Tumgik
#tekstowo
wilanowo · 9 months
Text
Na krańcu Internetu
Od kiedy kula czosnkowa polskiego dziennikarstwa ogłosiła triumfalnie, że Internet się skończył, nie mogę spać spokojnie. Internet rzeczy – ta potężna wirtualna przestrzeń, gromadząca twórców treści i ich odbiorców, użytkowników w każdym wieku, przedstawicieli chyba każdej  grupy społecznej. 
Internet się skończył. Nie dostarcza już rozrywki ani wiedzy. Pora gasić światło. Feed na Facebooku świeci pustkami i reklamami, Twitter (albo X) płonie od jałowych dyskusji politycznych i cancellowania ludzi. Nasi znajomi nie piszą już postów w mediach społecznościowych. Wartościowe blogi giną w zalewie treści pozycjonowanych pod SEO. Że świecą więc ich szukać na pierwszej czy drugiej stronie wyników wyszukiwania. Nie ma już czego czytać. Życie straciło sens. Nic, tylko pustka i reklamy rzeczy, których przecież wcale nie chcemy kupić. Właśnie: dlaczego Facebook z uporem godnym lepszej sprawy chce mi sprzedać tę książkę albo ciuch z chińskiej szwalni? O co w ogóle chodzi? 
Tumblr media
Na potęgę posępnego algorytmu. 
Odpowiedź jest dość prosta, i myślę, że każdy średnio ogarniający wirtualną przestrzeń użytkownik z łatwością na nią wpadnie: algorytmy. 
Internet stoi algorytmami. Dla algorytmów zaś nie jest ważne to, co niesie ze sobą jakąś wartość, ale to, co się klika. A trzeba być prawdziwym ignorantem, żeby nie zauważyć, iż obecnie najlepiej klikają się krótkie filmiki na TikToku. 
No dobrze, powie ktoś. Ale to TikTok. Aplikacja rozrywkowa. A rozmawialiśmy przecież o mediach społecznościowych – wiecie, o tych, które za cel obrały sobie budowanie społeczności. Dlaczego więc nie widzę postów moich znajomych na Facebooku?
Tutaj odpowiedź będzie równie prosta, acz na pierwszy rzut oka może wydać się pozbawiona logiki: ponieważ dzisiejszym Internetem rządzi TikTok. 
Ta zorientowana na krótkie formy wideo aplikacja charakteryzuje się potężnej mocy algorytmem, który wręcz idealnie dobiera użytkownikowi treści, które powinny go zainteresować. I nie ma w tym stwierdzeniu przesady – sami użytkownicy potwierdzają, że gdy tylko algorytm „nauczy się”, co ich interesuje, ich feed zostaje zapełniony filmikami o konkretnej tematyce. W ten sposób aplikacja utrzymuje uwagę użytkownika, który powoli wpada w spiralę scrollowania swojej tablicy. Dlatego więc twórcy aplikacji spod szyldu Meta chcą wdrożyć podobny między innymi na Facebooku. Stąd zalew materiałów, które zdaniem algorytmu mogą nas zainteresować. Stąd posty od „twórców treści”, influencerów, nie od znajomych. Stąd wpisy sponsorowane, za których promocję autorzy zapłacili. I stąd też brak wpisów od znajomych: one zwyczajnie giną w gąszczu tego, co „powinno ci się spodobać”, nie zyskują zasięgów niezbędnych do tego, by trafić chociażby do minimalnej liczby odbiorców. Ewentualnie nie pojawiają się wcale, bo jaki sens ma pisanie do ściany w miejscu, które podobno miało angażować społeczność? 
Co zatem robią ci nasi znajomi, których wpisów od dawna nie widzieliśmy? Chociażby przenoszą się na zamknięte grupy zainteresowań. Tych na Facebooku nie brakuje – od dawna działają jako chociażby uzupełnienie dla fan pages, i świetnie się sprawdzają przy budowaniu społeczności. Mamy także szeroki wybór bardziej lub mniej hejterskich for. Weźmy taki Discord: zamknięty serwer zrzeszające na przykład fanów konkretnego twórcy. Od forum dyskusyjnego czy grupy na Facebooku różni go chociażby dynamika konwersacji, przypominająca raczej czat grupowy aniżeli wymianę ostów na forum. 
Znajomi, bliscy znajomi, przyjaciele. 
Stwierdzenie, że znajomi nie chcą się udzielać w mediach społecznościowych, to zatem gigantyczne uproszczenie. Za brak postów z własnymi przemyśleniami odpowiada coś więcej niż przekonanie o niskiej wadze własnych przemyśleń. Poza wspomnianym już algorytmem, który powoli zamyka użytkowników w bańkach informacyjnych, dochodzą jeszcze dodatkowe ustawienia mediów społecznościowych, które pozwalają nam wybrać, czyje treści chcemy oglądać w naszym feedzie, a także… kto będzie mógł oglądać nasze. Możemy zatem dodać wybrane profile do ulubionych, oraz wskazać znajomych, których uważamy za bliskich – w tej sposób część publikowanych treści będzie widoczna tylko dla tych wybranych bliskich znajomych, a nie widoczna dla ogółu. Możemy także wykluczyć część znajomych z grona odbiorców treści ogólnych, przy jednoczesnym nie wykluczeniu ich z grona znajomych.
Innymi słowy, następnym razem, zanim zaczniemy zastanawiać się, dlaczego nasi znajomi nic nie postują, weźmy poprawkę na to, czy nie zostaliśmy po prostu wykluczeni z grona tych, dla których ich posty są przeznaczone. 
Tumblr media
Święty spokój ponad wszystko. 
Internet potrafi być toksycznym miejscem. Z jednej strony jest w nim sporo ludzi, którzy zwyczajnie szukają konfliktu: sprzeciwiają się wszystkiemu dla samego sprzeciwiania, wchodzą w dyskusję z zamiarem udowodnienia rozmówcy, że jest idiotą, demonstrują swoją wyższość intelektualną, albo zwyczajnie trollują. Z drugiej strony mamy boty, które według niektórych źródeł (często z kategorii: no mordo, mówię ci) stanowią obecnie większość użytkowników sieci. Te z kolei zaprogramowane są na generowanie ruchu w konkretnych aplikacjach. A co lepiej generuje ruch i zaangażowanie niż właśnie konflikt.
Konflikt to jednak broń obosieczna. Dla portalu społecznościowego będzie oczywiście żyłą złota: reakcje, zaangażowanie, ruch. Duży ruch to zachęta dla reklamodawców, a reklamy w aplikacji to pieniądze. Z kolei dla użytkowników sztuczne konflikty wywoływane pod treściami podsuwanymi  przez algorytm na dłuższą metę mogą okazać się męczące – i to do tego stopnia, że ostatecznie potrafią zaważyć na decyzji dalszego pozostania na danej platformie, bądź używania jej w konkretny sposób. 
Jeśli mam ochotę dzielić się przemyśleniami na różne tematy, istnieją portale lepiej do tego dostosowane niż Facebook. Mikroblogi, klony Twittera, ba, nawet Instagram – przy czym w przypadku tego ostatniego trzeba brać poprawkę na algorytm i hashtagi. W końcu media społecznościowe, tak jak i społeczeństwo, zmieniają się i ewoluują. Naiwnością jest zatem oczekiwać, że Facebook będzie wyglądał i funkcjonował tak samo, jak dziesięć lat temu, oraz że ludzie obecnie o dziesięć lat starsi, będący na zupełnie innych etapach życia, będą chcieli używać medium identycznie tak, jak kiedyś. 
Internet w żadnym razie się nie kończy. On się po prostu zmienia, tak jak zmienia się świat nie-wiartualny. I to od nas, ludzkich użytkowników zależy, jak te zmiany wykorzystamy. Niestety, samo narzekanie, że kiedyś to było a teraz to nie ma, nie sprawi, że internet zacznie nagle funkcjonować tak jak w czasach, gdy byliśmy młodsi, a nasze życie nie składało się w większości z obowiązków.
I podobnie jak w życiu, fakt, że przestrzeń wirtualna stała się dla nas nudna, jałowa, pozbawiona świeżości, nie oznacza, że to z nią jest coś nie tak. Takie rozważania najlepiej zacząć od siebie, i postawić sprawę jasno, mówiąc, że internet przestał być ciekawy konkretnie dla nas. Jest to w końcu za duży twór, żeby ot tak po prostu mógł się skończyć. W tym starciu jeśli ktoś miałby się skończyć, to zawsze będziemy to my. 
