Tumgik
#wspólny czas
m-enchantment · 1 year
Text
Tumblr media
04.05.2023
Za takimi długimi wieczorami tęskniłam.
1 note · View note
wannabeskinny000 · 17 days
Text
hejka motylki!!
wiem że pewnie niewiele z was dotrze do tego posta bo nie mam narazie dużych zasięgów ale od czegoś trzeba zacząć co nie? A wiec postanowiłam ze zacznę tutaj publikować żeby mieć większa motywacje i pomoc również wam w tej calej przygodzie bo wszyscy tutaj mamy wspólny cel. Z ed zmagam się jakoś od początku tego roku szkolnego ale na początku nieświadomie bo po prostu ze stresu zaczęłam zajadać emocje przez co przytyłam i po raz pierwszy w życiu stwierdziłam ze nie lubię swojego ciała i swojej figury. Wcześniej cale życie byłam szczupła i moja waga była raczej w normie, jak byłam młodsza miałam niedowagę ale potem byłam już ,,normalna”. Zaczęłam się odchudzać w październiku 2023 i bardzo szybko stało się to obsesja i praktycznie od razu zauważyłam ze w mojej głowie coś się zmieniło i moja relacja z jedzeniem już nie jest zdrowa jak kiedyś. Od tamtego momentu do dziś nie potrafię z tego wyjść chociaż nie wiem jak bardzo bym próbowała, nie zlicze juz ile razy bylam na „recovery” które nie przyniosło żadnych skutków w mojej psychice i mój problem z jedzeniem tylko sie nasilal, dlatego oficjalnie stwierdzilam ze pozostaje mi tylko jedno wyjscie - schudnac. Poniewaz przez te miesiace moja waga caky czas skacze i wyglada to bardziej jak bulimia bo caly czas mam jednak bmi w normie i wcale nie widac po mnie ze borykam sie z ed. Na tumblr jestem od lutego i szczerze nigdzie nie czuje sie tak zrozumiana jak tutaj i juz od dawna chcialam zaczac tu publikowac ale nie mialam psychy… Chvialabym stac sie czescia tej spolecznosci i pomagac wam troche i tak samo mi wstawianie tutaj napewno bardzo pomoze bo bede miec wieksza motywacje jak juz pisalam wczesniej. Planuje wstawiac bilanse moze nie codziennie ale na pewno czesto, bede sie tez dzielic tutaj moimi przenysleniami i doswiadczeniami. Beda tez sie pojawiac meanspo i sweetspo, mozliwe ze bede robic nawet bodychecki. Mam nadzieje ze spodoba wam sie mój profil i oczywiscie zapraszam tez na pv, chetnie poznam sie z innymi motylkami. <33 Jakby cos to aktualnie robie fasta i mam już 23 h , postaram sie pociagnac do 40 godzin a najlepiej byloby gdybym dobila 48 h ale zobaczymy. CHUDEGO DNIA WSZYSTKIM!!!
wzrost: 159 cm bmi: 18.99
sw: 52 kg
cw: 48 kg
lw: 47,2 kg
gw: 45 kg
ugw: 40 kg
41 notes · View notes
dietetary · 1 year
Text
Jak pokonać napady objadania się?
Zacznijmy od podstaw, jak w szkole podstawowej. Napadowe objadania się występuje w dwóch wariantach:
1. Obiektywny napad objadania się - osoba chora spożyła kilka tysięcy kalorii w ciągu trzydziestu minut lub godziny. Towarzyszy jej poczucie braku kontroli i niemożności przerwania, po nim - uczucie winy oraz złości na siebie.
2. Subiektywny napad objadania się - polega na złamaniu specyficznej zasady żywieniowej stworzonej przez chorego, np. zamiast ćwiartki kanapki (jak co dzień na śniadanie) zjadł pół lub całą kanapkę. Jest to POCZUCIE nadmiernego jedzenia, a NIE FAKTYCZNY NAPAD.
Subiektywny napad objadania się współwystępuje częściej z anoreksją, natomiast obiektywny dotyczy wyłącznie bulimi, kompulsywnego objadania się lub anoreksji bulimicznej. W tym poście skupimy się głównie na pierwszym wariancie, czyli obiektywnym objadaniu się.
Co wywołuje napad?
Impulsywność. Istotna cecha występująca u chorych na bulimię oraz kompulsywne objadanie się. Istotniejsza im młodszy organizm, ponieważ w wieku nastoletnim jest trudniejsza do uregulowania przez niedojrzały układ nerwowy.
Osoba pod wpływem szybko pojawiającego się impulsu może podjąć działanie bez myślenia o konsekwencjach. Kiedy impuls płynie po neuronach, pojawia się potrzeba NATYCHMIASTOWEGO zaspokojenia zachcianki. Potrzebujemy więc czasu, by POZBAWIĆ IMPULS MOCY SPRAWCZEJ.
Co mam robić jako bliski osoby chorej?
Twoim zadaniem, jak i osoby chorej, jest odroczyć realizację impulsu, czyli "zyskać na czasie, aż impuls minie". Konkretniej, zainicjuj konkurencyjną aktywność:
- rozmowę,
- wspólny spacer,
- grę planszową, rękodzieło, kolorowankę, ulubiony serial,
- inną ulubioną formę spędzania czasu wolnego.
Kluczem nie jest zakazywanie sobie pojawiania się impulsów - jest nim akcepacja występowania takich chwil, przy umiejętności przeciwstawienia się im.
Co mam robić jako osoba chora?
- Jedz posiłki w regularnych odstępach czasu, o odpowiedniej kaloryczności,
- w ciągu dnia pozwól sobie na jedną ulubioną przekąskę np. zamiast podwieczorku lub drugiego śniadania,
- poznaj przyczyny nadmiernego jedzenia: co je wywołuje, jak się utrzymuje; problemem jest w większości przypadków STRES w jakiejkolwiek dziedzinie życia: presja w szkole, w domu, w pracy, w relacji miłosnej / przyjacielskiej, na zajęciach dodatkowych, jak i PERFEKCJONIZM,
- zrezygnuj ze swoich rygorystycznych zasad - im bardziej ograniczasz przyjmowanie pożywienia, tym trudniej utrzymać "dietę" przez dłuższy czas, co kończy się napadem, następnie zaostrzeniem zasad i cykl się powtarza,
- nie myśl zerojedynkowo; zazwyczaj po złamaniu jednej zasady żywieniowej, chorego atakują myśli pod tytułem "Równie dobrze mogę sobie odpuścić!" skutkujące porzuceniem kontroli na rzecz objadania się, dlatego naucz się stosować zasadę 80:20.
Nie raz należy wdrożyć LECZENIE FARMAKOLOGICZNE, PSYCHIATRYCZNE ORAZ TERAPIĄ BEHAWIORALNO-POZNAWCZĄ.
108 notes · View notes
drifftingg · 2 months
Text
Próbowałem mame namowic żeby mi dała kontakty do bogatych mężczyzn którzy by mo płacili za wspólny czas razem ale ona że zwariowałem i ze takich nie zna…
A przecież na pewno zna conajmniej takich ze jakby popytala to by się okazało ze ich znajomy znajomego szuka takiej transakcji.
Poza tym np ordynator kardiochirurgi w Poznaniu na pewno kogoś takiego zna bogaci ludzie tak maja…
Marzy mi się Paryż itd…
13 notes · View notes
victorianitt · 2 months
Text
Jakiś czas temu znalazłam na ao3 wspaniałą autorkę fanfiction — @isshi69nikkei. Przeczytałam od niej kilka fanfików z Sherlocka i Harry'ego Pottera, które baardzo mi się spodobały.
Wielokrotnie do nich wracałam, ale ile razy można robić reready? Wiedziałam, że Isshi ma jeszcze kilka fanfików z fandomów których nie znałam, w tym z Voltrona (o którym słyszałam już wcześniej i wisiał na liście do obejrzenia od bardzo dawna). Postanowiłam obejrzeć Voltrona i baaardzo mi się spodobał :3.
Potem zaczęłam czytać ów Voltronowego fanfika Isshi „Tsevu-22” i... Cóż, wystarczy powiedzieć, że nie śpię po nocach, bo go czytam.
(Isshi, obiecuję napisać Ci komentarz, jak tylko nadrobię do końca 😇).
Głównym shipem jest Prorok/Thace, co swoją drogą bardzo mnie ucieszyło i rozbawiło, bo podczas oglądania Voltrona zwróciłam uwagę na te dwójkę i oczywiście, z moim szczęściem do zakochiwania się w niepopularnych paringach, zaczęli mi do siebie pasować.
Przełożony i podwładny, do tego szpieg? To jest to, co tygryski lubią najbardziej.
Ale już nie przedłużając, wczoraj, rozmawiając z przyjaciółką przez telefon, zaczęłam rysować. Kogo? Thace'a i Proroka 🥰. Co prawda osobno, ale mam wrażenie, że wspólny obrazek jeszcze powstanie...
Tumblr media Tumblr media
Fanfiction Isshi:
5 notes · View notes
myslodsiewniav · 8 months
Text
31.08.2023
Dzieńdoberek <3
Dziś urodziny Harry'ego Pottera, a zatem nasza rocznica. Fajnie tak bardzo się do niego przytulić rano i usłyszeć - wypowiedziane zachrypniętym, niskim głosem - "Wszystkiego najlepszego po 2 latach razem". No to od jutra zaczynamy 3 wspólny rok. Jest bliskość, jest pożądanie, jest zachwyt, jest pchanie się do sięgania po marzenia i zdobywanie indywidualnego potencjału, jest wsparcie, jest dbanie o granice. I są wspólne podróże i jest piesek. <3
A myślałam, że coś tak fajnego mi się nie przydarzy... :)
Wzrusz.
Póki co głodna jestem, w domu nic nie ma, więc muszę wybrać się na jakieś polowanie do Biedry.
Nasza gra prawdopodobnie dzisiaj już dotrze, więc oprócz świętowania w łóżku będziemy świętować (może) rozgryzając zasady gry z użyciem dodatków (bardzo to ekscytujące).
Wczoraj wyskoczyłam na fantastyczne spotkanie z moim przyjacielem, który ma chujową sytuację w rodzinie. Potrzebował wsparcia. Bardzo mnie porusza i denerwuje trochę to, że moi przyjaciele od miesiąca tuptają wokół mnie z takim "przepraszam bardzo, puk puk, mogę? Chciałabym/chciałbym tobie Vill coś powiedzieć, chociaż wiem, że masz teraz gorszy czas i boję się ciebie przygnieść, bardzo nie chcę ciebie dołować bardziej, przepraszam bardzo, a jednak mam obecnie problem i NIE WIEM jak sobie z tym poradzić samej/samemu, jestem zagubiony/zagubiona i potrzebuje wsparcia przyjaciółki, czy mogłabyś chociaż wysłuchać?" Naprawdę doceniam wrażliwość i uważność, ALE w takich sytuacjach, szczególnie, gdy czujesz, że to mojego wsparcia szukasz osobo kochana WAL! Ja totalnie nie mam skrupułów (a może powinnam mieć?) dzieląc się z nimi tym co u mnie, bo jeżeli już się spotykamy, przeznaczamy CZAS na pielęgnowanie relacji to nie widzę absolutnie żadnych przesłanek by nie rozmawiać z nimi o tym co mnie gryzie - wiadomo, że zaakceptuję postawione granice, wiadomo, że sama granice mam, ale nie mam zamiaru unikać odpowiedzi na pytanie "Co u ciebie?", albo walić jakimś banałem "I'm fine, thank you" w odpowiedzi na "Jak się czujesz?". No nie. Czuję, że jest mi ciężko obecnie i to dla mnie wyzwanie by wejść w kontakt, nie mam siły i to mnie martwi, ale JESTEM, bo wybieram przeznaczenie swojego ostatnio skąpego dziennego rezerwuaru energii/siły na BYCIE Z i DLA osoby z którą się spotykam. Dla mnie to oczywiste. Jak mówię, że mam gorszy okres nie chcę by obchodzono się ze mną jak z jajkiem, bardziej oczekuję zrozumienia, gdy powiem "okay, mój mózg się odcina, nie słyszę już co mówisz, muszę iść do domu, zdzwońmy się jutro, ok? Bo zależy mi na wysłuchaniu ciebie i na twoich problemach, ale moja kondycja i ciało mówią, że na dziś koniec, nie przyjmę więcej". Ech.
Wracając: spotkałam się wczoraj z przyjacielem. Było miło, chociaż w jego rodzinie posypało się straszliwą lawiną wiele przygnębiających akcji. Na tyle jest to ciężkie, że obecnie martwię się o jego stan psychiczny i to tak... hymmm.... Badania naukowe w tym przypadku potwierdzając zasadność mojej nadmiernej - zdawać by się mogło - troski. Will see.
Szef odchrzania jakieś durnoty obecnie - mierźwi mnie myśl o tym, że muszę tam dziś pracować. Brrr...
Mam też szum "na obwodach" powodowany przez moją szwagierkę. Dzieją się rzeczy i chcą, abyśmy pomogli z tymi rzeczami. W teorii luzik, a w praktyce chyba muszę przemyśleć czy w moim obecnym stanie to w ogóle wchodzi w grę.
W październiku mój BF się żeni.
Wiem, że znajomy z którym nie utrzymuję kontaktu organizuje dla BF wieczór kawalerski xD i o dziwo... ziomeczek V. został już zaproszony, a wczoraj dowiedziałam się, że mój O. też dostanie zaproszenie xD
Mnie nikt nie zaprasza i dziwnie mi z tym... to w końcu mój BF :P i z drugiej strony: wieczór kawalerski, więc siłą rzeczy...
Wieczór panieński chyba nie będzie się odbywał - przynajmniej nikt się w tej sprawie ze mną nie kontaktuje.
13 notes · View notes
pigulki · 3 months
Note
Proszę cię barfzo o radę bo nie mam pojęcia co robisz, a ty wydajesz mi się tu jedyną osobą godną zaufania.
