Tumgik
#białe kwiaty
jeanne-davenport · 4 months
Text
Tumblr media Tumblr media
white & green
fiołek, po prostu fiołek
53 notes · View notes
witekspicsnature · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media
White flowers of different kind of hydrangea.
2 notes · View notes
jacobgraphy · 7 months
Text
Tumblr media
Tumblr media
108 notes · View notes
drewnozerca · 2 months
Text
Tumblr media
23 notes · View notes
Photo
Tumblr media Tumblr media
Climbing plant with white small flowers.
12 notes · View notes
skrzywdzona · 10 months
Text
Tumblr media
1 note · View note
ayanos-pl · 11 months
Photo
Tumblr media
ヒメジョオンで吸蜜するベニシジミ(6月5日)
1 note · View note
ankakonkel · 1 year
Text
Tumblr media
"W życiu nie wszystko jest czarne albo białe. Istnieje wiele odcieni szarości. Mimo to ludzie często wydają sądy prosto z mostu, nie biorąc poprawki na to, że ktoś może się zwyczajnie pomylić."
~ Gigi Buffon
1 note · View note
ineffablelvrs · 2 months
Text
aktualnie czytam potop tom 2, księgę koheleta, białe kwiaty, przedwiośnie i hamleta. call that zlot epok literackich
3 notes · View notes
pigulki · 3 months
Note
7, 32, 94 😊
7. Twoje największe marzenie?
Założyć szczęśliwą rodzinę
32 Ulubione kwiaty?
Piwonie i białe lilie🫶🏼
94. Czego najbardziej żałujesz w swoim życiu?
Że nie ucięłam wcześniej bardzo toksycznej relacji
Dziękuje za pytanka!😘
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Mam świetny humor! I drama rodzinna, której opisanie zajęło mi znacznie więcej literek niż myslałam...
Po weekendzie przeznaczonym na reset i słodkie nic-nie-robienie, jedzenie, oglądanie filmów, same przyjemności i pozbawionym jakichkolwiek planów obudziłam się dziś WYSPANA (pierwszy raz od miesiąca) na 30 minut przed budzikiem.
Podlałam kwiaty w całym mieszkaniu, sfotografowałam ten dramat za oknem (spadł śnieg pierwszy w tym roku, tragedia, chcę lata, nie znoszę zimy - tylko w górach i na pocztówkach, jak dla mnie w mieście nie powinno być śniegu, nie lubię, nie chcę, chcę do ciepłych krajów, tam gdzie nie trzeba nosić kurtek), ubrałam się w odzież termiczną, zrobiłam nam złote mleko, zjadłam śniadanie, puściłam pranie, przygotowałam część drugiego śniadania do pracy na jutro, obejrzałam ostatni odcinek Białego Lotosu (i cholera, jestem w jakiś sposób zawiedziona, bo mam wrażenie, że to pokazuje zepsucie, wiarołomstwo Harper i Ethana, rozumiem to tak, że są “kwita” wobec siebie, każde z nich dokonało zdrady i teraz mogą żyć w niedomówieniu, zakłamaniu i paradoksalnej miłości... To dla mnie zawód. Moralnie nie mogę się z tym pogodzić).
Zaraz lecę do biura przygotować przetarg, potem MOŻE wracając rozpocznę polowanie na płaszcz w ciuchlandzie i zbłądzę po papier do pakowania do Tigera (taki ładny, minimalistyczny). :D 
Byłam wypompowana po piątku, kiedy jeszcze do tego wykwitła DRAMA RODZINNA. Kurwa, co za okres. Nie znoszę grudnia, chcę wiosny :P Teraz mam już dystans, ale emocje były spore.