~Wilanowo
2 notes · View notes
dumkana16 · 1 year
Text
spóźnione ale @ kaczor jeszcze jedno słowo o pijących kobietach i jadę do wawy i wybiję ci zęby for real. walić w szyję who says that!!!!! już nawet pomijając sens czy raczej jego brak tej wypowiedzi to nazywanie nadużywania alko takimi słowami jest tak kurwa niepoważne dla jakiegokolwiek polityka. i kurwa to samo co zawsze seksizm seksizm seksizm, taki jad na kobiety i zwalanie na nas winy za wszystko co złe w rzeczypospolitej, wyjebane na to ile dosłownie zbrodni popełniają najebani faceci, jak najebani ojcowie niszczą rodziny, jak najebani faceci atakują kobiety. i to całe ściganie rówieśników to może niech faceci najpierw się w końcu opanują żebyśmy nie miały czego ścigać. i ludzie w żadnym wieku nie powinni chlac bo w nadmiarze niszczy się ciało mózg relacje z innymi całe życie a nie dlatego że ojeeeejku zła z niej mamusia będzie. o mój boooooże. jedyne co dobre w tej sytuacji to mojej babci reakcja to znaczy krzyczała "kaczor jak tak chcesz dzieci to idź się ruchać!!!!! czemu się nie ruchales???!" a potem do mnie "ojjj uważaj bo cię będą sprawdzać alkomatem niedługo i już nie pójdziesz nikomu nic kupić" ma am i hope not. ale to tak niepoważne głupie podejscie i do kobiet i młodych ludzi i dzietności i alkoholizmu i. cheers
0 notes
slavicafire · 3 months
Text
dobre 45 sekund nie umiałam zrozumieć jakim cudem tłumaczenie pewnej piosenki na tekstowo aż tak ssie. a tutaj niespodziewanka, której totalnie nie zauważyłam klikając
Tumblr media
15 notes · View notes
mysowa · 17 days
Link
Tumblr media
ANIOŁ PURYM https://vk.com/wall467751157_2743 O komentarzach Malbima do Księgi Estery [9:17; 9:18], które w pierwszym polskim wydaniu są ale ich nie ma https://sway.cloud.microsoft/6uudPXrWGmLaXRgn "[15.] Żydzi, którzy byli w Szuszan, zebrali się także czternastego dnia miesiąca adar i zabili w Szuszan trzystu ludzi, ale po ich majątek nie sięgnęli. [16.] Pozostali Żydzi, którzy byli w krajach króla, zebrali się i powstali (w obronie) swojego życia, by wyswobodzić się od swych wrogów. I spośród tych, którzy ich nienawidzili, zabili siedemdziesiąt pięć tysięcy, ale po ich majątek nie sięgnęli. [17.] (Było to) w trzynastym dniu miesiąca adar. I odetchnęli czternastego dnia tego miesiąca, i uczynili go dniem ucztowania i radości. [18.] A Żydzi, którzy byli w Szuszan, zebrali się trzynastego i czternastego dnia tego miesiąca, i uczynili go dniem ucztowania i radości" - Księga Estery z komentarzem Malbima. Fundacja Ronalda S. Laudera. Kraków 2004:84 https://www.linkedin.com/posts/stefankosiewski_anio%C5%82-purym-o-komentarzach-malbima-do-ksi%C4%99gi-activity-7185028229995405314-HMro Wydawca z nieznanych przyczyn ocenzurował komentarz Malbima, stąd nie ma niestety w nadzwyczaj starannie wydanej Księdze Estery komentarzy Meira Lejbusza ben Jechiela Michaela (Malbima) do dwóch następujących po sobie wersetów: [17. i 18.], nie ma uwag rabina, kolejno: we Wrześni i Kępnie w Prusiech, Chersoniu i Mohylewie w Imperium Rosyjskim; skazanego za szpiegostwo w Bukareszcie na śmierć, ze zamianą potem na wygnanie 1864 r. Tak samo wyrzuconego następnie w Mohylewie z granic Imperium Rosyjskiego, znowu na skutek działań jego żydowskich wrogów religijnych. Wydawca polskiego tłumaczenia książki ISBN 83-920213-1-2 wydania pierwszego z marca 2004 - miesiąca adar 5764 Stowarzyszenie Pardes ul. Starowiślna 28/8 31-032 Kraków zastrzegł sobie: "Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. Dlatego jeno eksplikacja niniejsza, z naukowego punktu widzenia 13 kwietnia 2024: Ad. 17.: Zapytać możemy [email protected] w tym miejscu, czy Malbim nie wyjaśnił może, dlaczego 75 tys. tych, którzy "nienawidzili Żydów" nie zabiło ich wcześniej i nie sięgnęło przed 13 dniem albo i 13-go dnia miesiąca adar po majątek nie pomordowanych z nienawiści Żydów? Ad. 18.: Z niezależnego punktu widzenia nauk wielu (np.: logika matematyczna, lingwistyka, historia antyczna, prakseologia etc.) istotniejsze są - obecne wszak w książce numerycznie na str. 84., natomiast nieobecne są tekstowo we wydanej po polsku Megilat Ester, rabinackie odniesienia Malbima do nielogicznych obiektywnie zaprzeczeń w tekście, sprzecznych ze sobą dosłownie z każdego punktu widzenia i myślenia, tzn. niezależnie od tego, jakby na to (i kto by tylko) nie popatrzył: Otóż, daje się niniejszym do rozważenia warsztatowego: - Dlaczego we wersecie 9:17 napisano, iż "(było to) w trzynastym dniu miesiąca adar. I odetchnęli czternastego dnia, i uczynili go dniem świętowania i radości" Księga Estery 2004:84 Jeżeli w następnym wersie 9:18 napisano: "A Żydzi, którzy byli w Szuszan, zebrali się trzynastego i czternastego dnia tego miesiąca i odetchnęli piętnastego dnia tego miesiąca, i uczynili go dniem ucztowania i radości". Kiedyż to w końcu Żydzi odetchnęli w Księdze Ester? Czternastego, czy piętnastego dnia miesiąca adar? Jeżeli czternastego dnia miesiąca adar Żydzi już odpoczywali i radowali się, to kto zabił tego samego w Szuszan trzystu ludzi z innych narodów? Kto w takim razie zabił podczas, kiedy żydzi ucztowali i radowali się - tego samego czternastego dnia miesiąca adar - siedemdziesiąt pięć tysięcy ludzi w innych krajach króla perskiego? Może znowu Anioł, jak w Egipcie? Anioł Purym? Dla celów obiektywnego postępowania dowodowego chociażby w Parlamencie Europejskim, gdzie za słupa odpowiedzialnego za walkę z mową nienawiści robi wdowa po "Budyniu", skremowanym prezydencie Gdańska Adamowiczu, z domu Abramska, sporządziliśmy wierną fotkę strony bezbożnej książki (Księga Estery ani razu nie nazywa żadnym słowem Boga, nie nazwany jest w niej Nieobecny!). Niereligijne święto Purim/ Purym, drugie obok Chanuki w Sejmie tzw. Polski po Magdalence '89, nie ma absolutnie nic wspólnego z Torą czy religią żydowską. Jest doroczną okazją do rozpasanego ucztowania i radowania się złoczyńców z powodu cudzej, masowej śmierci (Hamana, dziesięciu jego synów, trzystu ludzi zamordowanych z nienawiści w Szuszan, siedemdziesięciu pięciu tysięcy zamordowanych w innych krajach perskiego króla Achaszwerosza (Ahasureus, Aswerus, Kserkses I) itd., etc. Radość to z Ludobójstwa zaiste! 14 dnia adar "po południu spożywany jest specjalny posiłek, podczas którego nadużywanie alkoholu (adlojada) jest traktowane jako micwa (religijny obowiązek) jak powiada Wikipedia za: »Chabad-Lubawicz: Przewodnik purimowy – Jedzenie, picie i radowanie się«. https://web.archive.org/web/20160611051139/http://www.chabadkrakow.pl/templates/articlecco_cdo/aid/948202/jewish/Przewodnik-purimowy.htm https://pl.wikipedia.org/wiki/Purim#cite_note-Przewodnik-17 "Adlojada (aram. עד דלא ידע ad lo jada, jid. adlojade = „aż nie będzie wiedział”) – purimowa parada, której nazwa wywodzi się z talmudycznego zalecenia, by biesiadować w Purim aż do momentu, gdy stan upojenia alkoholem nie pozwoli biesiadującemu rozróżnić „błogosławienia Mordechaja” (ברוך מרדכי baruch Mordechaj) od „przeklinania Hamana” (ארור המן arur Haman). Wartość liczbowa obu stwierdzeń wynosi 502[1]. Pierwsza adlojada odbyła się w Tel Awiwie w 1912 r." pl.wikipedia.org/wiki/Adlojada Odpoczywali, ucztowali i radowali się do upadłego racząc się alkoholem, czy też trudzili się mordowaniem czternastego dnia miesiąca adar? Shalom, szalom! Audio: https://gloria.tv/post/3X3QgkCjCuiFBKnAzZ7b6Dz1N
0 notes
Kto jest faworytem do zwycięstwa w finale Eurowizji 2024?
🎰🎲✨ Darmowe 2,250 złotych i 200 darmowych spinów kliknij! ✨🎲🎰
Kto jest faworytem do zwycięstwa w finale Eurowizji 2024?
Faworytem Eurowizji 2024 jest artykułujący się artysta muzyczny z niezrównanym talentem. Jego unikalny styl i charyzma podbijają serca fanów z całej Europy. Wydaje się, że ma wszystko, czego potrzeba, aby zdobyć zwycięstwo na jednym z największych i najpopularniejszych konkursów muzycznych na świecie.
Jego porywające występy sceniczne oraz niezwykły głos sprawiają, że jest uznawany za głównego faworyta do zwycięstwa w konkursie. Ponadto, jego utwory mają niezwykłą siłę oddziaływania i docierają do szerokiego grona odbiorców.
Ponadto, warto zauważyć, że artysta ten ma już na swoim koncie wiele sukcesów na krajowej i międzynarodowej scenie muzycznej. Jego popularność ciągle rośnie, co czyni go jeszcze bardziej pożądanym kandydatem do zwycięstwa w Eurowizji 2024.
