamitnych warg i szorstkiego zarostu Louisa Harry dostał gęsiej skórki, przez co jeszcze bardziej zaczął się pod nim poruszać i wypuścił cichy jęk.
Louis tymczasem kontynuował swoje zadanie i zaczął schodzić coraz bardziej w dół. Drażnił zębami stwardniały już sutek Harry'ego, dzięki czemu mógł doskonale wyczuć jak szybko pracowało jego serce. Gdy to samo zrobił z drugim, skupił się na tatuażu motyla na jego brzuchu. Wciąż tworzył ścieżkę pocałunków w tej strefie, ale puścił do tej pory kurczowo przytrzymywane ręce Harry'ego i zaczął badać dłońmi wszystkie zagłębienia jego ciała. Brunet cały czas się pod nim wiercił, wydając ciche westchnienia, kiedy powstrzymywał się przed tym, aby nic nie mówić. Zatopił swoje długie, odziane w pierścienie palce we włosy Louisa i masował jego skórę głowy, gdy ten pracował przy jego brzuchu. Louis gdy już był zadowolony z tego, że wszyscy będą mogli zobaczyć, że Harry należy tylko do niego, przeszedł do tuszu zaraz nad linią bokserek, który układał się w liście laurowe. Swoje palce oplótł wokół jego szczupłych ud i już miał zająć się skórą w okolicy kości biodrowej, gdy oczywiście p r z e z p r z y p a d e k zahaczył brodą o widoczną przez bieliznę erekcję Harry'ego. Na ten krótki kontakt chłopak pod nim zasyczał przez zęby i gwałtowanie wyrzucił biodra w górę.
- Louis… - odezwał się po raz pierwszy.
Tomlinson tymczasem wydawał się niewzruszony reakcją Harry'ego i przegryzał jego skórę, kilkakrotnie ocierając się o jego przyrodzenie.
- Louis, proszę… - Harry cicho wycedził, jakby był bliski płaczu.
Szatyn spojrzał w górę i zobaczył, że jego chłopak otworzył oczy, a jego usta wyglądały jak dojrzałe maliny. Krwisto czerwone i spuchnięte od przegryzania. Harry wyglądał na bardzo spragnionego, co sprawiło, że Louis chciał sobie przyznać 10 punktów za wykonane zadanie. Wszystko szło zgodnie z planem.
- Miałeś nic nie mówić i nie patrzeć - upomniał go niezadowolonym głosem, gdy jego twarz znowu znalazła się na tej samej wysokości co Harry'ego.
Harry spuścił wzrok z cichym westchnieniem jako oznaką poddania się, kiedy jego ciało nie było w stanie się uspokoić.
- Louis… Proszę… - błagał, przebiegając paznokciami po udach starszego.
- O co mnie prosisz?
- Czy możesz przejść już do rzeczy? - w końcu zapytał, równocześnie wypychając biodra do góry, by uzyskać trochę tarcia.
Louis nie mógł się powstrzymać i zawadiacki uśmieszek zagościł na jego twarzy. Jego chłopak był tak bardzo zdesperowany.
- Kochanie, nie przeleciałem przez całą Amerykę i Atlantyk tylko po to, by cię wypieprzyć. To byłoby nieprzyzwoite - odpowiedział zadziornie ze świadomością, że doprowadzi to Harry'ego do szału.
I owszem, nie mylił się, bo na to Harry przesadnie przewrócił oczami, po czym zniecierpliwiony odpowiedział:
- Nie wiem od kiedy mamy coś wspólnego z przyzwoitością, ale jeśli zaraz nie przejdziesz do konkretów, ja sam się tym zajmę - szybko powiedział rozdrażnionym głosem, równocześnie przebiegając dłońmi w górę ud Louisa do momentu aż dotarły do jego pośladków, a wtedy wsunął palce za gumkę jego bokserek.
- Panie Styles, jest pan bardzo zachłanny - uśmiechnął się Louis, kiedy Harry pomagał mu pozbyć się jego bielizny.
- Nie wiem jak można nie być zachłannym, kiedy ma się taki skarb tylko dla siebie - Harry odpowiedział bez żadnego zawahania.
Louis po usłyszeniu tych słów zastygł na kilka chwil i spojrzał na Harry'ego z nowym błyskiem w oku. Harry uważał, go za skarb. Louis nic nie mógł na to poradzić, ale łzy zebrały mu się w kącikach oczu, ale miał nadzieję, że jego chłopak tego nie zauważył, kiedy jedynym źródłem światła w pokoju była para świec przy łóżku. Nagle poczuł silną, wewnętrzną potrzebę, by podziękować mu za te słowa, które tak go uderzyły. Szybko chwycił za czarne bokserki Harry'ego i zsunął je wzdłuż jego długich nóg, po czym odrzucił na bok. Gdy w końcu pozbyli się wszelkich tekstylnych granic, które ich dzieliły, Louis z powrotem nachylił się nad brunetem, który leżał otwarty dla niego. Gdy ich biodra wreszcie się spotkały, pozwalając na kontakt wrażliwej skóry na skórze, równocześnie wypuścili głośne westchnienia. Harry oplótł nogi wokół sylwetki Louisa, który położył rękę na jego szyi, masując kciukiem zrobiony wcześniej różowofioletowy ślad. Złączyli usta w otwartym pocałunku, płynnie ocierając się językami. Louis chciał przekazać Harry'emu całą swoją miłość, jaką go obdarowywał, ale nie było takiej miary czasu, która by na to wystarczyła. Miękkie usta Harry'ego były tak bardzo nierealnie słodkie i aksamitne, że nigdy nie zdążyłby się nimi nasycić. Harry z zaangażowaniem oddawał pocałunek, kiedy w tym samym czasie błądził opuszkami palców po alabastrowych plecach Louisa. Zimne pierścienie na jego palcach potęgowały doznania przy rozpalonej skórze i Louis nie chciał, aby Harry kiedykolwiek przestał go dotykać. Mogło upłynąć kilka minut, a może cała wieczność, aż Harry, próbując złapać oddech, wyszeptał milimetry od spragnionych ust Louisa:
- Lou, chcę poczuć cię najbliżej, jak tylko się da.