Poznałam chłopaka, od miesiąca codziennie ze sobą piszemy, rozmawiamy, no ogólnie wszystko było cudownie i po prostu najlepiej. Planowaliśmy spotkanie i jak spędzimy wspólny czas gdy się ono odbędzie, ponieważ mieszkamy kawałek od siebie. Poczułam się pierwszy raz od dawna szczęśliwa, on tak samo. Przed chwilą zadzwonił do mnie powiedzieć że co jakiś czas ma nawroty depresji (?) Po prostu co jakiś czas czuje się mega chujowo, nie ma ochoty na nic ani jakieś kontakty z kimkolwiek. Nie chcę aby robił coś na siłę i się męczył ale jednocześnie źle mi z tym. Postanowiliśmy że ma się odezwać w przeciągu tygodnia co dalej, ja chyba oszaleje. Nie wyobrażam sobie aktualnie dnia bez jego udziału.
Napisz do mnie tak prywatnie. Myśle, że mogę Ci naświetlić sprawę z perspektywy osoby z nawrotem stanów depresyjnych i poradzić co możesz zrobić żebyś się nie zadręczała
5 notes · View notes
klubidzpanstad · 3 months
Text
Prace społeczne, kasacja, zmiana władzy...
Tumblr media
18 września skazany „pastor” Paweł Chojecki stawić się miał w wyznaczonym przez sąd miejscu aby rozpocząć odbywanie kary ograniczenia wolności w formie prac społecznych. Miejscem tym był skansen Muzeum Wsi Lubelskiej. Obserwatorzy jego działalności wiedzący jakie szopki jest w stanie organizować nie byli więc szczególnie zdziwieni, że i w tym miejscu, wraz ze swoimi wyznawcami zdecydował się odstawić kolejny cyrkowy występ wpisujący się w narrację ukazującą go jako męczennika.
Chojecki karę prac społecznych w wymiarze 20 godzin miesięcznie przez osiem miesięcy w swoich audycjach konsekwentnie nazywa „robotami przymusowymi”, terminem, który w Polsce kojarzy się jednoznacznie z eksploatacją Polaków zmuszonych do pracy na rzecz przemysłu III Rzeszy podczas drugiej wojny światowej i niemieckiej okupacji naszego kraju. Dla taniej, groteskowej dramaturgii jaką nieustannie próbuje on nadać przegranemu procesowi porównuje on odpracowanie kilkudziesięciu godzin z dramatem tysięcy Polaków wywiezionych na roboty przez okrutnego okupanta. To jednak nie powinno nas  szczególnie dziwić, gdy znamy jego wcześniejsze występy.
 Mamy w końcu do czynienia z człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek hamulców czy zasad moralnych. Sam niekorzystny dla siebie, łagodny wyrok określa mianem „zbrodni sądowej”, tu z kolei terminem, którm określa się niesłusznie zasądzone kary śmierci czy wieloletniego więzienia na które przez komunistów skazywani byli polscy niepeodległościowcy..
W dniu rozpoczęcia odbywania kary Chojecki stawił się pod wskazanym adresem ale nie sam. Przyprowadził ze sobą członków rodziny oraz kilkudziesięciu fanatyków wyposażonycyh w transparenty wyrażające poparcie dla niego, miotły i podobne gadżety, rozstawili banery. On sam przystroił się w napis na plecach: „Skazany za krytykę Kościoła i PiSu”. Jak podaje strona sekty przyniósł ze sobą jakieś zaświadczenie lekarskie (najwidoczniej nie okazane podczas samego procesu). Chojecki nie przystąpił tego dnia do wykonywania kary, możliwe że zaskoczeni całą sytuacją, dziwną pikietą pracownicy byli zdezorientowani i woleli nie ryzykować scen na terenie muzeum. Chojecki i media jego sekty przedstawiły to jako „uniemożliwienie odbycia kary” za które winą obarczyly dyrekcję placówki. Podkręcano atmosferę także „odmową towarzystwa opiekuna medycznego”. Obecność taka nie jest najwidoczniej przewidziana podczas lekkich prac społecznych jeśli nie ma poważnych przesłanek co do zdrowia skazanego a skoro zasądzono taką karę to najwidoczniej ich nie było.
Żenujący spektakl z wielkim zadowoleniem ogłaszali sekciarze w kolejnych programach w swojej niewielkiej bańce internetowej. Chojecki, tak jak od początku zresztą, swój proces określał jako ważne wydarzenie w historii Polski, taplał się w swojej narracji odnośnie rzekomych sił politycznych próbujacych go uciszyć a sam upajał się swoim „męczeństwem”. Cały czas oczywiście w gronie wyznawców pielęgnuje też przekonanie, że za jego procesem bezpośrednio stoi minister Ziobro a za sznurki pociąga sam prezes PiS, dlatego w swoich tyradach podkreśla rozczarowanie rządem oraz zarzuca mu uknucie przeciwko niemu podłej intrygi. Na tym etapie zapętlenia się w swojej rzeczywistości  można założyć, że sam w jakimś stopniu uwierzył w opowiadane wyznawcom historyjki. A przynajmniej bardzo je polubił i starannie pielęgnuje.
Równolegle do ulicznych happeningów i codziennego biadolenia w audycjach na You Tube sekciarze szukają pomocy gdzie tylko się da. Skierowali pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich o zajęcie się sprawą ich lidera pisząc o zagrożeniu demokracji, wolności, zestaw sloganów znany nie tylko z sekciarskich pogadanek intrnetowych ale też środowisk związanych z tzw. Anty-PiSem w skład którego wyznawcy Chojeckiego weszli już jakiś czas temu momentalnie znajdując wspólny język z działaczami KOD, politykami PO, Lewicy i próbując rywalizować z nimi na absurdalne, histeryczne teorie i porównania kolportowane w sieci.
Wysłannicy sekty odwiedzali różne spotkania wyborcze odbywające się w ich okolicy i szukali poparcia np. Adama Bodnara czy Joanny Scheuring-Wielgus z którą wspólny cel odnajdują oczywiście na płaszczyźne knajackiego antyklerykalizmu. Od polityków członkowie sekty chcieli usłyszeć, że ci wykreślą z kodeksu karnego art. 196, wypowiedzą konkordat itp. O wsparcie Chojeckiego prosili m.in. posłankę Martę Wcisło z Koalicji Obywatelskiej, którą wręcz zbombardowali pochwałami i zachwytem.
Przejście Chojeckiego i jego fanatycznej trzódki do obozu Anty-PiS (kiedyś za jakąkolwiek krytykę PiS usuwali swoich sympatyków ze swoich mediów i obarczali klątwą całkowitego wkluczena i zerwania kontaktów), nie wywołało żadnych wewnętrznych nieporozumień czy niezrozumienia wyznawców, których niegdyś wyławiano raczej ze środowisk patriotycznych epatując narodową symboliką i głosząc kojarzone z prawicą hasła i poglądy. Kierownictwo sekty postawiło na obóz totalnej opozycji, dokładnie tak jak niegdyś z próbą podpinania się do projektów prawicowych czy samego PiS czyli w myśl powiedzenia o wydzielinie, która przykleiła się do okrętu i krzyczy „płyniemy!”. Wolcie tej sprzyjać miał nie tylko syndrom odrzucenia dziwacznej trupy z jej megalomańskm liderem na czele przez środowiska polityczne z prawej strony ale także cała budowana wokół omawianego procesu guru Chojeckiego historia rządowego spisku przeciwko nim. Odbicie w stronę środowisk bliskich PO czy nawet skrajnej lewicy skomentował swego czasu sam Marian Kowalski mówiąc o radykalnym zwrocie sekty ku pozycjom wręcz lewackim.
Przypieczętowaniem ostatecznym opowiedzenia się po stronie lewicowo-liberalnej może być infantylna relacja mecenasa Andrzeja Turczyna z tzw. Marszu Miliona Serc zorganizowanego przez opozycję w Warszawie tuż przed wyborami paramentarnymi, który relacjonował on dla IPP.
Zachwycony panującą na marszu atmosferą, wręcz dziecinnie podniecony a przez to przypominający najnowszą „gwiazdę” sejmową czyli posła KO Marcina Józefaciuka, Turczyn opowiadał, że na własne oczy przekonał się, że to właśnie na tym wydarzeniu zebrali się Polacy, szczerzy patrioci. Wyznał, że wcześniej dał nabrać się PiSowi i uwierzył, że elektorat PO i jej koalicjantów / przystawek nie reprezentuje wartości patriotycznych a tymczasem na własne oczy zobaczył morze biało-czerwonych flag czyli zabieg PRowy odnotowany przez każdego chyba, nawet niekoniecznie bardzo wnikliwego obserwatora polskiej polityki polegający na, jak trafnie określił to znany publicysta, schowaniu unijnych i tęczowych flag i „przebraniu się za Marsz Niepodległości”. Ciężko z całą pewnoścą stwierdzić czy, wyglądający jednak na autentycznie wznieconego atmosferą, Turczyn sam wierzył w to co mówił, jednak przekaz taki, bez większego wnikania w temat w obrębie sekty trafia na podatny grunt i przyjmowany jest bezkrytycznie. Podczas swojej relacji z marszu Turczyn wspomniał o spotkaniu na nim Andrzeja Rozenka, byłego zastępcy redaktora naczelnego pisma „NIE” oraz posła na Sejm VIII i IX kadencji o którym wypowiadał się bardzo ciepło w przeciwieństwie do, również wspomnianej w owym wywodzie Konfederacji przy okazji której wyłożył wprost, że największym problemem jaki ma z tą partią jest deklarowany przez większość jej członków katolicyzm. Problemu tego nie ma Turczyn czy, do niedawna określający samego siebie mianem największego czy nawet jedyneg w Polsce antykomunisty Chojecki gdy chodzi o postkomunistów lub nowe pokolenie skrajnej lewicy w składzie obejmującej rządy koalicji.
Sekta w okresie kampanii wyborczej w swoich programach uskuteczniała, co zrozumiałe, propagowanie linii narracyjnej radykalnego anty-PiSu w wydaniu dla niej charakterystycznym czyli zbliżonym do KOD, „Obywateli RP” czy internetowych trollerskch grup takich jak „Silni Razem” czy konkurencyjna wewnątrz jednego obozu, dowodzona przez Romana Giertycha trollownię o nazwie „Sieć na wybory”. Wspomniany Roman Giertych w przekazie IPP nie był już, znanym nam z czasów współpracy z Kowalskm, zdrajcą, sprzedawczykiem czy aferzystą ale wzorem uczciwości i heroicznej walki z „reżimem PiS” a najdziwaczniejsze wrzutki wypisywane przez niego na Twitterze przy aplauzie wulgarnych trolli  z miejsca stały się dla lubelskch sekciarzy wiarygodnymi ze wszech miar informacjami o których rzetelności przekonany był sam lider KNP / IPP co jak wiadomo stanowi w tej grupie ostateczną instancję.
„Kasacja” i kasacja
W czasie poprzedzającym szczyt kampanii wyborczej sekciarze nakręcili ośmioodcinkowy miniserial mający przedstawić całą historię procesu Chojeckiego z ich perspektywy. W produkcji tej zawarto więc wszystkie bezpodstawne tezy jakie były tu już wcześniej opisywane i wyjaśniane. Była to produkcja stworzona być może z myślą o wciśnięciu jej szerszemu gronu internautów ale skończyła jako jeden z tysięcy już nagranych przez nich programów do oglądania siebie samych we własnym, niewelkim gronie i służącym samozachwytowi, którym sekta się chrakteryzuje. Przez trzy miesiące najpopularniejszy odcinek zanotował jedynie 4600 odsłon.
W tym czasie błyskotliwy mecenas Turczyn wnosił kasację od prawomocnego wyroku do Sądu Najwyższego, który sprawę rozpoznał 20 grudnia 2023 roku utrzymując w mocy wyrok Sądu Apelacyjnego w Lublinie z dnia 10 czerwca 2021 roku i oddalając kasację jako „oczywiście bezzasadną” co w przypadku mecenasa Turczyna nie powinno być zaskoczeniem za to po raz kolejny wystawia mu zawodową ocenę.
Zmiana władzy a oczekiwania sekty
Mocno kibicujący i agitujący na rzecz Koalicji Obywatelskiej członkowie sekty a zwłaszcza jej lider i ścisły, wewnętrzny krąg z euforią przyjęli wynik wyborów parlamentarnych z 15 października 2023 r. W których, mimo tego, że PiS zdobył najwięcej głosów, większość parlamentarną uzyskała koalicja złożona z PO, Lewicy i zmontowanego na wybory tworu o nazwie Trzecia Droga w skład którego wchodzi PSL oraz Polska 2050, której lideruje niedawny gwiazdor programów rozrywkowych w stacji TVN Szymon Hołownia.
Sekciarze z Lublina wynik ten odebrali jak niemalże ich osobisty sukces, znów w myśl zasady o przyklejeniu się do okrętu i z nieskrywaną egzaltacją wykrzykując hasła o rozliczeniach i rozprawie z ustępującym rządem. Chojecki wygłaszał zapowiedzi typu „idziemy po was” sugerując wyznawcom, że oto właśnie oni sami będą brać udział w tym triumfie i rozliczeniach. Zapowiadał śledztwa i procesy, skierowane np. w stronę byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, którego od dawna przedstawia wyznawcom w roli architekta spisku przeciwko niemu dodając sobie tym samym niezasłużonej powagi. Mało tego. Chojecki ogłosił, że ma dowody na to, że za przeciwnikami z sali sądowej czyli m.in. mną stoją ważni politycy PiS, ale... „pokaże je w odpowiednim czasie”. Widoczne są także próby zapunktowania w obozie nowej władzy a przynajmniej jej sympatyków mogących zawierzać dziwacznym opowieściom. Chojecki obweścił (tezę tą nieśmiało rzucał już wcześniej), że on sam i ludzie tworzący kanał Idź Pod Prąd byli inwigilowani z pomocą systemu Pegasus jako środowisko zagrażające władzy.
