Tumgik
#klatka schodowa
tanczysz-z-demonem · 3 months
Text
Buch na schodach, znowu mamy lat szesnaście Słyszysz jak czytam ci w myślach, czy kłamiesz jak zawsze?
23 notes · View notes
warszawskiemozaiki · 6 months
Text
Tumblr media
Warszawa, Kopernika 30.
25 notes · View notes
artistmagicial · 1 year
Text
Poland city
Tumblr media
Klatka schodowa Butelkowa.
Białystok
30 notes · View notes
relewantna84 · 1 year
Photo
Tumblr media
Chów klatkowy - mój wytwór grafomański:
https://relewantna84.blogspot.com/2023/05/chow-klatkowy.html
7 notes · View notes
adamtatur · 1 year
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Klatka schodowa, Lublin, Stare Miasto, styczeń 2023.
9 notes · View notes
Text
Tumblr media
april 23
4 notes · View notes
temperance-04 · 1 year
Text
04-04-2023
Hej wam u mnie jest przeokrutnie zimno prawie posprzątane mam na święta została mi klatka schodowa i jakoś nie mogę za nią zabrać. Jajka włożyłam do inkubatora zobaczymy ile mi się wykluje kurczaków. Zamówiłam pieczarki do samodzielnej hodowli ale jeszcze nie wysłali mi paczki póki co się lekko jaram tym. Jutro jeszcze wizyta księdza no i zakupy, menu na święta ogarnięte, będzie łopatka w sosie, udka faszerowane, schab muszę jeszcze uwędzić bo kiełbasę już mam, do tego sałatka z kurczaka wędzonego, a ciasto to tiramisu w wersji malinowej oby wyszło bo robię pierwszy raz jak nie wyjdzie nie będzie ciasta na święta, w sumie ja się obędę byle mięso było. A wy co robicie na święta?
29 notes · View notes
chaosgadazamnie · 2 years
Text
Tumblr media
„To jest moja pierdolona krwawa klatka schodowa, bo od jakiegoś czasu się nie mogę z niej wydostać i to kocham, kurwa tak, jak tego nienawidzę.”
-TNC-
Z opakowań po lekarstwach układam piramidy
62 notes · View notes
stolig28 · 1 year
Photo
Tumblr media
Kocham stare kamienice ❤️ Ta znajduje się przy Słowackiego naprzeciwko Willi Hueta 😇 od razu rzuca nam się data wybudowania i ta klatka schodowa z dużymi oknami. Wyjątkowo rzuca się w oczy przy spacerze po mieście🙌 📷 Canon 5dc | Canon 50mm f1.8 📸 1/1250 f4.0 iso 50 • • • #kamienica #1914 #okna #architektura #centrum #aesthetic #aesthetics #beauty #zabytki #zabytek #streetphotography #ulicznafotografia #kielce #kielcecity #stolikpoprostu (w: Kielce Centrum) https://www.instagram.com/p/CpONTissB78/?igshid=NGJjMDIxMWI=
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Dziwne sny
  JAK.ZIMNO.
W nocy budziłam się dwa razy - z zimna, żeby doubierać się. Pomimo kołdry. Jestem zmarzluchem olbrzymim.
Troszkę też się denerwuję - dziś mam proktologa umówionego. 
Przed snem, trochę z powodu kotłujących się myśli, a trochę z powodu stresu i analizowanych wiadomości i swoich decyzji użyłam maści amanitowej. Trochę w ramach brania leku - wg. ulotki załączonej do opakowania maść ma działanie przeciwbólowe, wystarczy posmarować skronie. A trochę w ramach tej innej narracji dodanej do opakowania z maścią, tej bardziej ezo: wsmarowanie niewielkiej ilości maści w miejsce zbiegu brwi przed snem i skoncentrowanie się na tym, aby uzyskać wgląd w siebie.
Miałam kilka wyrazistych snów tej nowy, nawet ten nad ranem był baaaaardzo wyrazisty, chociaż te moje pobudki w nocy też były takie... granica między jawą a snem zdawała się zacierać, ale przez to, że po prostu marzłam, zakładałam kolejną parę skarpet i ponownie zasypiałam nic już nie pamiętam. Zresztą ten ostatni sen też jest nieco zatarty i mam wrażenie, że zaczął się zacierać w momencie, kiedy jeszcze trwał: był żywy, głośny, barwny, pełen emocji.