Jego determinacja, profesjonalizm i niezwykłe zdolności muzyczne sprawiają, że jest jednym z najbardziej obiecujących talentów na współczesnej scenie muzycznej. Jego udział w Eurowizji 2024 budzi ogromne emocje i z niecierpliwością oczekuje się jego występu w konkursie.
W związku z powyższym, faworytem Eurowizji 2024 jest właśnie ten utalentowany artysta, który wzbudza zachwyt i podziw nie tylko ze strony krajowych fanów, lecz także międzynarodowej publiczności. Jego kariera rozwija się dynamicznie, dlatego nie pozostaje nic innego, jak czekać z niecierpliwością na jego występ i trzymać kciuki za jego zwycięstwo.
W finale Eurowizji 2024 zwycięzcą został utalentowany artysta z niezwykłym wokalem i charakterem scenicznym. Jego emocjonalne i poruszające wykonanie zachwyciło publiczność zarówno na arenie konkursowej, jak i przed telewizorami milionów widzów. Zwycięstwo to rezultat ciężkiej pracy, pasji oraz niekończącego się zaangażowania artysty w doskonalenie swojego warsztatu i artystycznego wyrazu.
Jego piosenka, poruszająca tekstowo i melodyjnie, zdobyła uznanie zarówno jury, jak i głosujących widzów z różnych krajów Europy. Wyjątkowa interpretacja utworu oraz perfekcyjna oprawa scenicznego show sprawiły, że artysta zasłużenie stanął na najwyższym stopniu podium.
Zwycięstwo w finale Eurowizji 2024 to nie tylko ogromny sukces artystyczny, ale również możliwość zaprezentowania się przed światową publicznością oraz zdobycie coraz szerszego grona miłośników jego twórczości. Dla zwycięzcy to także potwierdzenie, że ciężka praca, determinacja i talent prowadzą do osiągnięcia najwyższych celów artystycznych.
Po finale Eurowizji 2024 zwycięzca został okrzyknięty nową nadzieją eurowizyjnej sceny muzycznej, a jego piosenka stała się przebojem nie tylko w Europie, ale także na arenie międzynarodowej. Jego kariera rozwija się dynamicznie, a przyszłość zapowiada się obiecująco dla tego utalentowanego artysty.
Nadszedł czas, aby zastanowić się nad tym, co przyniesie przyszłość Eurowizji w 2024 roku. Od lat to międzynarodowe wydarzenie muzyczne przyciąga uwagę milionów fanów z całego świata. Czego możemy się spodziewać podczas przyszłorocznej edycji?
Po pierwsze, prognozowane jest, że Eurowizja 2024 będzie jeszcze bardziej ekscytująca i widowiskowa niż kiedykolwiek wcześniej. Organizatorzy zapowiadają innowacyjne pomysły, nowe technologie i niespodzianki, które mają sprawić, że konkurs będzie niezapomniany.
Po drugie, wśród fanów Eurowizji krążą plotki na temat potencjalnych krajów-gospodarzy imprezy. Spekuluje się, że kolejna edycja może odbyć się w jednym z krajów skandynawskich lub być może powróci do jednego z bardziej tradycyjnych miejsc.
Wreszcie, co do samej muzyki, spodziewać się można różnorodności stylów i niespodzianek podczas występów uczestników. Eurowizja zawsze była platformą do zaprezentowania różnorodności kulturowej i muzycznej Europy, dlatego też w 2024 roku możemy się spodziewać zarówno energicznych popowych hitów, jak i kameralnych ballad czy nawet awangardowych eksperymentów muzycznych.
Warto być na bieżąco z najnowszymi informacjami na temat Eurowizji 2024, ponieważ zapowiada się, że będzie to wyjątkowy rok dla wszystkich fanów tego niesamowitego święta muzyki i kultury europejskiej.
W 2023 roku Eurowizja powróciła po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią COVID-19, dostarczając fanom muzyki rozrywkowej niezapomnianych chwil. Teraz wszyscy z niecierpliwością czekają na następne wydanie konkursu w 2024 roku. Już teraz spekuluje się o potencjalnych kandydatach, którzy mogą zawojować scenę Eurowizji w kolejnym sezonie.
Jednym z popularnych kandydatów do zwycięstwa w Eurowizji 2024 jest zespół popowy, który od dłuższego czasu buduje swoją pozycję na rynku muzycznym. Ich energetyczne występy i chwytliwe melodie sprawiają, że są uważani za silnego konkurenta w konkursie.
Kolejnym potencjalnym faworytem do zwycięstwa jest wokalistka solowa, która zdobyła już uznanie publiczności swoimi wcześniejszymi singlami. Jej silny głos i charyzma na scenie nie pozostawiają nikogo obojętnym, co może przełożyć się na wysokie notowania w Eurowizji.
Oprócz nich na liście możliwych zwycięzców można znaleźć także młode i wschodzące talenty muzyczne, które mają szansę zdobyć uznanie międzynarodowej publiczności podczas konkursu. Ich świeży styl i innowacyjne podejście do muzyki mogą przynieść im sukces na scenie Eurowizji.
Nie można zapomnieć także o artystach z doświadczeniem, którzy mogą zaskoczyć widzów oryginalnymi pomysłami i nowatorskim podejściem do występu. Ich profesjonalizm i umiejętność budowania napięcia podczas koncertu z pewnością przyciągną uwagę międzynarodowej publiczności.
Wnioskując, Eurowizja 2024 zapowiada się jako emocjonujące wydarzenie muzyczne, a potencjalni kandydaci do zwycięstwa mają wiele do zaoferowania swoim fanom. Czekamy z niecierpliwością, aby zobaczyć, kto w tym roku zdobędzie serca widzów i zostanie nowym królem Eurowizji.
Ranking uczestników Eurowizji 2024 to temat, który budzi wiele emocji i zainteresowania zarówno wśród fanów muzyki, jak i miłośników tego popularnego konkursu. Już teraz spekulacje i przewidywania dotyczące potencjalnych faworytów goszczą w mediach i na portalach internetowych.
Na liście potencjalnych uczestników Eurowizji 2024 znajdują się zarówno utalentowani wokaliści, jak i doświadczeni artyści, którzy chcą podbić serca publiczności z całej Europy. Bez wątpienia każdy kraj będzie starał się zaprezentować swojego najlepszego reprezentanta i zdobyć jak najwięcej punktów od widzów i jury.
W świecie Eurowizji nic nie jest pewne, a niespodzianki zdarzają się na każdym kroku. Dlatego też trudno jest już teraz wskazać potencjalnego zwycięzcę czy faworyta tegorocznej edycji. Jednak z pewnością możemy się spodziewać niezapomnianych występów, poruszających tekstów piosenek i widowiskowej oprawy scenicznej.
Eurowizja 2024 obiecuje być niezwykle ekscytującym i emocjonującym wydarzeniem muzycznym, które przyciągnie uwagę milionów widzów z całego świata. Będzie to doskonała okazja, aby poznać nowe talenty, posłuchać niesamowitej muzyki i śledzić kulisy jednego z największych muzycznych wydarzeń na świecie.
Z niecierpliwością oczekujemy na oficjalne potwierdzenie uczestników oraz zaprezentowanie utworów, które będą rywalizować o tytuł najlepszej piosenki Eurowizji 2024. Jedno jest pewne - czeka nas niezapomniana dawka muzyki, emocji i rozrywki na najwyższym poziomie!
0 notes
milomowi · 2 months
Text
Vito i Filip by Akson studio
"Bo mi życia zabraknie zanim odhaczę Tych, co nam na dnie pomagali niżej spaść" Tekstowo piękne momenty, plus smyczki, chórek i mix, jak dla mnie sztos. Teledysk tutaj:
https://youtu.be/d4XXGAtFtpk
0 notes
torxinsessions · 2 years
Photo
Tumblr media
Torxin Sessions #7 | Zagi
youtube
Maciej Buszman: Twój gitarzysta Maciek opowiadał mi, że prawdopodobnie będziesz się śmiała przez cały wywiad. Zagi: No jest to sytuacja specyficzna (śmiech). MB: Niesamowitym dla mnie jest to, że jeszcze jakoś przed pandemią do Ciebie pisałem z zaproszeniem do studia przy którejś z wizyt w trójmieście… Zagi: Pamiętam to! MB: …a teraz spotykamy się na zupełnie innych zasadach w porównaniu do tego jak sobie to wyobrażałem. Zapraszałem Cię jako obcy gość, a teraz widzimy się jako ziomeczki. Zagi: I trochę już robiliśmy razem! MB: 2021 to można nazwać bardzo ważnym rokiem dla Ciebie pod względem jubileuszowym. 10-cio lecie pracy artystycznej pod twoim obecnym pseudonimem, pierwszy rok działalności Popcorn Records. Zagi: Tak, data narodzin Popcorn Records pokrywa się z premierą płyty “Prześwit”. Pamiętam, że zrobiliśmy wtedy imprezkę, którą transmitowaliśmy na fejsie. Świętowaliśmy otwarcie wytwórni jak i premierę płyty. Było to bodajże 26 września.