Zachwyt działaniami nowego rządu w okresie pierwszego miesiąca, szereg kontrowersyjnych działań np. w najgłośniejszej sprawie przejęcia TVP i reszty kroków wywołujących ożywione dyskusje komentatorów z każdego zakamarka polskiej sceny politycznej / publicystycznej był w IPP ogromny. Nie silił się szef sekty ani jego podwładni na żadne szczególne analizy, omawianie „za i przeciw” czy omawianie od strony merytorycznej podejmowanych przez ekipę Tuska akcji. Zapanowała atmosfera triumfalizmu, „nasi górą!” a sam Chojecki wprost mówił, że wszystko czego świadkami byliśmy w pierwszym miesiącu rządów „totalnej koalicji” jest słuszne, relatywizował wszelkie pojawiające się w sferze komentataorskiej wątpliwośc i obawy stwierdzając po prostu, że... „bardzo dobrze”. Koniec kropka. Nie powinno nas to dziwić, Z punktu widzenia sekty, której guru napycha  wyznawcom głowy opowieścią, że ich grupa wzięta została na celownik przez rząd PiS i to przeciwko internetowemu krzykaczowi zawiązywano skomplikowane sprzysiężenia, sytuacja jest pożądana, cel może uświęcić środki. Chętnie zastosowano wdrażane przez poityków KO czy Lewicy określenia politycznych przeciwników jako „zła absolutnego” co nie dość, że zalatuje psychiatrykiem i kierowane może być tylko do twardego elektoratu oczekującego zemsty i to takiego z okolic odpychającej „babci Kasi”, nie jest niczym nowym w sekcie a właściwie jest tam czymś normalnym i przyswajalnym z największą łatwością. Chojecki twórczo układał emocjonalne pogadanki, w których przekonywał, że celem PiS jest uniemożliwienie nam bycia szczęśiwymi i tym pododobne głupoty rodem z Monthy Pythona.
Z wypowiedzi guru i jego wyznawców wywnioskować można, że mogą oni pokładać nadzieję w zmianie władzy odczytując ją jako możliwość całkowitego wymazania dotychczasowych orzeczeń sądów (tak na złość poprzedniej władzy) wszystkich instancji w sprawie lubelskiego hejtera, co wydaje się kompletną aberracją ale w oparach absurdu spowijających sekciarską bazę w Panieńszczyźnie nie można wykluczyć, że takie rozwiązanie podszeptuje im lider. W razie niepowodzenia wrócić może przecież w każdej chwil wypróbowana już narracja o zdradzie i wskazanie nowej mądrości etapu, nowych wrogów.
Tymczasem po umownej drugiej stronie znalazł się Marian Kowalski, odgrywający w TV Republika (i do niedawna w TVP Info) rolę specjalisty od wszystkiego oraz dodatkowo autorytetu moralnego i wzoru cnót wszelakich. Podczas gdy całe masy publicystów i komentatorów od lewa do prawa siliły się na jak dokładniejsze analizy przyczyny takiego wynku wyborów z uwzględnieniem możliwie wszystkich uwarunkowań, od błędów prowadzenia kampanii przez poszczególne komitety, media, wsparcie zagraniczne i szereg innych czynników w mediach Tomasza Sakiewicza swoje teorie wykrzykiwał ekspert nad eksperty czyli Marian Kowalski. Miotał gromy na głupich Polaków, nadymał się, srożył a jedyne co wymyślił to, że wybory musiały być sfałszowane. Chwilę później wziął udział w demonstracji w Lublinie gdzie przekonywał, że już jutro możemy obudzić się w... Związku Radzieckim.
Rządy starej / nowej ekipy Donalda Tuska i przyprowadzona przez niego do władzy menażeria z pewnością nie wróży dla naszego kraju nic dobrego, jednak po Kowalskim trudno spodziewać się czegoś więcej niż prób straszenia i duraczenia na żenującym poziomie, nieadekwatnych porównań i taniej próby grania na emocjach więc tym bardziej żenujące jest to, że tak usilnie media przychylne PiS wpychają swoim widzom kogoś takiego. Świat po czystce w TVP nie powinien mu się zawalić, ma przecież programy w TV Republika, gdzie szykiem zwartym przeszła cała  pro-PiSowska ekipa z TVP wraz z większością widzów co przełożyło się na znaczny wzrost oglądalności tej stacji i spory spadek dla, zapożyczając ze slangu dotychczasowej opozycji, „neo-TVP”, gdzie wajha przestawiona została z dnia na dzień tak subtelnie, że dowiedzieliśmy się, że niemieckie wiatraki to najlepsze co może nas spotkać, widzowie na śniadanie dostali tęczowe flagi i ekspertów z samozwańczego Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych im. Pawki Morozowa a na samym starcie zafundowano im odcięcie sygnału i dziwaczną przemowę redaktora Marka Czyża, który zapewnił, że teraz będzie lał widzom już tylko wodę zamiast propagandowej zupy, który to występ zapisze się z pewnością złotymi zgłoskami w historii polskich mediów zaraz po reportażu  o majowych urodzinach Hitlera w lesie pod Wodzisławiem Śląskim uczczonych godnie wafelkami, wyemitowany w stacji aktualnie udostępniającej do TVP swoje kadry, żeby było tak jak było i by było jak ma być.
4 notes · View notes
moiclaudie · 2 months
Text
Dobija mnie ilość stresu przez pracę. Jedyny plus to zrozumienie u przełożonej i ogólnie spoko atmosfera w zespole. Ale w kontaktach z klientami czuje sie czasem jakbym była rzucona wilkom na pożarcie. I nieraz na koniec dnia czuję się przez to niewystarczająca, nieprofesjonalna, no i wypomowana z energii. Czy to już czas, by wreszcie zacząć szukać nowej pracy na serio, zamiast tylko o tym myśleć co jakiś czas? Trudne pytanie.
Ogólnie to jestem zmęczona i nieszczęśliwa. Tak bardzo brakuje mi szczerych powodów do radości, tymczasem z każdej strony coś mnie dobija. Mam też duże wątpliwości co do sensu mojej relacji, wkurza mnie fakt, że kolejny raz jedyna perspektywa na wspólny weekend to siedzenie na dupie. A sorry, jeszcze wyprawa do biedry. Żenuje mnie to trochę, bo kiedy mam korzystać z życia jeśli nie teraz? On wie, że chcę coś robić poza spaniem do południa, ale widzę, że idzie to bardziej w kierunku, że nie przeszkadza mu, że planuje coś z przyjaciółkami czy rodzina. Na ten moment jestem w trakcie umawiania dwóch wyjazdów. No i zajebiscie, tylko w sumie po co mi w takim razie facet? Do wspólnych obiadkow, chodzenia do biedronki, seksu i mówienia sobie jak to bardzo się kochamy? Czasem mam myśli, że łatwiej jednak żyć mi samej. I oczywiście teraz przedstawilam tylko złe strony, ale są też lepsze chwile, dlatego tak ten związek trwa. No ale na dłuższą metę to chyba jednak trochę się poddaję.
A i zapomniałam dodać - poświętowane, 4 pączki zjedzone xD mdli mnie do tej pory, ale w sumie nie żałuję, bo były wszystkie pyszne
4 notes · View notes
plutos33child · 3 months
Text
Tumblr media
W E E K E N D!!! \m/
Nareszcie weekend. Od dzisiejszego poranka nie myślę o niczym innym jak o tym, że będziemy mieć czas TYLKO dla siebie. Kochany pojechał na siłownię, ja szybko posprzątałam sypialnię, pranie się robi.
Zrobię nam obiad, szybko się odświeżę i jedziemy do niego. 😎 Moje plany na weekend gdy ktoś pytał w pracy? 😈😈😈❤️ Tak się idealnie zgraliśmy w tym co i jak lubimy, w tym jak kręcą nas nawzajem nasze ciała, że to aż dziwne. Cały dzisiejszy dzień wspominam naszą spontaniczną akcję w pokoju przy mojej toaletce. Niezbyt wysoki stołek, oparta o toaletkę, lustro. I w pełnym zachodzącym słońcu. Jego jasna, oświetlona słońcem skóra i tatuaże, jego wzrok. Nasz wspólny cień padający na szafę. Nawet cień był cholernie podniecający! 🤭 Nie wiem jak on to robi, ale nigdy nie mam z nim dosyć. To pierwszy mężczyzna, który tak mnie kręci, że pół dnia chodzę i tylko marzę aby móc zedrzeć z niego ubranie. Szalone...
c d n...
2 notes · View notes
mvanillam · 1 year
Text
21.01.23
Ł. zaproponował mi wspólny wyjazd do jego rodziny na wies. Początkowo pomyślałam że to kosmiczny pomysł ale im dłużej myślałam tym bardziej przekonywałam się do tego że chce jechać,chce poznać jego mamę,rodzeństwo.
Pojechaliśmy. Z jego dziećmi bo moje zostały że swoim ojcem.
Droga nie była taka zła jak przewidywałam.
Jego mama bardzo miło mnie przyjęła,jego rodzeństwo również.
To taka rodzina do której chciałoby się należeć. Widać że lubią spędzać czas razem. Ł. ma 5 rodzeństwa i każdy ma minimum 3 dzieci więc jest niezła ekipa. Była jazda na koniu - bo szwagier Ł. ma piękna klacz,byla mini impreza rodzinna,picie do nocy,dużo smiechu a następnego dnia był kulig cudownymi drewnianymi saniami i ognisko.
Wcale nie czułam się tam nieswojo,wszystko było takie naturalne.
Rodzeństwo się śmiało że skoro mnie tam przywiózł to się pewnie niedługo sie oświadczy :)
Naprawdę fajnie spędziłam czas,aż żal było wracać do domu.
Mamy w planach za kilka miesięcy wspólnie zamieszkać,musimy się tylko do tego przygotować.
Przepadłam,zakochałam się na maxa.
W nim,w tym miejscu i w tych ludziach 😍
11 notes · View notes
nogenderbee · 1 year
Text
Colorful Stage Harem: Tsukasa i jego przyjaciele / Tsukasa and his friends
Just a small announcement: if you want to be on my Tag List (be tagged on my posts) check this post / Małe ogłoszenie: jeśli chcesz być na mojej Liście Tagów (oznaczanx pod moimi postami) to sprawdź ten post
🇬🇧English version🇬🇧
You decided to come to Tsukasa and his friends, I mean... Shizuku shouldn't be so upset about it, right?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Tsukasa Tenma
Opinion: 20/40 -> 27/40 (+2 for "Master of Wonderhoy poses" skill) - adorate
Love language: Quality Time
Type: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Nene Kusanagi
Opinion: 21/40 -> 26/40 (+2 for "Master of Wonderhoy poses" skill) - adorate
Love language: Acts of Service
Type: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Shizuku Hinomori
Opinion: 39/40 -> 36/40 - adorate
Love language: Acts of Service
Type: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
"Hey YN! Last time we didn't had much time so what will you say we make up for this time nad meet up on lunch break-?"
"Hey YN!"
You heard a voice behind you and immediately turned around to see energetic pink haired girl
"YN, Wonderhoy~!"
"Hehe, Wonderhoy!"
"Emu, don't you have lessons right now?"
"No! It turned out that I star at 10 am! Więc mam sporo czasu!"
"Emu, I don't want to stress you but it's 9:30 am..."
In that moment pink haired girl started to get stressed
"Ahh! See you later then! Everyone have a Wonderhoy day!"
"So as I was saying-"
"YN where do you have lessons now?"
"Is everyone gonna ignore me?!!"
"Is this time when we tease Tsukasa~?"
"Don't you see that I want to suggest hangout with YN?"
"Go on then, ask them for a date if you wish so~!"
You laghed at those two playing around when Tsukasa clearly didn't knew what to say on Rui's question
"YN..." - Nene was a little closer to you now and a little shy - "So... where do you have lessons now?"
🕘Co zrobisz?🕘
Answer Nene
Answer Tsukasa
Tease Tsukasa a little (Charisma [1/10])
Tease Rui a little (Charisma [1/10])
Votes closed!!
🇵🇱Polska wersja🇵🇱
Zdecydowałxś się przyjść do Tsukasy i jego przyjaciół, przecież Shizuku nie powinna być z tego powodu zła, prawda?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Tsukasa Tenma
Opinia: 20/40 -> 27/40 (+2 for "Mistrz póz Wonderhoy" skill) - adorate
Język miłości: Wspólny Czas
Typ: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Nene Kusanagi
Opinia: 21/40 -> 26/40 (+2 for "Mistrz póz Wonderhoy" skill) - adorate
Język miłości: Drobne Przysługi
Typ: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Shizuku Hinomori
Opinia: 39/40 -> 36/40 - adorate
Język miłości: Drobne Przysługi
Typ: ?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
"Hej YN! Ostatnim razem nie mieliśmy zbytnio czasu więc co powiesz żebyśmy to nadrobili podczas tej przerwy obiadowej-?"
"Hej YN!"
Usłyszałxś głos za sobą więc od razu się odwróciłxś żeby zobaczyć energiczną różowowłosą dziewczynę
"YN, Wonderhoy~!"
"Hehe, Wonderhoy!"
"Emu, nie powinnaś mieć teraz lekcji?"
"Nie! Okazało się że zaczynam o 10! Więc mam sporo czasu!"
"Emu nie chcę cię stresować ale jest 9:30..."
W tym momencie różowo włosa zaczęła się denerwować
"Ahh! Do zobaczenia wszystkim w takim razie! Wszyscy miejcie Wonderhoy dzień!"
"A więc tak jak mówiłem-"
"YN gdzie zaczynasz lekcje?"
"Czy wszyscy zamierzacie mnie ignorować?!!"
"Czyżby to był czas kiedy bawimy się z Tsukasą~?"
"Nie widzisz że chcę zaproponować spotkanie YN?"
"Ależ proszę bardzo, zaproś ich na randkę jeśli sobie tego życzysz~!"
Zaśmiałxś się z wygłupów dwójki podczass kiedy Tsukasa widocznie nie wiedział jak odpowiedzieć na ostatnie pytanie Ruiego
"YN..." - Nene była już nieco bliżej ciebie, lekko zawstydzona - "Więc... gdzie zaczynasz lekcje?"
🕘Co zrobisz?🕘
Odpowiedz Nene
Odpowiedz Tsukasie
Podrocz się nieco z Tsukasą (Charyzma [1/10])
Podrocz się nieco z Ruim (Charyzma [1/10])
Głosowanie zamknięte!!
17 notes · View notes
miladysims · 1 year
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
[PIC 1] Jakiś czas później… Kelly: … o 19 zadzwoniła do mnie Miranda z biura w Paryżu, zapytać się, czy mam czas na pomoc przy sesji z samą Judith Ward. [PIC 2] Kelly: Ale tydzień wcześniej dowiedziałam się, że Michael Kors będzie na przyjęciu Model of The Year, a to odbyłoby się w tym samym czasie. I teraz nie wiem co mam dalej zrobić. Poznać Korsa czy Judith… [PIC 3] Kelner: Podać Państwu coś jeszcze? [PIC 4] [Jednocześnie] Kelly: Tak, dolewkę. James: Nie, tylko rachunek. [PIC 5] Kelner: Nie smakowała Pani sałatka? Kelly: Na pewno jest wyśmienita, ale nie byłam głodna. Kelner: Zapakować na wynos? Kelly: Nie ma takiej potrzeby. [PIC 6]         James: Dziękuję Kelly za wspólny lunch. [PIC 7] Kelly: Cała przyjemność po mojej stronie. Z chęcią to powtórzę… albo nasz wspólny wieczór. [PIC 9] James: Oczywiście, będziemy w kontakcie. Muszę już wracać do pracy.