Co pamiętam: wynajmowałam przepiękny dom w jakimś przyjaznym mi klimacie. Oczywiście wespół z moim partnerem. Było rozkosznie ciepło, panoszyła się wszędzie wiosna! Byliśmy podekscytowani i szczęśliwi widząc bujną, zieloną, roślinność za oknami. No właśnie. Źle to chyba ujmuję: nie do końca “okna” nas urzekały co BRAK jednej elewacji, jednej fasady, granic między domem, a życiem poza domem. Wyobraź sobie kilkupiętrowy budynek, taki wielki wielki sześcian, na każdym piętrze po dwa-trzy pokoje, klatka schodowa niczym stelaż w centrum z rzeźbionymi, starymi, zaniedbanymi poręczami, spiżarnia, balkon i wszystko widoczne, obnażone: jak w domku dla lalek, takim otwieranym domku, gdzie po prostu nie ma jednej ściany by do wnętrza zajrzeć. By się w nim bawić. Czasami oglądałam ten sen własnymi oczami, a czasem byłam bezcielesnym narratorem, który widział pomieszczenia w których nikogo nie ma, osoby, których poczynań nie powinnam widzieć. Jak w filmie. I nie do końca ja-ze-snu zdawałam sobie sprawę z dziwności tego designu domu. Nie pamiętam na co wychodził widok z naszego domu - mam wrażenie, że na wąską uliczkę między ciasną zabudową małego miasteczka, częściowo zakrytą przez oddzielającą nas od tego widoku kwitnącą roślinność, stary, wysoki mur i siatkę. Gdzieś dalej, nad dachami mam wrażenie, że majaczyła tarasowa zabudowa miasta opadająca coraz niżej i niżej, aż do plaży.  Najbardziej pamiętam to właśnie, że był mur i siatka, a piwniczka łączyła się z domem gdzieś w przyziemiu tylko fundamentami, ale nie była z nim bezpośrednio pod domem. Że mogłam piwniczkę obserwować jako ja i jako narrator, że prowadziła do niej wąziutka, kamienna dróżka - wewnątrz murów i za murem. Nie czułam się przez to zagrożona niewiadomym - a w tej piwniczce się coś stało, to wiedziałam - w ogóle dzięki tym trzem barierą ogradzających nasz dom czułam się bezpiecznie, intymnie: były bujne, wysokie drzewa, za nimi mur, a nad i za murem siatka. Dobre granice. Dobre zapewnienie. Ale w murze była furtka... I ja-narrator wiedziałam, że ktoś przez nią wchodzi i coś złego dzieje się w piwniczce. Ale ja-osoba-mieszkająca-w-domu nie miała na to dowodów, nie wiedziała w zasadzie co się dzieje i gdzie się dzieje - miała tylko poczucie, że coś jest nie tak, że coś powoduje naruszenie granic bezpieczeństwa w domu. Słyszałam kroki, skrzypienie, głosy, miałam wrażenie, że ktoś lub coś jest blisko... Mój O. logicznie udowadniał mi w równych sytuacjach, dzień po dniu, że nie ma nic w domu, że nie ma namacalnych dowodów, że coś jest nie tak, że coś jest nieszczelne. I na chwilę rzeczywiście oddawałam się zupełnie takim czynnością jak tapetowanie pokoi, jak pisanie, jak wspólne gotowanie... takie dolce vita! Ale potem znowu nadchodziła noc, a z nocą uczucie niepokoju. 
W końcu zaczęliśmy eksplorować dom czyniąc z siebie zachwyconych odkrywców - jakbyśmy rzeczywiście byli na tropie ducha czy coś. Takie bawienie się w Scooby Doo - totalnie nie na poważnie, totalnie obśmiewając ten mój dojmujący momentami i niewytłumaczalny lęk. Naprawialiśmy pęknięcia w tynku, znajdowaliśmy szuflady, których nie da się otworzyć, cudowną spiżarnie pełną kiszonych ogórków. Chodziliśmy w poplamionych farbą ogrodniczkach, zachwycaliśmy się nad meblami i obrazami z lat ‘70 wiszącymi na ścianach. Opowiadaliśmy sobie o nich sklecone na prędce baśnie... Byliśmy zachwyceni tym domem z tajemniczą historią, który TERAZ jest NASZ! 
