Tumgik
#wściekłość
wilczaaduszaa · 5 months
Text
Tumblr media
2 notes · View notes
hineko5985 · 2 years
Text
Najgorsze jest uczucie, kiedy depresja przejmuję nad tobą kontrole i zaczynasz od niej wariować. Twoje emocje są w strzępach. Nie możesz nic oglądać, słuchać, leżeć czy nawet stać bądź siedzieć. To uczucie kiedy nie ważne co zrobisz i tak jest źle. Potrzeba zniszczenia czegoś, krzyczenia wyrażenia emocji, jakich kolwiek. Emocje zjadają nas od środka a my je tłumimy by ludzie nie pomyśleli o nas nie wiadomo czego. Czasem mam ochotę wyjść na balkon i krzyczeć. Po prostu piszczeć by pozbyć się frustracji.
Niestety nie robie tego, a uczucia dalej zjadają mnie od środka.
Staram się myśleć optymistycznie ale nie zawsze to wychodzi.
2 notes · View notes
kasja93 · 3 months
Text
Hej
Tumblr media
Zjedzone: kawa z mlekiem, 2x śliwka Nałęczowska, 5x domowy knedel ze śliwką
Spalone: ?
❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️
Budzik zadzwonił, odpaliłam klamota i pojechałam na załadunek do Wrocławia. Tam posiedziałam godzinkę i poczytałam.
Po załadunku pojechałam na stację paliw i po zatankowaniu dostałam kawę oraz śliwki w czekoladzie, gdyż odmówiłam posiłku (gratis do zatankowania). Popijając kawę, jadąc do Niemiec zjadłam domowe knedle - jedzenie w czasie jazdy to nawyk, który powinnam zacząć eliminować… Nie chodzi mi tu o bezpieczeństwo czy inne BHP a fakt, że nie celebruję porządnie posiłku…
Pogadałam chwilę z kolegą i nim się obejrzałam zajechałam na parking pod Berlinem gdzie zamieniłam się naczepą z całkiem miłym kierowcą. Gość był naprawdę spoko. Dostałam zlecenie na załadunek. Jutro na południe ładuje i wieczorem przekazuje naczepę dalej. Takie tam sztafety w tym tygodniu robię. Tragedii nie ma zatem nie narzekam
❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️❄️
Rozmawiałam dziś z @pozartaa na temat depresji i generalnie problemów psychicznych. Jak to my starzy ludzie (XD) mam w zwyczaju wspominać stare (niekoniecznie) dobre czasy. Pomyślałam, że może warto by było „publicznie” nieco opowiedzieć o tym skąd, dokąd, dlaczego i tak dalej.
Otóż pierwsze objawy depresji zauważyłam u siebie jakieś 3 lata temu. Zaczęło się od chronicznego zmęczenia, wykonywaniu obowiązków mechanicznie i permanentnym zirytowaniem.
Bo musicie wiedzieć, że ja nigdy, ale to przenigdy nie dopuszczałam do siebie myśli w stylu „nie dam rady”, „ktoś musi mi pomóc”, „niech mi współczują”. To ja byłam dla każdego oparciem, ostoją dobrej rady, rycerzem na białym koniu nie zaś osobą, której trzeba podać pomocną dłoń. Najbardziej ze wszystkiego bałam się, że będę od kogoś uzależniona oraz byciem ciężarem dla innych a zwłaszcza bliskim. Do perfekcji opanowałam grę aktorską i nikt nie wiedział, że mam problem umyć włosy, pójść do sklepu, obejrzeć film i tak dalej. Gra pozorów, pewność siebie, poczucie własnej wartości. Bo widzicie. Ja nigdy nie czułam się jak gówno. Czułam się zmęczona, ale zawsze znałam swoją wartość i szłam z podniesioną głową.
Po półtora roku dość kijowej pracy. Zaczęłam wynajdywać i odliczać każdy element w kabinie ciężarówki na którym mogłabym się powiesić. Wbrew pozorom jest ich trochę… Gdy umycie włosów w trasie przy pomocy miski i wody z bańki zajmowało mi ponad dwie godziny bo po każdej czynności typu wyjęcie miski ze schowka, naszykowanie szamponu, ręcznika etc musiałam robić przerwy kilkunastominutowe stwierdziłam - odchodzę. Idę gdzieś indziej. Zaczęłam wtedy jeździć dla bezpieczeństwa z przyjaciółką w podwójnej obsadzie. Myślałam, że jest lepiej póki któregoś dnia moja zmienniczka postanowiła na 30h pojechać do domu, gdy stałyśmy we Wrocławiu na parkingu. Niemal nie wychodziłam z kabiny i miałam problem wstać z łóżka - nie miałam dla kogo stwarzać pozorów.