Zaczęło się od tego, że dzwoniła do mnie siostra, usilnie i namolnie, w godzinach pracy. Nie chciałam odbierać po ostatniej naszej rozmowie podczas której sis zrobiła przypierdolkę - i tak byłam przeciążona gęstą atmosferą “świątecznej życzliwości” jaką kipią przez zeszły tydzień moi klienci i współpracownicy. Nie dawało mi to jednak spokoju, więc nim do niej oddzwoniłam zadzwoniłam do mamy zapytać czy coś się stało. I stało się. Ciotka z Niemiec drwiła na chatcie rodzinnym z ogólnie rozumianej polskości, z tego, że “trzeba być skończonym idiotą by kibicować polskiej drużynie na Mundialu” itp (tak, o to poszło, a w rodzinie sami kibice - polska część rodziny, z pokolenia rodziców ofc, ale też niektórzy moi kuzyni i kuzynki, spotykają się na każdym Mundialowym meczu, mają koszulki czerwono-białe, flaki, nawet synek kuzynki ma śpioszki w barwach narodowych - oczywiście tymi zdjęciami dzielą się na wspólnym chatcie). Generalnie nasi krewni z Niemiec chyba sobie rekompensują to, że zdecydowali się emigrować: z jednej strony nie przyjmują, że Polska przez zgoła 30 lat ich emigracji przeszła wiele zmian i wiele z tego co pamiętają jako “tak jest w Polsce” już nie jest takie (np: system oświaty - tyle lat, a krewni ciągle zdziwieni, że moje pokolenie, mieszkające w pl mówi płynnie po angielsku - to dla nich za każdym razem jest szok; nie wiedzą o tym, że mamy psychologów, aktualizowaną listę lektur szkolnych, zmiany programowe, że mieniło się podejście pedagogów - nawiązuję do tego, bo to zwykle dotyczyło rozmów rodzinnych w których brałam udział, Niemieccy krewni zakładali, że po prostu u nas MUSI być gorzej, musimy mieć przesrane, musimy o wszystko walczyć - i tak np: wkurzenie krewnych budziła informacja, że mam dysleksję - tak samo jak mieszkający w Niemczech kuzyn - i przez to mam przywileje takie, jak dłuższy czas pisania egzaminów/wypracowań, na czas egzaminów dostęp do sali z mniejszą ilością bodźców i co najważniejsze: nauczyciele byli do przeszkoleni i przygotowani do zapewnienia takim dzieciakom jak ja warunków [inna sprawa, że część nauczycieli uważała dysleksję za “fanaberię” i “lenistwo” - ale systemowe rozwiązanie pozwalało na akceptację, że potrzebujemy określonych warunków]. Kuzyn miał w poradni zdiagnozowaną dysleksję, ale brakowało rozwiązania w systemie: kiedy sam przynosił do szkoły słuchawki, by stłumić bodźce na egzaminie dostawał niższą ocenę za “ściąganie” - jego rodzice musieli wielokrotnie chodzić do wychowawczyni prosząc, aby nauczyciel/-ka nie chodziła po sali, bo go to rozprasza, nakręca stres i w rezultacie naumiany chłopak oddaje pustą kartkę. W tych wycieczkach wspierała ich szkolna psycholog i pan z poradni. Ciocia o tym opowiada nieco zawstydzona, że syn jest taki “dziwny” i tyle trzeba się naprosić w niemieckim systemie edukacji na tamten moment - nie wiem jak jest teraz - a tu moja mama i dwie ciocie oznajmiają, że ich dzieci korzystają z rozwiązań systemowych. Co ciotka wykpiła i  zaczęła krzyczeć, że to przecież nie możliwe by w Polsce ktoś doszedł do takich wniosków).
Anyway - w świecie moich krewnych z Niemiec jest trochę tak, że mają ból dupy o to, że są “wykluczeni” z życia rodziny, że na Święta NIKT z braci NIGDY DOTĄD nie pojechał do Niemiec, nawet jeżeli babcia spędzała Święta w Niemczech; że oni zaryzykowali i się wyprowadzili “za lepszym życiem”, a bracia mieszkający w Polsce chociaż mają życia “gorsze” (mniej dostatnie i to fakt) to nie chcą celebrować szczęścia i rodzinnych świąt z krewnymi mieszkającymi w Niemczech. A trochę jest tak, że ich kurwica bierze, kiedy oglądają zdjęcia szczęśliwych ludzi z Polski - może im przykro, że w tym nie uczestniczą właśnie z powodu ich decyzji o emigracji? Zyskali coś kosztem czegoś innego. I to fakt. 
Ciotka w ogóle jest toxic as hell, im dłużej myślę o ciotce, szczególnie w kontekście mojej terapii i zdania sobie sprawy z tego, że nigdy w dzieciństwie jej nie winiłam, zawsze pokornie się zgadzałam z jej krzywdzącymi fanaberiami to po prostu teraz się we mnie rodzi silna niechęć ile razy o niej słyszę. I nie chcę z nią utrzymywać kontaktu. Po prostu. Im dalej jest i mniejszy ma wpływ na moje życie tym lepiej.
