Tumgik
#Przynajmniej impreza i tak była fajna
tojaziemniak · 2 years
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Niedługo po zaręczynach doszło do pięknego ślubu. Wszyscy ważni dla obydwu simów członkowie rodziny oraz przyjaciele przybyli!... Jak również podczas ceremonii gdzieś na parcelę musiała wleźć Andżelika (której Fabian oczywiście by tutaj nie chciał po tym, jak zabiła jego ojca). Przyszła do naszego domu, zesrała się, a potem urządziła w kiblu tańce. Super :^)
4 notes · View notes
marnowanieczasu · 5 years
Text
Jakie są typiary na świecie i jakie są filmy w kinie
Wpadłam ostatnio w wir pisania, ale licencjatu i nie potrafiłam znaleźć sposobu, żeby bez wyrzutów sumienia napisać coś dla przyjemności. Dodatkowo, ten rok zaczął się przygnębiającymi wydarzeniami, a ja mam skłonność do przejmowania się stanem moralnym całego społeczeństwa i połowa stycznia była dla mnie ciągłą walką z olbrzymim poczuciem niezrozumienia świata i ludzi. Na szczęście w pewnym momencie wróciłam do swojego życia rok wstecz, kiedy jedyne tragedie, które przeżywałam, to te osobiste i przypomniał mi się wspaniały temat, na który chciałam coś napisać. 
Rodzaje typiar:
Taka jak ja. Mój ulubiony rodzaj, czyli dziewczyna piękna, inteligentna, zabawna, oczytana, z dystansem i lubi buldogi francuskie,
Po prostu ładna. Często jest tak, że słyszę o jakiejś dziewczynie, że fajna, jest znajomą co drugiej osoby. Zwykle wtedy mam wysokie oczekiwania, w końcu musi być interesującym człowiekiem z takim gronem fanów. I nadchodzi ten dzień, kiedy wreszcie mam okazję z nią porozmawiać (czy znalazłam typiarę taką jak ja? nadzieje są wielkie) i niestety bardzo często odczuwam po takiej rozmowie wielką niesprawiedliwość świata. Bo ładni ludzie mają dużo łatwiej, do ładnych inni lgną, z ładnymi wszyscy chcą rozmawiać. Niestety, jako że ładność już dawno w moich priorytetach co do znajomych przestała mieć jakiekolwiek znaczenie, to muszę zderzyć się z tym, co pozostaje po odjęciu symetrycznej buzi. Czyli bardzo często nijakość. Zainteresowania takie jak każde, nawet jeśli zahaczają o wspólne, to są jakoś mało pogłębione, poza tym jeśli ktoś ma usposobienie mamuta, to nawet zmaczowane zainteresowania nie uratują takiej znajomości. Poczucie humoru? Gdyby wyjąć ten kij z dupy to może i jakieś by się znalazło. Zna ciekawostki na temat języka polskiego/ historii trawników/ teorii spiskowych? Nie. Warto? Nie warto. 
Taka Angelika. O dziwo, chociaż ten rodzaj dziewczyny jest daleko obcy od tego, kim jestem i z kim się trzymam, to wcale a wcale nie wywołuje u mnie negatywnych emocji. Dosyć prosta dziewczyna, nigdy nie uczyła się dobrze, za to maluje się od podstawówki. Bardzo zadbana, opalona, tatuaż róży na łopatce, a „Kocham Sebe Siebie” na udzie. Ma jakieś dziecko z przypadku, któremu robi dużo zdjęć i by za nie zabiła, większość czasu spędza na poszukiwanie odpowiedniego faceta (bo ojciec dziecka był skończonym debilem). Weekendy spędza w domu z dzieckiem, od czasu do czasu impreza w jakimś dziwnym stodolczym klubie. Mimo wszystko lubię takie dziewczyny, bo zawsze wydają mi się one bardziej autentyczne niż ktokolwiek inny i jeśli jest się dla nich miłym, to naprawdę są przesympatyczne.
Po prostu typiara. Przy takiej lasce trzeba zachować nieustanną czujność. Każde modelowanie głosu może oznaczać podstęp, który zakończy się obrazą do końca życia. Lubi być obrażona pasywnie, nie odzywa się i mówi, że nic się nie stało (i zwykle rzeczywiście nic się nie stało, bo obraza jest zwykle o jakieś straszne pierdoły). Jest atencjuszką wzorową, nigdy nikogo nie odrzuca, ona po prostu „zostaje przyjaciółmi” i udaje, że nie widziała zainteresowania z drugiej strony, bo przecież skąd mogła wiedzieć, że na kumpelskich spotkaniach nie daje się bukietu kwiatów. Jeśli jednak już z nią jesteś i na jakąś ważną okazję zapomnisz o bukiecie (urodziny, walentynki, 300 godzin znajomości, międzynarodowy dzień głaskania kota) to lepiej uciekaj, bo masz przejebane przynajmniej przez miesiąc. 