- Co tylko chcesz, kochanie.
Louis pozwolił sobie jeszcze raz zasmakować ust Harry'ego, po czym w końcu odsunął się i zwrócił się w stronę szafki nocnej. W szufladach zaczął nerwowo szukać niewielkiej buteleczki, ale nie był w stanie jej znaleźć. Harry tymczasem leżał przed nim, spragniony dotyku na swojej palącej skórze i śledził wzrokiem desperackie poczynania szatyna, który zaczął cicho przeklinać pod nosem, gdy do rąk wpadało mu wszystko tylko nie lubrykant. Jedyne, czego Harry teraz pragnął, było rozładowanie budującego napięcia w podbrzuszu, a że widział, że cierpliwość Louisa zmierza ku końcowi, przewrócił oczami, podniósł się i sam sięgnął do nakastlika. Momentalnie odnalazł półprzezroczystą buteleczkę i z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy podał ją Louisowi, który wyglądał na lekko urażonego.
- Proszę bardzo - powiedział Harry z politowaniem, gdy ich palce się zetknęły.
- Co ja bym bez ciebie zrobił - Louis przyznał się do porażki, bo faktem było, że był beznadziejny w organizacji domu w przeciwieństwie do Harry'ego.
Mówiąc to, zostawił buziaka na nagim ramieniu Harry'ego, który klęczał na łóżku tyłem do niego. W końcu chwycił za poduszki i oparł na nich przedramiona, w ten sposób dając Louisowi znać, by zaczął działać. Szatyn widząc, jak bardzo niecierpliwy był Harry, sięgnął po lubrykant i nawilżył nim palce. Podążał w dół, pozostawiając ścieżkę delikatnych pocałunków wzdłuż jego kręgosłupa, kiedy jednym palcem drażnił czułe miejsce Harry'ego.
- Proszę… - desperacko błagał chłopak.
Wtedy Louis włożył jeden palec, na co Harry momentalnie zareagował, ponieważ wszystkie jego mięśnie od razu się napięły. Po paru chwilach przyzwyczaił się do tego uczucia i zaczął powoli się poruszać, prosząc o więcej. Louis stopniowo dodawał kolejne palce, upewniając się, że jego partner nie odczuwał żadnego dyskomfortu. W końcu Harry wydusił:
- Już, już jestem gotowy.
Louis nie był co do tego jeszcze przekonany, ale gdy już chciał zaprotestować, Harry ponowił swoją prośbę:
- Lou, naprawdę jest w porządku. Tak bardzo chcę już cię poczuć…
Louis nie był w stanie nic poradzić, ale nigdy nie mógł się oprzeć słowom swojego chłopaka, dlatego zostawił go na chwilę pustego i jeszcze bardziej spragnionego, gdy sam nakładał żel na swojego penisa. Już miał przejść do tego wyczekiwanego momentu, kiedy Harry powiedział cicho:
- Kochanie, chcę cię widzieć.
- Chodź tu - odpowiedział Louis bez zastanowienia, podnosząc Harry'ego, a gdy już nawiązali kontakt wzrokowy, położył się pod nim, zapraszająco rozkładając ramiona i nogi.
Błysk niepewności przebiegł przez twarz Harry'ego, gdy zorientował się, co miał na myśli jego chłopak.
- Jesteś pewny, że chcesz w ten sposób? - zawahał się - Możemy zrobić tak, byś był na górze jak zwykle…
Louis głośno westchnął, bo był tak bardzo pobudzony, że chciał w końcu przejść do rzeczy.
- Chcę widzieć twoją piękną twarz, kiedy będziesz się zatracał i w porównaniu do tego widoku, to czy będę na górze czy na dole naprawdę mnie nie interesuje. Chodź tu do cholery!
Pociągnął go za ramiona i sprawił, że Harry znalazł się tuż nad jego biodrami. Połączyli swoje palce w mocnym uścisku i kiedy z uczuciem nawzajem wpatrywali się w swoje oczy, Harry powoli zaczął opadać na penisa mężczyzny pod nim. Na to intensywne uczucie, obaj przerwali kontakt wzrokowy, bo doznanie wymusiło na nich zamknięcie oczu. Harry odrzucił głowę do tyłu i pozostał w bezruchu przez dłuższą chwilę, przyzwyczajając się do bycia wypełnionym. Kilka chwil później nachylił się do Louisa i z zaćmionym wzrokiem złączył jego mokre wargi ze swoimi. Ten ochoczo oddał pocałunek, kiedy błądził palcami po rozpalonej skórze Harry'ego. Kontynuowali swój taniec języków, gdy powoli, stopniowo zaczęli się wspólnie poruszać.
Tak, to było to, czego pragnęli najbardziej. Ich ciała połączyły się w jedno, a cały świat dookoła przestał istnieć. Harry rytmicznie się kołysał, a w tym samym czasie Louis wypychał biodra w górę, potęgując doznania. Jeszcze mocniej spletli swoje dłonie, dzięki czemu kotwica na nadgarstku Harry'ego połączyła się z liną Louisa, a kompas prowadził statek do celu. Napięcie rosło coraz gwałtowniej, co tylko mogło oznaczać, że punkt kulminacyjny był naprawdę blisko. Przyspieszając ruchy, Harry zaczął mamrotać pośród westchnieniami:
- Lou… Zaraz…
- Dalej, kochanie. Zrób to dla mnie - szybko odparł Louis głębokim od podniecenia głosem.
Wystarczyło jeszcze kilka raptownych pchnięć, by Harry stracił kontrolę i ze łzami w oczach mocno doszedł, mając przyciśniętą twarz do wilgotnego torsu jego chłopaka. Zaraz za nim dołączył do niego Louis, który z przekleństwami na ustach rozładował skumulowane w nim napięcie, zatapiając się w rozkoszy podarowanej mu przez Harry'ego.
W pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosem przyspieszonych oddechów. Louis i Harry leżeli nieruchomo w swoich objęciach. Ich klatki piersiowe były do siebie przyciśnięte, więc mogli nawzajem poczuć, jak szybko pracowały ich serca. Harry ułożył swoją głowę tuż nad obojczykiem Louisa, który uspokajająco masował tył jego głowy. Kilka niesfornych kosmyków włosów opadło na jego czoło, a cera przybrała amarantowego odcienia ze złotymi refleksami od tlących się świec. Róż z Narsa o nazwie Orgasm nie mógł być przypadkowy. Producenci zdecydowanie musieli czerpać inspiracje z policzków Harry'ego.
- Pięknie wyglądasz - wyszeptał cicho Louis, kiedy spojrzał na błogi uśmiech, malujący się na twarzy chłopaka w jego ramionach.
Harry miał zbyt ciężkie powieki, by zwrócić oczy ku górze, więc odpowiedział cichym mruczeniem przy skórze szatyna, tym samym podnosząc kąciki ust, co sprawiło, że na jego lewym policzku pojawił się uroczy dołeczek. Louis nie mógł się powstrzymać i chwycił ciepłą dłoń Harry'ego oraz obdarował jego knykcie słodkimi muśnięciami. Brunet, który był już na granicy snu i jawy, zdążył powiedzieć jeszcze tylko jedno zdanie:
- Dobrze być w domu.
***
Wtedy otworzył oczy. Pierwsze promienie słońca leniwie przebijały się przez zachmurzone niebo, tworząc świetliste smugi na błyszczących panelach. Świece stojące na nakastliku wypaliły się, ale mimo to w powietrzu wciąż można było wyczuć zapach owoców leśnych. Panowała przerażająca cisza i spokój, a Harry bał się odwrócić głowę w prawo, by nie potwierdzić swoich przeczuć. Po kilku głębszych oddechach w końcu odważył się i spojrzał w stronę drugiego końca łóżka, by zobaczyć, że nikogo tam nie było. Pościel była w nienaruszonym stanie, a poduszka leżała idealnie płasko. Brunet chwycił za poszewkę i zatopił w niej twarz w nadziei, że poczuje w nozdrzach zapach Louisa. Niestety, materiał pachniał rumiankowym płynem do płukania, co w tym momencie było najgorszą możliwą informacją. Harry z zaszklonymi oczami złapał za poduszkę i w nagłym przypływie emocji rzucił nią przez całą sypialnię, aż uderzyła w komodę, na której stały ramki ze zdjęciami, w wyniku czego jedna z nich przewróciła się i z hukiem spadła na drewnianą podłogę, przerywając kompletną ciszę. Harry przeczesał zmierzwione włosy palcami i usiadł na łóżku, chowając twarz w dłonie w akcie rozpaczy. Nie mógł uwierzyć, że to był tylko sen. Nie mógł uwierzyć, że jego wyobraźnia tak bardzo sobie z niego zadrwiła. Nie mógł uwierzyć, że realizacja jego pragnień prysnęła jak bańka mydlana.
Po kilku głębszych oddechach, kiedy w końcu się uspokoił, przypomniał sobie o telefonie. Chwycił za niego z nadzieją, że na wyświetlaczu pojawi się jakaś wiadomość lub chociaż nieodebrane połączenie. Niestety tak się nie stało. Louis nadal nie dał znaku życia. Harry nie wiedział, co zrobić. Zaczął rozważać zadzwonienie do Lottie, bo może ona wiedziałaby, co mogło się stać z jej bratem. To nie było normalne. Louis nigdy nie znikał bez powodu.
Wstał z łóżka, a chłodne, poranne powietrze owiało jego rozpalone ciało. Spostrzegł ramkę, która roztrzaskała się na twardych panelach. Podniósł ją i spojrzał na zdjęcie. Było zrobione w Brazylii przy basenie hotelowym. Louis obejmował Harry'ego od tyłu, całując go w policzek, kiedy ten drugi słodko się uśmiechał. Brunet spoglądał z rozrzewnieniem na fotografię, gdy postawił ją z powrotem na półce.
- Louis, gdzie jesteś? - powiedział ledwo słyszalnym głosem, przebiegając opuszkami palców po fotografii.
Zrezygnowany zszedł po schodach do salonu. Słońce coraz odważniej wznosiło się ponad horyzont, przez co w pokoju było dość jasno. Jednak wszystko pozostało nietknięte. Torba, którą rzucił wczoraj przy sofie, była wciąż w tym samym miejscu, a na stole nadal leżały rozrzucone płyty i notatnik. Harry ruszył w stronę kuchni, by napić się wody, gdy nagle usłyszał niespodziewany dźwięk.
Zamek od drzwi.
Odgłos przekręcanego klucza wydawał się niezwykle głośny w porównaniu do ciszy panującej w całym domu. Po chwili drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszła drobna sylwetka. Harry osłupiał, po czym powoli odwrócił się w stronę wejścia. Gdy zobaczył, kto stał przed nim z wyszczerzonymi zębami, jedyne co wydusił z siebie to było: - Louis!?
31 notes · View notes
movies-vood · 3 years
Text
Ocean's 8 PL CDA
New Post has been published on https://movies-vod.pl/movies/oceans-8-pl-cda/
Ocean's 8 PL CDA
Tumblr media
Pięć lat, osiem miesięcy, 12 dni… Dokładnie tyle czasu zajęło Debbie Ocean (Sandra Bullock) zaplanowanie największego skoku w jej życiu. Do jego realizacji potrzebuje pomocy najlepszych specjalistów w swoim fachu. Szczególnie swojej wspólniczki Lou Miller (Cate Blanchett). W ekipie najlepszych z najlepszych znalazły się: jubilerka Amita (Mindy Kaling) i oszustka uliczna Constance (Awkwafina). Dołączyły do nich paserka Tammy (Sarah Paulson), hakerka Nine Ball (Rihanna) oraz projektantka mody Rose (Helena Bonham Carter). Cel to warty około 150 milionów dolarów diamentowy naszyjnik. Podczas imprezy roku — Gala Met, będzie go miała na sobie światowej sławy aktorka Daphne Kluger (Anne Hathaway). Plan wygląda perfekcyjnie, jednak nie ma w nim miejsca na najdrobniejszy błąd. Zwłaszcza jeśli dziewczyny chcą niepostrzeżenie wynieść z gali diamenty warte 150 milionów dolarów… i to na oczach wszystkich zebranych.
