Tumgik
#Magdaleny
lost-fool-wandering · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Kostel svaté Maří Magdaleny v Brně
-L.F.
111 notes · View notes
witekspicsart · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Reliefs from the walls of St. Maria Magdalena’s cathedral in Wroclaw, Poland.
2 notes · View notes
pop-culture-diary · 8 days
Text
Matki, żony i kochanki (Wieszczów dwóch)
Tumblr media
“M. kontra S. czyli niewieścim okiem Wieszczów spór” Samodzielny Zespół Teatralny Organizowany w Staszicu (SZTOS)
Libretto: Olga Warykowska
Reżyseria: Hanna Słyk
Muzyka: Katarzyna Koselska
Rap: Marcin i Michał Parafiniuk
Choreografia: Antonina Grupińska, Magdalena Olędzka
Kostiumy: Antonina Grupińska
Występują: Olga Warykowska, Natalia Majewska, Sebastian Krupa, Michał Parafiniuk, Antonina Grupińska, Zofia Ziatyk, Karolina Kisielińska, Anna Maria Wysocka, Krystyna Dryjańska, Urszula Radziszewska, Jakub Murawski, Bartłomiej Gawryszewski, Juliusz Pawlus
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 12 maja 2024
hyba każdy polski uczeń zna nazwiska Mickiewicza i Słowackiego, większość potrafi też wymienić choć jedno z ich najsłynniejszych dzieł. Niektórzy zdają też sobie sprawę z długoletniego konfliktu między dwoma słynnymi poetami. Jednak w szkołach zwykle nie wspomina się o najbardziej kontrowersyjnych wątkach z ich życia. Właśnie na tych nieznanych wątkach SZTOS oparł swój najnowszy projekt, rapowany musical “M. kontra S. czyli niewieścim okiem Wieszczów spór”, w którego premierze miałam okazję uczestniczyć. 
Założenie jest proste. O życiu Mickiewicza (Michał Parafiniuk) i Słowackiego (Jakub Murawski) opowiadają najważniejsze kobiety w ich życiu: Maryla Wereszczakówna (Olga Warykowska) najsłynniejsza muza Mickiewicza, jego żona Celina (Zofia Ziatyk), a także matka Słowackiego, Salomea (Krystyna Dryjańska). Posród bohaterów nie może też zabraknąć mistyka Towiańskiego (Bartłomiej Gawryszewski), do którego sekty należeli Mickiewiczowie czy osławionej Ksawery Dejbel (Anna Maria Wysocka). 
Jak informuje nas już opis musicalu został on napisany całkowicie wierszem za co twórczyni, Oldze Warykowskiej należy się ogromny podziw. Forma ta idealnie pasuje do tematyki spektaklu. Piosenki to głównie musicalowe songi, choć pojawia się i rap, genialnie wykorzystany do przedstawienia mitycznych wręcz kłótni dwóch słynnych wieszczów. Perfekcyjnie napisane przez Marcina i Michała Parafiniuków i równie fenomenalnie wykonane utwory idealnie sprawdzają się w spektaklu skierowanym przecież do młodego widza. Bitwy budzą ogromne emocje zarówno na scenie jak i pośród widowni. To najbardziej widowiskowe elementy spektaklu i aż szkoda, że pojawiają się w nim jedynie dwa razy. Zachwycają się rymy, uderzająco przypominające styl Mickiewicza. 
Jeśli chodzi o scenografię to postawiono na minimalizm. Białe, ruchome podesty mają wiele zastosowań, bez problemu mogą pełnić rolę stopni, czy krzeseł, jednocześnie pozostawiając wiele wyobraźni. Ciekawiej jest w kwestii kostiumów, które choć dość nowoczesne, sprawnie nawiązują do stylu epoki: Słowacki nosi koszulę typową dla przedstawień romantycznych poetów, a Mickiewicz majestatyczne bokobrody, z których wszyscy go kojarzymy.  