Tumblr media
MB: Czytałem ostatnio dużo wywiadów nie tylko tych dotyczących prześwitu, ale tych bardziej archiwalnych z poprzednich lat. Wyczytałem np. że zaczynałaś na streecie, potrafiłaś mieć 3 godzinne sety złożone tylko ze swoich utworów. Reklamowałaś się nawet tym, że miałaś w swoim repertuarze 1000 piosenek. Zagi: Tak, był taki czas, że dużo pisałam. Zwłaszcza w okresie od podstawówki do liceum potrafiłam napisać kilka numerów dziennie. Nie potrafię tego teraz pojąć, bo obecnie to jest święto kiedy coś napiszę. Oczywiście jeżeli są to jakieś zleceniowe sytuacje to jak najbardziej nie ma problemu, natomiast już mniej rzeczy mnie porusza. Wydaje mi się, że jest już mniejsza ilość spraw o których warto mówić i pisać. Coś musi we mnie pęknąć lub bardzo ucieszyć by zabrać się za pisanie. MB: Przypomniało mi się ile rzeczy ja pisałem w liceum na lekcjach. Miałaś jakiś przedmiot podczas którego miałaś największą wenę? Zagi: Nie robiłam tego nigdy typowo tekstowo. Musiałam zawsze mieć ze sobą instrument, więc na lekcjach nie wchodziło to w grę. Były jakieś sytuacje, że pisałam wierszyki, ale to wiesz - pani nam zadała (śmiech). U mnie to zawsze było w parze z instrumentem. MB: Porozmawiajmy o tych ostatnich 10-ciu latach. Pominę już dwie pierwsze epki, czyli demo oraz “Uke”. To był okres kiedy te rzeczy brzmiały w miarę podobnie do siebie. Nagle pojawił się w twoim życiu kontrakt z wytwórnią. Efektem tej współpracy była płyta “Kilka lat, parę miesięcy i 24 dni”. Jak wyczytałem to ten album można by było nazwać dokładniej “4 lata, 6 miesięcy i 24 dni”. Zagi: W sumie to nawet 7 lat. MB: Zastanawiałem się jak z perspektywy czasu można nazwać ten rozdział? Tę płytę odebrałem jako takie zamknięcie tych tysiąca piosenek. Jak patrzysz na siebie z tamtego okresu? Możemy tu mówić o jakiejś niewinności i wierze w lepsze jutro? Jak wtedy było? Zagi:             To był czas kiedy wydawało mi się, że chwyciłam Pana Boga za nogi. Miałam wtedy swój pierwszy management, wydawałam płytę w Warnerze. Zacząłem wchodzić wtedy do studia, pracować nad aranżacjami, zaczęli ze mną współpracować muzycy sesyjni. To była dla mnie nowość, bo wcześniej wszystko robiłam sama w domu, bez proszenia nikogo o pomoc. To było coś czym się karmiłam, z czego byłam bardzo dumna i jarałam się tym, że współpracują ze mną topowi muzycy sesyjni i nie tylko. Byli bardzo zajarani tym materiałem. Byłam ciekawa co zaproponuje wytwórnia, byłam ciekawa tych nowych kontaktów, nowych rzeczy. Tak naprawdę miałam wielką ochotę i potrzebę oddania się w ich ręce. Wydawało mi się, że jest to odpowiednia droga.
Tumblr media Tumblr media
MB: Z czasem u tego samego wydawcy pojawiła się jeszcze twoja Epka “Drapacz Chmur”. Przyznam, że dla mnie osobiście jest to dalej moje ulubiona kompilacja. Każdy z utworów jakie tam się znajdują spokojnie mógłby być radiowym hitem. Dowiedziałem się od Ciebie wcześniej, że to mogła być płyta. Jakie utwory mogły się tam jeszcze znaleźć?
Zagi: Na ten płycie miało znaleźć się 12 utworów, a te 4 miały być singlami. Był plan by działać dalej, ale wytwórnia nagle stwierdziła, że wydawanie pełnowymiarowej płyty fizycznej jest bez sensu i lepiej zrobic krótszą formę, czyli EP - bo takie czasy i tak się teraz robi. Krzywisz się teraz, ale tak mi powiedzieli! Podejrzewam, że po prostu chodziło o pieniądze. Z tego co kojarzę to w tamtym roku w ogóle zmienił się cały zarząd wytwórni. Ogólnie wtedy w największych wytwórniach były duże zawirowania na wyższych stanowiskach. Ja rozstałam się z wytwórnią jakoś z 2-3 miesiące przed tą sytuacją. MB: Jak czytałem wywiady dot. stricte tej EPki oraz przeczytałem sobie ponownie teksty, to zrozumiałem, że to było takie ironiczne pożegnanie się z wydawcą. Np. “Siano” bardzo krytykowało całe to otoczenie, które Cię olało. Zacząłem się zastanawiać nad emocjami jakie towarzyszyły Ci podczas wydawania się u nich? Zagi: W tamtym okresie wydawało mi się, że mam zespół. Zaczęliśmy bardziej zespołowo działać nad tym albumem. Wiedziałam, że nie chcę mieć zbyt dużej ilości warstw instrumentalnych przy tym albumie w kontraście do poprzedniej płyty. Czułam, że przy “Kilka lat…” został nadmuchany balon i był to trochę przerost formy nad treścią. Tu nawet nie chodzi o to czy jestem zadowolona czy nie zadowolona jak to brzmi, bo na tamten okres byłam z tego zadowolona i to bardzo. Staram się do swoich rzeczy podchodzić na zasadzie = tu i teraz, skoro czuję się w ten a nie inny sposób - idę w to i wypuszczam. Będę to oceniać za 10 lat, ale nigdy nie żałuję. Staram się nigdy nie usuwać starszych kompozycji. Tak jak wspomniałam - był plan, by okroić aranżacyjnie ten album, zagrać go w trio (wtedy w moim zespole miałam perkusiste i basistę) oraz by móc przedstawić go na żywo 1:1, nie jarały mnie wtedy sample. Wiedziałam, że chcę do klipów zaangażować moich przyjaciół, a nie polegać na poleceniach drogich filmowców i fotografów z wytwórni. Chciałam też bardziej rozsądnie zarządzać budżetem. MB: To był taki powrót do DIY, co nie? Pierwszy album był promowany dosyć z pompą, zaś w przypadku EP to chyba tylko jeden teledysk był zrealizowany profesjonalnie. Zagi: Jeżeli chodzi o promocję EPki to ona skończyła się zanim się zaczęła. Generalnie po jej premierze wytwórnia przestała odbierać ode mnie telefon. Po cichu się śmieję, że Siano jest taką przepowiednią tego co stało się później. Trochę nie wiedziałam na czym stoję i byłam tym bardzo rozczarowana. Ogólnie jestem takim trochę control freakiem - przy każdej premierze mam zawsze dużo pomysłów na to co zrobić promocyjnie. Rozkminiałam wszystkie kampanie, wysyłałam je wytwórni, oni dzielili to przez dziesięć i pewne rzeczy spełniali lub nie. W przypadku “Drapacza Chmur” nie było nawet takiego spotkania organizacyjnego jak przy pierwszym albumie, że jest cały team od social mediów, telewizji, radia itp. Nie było żadnego planu promocyjnego. W pewnym momencie stwierdziłam, że nie podoba mi się to wszystko. Czułam się w takim zawieszeniu, bo nawet nie wiedziałam czy na pozostałych serwisach streamingowych ten album jest czy go nie ma. Postanowiłam spotkać się z moją wytwórnią z intencją rozstania się z nimi. Poszłam na spotkanie… a oni zaproponowali rozstanie jako pierwsi. To tak jakbyś poszedł z kimś zerwać, ale nawet to Tobie nie wyszło (śmiech).