Ocean's 8 PL CDA
0 notes
imbumblledi · 6 years
Text
Mikołajkowy prompt - Kto jest moim Mikołajem?
Autorka propozycji: smallworldinsideofme
Treść: Harry i Louis są w jednej klasie. H od dłuższego czasu czuje coś do Louisa, jednak ten zachowuję się względem niego jak przyjaciel. Podczas losowania sekretnych mikołajów, H losuje Louisa i postanawia wykorzystać fakt, że są anonimowi. Kupuje szatynowi prezent ;o przez który chce wyrazić do niego swoje prawdziwe uczucia. L jest tym tak zaintrygowany, że postanawia odszukać swojego tajemniczego Mikołaja.
Od Autorki: Nie do końca jest tak, jak w propozycji. Odwróciłam nieco role, sama nie wiem czemu. Jestem z niego nawet zadowolona i mam nadzieję, ze Wy też będziecie. Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Miłego czytania! :) xx
***
Świąteczna muzyka gra w tle, podczas gdy wszyscy uczniowie nie mówią o niczym innym, niż o zbliżających się Mikołajkach.  Uśmiechy i podekscytowanie widoczne są na ich twarzach i to w porządku, ponieważ w tym roku Mikołajki są naprawdę wyjątkowe.
- Zostały tylko dwa dni, kochani! – mówi wesoło szkolny, radiowy speaker – Dwa dni, by kupić komuś coś wyjątkowego lub spłatać psikusa. Osobiście, jestem za tym pierwszym, ale wiem, że są tu tacy, którzy nie odpuszczą żadnej okazji do śmiechu. – mały śmiech wydobywa się ze szkolnych głośników – W każdym razie, święta do doskonała okazja do tego, by zrobić dla kogoś coś miłego, więc może warto się nad tym zastanowić? Ja już wiem, kto jest moim Mikołajem, a wy wiecie?
Pytanie pozostaje bez odpowiedzi, a zamiast niej z głośników wydobywa się kolejna świąteczna piosenka.
***
Patrzy na karteczkę w swojej dłoni i nie może powstrzymać uśmiechu, który maluje mu się na ustach. Podnosi głowę i rusza na swoje miejsce, wzrokiem odszukując tę jedną, wyjątkową osobę. Louis rozmawia z Zaynem i oczywiście, że nie słucha i nie jest zainteresowany resztą, skoro wylosował już swoją karteczkę. Jest popularny, lubiany przez wszystkich i bezczelny i wiele rzeczy uchodzi mu na sucho, ale Harry wie, że potrafi być też czuły, opiekuńczy i kochany i chłopak kocha to. Przez te wszystkie lata ich przyjaźni nauczył się o Louisie niemal wszystkiego, a to, co kiedyś było między nimi przyjaźnią zmieniło swój wymiar na coś o wiele większego i bardziej głębokiego, przynajmniej z jego strony. Nie wie, co czuje Louis i choć nadzieja tli się w jego sercu to jest tam również strach, który tym razem zamierza pokonać.
Niespodziewanie Louis podnosi wzrok i uśmiecha się ciepło do niego i może, ale tylko może serce Harry’ego przyspiesza swój bieg. Odwzajemnia uśmiech i zajmuje miejsce jeszcze raz zerkając na karteczkę w dłoni.
To jego szansa. Wykorzysta ją.
***
- No weź, stary! – mówi Louis, a jego twarz wyraża czyste niezadowolenie – Dlaczego nie możesz mi powiedzieć?
Zayn śmieje się, widząc wyraz twarzy przyjaciela, ale to wcale nie sprawia, że zamierza się poddać.
- To Mikołajki, Lou. – tłumaczy – Cała zabawa polega na tym, by nie wiedzieć. Co to byłaby za niespodzianka, gdybyś dowiedział się wcześniej?
- Ty wiesz, kto jest Twoim Mikołajem. – wypomina mu, gdy idą wspólnie korytarzem do klasy, w której będą mieli teraz lekcje – Dlaczego więc, ja nie mogę wiedzieć kto jest moim?
- Bo to niespodzianka. – mówi po raz kolejny i z całych sił stara się nie zaśmiać na upartość przyjaciela.
- Nie chcę niespodzianki. – jego głos zmienia się w ten stanowczy, pewny siebie – Chcę wiedzieć. Co, jak to jest ktoś, kto mnie nie lubi i dostanę najgorszy prezent na świecie?
Niekontrolowany śmiech wydobywa się z gardła mulata, który zatrzymuje się na chwilę, spoglądając na szatyna. To absurdalne, bo obaj dobrze wiedzą, że wszyscy w szkole uwielbiają szatyna.
- Nie będzie tak, wręcz przeciwnie. Jestem pewien, że spodoba Ci się to. – puszcza mu oczko, ale widząc naburmuszoną minę chłopaka, wzdycha. – Spójrz, Lou. To tylko dwa dni i wszystko się wyjaśni.  Dlaczego nie możesz poczekać?
- Bo nie! – szatyn tupie nogą - Chcę wiedzieć, Zayn. Proszę.
Mulat kręci głową.
- Przykro mi, Lou. Nie mogę Ci powiedzieć. – mówi, a potem odchodzi dołączając do grupki znajomych.
- Świetnie. – mruczy pod nosem, mrużąc oczy – W takim razie dowiem  się sam.
***
To okazuje się o wieje trudniejsze, niż sądził. Szatyn próbuje swoich sił na wszystkie sposoby, ale to nic nie daje - wciąż nie wie, kto jest jego Mikołajem. Próbuje rozmowy, ukradkiem patrzy na cudze karteczki, które każdy dostał w wielkim losowaniu, rozmawia ze szklonym radiowcem, Mikem, który zaskakująco wie wszystko o wszystkich, a nawet próbuje podsłuchu, co nie do końca mu wychodzi,  ale to wszytko nie przynosi zamierzonego efektu i Louis wciąż nie ma pojęcia, kto wylosował jego imię. Wzdycha, sfrustrowany, bo nie przywykł do tego, że coś idzie nie po jego myśli i dlatego, że Mikołajki są już jutro, a to oznacza, że zostało mu naprawdę niewiele czasu.