Bardzo dobrze ogląda się też choreografię Antoniny Grupińskiej i Magdaleny Olędzkiej. Zarówno duety jak i sceny zbiorowe świetnie wykorzystują ruch do wzmocnienia przekazu. Sposób poprowadzenia zespołu, który w beżowych, jednolitych strojach perfekcyjnie tworzy tło, wprowadza rekwizyty i z którego wyłaniają się postaci poboczne, przywodzi za to na myśl ‘Hamiltona’. 
Co do obsady, to Michał Parafiniuk gra Mickiewicza jako człowieka przekonanego o własnym geniuszu i znaczeniu dla świata. Jest perfekcyjnym archetypem romantycznego kochanka, jednocześnie melancholijnego jak i cholerycznego, który raz po raz zmienia zdanie i nie zdaje sobie sprawy z krzywd jakie wyrządził. 
Jakub Murawski fenomenalnie sprawdza się jako Słowacki, ukochany Julcio swojej mamy, poeta i patriota, inteligentny, a także świetnie wykształcony, ale żyjący w wiecznym cieniu Mickiewicza. Jest wycofany i subtelny, póki nie przychodzi do konfrontacji z rywalem. To w scenach rapu może w pełni pokazać swoje umiejętności i to właśnie on finalnie wychodzi z nich obronną ręką. 
Ale to nie oni są prawdziwymi bohaterami tej historii, lecz trzy kobiety, bez których świat pewnie nigdy nie usłyszałby ich imion.  
Olga Warykowska olśniewa jako targana między sercem i rozumem Maryla, która musi wybrać miłość do Mickiewicza, albo wpływowego męża. Jest wspaniała w gniewie na kochliwego wieszcza i jeszcze lepsza na drugim planie, gdzie wielokrotnie kradnie całe sceny swoimi reakcjami na słowa i zachowanie Adama. 
Krystyna Dryjańska jako Salomea jest uosobieniem zakochanej w swoim syneczku matki, która podporządkowała dziecku całe życie. Emanuje z niej ciepło i troska, ale także zazdrość o syna. Ma też do odegrania chyba najbardziej dramatyczną scenę, a jej interpretacja rozdzierającej piosenki po śmierci dziecka to prawdziwa perła. 
Zofia Ziatyk gra Celinę Mickiewiczową jako uroczą, skromną dziewczynę. Jej błogi uśmiech idealnie ukrywa dość przewrotny umysł kobiety, która potrafi wykorzystać poczucie winy męża, by przejąć kontrolę nad domem. To postać tragiczna, panna z dobrego domu, która wyszła za biednego człowieka nieświadoma tego jak będzie wyglądać jej rzeczywistość i przytłoczona nią została wysłana do szpitala psychiatrycznego przez człowieka, który miał ją wspierać. 
Niestety znacznie mniej do zagrania ma Anna Maria Wysocka w roli Ksawery Dejbel, diabolicznej, ale i ponętnej kochanki Mickiewicza. Chętnie zobaczyłabym ją w większej roli, szczególnie, że jej wpływ na wieszcza był podobno równie silny co żony, jeśli nie silniejszy. 
Warto też wspomnieć Bartłomieja Gawryszewskiego, który odgrywa Towiańskiego jako mistrza marionetek dążącego do przejęcia władzy nad umysłami wszystkich członków Koła Sprawy Bożej. Jest w tym bardzo przekonujący, aż szkoda, że jego występ ogranicza się do kilku krótkich scen. 
Kończąc chciałabym jeszcze pochwalić marketing musicalu. Przez ostatnie kilka tygodni fanpage SZTOSU aż roił się od filmików, zdjęć czy nawet memów przybliżających po kolei wszystkie postaci. Twórcy perfekcyjnie podtrzymywali zainteresowanie tytułem, a także jednocześnie edukowali i bawili swoich obserwatorów, pozwalając im poznać bohaterów, jak i aktorów. Takiej promocji mogą pozazdrościć SZTOSowi największe teatry w Polsce. 
Podsumowując, “M. kontra S. czyli niewieścim okiem Wieszczów spór” to naprawdę dobry, świetnie wykonany musical, pełen ciekawie napisanych piosenek i porządnych kreacji aktorskich, dzięki którym postaci z podręczników stają się prawdziwymi ludźmi. Polecam fanom Mickiewicza, Słowackiego, rapu, ale i musicali jako takich. Mam też nadzieję, że spektakl na dłużej zagości na warszawskiej scenie, bo spokojnie może rywalizować z produkcjami renomowanych teatrów. 