Taka niby na luzie, a jednak nie.  Chłopcy się na to nabierają, ja się nie nabieram nigdy i nie wiem z czego to wynika - z detektywistycznego geniuszu? Dziewczyna, która zawsze powtarza, że jej idealna randka to pizza i browar przed meczem. Dziewczyna, która zawsze napomknie, że gra w Lola. Dziewczyna, która nigdy nie jest zazdrosna, nigdy nie musi być pomalowana i podchodzi do życia na luzie. Jasne, istnieją takie dziewczyny, ale zdecydowana większość to te, które chcą być takimi widziane, a jak już rzeczywiście ktoś zaprosi ich w walentynki na picę i piwko przy wyścigu formuły 1, to są trochę zdegustowane, a następnego dnia rano okazuje się, że wyglądają jak pandy, bo mimo braku makijażu coś czarnego osypało się pod okiem. Ach i jeszcze - lubi memy. Moi drodzy, memy nie są wyznacznikiem poczucia humoru, a jeśli jedyne poczucie humoru jakie macie to memy, to znaczy, że nie macie żadnego. 
Po prostu nie jest taka jak inne. Od czasu do czasu doda na swoją tablicę coś o miłości, albo o tym, że powinno się ją kochać za to jaka jest, a nie za to co robi (co za bullshit swoją drogą, tak jakby to co robisz nie było w dużej mierze wyznacznikiem kim jesteś). Nieidealna (wow), ma fałdki tłuszczu (wow), czasami się obraża (wow), ale kocha całym sercem. Niestety, nie zawsze udaje jej się pokochać całym sercem tego przeciętnego miłego chłopaczka, ale całym sercem z chęcią pokocha przystojnego kretyna, który jednak woli idealne bez fałdek, który nie poleciał na tekst „jestem inna niż wszystkie”, bo pewnie od razu się zorientował, że jest dokładnie taka jak każda inna. 
Taka stylóweczka. Dziewczyna, która jest zawsze świetnie ubrana, ale nienachalnie. Niestety, znajduje to pełne uznanie tylko wśród płci pięknej, ale to zawsze coś. Nawet jak założy piżamę to wygląda stylowo, ale nigdy nie jest „przebrana”. Często stylóweczka idzie w parze z ładnym makijażem i pozytywnym usposobieniem, bo nic tak nie poprawia humoru, jak stylizacja rodem z lookbooka. 
Taka dziewczyna, której podoba się rola kobiety zawsze i wszędzie. To ta dziewczyna, która na imprezie rozmawia tylko w damskim gronie, głównie o paznokciach i kosmetykach. To ta dziewczyna, która opowiada o tym, że sprzątała cały dzień pokój swojego chłopaka, bo jako kobieta powinna dbać o porządek. To ta dziewczyna, która najbardziej lubi komedie romantyczne i Sparksa. Ze swoim chłopakiem właściwie nie mają tematów do rozmowy, ale odgrywają tak ważne role - ona dziewczyny, on chłopaka. Daje jej poczucie stałości, wyjdzie czasami z kolegami na piwko, a ona ugotuje obiadek. I zawsze jak rozmawiasz z jej misiem (którego właściwie nie lubisz) to wygląda, jakby chciała ci wydłubać oczy. 
A przecież jeśli chcecie sobie wydłubać oczy, to możecie iść do kina na „Dom, który zbudował Jack” von Triera. To jedyny film, który widziałam w przeciągu dwóch miesięcy w kinie, który naprawdę mnie zawiódł. Nie jestem fanką reżysera i kiedy zobaczyłam, że fabuła jest poprowadzona prawie identycznie jak w „Nimfomance” to lekko się zaniepokoiłam. Zaczyna się dobrze, trochę żartobliwie, z przymróżeniem oka, jednak cały efekt filmu z przymróżeniem oka zabija fakt, że zewsząd bije w oczy olbrzymia kontrowersja, która u niego już mnie męczy. Według mnie nie sztuką zrobić film, który będzie oburzał i szokował w każdym aspekcie, większą sztuką jest zrobić coś, bo oburza i szokuje ale nie bezpośrednio, albo film, który jest wartościowy bez wdrążania w niego żadnych obscenicznych i obrzydliwych scen. 