Pracowałyśmy tak coś koło 8 miesięcy. Firma dla której jeździłyśmy straciła kontrakt i były masowe zwolnienia.
Ja zaś będąc znów sama paradoksalnie odetchnęłam od przebywania ciągle w czyimś towarzystwie. Depresja chwilowo odpuściła. To była totalnie cisza przed burzą bo niecały rok później dostałam załamania nerwowego. Coś w końcu we mnie pękło. Presja w pracy, presja na zarabianie pieniędzy, presja kupna domu oraz remontu w najbliższej przyszłości, wypadek przyjaciółki w pracy oraz to jak została potraktowana i na koniec słowa mojej szefowej „nie obchodzi mnie jak się czujesz. Widzę cię tego i tego na bazie”.
Umówiłam się do psychiatry prywatnie bo potrzebowałam zwolnienia lekarskiego tu i teraz. Wiedziałam, że jak pojadę do pracy dobrze się to nie skończy bo znów wtedy ostatnimi czasy zaczęłam liczyć punkty w kabinie, na których mogłabym zawisnąć. Choć tak naprawdę głównie napędzała mnie wściekłość na szefową i chęć ujebania suki oraz postawienia na swoim. Poszłam po L4 nie po leczenie bo ja naprawdę nie zdawałam sobie wtedy sprawy jak poważny jest mój stan. Ciągle go bagatelizowałam.
Weszłam do gabinetu. Usiadłam naprzeciw mojej pani doktor a ona zapytała „Dzień dobry, niech pani powie co panią do mnie sprowadza”. A ja, ta twarda, niesamowita babka co przyszła z myślą o wytępieniu L4 rozpłakałam się dukając przez szloch „Nie mam już siły”.
Opowiedziałam wszystko. Począwszy od tego jaki zawód wykonuje, poprzez wypadek przyjaciółki na podejściu mojej szefowej do mnie. Wylało się ze mnie to wszystko co tłamsiłam. Pozwoliłam sobie na „słabość” bo to lekarz i de facto obcą mi osoba przed którą nie musiałam udawać.
Wyszłam z gabinetu ze zwolnieniem lekarskim oraz receptą na leki. I wiecie co? Z pierwszej chwili nie chciałam ich nawet wykupić! Pomyślałam, że dostałam co chciałam czyli L4 i leki nie są mi potrzebne. Wykupiłam je jednak i zaczęłam brać tak po prostu… Bez refleksji.
W międzyczasie zaczęła się nagonka w firmie poprzez czat służbowy i choć nie padło moje imię wprost to wiem, że wywody szefowej o łamaniu danego słowa, zdradzie etc były skierowane do mnie. Potwierdził to mój przyjaciel, który śmiał się z szefowej podczas wspólnych rozmów telefonicznych. Zaczęłam się spodziewać zemsty po powrocie do pracy bo planowałam być na zwolnieniu 2 tygodnie - po takim czasie miałam wyznaczoną kolejną wizytę. Zaczęła się bezsenność. Spałam po 4 godziny na dobę, budziłam się o 2/3 nad ranem, chodziłam w te i nazad po mieszkaniu a natłok myśli był okropny.
Na kolejnej wizycie opowiedziałam jak się czuję, jak wygląda sytuacja w pracy. Byłam już spokojniejsza i nie wpadam w taką histerię jak na pierwszej wizycie. Zwiększono mi dawkę leków przeciwlękowych a ja zaczęłam silniej odczuwać chęć zaprzestania egzystencji. Wcześniej w ryzach trzymała mnie praca i poczucie obowiązku.
Przez przypadek trafiłam w zoologicznym na Rudą, która była do adopcji bo ktoś ją oddał. Gdy wskoczyła mi w ramiona rozpalałam się i zabrałam Zdzisławę ze sobą do domu. Znów miałam powód by wstawać z łóżka, miałam kim się zająć. Z perspektywy czasu wiem, że ten długouchy królik uratował mi życie. W sumie to obie sobie pomogłyśmy.