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 
2 notes · View notes
polish-spirit · 2 years
Photo
Tumblr media
Kościół pw. św. Marii Magdaleny w Rabce (1932).
36 notes · View notes
ketlingowy-ogrod · 3 months
Text
Tumblr media
otwieram klub Magdalenek
wszystkie Marie i Magdaleny zaproszone, patrzcie tylko na moją przewspaniałą Magdalenkę Zawadzką 😭 Baśka idealna
5 notes · View notes
kosiorek00 · 10 months
Text
23 lipca 2023
Jak to mówią wakacje, wakacje i po wakacjach. Jestem zauroczona Wrocławiem, piękne miasto, dużo zieleni, kwiatów, to co lubię ❤ Duzo spacerowalismy po rynku i okolicach, szukalismy krasnali, odwiedzilismy zoo, ogród japoński, halę stulecia z iglicą obok, byliśmy na pokazie fontanny multimedialnej, ogladalismy wystawe klockow lego, panoramę Wrocławia podziwialiśmy z mostka pokutnic w Katedrze św. Marii Magdaleny 🤭 Niestety nie można było wyjechać na Sky Tower. A propo nie wiem czy wiecie, ale Wrocław i Rzeszów powinny być miastami partnerskimi z uwagi na nasz słynny pomnik i Sky Tower wlasnie🤣
Na początku średnio byłam zadowolona z jedzenia, w pierwszy dzień dostałam na wpół surowego kotleta z piersi kurczaka, a kolega miał niedosmażone mięso w gulaszu do placków ziemniaczanych. Wydawaloby sie ze ciezko zepsuc kotleta,a jednak. Za to później było już tylko lepiej:) Znaleźliśmy małą knajpkę Lviv, w której było bardzo dobre jedzenie i tam byliśmy dwa razy.
W drodze powrotnej wstąpilismy do zamku w Mosznej, który już dawno chciałam zobaczyć. Miałam nawet pomysł, żeby jechać tam na naszą sesję plenerową po ślubie, ale fotograf był na nie. W sumie dobrze się stało,bo poza zamkiem nic tam nie ma, tereny wokół niezbyt atrakcyjne, po prostu lasek, spodziewałam się chyba czegoś innego, można by bardziej o to zadbać szczególnie gdy się pobiera opłatę za wejście do tego lasku/parku 🤭 ale bardzo sie cieszę,że spełniłam swoje małe marzenie.
Jeśli chodzi o wyjazd nad morze to było jak zawsze. Dzień, dwa słonecznie, była możliwość opalania i wchodzenia do wody, a później coraz gorzej. W jeden dzień przemarzłam 🥶 bo chcieliśmy mimo wszystko posiedzieć chociaż na plaży, ale sie nie dało, piasek w oczach i wiatr nie do wytrzymania. Na szczęście po wyjściu na miasto nie było aż tak zle, tylko nad samym morzem takie wichry. Mimo wszystko kocham to nasze morze, te piękne zachody słońca i uspokajający szum wody.
Tęskniłam za moimi kocurami, chyba przedawkowałam kocie futro 🤭 Mimo wszystko fajnie być już w domu 🥰
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
12 notes · View notes
pisarkanaspektrum · 9 months
Text
Autystka a podróżowanie, czyli pojechałam na konwent.
Ostatni weekend spędziłam na Kapitularzu, czyli imprezie dla fanów szeroko pojętej fantastyki i zagadnień pokrewnych. Jak się czułam? Przez trzy dni nieprzerwanie pobolewała mnie głowa. Spałam beznadziejnie, bo raz, że jakieś dziwne łóżko i obce dźwięki zza okna, a dwa, że zapomniałam spakować melatoninę (kupienie jej w aptece na miejscu też przerosło moje możliwości). Nie pamiętałam o braniu moich suplementów, ani smarowaniu otarcia na stopie. Ani razu się porządnie nie umyłam, bo byłam zbyt zmęczona, by pogodzić się z myciem w nieznanej łazience. Byłam bez przerwy wycieńczona, a mój organizm nie potrafił zdecydować, czy jest głodny, czy mu niedobrze. Ogólnie standard – ciągłe przebodźcowanie i problemy sensoryczne.
