Tumgik
#prawdziwy człowiek
e-uociec · 11 months
Quote
To bardzo dziwna rzecz. Tak samo jak Ty, chciałbym całkiem zapomnieć o różnych rzeczach. Ale im bardziej staram się zapomnieć, tym więcej sobie przypominam. Wiesz jak to jest, że im bardziej człowiek chce zasnąć, tym bardziej jest rozbudzony. Tu jest tak samo. Sam nie bardzo wiem, dlaczego tak się dzieje. Przypominam sobie nawet rzeczy, których nie powinienem pamiętać. Moje wspomnienia są tak wyraźne, że wręcz czasem się niepokoję czy starczy mi miejsca na zapamiętanie dalszego życia, skoro tak dobrze pamiętam przeszłość. To prawdziwy problem.
Haruki Murakami „Zniknięcie słonia”
190 notes · View notes
mateusz-joker · 19 days
Text
To bardzo dziwna rzecz. Tak samo jak Ty, chciałbym całkiem zapomnieć o różnych rzeczach. Ale im bardziej staram się zapomnieć, tym więcej sobie przypominam. Wiesz jak to jest, że im bardziej człowiek chce zasnąć, tym bardziej jest rozbudzony. Tu jest tak samo. Sam nie bardzo wiem, dlaczego tak się dzieje. Przypominam sobie nawet rzeczy, których nie powinienem pamiętać. Moje wspomnienia są tak wyraźne, że wręcz czasem się niepokoję czy starczy mi miejsca na zapamiętanie dalszego życia, skoro tak dobrze pamiętam przeszłość. To prawdziwy problem.
25 notes · View notes
kasja93 · 7 months
Text
Siemnako!
Tumblr media
Wstałam i nie wiedziałam na jakim świecie jestem. Nie dość, że wczoraj była drama to jeszcze oglądałam z tatą „Na zachodzie bez zmian”. Okropny film. W sensie świetnie nakręcony. Zdjęcia, muzyka, aktorzy - majstersztyk. Po prostu realizm jest przepotężny. Jestem bardzo empatyczna i niezwykle szybko potrafię się wczuć. Dlatego ten film jest dla mnie okropny.
Ogarnęłam uszate diabły i pokój. Po śniadaniu (w moim wykonaniu kawa i nieco później herbata) pojechałam na targ do Turku
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Wygląda to super. Przynajmniej dla mnie. Kupiłam ogórki i nieco owoców oraz warzyw. Wymieniłam też butle do soda stream. Naprawdę ilość plastikowych butelek w domu jest znikoma. Głównie po mleku czy occie. Kasa w kieszeni również zostaje, gdy nie kupuje się wody czy napojów gazowanych.
Po powrocie postanowiłam zadzwonić w sprawie pracy. Nie do tego co miał oddzwonić. Zapewne przemyślał sobie, że kobiety za kołkiem w swojej firmie nie chce. Jego sprawa. Zadzwoniłam w sprawie pracy pod Amazonem (jazda ciężarówką między oddziałami w różnych krajach). Pracowałam już tak zarówno będąc samą w kabinie jak i w podwójnej obsadzie z przyjaciółką przez pewien czas. Gość był konkretny. Powiedział jakie ma warunki, ja powiedziałam jakim doświadczeniem mogę wzmocnić flotę. Mi pasuje, jemu również. Wymieniliśmy się dokumentami i we wtorek jadę podpisać umowe.
System nie jest może wymarzony bo to jedenaście dni w trasie na trzy w domu, ale kasa się zgadza i dostanę Mercedesa tylko dla siebie. Dobrze mi się żyło w Mercedesie. Nazywałam go Arturek.
Tumblr media
Chyba byłam wtedy najszczęśliwsza w życiu, gdy pracowałam w tamtej firmie. Pierwsza praca na międzynarodówce: Warszawa-Wrocław-Lyon-Marsylia-Perpignan-Wrocław/Warszawa… ale już o tym kiedyś pisałam.
Ważne, że zacznę prace. Muszę się przemęczyć. Byle do października. Odkuje się i będzie dobrze. Praca szykuje się przyjemna, spokojna i znana. Będę dużo słuchać audiobooków, śpiewać i zasypiać przy Obcym. Jedyne czego mi szkoda to Uszaków. Zwłaszcza Rudej bo Rudzik potrzebuje dużo przytulasków i buziaczków… Smutno mi, że będziemy się praktycznie nie widywać - raptem 6 dni w miesiącu. Jak się odkuje to za rok może dwa będę mogła sobie pozwolić na jakąś inną prace, niż w delegacji.
Tumblr media
Zrobiłam sałatkę szwedzką. Będzie co jeść zimną :) Jutro będę przekładać do słoików kiszonego kalafiora. Co się zaś tyczy jedzenia dziś. Zjadłam na dwa razy smażone beztłuszczowo placki z cukinii.
Tumblr media
Generalnie trochę dziś pochodziłam, ale głównie siedziałam w domu z powodu deszczu. Rudzik bardzo bała się burzy. Siedziała wtulona mi na kolanach.
Rozmawiałam dziś z przyjaciółką. Niemcy wysłali ją na rehabilitacje do Szklarskiej Poręby i czuje się samotna bo nie ma tam normalnych ludzi. Najważniejsze jednak, że zabiegi pomagają. Raptem 5 dni się rehabilituje a już czuje się fizycznie lepiej. Powiedziałam jej o pójściu do pracy. Zapytała czy czuje się na siłach. Powiedziałam szczerze: średnio na jeża. Życie. Po prostu życie.
