Tumgik
#cytat o zakochaniu
polskie-zdania · 5 years
Quote
Mówisz, że jesteś nieszczęśliwie zakochana. Za to ja nie jestem nawet zakochany. Od lat nie byłem zakochany. Czuję, jakby moje serce nie miało już siły, jakby zrobiło się zbyt przebiegłe. Potrafi dostrzec wszystko już na samym początku i myśli sobie: po co mam wypełzać z kryjówki i znów cierpieć? To jedna z licznych wad dojrzałego wieku. Człowiek nie jest już tak głupi.
Lina Wolff “Poliglotyczni kochankowie”
440 notes · View notes
bezuzyteczne · 4 years
Text
myślę o twoich dłoniach,
palcach na moich skroniach
quebonafide
147 notes · View notes
chojraczek · 7 years
Text
Your Guardian Angel - Rozdział Dziesiąty
Pogrążał się w głębokim śnie, szczelnie okryty kołdrą, gdy coś nagle postanowiło go zbudzić.
Najpierw jęknął niezadowolony, przekręcając się niechętnie na plecy i wpatrywał się przez chwilę w przestrzeń. W sypialni panował mrok, więc musiała być jeszcze noc. Komu zachciało się dzwonić do niego w środku nocy?
Następnie zwrócił głowę w bok, spoglądając na swoją komórkę. Sięgnął po nią i gdy zobaczył, że jest godzina druga w nocy, oczy prawie wyskoczyły mu z orbit. Co więcej, gdy zobaczył, go do niego dzwonił, poderwał się jak oparzony, siadając na materacu. Odebrał w ostatniej chwili i przyłożył telefon do ucha.
- Tak?
- Cześć.
- Coś się stało? - było to pierwszym, o co zapytał. Nie mógł wyprzeć się uczucia, że coś mogło mu się stać. To było po prostu pierwszym, o czym pomyślał.
- Nie - Louis zachichotał do słuchawki. - Jest pierwszy dzień wiosny i chciałem po prostu cię spytać, czy masz ochotę na spacer.
- Spacer? Louis, jest druga w nocy. - zacisnął swoje powieki, aby rozbudzić się bardziej. - Dlaczego nie śpisz o drugiej w nocy?
- Bo poszedłem na spacer. Jest pierwszy dzień wiosny, Harry.
- Spacer? Jest późno, ciemno... - wyjrzał przez okno, za którym ujrzał jedynie ciemność.
- Tak po prostu miałem ochotę na spacer. Przepraszam, jeśli cię obudziłem. Jeśli nie, po prostu pospaceruję dalej sam.
Wziął głęboki oddech, rozważając krótko, co powinien zrobić. Był zmęczony, bo po ciężkim dniu położył się zaledwie dwie godziny wcześniej, ale myśl, że Louis przemierzał opustoszałe, niebezpieczne okolice Hampstead sam przyprawiała go o dreszcze.
- Dobrze - zgodził się w końcu, stawiając stopy na chłodnej podłodze. - Mogę pospacerować z tobą. Musisz na mnie poczekać, bo strasznie się grzebię.
- Okej, nie ma sprawy.
- Gdzie jesteś?
- Na cmentarzu. Siedzę na jednym z nagrobków i piję dziewiczą krew.
- Słucham?! - Harry prawie zachłysnął się powietrzem, gdy to usłyszał.
Louis, słysząc jego reakcję, zaczął się śmiać.
- Żartowałem. Teraz zmierzam w stronę Hampstead Heath.
- Dobrze, bądź tam w takim razie. Postaram się być jak najszybciej.
Tak naprawdę Harry nie musiał tego robić. Mógł pozwolić, aby spacerował dalej sam, ale dobrze wiedział, że to nie pozwoliłoby mu dalej spać. Leżałby i bezcelowo wpatrywał się w sufit, rozmyślając nad tym, czy Louis był bezpieczny o tej porze, będąc samemu w parku. To z całą pewnością nie było najmądrzejszym posunięciem, ale to był Louis i on zawsze robił coś szalonego.
Starał się nie ociągać, podczas ubierania się bardzo grubo, ponieważ noc była wyjątkowo chłodna. Nie mógł niestety doprowadzić swoich włosów do ładu, więc potargany i z sińcami pod oczami, udał się w stronę parku o drugiej w nocy. Ulice były puste, a sama okolica cicha, przyprawiająca o dreszcze. Przebierał swoimi długimi nogami najszybciej, jak mógł, więc gdy dotarł wreszcie na miejsce, odetchnął z ulgą.
Zwolnił i rozejrzał się wokół, zdając sobie nagle sprawę, że znalezienie Louisa będzie trudne. Było ciemno, a park był wielki. Nie musiał jednak długo szukać - gdy przemierzał wąską ścieżkę, dostrzegł drobną postać, siedzącą na ławce na wzgórzu i pochylającą się nad jakąś książką.
- Louis - wykrztusił z wycieńczenia, docierając w końcu na szczyt górki, na której chłopak siedział.
Louis podniósł głowę i gdy go ujrzał, uśmiechnął się szeroko, zamykając książkę, którą trzymał. Wyglądał na rozbudzonego, jakby chodzenie na spacery w środku nocy było dla niego czymś normalnym.
- Widzisz coś w tej ciemności? - usiadł obok, zakrywając usta dłońmi i dmuchając w nie gorącym powietrzem, aby nieco się ogrzać. - Co cię naszło na spacer o tej porze? Oprócz tego, że jest pierwszy dzień wiosny. Ja w ogóle o tym zapomniałem.
- Sam nie wiem - wzruszył swoimi ramionami. - Nie mogłem spać. Czułem się zainspirowany, by pochodzić i pomyśleć. Po prostu się przewietrzyć.
- Pomyśleć? Czy to nie twoje słowa, aby spacerując, nie myśleć, tylko po prostu cieszyć się chwilą? - spytał z małym humorem w głosie. - Oczywiście żartuję. Ja sam zbyt dużo wtedy myślę.
- Cóż, może myślę o rzeczach, jakie mnie otaczają - zaśmiał się cicho, wpatrując się w rozciągający się krajobraz drzew. Niespodziewanie wstał, spoglądając na Harry'ego. - Chodź wyżej.
- Wyżej? - Harry jęknął w proteście, ale podniósł się na nogi, bo Louis nie dał mu szansy wyboru i ruszył w stronę najwyższego wzgórza. - To jakiś żart. To nie spacer, to katorga.
- Noc nie będzie na nas czekała - usłyszał wołanie Louisa, który wspiął się już na sam szczyt.
Gdy dotarł tam zaraz po nim, ze zdziwieniem zaobserwował, jak chłopak bez wahania siada na wilgotnej od deszczu trawie i wyciąga przed siebie nogi.
- Louis, jest zimno jak cholera!
- Nieprawda - żachnął się. - Według mnie, ta noc jest wyjątkowo ciepła.
Pokręcił swoją głową i podszedł bliżej, niepewny, co powinien zrobić.
- Jest chłodna. A ja ubrudzę swój drogi płaszcz. - wymamrotał pod nosem i kucnął, aby zająć miejsce obok Louisa na trawie.
Skrzywił się, gdy dłońmi podparł się o ziemię, a w rezultacie jego dłonie były mokre i pokryte ziemią. Bardzo szybko jednak jego uwagę przykuła książka, którą Louis rozłożył ponownie na swoich kolanach. Gdy ujrzał jej okładkę z bliska, był niemal pewien, że nie była to książka, a dziennik.
- Co to takiego?
- To? - chłopak przejechał dłonią po okładce. - Mój dziennik.
- Zapytałbym dlaczego zabrałeś go ze sobą do parku w środku nocy, ale chyba się powstrzymam.
- Po prostu umieszczam tam moje ulubione cytaty. Lubię zabierać go czasami, gdy rozmyślam, bo dają wiele do myślenia.
- Cytaty? - zdziwił się. Nieświadomie, zaczął skubać palcami źdźbła trawy. - Mógłbyś mi jakieś przeczytać? Swoje ulubione.