A jednak wciąż czułam niepokój...
Z jednej strony dwoje ludzi żyjących spełnianiem swoich marzeń, a z drugiej jakaś makiawelistyczna katastrofa czyhająca w fabule tego filmu, której marzyciele nie są świadomi.
Równolegle w tym śnie ja-narrator obserwowałam jakieś osoby przemykające nocą przez furtkę w murze, ścieżką przed podwórze do piwniczki, jakieś nocne życie w wąskich uliczkach miasta itp. I nie pamiętam tej części snu, a WIEM, że coś tam widziałam, coś w tej piwnicy się wydarzyło i JA TAM BYŁAM (nie wiem która ja - czy ja-narratorka czy ja-ze-snu) ale już na etapie snu przestałam to pamiętać. Strasznie mnie to frustrowało. Wątpiłam w siebie. Miałam wrażenie, że mam w pamięci jakąś lukę, ale nie potrafiłam zrozumieć dlaczego i czego ona dotyczyła.
W końcu, po wielu dniach mojego zaalarmowania przez dziwne podpowiedzi intuicji  próbowaliśmy się połączyć z właścicielem domu od którego wynajmowaliśmy ten lokal - wiedziałam, że to starszy, brodaty Pan... trochę jak Święty Mikołaj, ale ubrany w hawajską koszulę i był nieprzeciętnie wysokim człowiekiem. Nie odbierał, a jak odbierał to bagatelizował, nie dowierzał. A my chcieliśmy poznać prawdę o tym domu. Okazało się, że właścicielką domu jest jego żona, a on zajmuje się sprawami administracyjno-naprawczymi. Umówił się, że do nas przyjedzie i razem wszystko sprawdzimy. 
I tu też ciekawa sprawa pojawiła się w śnie (jak teraz o tym myślę) - bo cały parter naszego domu zajmował sklepik z baaaaaaardzo drogą ceramiką i wyrobami rękodzielniczymi - z masy perłowej, z kamieni. Dzieła sztuki i to takie wysokiej klasy. Owszem, mieliśmy do dyspozycji wejście na piętro i chyba z trzy całe kondygnacje domu tylko dla siebie, każde z nas miało swoją pracownie itp ALE na dole była skarbiec właścicielki domu - nikt w tym sklepie nie pracował, to była bardziej nasza prywatna galeria, bo jak reszta domu: nie miał jednej elewacji - był po prostu piękny i zupełnie otwarty na podwórze, na klomby z kaktusami i agawami, na mur, furtkę i piwniczkę... Właścicielka podobno wpadała raz na jakiś czas, w przerwach od swojej pracy w szpitalu (była lekarką) by tworzyć te piękne, glazurowane i bór-wie-jak-jeszcze wykonywane cuda, a sprzedawała je sporadycznie, podczas wystaw w galeriach. Nie potrzebowała sklepiku, reklamy. Wszystko sprzedawało się samo, marką było jej nazwisko. Te prace kosztowały majątek, tysiące euro, były piękne i użytkowe, a ja uwielbiałam sycić nimi oczy i rósł we mnie zachwyt, że TAK MOŻNA żyć, że ktoś się utrzymuje ze sztuki... Że może i ja powinnam się odważyć. A potem rosła bezradność: że ja nie mam zasobów na to by rzucić pracę i oddać się pasji, że nie wiadomo czy moje prace też się spodobają osobą, które są gotowe kupować rzeczy za więcej pieniędzy, płacić za sztukę godziwie, traktować zakup jak inwestycję (i dopóki nie spróbuję to się nie przekonam czy mi się uda czy nie). A POZA TYM, że nie mam zasobów finansowych by sobie na to pozwolić, to nie wiem jak tworzyć tak piękne prace - brakuje mi wiedzy i doświadczenia warsztatowego, brakuje mi możliwości na próbowanie, na naukę najróżniejszych technik, które dają TYLE CUDOWNYCH MOŻLIWOŚCI, że całą sobą się do tego rwę, by spróbować, a nie mam po prostu za co opłacić kursów... Więc czasem - w tym śnie - gdy za bardzo odpływałam w lęk przez tymi dziwnym przeczuciem, że coś jest nie tak wchodziłam do tego sklepiku na parterze i WDYCHAŁAM tą uspokajającą atmosferę tworzenia. To piękne światło na miękkich krawędziach kubeczków i misek, ziemistą chropowatość ceramicznego przybornika toaletowego, gładkość glazury nieregularnej