Tumblr media
I tak na odchodne chciałabym podziękować za wsparcie. Szczególnie dla @pozarta … No po prostu cię siostro kocham!!!
Jednak też dziękuje serdecznie każdemu kto mnie wspiera w moich życiowych problemach. Zarówno przy tych małych jak i większych. Prawdziwych i urojonych. Wiem, że za każdym nickiem tutaj stoi prawdziwy człowiek, który również ma mnóstwo swoich problemów. W końcu każdemu z nas trupy wysypują się z szafy. Dziękuje, że mnie wspieracie choć ja ostatnio jestem mało aktywna. Ledwo w sumie jestem w stanie pisać swoje wypociny i nie mam zwyczajnie siły śledzić co u Was. Przepraszam za to. Postaram się odwdzięczyć się tym samym.
Jeszcze raz dziękuje! Spokojnej nocy i miłego weekendu
34 notes · View notes
unkn0wncore · 7 months
Text
Wiecie, im dłużej siedzi się w tym gównie. Człowiek dopiero wtedy zaczyna rozumieć. Prawdziwie rozumieć. Doceniać starego siebie i wszystko wokół siebie, bo zaczyna się czuć, że zaraz się to skończy. Szczególnie kiedy człowiek decyduje się poddać. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że zacznę interesować się ”martwymi” artystami. Szczególnie postacią magika czy ogólnie starym polskim hip hopem XDD
23 notes · View notes
panikea · 1 year
Text
Opowieść o nauczycielu
„Był taki dzień, że stary człowiek spotkał młodego mężczyznę.
- Pamiętasz mnie? - zapytał młody koleżka.
- Nie – odpowiedział starzec.
- Byłem twoim uczniem.
- Co robisz teraz w życiu? – zapytał starzec uprzejmie, siedząc na ławce zlanej słońcem z kubkiem kawy w garści.
- Zostałem nauczycielem.
- Jak ja? – zdziwił się starzec.
- Jak Ty – wyznał młody mężczyzna. – Zainspirowałeś mnie – dodał. – Chciałem być taki jak Ty.
Starzec chciał się dowiedzieć, dlaczego ten zawodnik się na to zdecydował. W końcu pensja słaba, benefity jakieś są, ale też kiepskie, no i musisz się borykać z rodzicami co już w ogóle przypomina zjazd gołą dupą po drucie kolczastym (jprdl).
A poza tym wszyscy mówią, że cały czas robisz za mało, odpierdzielasz manianę etc.
- Pewnego dnia morda ode mnie z klasy, przyszedł z nowym zegarkiem. Strasznie się podjarałem. Ukradłem go – wyznał młody człowiek. - Ale ten zawodnik się zorientował, że go obrobiłem. I poskarżył nauczycielowi. Czyli Tobie.
Obróciłeś się do klasy i zapytałeś: ktoś ukradł temu chłopakowi zegarek? Ktokolwiek to zrobił, niech go zwróci.
Nie oddałem. Nie chciałem. To był naprawdę ładny zegarek.
Zamknąłeś wtedy drzwi i powiedziałeś, żebyśmy wstali i utworzyli krąg.
Miałeś przeszukiwać nam kieszenie. Jedną po drugiej.
Kazałeś nam jednak także zamknąć oczy.
Szukałeś. I oczywiście znalazłeś ten zegarek w mojej kieszeni. Mimo to minąłeś mnie bez słowa i dalej oglądałeś kiszenie innych.
Na koniec stwierdziłeś: otwórzcie oczy, mamy zegarek.
Nie doniosłaś na mnie. Nie skarciłeś mnie. Nigdy nie powiedziałeś, kto zajumał ten sprzęt. Tego dnia ocaliłeś moją godność. Ale to była jednocześnie najbardziej haniebna chwila w moim życiu.
Dzień, w którym się zawstydziłem. Dzień w którym zdecydowałem, że nie zostanę złodziejem, ani złym człowiekiem.
Zrozumiałem lekcję mistrzu. Otrzymałem twoją wiadomość wyraźnie.
Dzięki Tobie zrozumiałam, co powinien robić prawdziwy pedagog.
Pamięta pan ten epizod, profesorze?
Stary mężczyzna zastanowił się chwilę po czym odparł: tak. Ale nie pamiętałem ciebie, bo też zamknąłem oczy szukając.
To jest istota nauczania:
Jeśli aby kogoś poprawić i skorygować, musisz taką osobę upokorzyć; nie wiesz, jak uczyć”.
Piotr C. pokolenieikea.com na podstawie książki: The Wisdom Pot Emmanuela N. Mukanga.
76 notes · View notes
miskeit · 24 days
Text
Była to dziś noc prawdziwie bezsenna, kiedy to jeszcze pod sam koniec, w ciągu ostatnich dwóch godzin, człowiek przewraca się do wymuszonego, wydumanego snu, w którym senne marzenia już dawno nie są senne, a sam sen tym bardziej nie jest już prawdziwym snem.
— Franz Kafka
4 notes · View notes
chaos-i-inne-pietra · 2 months
Text
Czy czas leczy rany? Wątpię.
Czas raczej przyzwyczaja nas do życia z nimi. Każdy kto został skrzywdzony, skrywa w sobie wyrwy, które przypominają mu o najgorszych okresach życia. Tego nie można zapomnieć... można przemilczeć, przeczekać, wybaczyć lub udawać, że się nie pamięta, ale nie zapomnieć.
Każda blizna to nasza osobista historia o niewinności, którą wybiło z nas życie. Jednak te wszystkie bolesne doświadczenia niosą za sobą coś jeszcze... pozwalają nam dorosnąć. Zostawiają nam w życiu niepisany kodeks zasad, którymi się kierujemy w relacjach z drugą osobą. To dlatego (zazwyczaj) ludzie, którzy zostali mocno zranieni są bardziej lojalni, ponieważ nie chcą, aby ktoś cierpiał tak jak oni.