- Nie jestem pewny, czy to najlepszy pomysł - Louis zmieszał się, krzyżując nogi i odwrócił się przodem do niego. - Większość z nich jest o miłości.
- Dlaczego akurat o miłości?
- Bo miłość jest tym, co utrzymuje ludzi przy zdrowych zmysłach.
Harry zmarszczył swoje brwi na jego słowa.
- Wydawało mi się, że zaślepia i sprawia, że nie potrafi się myśleć racjonalnie. - zaczął powoli. - Nie sądziłem, że można myśleć trzeźwo, będąc pijanym z miłości.
- Nie, Harry - pokręcił głową z uśmiechem. - Nie mówię o zakochaniu. Mówię o miłości, której tak bardzo brak na naszym paskudnym świecie. Każdego dnia, gdy budzisz się rano masz wybór, co możesz dać światu. Zawsze powinna być to miłość.*
Nie potrafił nic powiedzieć. Słowa Louisa uderzyły go mocno i sprawiły, że zaczął się nad tym poważnie zastanawiać. Przede wszystkim miał zacząć inaczej postrzegać świat, ale jeszcze tego nie wiedział. I chociaż początkowo chciał zaprzeczyć  i powiedzieć, że to nieprawda, bo na świecie panuje tyle nienawiści, zrozumiał, że miał rację. Zawsze miał rację.
- „Miłość jest jedyną rzeczą we Wszechświecie, której nie da się przewidzieć".
- To twój ulubiony?
- Nie - przerzucił kilka kartek i wodził spojrzeniem po każdej stronie, mrużąc swoje oczy w ciemności. - Nie ten. Nie mogę go znaleźć.
Harry zakrył usta dłonią i ziewnął. Wciąż był bardzo zmęczony, chociaż sama obecność Louisa rozbudziła go na tyle, aby nie zasnąć nagle na brudnej ziemi. Wpatrywał się w ciemne niebo, na którym wisiały deszczowe chmury. Zamyślił się na kilka minut i pozwolił sobie przymknąć oczy, gdy Louis przemówił ponownie:
- Ten jest moim ulubionym.
- „Miłość jest nieodłącznym elementem duszy, jest darem, z którym należy się obchodzić z niebywałą ostrożnością i cierpliwością. Miłość jest cierpliwa, ale gdy przychodzi, jest po to, aby po prostu kochać. Aby nie czekać dłużej na wyznania miłości i długo skrywane pragnienia, aby nie znosić jednie nieśmiałych pocałunków i oszustw, że zbyt interesowna, ślepa. Miłość, gdy przychodzi, jest wszystkim, czego w życiu pragniemy. Daje o sobie znać, że jest obecna i mówi nam, aby kochać tu i teraz". - przerwał na chwilę, aby zaczerpnąć do płuc więcej powietrza i kontynuował: - „Miłość oczekuje zrozumienia i akceptacji, troski i zaufania, potrzebuje dwóch serc i jednej duszy skrytej w dwóch ciałach. Oczekuje wyjścia z labiryntu i odnalezienia siebie na płaszczyźnie ziemi i nieba. Ponieważ miłość pojawia się i nie znika, bo - jak sama twierdzi - jest silna i trudna do przezwyciężenia. Może wkroczyć nagle, bez zaproszenia, brudząc swoimi ubłoconymi butami naszą wycieraczkę, wszem i wobec ogłaszając, że zamierza namieszać w naszym życiu. Ale chociaż bywa trudna i bolesna, gdy pojawia się, zdajemy sobie prawdę, że nie chcemy niczego więcej".
Harry cały ten czas słuchał go w skupieniu, gdzieś w połowie otwierając dopiero oczy. Zamrugał szybko, analizując jego słowa w swojej głowie, ale milczał, dopóki ten nie skończył.
- Nieprawda - powiedział w końcu, zaskakując tym Louisa, który podniósł wzrok znad swojego dziennika. - To wszystko to nieprawda. Życie to nie książka, Louis.
- Dlaczego tak uważasz? To nie jest cytat z książki.
- Po prostu... Ludzie są zbyt samolubni. Myślą tylko o sobie, nie potrafią znieść tych wszystkich, drobnych gestów. Zawsze chcą czegoś więcej, nie są w stanie... Nie są cierpliwi.
- To jest to, o czym ten cytat mówił. „Miłość jest cierpliwa". Jeśli nie jest, to po prostu nie miłość.
- Co? Nie, nie rozumiesz mnie... - rzekł z rezygnacją w głosie. - Nawet jeśli ktoś kocha, to ludzie boją się miłości.
- Bo ludzie są głupi. Ludzka natura jest taka, że człowiek potrafi godzinami i latami analizować, czy jest warto kochać, zamiast po prostu kochać. Nawet nie wiedzą, ile tracą. Ja mówię im: Nie zastanawiaj się. Po prostu kochaj.
Westchnął głośno, nie dopuszczając do siebie słów Louisa. Znów zacisnął swoje oczy i zwilżył językiem swoje usta, dając sobie chwilę, aby pomyśleć.
- Nie będę się z tobą kłócił.
- Jak chcesz.
Louis zamknął swój dziennik i wcisnął go pod pachę, spoglądając na niebo. Przez chwilę panowała między nimi cisza, wywołana brakiem porozumienia. Harry po dłuższym namyśle stwierdził, że Louis mógł mieć rację, ale nie potrafił tego do siebie dopuścić, bo nie słyszał czegoś takiego przedtem.
Nagle zaczął zastanawiać się, co on tu robił: na wzgórzu parku w środku nocy z Louisem, siedząc na mokrej trawie i słuchając świszczącego w oddali wiatru. Był niemal pewien, że zwariował, a to wszystko to był jeden, wielki sen. W końcu nigdy dotąd nie zdarzało mu się wybierać na spacery o drugiej w nocy, nigdy nawet by się na to nie zgodził, gdyby ktoś mu to zaproponował. Ale właśnie to zaproponował mu Louis i nie wiedząc czemu, po prostu nie umiał mu odmówić.
- Śpisz?
Rozchylił powieki i po kilku sekundach spojrzał na Louisa. Bawił się właśnie pomponem swojej czapki, obserwując Harry'ego, który leżał brzuchem do góry.
- Och, cholera, przepraszam - wymamrotał zmieszany, szybko podnosząc się do pozycji siedzącej. Nawet nie zauważył, kiedy przechylił się i wylądował na plecach.
- Mi też zdarza się czasami usnąć pod gołym niebem - Louis zachichotał, wciąż się w niego wpatrując. - Spałeś jakieś sześć minut.
- Zamyśliłem się i tak wyszło. Jestem brudny? - zapytał, odwróciwszy się do niego plecami.
Louis potarł kilka razy tył jego płaszcza, aby oczyścić go z kawałków trawy i ziemi.
- Już nie. Też zrobiłem się trochę zmęczony, możemy chyba iść.
Harry pokiwał w odpowiedzi głową i wstał, po czym wyciągnął rękę do Louisa. Gdy ten ją chwycił, pociągnął go z łatwością w górę, tak że stanął obok.
- Naprawdę przepraszam, że cię obudziłem. Długo zastanawiałem się, czy to zrobić, ale myślałem tylko o tobie.
Jego bezpośredniość sprawiła, że serce Harry'ego znów zabiło szybciej. Ruszyli wąską ścieżką przez park, a on posyłał mu ukradkowe spojrzenia, którym wręcz nie mógł się oprzeć.
- No wiesz, o tym, że chciałbym przejść się na spacer akurat z tobą - dodał. - Teraz już będę wiedział, aby nie dzwonić o tak późnej godzinie.
- Nie - Harry natychmiast zaprzeczył. - Możesz dzwonić, nawet o takiej godzinie. Byłem po prostu zaspany, gdy z tobą rozmawiałem.
Wcisnął dłonie w kieszenie swojego płaszcza, bo wciąż było mu bardzo zimno. Gdy wypuszczał z ust powietrze, tworzyło ono kłąb pary z powodu niskiej temperatury.