Mijały kolejne tygodnie. Mój stan nie polepszał się. Miałam problem by wejść do kuchni bo były tam noże. Gdy chodziłam na spacery miałam myśli by rzucić się pod przejeżdżające samochody. Moi rodzice z którymi nie mieszkałam nie wiedzieli o tym. Myśleli, że siedzę w domu bo nie chce pracować.
Nastąpiła zmiana leków. Znów mogłam spać dzięki farmakologii choć nadal dręczyły mnie koszmary związane z pracą. Czułam, że zawodzę bo zamiast pracować i zarabiać siedzę w domu. W końcu poruszyłam ten temat w rodzinnym domu i powiedziałam jak się z tym czuje. Dostałam dużo wsparcia.
Około kwietnia odważyłam się przyznać przed bliskimi, że mam depresję, myśli samobójcze. Bardzo to dotknęło moich rodziców bo zwyczajnie o tym nie wiedzieli i nie rozumieli dlaczego. Ja sama nie wiedziałam dlaczego. Jedyne co wiedziałam, że chce żyć i nie chce umierać choć takie myśli wracały.
Nastała wiosna, do domu przygarnęłam Jerrego i coraz śmielej planowaliśmy wraz z rodzicami zakup domu.
W końcu 10 czerwca udało się zrealizować marzenie i zaczęliśmy z tatą remontować nasz wspólny dom. Ja zaś czułam się lepiej. Myśli samobójcze przeszły w myśli rezygnacyjne i nie pojawiły się codziennie. Były dni gdzie czułam się w miarę, były takie, gdy cały dzień nic nie robiłam bo nie byłam w stanie. Myśli krążyły mi wokół pieniędzy, które z mojej zaoszczędzonej kupki znikały w zatrważającym tempie.
Pani doktor zaleciła mi pójście na terapię… Bałam się terapii, bałam się, że po niej będzie mi gorzej przez wywleczenie kolejnej osobie tego jak słaba jestem… No i pieniądze. W lipcu zdecydowałam się znaleźć pracę. Było to zdecydowanie za wcześnie. Lęki wróciły, depresja również jednak brałam to na klatę dla pieniędzy. Codziennie płakałam i tego nie ukrywałam. Czułam się okropnie.
Pod koniec sierpnia poszłam na terapię. Co dwa tygodnie spotykałam się z naprawdę miłym psychoterapeutą online. Depresja się nasiliła przez rozgrzebywanie tego co mnie bolało. Przez mówienie o lękach i złych momentach. Jednak już po drugiej wizycie zaczęłam czuć się lepiej.
Pod koniec września zaczęłam budzić się z letargu, październik był jak wahadło. Raz czułam się świetnie wręcz nierealnie by następnego pojawiał się spadek. Co śmieszne dopiero w październiku dotarło do mnie jak w nienaturalnie euforycznym stanie się znajdywałam a owy „spadek nastroju” był po prostu stabilizacją i próbą złapania wewnętrznej równowagi.
Od tamtej pory do dziś minęły prawie 3 miesiące. Czuję się dobrze. Nie jest idealnie bo są dni gdzie nie chce mi się nic, ale to NORMALNE! To normalne, że nie codziennie człowiek jest w skowronkach. Nie mam złych myśli, głównie myślę pozytywnie. Nabrałam ogromnego dystansu do siebie, pracy i wszystkiego co mnie otacza. Nie muszę sobie ani nikomu udowadniać, że jestem super i sobie ze wszystkim radzę.
Złapałam wewnętrzną równowagę. Depresja jest w odwrocie. Nadal biorę leki bo według mojej pani doktor jak ten stan się utrzyma pół roku zaczniemy schodzić z dawek.
Nigdy nie czułam się tak dobrze jak teraz. Nigdy nie byłam tak pełna życia, nadziei i spokoju jak teraz. Podchodzę do życia zdroworozsądkowo, mierze siły na zamiary i nie podchodzę do wszystkiego jak do sprintu a maratonu i to dodatek takiego co się robi niespiesznym krokiem.