Czy teraz rozumiecie przy kim warto szukać dojrzałej i odpowiedzialnej miłości? Doświadczenia innych, rzadko traktowane są poważnie. Własne natomiast uczą życia.
Dlatego zaopiekuj się kimś kto został poraniony. Opatrz jego wszystkie lęki, przytul się do jego duszy, dotknij każdej blizny. Ten człowiek będzie potrafił Cię docenić, bo będzie wdzięczny po stokroć za spełnioną miłość, którą od Ciebie dostał. Będzie wierny, bo wie z jakim bólem wiąże zdrada. Będzie czuły, bo wie dokąd prowadzi oziębłość i obojętność. Będzie szczery, bo wie, że kłamstwo niszczy wszystko. Będzie się starał, bo nigdy nie będzie chciał Cię stracić.
Ale będzie też jak zgnieciona kartka, dlatego nie próbuj go zmieniać. Nie gładź, nie prostuj, tylko zaakceptuj go takim jakim jest - on nie wróci już do początkowego stanu, bo człowiek jak papier, nie zapomina. Po prostu o niego dbaj, aby go nie zniszczyć... i nie martw się na zapas, bo najlepsi ludzie to nie Ci, którzy wyglądają idealnie, a Ci prawdziwi i szczęśliwi!
A ideały?
Powiedzą Ci wszystko co chcesz usłyszeć. Chętnie obiecają, że zrobią wszystko, żeby Cię nie stracić, a później nie zrobią nic, żeby Cię zatrzymać... ba, nawet sami z Ciebie zrezygnują, bo wymiana na nowe, okaże się atrakcyjniejsza niż naprawianie tego co stare i poniszczone.
Przypomnij sobie i spójrz na swoje blizny.
Ty też je masz, aby wyciągnąć z nich wnioski.
Tumblr media
5 notes · View notes
ahosia3 · 10 months
Text
(...) prawdziwy związek zaczyna się po pierwszej poważnej kłótni. Do tego czasu to miesiąc miodowy. Człowiek nie ma pojęcia, czy coś jest mocne, dopóki tego nie przetestuje.
~Nicholas Sparks:"Najdłuższa podróż"
8 notes · View notes
martiove · 3 months
Text
Jeśli ktoś nie dostrzega podwójnej natury kobiety i traktuje ją powierzchownie, to czeka go wielkie zaskoczenie, bo kiedy [ukryta głęboko natura] wychyla się z głębi i zaczyna się domagać swoich praw, często okazuje się, że jej zainteresowania, uczucia i idee bardzo odbiegają od tych, które wyrażała wcześniej. [...] Kiedy kobieta zagląda w swą podwójną naturę, to tak jakby przyglądała się, badała, wsłuchiwała się w pozaświadome pokłady psychiki, zdumiewające ją swoją treścią i głęboką wartością. By prawdziwie kochać kobietę, partner musi pokochać także jej nieposkromioną naturę. Jednak jeśli kobieta wybierze sobie na partnera kogoś, kto nie może lub nie chce pokocha�� jej drugiego oblicza, to z pewnością w pewnym sensie "rozpadnie się na części", zostanie ułomna. Tak więc mężczyźni na równi z kobietami powinni nazywać po imieniu swe podwójne natury. Najcenniejszy kochanek, rodzic, przyjaciel [...] to człowiek, który pragnie poszukiwać głębokiej wiedzy. Ci, których to nie zachwyca, ci, których nie pociągają nowe idee i doświadczenia, nie posunął się dalej na swej drodze niż słup, przy którym w tej chwili odpoczywają.
Clarissa Pinkola Estés, Biegnąca z wilkami (s. 172-173 -> dalej jeszcze więcej)
3 notes · View notes
itsthereyoucanfeelit · 10 months
Photo
Tumblr media
My, ludzie.
My, ludzie, dzielimy się na trzy podstawowe płaszczyzny; ciało, umysł i duszę. To czy człowiek zna samego siebie, można ocenić po tym, czy potrafi odróżnić różnicę poszczególnych potrzeb dla poszczególnych elementów siebie. My, ludzie, odczuwamy potrzeby cały czas. Nie przestajemy wymagać od życia. Ciało ciągle nam mówi o tym, czego potrzebujemy - jedzenia, witamin, snu. Nasza fizyczna postać ciągle nam przypomina o tym, że istniejemy, to dzięki niej odczuwamy ból, bo przecież to tylko chemiczna reakcja na bodźce. My, ludzie, jesteśmy świadomi cały czas. Jedni trochę mniej, inni bardziej, ale wszyscy jesteśmy świadomymi istotami. Potrafimy myśleć, znów, tu niektórzy lepiej, inni gorzej, ale wszyscy myślimy.  Podejmujemy decyzje, na podstawie wbitych do głowy wartości przez nasze doświadczenia. Budujemy w głowie obraz moralności każdego czynu i słowa. My sami ustalamy, co według nas jest odpowiednie, a co nie. Bo przecież - czy ludzie, którzy nie dostaliby przykazań od swojej religii, nie postępowaliby według jakiegoś kodeksu? Zabijaliby się nawzajem, bo nikt im nie powiedział, że nie wolno? My ludzie, czasami jednak postępujemy wbrew siebie. W pewnym momencie życia pojawia się uczucie, które nie do końca rozumiemy. To ta potrzeba podjęcia decyzji, o której wiemy, że nie jest na miejscu. Decyzji, która nie jest zgodna z naszym kodeksem moralnym. Decyzji, o której kilka dni wcześniej nawet byśmy nie pomyśleli. A jednak, coś w nas mówi, że tak powinno być, chociaż logicznie podchodząc do tematu, już na etapie myślenia o tym, myśl ta powinna zostać zagłuszona przez logicznie myślącego człowieka. To moment, w którym nasza dusza podpowiada co zrobić.   My ludzie, mamy jeszcze jedno - brakujące ogniwo nie wymienione wcześniej. Serce. Często kierujemy się sercem, zaślepieni miłością, uczuciem, którego wcześniej nie dane nam było czuć, chociaż myśleliśmy, że przecież już kochałem. Patrząc szerzej, można porównać to uczucie z opisem tego o duszy. W takim razie, czy nasza dusza to nasze serce? Czy dusza skryta jest właśnie w nim? Czy rzeczywiście więc człowiek może znać samego siebie? Oczywiście, że nie. Nigdy nie wiesz, który Ty jest prawdziwy. Ten, kierujący się żądzą swego ciała, podążającym za swoimi ustalonymi w głowie celami, czy ten idący krok w krok za swoim sercem czy tym co podpowiada mu dusza. Tak naprawdę, nigdy się nie poznamy, ponieważ zostaliśmy źle skonstruowani. To tylko My, ludzie.