- Nie będę, no coś ty. Dopadła mnie mała bezsenność po prostu. - zaśmiał się cicho. - To było głupie, nie przemyślałem tego. Przepraszam. Jest naprawdę późno, powinieneś iść spać, ja z resztą też.
- Racja. Nie boisz się wracać w takie ciemności? - przystanął nagle przy wyjściu z parku, rzucając okiem na ciemne uliczki, którymi Louis miał udać się do domu. Gdzieś w środku duszy miał nadzieję, że będzie miał okazję odprowadzić go do domu, nieważne jak bardzo zmęczony był. Chciał mieć po prostu pewność, że trafi bezpiecznie.
- Nie - Louis podążył za nim spojrzeniem nic niewzruszony. - Dam sobie radę. A ty nie się nie boisz?
- Ja? Ależ skąd. - prychnął, jakby to, co powiedział, miało urazić jego dumę. - Nie wyglądam chyba na takiego, który się boi, prawda?
- Oczywiście - zachichotał młodszy chłopak i ponownie wcisnął swój dziennik pod pachę. Harry zapragnął nagle dowiedzieć się wszystkiego, co chodziło w tym momencie chłopakowi po głowie i jakie sekrety trzymał jeszcze w swoim dzienniku, ale nie chciał pytać z czystej uprzejmości. Może kiedyś sam mu powie. - Tańczyłem trochę. Skończyło się na tym, że stłukłem kubek.
Kąciki ust Harry'ego drgnęły w odpowiedzi. Rozczuliła go również wizja Louisa, który nieudolnie stara się stawiać niesforne kroki, a w efekcie ląduje tyłkiem na ziemi.
- Idąc filozofią Harry'ego Stylesa, powinieneś odkupić mi nowy kubek - rzekł z powagą, ale za chwilę roześmiał się, cofając się o krok.
- Jaki ma być? - zapytał Harry, bo zdecydowanie nie miał nic przeciwko. I tym razem może to była kolejka wymówka, aby go zobaczyć. Tylko może. Wpatrywał się w niego, jak oddalał się, idąc tyłem, aby również móc na niego patrzeć.
- Zielony. Zielony to zdecydowanie mój ulubiony kolor.
- Zielony? Jaki odcień zielonego?
Jego serce biło coraz szybciej, ponieważ Louis był coraz dalej. Może jego powieki kleiły się od zmęczenia, ale sen był niewątpliwie jego ostatnią myślą w tym momencie.
- Uważaj na siebie - dodał, ledwo powstrzymując się, aby nie ruszyć za nim. Miał nadzieję, że jego podróż do domu będzie spokojna i bezpieczna, i planował odejść dopiero wtedy, gdy zniknie mu z oczu.
Louis uśmiechnął się bardzo szeroko, a po chwili odwrócił się i zaczął iść przed siebie. A Harry? Harry po prostu stał i wbijał spojrzenie w jego plecy. Zorientował się w końcu, że stał tak od dłuższego czasu z rozchylonymi ustami, a z nieprzerwanie szalejącym sercem pod lewą piersią i zaczął zastanawiać się, dlaczego tak się czuł. Dlaczego czuł się tak zawsze w pobliżu Louisa, i dlaczego, gdy nie było go obok, myślał o nim coraz częściej.
***
Nie wiedząc czemu poczuł nagłe orzeźwienie, zupełnie tak, jakby nagle znalazł się w lodówce. Na karku poczuł chłodny powiew wiatru i coś, co rozlało się przez kark aż po kręgosłup - coś lodowatego i mokrego. Zaczął powoli się przebudzać, zaciskając swoje powieki i gdy je otworzył, wyprostował się nagle, prawie wywracając się do tyłu wraz z fotelem, na którym siedział.
Usłyszał głośne śmiechy, które rozległy się po pomieszczeniu i dopiero po chwili, gdy całkowicie się rozbudził, zrozumiał, co się stało.
- Co wy mi zrobiliście? - wymamrotał sennym głosem, dłonią dotykając swoich pleców przez koszulę. - Teraz jestem cały mokry. Czyj to był pomysł?
- Po prostu tak śmiesznie spałeś, nie mieliśmy innego wyjścia - Amber wykrztusiła przez śmiech, trzymając w dłoni pustą szklankę.
- A długo spałem? - cicho westchnął i przetarł twarz dłonią. Nie wiedział kiedy urwał mu się film, ale gdy spojrzał na zegarek, była już czternasta.
- Jakieś... cztery godziny - rzekł Carlo, niemniej rozbawiony, niż reszta. - Ciężka noc?
- Taa, nie spałem dobrze.
Przypomniawszy sobie spacer z Louisem w środku nocy, uśmiechnął się lekko, mimo faktu, że był niewyspany i zmęczony. Gdy wrócił po trzeciej do mieszkania, nie mógł usnąć przez najbliższe dwie godziny i usnął dopiero po piątej, a o siódmej musiał wstać, aby udać się do pracy. I niekontrolowanie zasnął przy swoim biurku, bo jak każdy człowiek potrzebował snu.
- Nie miejcie mi tego za złe, chyba muszę zainwestować w tabletki na sen.
- Nie truj się tymi świństwami, po prostu powinieneś zrobić sobie wolne, a nie nas straszyć. Myśleliśmy, że zemdlałeś.
- Nie, nie martwcie się - pokręcił swoją głową i zmarszczył brwi, rozglądając się po swoich pracownikach. - Dlaczego nie pracujecie?
- Dzisiaj jest pierwszy dzień wiosny. Zamknęliśmy wcześniej, żeby wrócić do domów. Pamiętasz, co dziś robimy? - Amber spytała go, odkładając szklankę na biurko i założyła ręce na piersi. Dopiero teraz zauważył, że miała na sobie płaszcz i szalik. - Idziemy do pubu, tam gdzie zwykle. Wszyscy razem.
- Och... Przepraszam, zapomniałem. - spojrzał na nią ze skruchą i dotknął swoich włosów, które odstawały na wszystkie strony. - Będę, oczywiście, że będę.
- Nie zapomnij zamknąć sklepu - wtrącił Carlo, grożąc mu palcem. - Bo kolejny włamywacz może nie okazać się być Harrym Stylesem.
Wszyscy zgodnie się zaśmiali, a Harry pokręcił swoją głową rozbawiony, odprowadzając ich spojrzeniem. Gdy został sam, wyjrzał przez szybę, aby dostrzec, jaka była pogoda. Było ponuro i zapowiadało się na deszcz, przez co miał coraz mniej ochoty na jakiekolwiek wyjścia. Ale nie chciał zawieść swoich przyjaciół, więc zaledwie pół godziny później zamknął swój salon, a o trzeciej dotarł do mieszkania.
W końcu wziął zasłużony i długo wyczekiwany, gorący prysznic, doprowadzając tym siebie i swoje włosy do ładu, zjadł porządne śniadanie i wypił duży kubek kawy, która od razu postawiła go na nogi. Jeszcze o piątej, przemierzając mieszkanie w samej bieliźnie i zastanawiając się, w co mógłby się ubrać, jego telefon zaczął dzwonić.
- Tak? - powiedział spokojnie, chociaż wewnątrz bardzo się ucieszył, że Louis do niego zadzwonił.
- Bardzo jest źle?
- O co pytasz? - zdziwił się.
- O twoje samopoczucie. Wiesz, ja byłem tak zmęczony, że rozlałem sobie koktajl na koszulkę. - wyznał rozżalony. - A czeka mnie jeszcze godzina w pracy.
- Naprawdę? - mimowolnie mały uśmiech pojawił się na jego twarzy, nie dlatego, ponieważ było to śmieszne, ale czuł się tak samo, jak on. - A ja usnąłem w pracy, przy biurku. To twarde drewno odcisnęło mi się na czole.
- To tak źle chyba jeszcze ze mną nie było - zachichotał do słuchawki. Brzmiał tak ciepło, że Harry musiał na chwilę przymknąć swoje oczy, aby móc to sobie wyobrazić. - Co robisz? Pewnie jesteś jeszcze w pracy. Przepraszam, jeśli przeszkadzam.