Pozostałe filmy obejrzane w Atlancie mogę z całego serca polecić.
„Oni” Sorrentino. Jeśli ktoś lubi sposób, w jaki Sorrentino prowadzi narrację w filmie, a także warstwa artystyczna przypada do gustu, to film powinien się spodobać. Nie jest on według mnie najlepszym w jego karierze, pierwsze 45 minut oglądałam z przerażeniem, że się zawiodę. Jednak kolejna część filmu dużo wynagradza, subtelne poczucie humoru, ciekawe przedstawienie Berlusconiego, jako postaci zagubionej, przestraszonej, która jednocześnie bawi, denerwuje i wzbudza politowanie. 
„Mój piękny syn” Felixa Van Groeningena. Jako, że oglądam the Office, bałam się, że w postaci ojca będę widziała non stop Michaela Scotta i stwierdzenie „Nie dziwię się, że ćpa, jeśli jego starym jest Micheal Scott”. Nic bardziej mylnego. Film ujął mnie najbardziej muzyką, która idealnie trafia w mój gust - usłyszymy zarówno Massive Attack czy Nirvanę, jak i wycie islandzkiego Sigur Rós. Film wzruszający, wyważony, ciekawy. I można się popatrzeć na świetnego i pięknego Chalameta. Jeśli ktoś nastawia się na historię uzależnienia, to nie do końca spełni to jego oczekiwania, bo film skupia się bardziej na relacjach rodziny postawionej w ciężkiej sytuacji. 
„Anioł” Luisa Ortegi, którego producentem jest między innymi Almodovar i rzeczywiście czuć almodovarowy wpływ. Historia chłopaka o wyglądzie herubinka, który beztrosko kradnie i morduje. Dużo luzu, ładne ujęcia, ciekawe, odświeżone spojrzenie na wizerunek mordercy i złodzieja, który sprawia wrażenie, jakby nie do końca swoje czyny traktował poważnie. Jeśli ktoś szuka portretu psychologicznego kryminalisty, to zawiedzie się, ale dla aspektu wizualnego i fajnego humoru warto zobaczyć w kinie Atlantic za darmo.
Tumblr media
„Faworyta” Lanthimosa. Bardzo nie chciało mi się iść na ten film, bo pomyślałam, że jest piątek a ja wyjdę i będę przygnębiona. Pierwszy raz jakiś reżyser tak mnie zaskoczył. Jeśli ktoś oglądał jego inne filmy, to znajdzie ten brutalny i naturalistyczny element i w „Faworycie”, jednak dzięki dużo większego udziału humoru w tym filmie, sceny te nie będą przytłaczające. Historia ciekawa, zabawna, wszystkie główne role zagrane znakomicie, pierwszy film Lanthimosa, który chcę obejrzeć jeszcze raz.  
„Green Book” Petera Farrelly to idealny kandydat na Oscara. Zabawny, wzruszający, porusza ciężki temat, jednak w sposób lekki i nienachalny. Postaci, które się lubi, a film spodoba się zarówno fanom dramatu, jak i komedii. Historia na początku wydała mi się banalna, biały rasista zaczyna pracę dla wykształconego czarnego, ale później historia delikatnie odkrywa nam kolejne niedogodności związane z życiem jednego z bohaterów i to, że problem rasizmu nie był wychodził na pierwsze pole w tym filmie bardzo mi się spodobało. Rola Mortensena po prostu bezbłędna. A jeśli film nie przypadnie do gustu, to przynajmniej można posłuchać pianinka. 
Niestety chyba passa dobrych filmów się skończyła, bo teraz najbardziej popularnym okazuje się „Kogel Mogel 3. Ja też kończę na dzisiaj, liczę na dużo odsłon, w końcu wszyscy się uczą do sesji.