9 notes · View notes
szukamznajomego · 1 year
Note
Dzień dobry. Szukam… no właśnie nie do końca jestem pewien czego… Najprawdopodobniej w idealnym świecie szukał bym związku, czy miłości, jednakże w realiach, których się znajduję najbardziej logiczna relacją byłaby „FWB”, jednak ze zdecydowanym nastawieniem na friends. Chciałbym znaleźć kogoś, z kim mógłbym spędzić czas, kogoś, kto by mi pomógł się zmienić, wsparłby mnie, gdybym chciał się poddać, kogoś, z kim mógłbym pograć czy obejrzeć film, a jednocześnie kogoś, z kim mógłbym aktywnie spędzać czas na świeżym powietrzu bieganie, rolki, rower a może basen bądź inny sport, czy po prostu spacer. Nie mam żadnych wymagań dotyczących wyglądu czy wieku liczy się wspólny vibe… Dla zainteresowanych mam jeszcze 22-latka oraz mieszkam w Warszawie, ale planuje w nowym roku to zmienić. Dobrego dnia 🥲
3653.
7 notes · View notes
myslodsiewniav · 9 months
Text
Zaskakująco: wyszło, że wpis o finansach i zmierzeniu się z bolesną raną...
Wczoraj, 11 lipca 2023 r.
NIE KUPIŁAM: karnetu miesięcznego na siłkę i saunę, chociaż bardzo to rozważam. Nie chciałam nic kupować pod wpływem chwili po prostu, a im więcej czasu upływa od tej impulsywnej potrzeby tym bardziej jestem przekonana, że na ten urlop potrzebuję tego. Tylko jeszcze zreaserchować muszę co wyjdzie najkorzystniej.
KUPIŁAM: narzędzia do wykonania obrazka dla siostrzeńca, mapę turystyczną Sudetów (w zasadzie kupił ją mój chłopak, był zajarany straszliwie, bo na tej mapie widoczne są wszystkie rodzaje górek, jakie nas interesują obecnie - typ jest szczęśliwy, bo mapa jest laminowana, daje vibe '90, z on lubi wszystko co stare lol xD, a ja się cieszę, bo mapa ma możliwość zaczytywania kodu QR i nawigacji dokładnej, satelitarnej jak w appce MapaTurystyczna - dzięki czemu nie będziemy powtarzać scen z mojego dzieciństwa, gdy rodzice kłócili się nad mapą) oraz książkę "Droga Artysty" - dziś zaczynam trzytygodniową podróż z ćwiczeniami yey! :D :D :D
NIE ZROBIŁAM: dodatkowego CV pod marketing (a chcę i czuję, że to w chuuuuj ważne), zadania rekrutacyjnego o którego sposobie czytam, dokształcam się i którym jaram się tak kosmicznie, że nie mogę do niego przysiąść, bo z nadmiaru emocji po prostu kozłuję jak kauczukowa piłeczka na krześle, muszę wstać, przejść się i uspokoić, bo emocje mnie rozsadzają. ADHD przeszkadza czasem - jaram się, że coś ROBIĘ, a potem z tych emocji okazuje się, że NIC nie zrobiłam i wpadam w panikę. :/
Nie zmontowałam też filmiku - nie wystarczyło mi na to czasu. A mam kilka pomysłów na rolki i kilka materiałów na rolki. Ale to takie czasochłonne! xD
ZROBIŁAM: odespałam (i dziś też :D ), przeczytałam dwa komiksy, zrobiłam wraz z partnerem zakupy na najbliższy tydzień, przygotowałam dla nas śniadanie - i to takie WOW, bo po ostatnim miesiącu stresu weszły w końcu WARZYWA! Bez comfortfooda (białe bułki z twarogiem, pomidorem i cebulką - w czerwcu nawet jeżeli miałam przygotowane coś innego na śniadanie to potrafiłam i tak wybrać się do sklepu i zrobić sobie moje danie do kompulsywnego objadania się :( nie jadłam tego dużo, jak kiedyś, do bólu dziąseł i żołądka, ale WIEDZIAŁAM co i po co robię, a i tak ta potrzeba zjedzenia tych bułek była we mnie silniejsza...) Przygotowałam wczoraj wieczorem chrupiące, smakowite, czasochłonne śniadanko. Mniam. Obydwoje jesteśmy content :P.
Znalazłam też w księgarni książeczkę o lisku - bo chyba nie pisałam o tym... Moja sis podczas ciąży postanowiła udekorować pokój synka. Miało to sens, przede wszystkim związany z ich aspektem psychicznym, by ten pokój nie stawał się pokojem dziecka szybciej niż będzie pewne, że to dziecko pojawi się na świecie. Dlatego dotychczasowe biuro Szwagra całkiem niedawno zmieniło się w pokoik malucha: jak rozpoczął się 2 trymestr, to ruszyli z tapetowaniem, mebelkami itp Inspiracją był ich wspólny wyjazd, ostatni na jakiś-czas w góry - wylądowali w ślicznym domku do wynajęcia, który nazywał się "lisia norka" czy coś takiego. Wnętrze turkusowo-niebieskiego domku tak zachwyciło moją siostrę (były tam wszelkie rękodzielnicze pierdołki z liskami, książki o liskach, poduszki, talerzyki itp itd), że stało się inspiracją do urządzania pokoiku dziecka. Wspominałam, że podsyła mi non stop dzikie zwierzątka i że je maluje, nie? No to właśnie o to chodzi, że WIELKIE drzwi szafy typu komandor, dwie płyty o wymiarach łącznie mniej-więcej 2,80m x 2,30m, moja siostra od ponad miesiąca zmienia w wielki obrazek przestawiający zaczarowany las. Drzewa o niebieskich liściach, rudy lisek śpiący na gałęzi z rudą kitą zwisającą pośród gąszczu liści, króliczek nasłuchujący na pniaczku, grzybki, a na grzybkach leśne wróżki. Od wczoraj skończony obraz jest już zamontowany w pokoiku małego. Wyszedł pięknie.
[W ogóle siostra przyznała, że jednak woli akryle od akwareli - że nad akrylami łatwiej jest zapanować, a akwarela swoją nieprzewidywalnością jest po prostu frustrująca. Trzeba wiele porażek przeżyć, wiele obrazków na straty spisać, zanim osiągnie się pożądany efekt - a w akrylu widać progres obraz za obrazem. Zgadzam się. Totalnie. Dlatego kocham akwarelę - uczy pokory i daję zastrzyk satysfakcji jak WYJDZIE to, co faktycznie chciało się uzyskać. Ale to też ciekawe spostrzeżenie.]
To dla mnie jest trochę symboliczne - bo ja zawsze kochałam liski, moja siostra dotąd tygrysy (2 dni temu mówiła mi, że jak skończy malować wilka to bierze się za malowanie "swojego" tygrysa). Lisek podczas tej szamańskiej wędrówki podczas ceremonii kakao okazał się być moim zwierzęciem przewodnikiem (moja siostra przy okazji takiego samego doświadczenia widziała ofc tygysa xP). Więc odczytuję to jako taki symbol: siostra przypisuje synkowi patrona "mojego" i przy tym mały będzie miał ten sam (no, niemal - inny żywioł) znak chińskiego zodiaku co ja. Więc tym bardziej emocje bardzo mi tu grają. Dostanie ode mnie obrazek właśnie nawiązujący do tego znaku naszego wspólnego, a zarazem korespondujący z całą aranżacja pokoiku w leśne zwierzątka :D...
Anyway - jak zobaczyłam wczoraj w księgarni książeczkę dla dzieci 0-2 lataka o tytule "Dobranoc lisku" to WIEDZIAŁAM, że może teraz nie jest to jeszcze najrozsądniejszy zakup (w sensie, że na razie, dopuki nie znajdę pracy nie powinnam kupować impulsywnie rzeczy), ale mój siostrzeniec dostanie tą książeczkę ode mnie. Siostra też się zgodziła na ten zakup (wolę z nią ustalać - nadgorliwość to pierwszy stopień do piekła, sama też doceniam szanowanie mojego zdania na temat kupowania mi ciuchów :P). Jak niuniek będzie straszy dostanie.
Bardzo mnie tak książeczka rozczuliła.
A mój chłopak obadał już jakie klocki Duplo od nas dostanie hehehe (ze starymi samochodami ofc xP będzie indoktrynacja od małego) :P i ewentualnie, jakie zestawy LEGO powinniśmy sobie sami sprezentować. Mamy kilka fajnych typów.
Koniec dygresji.
Wracając do tego, co ZROBIŁAM: doszkoliłam się wciąż z finansów.
Uczciwie przyznaję, że robię to od kwietnia-maja. Dopiero teraz nie czuję WSTYDU i FRUSTRACJI, że nie mogę być w innym miejscu. Dopiero teraz mam na tyle dystansu do swojego życia i tych wydarzeń w nim, które powodowały mój WSTYD.
I nie bez znaczenia jest fakt, że słucham o finansach z ust kobiet. Nie wiedziałam nawet, że to tak dla mnie ważne. To znaczy nie mam problemu z tym, aby mężczyźni wykładali o finansach! Nie o to chodzi. Chodzi o coś, co we mnie budziło frustrację i kolejny lęk: że zajmowanie się finansami to działka nie dość, że dla osób, które wywodzą się z innej klasy, które więcej mają (tj. zaplecza kulturowego i bezpieczeństwa dochodowego/materialnego), ale zarazem, że wejście w grono ludzi, którzy ogarniają jak w finanse będzie oznaczać KOLEJNĄ tak dobrze znaną KAŻDEJ kobiecie przeprawę: nim zostaniesz potraktowana poważnie i merytorycznie, nim bez oceny dostaniesz specjalistyczną poradę odnośnie caseu swoich finansów i analizę potrzeb, musisz udowodnić, że jesteś kompetentna, inteligentna, że nie jesteś "taka jak inne kobiety" (w tym sensie, że najpierw musisz pokazać, że jesteś innym człowiekiem płci żeńskiej, niż ten, którego zna specjalista od finansów i w wyniku czego założenia na temat tego, "jaką kobietą jesteś" projektuje na Ciebie np: że tata lub mama płaci za moje studia, albo, że kupujesz kompulsywnie buty itp itd). Bałam się, że będę musiała zacząć od tego, żeby przede wszystkim udowodnić, że jestem CZŁOWIEKIEM, bez szufladki na "kobieta", że nie przepierzam wszystkiego na głupiutkie paznokcie, fryzjera czy kosmetyczkę (bo "kosmetyczka" nawet teraz w niektórych grupach społecznych jest identyfikowana jako taki McDolnald's dla rozrzutnych kobiet, gdzie świadczy się jakąś "głupiutką" usługę za którą płaci się krocie, ale kobiety "muszom" tam iść i kropka - a to cała koninktura patriarchatu, klasyczny kulturowy gender i jakoś ta "głupiutka usługa, ale niedorzecznie droga" nikomu z tych kręgów się nie łączy z bardzo wygórowanymi wymaganiami wobec tego jaka kobieta jest "kobietą zadbaną" w oczach społeczeństwa). I to okay, jeżeli ktoś ma potrzebę chodzenia do fryzjera, na paznokcie czy korzystania z usług kosmetyczki - to wszystko jest okay, to wszystko dla ludzi i nie uważam tego za głupie potrzeby. Użyłam tego uproszczenia, żeby pokazać jakiej metki się obawiałam i z jakimi problemami bałam się, że nie znajdę zrozumienia u MĘZCZYZNY będącego SPECJALISTOM OD FINANSÓW.
Zawsze mnie to irytowało.... frustrowało... wkopywało w poczucie wstydu i winy.
Kurde, od kiedy skończyłam 21 lat utrzymuję się sama! Utrzymywałam chorą mamę, chorego tatę ( w trochę późniejszym etapie życia) i nastoletnią siostrę. Utrzymywałam też narkomana! xD I chociaż byłam w dupie i w bagnie po tym związku, to WYSZŁAM z tego na prostą.