Ale w piątek szambo wybiło - ciotka się przypierdalała z pogardą na chatcie rodzinnym pokolenia rodziców. Już któryś raz. Że słaba drużyna na Mundial, że w Polsce to zawsze tak samo: beznadziejnie itp. Podobno robiła to cały Mundial, tak reagowała na wszystkie zdjęcia słane przez moich rodziców i wujka najstarszego-z-braci. I podobno cała rodzina z pl co jakiś czas właśnie komentowała we własnym gronie podejście ciotki-najmłodszej-z-rodzeństwa. Wszyscy byli zniesmaczeni, wszyscy byli źli “znowu się czepia, nie wiem co siostrze się odpala na stare lata!” - narzekali bracia. I całkiem to rozumiem, bo nawet między kuzynostwem jest takie “a nie ważne, ciotka znowu ma swoje dziwne teorie” - nie nasz problem, ale wszyscy są zgodni, że tylko wzdychanie i wywracanie oczami, szkoda gadać, nie ma sensu dyskutować.
Ale nie bardzo rozumiem co się stało z moją mamą...
Podobno w piątek nie wytrzymała i odpaliła się na ciotkę - wygarnęła jej, że rodzina ma dość jej narzekania na Polskę i Polaków, że te przytyki są niepotrzebne. Ale nie zrobiła tego tak, jak mama KIEDYŚ by zrobiła: kulturalnie i z klasą. Po prostu poleciała wiązankami niekulturalnymi, słoma z butów, język i argumentacja wołający o pomstę do nieba. Nie zaprzeczę: było w niej wiele emocji, buzowała od pieniącej się agresji, ale to była agresja po prostu prymitywna. Nawtykała ciotce, a ciotka (która chyba przez te miesiące chciała kogoś do kłótni sprowokować, albo po prostu zastraszać grając na nerwach i upewniając się, że wszystkich trzyma pod butem i wszyscy się boją jej zwrócić uwagę?; a może po prostu ciotka buduje swoją pewność siebie i poczucie własnej wartości tym, że upewnia się, że inny krewni są od niej gorsi, dają się poniżać i mają się za gorszych, uległych uważać? W sensie, że swoim ego nagina rzeczywistość do wyobrażeń o świecie w którym akceptuje egzystować nie będąc tego do końca świadoma? Nie wiem...) nawtykała mojej mamie. I to najgorszą możliwą obelga (która mamę zraniła, podobno u reszty rodziny zaparła dech taką obelgą, ale mnie bezbrzeżnie rozbawiła xD chichram się nawet teraz to pisząc) “ha! Zawsze wiedziałam, że jesteś ukrytą opcją PISowską w rodzinie! Zawsze podejrzewałam, że głosujesz na Kaczyńskiego, a teraz się to potwierdziło!” xD Nie wiem od czego to wyszło (być może mama się czuła umniejszona, bo uważa się za “Polkę”, a ciotka uważa, że nie umniejsza nikogo z rodziny kpiąc z “Polaków”, bo ona ma na myśli wyborów PIS na których już drugi raz w wyborach zagłosowała PROCENTOWA WIĘKSZOŚĆ Polaków? I to właśnie o tej grupie ciotka myśli z pogarda? Może ciotka mówiąc z pogardą “Polacy” nawet nie pomyślała o reszcie rodziny? No ewidentnie coś jest błędem komunikacyjnym, bo te wnioski i konkluzje są w tym wszystkim tak bardzo Z DUPY! xD ).
Eskalowało prędko, bo mama wierząc, że ma za sobą resztę rodziny (bo przez ostatnie tygodnie o tym rozmawiali po meczach, przy spotkaniach), czyli trzech najstarszych braci i ich partnerki poprosiła oficjalnie, aby wyrzucić ciotkę z Niemiec z chatu rodzinnego, bo ewidentnie do tej rodziny nie pasuje, bo poniża ich i obraża. I tu twist: najstarszy wujek, który jest administratorem rzeczywiście wyrzucił z chatu, ale ku zaskoczeniu - moją mamę i mojego tatę (który nawet nie brał udziału w konwersacji, bo poszedł na jogging). Mama się poczuła zdradzona, uznała, że wujek “stchurzył”. Czyli nikomu nie pasowało naruszanie statusu Quo. Albo może i się zgadzali z zamysłem, ale nie z formą, jaką wybrała moja mama w emocjach do zakomunikowania ciotce, że przekracza wszelkie granice? No nie wiem. Może wręcz przeciwnie, wujek Krzysiu jako najstarszy nie lubi uczestniczyć w otwartej wymianie zdań i sporach, dlatego być może zrobił to czego był uczony od małego: rozdzielił skłócone rodzeństwo, aby ochłonęli i pogadali na spokojnie? Nie wiem. Może się bał, że mama faktycznie powoła się na to, że on również na swoją młodszą siostrę narzeka? Hymm? Tyle możliwości.