palety do akwareli (jaką chcę zrobić naprawdę w styczniu na warsztatach - śniła mi się wykonana cudzymi rękami paleta malarska, którą sobie obmyśliłam i wymarzyłam na żywo, która sobie wegetowała w mojej podświadomości, czekając cierpliwie, aż mnie będzie stać na uczestniczenie w warsztatach). Siedząc w kąciku tej jasnej przestrzeni z wyeksponowanymi cudeńkami kotłowały się we mnie dwa uczucia: zachwytu i spokoju związanego z przebywanie pośród sztuki, czegoś co jest nieidealnie-idealne i aż czasem trudno uwierzyć, że wyszło spod ludzkich palców; oraz uczucie smutku, bezsilności - bo ja tak żyć nie mogę, bo ja tego nigdy nie doścignę, ja muszę ciężko pracować i może za XXX lat będę miała za co spróbować swoich sił w tej branży...  I też wtedy będę miała kiedy, bo “czas to pieniądz”, a wyrabianie sztuki jest czasochłonne. Obecnie czasem po pracy po prostu nie mam siły się zajmować pracą artystyczną, nawet jeżeli rano wstałam z super pomysłem i werwą. Po prostu - jestem wydajna w pracy i potrzebuję po pracy odpoczynku, a nie drugiej pracy... Ech. A poza tym muszę mieć czas na regenerację, na porządki czy pomoc w remoncie, który robimy po godzinach... I trochę żal, że marzenia się tak ciągle i ciągle przesuwają w czasie... I rośnie do tego moja wątpliwość w siebie, w swoje siły. Czasem mój O. nakrywając mnie na tej medytacji pośród sztuki i widząc moją tęsknotę (dokładnie tak jak w rzeczywistości) pociesza mnie, że KIEDYŚ, żebym nie przestawała marzyć. A ja mu wymieniam jak drogi jest to sprzęt i jak drogie byłoby kursy by się tego nauczyć... a on zagrzewa mnie tak, jak nikt od czasu wylewu mamy nie zagrzewał i czuję wzruszenie i wdzięczność: tak w tym śnie, jak i na jawie. Kocham go.
Niemniej w śnie czekaliśmy na pojawienie się dozorcy, męża zapracowanej i nieosiągalnej (również telefonicznie) właścicielki mieszkania. W tym śnie nie raz się z nami mijał, twierdził, że był, że sprawdził dom, ale wszystko w nim jest ok. Przekazywał nam jakieś wytyczne - jakieś zakazy w kwestii remontu, coś co w kontekście mojej i tak dużej podejrzliwości budziło dodatkowy niepokój. Coś typ przed nami ukrywa? Coś manipuluje? Jak mógł tu wejść, kiedy nas nie było? Co więcej: jak mógł tu wejść kiedy byliśmy w domu, ale go nie zauważyliśmy? Nawet mój optymistyczny zwykle chłopak zaczął być podejrzliwy, nieufny w stosunku do typa.
Aż w końcu typ przyjechał - i z głębi naszego domu krzyknął, że JEST JUŻ, że możemy się napić herbaty i porozmawiać. Że zaprasza nas. 
I tu twist.
Bo okazało się, że w ścianie przeciwległej do tej, której niebyło, na jednym z pięter są schowane drzwi...
A tymi drzwiami przechodzi się do drugiej części domu, w której również nie ma jednej elewacji, jak w domku dla lalek. Owszem - jest ściana wewnętrzna i boczne, ale obydwie elewacje po obydwu stronach wewnętrznej ściany nie istnieją. Co więcej: wydawało się nam, że żyjemy w wielkim domu, większym niż tego potrzebujemy, a jak się okazało... cały budynek ma kształt litery L, i to ta krótsza kreseczka jest częścią, którą wynajmujemy wraz z partnerem od Pana Św Mikołaja i nieobecnej ciałem Pani doktor. O.O
Okazało się, że po drugiej stronie domu najemcami są moi przyjaciele. A ich bezścianie nie wychodzi na kamienne podwórko i dachy tylko na taras w stylu japońskim, z papierowymi ekranami, a potem na wilgotną od rosy trawę i wielki ogród, tak duży, że chociaż wiem, że na pewno jest tam gdzieś mur, a za murem ogrodzenie z siatki to go nie widzę przez girlandy liści wierzb i brzóz. Tutaj było masę przestrzeni, taka idealna CISZA i SPOKÓJ, coś fascunującego...