Jako młoda dorosła potrzebowałam wsparcia, przewodnictwa, nauki jak to robić, żeby było dobrze - to normalne, byłam młodym człowiekiem stawającym pierwsze kroki w dorosłość. A rodziców przez wypadki wtedy zabrakło i wszyscy pozostali dorośli członkowie rodziny uznali, że po prostu muszę to ogarniać i tyle, przecież jestem taka "dojrzała ponad wiek". W sumie nikt mi tego nie powiedział, ale wszyscy członkowie rodziny dzwonili pytając mnie jak się w tym wszystkim trzyma tato, czasem pytali o siostrę. Jakbym ja nie straciła mamy i moje życie się nie wywróciło do góry nogami. Pytano czy jakoś tata daje sobie radę itp - jakbym to ja była jego opiekunką, a nie na odwrót. Myślę nawet, że nikt tego nie kwestionował, nie zastanawiał się nad tym - ot, po prostu ja jestem starsza, jestem zaradną dziewczyną (bo byłam zaradnym, odpowiedzialnym dzieckiem), więc muszę być teraz odpowiedzialna za rodzinę, a moja siostra to wesoły, młody, łobuzujący, kolorowy ptak u wejścia w dorosłość. Tak wtedy czułam, że nas dwie widziano: ja jestem "dorosła", a moja siostra "młodziutka". Dobrym przykładem na to jest fakt, że najbliżsi bracia taty, ich żony, dzieci (moi kuzyni) dopiero kilka lat temu próbowali w rozmowie ze mną coś tam na osi czasu ustalić. I wyszło im, jakimś cudem, że jestem od siostry "PRZECIEŻ STARSZA O 5 LAT" - gdy ja się roześmiałam rozbawiona tym założeniem i przypominałam, że "ciociu, przecież jestem młodsza o 4 lata od twojego syna, a moja siostra o 6 lat. W takim razie jak mogłabym być starsza od siostry o 5 lat?", a na to ciocia (i kuzyn zresztą też), przyznają jak oczywistą-oczywistość, że no przecież wiadomo, że jestem młodsza od niego o 4 lata, że siostra jest od niego młodsza o 6 lat, ale od siostry przecież jestem starsza o 5 lat, nie? Czy o 4 lata? - dopytuje zdziwiona ciocia, bo nagle jej coś w rachunkach zaczynało nie stykać, ale nie przyjmowali prawdy do wiadomości. A ja przypominam, że mnie i moją siostrę dzieli 1,5 roku różnicy. Nie 4, ani 5. Tylko ledwie rok z hakiem, dokładnie 16 i pół miesiąca różnicy. To trochę zatkało ich i wciąż jak to wraca w rozmowach to szokuje moją rodzinę... Za tym 1,5roku różnicy wieku między moim rodzeństwem zawsze podąża długa, bardzo długa cisza. Rozmowa wtedy zamiera i sama nie wiem czemu: czy członkom rodziny jest wstyd, że coś z obliczeniami im nie styka czy chodzi o coś innego? Nie wiem. Robi się w takich chwilach niezręcznie... I trudno mi o tym nie myśleć w kontekście tego jak samotna byłam mając te 21 lat - że MOŻE w tych chwilach niezręczności pada na nich świadomość, że jestem dużo młodsza niż myśleli? Że MOŻE od razu - tak jak ja w tych chwilach - myślą "OMG, oni myśleli, że gdy mama miała wylew, a ojciec uciekł to ja byłam 25-26 letnią babką po studiach?". Ale zaraz wraca myśl o tym, że to mój pryzmat spojrzenia na te wydarzenia, bo przecież być może oni teraz nie pamiętają. To było tak dawno i cała rodzina z tego wyszła. A ja o tym myślę w kontekście tego, że tylko to może tłumaczyć krewnych, kiedy mnie tak zawiedli, gdy miałam te 21-lat i zostałam sama... Może też chodzić o to, że zarazem WIEDZĄ, że w kontekście odniesienia do swoich dzieci jestem o te wspominane "XXXlat młodsza" (bo jestem jedną z najmłodszych osób w rodzinie - najstarszą z najmłodszych, o!), ale z uwagi na fakt, że oni wszyscy mają dzieci z różnicą wieku 4-9 lat to tak samo myślą o nas? Inna sprawa to mogę się im zlewać z moim nieżyjącym bratem: umarł jako niemowlę, moi rodzice to przeżyli, starali się o dziecko i pojawiłam się ja, kolejne niemowle. Może rodzeństwu taty ta przerwa nie wydawała się tak duża? Może im się to zlało: mama miała niemowle, przerwa, mama wciąż ma niemowlę? A potem była mała dziewczynka i drugie niemowlę. Mój brat faktycznie byłby starszy od mojej siostry o 4 lata. Ode mnie o ponad 2. Może stąd ta cisza, która zamiera przy rozmowach z rodziną? Ciekawe, czy wtedy, gdy mama miała wylew, a gdyby mój brat żył to on jako 23-latek nosiłby na sobie to brzemie, które ja nosiłam? Czy byłby samotny jak ja? Ech...
Gdy tyle osób, ostatnich osób ważnych w moich życiu, rodziny, miało do mnie wtedy pretensje i wymagania względem tego, bym ogarniała finanse całej gałęzi mojej rodziny na poziomie MASTER, gdy krytykowano mnie za to, że np: nie wysłałam siostry (tj. "dziecka") na wakacje, a mamy na taką-a-taką rehabilitacje. Gdy ciocie lub wujkowie mnie pytali o to ile pieniędzy i na co przeznaczam, a potem, zamiast pomóc to lepiej zorganizować po prostu wytykali mi, że robię to ŹLE. Robiłam to najlepiej jak potrafiłam... To było jak kopanie leżącego: znalazłam się w sytuacji, która potrafi przygnieść dojrzałych ludzi, a ja miałam tylko 21 lat, jednego dnia byłam beztroską nastolatką na koncercie w Katowickim Spodku, a kolejnego dnia byłam najbardziej kompetentną osobą w rodzinie, pocieszycielką, oparciem i osobą, którą się pyta o to co teraz będziemy robić, jak dalej żyć, za co, kiedy, z kim rozmawiać w kwestii załatwiania leczenia itp. Ja się stałam rodzicem dla moich rodziców i siostry. Z dnia na dzień.
Kurde. Podziwiam tą dziewczynę.
I w chuuuuj jej współczuję tego, jak bardzo samotna była, jak bardzo zagubiona, jak bardzo przybita. I jak niesprawiedliwą miarę do niej przykładano i krzyczano, że do tej miary nie udaje jej się sprostać...
Kurde, nigdy chyba nie pisałam o aspekcie finansowym tamtego okresu w moim życiu i teraz po prostu łzy płyną nad klawiaturą. Coś uwalniam. Jednocześnie mam dystans do tego, nie czuje bólu, ale NAPISANIE TERAZ TEGO wylewa ze mnie łzy i gorzkość, która nawet nie wiedziałam, że była zakorkowana. Czuję w tej chwilii ulgę, łatwiej mi się oddycha, ale też potrzebuję płakać...
Być może ta ostra krytyka w okresie w którym cały mój świat się zawalił, w którym nie było nikogo do wsparcia (wiedzą chociażby - mam o to żal do "dorosłych" w mojej rodzinie, którego się wstydziłam i który nadal we mnie powoduje wstyd; przecież nikt nie miał obowiązku mi pomóc lub chociażby przytulić... A tak wtedy potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił... Byłabym tak boleśnie SAMOTNA, gdyby nie mój przyjaciel przychodzący przez cały rok, regularnie, po pracy, parzący mi mocną herbatę - bez słowa, nie wiedziałam co mu powiedzieć i on nie wiedział co mi mówić - który na godzinie dziennie ze mną siadał przy stole w kuchni i obejmował, a ja płakałam po prostu... to dla mnie WIECEJ znaczyło niż cokolwiek innego, gdy ktoś był bym mogła opłakać moją mamę, bo moja mama, ta która mnie wychowała, wtedy na zawsze odeszła... Ani tato, ani siostra nie chcieli mnie przytulać - byli wściekli, gdy o to prosiłam. A bardzo o to prosiłam! A oni tym bardziej się na mnie wkurzali! Przeżywali to po swojemu. Teraz to rozumiem, wtedy czułam się opuszczona, niekochana, odepchnięta. Czułam odrącana... i potrzebna tylko wtedy, kiedy spełniałam ich oczekiwania wchodząc w rolę zaradnej matki). Krytyka wtedy, kiedy nie miałam za grosz bezpieczeństwa, gdy miesiącami byłam nastwiona na walkę o przetrwanie, w którym mama się zredukowała do niemowlęcia, siostra wyżywała na mnie swój młodzieńczy bunt, a ojciec "wyjechał zarobić na nasze utrzymanie" bez słowa, z dnia na dzień, zostawiając mnie bez grosza przy duszy, ale z przesłanym potem telefoniczne groźnym przekazem "nie waż się nawet brać dziekanki! Masz studiować!". Był może ta ostra krytyka ludzi z doświadczeniem życiowym, starszych, wobec których czułam respekt, tym bardziej mnie przeraziła i odepchnęła zupełnie od PRÓBY lepszego ogarniania finansów? Może nawet to jest jakiś aspekt traumatycznych doświadczeń z tamtego okresu - bo wtedy boleśnie przekonałam się, że pieniądze są CHOLERNIE POTRZEBNE, ale zarazem nie wolno o nich rozmawiać, chyba, że z pozycji kogoś kto ma ich dużo? Nie wiem. Bała się w ogóle o tym aspekcie z kimkolwiek rozmawiać, bo BAŁAM SIĘ, że zostanę skrytykowana, osadzona w szufladki, że najpierw będę musiała udowadniać, że zasługuję na szacunek, bo robię wszystko co w mojej mocy by było jak najlepiej... A jak potem wychodzi to konsekwencja tego, że nie wiem jak to robić lepiej...
I co? I kurwa. Nie wiedziałam JAK, a jednak udało mi się wyjść z totalnego bagna finansowego po zerwaniu z exem, udało mi się utrzymać siebie i siostrę, przy tym zdobyć doświadczenie zawodowe (i przekonać się, że nie chcę tak pracować), udało mi się opłacać wynajem 2 mieszkań, media, rehabilitacje. Nie miałam na wakacje - fakt. Ale kuuuuurde, jestem całkiem niezła w finansowy tetris.
Może stąd się wzięło to, co mi towarzyszyło od lat: STRACH I WSTYD?
Nie wiem, być może.
Napisanie tego wszystkiego powyżej było cholernie trudne...
A teraz chłonę wiedzę z dwóch źródeł: od kobiety, specjalistki od inwestowania, od zarządzania ryzykiem i uczącej jak ogarniać swoje finanse w przestrzeni dla kobiet (pracujących i przedsiębiorczyń) oraz z drugiego źródła: od osoby niebinarner, specjalizującej się w pomaganiu ogarniania finansów osób nieneurotypowych, o nastawieniu antykapitalistycznych i w myśl idei feministycznej.
To jest TAKA ULGA!
To jest - póki co - taka bezpieczna przestrzeń.
Czuję się tak zafascynowana tematem, a zarazem robię notatki i sprawdzam co u mnie lepiej się sprawdzi.
OD razu przechodzimy do konkretów. Od razu szukam rozwiązań dla siebie, dla mojego przypadku. Nie muszę zaczynać od zaciskania zębów na wykładzie, gdy prowadząca zrobi żart o głupiutkiej lasce, blondynce z kawałów, która poszła i wydała całą wypłatę na lakier do paznokci. BO TAKICH ŻARTÓW NIE MA! Bo nikt tu nie trywializuje potrzeb kobiet, mężczyzn, osób o innej orientacji czy zasobach - czy to majątkowych czy psycho-nerologicznych. Czuję się tu traktowana z szacunkiem. Czuję, że nie będę zawstydzania ze względu na sobie problemy czy potrzeby.
Rozbawiła mnie jedna z anegdot przytaczanych przez jedną z prowadzących program: dotyczyła zachowania jakie wynika z neuroatypowości, rosnącego napięcia, które NIEPOZWALA na ogarnięcie tematów, które budzą wielkie emocje. I to co sprawia problem dla tej osoby dla innej osoby, która nie odczuwa takich emocji (w ogóle lub w zetknięciu z danym zagadnieniem, tematem) może wydawać się śmieszne, niedorzeczne, wręcz niepoważne i komediowe. Takim przykładem było LOGOWANIE SIĘ DO SWOJEJ BANKOWOŚCI ELEKTORNICZNEJ, aby sprawdzić jakie ma się usługi aktywne, jakie oprocentowanie kredytu, karty, lokaty czy aby prześledzić historię konta. Że w takich przypadkach MOŻNA prosić o wsparcie przyjaciół lub życzliwych osób, a nawet SPECJALISTY OD FINANSÓW, bo dla osób atypowych może to być PROBLEM budzący irracjonalny lęk (z natury lęk jest irracjonalny, masło maślane) nie-do-przeskoczenia, taki WIEKSZY NIŻ ŻYCIE, który wynika z innych, wcześniejszych doświadczeń i traum.
To jest MOJE.
To jest opis tego jak funkcjonowałam i jak NIKT nie potrafił tego zrozumieć!
Otwieranie KAZDEJ KORESPONDENCJI dla mnie równało się z PANIKĄ, PŁACZEM i BEZSENNOŚCIĄ. Zbierałam się całymi dniami myśląc o tej kopercie z banku i zgadywałam jaką wiadomość może zawierać. Śniłam o tym koszmary! Umawiałam się telefocznie/przez komunikator z przyjacielem, żeby przyszedł i trzymał mnie za rękę, kiedy będę otwierać kopertę. Nie byłam w stanie z nerwów przeczytać tekstu - on czytał i mi streszczał.
Ba!
Jak w 2019 r. dostałam mandat za jazdę tramwajem bez biletu, a potem zamiast go opłacić kupiłam za tą kasę bilet na koncert Taco Hemingwaya (i nadal uważam, że było warto - to była nieodpowiedzialna decyzja, której nie żałuję: postawiłam na swoje przyjemności NAJPIERW, jeden z nielicznych razy w moim życiu, kiedy byłam rebel i pogodzona z konsekwencjami w momencie decyzji) i po dwóch miesiącach przyszło upomnienie. Byłam dorosła. Byłam w terapii. Byłam pogodzona z tym, czego dotyczy mandat. A i tak z nerwów nie potrafiłam tego odczytać xD - po prostu patrzyłam na litery i nie wiedziałam co to oznacza, czasem rozumiałam SŁOWO, ale już zapominałam co oznaczało poprzednie SŁOWO, wracałam i nie rozumiałam. LĘK, że coś spierdoliłam był tak silny, a jednocześnie świadomość tego o co w tej korespondencji chodzi była dla mnie tak przejrzysta, że po dłuższej chwili próby uspokojenia walącego (zdawało by się, że bez powodu) serca i tornada myśli (czy to objaw ADHD? Hymm?) po prostu zadzwoniłam do MPK i prosiłam, żeby mi powiedzieli co napisano w korespondencji, bo z nerwów nie potrafię tego odczytać. I zdawałam sobie sprawę jak głupio to brzmi xD. Nie byłam przestraszona - byłam boleśnie konkretna, spokojna, czułam napięcie w ciele i czułam ZŁOŚĆ na samą siebie, że z nerwów nie ogarniam CZYTANIA. To mnie wkurwiało! Pani z MPK mi wszystko przeczytała xD i wyjaśniła co muszę zrobić. W tamtym momencie czułam się zła, ale też zadowolona z siebie nieprawdopodobnie, bo ogarnęłam coś pomimo tego, że zmysły nie pozwalają mi ogarnąć. Czułam się jakbym kurde walnęła sama sobie szach mat! Wygrałam! I zrobiłam wszystko jak trzeba, wysłałam przelew, wyszłam z długu itp. W 30 minut, bez niepotrzebnego stresu (serio, kiedyś "niepotrzebny stres" potrafił trwać miesiącami, tak bałam się odczytania wiadomości, logowania na konto, rewizji wydatków i wszystkiego co wiązało się z pieniędzmi) załatwiłam sprawę mandatu. To jest moim zdaniem historia sukcesu przezwyciężania swoich lęków.