Tato po powrocie do domu tego wszystkiego wysłuchał, pośmiał się “że to takie głupie i niepotrzebne” (cieszę się, że on ma do tego dystans :P) i zapowiedział, że w weekend (dlaczego nie “zaraz” to jeszcze napiszę, bo to mnie też osłabia...) pojedzie do wujka i zapyta “brat, coś ty zrobił? Obwody się w głowie przepaliły na chwilę, czy co?” - a ojciec potrafi to pytanie zadać przyjaźnie, na ludzie, na śmieszno i ma cholernie dużo uroku osobistego, więc wiele mu uchodzi na sucho. Pewnie wujek z nim pogada i sobie wyjaśnią co i jak.
Ale zachowanie mamy mnie niepokoi. Bo... Okay, ma powody by być na ciotkę zła, najbardziej o to, że ciotka chciała jej pod opiekę oddać babcię, ale mama się nie zgodziła. Ciotka ma o to do mamy żal: że mama jest na emeryturze, a ciotka jeszcze pracuje, musiała wziąć urlop opiekuńczy (czy jak to się nazywa) by się opiekować własną matką. Ciotka sobie obliczyła, że spośród wszystkich braci (i ich żon) to moja mama powinna zajmować umierającą babcią. Trochę to zawiłe: bo jedna z cioć dopiero co w listopadzie pochowała brata (a przed nim mamę i tatę, pielęgnowała ich długimi latami), druga ma pod opieką równie chorą własną mamę i sama też jest chora, potem jest moja mama, która jest obecnie na emeryturze po wylewach i chorobach (własnych rodziców pochowała lata temu, po ciężkich latach łączenia pracy zawodowej, opieki przez lata nad obłożnie chorymi rodzicami i maleńkimi córeczkami - cholernie DUŻO jak na jedną osobę, mój ojciec wtedy pracował w modelu “wyjeżdżam do pracy na dwa miesiące, przywiozę pieniądze by nas utrzymać”, było bardzo ciężko i ubogo), potem jest wujek z Niemiec z partnerką z którą wychowują jej synka z poprzedniego małżeństwa - nikt wujka nie bierze pod uwagę jeżeli chodzi o zajmowanie się babcią i na koniec jest najmłodsza siostra, mieszkająca w Niemczech, pracująca zawodowo. Mama miała wylewany staw kolanowy wiosną, a cały poprzedni rok ciocia dzwoniła do mamy zapytać jak się czuje i czy dostatecznie dobrze by wziąć babcię do siebie. Wszystko byleby zrzucić obowiązek na mamę... a to jest całkiem świństwo, bo moja mama leczy się z depresji, odzyskuje TYTANICZNYMI siłami woli sprawność nad ciałem po wylewie (nadal paraliż powoduje, że nie ma pełnej motoryki kończyn, ma asymetrię mięśni twarzy, do tego dopiero co weszła endoproteza i zakończyła się terapia po wielu latach opłakiwania dawnego życia, które straciła bezpowrotnie...) i co najważniejsze: mama i babcia się wzajemnie nie znosiły. Z wzajemnością.  Mama wobec babci żywi wyłącznie negatywne emocje. A babcia - co przyznać trzeba - zapracowała na te emocje bardzo metodycznym umniejszaniem mojej mamie i zachowaniami słabymi... np: w dzień ślubu powiedziała podobno “Mój syn mógł mieć każdą, a wybrał takie byleco”. Nie życzę babci na starość takiej opiekunki jak moja mama, a mamie przymusu opieki nad osobą, która świadomie krzywdziła ją. Zaś ciocia z Niemiec, siostra taty, nigdy dotąd nie zajmowała się żadnym swoim niedomagającym członkiem rodziny - i super, że nie musiała się z tym borykać, życzę jej krewnym i krewnym jej męża nadal tak świetnego zdrowia. Po prostu to jest jej mama, która chyba kocha... 
Po drugie  ciotka podpadła mamie przez te wakacje: mama i tata jechali na wyczekiwane wakacje, o terminie mówili od dawna, a ciotka tak zakręciła i zmanipulowała z pracodawcą ojca, a potem go razem zastraszyli, że mój tata musiał wrócić z własnych, planowanych od roku wakacji (wraz z mamą) by pojechać do Niemiec, do opieki nad babcią, bo w tym czasie ciocia i wujek jechali na wakacje. Po prostu. Musieli przerwać swoje wakacje, bo wakacje krewnych z Niemiec są ważniejsze. Bardzo to moją mamę zabolało. I zawiodła się na tacie - że zamiast się postawić siostrze, zwrócić uwagę, że mogła z nim to wcześniej ustalić (bo przepadły rodzicom opłacone doby hotelowe), wrócili do domu i spakował się i bez dyskusji pojechał do Niemiec, opiekować się matką (gdzie na ojca krzyczał drugi brat, na którego przed wyjazdem krzyczała ich siostra - krzyczał, w sensie, że krytykował wrzeszcząc JAK NALEZY SIĘ BABCIĄ ZAJMOWAĆ!).