- Nie, Louis, nie przeszkadzasz - pokręcił swoją głową, chociaż mężczyzna nie mógł tego zobaczyć. - Dzisiaj zamknęliśmy wcześniej. Obecnie siedzę na łóżku, bo nie wiem, w co się ubrać.
- Ubrać? To znaczy, że teraz jesteś nagi? - ponownie zachichotał, na co Harry'emu przewróciło się w żołądku. Co więcej, prawie spadł z łóżka, gdy Louis dodał: - Możemy zrobić seks telefon, jeśli chcesz?
- Co? - spytał głupio, rozszerzając swoje oczy.
- Żartuję przecież!
Na samą myśl, Harry'emu zrobiło się niebywale gorąco. Zalała go fala ciepła od stóp do głów i musiał podeprzeć się wolną ręką o materac, aby nie upaść. Był w szoku, ale chociaż Louis żartował, nie mógł pozbyć się tej wizji w swojej głowie.
- Wiem, że żartujesz, a ja w żartach odpowiem, że jasne - rzucił bez namysłu i nim Louis mógł odpowiedzieć, kontynuował: - Masz jakieś plany?
- Na dziś? Skończyć pracę i zmienić koszulkę, którą pobrudziłem koktajlem. Wygląda to, jakbym się porzygał. - westchnął.
- A później? Nie jesteś zbyt zmęczony? - dopytywał, z szybko bijącym sercem. W jego głowie zrodził się plan, kolejny, bezrefleksyjny, ale całkowicie chciany. Harry naprawdę tego chciał.
- Zapraszasz mnie gdzieś?
- Tak - odparł bez wahania, mając wrażenie, że jego serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Podniósł się na nogi i zaczął krążyć po sypialni. - O dwudziestej przy moim salonie, czyli tam, gdzie zawsze. Stamtąd będzie tylko dwadzieścia minut wędrówki.
- Co ty planujesz? - Louis zapytał podejrzliwym tonem. - Dobrze. Myślę, że się wyrobię przez ten czas.
- To dobrze. Tak, bardzo dobrze.
Tym bardziej musiał wyglądać elegancko. Nie planował ubierać się na tę okazję jakoś szczególnie, był zmęczony i jedynie, o czym myślał, to sen. Ale gdy myśl o zaproszeniu Louisa wpadła mu do głowy, nagle stwierdził, że nie założy koszuli ani marynarki. Wyciągnął z jednej z szuflad szarą koszulkę z długim rękawem i z trzema, rozpinanymi guzikami u góry, a na nogi założył ciemne jeansy. Dla upewnienia się, że nie wyglądał zbyt drętwo, stawał przed lustrem przynajmniej kilkanaście razy w ciągu tych kilku godzin.
Włosy starannie zaczesał do tyłu i spryskał się perfumami, ale zanim wyszedł, usiadł ponownie na łóżku, zamknął oczy i złożył dłonie do modlitwy. W ciszy modlił się przez kilka minut, nie wiedząc, jak złożyć swoje myśli, ale myślał głównie o swojej mamie. Ostatnio zapomniał się modlić głównie ze względu na to, co działo się wokół niego przez ostatnie kilka tygodni. Ale był pewien, że jego mama była w stanie to zrozumieć.
Podróż autem wydawała się być bardziej korzystna, ale nie chciał utknąć w korkach, chociaż przystosowany był do samochodu, którym niegdyś poruszał się cały czas. Od niedawna jednak zaczął wybierać wędrówki pieszo, ale ze zdziwieniem zauważył, że świeże powietrze dobrze mu robiło. Nie był taki ospały i przy okazji mógł pomyśleć.
Gdy dotarł na miejsce, Louis już na niego czekał. Ujrzał jego plecy i drobną sylwetkę, ale zamiast zawołać go albo dać znać o swojej obecności, zakradł się po cichu od tyłu i zakrył jego oczy dłońmi. Chłopak wzdrygnął się i niemal od razu położył dłonie na dłoniach Harry'ego, dotykając jego palców.
- Harry? - zapytał niepewnie, jeszcze chwilę tak stojąc, po czym złapał jego dłonie, zdejmując z jego twarzy i obejrzał się przez ramię.
- Niespodzianka.
- Wiedziałem, że to ty - pokręcił głową z uśmiechem i puścił w końcu jego dłonie, co Harry z niechęcią zauważył. - Masz zawsze takie ciepłe ręce.
- A gdzie masz swoje rękawiczki?
- Zapomniałem ich zabrać.
Harry spojrzał na niego z politowaniem, a Louis wzruszył swoimi ramionami bezradnie. Zyskując nieco odwagi, ponownie złapał jego drobne dłonie w swoje i lekko je potarł, mając wrażenie, że na ten gest obojgu serce zaczęło bić szybciej. Louis jednak nie miał nic przeciwko.
- Cóż, są trochę zimne... - powiedział cicho, obserwując ich dłonie razem. Po chwili Harry przycisnął je do swoich ust, spoglądając przy tym w jego oczy.
Towarzyszyła im komfortowa cisza. Wraz z tymi drobnymi gestami, łamali bariery i stawiali kolejny krok w kierunku czegoś im nieznanego. Gorące usta Harry'ego przyciśnięte były do chłodnej i miękkiej skóry na dłoniach Louisa, który bardzo szybko się rozgrzał. Przestał drżeć z zimna, bo wzrok Harry'ego był tak ciepły, że niemal się roztapiał.
- Chodźmy - zaproponował po dłuższej chwili, w końcu puszczając jego ręce. Z trudem się do tego zmusił, bo były one tak kruche i małe, że miał ochotę trzymać je bez przerwy, ale wiedział, że to za szybko. Nawet nie wiedział, do czego zmierzali.
Louis jedynie skinął swoją głową i ruszyli w kierunku knajpki, o której opowiedział mu Harry. Dowiedział się również jednego, w oczach Stylesa mało ważnego szczegółu.
- Będą tam moi przyjaciele. Moi pracownicy tak naprawdę. - oznajmił, gdy byli już bardzo blisko celu.
- Twoi przyjaciele? Zabierasz mnie na spotkanie ze swoimi przyjaciółmi? - spytał z paniką w głosie. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
- Sam nie wiem, oni też nie wiedzą - westchnął. - Ale chciałbym, abyś ich poznał.
- Szczególnie po tym, co wydarzyło się w piątek. Bardzo mi głupio.
- Nie powinno ci być głupio - potrząsnął swoją głową i zatrzymał się nagle, zmuszając do tego też i młodszego mężczyznę.
Rzucił okiem na szyld pubu, który znajdował się zaledwie parę kroków dalej i znów na Louisa, który wyglądał na zagubionego i niepewnego. Nie chciał, aby wyglądał tak, gdy na co dzień był radosny i pewny siebie. Brakowało mu jego bezpośredniości i tego, jak szalony potrafił być.
- Naprawdę. Nie wierzę, że to mówię, ale pomysł z jedzeniem lodów zimą był najlepszym, na jaki kiedykolwiek ktoś mógł wpaść. Będę to opowiadał każdemu, kogo spotkam. Będę opowiadał mu o tobie. O tym, że jesteś wartym poznania człowiekiem i nikt, powtarzam nikt nie może tego kwestionować. Jesteś najbardziej szaloną osobą, jaką znam, ale przysięgam ci, że jedyną w swoim rodzaju. Nie żałuję, że cię poznałem. Oni też na pewno nie będą.
Może z jego ust wyszło o wiele słów za dużo, słów, których normalnie nie odważyłby się powiedzieć, ale potrzebował uświadomić Louisowi, jak bardzo wyjątkowy był. Chciał ująć to wszystko jak najlepiej, bez wahania się i rozmyślania, czy powinien. Mówił to, co miał na myśli, a Louis słuchał go i z każdym, kolejnym słowem, jego oczy stawały się szkliste. Nic jednak nie mówił, po prostu nie będąc w stanie.