Ale… był to niewyobrażalnie wręcz udany weekend. Chyba dlatego, że udało mi się wdrożyć trochę pomocnych rozwiązań. Pamiętałam o piciu i zawsze miałam przy sobie butelkę wody (albo i dwie!). Pilnowałam, by regularnie jeść i zawsze miałam awaryjnego batona w torbie. A zapominanie o tych dwóch podstawowych potrzebach to u mnie zawsze był największy problem! Nauczona doświadczeniem z Krakowa, gdzie ciągle się gubiłam, podrukowałam sobie wszystkie możliwe mapki, pozaznaczałam na nich najważniejsze miejsca i wypisałam numery potrzebnych mi autobusów i tramwajów. Wspierałam się Google Maps przy każdej okazji. Nie forsowałam się – dotarłam tylko na nieliczne prelekcje, ale to i tak fajnie. Nie siedziałam z ludźmi do 4 nad ranem, tylko zwinęłam się koło północy i też miło spędziłam czas. Ogólnie zauważyłam, że zmiana nastawienia, odpuszczanie sobie i celebrowanie miłych chwil zamiast wyrzucania sobie, że nie zrealizowało się wszystkich planów są bardzo ważne! I tylko jeden raz dopadł mnie kryzys, że bardzo nie chcę tam być i bardzo potrzebuję być w domu.
Muszę wręcz powiedzieć, że w trakcie tego wyjazdu autyzm i ADHD prawie w ogóle nie wchodziły mi w drogę! Jestem tym naprawdę szczerze zaskoczona, myślałam, że będzie gorzej (największym problemem było zaburzone przetwarzanie słuchowe – ciężko mi się rozumiało, co do mnie mówią). Może po prostu adrenalina i dopamina wytworzone z powodu premiery antologii z moim opowiadaniem dały mi kopa energii na cały weekend. Plus oczywiście poratowali mnie dobrzy ludzie, np. podwożąc do hotelu, podpowiadając gdzie szybko zjeść i ogólnie pomóc mi ogarnąć rzeczywistość. Dziękuję <3
I to jeszcze nie wszystko. POZNAŁAM NOWYCH LUDZI. Normalnie otworzyłam paszczę do obcej osoby i żeśmy się zakolegowały, wymieniły kontami na IG i nawet już wymieniłyśmy parę wiadomości. Jeżu kolczasty, przecież to dla mnie sukces jak wejście na Everest.
Także tak, jestem szczęśliwa, że świat okazał się bardziej przyjazny niż zwykle, a ja lepiej przygotowana i zorganizowana. I jeszcze raz podzielę się moim pisarskim sukcesem, czyli opowiadaniem w antologii „Sprzedawcy marzeń”, inspirowanej obrazami Grzegorza Chudego. Antologia jest przepiękna, w twardej oprawie, format kwadratu, kolorowe reprodukcje, ogólnie pięknie zaprojektowana i wydana. Naprawdę bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział w tym projekcie i w premierze na Kapitularzu. A ile autografów rozdałam, aaa! Serduszko mi się cieszy i naprawdę jestem po tym wyjeździe bardziej naładowana pozytywną energią niż zestresowana i przeciążona. Czyli bilans na plus.
Za zdjęcia dziękuję bardzo Marcie Magdalenie Lasik.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
2 notes · View notes
nebulablakemurphy · 1 year
Note
it may sound odd but maybe mazie? it’s sorta like maysilee so it’s an important connection between y/n and haymitch? or maybe magdaleni since mags? i can only think of girls names tbh
One of the names I liked was Maysi, but I like Mazie even better as a variation of Maysilee. Magdaleni/Magdalena was not on the list but I’m actually here for it.
3 notes · View notes
volley-world · 22 days
Text
0 notes
witekspicsart · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Sandstone epitafiums & reliefs on south wall of Maria Magdalena’s cathedral in Wroclaw, Poland.