2 notes · View notes
cveasie · 10 months
Text
Nigdy nie byłam osobą mocno wierzącą - pojęciem zaświatów łączy się założenie o istnieniu duszy, a ta zawsze wydawała mi się obca, mimo że jej przebłyski obserwowuję przez całe swoje życie: widzę szczere uśmiechy, przysłuchuję się beztroskim rozmowom, szlochom, kłótniom. Starsza siostra kupuje braciszkowi loda. Mąż wręcza żonie kwiaty. Motyl trzepocze kolorowymi skrzydłami, kiedy siada na pulchnym palcu dziecka. Świat jest żywy. Świat zasługuje na duszę, na życie po śmierci. Rzecz w tym, że zaświaty nie są dla każdego. Ile bym dała, aby zobaczyć do nich wejście! Czasami się czuję jakbym była maszyną. Czuję przepływającą w moich żyłach krew. Jestem świadoma każdego mrugnięcia, każdego przełknięcia śliny. Narządy pełnią rolę trybików, razem tworząc w pełni zautomatyzowanego robota, który musi pełnić swoją rolę jako człowiek. Osoba. Pseudoduszyczka z pseudoemocjami. Pseudoosoba. Oszustka. Czuję. Czuję? Powiedziano mi, że mam czuć, także czuję, tak samo jak oddycham - mechanicznie. Odruchowo. Bezdusznie. Jestem uwięziona w cielistej skorupie, w końcu jedynie dusze trafiają do nieba. Może to trumna będzie moim niebem - pozbawionym ciągłego kręcenia się trybików, pozbawionym wyborów, pozbawionym świadomości. W końcu maszyny nigdy nie były prawdziwie żywe.
5 notes · View notes
wrazliwy-ktos · 2 years
Text
Cześć, chciałem poinformować, że zawieszam swojego bloga na jakiś czas. No może nie do końca, bo jeśli coś mnie bardzo zachwyci, to się tu pewnie czasami pojawi. Jak ktoś ma ochotę, to może też do mnie napisać.
Jeśli człowiek musi w swoim życiu coś długo dźwigać i walczyć ze swoimi słabościami i ograniczeniami, to jakby bardzo nie był silny, w pewnym momencie stopniowo traci siły i motywację do wszystkiego.
Chciałbym podziękować za każdego rebloga, polubienie i za tak dużą liczbę obserwujących. Sprawiało mi radość, że to co zamieszczam, podobało się też Wam. Poznałem też tutaj kilka fantastycznych osób, dziękuję za super rozmowy, miłe słowa i za to, że mieliście cierpliwość do takiego dziwnego ktosia, jak ja. 😀 Jeśli kogoś uraziłem, to przepraszam.
Nie potrafię wybrać ulubionego cytatu, byłoby ich pewnie kilkadziesiąt. Ale ten ostatni, reblogowany ponownie jest chyba najbardziej odpowiedni, bo jest częściowo prawdziwy o kimś, częściowo o marzeniach i częściowo o tym, czego nie zrobiłem.
Chciałbym podziękować kochanej Paulince, bo gdyby nie ona nigdy bym tu nie trafił. ❤
Jesteście fantastyczni, trzymajcie się! ❤
29 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Spuszczę się nad swoim partnerem, bo on jest... nie przestaje mnie zaskakiwać.
Wczoraj spędziłam sobie raneczek solo, naładowałam akumulatory introwertyka i poszłam karmić energię ekstrawertyka. Bo mimo wszystko obstaję przy tym, że jestem typem zrównoważonym - chociaż na tle mojej rojnej i bzyczącej na jednej kupce rodziny zdaję się być introwertyczna. Podobne wrażenie robię na tle rodziny mojego faceta. Jednak na tle moich przyjaciół z wyboru wciąż słyszę, że mam "tak dużo energii" i że jestem według nich ekstrawertyczką.
Słowem - potrzebuję tego i tamtego.