- Chodź - dodał nieco ciszej, chwytając go za ramię. - Po prostu spędźmy dobrze czas.
Chłopak jedynie pokiwał głową w odpowiedzi i razem udali się do budynku. Zanim jednak weszli do środka, zatrzymał go na chwilę przed drzwiami, aby powiedzieć:
- Ja też nie żałuję, że cię poznałem, Harry.
I to właśnie te słowa sprawiły, że Harry poczuł się naprawdę ważny. Poczuł nieznane ciepło w dole brzucha, niesamowicie przyjemne. Przepuścił Louisa pierwszego i wszedł za nim do środka, dłoń kładąc w dole jego kręgosłupa. Poprowadził go do stolika, przy którym zwykł siadać i kiedy byli już naprawdę blisko, wzrok wszystkich skupił się na Harrym. Zaczęli machać mu, szeroko uśmiechnięci, ale dopiero po chwili dostrzegli również Louisa.
Momentalnie przy stoliku zapanowała cisza. Każdy bez wyjątku przyglądał się Louisowi z nieukrywaną ciekawością i z niemałym zaskoczeniem. Chłopak chyba poczuł się skrępowany, bo spojrzał na Harry'ego i już rozchylił swoje usta, aby coś powiedzieć, ale ten szybko go wyprzedził.
- Zdejmij kurtkę - polecił cicho, starając się ignorować przeszywające spojrzenia swoich przyjaciół. Z całą pewnością nie spodziewali się, że jeśli Harry kiedykolwiek przyprowadzi kogoś ze sobą, to okaże się być to chłopak.
Louis z wahaniem rozpiął swoją kurtkę. Cisza, która panowała od dłuższego czasu, niczemu nie sprzyjała, ale po chwili jakby wszyscy się otrząsnęli.
- Posuńcie się - rozkazał Carlo, odzywając się jako pierwszy. Być może skojarzył fakty i przypomniał sobie o piątku, kiedy prawie przyłapał mężczyzn na pocałunku.
Wszyscy jak na zawołanie zrobili im miejsce, a gdy oboje ściągnęli już nakrycia, Harry przepuścił Louisa pierwszego, aby usiadł obok Amber, a sam zajął miejsce z brzegu.
Odchrząknął głośno, nie chcąc, aby cała ich uwaga skupiła się na Louisie, sprawiając tym samym, że chłopak czuł się niezręcznie.
- Przepraszam za spóźnienie. Dzisiaj nie jechałem samochodem, to by było okropne. - powiedział jak gdyby nigdy nic i wyciągnął dłoń, aby chwycić kieliszek Kim. - Mogę się napić? Dzięki.
- Jesteś bezczelny - odezwała się kobieta, kręcąc swoją głową, po czym uśmiechnęła się do Louisa, zwracając tym samym jego uwagę. - Cześć, jestem Kim. Harry to dupek i nawet nam ciebie nie przedstawił.
- Louis - rzekł od razu, odpowiadając jej nieśmiałym uśmiechem.
- Carlo - mężczyzna pośrodku wyciągnął do niego swoją dłoń, więc Louis uścisnął ją. Wyglądał na coraz bardziej oswojonego z tą sytuacją i nie czuł się taki przytłoczony. - Ale spotkaliśmy się już.
- Harry, zamówiłam ci to co zwykle. Czy Louisowi wziąć to samo? - zapytała Martha, siedząca z drugiego brzegu na zaokrąglonej kanapie.
- Co bierzesz zwykle? - Louis zapytał go szeptem.
- Whisky - Harry odszepnął, pochylając się do niego.
Ich cicha rozmowa ponownie sprawiła, że wszyscy na nich spojrzeli. Może to przez fakt, że siedzieli naprawdę blisko siebie, a usta Harry'ego ocierały się o ucho Louisa, gdy mówił. Może przez zachowanie Harry'ego, który był ich zdaniem zbyt troskliwy względem drugiej osoby i było to widoczne na pierwszy rzut oka. Dotykał go, gdy prowadził go wprost do stolika, poprosił, aby zdjął kurtkę i przepuścił go pierwszego, aby usiadł. Z pozoru nic. Ale czasami, język ciała mówił więcej, niż słowa. Te drobne z pozoru gesty zapowiadały coś wielkiego, coś, z czego jeszcze tylko dwa dwójka nie zdawała sobie sprawy, bo byli zbyt nieśmiali, aby to przed sobą przyznać.
Ale nikt nie potrzebował lupy, aby dostrzec, że między tą dwójką było coś, czego nikt nie umiał jeszcze w żaden sposób nazwać. Zobaczyć można było gołym okiem, jak rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, a Harry cicho pytał, czy czuł się dobrze. Louis kiwał wtedy głową i uśmiechał się, naprawdę szczerze i szeroko, a na widok ten, błysk dostrzegalny był w oczach mężczyzny. Wpatrywał się w wąskie, malinowe usta zbyt często i czasami za długo, niż powinien, ale sam Harry zaczął z czasem zauważać, że nie przeważała w nim żądza pocałunku - pragnął tylko ujrzeć jego uśmiech, aby zaspokoić swoje spragnione serce.
I nie było niezręcznie. W pewnym momencie, Harry tak po prostu wyłączył się z rozmowy, w której uczestniczył nawet sam Louis, aby móc go obserwować. Popijał alkohol ze swojej szklanki bardzo powoli i myślał nad swoimi słowami, które wypowiedział jeszcze zanim weszli do środka. Nie mógłby odnaleźć jednak ani krzty kłamstwa w tym, co powiedział - było to tym, co właśnie czuł. Miał również wrażenie, że to dodało Louisowi pewności siebie.
Nie potrafił ukryć swojego małego, dumnego uśmiechu, gdy spostrzegł, jak bardzo wszyscy polubili Louisa. Zaakceptowali go i co więcej, byli nim wręcz zachwyceni. Dowiedział się o tym, gdy Louis udał się do łazienki, a wtedy wszyscy pochylili się w jego stronę.
- Nie wiem, skąd go wytrzasnąłeś, ale dobra decyzja - usłyszał od Amber. Reszta po prostu zgodnie pokiwała głowami, zaskakując tym Harry'ego tak bardzo, że nic nie mówił, po prostu patrzył na nich zaskoczony. - I jeśli to dzięki niemu jesteś taki, jaki teraz jesteś... Jeśli tylko coś spieprzysz, to wszyscy cię zabijemy.
Jaki był? Czy był inny? Może nie widział tego, bo sam zdołał już przyzwyczaić się do uczuć, jakie budził w nim Louis?
Gdy było już po dwudziestej drugiej, nadeszła pora, aby zacząć zbierać się do domu. Oczywiście nie obeszło się bez powtarzania Louisowi, aby spotykali się częściej i zaproszeń do salonu, bo naprawdę bardzo go polubili. Harry czekał, aż każdy z nich się z nimi pożegna, a kiedy tak się stało, wyszedł z Louisem jako ostatni. Wypił za mało, aby czuć się nietrzeźwy, czuł się wprawdzie mówiąc bardzo dobrze i zapomniał już nawet o zmęczeniu, które towarzyszyło mu jeszcze po południu.
- Lubię twoich przyjaciół - obwieścił Louis, poprawiając swój szalik. - Są naprawdę bardzo mili.
- Wiem to. Mówiłem ci. - uśmiechnął się lekko. - Oni też cię bardzo polubili.
- Serio?
- Tak. Jak wyszedłeś do łazienki, to ciągle mówili, że chcą powiesić sobie twoje zdjęcie zamiast krzyża.
- Nie żartuj sobie - Louis klepnął go w ramie, cicho się śmiejąc. - Pierwszy raz byłem taki zdenerwowany.
- Dlaczego?
- Bo to nie byli jacyś tam ludzie, to byli twoi znajomi. Zależało mi na tym.
Nie wiedząc czemu, Harry zrozumiał to jako zależy mi na tobie, ale szybko odrzucił tę myśl ze swojej głowy. Wątpił, aby komuś takiemu jak Louis, zależało na kimś takim, jak Harry. To był czysty zbieg okoliczności, że to tak to zabrzmiało.