0 notes
1234567ttttttttttt · 1 month
Video
youtube
Nie żyje syn posłanki Magdaleny Filiks. "To dziecko zostało zaszczute pr...
0 notes
polish-spirit · 2 years
Photo
Tumblr media
Kościół pw. św. Marii Magdaleny w Nowosielcach (1936).
29 notes · View notes
annamboland · 1 month
Text
Weekend pod kotem
Weekend spędziłam pod kotem, dosłownie. Całe (no prawie) sobotę i niedzielę byłam kocim posłaniem, a dzięki temu przeczytałam cztery książki. Dwie kolejne części Jeżycjady („Noelkę” i „Pulpecję”) i dwie książki Magdaleny Witkiewicz. W sobotę przeczytałam na nowo „Czereśnie zawsze muszą być dwie”, a w niedzielę nową część osadzoną w tym samym świecie, czyli „Ulotny zapach czereśni”. Muszę…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
kulturalnylunatyk · 1 month
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Paweł Duma: Pod koniec marca kupiłem kilka ciekawych albumów. Zwróciły moją uwagę bardzo dobre fotografie i dobór tematów. Niestety nic nie jest podpisane. Głównie są to samodzielne odbitki naklejone na karty bez podpisów. Jak zapewniał mnie sprzedawca fotografie znalezione zostały w jednym z wrocławskich mieszkań. Dzięki Maciej Wołodko - dziennikarz i napisanej przez niego notce Pani Maria Chrząstowska rozpoznała na jednym ze zdjęć Magdalenę Samozwaniec (1894-1972), córkę Wojciecha Kossaka, a same zdjęcia wykonano w krakowskiej Kossakówce. Dalej jednak nie znamy autora fotografii. Tożsamość kobiety ze zdjęcia potwierdził Pan Rafał PODRAZA, cioteczny wnuk Magdaleny. W albumie należącym do rodziny odnalazł zdjęcie odbite z tego samego negatywu. Niestety autor się nie podpisał.
0 notes
Text
Tumblr media
Pierwszą bohaterką powieści Magdaleny Majcher jest Agata Szklarska, która jako młoda dziewczyna trafia do świata modelek; w wieku dziewiętnastu lat bierze udział w wyborach miss i przypada jej zaszczytny tytuł i korona Miss Polski.
Autorka wykorzystuje znany, ale ciągle aktualny koncept: z jednej strony ponadprzeciętna uroda Agaty sprawia, że jej życie zaczyna przypominać bajkę w wersji z marzeń małej dziewczynki, z drugiej jednak nierzadko właśnie przez swój wygląd jest postrzegana powierzchownie, jako „laleczka”. Jak się wkrótce okazuje, nie jest to największy problem. Tym bowiem staje się nękanie przez zauroczonego Agatą fana. Dzisiaj powiedzielibyśmy – stalkera, całe wydarzenia dzieją się jednak w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy w Polsce właściwie o stalkingu nikt jeszcze nie mówił i pojęcie to za­sa­dniczo nie fun­kcjonowało w pu­bli­cznym obiegu. Drugi bohater tej powieści to Darek, mężczyzna, który nie radzi sobie z presją otoczenia, którego wszyscy próbują wtłoczyć w ustalone ramy, które tworzy sekwencja wydarzeń: dziewczyna – narzeczona – rodzina – stabilizacja.
Co mają ze sobą wspólnego i jak to się skończy, przeczytajcie sami, mając przy tym na uwadze, że inspirację do napisania powieści stanowiła dla Autorki prawdziwa historia Agnieszki Kotlarskiej, Miss Wrocławia, która zginęła w 1996 roku z rąk stalkera. [jk]
Magdalena Majcher Finalistka Wydawnictwo W.A.B. 2022 ISBN: 978-83-820-2506-4 352 strony, 135x210 mm oprawa miękka
0 notes
electriccatstuff · 3 months
Text
Tumblr media
Na wstępie pragnę lojalnie zaznaczyć, że omawiana przeze mnie książka zawiera motywy związków osób tej samej płci. Jeśli unikasz tego typu tematyki, po prostu pomiń ten post.