Na obiad dołączyłam do restauracji w której czekał już mój O. oraz jego mama i siostra. Odkryłam nowe miejsce i zjadłam pyyyyyyszny trzydaniowy zestaw (jak to ujęła siostra mojego partnera "o połowę tańszy restaurant week). Potem poszliśmy na spacer po mieście, aż na koncert gongów tybetańskich. Dosyć zabawna historia. Mieliśmy iść do muzeum, ale nie wiedzieliśmy jak się nam uda z wizytą u lekarza (mama mojego partnera przyjechała w sprawie kontroli i ewentualnej kwalifikacji do zabiegu), tym czasem wejściówki były na godziny. Pomysł z muzeum upadła, ale jego mama wyszukała koncert gongów tybetańskich. Na żadnym dotychczas nie była, a bardzo , ale to bardzo chciała się na taki udać.
I tu ta część zaskakująca: bo gongi tybetańskie to mój konik, ja jestem wielbicielką tego typu występów, próbuję się z O. (który też do wczoraj nie uczestniczył w takiej kąpieli w dźwięku) wybrać się na taki koncert od 3 miesięcy, ale albo zapominam, albo nie ma już miejsc xD
Tym czasem... podobno najbliższe kobiety z rodziny O. podczas lockdownu najpierw oddawały się długim spacerom, a potem w ramach głębokiego relaksu zamykały przed chłopakami w jednym pokoju, kładły się na łóżeczkach pod kocykiem i odsłuchiwały godzinnego koncertu mis i gongów z YT. Obiecywały sobie, że jak tylko pandemia się zakończy to udadzą się na prawdziwy koncert.
Co za zbieg okoliczności!
I dla mnie to jest podwójnie ciekawe, bo o tym, że "cały czas podczas pandemii miałyśmy z mamą taką rutynę" dowiedziałam się od zachwyconej wiadomością o gongach siostry mojego chłopaka. Natomiast w jego opowieściach "cały czas podczas pandemii miałem z mamą taką rutynę" obecne są zimowe wieczory z audiobookiem (jakimś kryminałem) i puzzlami układanymi w zasłuchaniu i przyjemnej obecności równie skupionej matki. Fajna ta ich mama! :D Przypomina mi moją mamę sprzed wylewu - ciekawa życia, ciekawa świata, otarta, mądra. Lubię ją (chociaż mam w sobie czujność - ale o tym później).
Byliśmy na spacerze. Zrobiliśmy 15 tysiecy kroków.
Dotarliśmy do miejsca koncertu.
Na miejscu okazało się, że będzie dla nas grała artystka, na której koncerty wielokrotnie chodziłam (w innym lokalu, który nie przetrwał pandemii). Znam ją i bardzo lubię sposób w jaki gra. Odczuwa się duży spokój. Mniej u niej jest wizji czy odczuć ze strony ciała, a więcej takiego wewnętrznego utulenia. Dobra osoba na odkrywanie magii gongów i mis tybetańskich.
Zajęliśmy miejsca, położyliśmy się na kocach, przykryliśmy się kocykami, które przynieśliśmy - mój O. miał na sobie żółtą bluzę, jeansy i żółte skarpetki. Do tego zabrałam dla niego z domu (bez planu, to przypadek) żółty kocyk. Położył się na poduszce, calutki na żółto, naciągnął na głowę kaptur bluzy, naciągnął troczki, tak, że materiał się zmarszczył wokół jego twarzy i się szeroko uśmiechał z zamkniętymi oczami czekając na koncert - wyglądał jak wielki, żółty sarkofag egipski- strasznie to było rozczulające i niedorzeczne. Wszystkie chichrałyśmy. :D Człowiek o wielkim apetycie na życie i entuzjazmie labradora :D
Kiedy dziewczyny się przygotowywały do koncertu - skakałam po sali robiąc zdjęcia moim towarzyszkom i instrumentom. Byłam podekscytowana i na jakiś dziwny sposób uspokojona, zadowolona, że mogę uczestniczyć w czymś SWOIM z nowymi ludźmi, którzy są tego "mojego" i "nowego" zarazem - ciekawi... :D
W ramach aromaterapii zostaliśmy kompozycję olejków zapachowych - neroli, cytryna i trawa cytrynowa. Dowiedziałam się czegoś super - aromat OLEJKU cytrynowego (w ogóle nawet posmarowanie skóry, skropienie jak perfumą) obniża poziom kortyzolu we krwi. Czyli robi coś co uważam za bardzo pożądaną rzecz - od podwyższonego kortyzolu mój nowotwór może rosnąć (tj. nie dosłownie, to skrót myślowy, to jak efekt domina - od kortyzolu się zaczyna, a na nowotworze kończy).
Kiedy leżeliśmy pachnący i zapakowani w koce jak ludzkie burito - rozpoczął się koncert. :D
Było cudownie. Leżałam przy ścianie, w pierwszym rzędzie, mając z boku mojego O., za nim leżała jego mama, a potem siostra. Wibracje pierwszych dźwięków rozedrgały powietrze, a ja bezwiednie wyciągnęłam rękę do O. A on do mnie. Zaskoczenie trochę, a trochę normalność. Trochę zwykłość tego, że on JEST dostępny fizycznie i emocjonalnie. a trochę niezwykłość tego, że JESTEM pierwszy raz na koncercie gongów, które tak ukochałam i PIERWSZY raz trzymam za rękę kogoś z kim jestem w związku i do kogo tyle czuję.
To było cudowne.
Przeleżeliśmy tak cały koncert - za ręce.
W trakcie koncertu raz odpłynęłam w sen, potem, gdy odezwały się złowieszczo gongi (Pan muzyk sam przyznał, że chyba przesadził - po koncercie większość ludzi uważała, że te dźwięki były tak groźne i intensywne, że ludzie myśleli o nalotach dywanowych, bombardowaniu i wojnie w Ukrainie, wszystkim od czego chcieli uciec idąc na ten koncert) - przebudziłam się i do końca byłam obecna. I zachwycona. I podziały się we mnie ciekawe rzeczy...
