Baby do garów, nie do mieczy!
Na początku mały disclaimer: rozumiem, skąd wziął się trop kobiety-wojowniczki (czy nawet ogólniej mówiąc: niekobiecej kobiety). Nie mam też nic przeciwko samej idei i uwielbiam, gdy fantaści tworzą światy nieskażone tradycyjnym podziałem ról płciowych. Jeśli chcesz mieć twardą główną heroinę, napierdalającą w potwory, która chleje na umiar i ma kochanka w każdej odwiedzonej wsi, to droga wolna. Chętnie Ci przyklasnę.
Jest jednak kilka powodów, dla których sama niechętnie zabiorę się za ten pomysł i chociaż nigdy nie mówię „nigdy!”, to raczej nie widzę opcji, że w najbliższym czasie będę pisać w tym temacie, bo bardzo, ale to bardzo nie lubię tego motywu. Dlaczego? Na moją percepcję wpłynęło kilka rzeczy, które zauważyłam w toku swojego przebywania w Internecie oraz interesowania się szeroko pojętą popkulturą.
Pierwszym, ale wbrew pozorom nie najważniejszym powodem jest złe wykorzystanie tego tropu. W wielu dziełach (i mowa jest nie tylko o internetowych opkach pisanych przez hot13) fakt, że bohaterka walczący mieczem, jeźdździ na motorze, czyta komiksy czy robiąca cokolwiek innego, co stereotypowo uważa się za… SŁOWO KLUCZ: #niekobiece, jest tylko przebraniem, za którym nie kryje się nic poza spełnieniem seksistowskich fantazji piwniczaków, które jakimś cudem przedostają się do mainstreamu. W chwili próby bohaterki niezależnie, czym by się zajmowały, okazują się bezbronne, do czasu aż nie przyjdzie Prawdziwy Mężczyzna™, który okazuje się tym, czego potrzebują najbardziej na świecie. A kiedy zwiążą się w końcu z Tym Jedynym™, zapominają o swoim niepokornym charakterze i zostają zamknięte w domu.
Co gorsza, powyższy trop często łączy się z drugim, gdzie bohaterka, UWAGA! #niejesttakajakinne. Jej zainteresowania lub sposób życia powoduje, że uchodzi za dziwadło wśród przedstawicielek jej płci (często zresztą ze wzajemnością, bo zajmowanie się domem, pragnienie dzieci i dbanie o wygląd jest takie #puste). W dodatku takie szczucie kobiet na kobiety łączy się z obrzydliwym slut shamingiego, bo główna rywalka heroiny o Tego Jedynego™ to wyfiokowana i puszczalska zołza. NIE TO, CO NASZA BOHATERKA!
Czy na tym etapie naprawdę muszę tłumaczyć, co nie pasuje mi w powyższym? Nie sądzę. Takiej ilości toksyn, co w tekstach „od kobiet, dla kobiet” wykorzystujących trop w streszczony powyżej sposób nie powstydziłby się nawet – i piszę to z pełną odpowiedzialnością – sam Czarnobyl. Nie chcę. Nie lubię. Nie mam zamiaru brać udziału w podobnym kontencie. Nie.
Drugą pułapką, często czyhającą na autorów jest fakt, że nawet jeśli bohaterka uniknie problemu powyższego, to ona nigdy nie może być przeciętna. Nie i koniec, bo w innym przypadku nie będzie w stanie przebić się w tym „brutalnym męskim świecie”. Podobnie jak w komentarzach fanów F1, którzy dopuszczają zawodniczkę do stawki wyłącznie, jeśli będzie w top3 (na 20+ chłopa). Jeśli będzie gdzieś w środku stawki albo nawet na jej tyłach, to nie ma czego szukać w tym sporcie! Nie! Kobieta zajmująca się stereotypowo męskimi musi być wyłącznie najlepszą z najlepszych, a stąd prosta droga do przegięcia, co niestety w czytanych przeze mnie historiach zdarzało się zbyt często.
I nie. To nie jest tak, że kobieta nie może być niekwestionowanym numerem 1 w swojej dziedzinie, bo może. Ale jeśli przy okazji jest piękna, zgrabna, pożądana, ma wdzięk łabędzia i osiągnęła mistrzostwo w dwudziestu innych aspektach życia, to już coś poszło nie tak.
Powodem trzecim, a także zdecydowanie najistotniejszym dla mnie są te wszystkie rakotwórcze komentarze na temat tego, dlaczego bohaterki NIE MOGĄ I NIE POWINNY wychodzić z kuchni. Jeśli otworzycie umysły na ich treść, to być może spłynie na Was blask wiedzy, więc dowiecie się, że w zasadzie to kobiety nigdy nie miały wpływu na bieg historii, że dyskryminacja kobiet nigdy nie miała miejsca, a w ogóle to nic dziwnego, że nikt nie pisze o bohaterkach-zwykłych kobietach, bo przecież ich codzienność oraz zwyczajne zajęcia i tak nie są ciekawe. Jeśli tu zauważyłeś doskonały przykład samozaorania, to ja przyznam, że również uważam, iż jeśli ktoś nie potrafi odnaleźć niczego ciekawego nawet w najzwyklejszych czynnościach, to nie powinien mianować się pisarzem, choćby aspirującym ani zajmować twórczą pracą.
Ale właśnie to ostatecznie ten ostatni przykład zainspirował mnie do pochylenia się nad problemem. Bo w zasadzie, po co maskulinizuje się bohaterki? Po co udaje się, że w jakiś sposób będzie ona nadrabiać fizycznością do bohaterów (znaczy się, ja wiem #notallman i #notallwoman, noale dla porządku myśli, ustalmy, że jednak kobiety mają mniejszą siłę fizyczną od mężczyzn)? Czy ona nie może walczyć z potworami, nie za pomocą nadzwyczajnej siły, ale przy użyciu innych talentów?
To z kolei skłoniło mnie do pytania, czy rzeczywiście chcę światotworzyć uniwersum bez wyraźnego podziału na role płciowe, w których każdy teoretycznie może się zajmować wszystkim, a ostatecznie i tak przede wszystkim postacie żeńskie zajmują się męskimi zajęciami? Doszłam do wniosku, że chyba jednak nie. Chcę uniwersum, w którym moje bohaterki będą miały narzucone kulturowo role do odegrania, ale to nie będzie sprawiało, że będą jednostkami gorszymi niż bohaterzy lub pozbawionymi swojej woli. Nie będą traktowane gorzej z tego powodu. Bo chyba na końcu o to właśnie chodzi w tej całej równości?
1 note
·
View note