- Jest bardzo ciemno i cholernie późno - zaczął po chwili, bardzo ostrożnie i powoli wypowiadając słowa. Louis spojrzał na niego ciekawie. - Nie wiem, czy... czy to najlepszy pomysł, abyś wracał teraz sam.
Zrobił krótką pauzę, aby oblizać usta i tym samym zyskując od chłopaka nieme zezwolenie, aby kontynuował.
- Może powinieneś iść ze mną? To niedaleko.
Propozycja mogła zabrzmieć dość dwuznacznie, ale w tej chwili Harry nie myślał o niczym innym, jak bezpieczeństwo Louisa. I może nie powinien był tego mówić, bo ten mógł odebrać to w różny sposób i postrzec Harry'ego w zupełnie innym świetle, ale nie mógł się powstrzymać.
- Do ciebie? - Louis zapytał cicho, gryząc swoją dolną wargę. Spuścił na moment swoją głowę, a po chwili znów uniósł ją, spoglądając prosto w jego oczy. - Dobrze.
Harry musiał zamrugać kilka razy, gdy usłyszał jego twierdzącą odpowiedź. Szybko jednak potrząsnął swoją głową, starając się nie uśmiechnąć i zaczęli po prostu iść, pogrążając się w błogiej ciszy.
Starał się opanować drżenie swoich dłoni na myśl, że zaprosił Louisa do swojego mieszkania, a on się zgodził. Że zagości u niego po raz pierwszy i zostanie na noc. Niestety, na próżno zdały się próby zachowania spokoju - był niemal pewien, że jego serce było gotowe wyskoczyć z jego piersi.
Gdy Louis przeszedł przez próg pierwszy, pierwszą rzeczą, jaką zauważył, była pustka.
- Pusto tu - stwierdził, po ściągnięciu swoich butów i kurtki, którą zawiesił na wieszaku. Niepewnie przeszedł dalej, krocząc ku sypialni. - I cicho. Nie boisz się tak sam tu mieszkać?
- Dlaczego miałbym? - zaśmiał się cicho i nacisnął włącznik światła w sypialni, zapraszając do niej Louisa. - Nie ma tu za wiele rzeczy do oglądania. Możesz usiąść, a ja dam ci coś do spania. Jesteś głodny?
- Nie - pokręcił swoją głową, przysiadając na miękkim, dwuosobowym łóżku. To nieszczęsne łóżko, które widziało więcej kobiet w całym swoim życiu, niż Harry mógł zliczyć. Zalał go wstyd. - Kto to?
Palcem wskazywał na ramkę ze zdjęciem. Harry zamarł, obserwując, jak chwyta po chwili ramkę i przygląda się uważnie kobiecie.
- Moja mama - odparł po chwili przez zaciśnięte gardło. - Nie żyje.
- Bardzo mi przykro - Louis powiedział szybko i odstawił ramkę. Posłał mu smutne spojrzenie, poprawiając się na swoim siedzeniu. - Co się stało?
- Miała udar.
Podszedł do komody naprzeciwko łóżka, aby wyciągnąć z niej czystą bieliznę i ciuchy do spania. Próbował w ten sposób uniknąć również tematu swojej mamy, bo nie czuł się gotowy, aby teraz o niej rozmawiać.
- Łazienka jest tutaj - gestem wskazał na białe drzwi, tuż obok garderoby i podał Louisowi świeże ubrania. - Zrobię ci herbaty.
- Dziękuję - przyjął je z wdzięcznością.
Kiedy zniknął, Harry odetchnął cicho i oparł swoje czoło o ścianę. Był zagubiony. Z jednej strony, czuł nieodpartą chęć, aby Louis spędził tutaj noc, a może i wiele nocy, ale z drugiej, czuł względem niego poczucie winy. Fakt, że przed nim w tej sypialni gościło wiele kochanek było niczym uderzenie w policzek. Nie miał obowiązku mu mówić, ale ich znajomość posuwała się znacznie dalej, niż by tego chcieli, ale gdyby jednak mu powiedział, nie chciał, aby myślał, że był jednym z nich. Nie. Louis był wyjątkowy i sprawiał, że chciał po prostu leżeć i przypatrywać się mu.
Kubek z gorącą herbatą stał już na komodzie, a Harry siedział na łóżku i wpatrywał się w zdjęcie swojej mamy. Jego uwagę odwróciło skrzypienie drzwi, a po chwili stanął w nich Louis, ubrany w jego dresy i dużą koszulkę. Na samą myśl, że użył również jego żelu pod prysznic czuł ciepło w sercu.
- Herbata - oznajmił, wstając. - Zaraz wracam.
Louis pokiwał jedynie głową, a jego wilgotne włosy opadły mu na czoło. Harry zignorował ten mały, kompletnie rozczulający go szczegół i zamknął się w łazience, starając się dociec, co się z nim działo. Pochylił się nad umywalką i przemył twarz lodowatą wodą, a gdy poniósł wzrok na swoje odbicie w lustrze, wypuścił głośno powietrze z płuc. Musiał się oswoić z myślą, że tej nocy nie był w mieszkaniu sam - był tu również ktoś kruchy i wrażliwy, a na kim w dziwny i niewytłumaczalny sposób zaczęło mu zależeć.
Ściągnął swoją koszulkę i gdy zabrał się za odpinanie paska spodni, nagle uświadomił sobie, że nie zabrał ze sobą ciuchów na przebranie. Był zbyt rozkojarzony.
Opuścił łazienkę po zaledwie kilku minutach, zastając Louisa, stojącego przy komodzie i oglądającego swój wazon.
- Niesamowite, że go masz - rzekł z uśmiechem, dopiero po chwili spoglądając na Harry'ego. Ale gdy go ujrzał, rozchylił swoje usta, a jego oczy (świadomie czy nie) zatrzymały się na jego nagim torsie.
Harry przystanął w tym samym momencie, również się w niego wpatrując. Był wręcz otumaniony tym uczuciem, które nagle go ogarnęło. Nie potrafił ignorować dłużej pragnienia, które tak długo tłumił w sobie. Nie powstrzymywał się już dłużej - zapomniał o tym, dlaczego wrócił się do sypialni i o tym, że jeszcze przed paroma chwilami rozważał to, czy odpowiednim było brnąć w tę znajomość dalej. Czy warto.
Warto.
Szybko pokonał odległość, jaka ich dzieliła i bez zbędnych słów, chwycił Louisa za policzki i wpił się w jego słodkie usta, z których wydobył się cichy jęk zaskoczenia. Ale Louis mimo to, zamiast odepchnąć go bądź zacząć krzyczeć, zupełnie jakby pragnął tego samego, złapał go za ramiona i zacisnął palce na miękkiej i gorącej skórze.
Dłonie Harry'ego przeniosły się z jego policzków na jego biodra, aby chłopak nie zatoczył się do tyłu i nie upadł. Sam odczuwał trudności ze staniem prosto i zachowaniem spokoju, ponieważ czuł usta Louisa ponownie, czuł, jak miękkie były i jak subtelnie się poruszały, gdy tylko zaczął go całować. A całował go tak delikatnie, a zarazem stanowczo, jakby był bardzo kruchym dziełem sztuki. Jego ciało było tak drobne, jakby był gotów w każdej chwili popękać w jego objęciach, więc ze strachem ścisnął je mocniej, przyciskając je do siebie tak mocno, jak było to możliwe.
Przechylił głowę w bok, aby łatwiej było mu wyciskać namiętne pocałunki na jego ustach. Gdy wydawało mu się, że za chwilę miał skończyć, po prostu odsunąć się i dać im obu odetchnąć, wtem z powrotem wracał do jego ust, bo zdał sobie sprawę, że wręcz nie potrafił się oderwać.
Ale w pewnej chwili paznokcie Louisa wbiły się w skórę na jego karku odrobinę za mocno, a jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie. Niechętnie rozłączył ich usta, oddychając tak szybko, że zaczął obawiać się, czy za chwilę się nie zachłyśnie. Jeszcze nietknięta, gorąca herbata stała się rzeczą zbędną, bo pocałunek zdołał rozpalić ich obu.