Przy czym nigdy nie miałam problemów z odczytywaniem korespondencji w pracy lub do pracodawcy. To zawsze była bułka z masłem, natomiast jeżeli coś dotyczyło mojego życia... List w skrzynce z banku lub odebranie telefonu stawały się czymś nie do przeskoczenia.
Chociaż NIGDY na terapii mój problem z odczytywaniem korespondencji nie był bezpośrednio adresowany - być może nie był rozumiany? Bo dla mnie to był BIG DEAL. Mówiłam o tym wielokrotnie. Moja Ania potrafiła ze mną o tym rozmawiać w kontekście "od kiedy tak masz?" itp (i myślę, że dziś, podczas pisania połączyłam kroki skąd mi się wziął strach przed omawianiem finansów - tego aspektu na terapii nie poruszałam), a na tej wcześniejszej terapii na której byłam jedna psycholożka poradziła mi, abym się modliła (tj. nie rozumiała i potem dopytywała czy ja w ogóle się modlę... to tak bardzo nie grało z momentem życia w którym byłam, z moimi problemami, z faktami z którymi się stykałam i z moim stosunkiem do wiary, że czułam się absolutnie zagubiona po takich spotkaniach... Myślę, że to nie była najlepsza specjalistka, bo chociaż z perspektywy widzę, że miała masę empatii w sobie i dużo próby zrozumienia o czym do niej mówię :P, to jednak nie potrafiła chyba przyjąć, że jej klientka/pacjentka ma inny system wartości, inne potrzeby i szuka innych rozwiązań niż te, które ona sama uważała za odpowiednie - nie chciałam modlitwy, ani medytacji. Potrzebowałam najpierw skontaktować się z sobą, znaleźć narzędzia do tego by poczuć się na tyle bezpiecznie by radzić sobie z własnymi emocjami...), a ten zespół od terapii behawioralnej po prostu traktował moje KOSMICZNE napięcie związane z odbieraniem korespondencji/telefonów/logowaniem do bankowości elektronicznej jako takie łatwe do zbycia, jako mały problem, po prostu ja mówiłam "mam z tym olbrzymi problem, nie mogę spać ze strachu na myśl o tym, co jest w tym liście, a jak go otworzę, to jestem tak spanikowana, że nie mogę go przeczytać. Jednocześnie czuję, że nie ma odwrotu i muszę przeczytać, bo już przecież otworzyłam i chcę to mieć za sobą, ale nie jestem w stanie z nerwów przeczytać tego, więc wpadam w panikę i płacz, bo czuję się bezsilna, chociaż zbierając całą odwagę jaką mama podjęłam krok, który mnie przerażał.", a na to Pani Ka. że "no dobrze, tak masz, bo jesteś jeszcze niedojrzała" - myślę, że ona też chciała dobrze, mówiąc mi, że jestem "niedojrzała", gdy miałam 23 lata i utrzymywałam mamę i siostrę, siebie, pracowałam na kilka etatów i leczyłam się z depresji, bo często i usilnie próbowała mnie znowu wstawić w rolę dziecka, próbowała mi przedstawić, że role w rodzinie są zaburzone: że ja się stałam rodzicem własnych rodziców, własnego rodzeństwa, próbowała mi uświadomić, że na niektórych rzeczach nie muszę się znać, nie muszę potrafić i to jest okay... ale jednocześnie robiła w to w sposób, który zamiast mi uzmysłowić, że to okay się tak czuć, jak się czułam, to tylko mi dowalał krytyką i tylko tak potrafiłam to rozumieć: stawałam na rzęsach by być zaradną, odpowiedzialną, dorosłą osobą, która była oparciem dla osoby bardzo chorej, którą uczyłam mówić, chodzić, pisać, czytać, której czytałam książki na dobranoc co noc przy szpitalnym łóżku, a potem w domu, zarazem zapewniającą dach nad głową, leki, czyste ubrania, jedzenie... Zarazem byłam jedynym rodzicem dla młodej siostry, którą bałam się, że stracę, utrzymywałam ją. Zarazem pracowałam tak, jak wiele osób z mojego kierunku marzyło by pracować... i to była bardzo odpowiedzialna praca... Pracowałam, jak osoba dorosła. Ode mnie wtedy zależało tak dużo i nie było nikogo, kto by mi powiedział "już jest bezpiecznie" lub coś innego co dałoby mi kontekst tego, jak ustawić życie, żeby się nie zajechać, żeby wiedzieć, że zrobiłam dość - ja wciąż miałam poczucie winy, że nie jestem tak zaradna, tak dobra, tak dobrze zarabiająca jak mama. Więc jak słyszałam "bo jesteś niedojrzała" to słyszałam "jesteś niewystarczająca by traktować cię poważnie" (w wracamy tu do upupiającacych rozmów o finansach, że jak 23-letnia dziewczyna mogłaby rozmawiać poważnie o swoich finansach, i jak to nie wydaję na imprezy i koncerty, jak to nie żyje nieudanymi randkami, crushami, studenckimi dramami? Że jak to jestem sama z niepełnosprawną osobą i z drugą zbuntowaną nastolatką? Że jak to pracuję niemal bez przerwy i ledwo mi starcza?)
Jestem wdzięczna Ani za to, że porozmawiała ze mną o tamtej terapii. Ja wiem, że tamte terapia wiele mi dała, ale jestem na 200% przekonana, że gdybym wtedy trafiła na terapeutki z taką wrażliwością jak Ania - wyszłabym z terapii bez poczucia winy, z poczuciem sprawczości i bez stresu, że jestem najgorszym człowiekiem, jaki chodził po tej Ziemii. Ania mówiła, że cieszy się, że z perspektywy czasu dostrzegam CO próbowała Pani Ka. mi położyć przed oczami: garniec złota na końcu tęczy, ale zarazem Pani Ka. nie dostrzegła, że ja wówczas przez pochmurne niebo tęczy nie widziałam, że butów nie miałam by wyruszyć w tę drogę (i wtedy to mnie hamowało) i że majaczący odlegle garniec złota budził tylko frustrację: bo nie był dla mnie (tak to wtedy tylko mogłam zinterpretować). Natomiast Ania pomogła mi przejść w miejsce bez chmur, przekonała, że stare buty na tę wyprawę wystarczą, ba! Może nawet znajdę sobie odwagę by ruszyć boso, a potem nawigowała, gdy wspinałam się po tej tęczy - a garb tęczy okazał się być większym wyzwaniem niż sama myśl o ewentualnej nagrodzie. I Ania w tym mi pomogła: by widzieć drogę, znać cel, ale też nie zakładać, jakiej wielkości i z jakimi monetami będzie ten garniec. Dobry psychoterapeuta potrafi pomóc, ale nie bez znaczenia jest to, że zły terapeuta potrafi zasiać wątpliwości, które potem trzeba odplątywać latami. Z dobrym psychoterapeutą :P
Cieszę się, że trafiłam na Anię.
Szczególnie dziś o tym myślę, w kontekście tego, z jakimi uczuciami i z jak zdeptanym poczuciem własnej wartości, z jakim mętlikiem w głowie kończyłam terapię behawioralną...
Wiem, że to nie jest zasługa terapeutki tylko moja, to ja się mierzyłam z własnym cieniem, z przekonaniami itp. Ale gdyby nie mądrość Ani to nie wiem w jakim miejscu bym dziś była... na pewno w smutniejszym pod wieloma względami.
Anyway - ja siebie odnajduję w tej wysłuchanej anegdotce o osobach, które potrzebują wsparcia przy odbieraniu korespondencji/logowaniu do konta.
I fajnie wiedzieć, że nie jestem jedyna - chociaż prawdopodobnie jestem jedyną osobą jaką znam, która w ten sposób reaguje na korespondencję.
Słuchałam też o lokatach, o poduszce finansowej... ech. Jeszcze mi daleko do możliwości odłożenia poduszki finansowej. Totalnie daleko.
Ale wiem już jak się za to zabrać.
Najzabawniejsze - tak gorzko-ironicznie mnie to bawi :P - jest, że w tych materiałach o finansach jako esencję spierdolenia bezpieczeństwa finansowego na początku drogi każdej osoby wchodzącej w świadome zarządzanie finansami jest takie "zadanie" myślowe, taka gimnastyka "co by było, gdybyś z dnia na dzień dowiedział/-ła/-ło się, że tracisz pracę" hahahah xD No działałabym na pełnej, w wywindowanym stresie, z prawnikami, z radami, z PIPem, z przeglądaniem ofert na pracuj.pl codziennie wpierdalając białe pieczywo z twarogiem, pomidorem i cebulą. xD
No ja nie muszę sobie zadanka wizualizować. WIEM co by się stało i WIEM, że sytuacja jest daleka od idealnej, ale bywałam w znacznie gorszych sytuacjach, a nadal żyję! Dałam radę. I to zupełnie na czuja.
Wczoraj - po tym, jak mój jeszcze szef przelał mi wynagrodzenie wcześniej upomniany smsami (echhhh...) - wpłaciłam na konta oszczędnościowe od razu pewne sumy. Najpierw płać sobie. Dobra zasada - słyszałam już o niej lata temu, ale niechęć do logowania się do bankowości elektronicznej jednak wygrywała. :P Dlatego w maju tego roku ustawiłam zlecenia stałe - na moje konto oszczędnościowe codziennie będzie wlatywać równowartość ceny mojego ulubionego batona - gdybym nie dbała o wagę to bym go kupowała i tak, więc za każdy dzień, gdy to nie kupuję (chociaż w zeszłym miesiącu to jednak było różnie, ale w maju byłam całkiem dumna ze swoich wyborów i silnej woli, więc zlecenie stałe zostało ustawione) na moim koncie ląduje mała sumka. Ale to dla mnie WIEKA zmiana. Jak nie miałam pieniędzy to oczywiście NIC nie było odprowadzane (dlatego nie wiem w sumie ile kasy wpłynęło na oszczędnościówkę w czerwcu - możliwe, że wyszłam na zero). I czuję, że to jednak fajne zagranie z mojej strony. Po prostu jeżeli mam coś na koncie, to nie poczuję tak naprawdę w ciągu dnia pomniejszenia środków o te kilka złotówek, a one i tak się odłożą. A jeżeli będę chciała coś jeszcze odłożyć to przeleję po prostu na oszczędnościówkę. Proste. A jednocześnie tak bardzo niedostępne momentami przy tym moim niewielkim wynagrodzeniu...
Również w maju ustaliłam, że bez względu na wszystko po wypłacie z mojego konta będzie wpływało 50zł na drugie konto oszczędnościowe, to na koncie wspólnym O.; Oczywiście jeżeli będę miała więcej środków do odłożenia to też tam polecą, ale póki co minimalna kwota oszczędzania na wspólne wydatki miesięcznie to 50zł (uważam, że to zarazem mało i zarazem dużo... Chciałabym móc odkładać więcej np: 1 tysiąc miesięcznie, to by była po jakimś czasie kwota nie tylko na fajne wakacje, ale też na wkład własny przy chęci kupna mieszkania... a to oddala się w czasie i oddala... Mam wrażenie, że nigdy nie będę miała swojego domu... Ale hey - jeszcze 2 lata temu wyjazd na weekend nad morze był wypadem maksymalnym na mój budżet wakacyjny! A teraz, 2 lata później dopiero co byłam na tygodniowych wakacjach w Toskanii i na 4-dniowym weekendzie nad morze i w okolicach :P Życie to pudełko czekoladek! Może uda się zmienić sytuację. Na pewno już ją zmieniam - kiedyś nie miałam oszczędności wcale, a teraz mam murowane 50zł miesięcznie - to już coś zmienia! Inna sprawa, że zmienia akurat w momencie, kiedy mam problem z płynnością gotówkową... ech...).
Na ten moment mamy wraz z O. na wspólnym koncie oszczędnościowym na wspólnym rachunku równowartość jednego miesiąca naszego życia. W zasadzie o kilka stówek więcej. Przelałam tam zwrot podatku, mój chłopak przelał część swojej premii. To nadal nie duża kwota, ale gdybym w sierpniu jeszcze nie pracowała, to mamy dupochron. Nie wylądujemy na bruku - przynajmniej nie od razu.
Na moim koncie oszczędnościowym (na moim prywatnym rachunku), tym na które codziennie wpływa równowartość batonika mam niemal tyle samo co na wspólnym, ale póki co nie chcę tych pieniędzy ruszać, ani traktować ich jako zabezpieczenie czy poduszkę finansową, bo to pieniądze na opłacenie rat kredytu, tego, który wzięłam w marcu. Boję się tego ruszać. Nie chcę zalegać ze spłatą zadłużenia. To dla mnie bardzo ważne. Więc traktuje te pieniądze tak, jakbym ich nie miała. Przynajmniej dopóki nie znajdę nowej pracy.
Od października mam do spłacenia studia w ratach. Zobaczymy jak będzie. Wiadomo, liczę na to, że znajdę pracę. Jeżeli nie znajdę będę się ubiegać o dofinansowanie, bo na zasiłku dostanę na utrzymanie coś ponad tysiąc złotych... Fajnie by było, gdybym dostała stypendium na rok, a z drugiej - gdybym jednak znalazła dobrze płatną, ciekawą pracę. Na każdą z tych opcji się ucieszę, serio. Nie ucieszę się jeżeli do września nie będę miała roboty, nie dostanę stypendium i w rezultacie w październiku będę musiała zrezygnować ze studiów.