Jestem przed okresem - podczas kąpieli w dźwięku odczuwałam silnie bóle miesiączkowe. To było jak masaż. Ale też rozluźniło się moje podbrzusze, które jest zwykle spięte i świadome. W wyniku czego czułam nie tyle ogólny ból dołu ciała, a punktowy ból w jajniku. To nie był ten tempy ból przypominający implozję. To był bardziej ból w rodzaju siniaka - gdy pod kocem namacałam to miejsce to DOKŁADNIE w przestrzeni maksymalnie 2cmx2cm głęboko pod tkanką mięśniową mogłam namacać swój chory jajnik. Nie budziło to strachu (chociaż podczas koncertu strach czułam i czuję ciągle), a przede wszystkim taką chęć utulenia i pocieszenia siebie, tego chorego ciała i swojego wewnętrznego dziecka - że to okay się bać, ale ja, dorosła, odpowiedzialna TUTAJ JESTEM i zrobię wszystko by było okay. By było zdrowiej...
I nie jestem pewna czy te myśli były tak klarowne? Czy to było bardziej uczucie? Potrzeba dokonania gestu tulenia?
Czy jeszcze na to wszystko wpływu nie miało właśnie wyobrażenie "przytulania wewnętrznego dziecka" ....?
Nie wiem.
Bo chyba się zdrzemnęłam. Albo miałam wizję. Albo mój mózg wszedł w fazę halucynacji... Nie wiem. Po prostu jak we śnie, byłam w tej sali w której leżałam, ale dopiero czekałam na koncert. Siedziałam na posłaniu pod ścianą, w pierwszym rzędzie, przykryta wełnianym kocem patrząc na krzątających się przy rozstawionych instrumentach muzyków i nagle słyszę od drzwi dziecięcy głosik córeczki mojej kuzynki - mała wykrzykuje moje imię. Nie mówi do mnie "ciociu", nigdy. Kuzynka woli, aby dzieci mówiły do wszystkich po imieniu. Kiedy wydawało mi się, że to może być dziwne (sama jestem przyzwyczajona do cioć, wujków itp), ale w ustach malutkiej dziewczynki nigdy nie było to dziwne ani niewłaściwe, aby mówiła do mnie po imieniu. Zawsze jest w tym szacunek i z mojej strony też - szacunek dla niej.
W tej wizji się odwracam do małej, do drzwi, gdzie swoi przy swojej mamie. Cieszę się, że widzę je obydwie. Bardzo dużo ciepła czuję patrząc na nie. Rozwieram szeroko ramiona, a mała do mnie biegnie. Mogłaby wpaść na mnie z impetem, a ona zawsze tak delikatnie, jak pióreczko się oplata o moją szyję - oczywiście jeżeli akurat ma tyle odwagi by podejść, to też u niej zależy od humoru. I od mojego humoru - bo ja niezbyt przepadam za dziećmi, chociaż ta mała jest całkiem wyjątkiem... A tym razem, w tym moim śnie/wizji przybiegła. Wplątała się w moje włosy - którymi zawsze lubi się bawić. Delikatnie gładzi końcówki. Siedziałam po turecku, a ona siedziała w koszyku moich nóg, oparta pleckami o moje piersi. I czułam spokój, szczęście, wiosnę i ból jajnika. I nagle nie siedziałam już w sali koncertu gongów, a na wale. Na wale porośniętym świeżą trawa, na rześkim wiosennym powietrzu, pod kwitnącą wiśnią. Przez różowe korony przebijały się okienka słonka, ale też konary chroniły od chłodnego wiatru. Mała dziewczynka opowiadała mi coś spod podczas gdy obydwie zaplatałyśmy sznurek ze świeżo zerwanej trawy. Opierałam głowę na jej główce. Wtedy dosiadł się do mnie mój tata. Ubrany w okropny sweter, który pamiętam z dzieciństwa. Tata o buszu białych włosów. I tak siedzimy. W spokoju świadomi niespokojnych czasów. Trzy pokolenia.
. . .
Dokończę, bo wczoraj mi przerwano.
:P
Wizja dotycząca dziecka i bliskości z tatą, bliskości z maluchem, ze swoim własnym ciałem... to wszystko razem dało mi rozczulenie.
Gdy podczas koncertu przewróciłam się na bok, twarzą do O. on również się przewrócił do mnie. Cały czas trzymaliśmy się za ręce. Nie było to rozpaczliwe czy ekscytujące. Było to spokojne. Jego obecność jest uspokajająca.
Jestem tak szczęśliwa tym, jakiego fajnego partnera w nim znajduję.
:D
Po gongach, w tym przypływie chęci utulenia przytuliliśmy się mocno. Potem inni uczestnicy koncertu dzielili się swoimi przeżyciami i odczuciami z ciała.
A po koncercie wróciliśmy do domu O. i jego siostry by zagrać w grę planszową kryminalną.
Na wieczór - wróciłam do domu.
Wykąpałam się - jakaś taka lekka na duszy.
I kładąc się do łóżka odczytałam SMSa od niego: to prywatna wiadomość i chcę, aby pozostała prywatna. Po prostu zachwyca mnie, że on to WSZYSTKO czuje tak podobnie do mnie. Po prostu chciał okazać wdzięczność za moją obecność, za cudowny dzień, za trzymanie jego ręki podczas jego pierwszego koncertu gongów tybetańskich, za to, że szanuję i lubię czas spędzany z jego bliskimi na swoich warunkach, że go wspieram.
I kurcze.
Nie mogę sie tym człowiekiem przestać zachwycać.