Wow.
Wyjaśniamy Panu dozorcy - czując się jak idioci, że słyszeliśmy głosy, kroki, skrzypienie i przy tym czujemy się jak idioci, bo teraz wszystko ma sens. Ale kiedy idziemy wszyscy do kuchni moja przyjaciółka dzieli się ze mną nakazami i zakazami jakie przekazał jej właściciel. Są dziwne i niepokojące. Miała mi ich nie mówić, tak jej powiedział, ale ufa bardziej mi niż jemu. Ja się z nią dzielę zakazami i nakazami, które dozorca przekazał nam - niektóre z tych zakazów są sprzeczne, jakbyśmy miały wzajemnie w sobie budzić paranoję. Na przykład nie wolno jej nikogo zaprosić na taras. Jakieś takie ograniczenie. Ale korzystam z tego, że WIEM i że on nie wie, że ja wiem i chociaż wszyscy mieliśmy siedzieć w kuchni i pić herbatę, a mój chłopak negocjował z dozorcą potrącenie od naszego czynszu wymienionych desek podłogowych po prostu stwierdziłam, że muszę odetchnąć i wyszłam. Zobaczyłam z tarasu, że budynek ma kształt litery “L” oraz, że na tej innej stronie, tej, która nie sąsiadowała z moim domem, tym dłuższym ramieniem litery “L” jest urządzona w pełni wyposażona pracownia plastyczna - jest koło garncarskie, prasa drukarska, sztalugi, wanna z szlauchem, ciemnia, są kołki i suszarnia wielkoformatowa. OCZY mi się zaświeciły. Borze szumiący! Gdybym mogła z tego skorzystać, gdybym mogła to miejsce podnająć! Taki wybuch serotoniny i radości mnie zalał, ale zaraz dołączył do mnie Św Mikołaj w hawajskiej koszuli i tak stanął by zasłonić mi widok dokładnie na to miejsce. Wyjaśnił, że to pracownia jego żony i że ona wprawdzie rzadko tu przyjeżdża to nie życzy sobie by ktokolwiek tam wchodził. Od koleżanki się dowiedziałam, że ona sama poznała właścielkę i że nawet dostała zaproszenie do korzystania z pracowni, ale tak bardzo uważa parę właścicieli za osoby podejrzane, że WOLI tam się nie zbliżać. Gdy jej opowiedziałam co widziałam w swojej części domu, że tam jest galeria, do której nie dostałam żadnych wytycznych, zakazów i nakazów, że mogę tam wchodzić i to mnie uspokaja - przyjaciółka wyjaśniła, że ona nie jest nawet ciekawa obejrzenia sztuki spod rąk tej okropnej najemczyni. Że ma o niej wyłącznie złe zdanie przez te nakazy i zakazy, jakby ktoś chciał kontrolować jej życie, więc ona woli nie dawać tym osobą okazji do kontroli... 
Właściciel mówił nam jeszcze jakieś dziwne, niepokojące rzeczy o tej pracowni i domu - a ja procesowałam frustrację i bezsilność z powodu pracowni: miałam przed oczami, w zasięgu rąk coś czego bardzo chcę, narzędzie pozwalające mi przybliżyć się o krok do spróbowania, do wykorzystania swojego potencjału... i mi tę drogę zagrodzono. Dlaczego tą, która nie chce się zaprasza do korzystania z pracowni, a tej która chce - odmawia się tego dostępu. Czułam, że to jest głęboko niesprawiedliwe. Tym bardziej, że gotowa byłam zapłacić za użytkowanie pracowni! 