Ech.
I to może być po prostu skumulowanie tych wszystkich emocji, złości, żalu, sprzeciwu, poczucia przekraczania granic, niezgody na bycie obrażaną za to po prostu, że istnieje itp. Pewnie. Ale mama potrafi być bardzo elokwentna. Ma nieprzeciętne IQ, proponowano jej przecież wnioskowanie do członkostwa w Mensie i to już PO wylewie, czyli po okresie, kiedy część jej mózgu umarła bezpowrotnie! Natomiast używanie wyzwisk, w emocjach rzucanie mięsem i zachowanie poniżej pasa to było coś dla mamy charakterystycznego w specyficznym momencie jej życia... I mam poprawkę na to, że terapia i leczenie to nie wszystko, a choroba mamy jest chorobą nawrotową. Uzależnienie jest choroba nawrotową. Więc mój NAJWIĘKSZY niepokój w tej sytuacji faktycznie budzi forma w jakiej mama się zwróciła do ciotki - bo oprócz oczywistego nie poradzenia sobie z ogromem emocji, złości, agresji weszły jeszcze zachowania typowe dla osoby uzależnionej. Wielki wybuch po naciśnięciu triggera. Cały czas mam nadzieję, że to nie jest to co podejrzewam, nie jest to powrót do nałogu, ale mam poprawkę na to, że to MOŻE być właśnie to... plus depresja, plus inflacja, plus uczucie poniżenia, strach itp. Tego się najbardziej boję. I to jest widmo, które zawsze będzie wisieć nad moją rodziną - nawrót. Więc słuchałam tej relacji ze spokojem, ale też wstrzymując oddech, wyłapując rzeczy, które mogłyby świadczyć o tym, że TRZEBA wezwać specjalistę... 
Mama stwierdziła pozornie lekko, słabo maskując zawstydzenie, że trudno. Że wie, że nie panuje nad językiem czasem - to też fakt. To jedna z pierwszych rzeczy jakie stwierdzono u mamy po wylewie: ograniczona empatia. Trudność z rozróżnieniem tego co jest taktowne, a co nie - no cóż, jej mózg w części po prostu umarł, żywe neurony nie odbudują wszystkiego. Dopiero z perspektywy czasu mama potrafiła/potrafi dostrzec brak taktu w swoim zachowaniu, potem przychodzi wstyd, za wstydem złość, że nie jest taka jaka była kiedyś, a za tym żal, strach, wstyd i przytłoczenie... i chęć znieczulenia tych wszystkich nieprzychylnych, autodestruktywnych, wrogich wobec siebie samej myśli. Taka choroba. Przewlekła i nieuleczalna. To bardzo, bardzo, bardzo trudny bagaż. Trudno go nieść. Nie trzeba do niego nic już dokładać - i tak jest przeciążony. I w takim miejscu jest moja mama od lat. Od 3 lat się leczy, ale może mieć gorsze okresy i jest to normalne... 
OMG piszę i piszę, a miałam wrażenie, że nie mam za wiele już do powiedzenia w tej sprawie, że emocje przez weekend odpłynęły, a one się po prostu poukładały. Ufff.
Wracając:
Stan po tamtej rozmowie był taki: mama opowiedziała mi o wszystkim i uznała, że nie chce do tego wracać. Że być może musi popracować nad tym, jak ciotce przekazała to, co przekazać chciała, ale ostatecznie czuje się z tym dobrze. Wobec wujków z Polski czuje zawód - potem ciocia jedna jej napisała, że nie chce już tej ryby, którą moja mama miała jej kupić na Święta (taki foszek, komunikat - nie chcę mieć z tobą do czynienia). A żaden z wujków się do niej nie odezwał. Uznała, że to słabe, bo sami ciotce z Niemiec obrabiali dupę, a jak przychodzi co do czego to trochę tak wygląda, jakby wybrali stronę ciotki. I zarzekała się, że to nie jest nawrót choroby, że jest czysta. Po dłuższej wymianie zdań obiecała, że w styczniu pójdzie na spotkanie z psychologiem i psychiatrą - bo wg. mnie potrzebuje wsparcia emocjonalnego, jakiego nie mogę jej zapewnić jako córką.