2 notes · View notes
dziwkizameryki-blog · 7 years
Text
Odcinek#7 (7.1)
Chyba jeszcze nie wspomniałam, ale tutaj w Los Angeles jest prawdziwie gorące i słoneczne lato. A skoro pogoda sprzyja to przydałoby się urządzić jakieś przyjęcie. I akurat dzisiaj, czyli dwunastego sierpnia 2016 roku, w ramach tego wprost idealnego lata, swoje urodziny obchodzi Ory. Osiemnaste urodziny. Co prawda to nie są dwudzieste pierwsze urodziny, tak ważne dla każdego amerykańskiego nastolatka z kontem na Instagramie, ale jednak nasza słodka Ory jest co raz bardziej stara i nie ma czego ukrywać, ale powoli będzie musiała się żegnać z sielskością i radością swojej niewinnej młodości… Ta, jasne! Co ja opowiadam! Mam dopiero szesnaście lat. Co ja mogę wiedzieć o tej mitycznej dorosłości, która jest taka poważna i… poważna. Olejcie to. Bądźcie młodzi i szczęśliwi. Na zawsze! Bez względu na swój wiek. Można być wieczną dwudziestką-piątką. Na pograniczu młodości i dorosłości. A nawet można być wiecznym dzieckiem, któremu się coś ciągle nie podoba. Niektórzy teoretycznie poważni i dorośli panowie w garniturach zachowują się jak totalne dzieciaki. No niestety… A wracając do sedna dzisiejszego wydarzenia. Dzisiaj urządzamy dla Ory przyjęcie urodzinowe. Na szczęście nie u nas. Nie w naszym pięknym i cudownym burdelu, który tak kochamy i uwielbiamy. Tylko w specjalnym „imprezowym domu”. Na wzgórzach Hollywood. Tak, tak. To nie jest żaden żart. Z tego co wiem, to Khia załatwiła to piękne miejsce specjalnie na tą okazję. W gwoli wyjaśnienia, imprezowy dom, to taki dom, który można wynająć na kilka dni. Taka chata oferuje pełne luksusy, jakie nie śnią się zwykłym ludziom, a tym bardziej nastoletnim prostytutkom. Dla przykładu, w naszej idealnej imprezowej rezydencji jest kilka dużych sypialni i łaźni, dla tych bardziej kochliwych imprezowiczów. Do zestawu dołącza taras z basenem oraz z widokiem na całe LA. Podobno widok wieczorem jest jeszcze bardziej zniewalający niż za dnia. A na dodatek na tym tarasie bar z najróżniejszymi alkoholami z całego świata i najbardziej kalorycznymi przekąskami na zachodnim wybrzeżu. Jeśli wam jeszcze mało, droga dziewczyno i drogi chłopaku, za barem stanie przystojny barman z odsłoniętym torsem lub urodziwa barmanka z ogromnymi silikonowymi piersiami zakrytym najmniejszym bikini dostępnym na Amazonie. No i tak mniej więcej to wygląda. Zazdro, co nie? Wracając jednak to meritum. Nieoficjalnie przyjęcie zaczęliśmy w południe. Bo oficjalnie zacznie się wtedy, gdy Ory przybędzie do wspomnianej posiadłości, a może to chwilę zając, tym bardziej, że sama solenizantka nie wie o tej imprezie. Co do gości, zostali zaproszeni tylko najbliżsi przyjaciele… z Facebook’a oczywiście, zarówno z Ory, jak i każdej z nas osobna. No oprócz mnie, bo go jeszcze nie założyłam. Dokładnie zaprosiłyśmy jakieś dwieście pięćdziesiąt osób. Każdy z gości miał ubrać się w strój kąpielowy, najlepiej w jakiś kwiatowy motyw. A jeśli tak owego nie mieli, to powinni przynieść jakikolwiek kwiat, byle był widoczny na ich wydepilowanych ciałach. Do tego jeszcze wielkie i kiczowate dmuchane basenowe zabawki w kształcie łabędzi czy różowych donatów pływające po wodnej tafli, aby było na czym robić zdjęcia w wodzie. Roznegliżowani barmani i barmanki gotowi do przelewania strumieni alkoholu. No i muzyka. Bo bez niej nie ma żadnej dobrej imprezy. Przy takiej okazji jak impreza urodzinowa na basenie, jednej nie może zabraknąć. Ulubionej piosenki naszej słodkiej solenizantki, czyli „My Neck My Back” autorstwa Khii. Ale nie tej naszej, tylko takiej czarnoskórej.