Tumblr media Tumblr media
MB: Pamiętam, że na samym początku nie za bardzo chciałaś o tym opowiadać, ale słyszę, żę z czasem się do tego zdystansowałaś i mówisz o tym w miarę otwarcie.       Zagi: Minęło już sporo czasu, więc jak najbardziej. Ta współpraca dużo mnie nauczyła i w sumie poniekąd dzięki niej dowiedziałam się o sobie wiele i o tym która drogą chcę dalej pójść MB: W momencie kiedy promowałaś "Prześwit" pojawił się bardzo ważny aspekt społecznościowy, przez który z resztą Cię tak naprawdę poznałem. Zaczęłaś vlogować z koncertów, wstawiać różne monologi itp. Czy to nie jest tak, że od czasu kiedy zaczęłaś regularnie wstawiać filmy na YT, to twoja muzyka opiera się głównie na społeczności? Zagi: Rzeczywiście w pewnym momencie skupiłam się na budowaniu relacji z moimi słuchaczami, bo zdałam sobie sprawę, że oni są kluczem do tego co chcę robić, czyli do grania koncertów. Fajnie jest pisać piosenki z potrzeby serca, a jeszcze fajniej jest je grać dla ludzi którzy chcą słuchać co mam do powiedzenie. Jest proces twórczy, który jest dla mnie bardzo ważny i jest to dla mnie sprawa bardzo intymna. Oczywiście w “Prześwicie” temu trochę zaprzeczam, bo się bardzo obnażyłam pokazując ten proces. Odkąd pamiętam to zawsze to robiłam. Potrzebowałam się wygadać, czułam, że układam sobie w głowie pewne sprawy. Później jednak nadchodzi czas, że artysta ma potrzebę takiego dowartościowania siebie. Potrzebuje takiego poczucia, że ktoś go słucha. Ja w towarzystwie moich przyjaciół jestem głośniejszą osobą, ale w przypadku obcych osób mogę się nazwać bardziej obserwatorem i nie czuję, że kiedy mówię to ktoś mnie słucha. Czuję, że tę moc mam dopiero wtedy kiedy śpiewam. Na scenie, zaspokajam swoją potrzebę posłuchu. MB: Know that feel. Ten kontakt ze słuchaczami to było coś co najbardziej rzucało się w oczy. Oprócz dzielenia się swoimi doświadczeniami w filmikach na Youtube stworzyłaś także grupę na fb. Dzieliłaś się także z ludźmi nad postępem prac nad drugim LP. I wtedy nadszedł 2020. Świat się zatrzymał, wszyscy byli w dupie. Jak patrzę na to teraz z perspektywy czasu to jest to dla mnie niewyobrażalne. Wszyscy wtedy usiłowali przenieść aspekty życia zewnętrznego do domu. Nastąpiło u Ciebie także rozszerzenie tego aspektu społecznościowego do nowych granic. Przed chwilą to nazwałaś zaprzeczeniem samej sobie. Wcześniej próbowałaś się wygadać i to dotyczyło stricte Ciebie. Nagle wyszłaś do ludzi i powiedziałaś ”Hej, napiszmy razem kawałek!”. Skąd wziął się ten pomysł? Zagi: Wydaje mi się, że jest to kulminacja takich uczuć jak rozczarowanie i strach przed tym, że coś się skończyło i nie wiadomo co będzie dalej. Ja podwójnie przeżyłam tę pandemię, a szczególnie jej początek, pierwsze pół roku. Bardzo się bałam, bo dopiero od 1-1.5 roku miałam swój “prawdziwy” zespół. Po wielu próbach weszliśmy do studia, skończyliśmy pracę nad płytą, ona miała się już zaraz ukazać. To miało być coś takiego co nas połączy i wywoła poczucie u każdego z muzyków, że robimy to wspólnie. Każda moja przygoda z próbą budowy zespołu kończyła się na tym, że przykładowo nie miałam koncertów, więc każdy szedł w swoją stronę, bo Ci muzycy musieli po prostu zarobić na życie. Tutaj wydawało mi się, że jesteśmy już na dobrej drodze, a na horyzoncie było dużo koncertów i supportów. Mieliśmy gotowy teledysk, w planach wypuszczenie pierwszego singla. Wszystkie kosztowe sytuacje mieliśmy razem ogarnięte no i nastała pandemia. I ja wtedy zaczęłam się zastanawiać ”Dobra, nie wypuszczamy tej płyty i nie wiadomo jak długo będziemy siedzieć w domach. Kurde, znowu mi się zespół rozleci”. Za wszelką cenę próbowałam sprawić by nikt z nas nie miał poczucia, że coś się zatrzymało. Bałam się, że urwie nam się kontakt. Byliśmy na początku budowania relacji między sobą. Zdawałam sobie sprawę, że znamy się stosunkowo niedługo, więc to może się wszystko rozejść po kościach.
Tumblr media Tumblr media
MB: No właśnie, a jednak w rękach trzymam teraz płytkę, która jest efektem 11 spotkań transmitowanych na żywo. Z ciekawości sobie sprawdziłem jak ta płyta nazywałaby się gdyby pójść za ciosem debiutu. Tak jak pierwsze LP to było 4 lub 7 lat, tak analogicznie od momentu pierwszego songwriting campu z Niepokojami do wydania fizycznego płyty minęło 157 dni, czyli 5 miesięcy i 4 dni. Napisanie takiego albumu od początku do końca i wydanie go w takim czasie można uznać za coś rekordowego. Zagi: To jest totalnie rekordowa sprawa. Do tej pory, przed Prześwitem, każdy album był zbiorem utworów, które dla mnie osobiście były stare i nieaktualne. Wtedy pisałam dużo piosenek, ale jak już mówiłam, teraz jest inaczej. To jest najbardziej aktualna płyta jaką udało mi się do tej pory wypuścić. Jestem w szoku, że udało nam się to zapiąć w tak krótkim czasie. MB: Minął już ponad rok od płyty i otwarcia Popcorn Records. Otwarcie przez Ciebie własnego labelu nie zaskoczyło mnie jakoś bardzo, ponieważ jest to w ostatnich latach powszechna praktyka. Też to widzę wśród swoich znajomych. Jednakże wydajesz nie tylko siebie. Pojawił się Patryk Szczepanik, Reflektor. Pojawił się też Starter. Koncerty idą pełną parą. Wydaje mi się, że ten album został odpowiednio uhonorowany taką trasą. Zagi: Jest potencjał pobicia poprzedniego rekordu ilości koncertów zagranych w ciągu roku jaki ustanowiłam kilka lat wcześniej. Na ten moment, w tym roku zagrałam ich 36, do końca roku jeszcze trochę zostało. [Edit: rekord został pobity, w 2021 roku Zagi zagrała 54 koncerty] MB: Co dalej? Jakie są twoje refleksje po ostatnim roku jako nie tylko artystki DIY, ale i wydawcy? Jakie są plany twoje? Mam na myśli tę “drugą” płytę, która dalej czeka. Czy to będzie następny album? Co planujesz w Popcornie po doświadczeniach z ostatnich lat?
Zagi: Ten rok z Popcorn Records sprawił, że bardzo dużo się nauczyłam, pomimo, że wydawało mi się, że coś tam wiem. Pracowałam kiedyś przez rok w wytwórni, robiłam staże w różnych agencjach koncertowych i uczyłam się na własnych b��ędach. To wszystko sprawiało, że myślałam, że nic mnie nie zaskoczy. Jednak na każdym etapie wydawania "Prześwitu" i przy każdej premierze uczymy się nowych rzeczy i to jest super. Rynek muzyczny to żywy organizm, który wciąż się zmienia i trzeba być z nim na bieżąco. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze, ponieważ nie staramy się iść na masę, a zajmujemy się po prostu artystami w których wierzymy. W wielu przypadkach są to też prostu nasi ziomkowie. Staramy się podchodzić do każdej premiery bardzo rzetelnie i ludzko. Przy okazji mamy też misję edukowania artystów. Czułam we współpracy z moją poprzednią wytwórnią, że ja nic nie wiem. Im się wydaje, że to jest takie proste i logiczne i nie ma sensu o tym rozmawiać, nie czuli potrzeby dzielenia się ze mną wiedzą, a ja przez to chodziłam sfrustrowana, ponieważ często okazywało się inaczej niż wcześniej myślałam. Pierwszym kluczem do fajnej współpracy jest dobry przepływ informacji i wspólny język. Przez ostatni rok uczestniczyłam w warsztatach “Tak brzmi miasto” i poznałam się z ogromną ilością niezależnych artystów i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że my, artyści wiemy bardzo mało i nie znamy swoich praw. Mnóstwo moich znajomych, muzyków nie ma pojęcia o STOARCIE, ZAIKSIE i takich podstawowych rzeczach, które zapewniają nam bezpieczeństwo. My w Popcornie staramy się taki podstawowy pakiet wiedzy przekazywać. Liczę, że to kiedyś doprowadzi do poprawy świadomości na polskim rynku muzycznym. To są rzeczy z pozoru podstawowe, a dla wielu wciąż nowe.  
Tumblr media Tumblr media
MB: Co przed nami dzisiaj zagrasz?
Zagi: Zagram 2 numeru z albumu “Prześwit” z moim gitarzystą Maćkiem Izdebskim. Jesteśmy właśnie w trasie, jedziemy na koncert do Sopotu. Zagramy Lazur. Ta piosenka nie miała jeszcze żadnej live sesji w takiej minimalistycznej i akustycznej wersji. Była przy okazji naszym drugim singlem. Zagramy także piosenkę “Echo”. MB: Dzięki wielkie za wywiad! Zagi: DZIĘĘĘKI!
Wywiad przeprowadził Maciej Buszman. Realizacja filmu: Nikodem Brzoziński, Maciej Buszman, Wojciech Wolak. Realizacja dźwięku: Torxin Studio, czyli Bartosz “Mrówa” Kalwasiński.
0 notes
wilanowo · 9 months
Text
Cosplay człowieka rozumnego
Wydawało się, że w temacie zawłaszczania kultury (cultural appropriation) zostało powiedziane już wszystko. W końcu temat ten swój najgorętszy okres przeżywał w okolicach roku 2015, gdy internet zaczął głośno mówić krytykować zjawisko bezmyślnej zabawy elementami innych kultur i grup etnicznych, powodowanej zazwyczaj samą estetyką. Było to zjawisko dotyczące przede wszystkim mieszkańców Stanów Zjednoczonych, jednak bez problemu przebiło się również i na nasze polskie podwórko, gdzie w pewnym sensie zderzyło się ze ścianą. Polskie, a właściwie europejskie podejście do innych kultur różni się w końcu diametralnie od amerykańskiego, a różnice te stały się ostatecznie punktem wyjścia do wielu ciekawych, a czasem wręcz zabawnych przez swój amerykocentryzm dyskusji. 
Koniec końców, tematyka zawłaszczania kultur może nie tyle umarła, co wyciszyła się i odeszła w cień. Dlatego zdziwiłam się, że teraz, w roku pańskim 2023, znowu mam podstawę, by o niej mówić. A wszystko dlatego, że co jakiś czas w eterze pojawia się osoba, której zachciewa się robić „cosplay”.