Warszawa, czasy współczesne. Wracający z pomyślnie sfinalizowanego odbioru osobistego Fiodor Iwanow na stacji metra Wilanowska spotyka przeprowadzającego się chłopaka. Ten przepycha się wśród tłumu z ogromnym bagażem i zepsutą sztalugą. To drugi protagonista – Feliks, świeżo upieczony spadochroniarz (były student), plastycznie uzdolniony gość, któremu podwinęła się w stolicy noga. Młody jest właśnie w drodze do jaskini patologicznego życia studenckiego (nowej stancji), gdzie pozostali współlokatorzy będą funkcjonować w myśl filozofii hedonizmu i testować na sobie (na szczęście nie na kocie Feliksa) wszelkie dostępne za topniejące fundusze nie-studenta środki odurzające. Feliks jest bowiem bezrobotny i kieruje się filozofią, że wkrótce znajdzie pracę, ale jutro o tym pomyśli.
Mija trochę czasu. Fiodor wybiera się na polowanie do klubu Zatoka na Powiślu. Ciekawostka: ten lokal, jak i wiele innych opisywanych przez autorkę miejsc, istnieje naprawdę. Wracając jednak do polowania: nie jest to książka typu „trzepak”, więc zapomnijcie o niecnych planach uwodzenia niczego niespodziewającej się niewinnej gazeli, czy coś. Nie będzie raczej scen przeznaczonych dla odbiorcy pełnoletniego (przynajmniej nie było ich do momentu, do którego wytrzymałam). Fiodor to pochodzący z Rosji dwustuletni wampir (dramatyczna muzyka i szok na chomiczym pyszczku), który swój czas zabija pisaniem romansów okołohistorycznych i byciem ponurym piwniczakiem z siódmego piętra i popijaniem krwi przechowywanej w lodówce w gabinecie.  Czasem Fiodor jada na mieście – chociażby w takich miejscach jak wspomniana Zatoka. Tu spotyka swojego starszego kolegę, Nikifora Andriejewicza. Ten też jest wampirem, jednak w przeciwieństwie do Fiodka, jest typem niebezpiecznego łowcy. Zapamiętajcie, bo nie będę powtarzać, a autorka będzie przekazywać coś w stylu: jest niebezpieczny, bo jest niebezpieczny. Pojęli? W klubie jest też eks-studenciak, tym razem bez sztalugi, ale za to ze sporą częścią tablicy Mendelejewa we krwi. Chłopaki chwilę pogadali, Fiodor wyraził dezaprobatę i się rozeszli. W ten sposób minęły 2 rozdziały.
Niedługo później Feliks wyląduje na bruku i będzie marudził pod BUWem (jego kot będzie tego słuchał, czy tego będzie chciał, czy nie), co usłyszy również Fiodor i przygarnie Kropka do swojego mieszkania. Wszystko w ramach układu: mieszkanie za… malowanie, kudłacze! Ale nie takie, że trzy pokoje z kuchnią obleci w jeden dzień, tylko chodzi o namalowanie portretu, bo wampiry nie odbijają się w lustrach, a czasem jednak miło na siebie popatrzeć. Z czasem między chłopcami nawiąże się więź, pojawi się konkurencja, zniknie i pojawi się na nowo. Będą też nowe zlecenia graficzne, ale autorka potraktuje temat po macoszemu.
Szczerze mówiąc, zawiodłam się na tej książce koncertowo. Z racji, że czytałam debiut, dałam jej spory kredyt zaufania. Miałam ochotę na fajną, ciepłą młodzieżówkę z wątkami mniejszości i pokazywaniem pasji bohaterów, a dostałam nudną gadaninę jak na wykładzie z najmniej pasjonującego przedmiotu na studiach. Chciałam również poczytać coś pomysłowego o wampirach. Może nie takie fajerwerki jak w „Nocarzu” Magdaleny Kozak, ale spodziewałam się czegoś fajnego. I klops.