Cały czas się obawiam, że to zbyt piękne by było prawdziwe - że on albo udaje, ale zakochanie zaćmiewa mu pełny obraz mnie. Że zniknie niebawem, bo t o zbyt nierealne by było nam tak fajnie razem. Może tak być, chociaż w racjonalnej rozmowie zdaje się naprawdę dostrzegać moje wady (oprócz zalet).
Cieszę się tym czasem, który jest nam dany.
3 notes · View notes
bejmele · 23 days
Text
Kilka lat temu kupiłem stare wydanie Marka Aureliusza z dedykacją: «Niech będzie Ci on przyjacielem w trudnych chwilach i niech podtrzymuje Cię tak, jak podtrzymywał mnie». Nie znam piękniejszej pochwały książki niż ów «przyjaciel w trudnych chwilach».
Na dłuższą metę tolerancja rodzi więcej zła aniżeli nietolerancja — na tym polega prawdziwy dramat historii. Jeśli ta teza jest słuszna, to nie ma poważniejszego oskarżenia, jakie można postawić człowiekowi. W stanie naturalnym człowiek podlegał prawu codziennej walki o byt. Żył w ciągłej niepewności, zawsze czujny, bez wytchnienia, bez możliwości wymknięcia się strachowi — nie o przyszłość, lecz o jutro. Był okrutnym, przebiegłym wojownikiem, który nie mógł pozwolić sobie na luksus spokojnego zasypiania. Otóż z tego ściganego zwierzęcia zrobiono funkcjonariusza i wsadzono go do klatki, w której nie trapią go już żadne troski ani niepokoje. To nie jest normalne. Kiedyś klatka się rozleci, a zwierzę odzyska dawną wolność, dawne, zdrowe trwogi.
Lato to okres wielkich niemożności. Słońce jest dostarczycielem czarnych myśli. Nic tak nie skłania do melancholii jak krajobraz unicestwiony przez światło. Unikać lata jak zarazy.
Ważne jest nie to, co inni o nas myślą, lecz co sami myślimy o sobie w głębi swego jestestwa. Gdybyśmy mieli dla siebie szczery, prawdziwy szacunek, wszyscy śmiertelnicy mogliby na nas napluć i nawet byśmy tego nie spostrzegli. Trudność polega jednak na zdobyciu mocnego przeświadczenia, że nasze dobre wyobrażenie o sobie odpowiada temu, które ma o nas Bóg.
Codziennie to samo nieszczęście: nie umiem być panem własnych nerwów, tj. w ostatecznym rozrachunku być świadkiem tryumfu nad samym sobą.
Niemal wszystkie nasze udręki płyną stąd, że zajmujemy się tym, co nas nie dotyczy. Jest prawie pewne, że tylko kret zdołał wypracować skuteczną formułę pędzenia życia.
Mądrość to być może wynalazek narodów popędliwych, okrutnych. Japończycy przylgnęli do zenu jako do antidotum i balustrady; ujrzeli w nim oręż przeciwko samym sobie, remedium wypracowane przez ich charakter, a mające ich chronić przed własnymi ekscesami.
Oznaką świadczącą o tym, że lubię jakiś utwór muzyczny, że przemawia on do czegoś najbardziej we mnie ukrytego, jest ochota zgaszenia światła, gdy go słucham nocą, albo spuszczenia żaluzji, gdy jest dzień. To tak, jakbym słuchał tej muzyki w grobie. Właśnie w ten sposób zwykle słucham Bacha — tego mojego najwierniejszego od tylu lat towarzysza.
Kobiety mają jakąś bezpośredniość, jakiś specyficzny ton, którego mężczyźni nie potrafią sobie przyswoić, nie popadając w sztuczność.
Jestem naturą z gruntu niewierzącą i z gruntu religijną.
Przez całe życie chciałem być kimś innym — Hiszpanem, Rosjaninem, Niemcem, kanibalem — wszystkim, tylko nie tym, kim jestem. Wiecznie zbuntowany przeciwko własnemu losowi, przeciwko narodzinom. To szaleńcze pragnienie bycia różnym od tego, czym się jest, przyjęcia — w teorii — wszelkiej innej kondycji, byle nie własnej.
Zauważyłem, że nie jestem zdolny porozumieć się z nikim noszącym piętno Uniwersytetu. Z chwilą, gdy odkryję w czyjejś umysłowości najmniejszy bodaj pierwiastek dydaktyczny, uznaję, że nie warto kontynuować z nim rozmowy. Wolę już dyletantów, którzy są przynajmniej zabawni. Poza tym jako maniak lektury nie czuję potrzeby uczenia się drogą konwersacji; jest ona dla mnie tylko rozrywką, niczym więcej. Biada tym, którzy pragną mnie uczyć! Wolę iść na obiad z człowiekiem światowym niż ze specjalistą.
Spotkałem E[ugene’a], który mówi mi, że nie lubi wsi i że jest człowiekiem miasta: «To mój aspekt żydowsko-baudelaire’owski» — stwierdza.
Pada deszcz. Ten regularny szum w ciszy nocy ma w sobie coś nadprzyrodzonego.
Pisałem o tym często w tych zeszytach, a nawet w swoich książkach, ale powracam do tego, bo jest to tak bardzo prawdziwe. Nieszczęście przepowiedziane, gdy wreszcie przychodzi, jest dziesięć, jest sto razy cięższe do zniesienia od nieszczęścia nieoczekiwanego. Przez cały czas trwania naszych obaw przeżywaliśmy to nieszczęście już naprzód; gdy więc wreszcie się wyłania, przeszłe udręki dołączają do obecnych, tworząc masę o ciężarze nie do zniesienia.