Tumblr media
Wyobraźmy sobie taką sytuację: sobota wieczór i humor gituwa, podłoga wymopowana, obiad zjedzony, w tle leci film z YouTube, a my przy herbatce przeglądamy internety. Wtem niespodzianka – bo oto na popularnym portalu społecznościowym pojawia się zdjęcie opisane jako zabawa estetyką jednej z mniejszości religijnych. Z pobudek modowych. Z pobudek “bo tak”. Bo mogę. Hashtagi potwierdzają rozrywkowy charakter zdjęcia przedstawiającego “polską dziewczynę”, a jednocześnie zahaczają o poważną stronę kultu religijnego i samej mniejszości. Bo mogą. Bo tak się buduje zasięgi.
I właśnie ta „możność” obecna w niniejszej narracji sprawia najwięcej problemu. Bo przecież nie istnieje prawny zakaz zabawy jakąkolwiek estetyką; wszystko sprowadza się do moralności danej osoby, zarówno twórcy jak i odbiorcy. Do rozwagi, do wrażliwości oraz do znanego nawet z memów „rozumu i godności człowieka”. A ten przecież można cosplayować nawet łatwiej niż przynależność etniczną. Szczególnie w dobie mediów społecznościowych.
Obecnie wykreować taki wizerunek jest stosunkowo łatwo. Pełna kontrola nad medium sprawia, że jesteśmy w stanie zaprezentować się właściwie w jakikolwiek sposób. Możemy nawet od zera stworzyć postać, która pod innym imieniem i nazwiskiem będzie reprezentować to, jak chcielibyśmy być postrzegani. Na potrzebę dzisiejszych rozważań, weźmy na cyfrowy warsztat “intelektualizm”. 
Ponieważ jest to cech poważana w konkretnych środowiskach, prezentowanie swojej internetowej persony jako intelektualisty daje naszej postaci trochę dodatkowych punktów – ewentualnie służy jako karta wyjścia z więzienia w tej dziwacznej rozgrywce Monopoly. 
Ponadto jego estetyka jest niezwykle pociągająca. W końcu kto by nie chciał uchodzić za jednostkę wybitną, godną miana autorytetu? Być chętnie czytanym, widzieć jak inni się na nas powołują? I wreszcie, być szanowanym za wiedzę, nie za ładną buzię?  Ot, wystarczy zapozować z książką, najlepiej kilkakrotnie (najlepiej grubą, obowiązkowo non-fiction), i użyć paru mądrze brzmiących słów.
Magia wizerunku to rzecz powszechnie znana. I tak jak Supermanowi wystarczyły okulary, by mógł uchodzić za reportera, tak niektórym wystarczy sterta grubych książek, by uchodzić za intelektualistę. Do tego odpowiedni ubiór - schludny, ale nie wymagający. Intelektualista nie ma przecież czasu na próżność, na zajmowanie się wyglądem. Przecież większość czasu zajmuje mu intelekt. Sprawy wyższej wagi nie wymagają seksapilu.
Gdy wizerunek jest opracowany, pozostaje jeszcze zadbać o przekaz. Podobnie jak estetyka wizualna, nie powinien być wydumany czy histeryczny. Stawiamy na treści konkretne, a przy tym nietuzinkowe i głębokie, zawierające w sobie inspirującą myśl przewodnią. Oczywiście dużo przy tym czytamy, a przynajmniej często o czytaniu mówimy, żeby zachować pozory. Rzecz jasna, skupić należy się na samej czynności czytania, niekoniecznie zaś na tym, co się przeczytało i co z lektur wyniosło. Wspominane w przekazie książki obowiązkowo powinny być “mądre” – literatura faktu, książki historyczne. Zdecydowanie nie powieści, na pewno nie fantastyka. Fikcja nie niesie przecież żadnej intelektualnej wartości.
Prawdziwy intelektualista nie oddaje się trywialności życia. Stąd nieustanna potrzeba intelektualizowania nawet najbardziej prozaicznych czynności. Słowem, wszystkiego co może zbliżyć nas do postaci zwykłego szarego człowieka. Choćby zwykła pielęgnacja cery – maseczka czy zabieg kosmetyczny – nie może być powodowana zwyczajną chęcią posiadania gładkiej cery, tylko musi być, na przykład, eksperymentem. Obcinanie włosów zaśnie odbywa się ze względów estetycznych, a wyłącznie z praktycznych. Podobnie kupowanie ubrań, butów czy kosmetyków.
Jeśli chodzi o konsumpcję treści, których używamy do stworzenia wizerunku, również powinny być one spoza głównego nurtu: niszowe kino, niepopularna obecnie muzyka (najlepiej jeśli będziemy wymieniać samą nazwę gatunku, wtedy nie trzeba będzie udawać, że znamy dużą ilość wykonujących go zespołów). Najważniejsze jest jednak jak najczęstsze podkreślanie, że wykonujemy daną czynność związaną z rozwojem intelektualnym. Być może rozwój nie nastąpi przez osmozę, ale zawsze da nam to dodatkowe punkty do kreowania postaci.
Cały ten pieczołowicie stworzony wizerunek pozostanie piękny i spójny dopóty, dopóki nasz inteligencki przebieraniec nie otworzy ust, by gadać bez z góry ustalonego scenariusza. Nagle bowiem okazuje się, że większością tematów, o których przeciętna osoba coś niecoś słyszała, nasz inteligent się nie interesował ani się w nie nie zagłębiał. Z popularnymi zagadnieniami nie jest zaznajomiony, a o tak zwanych “gorących tematach” nie ma jeszcze zdania – czeka, aż skończy się na nie szał. 
Oczywiście nasz bohater nie przyzna się do braku należytych informacji ani do porażki. Przeciwnie: niedobory przekuje w atuty, szybko zmieni temat przywołując coś, na czym się zna (najchętniej własną osobę), ewentualnie wypunktuje pytającego, który miał czelność zadać pytanie spoza wąskiego kręgu zainteresowań cosplayera. Jasnym przecież jest, że intelektualisty nie wypada pytać o zainteresowania, bądź o zdanie na jakikolwiek temat. Nie, przed intelektualistą z Instagrama obserwujący winien mieć wygląd lichy i durnowaty, aby swoją wiedzą nie peszyć intelektualisty.
Zabawnie obserwuję się więc, jak osoba nazywająca siebie “intelektualistką” bawi się estetyką pewnej religii, sprowadzając ją na swoich social mediach do kilku prostych elementów: nakryć głowy, świec, zapachów, ozdób, ogólnie pojętej powierzchowności. Wszystko ograniczone do “ładnie”. I jak to osoba bawiąca się estetyką danej kultury lub religii, bez jakiejkolwiek wiedzy na temat tejże kultury lub religii, jedynym, co może nam jako odbiorcom dostarczyć, jest pustka. Wyprana z refleksji estetyka, uchwycona na prześwietlonym zdjęciu, Ponieważ może.
I tak samo jak nasz przebieraniec, my, odbiorcy, również możemy. Możemy oceniać jedynie po pozorach, bez dodatkowych przemyśleń, bez zastanawiania się, co autor miał na myśli, ponieważ oceniamy jedynie to, co widzimy: wydmuszkę w chustce na głowie, opatrzoną kilkoma popularnymi hashtagami. 
Owo swoiste cosplayowanie w cosplayu – przebieranie się za przedstawiciela innej religii, przy jednoczesnym pozowaniu na intelektualistę – jest zapewne w stanie dostarczyć pewien profit. Podobnie zresztą rzecz się ma z cosplayowaniem literata, poety czy dziennikarza. Będzie to jednak profit krótkotrwały, który zniknie, gdy tylko starannie wypielęgnowana skorupka zacznie pękać, a oczy obserwujących oślepi wrodzony blask chłopskiego rozumu. Wszak nie da się w nieskończoność ukrywać bezmyślności.
Szczęśliwie, po takiej “wpadce” można spokojnie skleić swoją inteligencką maskę, i wrócić do odgrywania postaci z klasą, czytającej mądre książki i interesującej się innymi kulturami. W naszej bowiem nikogo za ogrywania intelektualisty nie czeka ostracyzm. 
~Wilanowo
2 notes · View notes
kurwaaaaaaaaa · 2 years
Text
"Wiesz, że mamy dla siebie tą chwilę, tej nocy tylko. Bo jak otworze oczy, to znowu pryśnie wszystko."
— tekstowo
19 notes · View notes
super-play-music · 3 years
Video
youtube
AronChupa & Little Sis Nora - The Woodchuck Song
AronChupa & Little Sis Nora - The Woodchuck Song #club #2020 #musicfestivals aronchupa & little sis nora - the woodchuck song lyrics aronchupa & little sis nora - the woodchuck song fbm aronchupa & little sis nora – the woodchuck song перевод aronchupa & little sis nora – the woodchuck song tekstowo
1 note · View note
cosposzlonietak · 3 years
Text
#10.02.2021
Literki rozmazywały mi się przed oczami, przez co trudno było mi się skupić. Głupie łzy.
Kobieta ani trochę nie podkoloryzowała. Może nawet przedstawiła łagodniejszą wersję tego, co miało wtedy miejsce.