- Przepraszam - wyszeptał, chociaż tak naprawdę nie miał tego na myśli. Nie chciał przepraszać, bo tego nie żałował. Po raz pierwszy naprawdę go pocałował, ale zrozumiał właśnie, że to nie wystarczało. Chciał więcej.
Usta Louisa były czerwone i nabrzmiałe od pocałunku, a policzki zaróżowione. Oczy miał zamknięte, prawdopodobnie próbując skupić się na opanowaniu swojego nierównomiernego oddechu.
- Jest okej - odpowiedział mu jeszcze ciszej, przejeżdżając językiem po swojej dolnej wardze. Po chwili złapał dłoń Harry'ego, ale nie po to, aby po prostu ją złapać, ale aby zdjąć ją z jego pasa. - Nie rób tego więcej.
- Co? - Harry momentalnie zmarszczył swoje brwi. Jednak ku prośbie Louisa, puścił go i sam oblizał swoje usta. - Coś nie tak?
- Po prostu nie rób tego więcej - powtórzył.
Harry miał ochotę zaśmiać się z tego, jak absurdalna była ta sytuacja, ale wszystko zmieniło się z chwilą, w której Louis podniósł swoją głowę. Wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać, a w jego oczach dostrzegł błysk bólu.
- Co się stało? - zapytał ponownie, nie dając za wygraną. - Jeśli nie chcesz, to po prostu mi powiedz, że ci się nie podobało. Przepraszam, Louis, może ja po prostu źle odczytałem znaki.
- Harry, proszę... - powiedział łamiącym się głosem. - Po prostu nie.
Niczego już nie rozumiał. Bał się, że Louis za chwilę upadnie tak, jak stoi, że rozsypie się na kawałki, a Harry nie zdąży go uratować. Ponownie podszedł najbliżej, jak tylko to możliwe.
- N-Nie możesz mnie całować wiedząc, że jestem chory. Nie. - pokręcił swoją głową, nie patrząc wtedy na mężczyznę.
- Naprawdę mnie to nie obchodzi - wyznał równie cicho, łapiąc jego nadgarstki, aby choć trochę się uspokoił. - Nie myślę o tym.
Louis w końcu na niego spojrzał, biorąc głęboki oddech.
- Po prostu... czuję się winny. Nawet nie wiem dlaczego.
- Ale winny za co? Pocałowałem cię, bo chciałem.
- Ale ja pocałowałem cię pierwszy.
- Gdybyś tego nie zrobił, wtedy zrobiłbym to ja. Chyba, że byś sobie tego nie życzył.
Doszukiwał się w Louisie odpowiedzi, uporczywie się w niego wpatrując. Naraz czuł żal, smutek, zawód, ponieważ Louisa coś trapiło, a on nie wiedział, jak mu pomóc. Czuł się również bardzo zgubiony, bo wydawało mu się, że tego chciał, oboje chcieli.
Po chwili milczenia z jego strony, puścił w końcu jego nadgarstki zrezygnowany i chwycił kubek z herbatą, podając go Louisowi.
- Wypij. Rozgrzejesz się. - polecił może trochę za chłodno, ale w tej chwili był wulkanem emocji.
- Przepraszam.
Pokręcił głową, nic więcej nie mówiąc. Odwrócił swój wzrok i wziął świeże ciuchy, zanim zniknął ponownie w łazience. Stojąc pod prysznicem pozwalał, aby woda obmywała jego nagie ciało, gdy wpatrywał się w kafelki i myślał o tym, co się stało. Był to jednocześnie najlepszy, ale i najgorszy pocałunek w jego życiu. Dotknął palcami swoich ust i przymknął powieki, przetwarzając znów wszystko w swojej głowie.
Gdy wyszedł z łazienki po niespełna dwudziestu minutach, Louis siedział na krawędzi jego łóżka i sączył resztki chłodnej herbaty z kubka. Jego brwi były lekko zmarszczone.
- Możesz pożyczyć moją szczoteczkę - zasugerował Harry, znikając w swojej garderobie. Był w samej bieliźnie i koszulce, więc miał nadzieję, że Louis nie poczuje się przez to skrępowany, ale tak zazwyczaj spał. Usłyszał ciche podziękowanie z pomieszczenia obok, więc gdy dobiegł go jeszcze odgłos zamykanych drzwi, wypuścił z płuc nieświadomie wstrzymywane powietrze.
Nie chciał, aby to tak teraz wyglądało, że będą siebie unikać. Louis nagle stał się bardzo milczący, a Harry był zły, chociaż nie chciał dać tego po sobie poznać. Przede wszystkim był zły na siebie, że odważył się na taki krok i pocałował go mimo wcześniejszych wątpliwości, które jednak okazały się być słuszne. Louis nie chciał niczego więcej, nawet drobnych całusów, więc postanowił, że więcej nie popełni tego samego błędu. Nieważne, jak bardzo będzie chciał.
Uporządkował krótko ciuchy na półkach i na wieszakach, bo dawno tego nie robił i kiedy wyjrzał przez futrynę, Louis opuszczał akurat łazienkę.
- Poczekaj, zmienię pościel.
Szybko sięgnął po świeże poszewki, gdy przypomniała mu się ostatnia noc, jaką spędził tutaj z Holley. Był zmuszony również zmienić prześcieradło, bo chociaż Louis nie zdawał sobie z tego sprawy, to Harry czuł się obrzydliwie z faktem, że pozwoliłby spać mu w tej samej pościeli. Wrzucił ją do kosza na pranie, chociaż rzadko robił pranie. Wątpił nawet, czy potrafił obsługiwać pralkę przez brak czasu, a ubrania zazwyczaj nosił do pralni.
- Mam tu spać?
- Tak. Będę jakby co w kuchni... mam kuchnię połączoną z salonem, spokojnie. - dodał, gdy Louis spojrzał na niego przerażony. - Nie będę spał w lodówce. Zgasić ci światło?
- Ja, um... tak - rzekł nieco zmieszany. Rozchylił swoje usta, jakby chciał coś powiedzieć coś więcej, coś naprawdę dla niego trudnego, ale z jego usta wypadły jedynie ciche: - Naprawdę przepraszam.
Harry mógł wydawać się oschły, ale nic nie mógł poradzić na to, że czuł się trochę zawiedziony. Powinien zrozumieć Louisa i jego wątpliwości, ale bywał czasami zbyt samolubny i musiało minąć trochę czasu, aby wreszcie przyznał się do błędu.
Zabrał gruby koc po drodze i zostawił uchylone drzwi od sypialni, zanim udał się do salonu. Ułożył się na kanapie z prawdziwej skóry, która była twarda jak beton i podłożył sobie pod głowę poduszkę, jednak po chwili namysłu zrzucił ją na podłogę. Zawsze spał na twardej powierzchni, a od miękkich poduszek bolała go głowa.
Nie mógł jednak zasnąć. Wiercił się co chwila i bezcelowo wgapiał się w ciemność, ale nie dlatego, ponieważ było mu niewygodnie. Zaczął rozumieć, że zachował się źle, i że Louis odczuwał to wszystko inaczej, niż on sam. Przede wszystkim Harry nie znał Louisa, nie znał jego historii ani tego, jak czuł się wewnątrz. Podejrzewał, że mógł czuć się przytłoczony i zagubiony, co z resztą jasno dał mu do zrozumienia. Powinien to zaakceptować, zrozumieć, ale on po prostu nie chciał, aby się tak czuł. Gdy ujrzał jego załzawione oczy i usłyszał chwiejny głos był pewien, że jego serce pękło.