Opada na miejsce obok przyjaciół, w szkolnej stołówce, i wyciąga z plecaka swój lunch, zanim podnosi wzrok.
- Co? – pyta, gdy widzi zmarszczone brwi przyjaciela.
- Nic. – Zayn wzrusza ramionami i bierze łyka wody, wtulając się następnie w swojego chłopaka, Liama – Wciąż próbujesz dowiedzieć się, kto Cię wylosował?
- Tak. – wzdycha – Ale póki co, wciąż nie wiem, kim jest ta osoba.
Liam i Niall śmieją się niego, ale szatyn nie zwraca na nich uwagi. Zamiast tego zajmuje się swoją kanapką, próbując choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Sekundę później czuje czyjąś dłoń na swoim ramieniu, więc odwraca się, by zobaczyć jasne, zielone oczy wpatrujące się w niego z radością.
- Nie martw się, Lou. – mówi Harry, który musiał słyszeć ich krótką rozmowę, i siada obok niego tak, że ich uda się stykają – Ktokolwiek to jest, na pewno dostaniesz świetny prezent.
Uśmiecha się do niego, a dwa dołeczki widoczne są w jego policzkach i serce Louisa ogrzewa się, przyspieszając swój bieg. Patrzy w zielone oczy, a w jego umyśle pojawia się myśl, której nie może pozbyć się od dłuższego czasu – chce, by to Harry był jego Mikołajem.
- Tak. – mówi cicho, nie mogąc oderwać wzroku od jego oczu – Pewnie tak.
Oczy chłopaka jaśnieją i to tak, jakby czas się zatrzymał, gdy patrzą w swoje oczy. Mariah Carey leci w tle i Louis w tej chwili chce wyznać wszystkie swoje uczucia, które tak mocno trzyma w sobie, ale oczywiście, świat nie jest po jego stronie i wszystko pryska, niczym mydlana bańka, gdy któryś z chłopaków opowiada o nich żart i Louis tak bardzo nienawidzi ich w tej chwili.
Policzki zielonookiego rumienią się i chłopak spuszcza wzrok, a Louisowi zapiera dech w piersi na ten widok. Chłopak jest taki piękny. Chce go pocałować, ale oczywiście nie może, bo są tylko przyjaciółmi, więc robi jedyną słuszną rzecz, która przychodzi mu do głowy. Sięga po dłoń chłopaka i ściska ją, a gdy obie ich dłonie schowane są już pod stołem splata ich palce razem, uśmiechając się delikatnie, gdy czuje, jak Harry odwzajemnia uścisk.
Sprawa z Mikołajem odchodzi na bok.
***
- Dlaczego tak bardzo chcesz wiedzieć, kto wylosował Twoje imię? – pyta Harry, gdy siedzą razem na szkolnym balkonie.
To mało uczęszczane miejsce w zwykłe dni, gdy nie odbywają się żadne mecze, więc mogą cieszyć się ciszą tak bardzo różną od tego, co panuje na korytarzach.
Szatyn wzrusza ramionami. – Wiesz, że nie lubię niespodzianek. – mówi i spogląda na przyjaciela.
Ten śmieje się głośno i szeroko i serce Louisa wybija szybszy rytm na ten dźwięk. Kocha tego chłopaka, tak bardzo go kocha.  
- Wiem. – mówi i przybliża się do szatyna tak, że nie dzielą ich żadne milimetry, a Louis ma wrażenie, jakby jego serce miało wyskoczyć z piersi.
To nie jest ich pierwsze takie zbliżenie, a mimo to szatyn nie potrafi się do tego przyzwyczaić i może wcale nie chce? Harry nic nie wie o jego uczuciach, ale tak jest lepiej. Woli mieć chłopaka, tylko jako przyjaciela, niż nie mieć go w ogóle.
- Święta to cudowny czas. – głos radiowca rozbrzmiewa wokół nich – Pełen radości, uśmiechu i chwil spędzonych wspólnie z bliskimi. Warto pamiętać, by w tym wszystkim nie zabrakło tego, co jest najważniejsze. No właśnie, czego? Zaraz się dowiecie.
Miłości – myśli Louis i po chwili z głośników rozbrzmiewa What the word needs now. Uśmiecha się delikatnie na pierwsze nuty tej piosenki i patrzy na Harry`ego.
- Nie przejmuj się, Lou. – mówi chłopak i obejmuje go – Nawet jeśli Twój Mikołaj okaże się być paskudny to wciąż możemy potem iść do mnie i upiec pierniczki, tak jak Ci obiecałem. I nawet nie będę się śmiał z Twojego dekorowania, obiecuję!
Śmiech Louis rozbrzmiewa wokół nich i to niesamowite, w jak łatwy sposób Harry potrafi rozproszyć jego myśli.
- Dzięki, Harry. – mówi i wtula się w chłopaka, kładąc głowę w załamaniu jego szyi.
- Dla ciebie zawsze, Lou. – odpowiada i pochyla się, całując delikatnie kącik ust szatyna.
I jeśli jego serce zamiera na chwilę, by potem zacząć bić szybciej, Harry nie musi o tym wiedzieć.
***
Wszyscy zgromadzeni są w sali teatralnej, gdzie każdy po kolei odbiera swój prezent. Szkolne radio puszcze świąteczne piosenki i naprawdę można poczuć klimat świąt, choć do tych jeszcze daleko.  Wszyscy są podekscytowaniu otrzymanymi paczkami, ale Louis wcale nie podziela tej radości. Patrzy na kopertę w swojej dłoni i sam nie wie, co ma zrobić. Jeszcze kilka dni temu rozerwałby papier od razu i zobaczył, co jest w środku, ale w tej chwili nie potrafi tego zrobić. Nie czuje radości, ale pustkę bo przez te kilka dni zrozumiał, że wcale nie chciał prezentu, nie chciał wiedzieć, kto jest jego Mikołajem – chciał tylko i wyłącznie Harry’ego, którego nie ma w tej chwili obok niego, a którego tak bardzo chce mieć obok siebie.