... i tyle. Wysłuchałam tego stoicko, czując tylko ulgę, że nie uczestniczę w tym, że nie utrzymuję związku z krewnymi bliższych, że to się dzieje gdzieś z daleka ode mnie. Ale na tyle blisko zarazem by z dystansem zmartwić się pozycją w jakiej są moi rodzice. By pomyśleć z troską o trudnej sytuacji w jakiej jest teraz tata itp. 
Po tym zadzwoniłam do siostry.
A ona od razu przeszła do wyjaśniania, że boi się o mamę, bo mama wyrzuca z siebie słowa nie myśląc o tym, że mogą ranić ludzi i mogą mieć niepozytywne reperkusje wobec niej. Sis relacjonowała mniej-więcej jeszcze raz całe zajście i stwierdziła, że NAJGORSZE w tej sytuacji jest to, że... (werble) głupio się tak kłócić z rodziną PRZED ŚWIETAMI, jakieś awantury o małostki robić, że przed świętami to raczej powinna panować atmosfera wzajemnego spokoju i zrozumienia. Że wszystkie żale i złości należy w sobie chować i nie rozbić kwasu przed Świętami! 
Gdybym mogła wstawić tu emotkę z mordką klauna to bym wstawiła. xD
Serio - moja siostra z takim statmentem, chociaż kilka dni wcześniej zrobiła mi awanturę o porządki u rodziców, bo ona oczekuje, że przyjadę i zrobię to co ona uważa za ważne do zrobienia, a moja opinia na ten temat według niej to nie opinia, granice, chęci tylko “wymówki” i “miganie się od odpowiedzialności”. 
No po prostu odebrało mi mowę.
Tylko śmiechłam do słuchawki, gdy siostra wciąż trajkotała o rodzinie i dramie. 
xD xD xD xD
Siostra zaczęła się uzewnętrzniać, że boi się o to, że mama czuje się zraniona. A potem wypluła z siebie jak nakręcona: że teraz wujek jeden zrobi coś tam, ciotka coś tam, inna ciotka coś tam i w ogóle scenariusz można by napisać, bo wszystko jest skomplikowane! Okay, przeżyła to bardziej niż ja. Nakręcała się w dokładnie taki sam sposób w jaki ja się zwykle nakręcam, a jaki w tym przypadku w ogóle mnie nie porwał. W końcu, kiedy udało mi się doczekać jej uwagi (w końcu zaczęła reagować na swoje imię, które powtarzałam do słuchawki co kilka seksund) i dopuściła mnie do głosu: zareagowała strachem na moją uwagę, że przede wszystkim “zostaw to, to nie jest twoje, nie dotyczy to ciebie. to jest miedzy rodzicami. Nie masz wpływu na ich relacje z innymi ludźmi, masz wpływ tylko i wyłącznie na swoją rekację z mamą i z tatem, a także na swoją relację z ciocią. Zachowali się tak, jak się zachowani, niech poniosą konsekwencje swoich decyzji. Po prostu. Zostaw to.” - mówiłam najspokojniej jak się dało. Siostra zamarła i zaraz wyskoczyła z wyrzutem, że przecież mamie trzeba powiedzieć, że musi się inaczej zachowywać! Że musi to usłyszeć od nas, żeby zmieniła zachowanie. A ja na to “zostaw to”. I opowiedziałąm jej to samo o przyczynach konfliktu co już opisałam powyżej - plus obniżona empatia/wyczucie taktu po przebytym wylewie i po prostu niezdolność mamy do “baczenia na słowa”. No i podzieliłam się moimi obawami odnośnie powrotu do nałogu - siostra uznała, że to niemożliwe, bo przecież mama była na terapii. No NIE! To nie tak działa, że będziesz na terapii i masz odtąd siedzenie VIP na jeżdżenie przez życie wyłącznie poprawnymi i zdrowymi ścieżkami! xD To praca, to ciągłe i ciągłe wybory. I do tego nałóg jest chorobą NAWROTOWĄ i to może i jest straszne, może i jest niewygodne (dla nas, córek), zjadające energię, budzące strach i poczucie braku bezpieczeństwa, ale MOŻE tak się wydarzyć, że będzie nawrót pomimo terapii. To jest właśnie cecha - straszna cecha - tej choroby. Do tego mama ma depresję - cechą tej choroby jest nieradzenie sobie z emocjami. Mogło się mamie ulać. I mogło sie ulać tak, że zraniła bliskich - to też “efekt uboczny” tej choroby. Ech...