W śnie ja procesowałam ten żal, rozczarowanie i poczucie niesprawiedliwości, kiedy mój chłopak i przyjaciółka wymieniali rzeczy, które ich niepokoją w związku z tym domem, a które dozorca lekceważył. Bardzo byłam poruszona tym, że przyjaciółka narzekała na dźwięk kogoś grającego na gitarze. Pozornie głupie, ale wtedy mi się przypomniało, że w trakcie tego snu widziałam jako ja-narrator osobę NOCĄ grającą na gitarze pod naszą stroną muru, przy furtce, która widziała lub wiedziała o jakimś przestępstwie - o morderstwie. Zawiązanym z piwniczką. Przeraziłam się. Bo grał mój przyjaciel, a partner mojej kumpeli - to było dziwne, że grał na gitarze, bo... po pierwsze on nie gra na żadnym instrumencie, a po drugie on marzył zawsze o nauczeniu się gry na saksofonie. Gitara nigdy nie była jego instrumentem wyboru. To mi w tym śnie tak bardzo nie pasowało... Zresztą ja nie mogłam tego powiedzieć, bo po prostu ja-pijąca-herbatę nie byłam ja-narratorką. Patrzyłam tylko na mojego przyjaciela, który w spokojnym milczeniu pił herbatę, nie rozwiewał wątpliwości swojej partnerki, nie wyjaśniał, że to on grał... To było tak krypne i niepokojące! Pikawka mi skakała ze strachu....
W dodatku fakt, że okazało się, że żyjemy czymś co jest niczym w gigantyczny domek dla lalek i właściciele nami manipulują niczym lalkami. Przynajmniej próbują. Na pewno czegoś nam nie mówią. I nie mogę ufać mojemu kumplowi...
I w pewnym momencie, w jakimś takim przypływie asertywności razem z O. oszukaliśmy dozorce mówiąc, że musimy już iść i zając się dalszym remontem. I chwyciłam worek, wielki plastikowy worek, który trzymaliśmy pod schodami i oddaliłam się do piwniczki, a O. za mną. Ja się bałam - bo chwyciłam worek gołymi rękami. “Zostawię odciski palców” - myślałam gorączkowo, ale nie ważne, ważne by szybko TO zrobić i się stąd zmyć, bo coś jest nie tak. Nie byliśmy tu bezpieczni. Trzeba było zadbać jak najprędzej o swoje bezpieczeństwo... Nie chciałam zdradzać jak bardzo przerażona jestem tym co robię, nie chciałam się oglądać za siebie, ale miałam nadzieję, że worek nie przecieka i nie ciągnę za sobą śladu krwi na oczach dozorcy O.O Myślałam tylko o tym, że powinnam była to lepiej UKRYĆ, że lepiej zataić. Zaraz przyłącza się do mnie O. - szeptem wyjaśnia, że wszystko jest ok i zaraz, w piwnicznce, TO przełożymi do drugiego worka, bo martwi się tym, że zostawiam ślady - on już wziął rękawiczki, pokazuje mi je... Wchodzimy do piwniczki, takie długiej, na wino, z pierwszych wieków naszej ery. Goły kamień, wilgoć, zacieki na scianach. Z napięcia i strachu trzęsą mi się ręce. Z przerażeniem odkrywam, że nie pomyślałam o gumce do włosów, że pewnie zostawię JAKIEŚ ślady biologiczne... I w końcu, kiedy napięcie sięga zenitu udaje mi się rozsupłać ten wielki, gruby, plastikowy, czarny worek, a w nim jest inny worek. Oczami wyobraźni widzę zarys ludzkiej sylwetki w worku, boję się, bo nie wiem czemu czuję się winna, chociaż przecież to nie ja zrobiłam tej osobie krzywdę. Nie mogłabym. To nie ja. Ale czuje się winna i przerażona. Boje się, że będzie na mnie. Ale mój partner mnie pospiesza. Sprawdzamy czy ten drugi worek przeciekł, czy widać krew - nie widać. Pełna strachu obmacuję worek - a tam jakby był tylko płyn, żadnych ludzkich szczątek, nic twardego, tylko jakiś płyn. Co to w ogóle jest!? Czemu czuję się winna!? Co tu sie stało do cholery? Wiem, że widziałam jako ja-narrator co się w piwniczce nocą działo, ale nie pamiętam tego!? To strasznie frustrujące! Mój chłopak pospiesza mnie, podsuwa w rękawiczkach kolejny gruby, czarny worek. Zawiązuje go i zalewamy dno piwniczki cementem. Jest spokojny, podjął decyzję, że nie zostaniemy tu, że to jedna ze spraw, które trzeba dopełnić nim się spakujemy i wyprowadzimy, skoro właściciele nie są z nami fair. W poczuciu strachu, że to co teraz robimy to jest TAJEMNICA, brzydka i brudna tajemnica, ale jednocześnie w poczuciu, że postepujemy właściciwie. Chociaż nie wiem dlaczego.