Wzdycha i rozgląda się jeszcze po sali, ale nigdzie nie widzi burzy kręconych włosów, więc z małym zawodem obraca kopertę w dłoniach i powoli otwiera. W środku znajduje się rzemyk z dwoma małymi literkami LiH na widok której, serce szatyna przyspiesza, a ciepło osiada w dole brzucha. Jest jeszcze mała karteczka, którą szatyn od razu wyciąga i czyta jej treść.
Zazwyczaj to, czego się boimy najbardziej jest tym, co powinniśmy zrobić. Boję się, ale wiem, że moje uczucia są silniejsze, niż strach. Czekam na Ciebie tam, gdzie obaj wiemy, że nikogo nigdy nie ma.
Nie zastanawia się długo, zanim przepycha się przez tłum uczniów, ściskając w dłoni kopertę. Biegnie przed siebie w drugi koniec szkoły, nie przystając nawet na chwilę. Jego serce bije szybko, a podekscytowanie i radość powoli wypełnia jego żyły – już wie, kto jest jego Mikołajem. Przystaje, gdy widzi postać chłopaka opartą o barierkę balkonu. Spod mikołajowej czapki wystają czekoladowe loczki i Louis uśmiecha się na ten widok, bo to jest dokładnie to wszystko, czego tak bardzo chciał.
- Harry. – mówi delikatnie i chłopak odwraca się, słysząc swoje imię.
- Lou. – jego twarz rozpromienia się, gdy podchodzi bliżej – Wszystkiego najlepszego z okazji Mikołajek.
Szatyn odwzajemnia uśmiech.
- Wszystkiego najlepszego dla Ciebie, Harry. – odpowiada i wpatruje się w pełne blasku oczy przyjaciela.
- Zawiedziony, że widzisz tu mnie, zamiast kogoś innego? – pyta Harry i jego serce zatrzymuje się na moment, ze strachu, że Louis mógłby przytaknąć.
Szatyn kręci głową, a z jego twarzy nie schodzi uśmiech.
- Oczywiście, że nie. – mówi i sięga dłonią po tę Harry’ego, by złączyć ich palce razem – Chciałem, żebyś to był ty.
- Chciałeś? – pyta i jest szczerze zaskoczony, ale w ten dobry sposób. Uśmiech maluje się na jego twarzy, ukazując dołeczki. Marzył o takiej odpowiedzi.
- Tak. – wyznaje i przysuwa się bliżej – Zakochałem się w Tobie i nie mogłem prosić o lepszy prezent mikołajkowy, niż właśnie o Ciebie, jako mojego Mikołaja.
Uśmiech Harry’ego poszerza się, bo to wszystko brzmi jak sen. Jak spełnienie jego marzeń.  Pochyla się nad szatynem.
- To dobrze. – szepcze, patrząc raz w jego oczy, tak bardzo jasne i niebieskie, a raz na usta, które chłopak lekko przygryza. – Bo ja też się w Tobie zakochałem.
Uwalnia jego wargę, patrząc w jego oczy pełne radości, miłości i przede wszystkim zgody, a potem pochyla się i delikatnie łączy ich usta w pierwszym pocałunku.
I pamiętajcie kochani. – radosny głos speakera rozbrzmiewa po szkole – Że kochać mamy codziennie, a nie tylko w święta.
31 notes · View notes
vicky269 · 6 years
Text
„i never really spoke to harry even when i was in the band’’.
Tumblr media
Okej, to moja pierwsza w życiu teoria. Jeśli jest tu osoba, która za tego typu rzeczami nie przepada, niech nie czyta i pójdzie zrobić coś co naprawdę lubi zamiast marnować czas. Sama rzadko kiedy czytałam teorie, bo w większości sporo rzeczy jest naciągane i nie trzymało się dla mnie sensu. W ten temat jednak nieco się wkręciłam i podejrzewam, że niektóre rzeczy tu wymienione również nie będą miały głębszego sensu aczkolwiek chciałam tego spróbować i no cóż, dobrze się zabawić.
Zaznaczę, że nie jestem nawet pewna czy w to wierzę. Mam na myśli, Larry na pewno kiedyś istniał. Pomiędzy nimi na pewno coś było, ale czy aby na pewno był to cudowny, ukrywany związek? Co do tego czy dalej są razem mam pewne wątpliwości, ale hej, przede wszystkim: możemy sobie wierzyć w co chcemy dopóki nie ranimy tym innych, prawda? Tak więc pozwólcie, że sobie napiszę teraz moją pierwszą w życiu teorię, a wy albo ją przeczytacie albo nie. W każdym razie nie zmieszajcie mnie z błotem, nie chciałam nic złego. To tylko zabawa, odskocznia od mojego nudnego życia i zajęcie się czymś innym. (jestem również chora a stopień mojej nudy przekracza wszelkie granice - myślę, że teraz wytłumaczyłam się odpowiednio)
Tak więc opatulcie się kocykiem, weźcie kubek z ulubioną herbatą i potraktujcie to jak ciekawy odcinek Ukrytej Prawdy!
Tumblr media
Przede wszystkim zaznaczę od początku, że Larry na pewno istniał. To nie zmienia wątpliwości, bo nawet dobry aktor nie potrafiłby zagrać takiego uczucia, nie wytworzyłby tej atmosfery, która była pomiędzy nimi. Część jednak podzieliła się na osoby, które dalej trwają w przekonaniu, że są razem, inni zaś twierdzą, że Ci rozstali się już dawno i teraz żyją oddzielnie. Jak jest naprawdę? Niestety tego nie wie żaden z nas.