Czasem mnie wykańcza, przytłacza emocjonalnie, że niby wszyscy w rodzinie wiemy o tym, że ktoś jest na coś chory, a i tak oburzenie i niepokój budzi “nienormalne zachowanie” chorej osoby, które jest totalnie normalne dla osób chorujących na tę chorobę... Nie w tym znaczeniu, że ta osoba ma “normalne zachowania”, których czasem się nie trzyma by zrobić coś “nienormalnego” - po prostu ludzie mają cała klawiaturę “normalnych dla siebie i tylko siebie” zachowań z jakimiś guziczkami wspólnymi dla części populacji... “Norma” to procentowe określenie, każdy jest inny...
Czuję się czasem jak rodzinny etatowy empata do nazywania i wyjaśniania zachowań, które są nienazwane i budzące wkurw, bo zupełnie inne od “spodziewanych”. A ja też czasem jest zła na czujeś zachowanie, brakuje mi empatii by kogoś lub jakieś zachowanie zrozumieć, zaakceptować i otworzyć się na tą inność. 
Anyway... 
Do tego wszystkiego tata rozpoczął remont domu. Miał to zrobić po świętach - tak obiecywał w czwartek. Ale spontanicznie zrobił teraz, po prostu przyszedł i zaczął rozpierdol... wyburzył DWIE ŚCIANY. Obiecując, że uwinie się z remontem w 3 dni. Ale już w piątek, pijąc kawusię z filiżanki pośród mieszkania okrytego folią, skąpanego w pyle, podobno wyznał mamie z błyskiem w oku, ktoś kto realizuje ulubione hobby “Przeliczyłem się. To na pewno nie potrwa trzy dni.” - tym samym temat sprzątania u rodziców został zawieszony, bo grają nieczysto xD 
Sis boi się, że przez ojca skończy się to tak, że Wigilię będzie musiała organizować ona u siebie w domu albo znowu ciocia (siostra mamy). A ani sis, ani Szwagier nie mają siły na organizowanie rodzinnej Wigilii... nie byli na to przygotowani.
I tak to jest z moimi rodzicami, szczególnie z ojcem: nie mam do niego zaufania. Zawsze robi to na co ma ochotę nie licząc się z innymi. Zawsze jest poczucie braku bezpieczeństwa, stabilności, brak szacunku dla mojego “nie”. itp.
Cieszę się, że tą Wigilię będę spędzać u rodziny mojego chłopaka.
Naprawdę.
Trochę się denerwuję, ale przede wszystkim się cieszę. 
Może u nich będzie bezpieczniej po prostu.
Cieszę się tak bardzo, że w moim życiu jest obecny O. Ech...
Wczoraj mnie poprosił (bo w pt nie miałam siły mu dobrze tego streścić, poza tym poszliśmy na randkę na Jarmark i do galerii sztuki, było super, wstawiłam się, zjadłam pieczone ziemniaczki, pooglądaliśmy wystawę, poczułam, że w zasadzie mogę tak spędzać czas - kultura, jedzonko, sztuka, bliskość, intymność, jakościowo spędzony czas z moim chłopakiem, grzaniec itp A w sobotę po prostu NIC nie robiłam, nie chciałam o niczym rozmawiać - leżałam, brałam długie prysznice, jadłam i oglądałam Netflix, więc streszczałam mu to w niedzielę podczas jazdy przez miasto samochodem na zakupy), abyśmy tak to zrobili, aby nie musiał poznawać mojej niemieckiej gałęzi rodziny, przynajmniej cioci, bo jej córkę polubił, zdawała się zagubiona i po prostu skazana na taką matkę, a sądząc po tym, jak często i z jakim ciepłem mówię o kuzynie to bardzo chce do niego się kopnąć kiedyś w odwiedziny, aby go poznać (mamy kontakt cały czas, piszemy do siebie itp). Ale ciotka i sposób w jaki słyszał (w naszym salonie: podczas wrześniowych odwiedzin kuzynki zadzwonił do niej wujek, który podczas połączenia na żywo obsztorcowywał mojego tatę, smagał słowami jak batem, że nie tak się zakłada skarpetki chorej matce - w zasadzie wujek wyrzywał się na ojcu, a na wujku wcześniej wyrzyła się ciotka. Wujek chciał, aby kuzynka potwierdziła, że on ma rację i naucza zakładania skarpetek prawidłowo... to brzmi smutno i surrealistycznie, jak to piszę, rodzeństwo, które emocjonalnie jest na poziomie niżej niż ich dzieci, które komunikuje się agresją, umniejszaniem. I nikt nie mówi “dość”... :( :( :( ), że ona się komunikuje z resztą rodziny budzi w moim O. po prostu niechęć. 