Postanowił, że przeprosi go rano, w końcu miał za co. Teraz, gdy emocje znacznie opadły, zrozumiał chłopaka i winien był mu przeprosiny, nieważne, że naprawdę tego nie żałował. Nie żałował, bo szczerze tego pragnął, a teraz, gdy w końcu to się stało, chciał więcej. Z każdym, kolejnym razem chciał więcej, chciał widzieć go coraz częściej, dotykać jego dłoni i troszczyć się o niego. On tak jakby stawał się powoli nieodłącznym elementem jego życia, ale Harry nie potrafił nazwać ich relacji. Były skomplikowane - Louis był jednocześnie kimś, dzięki komu jego nastrój natychmiast się poprawiał i nie myślał już o rzeczach, które dotychczas przysparzały mu zmartwień (jak ślub swojej siostry, którym do niedawna się jeszcze zadręczał, albo pieniądze, o których kompletnie zapomniał), ale był nim też... zauroczony.
Zauroczony, ponieważ nigdy nikogo takiego nie spotkał na swojej drodze. Zauroczony, ponieważ Louis był wyjątkowy. Zauroczony, ponieważ miał najpiękniejsze oczy na całej kuli ziemskiej, były niebem, nieskończonym niebem, którego nie potrafił sięgnąć. Zauroczony, choć przerażony - bał się uczuć i tego, dokąd go zaprowadzą.
Louis prawdopodobnie już spał. Leżał w jego łóżku w jego ciuchach, a Harry nie mógł być tego świadkiem. Mógł jedynie wyobrażać sobie, po której stronie łóżka spał, i czy leżał na brzuchu albo na boku, gdy zasypiał. Może tak, jak Harry opadał na plecy z dłońmi na brzuchu. Naprawdę był tego ciekaw. Długie minuty myślał nad tym, nie będąc nawet zmęczony. Ostatnimi czasy było to najbardziej czasochłonnym zajęciem, jakiemu się poddawał - myślenie o Louisie.
Dlatego leżąc tak z dłońmi pod głową i wpatrując się w sufit, odtwarzał nieprzerwanie w swojej głowie scenę pocałunku. Na ten krótki moment wymazał z pamięci to, co stało się potem, myślał tylko o tym, że całowanie Louisa było swojego rodzaju oderwaniem od rzeczywistości - gdy go całował, wszystko wokół znikało. I chociaż ta myśl wydawała się być niezwykle przerażająca, odkrył również, że w jego życiu znikało wszystko, co go otaczało. Ale zauważył to dopiero teraz, jako ostatni, bo wszyscy inni już wiedzieli. Widzieli, jak coraz częściej zamyśla się albo uśmiecha do siebie bez powodu, ale nie byli nigdy świadomi, co było tego przyczyną. Teraz już wiedzieli. On również wiedział.
Louis.
* Harry Styles, 2017, Meksyk.
2 notes · View notes
dariusblogpl · 6 years
Text
Słowo Boże na niedziele - Modlitwa o pokój
Tumblr media
Parafia Ewangelicko-Augsburska św. Marcina w Krakowie: Modlitwa o pokój z Grupą Chrześcijan LGBTQ "Wiara i Tęcza" 26.05.2018. Rozważanie na tekst z Pierwszego Listu Jana rozdział 4, wiersze od 16 do 21
"Bóg jest miłością, a kto mieszka w miłości, mieszka w Bogu, a Bóg w nim. W tym miłość do nas doszła do doskonałości, że możemy mieć niezachwianą ufność w dzień sądu, gdyż jaki On jest, tacy i my jesteśmy na tym świecie. W miłości nie ma bojaźni, wszak doskonała miłość usuwa bojaźń, gdyż bojaźń drży przed karą; kto się więc boi, nie jest doskonały w miłości. Miłujmy więc, gdyż On nas przedtem umiłował. Jeśli kto mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi brata swego, kłamcą jest; albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. A to przykazanie mamy od niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego." 1J 4,16b-21
Miłość to uczucie, którego możesz doświadczyć każdego dnia. Jest to wieczne i codzienne Objawienie. To dla ciebie Bóg budzi słońce o wschodzie i kładzie je spać o zmroku. Stwórca ma jedną Ewangelie dla wszystkich, podpisaną swoim imieniem i zadedykowaną tobie osobiście. Dobra nowina o miłości do człowieka, jest czystą łaską, w której Pan wyrzeka się wszelkiego odrzucenia i niechęci. On wsłuchuje się w twój głos gdy się modlisz i w serce gdy nie masz na to siły. Dzieje się tak od dnia stworzenia, od poczęcia jesteś jedyny i niepowtarzalny. Wielu ludzi złożyło dla nas świadectwo tej miłości, które z kolei przez innych nam podobnych zostało spisane a potem przekazane kolejnym pokoleniom. W ten sposób Objawienie, które trwa od początku świata, zostało zapisane na kartach Biblii i trafiło w nasze ręce. Z tego świadectwa rodzi się wiara, nadzieja i miłość. Słowo, w którym Bóg się do ciebie zwraca się po imieniu, jest zaproszeniem do osobistej relacji. Pewność miłości Boga do człowieka, polega na tym, że słowa „kocham cię” nie usłyszysz od obcej osoby, ani nie powiesz nikomu, kto jest ci obojętny. Dlatego ten, który zna cię po imieniu i z imienia się tobie przedstawił, kocha cię bezgranicznie i wiecznie. To szczególne uczucie, w Jezusie stało się czynem. On daje życie, ciało i krew za ciebie. Zewnętrznym znakiem tego bożego afektu jest chrzest, w którym jesteśmy przyjęci do wiecznej miłości, i to nie inaczej, jak waśnie po imieniu. Dlatego dla Boga nikt nie jest anonimowy, nikt nie jest niechciany ani wykluczony.
Miłość jest największym kapitałem na życie jaki otrzymuje dziecko od swoich rodziców. Zdarza się, że niektórzy z nas doświadczają jej niewiele, i z tego powodu nie są w stanie dać jej innym. Niemniej nawet jeśli tak się stało, to dziś masz Jezusa, który pisze do ciebie list o wiecznym zakochaniu Boga w człowieku. Przekażesz go swoim synom i córkom, i z mocy tej Ewangelii każdy Abel pojedna się z Kainem. Dlatego to orędzie nazywamy Testamentem, który jest dziedzictwem i zobowiązaniem.
Odpowiedz dziś Bogu na jego usilne starania o ciebie i podejmij dialog. Nie trzeba się tego obawiać, ponieważ on ma tylko dobre słowa, które leczą i uzdrawiają. Kościół jest tym szczególnym miejscem apostolstwa, w którym jesteśmy zaproszeni do świadectwa. Każdy głos jest ważny i wyjątkowy, ponieważ Duch Święty jest z natury polifoniczny. On mówi w każdym języku i używa każdego ludzkiego życia. Jezus głosem wielu ludzi, przypomina o wiecznej miłości Boga. Jeśli usłyszysz i dasz się zaprosić, on jest w stanie wypełnić dobrym uczuciem, całe twoje życie. Z Jezusem na krzyżu umiera każdy lęk, a trzeciego dnia zmartwychwstaje nadzieja - wierzysz w to?
„Prawdziwy apostoł nie zamierza głosić doktryn, stawać na czele ruchów, werbować członków do organizacji, on jedynie mówi o Bogu, a wszystko inne przychodzi razem z tym. Apostoł nie ma ambicji, by kogoś nawracać, nie zamierza posługiwać się zużytymi formułami, nie stara się sprzedać tego co nie ma ceny, nie odziewa się w chwałę ani sam się nie usprawiedliwia, po prostu głosi z miłością. To jest jego sposób na wyrażanie wiary, jaką czuje, stojąc obok Boga. Jego wiara jest tak głęboka, że nawet gdyby nikt nie dawał wiary, on i tak głosić będzie dalej Słowo Boże.”
(cytat pochodzi z "Dzieła otwartego" T. Mertona) - Amen
Katedra Hope
vimeo
youtube
Metropolitan Community Church Toronto Kanada
youtube
Metropolitan Community Church of Washington DC
youtube
Metropolitan Community Church
youtube
0 notes
bezuzyteczne · 6 years
Text
jedyne czego w tym momencie chce to cie zobaczyc
116 notes · View notes