Gdy One Direction rozpoczęli swoją przygodę w x-factorze, Harry miał zaledwie 16 lat. Trzeba przyznać, że to jeszcze dziecko. Wyobrażacie to sobie, my w tym wieku dopiero co wybieramy liceum i kończymy gimnazjum. Jesteśmy zagubieni, nie wiemy jaką szkołę wybrać, a przed Harrym świat stanął otworem i nagle za sprawą jednego castingu, stawał się powoli gwiazdą na globalną skalę. Louis miał 19 lat czyli wow, tyle co ja teraz i szczerze mówiąc, muszę wam wyznać, że widzę sporą różnicę pomiędzy mną w wieku 16 lat, a teraz w wieku 19. I piszę to tylko z tego powodu, że Harry był tym, który dopiero odkrywał siebie, swoje poglądy i poznawał dużo ludzi.
W większości w tym przypadku wiele osób mówi jedno: Harry zakochał się, ale Louis go odtrącił.
Zastanawiam się jednak dlaczego? Być może jest to spowodowane tym, że Harry jest tym, który bardziej okazuje uczucia. To taki typ przytulaska, który każdego by ucałował w czółko, pogłaskał po policzku i po prostu z każdym ma jakąś taką wieź ‘zbyt bliską’. Louis natomiast jest tym skrytym, nie okazuje uczuć zbyt mocno, wszystko zdaje się przeżywać wewnątrz. Ale wszystkiego można dopatrzeć się w jego oczach. Nie rozumiem czemu Tomlinson jest brany za tego gorszego, złego, mimo że wcale taki nie jest. To dobry człowiek; cenny i wartościowy i nie traktujcie go źle z powodu tego że bywa czasem sarkastyczny. Być może jest to odpowiedzią na jego ból czy cierpienie; znam sporo takich osób, które właśnie tak odpowiadają, ukrywając swoją wrażliwość.
W każdym razie, w x-factorze Louis i Harry od razu się polubili. Wpadli sobie w oko, znaleźli nić porozumienia, którą fani od razu zauważyli. Nie dało się tego w końcu nie zauważyć, bo niemal tryskali tym uczuciem. Ich życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, nagle wszystko stanęło przed nimi otworem. Stali się rozpoznawalni, kochani przez sporą liczbę fanów, pieniądze na ich koncie wzrastały, a oni mogli pozwolić sobie na rzeczy o jakich nigdy wcześniej nie myśleli. Korzystali więc z tego, ponieważ sława wydawała się w tamtym momencie czymś niesamowitym, kolorowym i pełnym wrażeń, a oni chcieli wznosić się coraz to wyżej. Harry i Louis nie ukrywali tego uczucia, otwarcie się przytulali, rozmawiali, cieszyli z tego, ponieważ wszystko im było wolno, a oni nie mieli pojęcia, że sława i to co mają kiedykolwiek może być złe.
Tumblr media
Tak więc fani zaczęli shippować słynnego Larryego Stylinsona, choć chłopcy nigdy nic nie potwierdzili. Jednak wiedzieli o tym, żartowali sobie i po prostu dalej tkwili w radosnej atmosferze. Wiem, że fan zapytał kiedyś Harryego czy są z Louisem w związku, a on skinął głową, potwierdzając. Choć teraz jednak patrząc na to, wydaje mi się, że Hazz był wtedy nieco zagubiony.
Potem jednak wszystko przeczyło wizerunkom, które im nadano. W końcu Harry miał być liderem, kobieciarzem, na którego widok każda dziewczyna mdleje. Louis nie jest z tego co wiadomo kobietą, a otoczka gejów, jaką im nadano, nie była sprzyjająca dla rosnącej kariery. Tak więc, przychodzi Eleanor. Ustawka, z którą musiał zmierzyć się Louis. I powiem wam szczerze, że cieszę się, że akurat ją wybrano. Uważam, że dogadują się z Louisem i zaprzyjaźnili dzięki czemu nie jest to takie meczące i niekomfortowe dla Tomlinsona. W dodatku Eleanor zdecydowanie jest uprzejmą, miłą dziewczyną i nigdy nie powiedziała złego słowa na fanów, choć na nią jest ich zbyt dużo. Mimo to nie wybijała się na sławie Lou, nie ma jej wszędzie. Moi drodzy, większość z was nawet nie zna jej głosu i nie wie o niej kompletnie nic prócz tego że pije kawkę ze Starbucksa z Louisem i chodzą po mieście. I według mnie to w porządku; wykonuje swoją robotę, sprawiając, że dla Lou to jest łatwiejsze i w dodatku nie jest przy tym kimś kto żeruje na sławnym idolu nastolatek.
Tego dnia gdy Elenour wyszło na świat, Harry płakał. I to okrutne, bo dla nich to oznaczało pewien koniec. Ukrywanie się być może zaprowadziło ich do błędnego koła, i było na pewno im z tym ciężko.
Tumblr media
No i nie możemy zapomnieć o słynnym aimh, bo to też było zaznaczeniem, że Louis coś czuł. I być może miało to oznaczać swego rodzaju pożegnanie.
Tumblr media
I co jeśli Harry w tym momencie powoli zaczął rezygnować? Nie jestem pewna, wydaje mi się, że na początku Styles na pewno czuł coś do Louisa i z wzajemnością, ale z czasem może było to już dla niego tylko zabawą, czymś co sprawiło, że poznał swoją orientację, zrozumiał, że może coś czuć do chłopaka i nie ma w tym nic złego. 
A Louis? Czy Louis kiedykolwiek zrezygnował? Nie wiem czemu tak dużo ludzi uważa, że Tomlinson traktował Harryego jak kumpla i jako zabawę to co pomiędzy nimi było. W każdym razie mam nadzieję, że rozwieję zaraz wasze wątpliwości co do tego, że Louis naprawdę coś czuł do Harryego, ale tamten trochę go ignorował.
W większości będę kierować się tutaj własnymi screenami z filmików, żeby wam to dokładniej przedstawić. Wszystko skupione jest na koncertach. Tak więc do dzieła!
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Spośród filmików z OTRA 2015, znalazłam zaledwie mało momentów gdy Harry patrzy na Lou. Reszta to Tomlinson, który wpatruje się w niego jak w coś co już utracił. Ten wzrok był smutny, a on sam zdawał się czuć nieswojo z tym, że Harry nie zwraca na niego żadnej uwagi. 