Z drugiej strony - ciekawe jak tą historię przedstawiłaby rodzina z Niemiec? Jakimi słowami? Co rodzi ich złość i kryptoagresję wobec nas, mieszkających w Polsce? 
Moja siostra ma bardzo podobny temperament do ciotki. Zresztą ciotka uważa, że moja siostra i jej bezpardonowość czyni z mojej sis jej ulubioną bratanice (oczywiście, że ciotka nie tylko ma ulubieńców, nie tylko ustawiała nas w szeregu swojej sympatii, co jeszcze to głośno komunikowała i okazywała - i tak myślę, że dla małych dzieci to ciężki kawałek brac udział w takim porównywaniu, w plebiscycie, szczególnie jeżeli nie masz w sobie cech, które sympatię cioci wywołują, a wiesz, że ciocia jest NAJWAŻNIEJSZA z całego rodzeństwa). O mnie ciotka wprost, po niemiecku, przy całym gronie znajomych powiedziała, że “Nie trzeba się z nią liczyć, ona jest nieważna!” co wywołało super śmiech, a ja nie zrozumiałam ni chuja z czego oni wszyscy się śmieją - wiedziałam, że to coś paskudnego. Wtedy mój kuzyn, wkurwiony na swoją matkę, piorunując ją spojrzeniem wstał, złapał mnie za rękę i po polsku zwrócił się do mnie “chodźmy V.” i dopiero po chwili, jak się uspokoił wyjaśnił mi co jego mama powiedziała... Dostałam w ranę. Bolesną ranę. Nie był to zaczątek poczucia, że jestem “nieważna”, to się stało o wiele wcześniej, ale to wspomnienie też wróciło na terapii i ten wstyd i bólu, jaki wtedy poczułam. Dlatego nie jestem obiektywna wobec ciotki, była dorosłą osobą, która powinna była mnie i swoje dzieci chronić, a wolała nami manipulować. Nie chcę widywać się z oprawczynią z dzieciństwa i zaistniała “drama rodzinna” niewiele w moim życiu nie zmieni w kwestii mojego postrzegania ciotki. Bardziej mnie dziwi, że moja mama, która była dla mnie i dla siostry heroską, zawsze dbała i chroniła, liczyła się z nami w tej dramie rodzinnej jest vilanem. :P Ale cóż. Mogła to rozegrać inteligentnie, tym czasem jej się po prostu ordynarnie ulało i teraz się będzie musiała bujać z konsekwencjami. I tyle. Z tym mam spokój. 
No nie wiem. Po prostu wiem, że ja z ciotką kontaktu nie potrzebuje jako dorosła osoba... Mam w swojej komórce rodzinnej wystarczającą ilość skomplikowanych relacji. Teraz się martwie tym, że mama może mieć nawrót i znowu WSZYSTKO stanie się takie nieprzewidywalne i niebezpieczne. 
I wkurza mnie, że ojciec był niesłowny ZNOWU i rozwalił ściany tuż przed świętami... z drugiej strony ciekawi mnie, jak wygląda mieszkanie z połączonymi 3 pokojami - to będzie jakieś 70m2 przestrzeni, idealnie na jeżdżenie na wrotkach (kiedy ostatnim razem taka sytuacja miała miejsce miałam jakieś 13 lat i po powrocie ze szkoły jeździłam tam na wrotkach - kiedyś w tych ścianach były drzwi - tak, że po całym mieszkaniu można było chodzić w kółko, z pokoju do pokoju, ale rodzice po wprowadzeniu się te drzwi zamurowali i teraz właśnie ściana tynk zaczął nad dawnym nadprożem pękać, co przeszkadzało estetycznie budowlańcowi-hobbyście, więc skuł ściany, by zrobić to porządnie, od podstaw.... JPDL)
12 notes · View notes
jeanne-davenport · 3 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
łąka, łąka, łąka pełna białych kwiatów
Park Skaryszewski, Warszawa
16 notes · View notes
witekspicsnature · 5 months
Text
Tumblr media Tumblr media
White orchids.
6 notes · View notes
jacobgraphy · 6 months
Text
Tumblr media
Tumblr media
88 notes · View notes
Photo
Tumblr media Tumblr media
Small white Chrysanthemum flowers.
3 notes · View notes
Note
34 please
🇬🇧I like almost all the flowers but the most I like peonies, hydrangeas, violets and white roses. 🇵🇱Lubię praktycznie wszystkie kwiaty, ale najbardziej lubię peonie, hortensje, fiołki i białe róże 💐
2 notes · View notes