Wzięłam kilka głębokich oddechów, bo mimo wszystko nie tego wśród papierzysk szukałam. Odłożyłam ostrożnie na parapet wycinek, położyłam na niego telefon, by nie zleciał gdzieś przypadkiem na podłogę i wróciłam do poprzednio podjętej czynności. Na tym się skupię później.
Kolejne papiery przeglądałam już z większą uwagą. Jakieś dwie umowy pełne błędów, w jednej podpis osoby nie zgadzał się z osobą nawiązującą umowę, natomiast w drugiej suma napisana cyferkami nieco różniła się od tej napisanej tekstowo. Odłożyłam je na bok z przyklejoną stosowną adnotacją, kto wie, może to było to, czego szukałam?
Następnymi smaczkami, na które zwróciłam uwagę były rachunki z dziwnymi sumami. Mam na myśli niepełne, wyglądające na przypadkowy zlepek liczb. Dopóki bezmyślnie kartkowałam zbiory z biurka to rzeczywiście było żmudną robotą, ale jak już zaczęłam zwracać uwagę…
Jakieś 3 stare bilety na Maderę, na odwrocie których małym druczkiem było napisane… coś.
Okropnie niewyraźne pismo. Marny ze mnie grafolog dlatego też nie podjęłam od razu próby rozszyfrowania tego. Najlepszym sposobem byłoby spokojnie przysiąść do tego i literka po literce przerysowywać na czystą kartkę, ale znowuż – nie w tym momencie. Jeszcze tylko kilka pożółkłych bądź poplamionych kawą czy herbatą kart. Aczkolwiek znając życie, powinnam je przejrzeć jeszcze raz, tym razem dokładniej. Czasami człowiekowi umyka rzecz oczywista, którą widzi po czasie.
Westchnęłam, patrząc na to co mam: umowy z błędami, bilety i ten nieszczęsny artykuł.
Wtedy pojawiło mi się w głowie pytanie: co to mogło mieć ze sobą wspólnego?
1 note · View note
Link
3 notes · View notes
siedemnasty-marca · 5 years
Text
Zabij mnie zanim sama to zrobię. (21.05.2019)
Dotarło do mnie jak bardzo sama zniszczyłam siebie i zaczynam rozumieć dlaczego ludzie ode mnie uciekają. Sama też bym od siebie uciekła. 20-letnia dziewczyna z depresją, bliznami na całym ciele, która każdego dnia zbliża się do autodestrukcji. Ciągle samotna, co wieczór łzy płyną z moich oczu, co noc idąc do łazienki zerkam na żyletkę, która zawsze leży tam w pogotowiu. Bywa, że zerkam i wychodzę, a ostatnio niestety coraz częściej siadam na zimnych kafelkach, wycieram łzy z policzków i modlę się o siłę, by się podnieść i nie wyjść z nowymi ranami. Moje 4 ściany są dobre tylko chwilami, na co dzień umieram w nich, marząc jedynie o jednej osobie która chciałaby ze mną oddychać w tym pomieszczeniu. Nienawidzę siebie. Coraz ciężej patrzeć mi w lustro i się uśmiechać. Coraz trudniej wyjść z łóżka czy zmusić się do wczesnego pójścia spać. Coraz ciężej znaleźć motywację by zrobić sobie jedzenie i jak normalny człowiek pochłonąć 5 posiłków w ciągu całego dnia. Jak zjem dwa posiłki to jestem z siebie dumna, bo zazwyczaj więcej nie jestem w stanie. Wałkuję te wszystkie piosenki, które tekstowo łamią mi serce, bo utożsamiam się z tym bólem w moment. Gdy jestem wśród ludzi, po krótkim czasie pragnę dalej swojej samotności, a gdy jestem sama płaczę za człowiekiem, dla którego mogłabym cokolwiek znaczyć. Gdy pokłóciłam się drugi raz w przeciągu kilku dni z przyjacielem, z którym nie kłóciłam się nigdy przez lata, zrozumiałam, że nikt nie będzie przy mnie na zawsze, bo tak się po prostu nie da. Tak naprawdę ten człowiek jest jedyną osobą w moim życiu i świadomość, że on też kiedyś odejdzie, jak każdy... nie radzę sobie z tym. Mając takiego jebanego doła, marzę tylko o tym by ktoś przy mnie był, w jakikolwiek sposób, abym czuła, że warto to przetrwać, bo to tylko chwilowe cierpienie. A ja nie mam nawet do kogo zadzwonić i wypłakać się w słuchawkę, a co dopiero żeby mieć do kogo się przytulić i wypłakać w ramię. Wychodzę na zajęcia, ubieram mój najpiękniejszy uśmiech, siedzę z nosem w telefonie, do którego chwilami też się uśmiecham i nikt nie widzi mojego wołania o pomoc. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego ile cierpienia w sobie noszę. Uwielbiam siebie wtedy kiedy potrafię szczerze się śmiać, kiedy się wygłupiam wśród osób przy których czuję się swobodnie, kiedy mogę śmiać się z siebie, krzyczeć, śpiewać i nikt nie patrzy na mnie krzywym spojrzeniem. Tyle, że ta Nikolka odpala się tak rzadko, że boję się, że niedługo jej już w ogóle nie będzie. Że jedyne co będzie mi wychodziło to liczenie kropli łez na pościeli i zmywanie rozmazanego makijażu. Mam w sobie, gdzieś tam głęboko tyle ciepła, miłości, chęci bycia dla kogoś, a nie mam człowieka, który chciałby ode mnie to dostać. To mnie od środka rozdziera, jestem cała pokrzywdzona. Te 4 ściany, które jeszcze niedawno były dla mnie rajem, dzisiaj są istnym piekłem z którym już nie potrafię sobie poradzić. Potrzebuję pomocy, potrzebuję człowieka, który będzie chciał przy mnie być. Ale to jest za dużo.
4 notes · View notes
kwiecista-archive · 7 years
Text
Okay, but I laugh because Magda is going to become a freaking góral with her sheep...She’s going to pick up their dialect and no one will be able to understand her...
1 note · View note
pochowek · 6 years
Text
dlaczego born this way na tekstowo było zaznaczone jako 18+. to jest dosłownie unironically homophobia. zabije polske
27 notes · View notes
wilanowo · 1 year
Text
Paradoks żaby
Od dłuższego czasu obserwuję w mediach społecznościowych pewne zjawisko. Krąży ono niezmiennie wokół słowa "feminizm", którym coraz chętniej operują osoby nieznające nawet jego definicji słownikowej.
Zjawisko to początkowo uznawałam za po prostu irytujące – ot, dość głośne, jednostajne buczenie tłustej muchy, przekonanej o wyjątkowym znaczeniu siebie jako postaci dramatu w przestrzeni jednostek zajętych własnym życiem. W ostatnim jednak czasie irytacja musiała ustąpić w końcu uśmiechowi politowania. Bo oto naszą muchę połknęła urocza żabka z jeziora, i nakarmiwszy się przekonaniem o wyjątkowym znaczeniu swojej postaci, radośnie rechocze, napawając się echem własnego głosu. Dramat trwa, a postronni słuchacze rechotu niezbyt dobrze kumającej żaby mogą być coraz bardziej zmęczeni, kiedy na ich oczach po raz kolejny feminizm został przemielony na różowowłosą, wściekłą, cipkową papkę, doprawioną szczodrze ekstraktem z feminatywów. Nawet gdy próbują brać koncept feminizmu w obronę, ich argumenty odbijają się niczym groch od ściany, a żaba ze swojego liścia zagłusza protesty coraz głośniejszym rechotem. 
Przyjrzyjmy się zatem naszej żabie. Kim jest ta wiecznie zdziwiona cudami tego świata istota, stawiająca siebie w kontrze do wszystkiego, co żyje? Zobaczmy. 
Pozornie żaba jaka jest, każdy widzi: zielona w więcej niż jednym aspekcie, żyjąca w swoim małym świecie, okazjonalnie zasiadająca na liściu, z którego obserwuje małość otaczającej ją rzeczywistości. Pochodzi z jeziora na odległym, dzikim Podkarpaciu, choć sama często umniejsza swemu pochodzeniu twierdząc, że urodziła się w stawie. Twierdzi również, że w owym stawie, czy też jeziorze, panowała ciasnota - było ich co najmniej jedenaścioro, i w tym samym czasie starali się wyrwać z niewielkiego zbiornika do Wielkiego Świata, żywiąc się wiatrem pokrojonym przez zarobioną matkę. 
Tumblr media
Nie każdemu było dane opuścić jezioro. Udało się to jednak pewnej młodej, obiecującej, szalenie ambitnej żabie, która postanowiła zawojować świat dziennikarski, działając jako niezależny głos nowego pokolenia. I wszystko by jej się udało, gdyby nie fakt, iż przez większość czasu podejmuje się tematów, o których nie ma bladego pojęcia. 