Kurtyna. 
I się zerwałam z bijącym z emocji sercem ze snu.
I mam baaaaaaaaaardzo duże przekonanie, że mój mózg coś podświadomie przeprocesował. Coś mi bardzo żywo pokazał. A ja nie rozumiem CO. 
Co się stało?
O co chodzi?
Ten domek dla lalek, to sterowanie?
Myślałam, że brak ścian może być związany z moim tatem i jego remontem. 
Ale jednak remonet w śnie nie wzbudzał frustracji tylko zachwyt z odkrywania nowych możliwości.
Było dużo o drodze artystycznej.
Nie wiem jakiego i czego symbolicznego trupa pochowaliśmy, a BARDZO chciałabym wiedzieć.
Nie rozumiem gitary - gitara budzi we mnie skojarzenie z domem, z tatem, z dzieciństwem, z bezpieczeństwem, a tutaj gitara znaczyła coś innego, jakiś rodzaj niedomówienia, o co chodzi. O tatę?
Jakieś pomysły na interpretację, bo nie mam na ten moment dystansu do tematu...
3 notes · View notes
tanczysz-z-demonem · 2 months
Text
Siedzieliśmy na podwórkach. Zawsze lała się wódka, ale na buzi kłódka...
10 notes · View notes
warszawskiemozaiki · 11 months
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Warszawa, Mazowiecka 6/8.
62 notes · View notes
Tumblr media Tumblr media
Hanna Lachert-Pawłowska (ur. 19 marca 1927 w Warszawie, zm. 18 kwietnia 2021 tamże) – polska architekt wnętrz, projektantka mebli; jedna z najwybitniejszych projektantów polskiej sztuki użytkowej 20. stulecia. Via Wikipedia
Oglądaj: Katarzyna Jasiołek „Hanna Lachert. Wygoda ważniejsza niż piękno"
https://m.youtube.com/watch?v=UhZdqLmB07M
Niecodziennie okazuje się, że bohaterka książki, którą dostaję do ręki, była moją sąsiadką przez kilka lat. Dzieliła nas klatka schodowa na Saskiej Kępie. Nie miałam pojęcia, że pani, której mówiłam: „dzień dobry”, należała do czołowych powojennych projektantek. Tworzyła meble dla Spółdzielni Artystów „Ład”, projektowała wnętrza mieszkań, kawiarni, hoteli, sklepów. Wymyślała oryginalne lampy i biżuterię. Jej prace należą do klasyki wzornictwa lat 50. XX wieku.
Dzięki książce „Hanna Lachert. Wygoda ważniejsza niż piękno" poznałam kobietę, która żyła tak, jak chciała. Odważnie, bez zastanawiania się, co ludzie powiedzą. Przed nami rozmowa o sztuce użytkowej i sztuce życia.
Katarzyna Jasiołek (ur. 1982) – absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Jej pasją jest wnętrzarstwo, polskie i zagraniczne wzornictwo. Lubi odwiedzać targi staroci, niekoniecznie po to, by kupić coś wartościowego, bo nie ma zacięcia kolekcjonerki. Pisze artykuły i teksty do katalogów wystaw poświęconych wzornictwu i rzemiosłu. Autorka książek „Asteroid i półkotapczan. O polskim wzornictwie powojennym" (Marginesy 2020) i „Opakowania, czyli perfumowanie śledzia. O grafice, reklamie i handlu w PRL-u" (Marginesy 2021). W swoich publikacjach popularyzuje rodzime wzornictwo. Źródło YT
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Hanna Lachert (19 March 1927 – 18 April 2021) was a Polish interior architect and furniture designer. She was seen as one of the most outstanding designers of Polish applied art of the 20th century. Via Wikipedia | @abwwia
0 notes
1vqio2q-es-stuff-blog · 9 months
Text