Czuję, że żyję i choć mam jeszcze trochę demonów ukrytych w głowie - w końcu nadal obawiam się powrotu do BED a ANA szepcze mi do ucha zbyt często. Jednak powoli małymi kroczkami do przodu.
Wiecie, że ja nigdy nie rozumiałam jak można chcieć się zabić? W pale mi się to nie mieściło. Tak jak bagatelizowałam depresję bo takie jest życie i tyle. Uważam się za silną psychicznie do czasu, aż znalazłam się w ciemnym miejscu swego umysłu gdzie nie docierało do mnie światło a jedynym wyjściem była chęć zniknięcia.
Dopiero podczas leczenia zrozumiałam czym jest depresja i jak strasznie można myśleć o sobie i życiu. Tylko ja cały czas miałam w sobie cichy głos mówiący „chce być zdrowa, chce żyć i być szczęśliwa” i on mnie motywował do leczenia. Poczucie, że nie mogę się poddać mnie napędzał do brania leków, chodzenia na wizyty i mówienia jak jest w gabinecie lekarskim. Teraz przeraża mnie, że byłam tak blisko krawędzi i nigdy, przenigdy nie chciałabym znów się na niej znaleźć i patrzeć w mrok, który mnie do siebie wołał
28 notes · View notes
avversja · 6 months
Text
- Tłumiłaś całą swoją wściekłość i żal, ponieważ chciałaś być kochana.
22 notes · View notes
trudnadusza14 · 11 months
Text
Wściekłość połączona z determinacją i dążeniem do celu. Kocham
28 notes · View notes
wrazliwy-ktos · 1 year
Text
"Zatęskniłem bardzo do takiego spokoju, chciałem, aby już wszystko się we mnie ostatecznie uspokoiło. Aby nie szastał się we mnie gniew, wściekłość, sprzeciwy losowi i inne takie ciężkie do znoszenia namiętności. Cicho tu było całkowicie, wszystko tu było zakończone. I mnie się chciało już wszystko zakończyć".
Jarosław Iwaszkiewicz, Wiewiórka
29 notes · View notes
it-was-a-bad-dayy · 11 months
Text
Myśle sobie „Pierdole to. Pierdole to tak jak Ty”
Ale wcale tak nie jest.
Nie zaakceptowałam tego, nie pogodziłam się z tym i ze sobą
Serce łamie mi się za każdym razem, gdy o tym pomyśle
To wpędza mnie w dół, naprawdę upadam
Ten ból zawsze jest duży.
Myśląc „Pierdole to” - nie czuje obojętności czy ulgi
Tylko samą złość… Nie wyobrażalną wściekłość
Mam ochotę krzyczeć, zniszczyć pół domu, pokłócić się z każdym, kto stanie mi na drodze
Podpalić jego auto i patrzeć jak płonie
Zniszczyć go, wgnieść w ziemie niczym gaszonego papierosa.
Ale ta złość nie jest do końca prawdziwa
To tylko iluzja, która ma sprawiać wrażenie niebezpieczeństwa
By odstraszać wszystko, co tylko się do mnie zbliża
A przede wszystkim, by nie wpuszczać tego smutku ponownie.