Kolejna rzecz, którą znalazłam w dowodach na Larryego, a według mnie to nie jest żaden dowód, ale coś przykrego. A mianowicie: Liam i Niall siedzą, Lou i Harry mają zająć miejsca. Z początku idą w tą samą stronę, Harry spostrzega że Lou chce tam usiąść więc kieruje się na środek co robi też Louis, w międzyczasie Liam wskazuje Harryemu ręką miejsce, ale ten ucieka na bok. Co jest nieco przykre, bo spokojnie zmieściliby się w dwójkę na środku.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Kolejną rzeczą uświadamiającą nam że Louis zachowuje się jak zakochana nastolatka jest fragment, w którym Hazz ma swoją solówkę w wmyb i chłopcy go przywołują. Louis zdobywa się na gest przywołujący, a gdy Harry staje obok niego, ten zaczyna się uśmiechać. 
Tumblr media Tumblr media
No ale chciałabym przejść do Zayna i Harryego. Nie wiem jak Wy, ale ja od zawsze wyczuwałam pomiędzy nimi bliższą relację, i to nie było spowodowane filmikami gdzie dają sobie całusy czy gdzie się przytulają, bo to robił każdy z chłopców. Po prostu zawsze było coś takiego dziwnego.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Co jednak jeśli Zayn podobał się Harryemu? Jestem pewna, że coś między nimi musiało być, ponieważ mieli taką gęstą atmosferę między sobą. To wszystko zazwyczaj zostało pomijane, a jak już to były to dowody na to, że Louis jest zazdrosny. Bo cóż, wierzcie mi, był. Jako typowa zazdrośniczka numer 1 stwierdzam, że on był bardzo zazdrosny. Ale może przedstawię to Wam na paru przykładach.
Tumblr media
Louis uśmiecha się do Harryego, a ten z kolei jest radosny, ponieważ obejmuje go Zayn. 
Tumblr media
Gdy Niall i Liam nieco się odsunęli, Louis spojrzał do tyłu, dostrzegając, że Zayn przytula Harryego. Louis natychmiastowo posmutniał.
Tumblr media
Chłopcy ustawiają się i mimo iż Zayn wyszedł za Niallem, kieruje się obok Harryego, PRZESUWAJĄC NIECO LOUISA, a gdy ten spostrzegł o co chodzi, również wyglądał na nieco przygnębionego.
Tumblr media
Kolejna sprawa: Zayn i Louis gawędzą sobie, śmiejąc się. Wkracza Harry, uśmiechnięty szepcząc coś na ucho Malika. 
Tumblr media
A tu reakcja Louisa:
Tumblr media
A pamiętacie gdy Harry włożył cukierkowe stringi? To Zayn mu je podrzucił i gdy Harry rozpakował, Zayn krzyknął by to włożył co Styles też uczynił, następnie do niego podchodząc. Zwrócicie uwagę na Lou zaraz po wszystkim:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
(Liam też nie jest zadowolony, ale to może na inny raz zostawię XD)
Co mamy dalej? Harry lecący w stronę Louisa i Zayna i początkowa radość Louisa nieco przygasza gdy tamci wpadają sobie w objęcia.
Tumblr media Tumblr media
Zayn komplementując Harryego, nazywając go seksownym, a Louis siedzący obok bez uśmiechu.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Albo najważniejsze: Halloween i białe włosy Harryego. Wszyscy mówili, że to dlatego, że przespał się z Louisem, ale dlaczego wszyscy pominęli, że tego samego dnia Zayn również miał umalowaną na biało twarz?
Tumblr media Tumblr media
Kolejną i chyba najważniejszą kwestią jest to co Zayn niedawno powiedział o Harrym i na czym najbardziej trzeba się skupić. 
„i never really spoke to harry even when i was in the band, so i didn’t really expect that much of a relationship with him.”
Zayn Malik stwierdził, że nie rozmawiał z Harrym będąc w zespole. Z początku uznałam, że okej, być może mówił o tym, że po prostu poza naszymi oczami nie mieli kontaktu... jednak mimo to jak mógł powiedzieć taką rzecz podczas gdy:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
A przede wszystkim zawsze zastanawiało mnie podczas gdy Larry jeszcze nie musiał być w ukryciu, dlaczego Harry i Zayn wtedy spali w jednym łóżku.
Tumblr media
Mogło być tak, że Louis wchodząc w ustawkę, odtrącił Harryego, a ten korzystając, spróbował nieco z Zaynem, który od zawsze mógł mu się podobać. W końcu jednak Zayn odszedł z bandu, a teraz mówi, że nigdy nie rozmawiali? Być może chodzi o coś zupełnie innego. Zayn traktował to jak zabawę, a Harry nie lub kompletnie odwrotnie? Jeśli cokolwiek między nimi było i to nie wyszło na dłuższą metę, to spowodowało odejście Zayna? Nie chciał tkwić w tej relacji, albo zaszło to za daleko. Louis i Zayn mieli dobre kontakty, ale gdy odszedł doszło pomiędzy nimi do kłótni, którą wszyscy zapewne pamiętają. 
Tumblr media
Być może napięcie rosło od dawniej dawna? Louis mimo wszystko czuł się odtrącony, wciąż coś czuł do Harryego, który nie chciał żyć w ukryciu z Louisem więc spróbował z Zaynem. Mimo to nie potrafił potem okiełznać uczuć, którymi dalej darzył Tomlinsona.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Była też sytuacja, w której Malik uratował Harryego przed ogniem. Warto zaznaczyć, że Louis był drugim, który też to zauważył, ale pozwolił Zaynowi do niego podbiec.
Tumblr media
Larry jest mistrzem jeśli chodzi o matching tattoos, ale jedynym co zwróciło moją uwagę jest to że Hazz i Zayn mają identyczne serca. 
Tumblr media
Podsumowując, myślę, że pomiędzy Zaynem, a Harrym mogło do czegoś dojść, a Louis przy tym bardzo cierpiał, bo to widać na każdym ujęciu z filmików. 
Ale jak było naprawdę nie wiemy i nigdy się nie dowiemy więc dzięki temu mogłam sobie napisać tą oto telenowelę. 
Ślę buziaki. 
12 notes · View notes