0 notes
niebooooo · 1 month
Text
Czuję sie jak w pułapce, szukam wyjścia i ciągle nie mogę go znaleźć
Szukam na oślep jakiegokolwiek rozwiązania, jakieś nitki ratunku, pomocy...
Jak jeden człowiek może mieć taki wpływ  na mnie, na moje życie, na moje wszystko. Jak rozmowa z nim może stać się tlenem do życia, do istnienia tu i teraz... To jest straszne... To jest takie prawdziwe...
To co usłyszałam wczoraj, po raz kolejny pokazało mi, że miłość może być czymś złym... Ale przecież to jest miłość, ona nie może być zła... 
I te myśli, te ciągłe myśli o tym gadaniu, o tym ocenianiu, o tym że mogłam zachować się inaczej, wszystko mogłam... A zrobiłam to co zawsze, poddałam się Tobie... Kurwa!!! Jaki Ty masz na mnie wpływ... Jedno słowo, gest... I mnie już nie ma, jesteś tylko Ty...
To jest złe 
I mimo, że to wiem, wiem jak mnie to niszczy... Nie potrafię z Ciebie zrezygnować, zapomnieć... I odejść od Ciebie... Nie potrafię 
Bo te krótkie chwile szczęścia, które przeżywam z Tobą, przeżywam dzięki Tobie są warte wszystkiego, każdej łzy, każdego bólu i każdego słowa, które będą o nas mówić. Nigdy nie miałam szczęścia, zawsze mijało mnie i już do tego przywykłam, trudno, tak po prostu jest. I dlatego nie odbiorę sobie tej jednej rzeczy, dzięki której jestem szczęśliwa, może nie zawsze, może czasami na krótko ale mam to szczęście... 
I Twoje podziękowania, i że to do mnie zadzwonisz o 6:43 zapytać się o zapalniczkę, i że to mnie zatrzymasz w swoim pokoju, i to mi podziękujesz kolejny i kolejny raz,i że zadzwonisz do mnie zawsze gdy dostaniesz ode mnie sms z taką prośba, i że wkurzysz się na to co gadali o nas, co gadają o mnie, i że zapewnisz mnie, że tak nie było, mimo że było, i że znowu nawzajem się oszukamy, że jest inaczej, że to normalne choć normalne nie jest, i że nikt nie będzie nam mówił co nam wolno a co nie
I że zadzwonisz do mnie po 2h upewnić się czy już to przetrawiłam... Bo znasz mnie i wiesz, że obwiniam się za to i przeżywam to tak bardzo...i znowu zapewnisz mnie, że to my wyznaczamy zasady i nieraz je naginamy... Bo wiemy, że możemy... Że chcemy je naginać i wiemy jakie mogą być konsekwencje naszych działań... mimo,że są pewne tematy, o których nie mówimy... One są, istnieją i określają nas i to co nas łączy...
I mogę być zazdrosna, wkurzać się na Ciebie, płakać, śmiać się i dziękować... 
Bo wiem, że finalnie i tak wrócisz do mnie i do tego dziwnego czegoś co jest między nami. Zawsze do mnie wracasz. 
A wiesz dlaczego?
Jesteś od tego uzależniony tak samo jak ja, tylko każde z nas z trochę innego powodu...
Ty, nie masz drugiej takiej osoby, która umie Cię tak słuchać, być zawsze gdy jej potrzebujesz, rozumie Ciebie,rozumie Twoje pasje i twój problem, pomoże w każdej sytuacji, do której masz pełne zaufanie, która akceptuje Twoje wady i co najważniejsze nigdy nie chciała Ciebie zmienić... Bo ta osoba.. Zakochała się w Tobie właśnie przez te wszystkie wady i ułomności, zakochała się w zwykłym chłopaku, który ma fioła na punkcie * i *, poczuciem humoru dorównuje do tak lubianego przez nas Paczesia, ma piękny uśmiech i prawdziwe, szczere oczy... Dobre oczy... Bo to właśnie w Tobie, ta osoba zakochała się pierwszy raz w swoim życiu, tak szczerze, tak prawdziwie... I ta osoba, czyli Ja wie, że z czym by się do Ciebie nie zwróciła Ty jej nie zostawisz, nie opuścisz... Ty jej pomożesz, i to najlepiej jak potrafisz...
Bo tak samo jak jej, Tobie zależy na jej szczęściu 
Taka jest prawda i tak to życie wyglądać będzie, czy z osądami czy bez nich... 
Mimo tego wszystkiego... Warto, warto to mieć 
To wszystko co jest NASZE *
Warto 
0 notes
miskeit · 22 days
Text
Na dłuższą metę tolerancja rodzi więcej zła aniżeli nietolerancja — na tym polega prawdziwy dramat historii. Jeśli ta teza jest słuszna, to nie ma poważniejszego oskarżenia, jakie można postawić człowiekowi. W stanie naturalnym człowiek podlegał prawu codziennej walki o byt. Żył w ciągłej niepewności, zawsze czujny, bez wytchnienia, bez możliwości wymknięcia się strachowi — nie o przyszłość, lecz o jutro. Był okrutnym, przebiegłym wojownikiem, który nie mógł pozwolić sobie na luksus spokojnego zasypiania. Otóż z tego ściganego zwierzęcia zrobiono funkcjonariusza i wsadzono go do klatki, w której nie trapią go już żadne troski ani niepokoje. To nie jest normalne. Kiedyś klatka się rozleci, a zwierzę odzyska dawną wolność, dawne, zdrowe trwogi.
— Emil Cioran
0 notes