Serio, zmęczyłam niecałe 300 stron (połowę książki, więcej nie chcę) i dostałam ciągłe gadanie o tym, że Feliks gdzieś tam polazł, poczuł motyle, ale nie czuje, jest zawodem dla rodziców, ale babcia go kocha. Raz Feliks na wozie, a raz nawozem. Fiodor natomiast jest piwniczakiem, wychodzi tylko nocą i ubiera czarno jak Staszek (ale nie jest szybki), pod pseudonimem wydaje romanse o kapitance i księżniczniczce oraz jest bardzo mrukliwy. Gdyby z tych, załóżmy, przeczytanych 300 stron, wyciąć zbędną gadaninę, zostałoby może 200. A gdyby dodać elementy, które zostały zaniedbane, może by wyszło ze 230. Zabrakło mi w tej książce wiele: kolega Feliksa (chyba Karol) zapowiedział chłopakowi, że jeśli ten się nie będzie meldował w trakcie mieszkania u nieznanego bananowego młodziana, kolega miał alarmować odpowiednie służby. Coś cicho w książce na temat kontaktu lub alarmu. Gdzie ta akcja, gdzie te koguty? Podobnie zabrakło mi w książce kwestii technicznej, jeśli idzie o wykonywanie komiszy/ rysowania na zamówienie: Feliks miał zrobić 5 ilustracji okładkowych do książek, ale ja jako czytelniczka jego historii nie dostałam info, nad czym konkretnie gość pracuje. Nie było nic o tym, czego konkretnie bohater się podejmuje, jakimi technikami i jak mu idzie w trakcie zlecenia. Było, że pyk i zrobił. Tak samo wątek Teo, chwilowego crusha Felka, którego ten poznał w lokalu z buble tea na Chmielnej. Chłop był, pojechał do siebie, a potem nagle się objawił i autorka wyskoczyła z tym, że chłopcy ze sobą pisali. Aha, dobrze wiedzieć. Za to do dziś odwijam makaron z uszu po tych wszystkich niepotrzebnych zdaniach, które powinny na poziomie redakcji udać się na przyspieszoną podróż w bliżej nieokreślone miejsce, byle daleko. Dawno nic mnie tak nie wynudziło.
Wspomnę jeszcze, że istnieje inna wampiryczna książka zawierająca wątki związków osób tej samej płci. W zależności od wydania ma +/- 400 stron i tam przynajmniej coś się dzieje. Jest upadek młodego mężczyzny, spotkanie z wampirem, adopcja dziewczynki i problemy wychowawcze, podróże, spotkanie z przedstawicielami wampirycznego teatru i wiele, wiele więcej. Akcja goni akcję i nie brakuje wyrazistego nakreślenia charakterów postaci. Takie „show, don’t tell”. Tak, ta książka to „Wywiad z wampirem” nieżyjącej Anne Rice. Może to mój błąd, ale w „Nocach za nocami” szukałam również tej mrocznej tajemniczości i intrygujących pomysłów na fabułę, tym razem osadzoną w dobrze mi znanym mieście i dobrze mi znanych realiach. Mieszkam bowiem w Warszawie praktycznie pół życia, zdarzyło mi się zmieniać stancje i rzucić studia i wiem, że o tym da się sensowną historię skleić. Wystarczy mieć pomysł.
Akcja „Nocy za nocami” wlecze się niemiłosiernie, przynudza i jawnie zachęca do odłożenia tej książki znacznie wcześniej, niż to uczyniłam. Widziałam, że ludzie rekomendują ten tytuł jako comfort book. Może coś w tym jest, bo bezlitośnie usypia, ale takie same działanie mają podręczniki starego do ekonomii. Ja jednak tytułu nie polecam. Nie pamiętam, za ile tę książkę kupiłam, ale przepłaciłam. Trzymam jednak kciuki za autorkę, by pracowała nad warsztatem. Kryształ jest, trzeba go jedynie wyszlifować. I kto wie, może kiedyś przy innym tytule stwierdzę, że pani Wilk genialne książki pisze i chcę więcej.
Noce za nocami
Autor: Małgorzata Wilk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 560
Cena okładkowa: 49,99 zł
Moja ocena: 2/10
1 note · View note