Kolejna rzecz poruszana przez specjalistki od finansów: dywersyfikacja źródła dochodu. To jest coś o czym myślę od dawna. Mam wiedzę i materiały na ruszenie z podcastem. Nie miałam na to tylko czasu xP. Nie wiem czy mi wyjdzie - ale jak nie spróbuję to się nie dowiem. Więc warto się za czymś rozejrzeć... To znaczy WIEM czego chcę xD Wiem na czym się znam, mam wiedze i pomysł. Teraz tylko to WYKONAĆ, a to mnie przerasta tak, jak wcześniej w tym wpisie wspominane wykonanie zadania rekrutacyjnego. xD Jaram się tak, że z emocji kozłuję na krześle, mój mózg razem ze mną, TYLE MAM pomysłów, o tylu rzeczach chcę powiedzieć, do tylu nawiązać i dupa xD Spisać je prędzej niż zdążą się ulotnić, ale oczywiście o czymś zapominam, coś co mi się kołatało po głowie nagle ucieka i zostawia po sobie boleśnie puste miejsce, a ja za nic nie mogę sobie tego przypomnieć; energia się wypala, uznaję, że jestem do niczego, bo tej ulotnej myśli nie złapałam i boję się znowu do tematu siadać, bo pewnie znowu coś mi uleci, a to przecież potwierdza, że jestem chujowa, bo jedna rzecz mi z głowy wyleciała (chory perfekcjonizm? Pedantyzm? W ogóle od czasu diagnozy ten "pedantyzm/perfekcjonizm" obwąchuję i zaczynam go dostrzegać i jest mi z tym dziwnie - całe życie słyszałam, żem jest "chaos", "bałagan", tym czasem cudzy chaos i bałagan to mój "prządek" i "perfekcjonizm co do szczegółu" i zamiana tych etykietek pod opisem moich zachowań robi ze mną dziwne rzeczy - uważam, ze perfekcjonizm przeszkadza w życiu jak cholera, a jakoś go nie dostrzegałam pod przebraniem płaszczyka "bałagan". Tym czasem od keidy pani psycholog mi wyjaśniła, że w moim ADHD ten bałagan to tak naprawdę moja odmiana perfekcjonizmu NAGLE jakbym w ciemnym pokoju zapaliła światło i dostrzegłam swój perfekcjonizm, przyłożyłam go do przekonania, że "perfekcjonizm przeszkadza w życiu jak cholera", zrobiła takie "yup, jak cholera" i w konsekwencji zarazem przeżywam wciąż na nowo szok, że tego perfekcjonizmu nie zauważyłam wcześniej chociaż miałam go pod nosem, a zarazem wciąż myślę o tym czy moja wersja tego co do tej pory uważałam za "perfekcyjny porządek" jest faktycznie mi potrzebna? Bo przecież wychodzi na to, że mniej dokładny, ale społecznie akceptowalny "porządek" jest prostszy do osiągnięcia i zarazem po prostu akceptowalny społecznie :P... tylko czy ja wtedy po 1 - nie zmuszę się do robienia czegoś wbrew sobie i swoim potrzebą? 2 - zdradzam siebie i zwoje potrzeby, negując, że je mam? 3 - czy mając ADHD i wiedząc, że perfekcjonizm może być objawem i po prostu czymś wbudowanym w komfort istnienia nie będzie lepiej, jeżeli zacznę na nowo etykietować swoje zachowania? Zapalając światła w nowych wciąż pokojach i sprawdzając czym dla mnie jest bałagan i jak bardzo nie jest to jedoznaczne? 4 - jak i w jakich obszarach czyć się odpuszczania tego perfekcjonizmu, żeby nie było to bolesne? 5- czy jest jeszcze inna odpowiedź na radzenie sobie z własnym perfekcjozmem). Bo to nie tak...
O ile tutaj piszę dla siebie, o tyle podcast będzie dla grupy odbiorów, która pewnie się wyklaruje na jakimś etapie, ale jednak... chcę by to było merytoryczne bardziej, niż radośnie-chaotyczne he he he :P
No i nie wiadomo czy to będzie w ogóle źródłem dochodu czy po prostu czasochłonnym hobbie. We will see...
JAk nie spróbuję to się nei dowiem.
Teraz mam czas i możliwości, więc będę nad tym pracować.
Druga rzecz to... malowanie. Może to zabrzmi idiotycznie. Serio. Czuję się zawstydzona tym, że chcę sprzedawać swoją sztukę. Bardzo w tym obszarze jestem niepewna. :(
Ale mam już kilka pomysłów... które muszę wykonać i skończyć... A zacznę od obrazka dla mojego siostrzeńca. :P
I od projektu odzieżowego - sitodruk. Mam pomysł dla bliskich na koszulki. Może będzie to dla nich równie fajne, jak dla mnie. :D Mam taką nadzieję. A jak będzie to się okaże.
Kolejna rzecz - ceramika. Warsztaty i wyrób. Nim "zażre" to trochę potrwa, ale MOZLIWE, że to jest całkiem dobra droga na dodatkowe źródło dochodu.
Kolejna rzecz - też póki co z myślą o najbliższych - to książeczki dla dzieci. Z opowieściami, takimi edukacyjnymi. NIE WIEM czy mam skilla w opowiadanie bajek dzieciom, wiem, że jako dziecko miałam: gdy ja opowiadałam wymyślone historie i bajki dzieciaki na koloniach się wymykały z pokoi by posłuchać. Ale sama wtedy byłam dzieckiem... W ogóle lubię opowieści i legendy, więc w tym aspekcie będzie to łatwe, bo mam wiedzę i poniekąd polot, a trudny aspekt to opowiadanie tak, by dzieciaki to faktycznie rozumiały, więc będę musiała prosić o pomoc kogoś, kto się zna na podejściu pedagogicznym o redakcję. No zobaczymy jak to będzie. Póki co siostrzeniec mnie bardzo inspiruje heheheh
Kolejna rzecz, którą wyniosłam z tych edukacyjnych materiałów to wiadomość o inwestowaniu... kurde. To dla mnie jest tak ciekawy temat, a jeszcze nie osiągnęłam tego pułapu w którym mogłabym mówić o budowaniu takiego portfela (póki co pracuję nad poduszką finansową i straciłam pracę - póki co jestem krok od bycia w niedostatku, znowu). W teorii wiedziałam o kilku aspektach tego filara niezależności finansowej. Szczególnie w aspekcie inwestowania w sztukę - w zeszłym roku uczestniczyłam w NAJLEPSZYM szkoleniu dla początkujących artystów EVER z jednym z najlepiej sprzedających się malarzy współczesnej Polski. Świetny facet. Serio. Tyle praktycznej wiedzy ile wyniosłam z jego zajęć nie wyniosłam podczas całych studiów Architektury i Urbanistyki :P A miał typ ponad 2h na omówienie tematu. Anyway - mówił wtedy dużo o tym, jak sztuka staje się inwestycją, a inwestycja jest zabezpieczeniem w portfelu inwestycyjnym osób będących przedsiębiorcami i przedsiębiorczyniami. Niby wiedziałam jak to działa, ale do czasu tego szkolenia tak, jakby nie zdawałam sobie sprawy z wagi tego jak dzieła sztuki stają się inwestycjami. No i teraz na kolejnym etapie edukacji z finansów wrócił temat obligacji, giełdy, lokat i logowania kapitału w dziełach sztuki.
Kurde, chcę kiedyś dojść do takiego momentu w życiu w którym moje artystyczne prace staną się czyjąś formą zabezpieczenia finansowego. Wow! To byłoby totalne sztosiwo! :D
I przy tym punkcie Pani specjalistka wymieniała rodzaje dzieł sztuki: obrazy, instalacje, rzeźby, sztuka użytkowa, samochody. I tu mnie zatkało. Samochody? Pytam mojego O., który też ostatnio dokształca się z dbania o pieniądze jak planuje lokować pieniądze, aby nie traciły na wartości. A on na to "na lokatach i w samochodach oczywiście" xD No i śmiechłam. Wiedziałam! xD
Oczywiście jest to dla nas stopa na ten moment nieosiągalna, ale fajna jest ta perspektywa, że obydwoje się poważnie dokształcamy, poważnie o przyszłości rozmawiamy.
Zanim tego chłopaka nie poznałam nie wiedziałam, że MOŻNA być w takim związku i nikt mi nie potrafił tego przedstawić tak, bym zrozumiała. Po prostu wyobrażenie sobie relacji w której ROZMAWIAMY i komunikujemy się na każdy temat było... nierealne. Wiadomo, że relacje ewoluują, wiadomo, że każde z nas ma zachowania chujowe. Tutaj mój perfekcjonizm się wywala z systemu xD bo nie wiedział, że istnieje taki poziom bycia w fajnym związku...
No i to wszystko o czym dziś pisałam, zbiorczo, prowadzi mnie do konkluzji takiej: mam ponad 30 lat, nie czuję się na tyle, a przeżyłam prawdopodobnie więcej shitowych rzeczy i podjęłam więcej trudnych decyzji niż statystyczna większość 30-latków żyjących w realiach zachodniej kultury i ekonomii w swoim życiu doświadczyło. Pewnie stopniując jest jeszcze kilka grup 30-latków żyjących w tej samej grupie socjo-kulturowej, która przeżyła rzeczy trudniejsze niż ja i dokonywała trudniejszych wyborów (trudno mi teraz nie myśleć o osobach z Ukrainy po prostu powołując się na takie buńczuczne oświadczenia czy statystyki). Po prostu mój problem polega na tym, że porównuję się z osobami, które miały łatwiejszy start w dorosłość niż ja. Które miały załatwione różne potrzeby i zaleczone rany do których ja potrzebowałam najpierw przejść terapię.
Dochodzę do dobrych - dla mnie - konkluzji w życiu, ale w innym czasie niż moi rówieśnicy (jak zwykle). Nawet teraz, gdy straciłam pracę i szarpię się z szefem po prostu DZIAŁAM, teraz decyduję się na studia, weszłam w związek, mam psa, pozwalam sobie na spróbowanie rozwinięcia tych swoich zdolności na rozwijanie których nie było przestrzeni i bezpieczeństwa dekadę temu.
Nie będę pierdolić, że jest mi dobrze z tym, że nie mam mieszkania ani nic swojego - źle mi z tym. WSTYD MI ZA TO. Bardzo źle mi ze świadomością, że nie mam mieszkania i na tak niewiele było mnie stać, że albo się wyekspoloatowywałam dla bliskich, albo nie byłam w stanie zawalczyć bardziej o siebie, bo codzienność była walką. Ale teraz w końcu czuję, że mam wsparcie, że mam kogoś kto w zyciu wybiera iść ze mną. Bardzo o tym marzyłam. Dużo się w obszarze tego marzenia zmieniło, ale to jak jest... ech, nie ma słów na ulgę i siłę do działania, gdy już idąc pogodzona ze swoją samotną drogą, nagle mam opcję przytulenia się do kogoś raz na jakiś czas na tej ścieżce (żeby na nikim nie wisieć, od nikogo się nie uzależniać, po prostu cieszyć się tym, że jest dla mnie wyjątkowy, a ja jestem wyjątkowa dla niego i idziemy razem).
Chcę być lepsza w finanse.
8 notes · View notes
instantcloudeagle · 11 months
Text
Szukam szczerej przyjaźni,z osobami znajdującymi się w podobnej sytuacji & codziennych rozmów.Jeżeli też nikogo nie masz,szukasz znaczącej relacji - Napisz.
Hej :) (Pro­szę o prze­czy­ta­nie całego ogło­sze­nia, jeżeli macie ochotę do mnie napi­sać,by każdy wiedział jakiego rodzaju kon­taktu szu­kam & sam mógł zde­cy­do­wać, czy jest zain­te­re­so­wany, czy nie) Od razu chcę zaznaczyć,że szukam osób,którym zależy na stałej przyjaźni.Nie szukam żadnych rozmów z podtekstami erotycznymi ani też związku.E-mail jest na samym dole
Chcę,żebyście potraktowali wszystko o czym napisałam,poważnie i by pisały do mnie tylko i wyłącznie osoby,które szukają tego samego co ja,ponieważ mają takie samo zdanie dotyczące relacji z innymi ludźmi,niż ktoś,kto z góry wie,że ani nie lubi obszernych wiadomości,ani też,nie ma czasu i nie odczuwa potrzeby,nawiązania trwałego kontaktu,opartego na codziennych rozmowach bądź szuka jedynie niezobowiązującego kontaktu,opierającego się głównie na wysyłaniu memów,bądź rozmowach typu "Co u ciebie?"
Zależy mi też i na tym,żeby nikt nie pisał do mnie z nudów i litości.Nie chciałabym,żeby ktoś z was kontaktował się ze mną,jeżeli sam,szuka innej relacji stwierdzając "Niby tego nie szukam,ale napisać mogę".Uważam,że dopasowanie jest bardzo ważne w relacjach międzyludzkich.Obie strony chcące nawiązać ze sobą kontakt,powinny czuć się ze sobą dobrze.Nikt nie powinien robić niczego wbrew sobie,tylko po to,żeby inni byli zadowoleni.
Nigdy nie narzeka­łam na brak kon­taktu z ludźmi, ale zawsze bra­ko­wało mi takiej „głębi” w roz­mo­wach i osób, z któ­rymi mia­ła­bym naprawdę dobry kon­takt.Takich, z któ­rymi mogła­bym poroz­ma­wiać na dowolne tematy i to nie­ko­niecz­nie tylko na takie, które mają za zada­nie kogoś roz­ba­wić.Poznać nowe osoby można dosłow­nie wszę­dzie i zawsze, ale bar­dzo ciężko jest tra­fić na takie osoby, które potra­fią oka­zać zaan­ga­żo­wa­nie daną rela­cją z innym czło­wie­kiem. Nie mam przy­ja­ciół a jedynie znajomych i chcia­ła­bym to zmienić.Chciałabym wresz­cie zoba­czyć czy­jeś zaan­ga­żo­wa­nie i zbudo­wać silną przyjaźń opartą na zrozumieniu, sza­cunku i organizowa­niu czasu.
• Dla­czego chcę roz­ma­wiać codzien­nie? Nie bra­kuje mi osób do poga­du­szek od czasu do czasu na tematy błahe & gdy­bym szukała tego typu rela­cji, moje ogłoszenie z pew­no­ścią nie byłoby aż tak tre­ściwe. Jak wspo­mnia­łam też powy­żej – bar­dzo łatwo zna­leźć jest osoby, które ode­zwą się raz na mie­siąc, tydzień, czy raz na kilka dni.Chcę,żeby ode­zwały się do mnie osoby, które mają czas oraz ochotę (same z sie­bie, nie ze względu na mnie) odpi­sywać dość szybko,niż ktoś,na kogo wiadomość,musia­ła­bym cze­kać długo.Nie ukrywam,że im dłużej ktoś zwleka z odpowiedzią,tym bardziej zniechęcam się,do kontynuowania kontaktu.Nie jestem tutaj po to,żeby czekać kilka bądź nawet i kilkanaście godzin,na wiadomość,której napisanie zajmuje zazwyczaj,od kilku do kilkunastu,minut.Bardzo zniechęcają mnie takie sytuacje,gdy odpisuję na czyjąś wiadomość praktycznie natychmiastowo,a dana osoba? Po 10 godzinach lub nawet i dłuższym czekaniu...