Ale nadal powtarzam sobie „Pierdole to”
W końcu kłamstwo powtarzane wielokrotnie może stanie się prawdą
@it-was-a-bad-dayy
13 notes · View notes
naswiatpatrzezpogarda · 10 months
Text
Czasami nawiedzał ją czas kiedy umysłem odcinała się od ludzi
Nie miała ochoty pisać czy udawać, że jest w porządku
Ale udawanie czasem jest prostsze
Chociaż niekiedy już nie da sie tego ukryć
To ten czas w którym wściekłość wymieszała się ze stresem i bólem
Miała po prostu dość wszystkiego
Dość uśmiechania się czy niepotrzebnych rozmów
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miała pojęcia czemu się tak czuje
17 notes · View notes
narkoman-bez-zycia · 1 month
Text
"Powiedz wszystkim co nie wierzą by zawarli japę już
Moje zmysły moja wściekłość moja wiara diabeł stróż"
- Oxon
3 notes · View notes
verba-veritatis · 11 months
Text
-wyglądasz całkiem jak twój ojciec chyba rzeczywiście dobrze noszę jego wrażliwość -macie takie same oczy bo oboje jesteśmy wyczerpani -i ręce obu nam więdną palce -ale skąd ta wściekłość w twoim ojcu nie widać takiej złości
masz rację ta wściekłość to jedyne co mam po matce
10 notes · View notes
ogrodytoprawda · 6 months
Text
Odbita w lustrze twarz, w niej jest wściekłość
Pod bliznami i pod jadem, jest dziecko
Dorosłe problemy małe, jak przeszłość
Dziecka małe problemy ważne, jak wieczność
Pro8l3m-crash test
6 notes · View notes
diabolicusdomina · 1 year
Text
staramy sie
nie udaje sie
wtedy boli
a nadzieja odchodzi
pojawia się złość i wściekłość
bo jesteśmy bezradni
to ten moment
obojętnosci
ktora kiedys pozwoli
nam odejść
z łatwością
6 notes · View notes
za-negatyv · 6 months
Text
W końcu rozumiem. Nareszcie rozumiem, co to znaczy chcieć uciec, oddalić się jak najdalej i nie ważne, że to jest egoistyczne - po prostu odejść, zapomnieć, otoczyć się ludźmi, których się kompletnie nie zna. Zawsze uważałam, że to rodzina będzie mi najbliższymi ludźmi, a jednak obcy (w których (czasami) odnajduję pocieszenie, którego tak bardzo potrzebuję). Czy daję coś od siebie, a może wymagam od siebie za dużo (?) Plączę się w tym wszystkim i potykam. Czuje się tak staro, a przecież jeszcze jestem tak młoda. Chcę wreszcie podjąć jakieś kroki, tylko nie wiem czy w tą dobrą stronę czy w tą złą (?) To jest strasznie męczące, myśleć w nieskończoność. Jak się jest bardziej niż emocjonalnym, to ciężko przestać/zastopować tego jakoś. Słyszałam już kilka razy: "Bóg nie daje wydarzeń czy ludzi, których nie jesteśmy w stanie unieść", tylko czy naprawdę oni w to wierzą (?) - sami pewnie wiele przeżyli .... i co musiało się stać, że się podnieśli (?) możnaby zapytać, ale "nie wypada" ............ Ze spokoju, pogodnego uśmiechu, w rozpacz, wściekłość i płacz.......Czy to mnie kiedyś wykończy? Połowa mnie chce tego, a drugiej nie daję dojść do głosu. Mówi się: "idź za głosem serca", tylko dlaczego muszę tyle czekać (?) Czuję się tak samotnie, choć sama nie jestem, to strasznie przytłaczające: poczuć znowu to samo co kilka lat wcześniej i znów chcieć uciekać, by "nie marnować komuś życia sobą. Nie potrafię się nie nienawidzić, ale to nie znaczy, że inni czują to samo wobec mnie do cholery. Czy moja racja raz jeden może się walić do kosza (?) Czy on będzie tym, który (będzie chciał) mnie podniesie (?) Tak bardzo nie cierpię nadziei, ale nieustannie się nią karmię. Jesteśmy tak mierni, tak beznadziejni: rasa ludzka to najgorsze, co mogło się światu przytrafić. Czy ktoś ma ochotę uciec ze mną, rozproszyć się w nieznajomości, mniejszej samotności, by wreszcie poczuć, że warto było - jeszcze - nie spaść na złą ścieżkę?
2 notes · View notes
niemamnadziei · 8 months
Text
Ta wściekłość i płacz aż stoją mi w gardle
2 notes · View notes
arekmiodek · 8 months
Text
ALTERNANT
Alternant la rage et l'espoir je vis la fuite de dernieres forces vers l'amour et l'abimes…
przetykając wściekłość i nadzieje widzę ucieczkę ostatniej energii w kierunku miłości lub największej głębi…
Tumblr media
Wiersz "ALTERNANT" (Maria Teresa von Orgeich)
2 notes · View notes
angie2022sblog · 1 year
Text
Wiecie co, czuję się pusta w środku. Chciałabym czuć gniew, żal, wściekłość, radość, miłość. Chciałabym być wkurwiona na swoje życie bądź się z niego cholernie cieszyć. Ja nie czuje nic. Mam wrażenie że już dawno jestem poza swoim ciałem, nie mam żadnej kontroli. Stałam się obserwatorem samej siebie, zamiast być sobą.
9 notes · View notes