Żaba jednak na tekstach wszelakich zna się doskonale – a przynajmniej we własnej głowie. W niej jest bowiem ekspertką od zjawisk internetowych, sytuacji faktycznych i rozmaitych grup społecznych. Grupy te w jej mniemaniu sprowadzają się jednak do tych trzech osób, które miała okazję w swoim niezbyt jeszcze długim życiu spotkać – choć już niekoniecznie poznać. A szkoda, bo być może zaowocowałoby to choćby minimalnie pogłębioną analiza danego zjawiska bądź grupy społecznej. Niestety, w jej świecie nie dość czasu, by marnować go na takie szczegóły jak choćby zbieranie informacji na dany temat. Musimy pamiętać, że przeciętna żaba żyje około czternastu lat. Nieznane są co prawda dane dotyczące długości życia żaby nieprzeciętnej, jednak podobnie nieznane pozostają charakterystyki kategorii przeciętności i nieprzeciętności. Z tego względu pełna klasyfikacja naszej żaby nie jest niestety możliwa. 
W swoim dążeniu do dziennikarskiego sukcesu żaba nie była na szczęście sama. Stopniowo zaczęły pojawiać się szanse zaistnienia, a także mentorzy gotowi służyć radą osobie stawiającej pierwsze kroki w świecie wielkich mediów. Jednak uważniejsze zlustrowanie tychże okazji czujnym żabim okiem w mig pozwoliło wychwycić ukryte pod płaszczykiem dobrej woli próby zawłaszczania osoby. Dzięki temu żaba zdążyła spalić mosty, nim te udało się zbudować, i odrzuciwszy zatęchły, ociekający obłudą świat stołecznego szołbiznesu oddała się w pełni prowadzeniu wywiadów z nieznanymi bądź zapomnianym jednostkami, pisaniu reportaży oraz analizie zjawisk. 
Ulubionym zjawiskiem żaby, nad wyraz często poddawanym pobieżnej analizie, są baby. Powody tej podążającej w swoim ogromie fascynacji nie są do końca znane. Być może wynika ona z tego, iż żaba rymuje się z baba. Może z faktu przynależności płciowej. Może z powodu zazdrości. Albo dlatego, że bab jest więcej niż żab, i tego nasza bohaterka zrozumieć nie potrafi – w jej jeziorze bowiem niektóre formy przyjmowane przez baby nie były znane, więc żaba wkroczyła w ten wielki, babski świat z wyrazem zaskoczenia malującym się na pyszczku. Zaskoczenie przeszło jednak w grymas złości, gdy okazało się, że ogół bab nie przystoi do obrazu baby, który żaba miała zakodowany od czasów bycia kijanką.
Kolejnym zjawiskiem uwielbianym przez żabę są szeroko pojętej wczesne lata dwutysięczne. Moda, muzyka, ogół traktowane bardzo poważnie kiczu i szczerze w swym wymiarze nostalgia. Jest to jedną z niewielu naprawdę pozytywnych fascynacji w jej życiu, jednak specyfika osobowości żaby sprawia, że często używa kiczowatości tego okresu jako broni przeciwko babom, które mają czelność interesować się współczesnością. Żaba bowiem uwielbia pozostawać w kontrze do wszystkiego, zatem w jej świecie współczesna popkultura musi ustąpić miejsca wycinkom z Bravo, moda z sieciówek – kupowaniem okazjonalnie w second handach, a Netflix w sumie niczemu, gdyż wypożyczalnie video dokonały swego żywota ponad dwadzieścia lat temu. Zamknięta w śnieżnej kuli lat dwutysięcznych żaba uważa się jednak za koneserkę dobrego smaku, w przeciwieństwie do bezmyślnych konsumentek masowej papki serwowanej przez mainstream. Wyższość swoich fascynacji podsumowuje zawsze krótkim, acz treściwym: a wy co? 
Podobnie wyższościowe podejście ma do kultury i literatury. Szczególnie ta druga nie może być łatwym i przyjemnym doświadczeniem. Nie, literatura powinna być wyłącznie intelektualną ucztą, z której wniesiemy nowe fakty na tematy, które chcemy zgłębiać – bądź na te, które sprawią, że będziemy prezentować się atrakcyjnie. Tak samo kultura, którą się interesujemy, powinna przyciągać, jednak nie nas, a osoby, które zobaczą zdjęcia z naszych zachwytów nad czymś, czego w gruncie rzeczy możemy nawet nie rozumieć. Ale jakie ma to znaczenie, jeśli zdjęcie prezentujące moment zauroczenia zdjęciem pięknego chłopca na cmentarzu pierwszowojennym wygląda dobrze?
Trzecim i być może najważniejszym zjawiskiem, będącym obiektem fascynacji żaby, jest szeroko pojęty internet. Dodajmy, bardzo szeroko pojęty – i wymieszany niczym swojskie danie typu chłopski garnek. Internet, w którym trzy losowe konta z portalu społecznościowego reprezentują całą wielomilionową grupę społeczną, zdanie kilku losowych osób na jakiś temat urasta do rangi zmasowanej nagonki, a grupka osób potakujących losowemu twórcy z miejsca zostaje ogłoszona sektą. Jednocześnie jest to pusty internet, pełen nieciekawych osób bez zainteresowań, które mogą zaprezentować co najwyżej swoje ciało, bo intelektu nie posiadają, a jednocześnie porywają się na klikalności poważne tematy, dla zasięgów spłacając je do kilku haseł. Tak się stało chociażby z feminizmem, który pozytywne internautki spłaciły podobno do prostych haseł. Te zaś zirytowały żabę na tyle, że myślała przez dwa lata, jak je podsumować. Gdy w końcu to zrobiła, internet zadrżał od rechotu żaby, pozornie zadowolonego, faktycznie jednak zagłuszającego głosy sprzeciwu, tak zwane nożyce, które żaba chciała owym podsumowaniem wywołać do tablicy. Głosy, do których dzielnie stanęła w kontrze. Głosy bab.
Nie było trudno wypłoszyć je z mrowiska, w które wsadziło się kij. Wystarczyło uszyć tezę na podstawie trzech kont z Instagrama, pojedynczych kontrowersyjnych happeningów, wyimaginowanych grup kobiet wykreowanych na podstawie kilku cech pojedynczych poznanych osób oraz własnych wyobrażeń, cytatów z książek z ubiegłego wieku, a także opinii białych chłopów z Wykopu. I to właśnie Mirki żabi manifest odebrały najlepiej. Zauważyli w nim bowiem dziewczynę taką jak oni. Tymczasem krytykujące manifest baby zauważyły w nim jedynie siebie. 
Manifest feministyczny wywołał u mnie jedynie uśmiech politowania. Obnażył bowiem to, co osoby nie rozumiejące feminizmu, starają się na co dzień ukryć przed światem: zinternalizowaną niechęć do kobiet, zbudowaną na fundamentach chęci przypodobania się bardzo konkretnemu typowi mężczyzn. Na kanwie wyobrażeń o pewnych typach kobiet wykreowanych z pojedynczych cech dawnych koleżanek wyrasta potężna animozja do własnej płci oraz wszystkiego, co się z nią wiąże, od posiadania dzieci, przez pracę w konkretnym zawodzie (lub brak pracy), po konkretne cechy osobowości. Niestety, w świecie przeciwników feminizmu, kobieta nigdy nie będzie wystarczająca; chyba że będzie mężczyzną. Podobnie niewystarczające będą problemy kobiet, oraz to, o, co walczą – łącznie z feminizmem, który będąc domeną kobiet, musi być oczywiście infantylny, źle przez nie rozumiany i sprowadzany do głupotek, jak to zwykle bywa, gdy za walkę o lepsze jutro biorą się jednostki tak emocjonalne i niezrównoważone. 
Z zainteresowaniem przyglądam się, jak jednostki społeczne typu żaba niemalże stają na rzęsach, by nie zostać uznane przez ogół za jedna z Tych Kobiet. Cokolwiek by się nie działo, żaba musi pozostać w kontrze. Nosić sukienki, gdy Te Kobiety zakładają spodnie, chlubić się naturalnymi włosami, gdy inne się farbują, demonstracyjnie nie znać się na kosmetykach do makijażu, myć włosy najtańszym płynem, który ostatecznie okaże się nadawać do mopwania podłogi, ale przecież żaba nie zna się na chemii, bo nie jest pustą babą bez zainteresowań. Typowa baba nie ma przecież pasji, a pustkę po nich wypełnia jej dziesięć szamponów. Typowa żaba ma z kolei zainteresowania liczne jak owieczki na irlandzkich wzgórzach. Co więcej, są to zainteresowania celowe i ukierunkowane. Może niekoniecznie na samorozwój, ale z pewnością na ogólnie rozumiana atrakcyjność. 
I tylko żal braku chęci zrozumienia feminizmu przez mieszkańców jeziora. Żal budowanych murów, stawiania irracjonalnych granic, ciągnięcia narracji "ja kontra one". Żal oddzielania się od kobiet, budowania różowowłosego chochoła o imieniu Baba i stawania w kontrze do tego, co rzekomo robi. Żal odmawiania sobie przyjemności życia w imię idei, żal rezygnacji z ulubionych hobby w imię pogoni za legendarnym intelektualizmem. I żal utraconych szans, odrzuconych w imię niezależności, tudzież znajomości porzuconych z pogardy do stołecznego szołbiznesu. 
Pozostaje jedynie obserwować, jak tęsknota za szczęściem utraconym w imię stania w kontrze powoli przeradza się we frustrację i zgorzknienie. I westchnąć z rezygnacją, gdy młoda, obiecująca i ambitna osoba w swoim zacietrzewieniu zaczyna zmieniać się w to, z czym zaciekle walczy: w internetowe zjawisko. 
#piekłożabę
~Wilanowo
5 notes · View notes