youtube
Impreza się rozkręcała coraz bardziej. Wraz z godziną czwartą po południu wszyscy najważniejsi goście już się pojawili i popijali kolorowe drinki, tańcząc w rytm muzyki albo rozmawiając z innymi zaproszonymi osobistościami. A wśród tych wszystkich „osobistości” byli na przykład NeNe Leakes, ta taka fajna pani z „Fashion Police”, dzieciaki z „#RichKids of Beverly Kids”. Nawet Jimmy był. Cały i zdrowy ku mojej radości. I siostry Anal. Tak, tak. Anal ma siostry. Dokładnie to trzy. Wszystkie blondynki. Wszystkie o nieco ciemniejszej skórze. Analloberta. Najniższa i najszczuplejsza ze wszystkich sióstr. Analobellah. Równa wzrostu Anal. Jej czoło zakrywała grzywka w stylu Taylor Swift z czasów płyty „Red”. I Analaxandra. Powiedzmy… grubokoścista. Taki to tercet egzotyczny. Nawet z dużym zainteresowaniem wysłuchałam ich rozmowy z naszą trójką, to jest mną, Khią i Humphrey. Gadały o jakiś modowych pierdołach. Ale muszę przyznać, że siostry Anal są bardzo sympatyczne. Polubiłam je. Mam nadzieję, że będziemy miały więcej okazji do spojrzenia sobie prosto w nasze imigranckie oczy. Nadal jednak nie było śladu najważniejszego gościa dzisiejszego przyjęcia, czyli Ory. Tak jak podejrzewałyśmy, wraz z wybiciem na lokalnych zegarkach wspomnianej już przez mnie godziny czwartej, solenizantka mogła pojawić się w każdej chwili. A skoro zaczęłam o niej mówić, to znaczy myśleć, to właśnie w tym momencie ujrzałam ją w drzwiach wejściowych na taras tego pięknego domu. Ach ten blask bijący z jej twarzy o jasnej karnacji. Wyglądała niczym morska bogini, która właśnie wyszła z idealnie niebieskiej wody. Ten dla Ory typowy kołtun nagle stał się równą i piękną blond kulą idealnie moszczącą się na czubku jej głowy. Taka blond Amy Winehouse. Tylko taka która nie pali i nie ćpa byle gdzie. Niedbale wpięte kwiaty i motyle znalazły swoje zasłużone miejsca. Kwiaty wokół kuli, tak by stworzyły wianek takiej rusałki i zakryć ewentualną linię, że tak powiem, styku kuli z głową właścicielki. A motyle, dokładnie to dwa, na czubeczku owej kuli. Co do reszty stylizacji, to miała na sobie perłowo białe bikini, oczywiście idealnie leżące na jej świetlistym ciałku, oraz kardigan z półprzeźroczystej siateczki w ogromne kolorowe motyle. A do tego jeszcze odsłaniające jej filigranowe stópki kryształowe pantofelki, które mieniły się całą feerią barw. „Solenizantka wstąpiła na tarasy, baby!” Wszyscy spojrzeli w jej stronę. Wszystkie dwieście pięćdziesiąt par hollywoodzkich oczu. Nikt nie mógł oprzeć się spoglądaniu na Orianę. Jakby ktoś to zrobił, to myślę, że od razu by upomniałaby się o atencję dla swojej osoby. Nie tylko było widać, że jest królową dzisiejszej imprezy, ale też czuć. Ten blask. Nieźle dostałam nim po mordce. Cała nasza czwórka nie mogła wyjść z zachwytu. Ory wyglądała jak jeszcze nigdy dotąd. Jeśli tak właśnie wygląda dorastanie to ja też tak chcę. Tu i teraz. Natychmiast! I nic, ani nikt nie zmieni mojego zdania. „I co powiecie? Nie przesadziłam trochę?” „Skądże, wyglądasz super”. Szczerzę mówiąc, to chyba Khia tak naprawdę nie sądziła. Na jej miejscu też bym była nieco zazdrosna. Żeby wyglądać lepiej niż „ja”?! Toż to istna zbrodnia przeciwko mojej skromnej osobie. Co w skrócie oznacza poważne wykroczenie. „Jestem z ciebie dumna. Dorastasz kochanie!” Nie można było odmówić prawdy słowom Humphrey. Przynajmniej ja mogę się z nimi zgodzić. Słodka Oriana zamienia się w seksowną królewnę nabrzeżnych dyskotek, zarazem pozostając niedostępną blond syreną, która każdego poranka wraca do wód oceanu z tych pełnych alkoholu imprez. Fajnie… Co prawda nie mogłam powiedzieć jej nic miłego, ale próbowałam tak pokazać tą radość z jej szczęścia swoimi oczami, że chyba oślepłam albo złapałam z nią dobry kontakt, że nic nie musiałam mówić. A DJ zapuścił bit „Tambourine” Eve, więc nie mogłyśmy się oprzeć i ruszyłyśmy na parkiet. Całą naszą piątką.
youtube
I w tym momencie powinnam kontynuować historię, ale pozwolicie, że ciąg dalszy nastąpi dopiero w kolejnym odcinku. Także, do zobaczenia!
0 notes