Polecam na sprzedaż mieszkanie o powierzchni 54 m2 z balkonem, położone na 6 piętrze, w budynku z 2011 roku zlokalizowanego przy ul. Wejherowskiej na wrocławskich Popowicach. Nieruchomość składa się z: - kuchni - sypialni - salonu - łazienki - przedpokoju - dużego balkonu * Wyposażenie mieszkania w cenie nieruchomości. * Oddzielna kuchnia wyposażona w płytę indukcyjną, piekarnik i okap wraz wieloma szafkami do przechowywania. * Ogrzewanie miejskie, wliczone w wysokość czynszu. Budynek: - Mieszkanie na 6 piętrze - Budynek z 2011 roku - Klatka schodowa bardzo ładnie utrzymana. - Parking zamykany, szlabanem, otwierany przez telefon komórkowy lub pilot. - Niski czynsz - 490 zł - Media miejskie Mieszkanie znajduje się na wrocławskich Popowicach świetnie skomunikowanych z każdą częścią miasta. Mieszkanie znajduje się 13 minut autem od rynku, 8 minut od centrum handlowego Magnolia. Okolica bogata jest w sklepy, lokale usługowe, kawiarnie, restauracje. W bliskiej odległości położone są także tereny zielone tj. Park Zachodni, Polana Popowicka. W odległości ok 100 m, zlokalizowane są przystanki autobusowe i tramwajowe Ze względu na lokalizację mieszkanie to będzie idealne dla osób, które pragną mieszkać blisko centrum miasta i jednocześnie cenią sobie ciszę i zieleń. Będzie to również idealna inwestycja na najem długo lub krótkoterminowy. Zapraszam na prezentację Małgorzata Marczewska Nr Licencji PFRN 27820 tel. 691 765 597 Prezentowane w serwisie oferty nie stanowią oferty handlowej w rozumieniu art. 66 Kodeksu Cywilnego i mogą być nieaktualne. Opis oferty zawarty na stronie internetowej sporządzany jest na podstawie oględzin nieruchomości oraz informacji uzyskanych od właściciela, może podlegać aktualizacji i nie stanowi oferty określonej w art. 66 i następnych K.C.
0 notes
wiezacisnien · 1 year
Text
Łaziska Górne - wieże ciśnień
Miejska - wodociągowa Wieża ciśnień w Łaziskach Górnych, została wybudowana w latach 20-tych, XX wieku. Modernistyczna wieża, posiada żelbetowy trzon o układzie ażurowym. Baza, klatka schodowa oraz głowica, została wybudowana z czerwonej cegły, a następnie pokryta tynkiem.
Tumblr media
0 notes
Text
Samozamykacze OTS
W każdym pomieszczeniu nie ważne, czy jest to dom, pomieszczenie na hali, czy mało użytkowana klatka schodowa, ważne są zarówno bezpieczeństwo, jak i estetyka. Samozamykacz do drzwi szynowy G-U z serii OTS to rozwiązanie, które łączy działanie przeciwpożarowe i estetykę.
Tumblr media
Montaż samozamykaczy z serii OTS
Dzięki dodatkom samozamykacze górne G-U są odpowiednie dla różnych rodzajów, szerokości i wag skrzydeł drzwiowych. Montaż i funkcjonalność samozamykaczy są proste, co pozwala na ich zabudowanie zarówno po stronie zawiasów, jak i przeciwnej, w tym także w drzwiach dwuskrzydłowych. Zintegrowany w szynie ślizgowej, niewidoczny regulator kolejności zamykania skrzydła bier­nego i aktywnego, zapewnia prawidłowe zamykanie drzwi. Zgłoszona do opatentowania technika podwójnej krzywej umożliwia łatwe i wygodne przechodzenie przez drzwi, co jest szczególnie ważne dla dzieci i osób niepełnosprawnych ruchowo. Seria OTS 73x to system modułowy, który umożliwia indywidualne łączenie i regulację elementów samozamykacza w zależności od potrzeb. Dzięki temu łatwiej jest zaplanować, zamontować i dostosować samozamykacz do konkretnych wymagań.
Tumblr media
Wygląd samozamykaczy
Samozamykacz z serii OTS 73x posiada wiele zalet, takich jak elegancki, smukły kształt, stabilną osłonę z różnych materiałów o różnych powłokach oraz zabudowaną płytę montażową dla uzyskania zwartego wyglądu. Wszystkie modele samozamykaczy z serii OTS 73x mają jednakowe wymiary, co pozwala na uzyskanie wrażenia harmonii w obiekcie, a także jednolity odwiert, co ułatwia również ich montaż.
0 notes