Rozumiem,że każdy ma inne priorytety w życiu,ale to właśnie dlatego,zdecydowałam się na tak obszerny opis - By nikt z nas,nie był skazany na rozczarowanie i od razu wiedział,na czym stoi :) Doskonale rozumiem to,że są osoby które nie mają ani ochoty,ani też czasu (z nadmiaru obowiązków) na tego typu,rozmowy! Jeżeli faktycznie tak jest - Bardzo proszę,o brak kontaktu. Piszę o tym dlatego,żeby uniknąć sytuacji,w których któraś ze stron (albo ja,albo też osoba kontaktująca się ze mną) czułaby się,niekomfortowo. Zdaję sobie sprawę z tego, że po prze­czy­ta­niu jed­nego ogło­sze­nia nie można stwier­dzić czy uda­łoby nam się „znaleźć wspólny język” Jednakże ludzie czy­ta­jąc to ogło­sze­nie, sami wiedzą naj­le­piej,czy szu­kają tego co ja (czyli między innymi codziennego kontaktu,stopniowego budowania relacji,bez żadnego nacisku,na natychmiastowe spotkanie I tak dalej)czy cze­goś zupeł­nie innego.Wbrew pozorom,nie wszyscy są tutaj w takim samym celu.Także niech napisze tylko i wyłącznie ktoś,kto sam tego potrzebuje oraz zgadza się,z całą treścią tego ogłoszenia.O tym,czy się dogadamy czy nie w innych kestiach,wyjdzie z czasem :)
Czas jaki spędzamy z innymi osobami jest bardzo ważny w budowaniu relacji z innymi.Myślę,że każdy z nas chce mieć bliski kontakt,chociażby z jedną osobą.Dla mnie liczy się jakość,nie ilość & dlatego też,zamiast licznego grona osób z którymi miałabym rzadki bądź częsty,ale bardzo neutralny kontakt,wolałabym skupić się na jednej osobie,ale za to takiej,z którą dużo by mnie łączyło i która odzwazjemniałaby,moje zaangażowanie.Uważam też,że im bardziej komuś na czymś lub na kimś zależy,tym bardziej dąży do zrealizowania wyznaczonego przez siebie celu - w moim przypadku? Jest to znalezienie długotrwałej i intensywnej relacji opartej na obustronnym zaangażowaniu.Być może i dziwnie to zabrzmi,ale wolałabym poznać osoby które też nie mają bliskiej osoby,niż kogoś,kto najzwyczajniej w świecie,lubi zawierać nowe znajomości.Z racji tego,że obecnie sama nie posiadam ani partnera ani przyjaciół,zdecydowanie lepiej czuję się,rozmawiając z kimś,w takiej sytuacji.Mam wrażenie,że takie osoby są w stanie lepiej mnie zrozumieć.
• Nie odpi­suję na żadne wia­do­mo­ści,które nie wzbudzają mojego zainteresowania (w sytuacjach gdy czytając czyjąś pierwszą bądź drugą wiadomość wysłaną do mnie,od razu czuję się niekomfortowo,bądź uważam,że nic by z tego nie wyszło z innych powodów,zamiast się zmuszać i kogoś zwodzić,wolę odpuścić.Chcę jednakże zaznaczyć,że zazwyczaj trzy pierwsze wiadomości,są decydujące.Jeżeli odpisuję praktycznie natychmiastowo i treściwie,oznacza to,że jestem zainteresowana i naprawdę chcę,zacząc coś budować) Mam też prze­syt wiecz­nych pytań typu „Hej, co tam?” czy „Jak ci minął dzień?” oraz "Jakie masz plany na weekend?" Jeżeli widzę,że rozmowa zaczyna się od tego typu pytań,albo,że nawet rozmowa na zupełnie inny temat idzie w tym kierunku,od razu mnie to zniechęca.Gdybym chciała rozmawiać z kimś tylko i wyłącznie o tym,co robię w danym momencie,w ciągu dnia,czy w weekend,zamiast rozpisywania się tutaj,byłby tylko krótki opis.Nie chcę żeby kto­ś zro­zu­miał mnie źle – w tego typu pyta­niach nie ma nic złego, ale wolę roz­mowy z oso­bami, które potra­fią oka­zać wię­cej zain­te­re­so­wa­nia roz­mową. Wolę dłuż­sze wia­do­mo­ści. Uwa­żam, że dzięki tego typu wia­do­mo­ściom lepiej jest odnieść się do cze­goś w rozmowie i ją konty­nu­ować. Pyta­nia „Powiesz coś o sobie?” też nie są moimi ulubio­nymi. chcesz się cze­goś dowie­dzieć?Spytaj.Sama sie­bie uwa­żam za osobę otwartą & chętnie odpowiadam na pyta­nia.Moją uwagę najbardziej przyciąga normalność - nie żadne wymuszone wiadomości w których ktoś na siłę stara się komuś zaimponować.Mojego zainteresowania z pewnością nie wzbudzą wiadomości przepełnione sarkazmem i cytatami oraz wulgaryzmami.Kiedy widzę,że ktoś już od samego początku,wszystko ironizuje czy używa samych wulgaryzmów,z pewnością nie jest to osoba,z którą bym się dogadała.Nie jestem ani wulgarna,ani sarkastyczna.O ile odpowiadają mi osoby z poczuciem humoru,tak uważam,że zanim obróci się coś w żart,powinno się najpierw lepiej kogoś poznać.Uważam zarówno,że czasami zaledwie kilka wiadomości wystarcza (czasem nawet jedna) żeby przekonać się,czy coś wyjdzie z danej relacji,czy też nie.Przynajmniej ja tak mam.Albo ktoś od razu mnie do siebie przekonuje,albo też? Wcale.
• Nie wykluczam przeniesienia się na jakiś komunikator, ale dopiero wtedy, kiedy okazałoby się, że dobrze się z kimś dogaduję. Najpierw wolałabym rozmowy przez e-mail.
• Bardzo proszę,by pisały jedynie osoby,od 18 do 36 lat
Nie czuję się komfortowo rozmawiając z dziećmi,oraz osobami,o wiele ode mnie starszymi.Mam 27 lat
• Jeżeli komuś zależy na jak najszybszym spotkaniu, zamiast internetowych rozmów (co w zupełności rozumiem) odpadam. Nie mam nic przeciwko spotkaniom z nowo poznanymi osobami, ale zanim zdecydowałabym się na taki krok, wolałabym lepiej kogoś poznać (powymieniać się wiadomościami przez jakiś dłuższy okres czasu, żeby przekonać się, czy w ogóle dobrze się ze sobą, dogadujemy) dlatego też, nie ma to dla mnie żadnego znaczenia,gdzie mieszkacie.
•Przywiązuję dużą uwagę do tego,w jaki sposób ktoś się wypowiada - Chodzi mi o to,że zwracam uwagę na to,czy czyjaś wiadomość jest pisana z powagą oraz życzliwością,czy też nie.Jeżeli chodzi o rozmowy online,bardzo ważne jest to,żeby słowami oraz emotkami,opisać to,co czujemy - Ponieważ dzięki takim "szczegółom" komuś łatwiej jest odczytać,co dana osoba,ma do przekazania oraz czy coś,jest pisane w formie żartu,czy też i nie.Dla mnie ludzka życzliwość oraz dojrzałość,jest bardzo ważna :)
Uważam,że nawet w przypadku poznania kogoś nowego,czy założenia rodziny - zawsze znajdzie się czas dla kogoś,kogo naprawdę chce się poznać,albo kogoś,kogo już się lubi.Wszystko to kwestia organizacji i przede wszystkim chęci.Sama byłam w związkach oraz podróżowałam,ale zawsze organizowałam czas dla tych,na których mi zależało & to codziennie. Dla mnie,nie ma nic bardziej wartościowego,niż relacja z innym człowiekiem. Nie ma nic gorszego niż zaangażowanie się w relację z kimś,kto z czasem & to bez naszej winy,dystansuje się od nas,znacznie ograniczając kontakt.Nie chcę żeby zabrzmiało to źle - Mam na myśli jedynie to,że nie po to szukam poważnej relacji i zaangażowania,żeby po krótkim czasie znów wrócić do punktu wyjścia i rozmawiać od czasu do czasu jedynie "o pogodzie" Mam wystarczająco takich osób w swoim życiu.
• Nie szukam kontaktu z kimś bazując ,na zainteresowaniach.Nigdy nie zawierałam znajomości w taki sposób,w jaki robi to zdecydowana większość osób (Większość osób na samym początku,czy to znajomości internetowych,czy też realnych - wymienia swoje zainteresowania & pyta się o to samo,drugiej strony) Szukam przyjaźni która opiera się,na obopólnym zrozumieniu,podobnych życiowych doświadczeniach,podobnego sposóbu myślenia - zamiast kolejnej relacji,która polega tylko na luźnych rozmowach,dotyczących tego,co ktoś lubi.Nie szukam swojego przeciwieństwa.Jest wiele tematów na które można rozmawiać,bez ograniczania się do najprostszych pytań (na samym początku) i bez poruszania czyichś sekretów.To,że ktoś lubi grę w karty (taki przykład) a ja nie - nie ma dla mnie żadnego znaczenia i niczego nie zmienia w relacji.Jeżeli natomiast,ktoś jest moim przeciwieństwem i ma odmienne zdanie w praktycznie każdej kwestii,rozmowy nie są dla mnie tak komfortowe i nie czuję się rozumiana,a to jednak,jest bardzo ważne,żeby budować jakąkolwiek relację.Wiem,że to ogłoszenie nikomu nie daje gwarancji,że się dogadamy,ale sugeruję jedynie to,że szukam osób patrzących na przyjaźń w taki sam sposób i poszukujących tego samego.Oczywiście,nie uważam,żeby rozmowy o zainteresowaniach były złe (bo nie są) ale jednak wolę,gdy takie tematy porusza się nieco później,albo "przy okazji' rozmawiając,o czymś innym i wiążąc dany temat,z jakąś pasją. Moje zainteresowanie wzbudzają wiadomości,w których ktoś pisze mi,dlaczego do mnie napisał i tak dalej :) Wiadomości,w których ktoś decyduje się na to,żeby napisać mi jedynie całą listę swoich zainteresowań - zdecydowanie nie są tymi,na jakie odpisuję.Uważam,że w dzisiejszych czasach za dużo uwagi skupia się na najprostszych pytaniach dotyczących czyjegoś dnia,oraz tego co ktoś lubi a za mało poursza się innych tematów - jakby wcale nie istniały.
Jestem osobą nie­sa­mo­wi­cie roz­mowną i potra­fię roz­wi­nąć dowolny temat, ale jeżeli nie widzę żad­nego zaintresowa­nia roz­mową albo jest ono,o wiele mniejsze od mojego, niczego na nikim nie wymuszam i zazwyczaj w takich sytuacjach, kontakt się urywa. Mam tu na myśli sytuacje,w których ktoś,nie zadaje żadnych pytań,pisze wiadomości o wiele krótsze od moich,bądź kompletnie ignoruje treść napisanej przeze mnie wiadomości i pisze o czymś zupełnie innym albo skupia się jedynie na pytaniu końcowym - ignorując resztę tekstu .. Mimo, że zależy mi na tym żeby się z kimś zaprzyjaźnić Staram się dawać innym,tyle samo zaangażowania,ile dostaję od nich - Jednakże zaangażowanie powinno być widoczne z obu stron.
O czym chciałabym rozmawiać? Nie ma jakiegoś konkretnego tematu :) Od tego jak potoczy się rozmowa,zależy już to,z kim & o czym,rozmawiam.Sama zadaję dużo pytań i staram się,żeby zamiast natłoku pytań i bardzo krótkich odpowiedzi - wyczerpać jakiś temat i potem? przejść do następnego,w naturalny sposób.
Wola­ła­bym poroz­ma­wiać z osobami które nie unikają rozmów dotyczących poważniejszych tematów,które dotyczą naszych problemów albo czegoś równie istotnego, niż z oso­bami,które uni­kają „nega­tyw­nych tema­tów” woląc roz­ma­wiać o czymś weso­łym.Oczy­wi­ście, zawsze dobrze się pośmiać i oderwać od smut­nej rze­czy­wi­sto­ści ale uwa­żam, że takich osób jest bar­dzo dużo.Nato­miast osób nie zmieniających tematu i mówiących innym „Prze­stań narze­kać”? nie­zbyt wiele. Nie przeszka­dza mi słu­cha­nie o czy­ichś pro­ble­mach dla­tego że sama prze­szłam w życiu to i owo.Jeżeli pomię­dzy dwiema osobami jest jakiś wspólny mia­now­nik – zawsze łatwiej jest się zaprzy­jaź­nić i czuć kom­for­towo,z osobą z którą się roz­ma­wia.
Nikt nie powi­nien być pozo­sta­wiony sam sobie i wal­czyć ze swo­imi trud­no­ściami sam.Najzwy­klej­sza roz­mowa z kimś kto nas rozu­mie i zamiast wiecznego wysy­ła­nia na tera­pię (nie mam nic prze­ciwko tera­piom) wes­prze,jest bar­dzo pomocna.Cza­sami jedyne czego chcemy, to wspar­cie bez oce­nia­nia i pustych słów typu „wszystko będzie dobrze”. Relacje typowo przyjacielskie tym różnią się od zwykłych znajomości,że można się komuś ze wszystkiego wygadać i poczuć zrozumianym.Nie wyobrażam sobie przyjaźni z osobą,która unikałaby rozmów na wszystkie tematy,które nie są "śmieszkowe".Strasznie nie podoba mi się to,gdy ludzie na każdy mniej przyjemny temat,od razu zmieniają temat na inny albo? Pouczają innych ludzi Mogę też powiedzieć,że albo odpisuję od razu (po przeczytaniu wiadomości) albo też i wcale.Nie zwlekam z odpowiedzią wmawiając ludziom że "jestem zajęta" gdyby tak było - nie byłoby mnie tu.
Bardzo proszę,żeby każda osoba czytająca to ogłoszenie i chcąca do mnie napisać,dobrze zastanowiła się nad tym,czy faktycznie tego chce. Nie piszę tego z żad­nej złośliwo­ści ale po to, żeby nikt nie czuł się źle. Stawiam na konkrety.Strasznię nie lubię niepewności.
4 notes · View notes