Tumgik
#pozytywy
seba-aka-artist · 1 year
Text
Chciałbym wam polecić coś naprawdę wartego sprawdzenia, co może przydać się każdemu. Mam na myśli podcast mojej przyjaciółki Angeliki, z którym właśnie niedawno wystartowała. Jest on na podstawie moich felietonów, dokładniej jest ich interpretacją, stanowi ich rozwinięcie. Stanowi źródło inspiracji i pozytywnej energii. Nowych punktów widzenia i perspektyw. Więc jako że tworzy go moja przyjaciółka, jak i jest na podstawie mojej twórczości, mogę wam go z całego serca polecić bo wiem że jest bardzo dobry, jak i wiem że z czasem będzie jeszcze lepszy, więc warto sprawdzić i brać udział w tej historii od samego początku i obserwować rozwój podcastu 👌
Zamieszczam tu link do Spotify:
2 notes · View notes
d3adwannab3 · 30 days
Text
VENT.
Brakuje mi dzieciństwa.
Kiedy miałam gdzieś swoją wagę, urodę, osobowość, niedoskonałości i opinie innych.
Kiedy miałam idealną sylwetkę, mordę, i zachowanie kompletnie nie starając się.
Kiedy w każdym momencie mojego życia, chodźby się całe zawaliło, umiałam znaleźć pozytywy sytuacji lub chociaż kogoś do wspierania mnie.
Życie było tak cholernie magiczne
10 notes · View notes
drifftingg · 1 month
Text
bieganie dayu1
Jestem spaślakiem prosiakiem chrumczakiem pruszakiem gruszkakaiem karakakiem
masakra motylkoni jaki jestem ulanym ulańcem ulaniusem
mega najświńszy najkrówszy z was...
i dlatego wlasnie zaliczyłem dzisiejsze zapowiedziane bieganie - 4km 29min poszlo świetnie jak na pierwszy raz - tzn przebiegłem tak samo długą trasę jak przed przerwą w ruchu (bieganiu i cwiczeniach) oraz czasowo 8min gorzej niż moj czas najlepszy.
gdy biegam jestem jak z teledysku o anie bieganie jest najbardziej ana core jak tylko można moim zdaniem
mam nadzieje ze ktoś z waas przeczyta tego posta i odmieni swoje motylkowanie na lepsze dzieki ruchowi - bede postowal codziennie o moich codziennych bieganiu i cwiczeniach na macie aby was motywować - dodatkowo będzie widac postępy, wzrost samopoczucia i inne pozytywy które bede opisywal - i finalnie najwazniejsze na koniec - bede postowal o zrzuconych kilogramach a jest z czego zrzucac bo jestem GIGA PROSIAKIEM ULAŃCEM TLUSCIOCHEM NAJKRÓWSZYM
9 notes · View notes
skelemouze · 3 months
Text
✣ 09.01.2024 ✣
Tumblr media
zjedzone: 320
spalone: 820
bilans: -500
Dzień na luzie. We wtorki mamy tylko dwie i pół godziny matmy i do domu, plus lunch który trwa trzy kwadranse. Niby spoko bo nie muszę się męczyć w szkole, ale za to męczę się w domu. Dziś jednak było okej. Pierwszy posiłek był o trzeciej. Pieczywo chrupkie z takim ziołowym serkiem topionym. Kolacja była o wpół do ósmej; zwykły snack pot. Lubię te kubeczki bo często mam ochotę na coś bardziej konkretnego niż gotowane jajka, warzywa czy jogurty.
Jutro terapia, chyba pierwszy raz od miesiąca. Jutro zobaczę moją psycholożkę która była na chorobowym przez dwa miesiące. Jeśli nie to dalej będę zmuszony gadać z tym ich całym "food-teamem" od leczenia zaburzeń. Chciałbym żeby już się odczepili. Mam ciekawsze rzeczy na głowie, na przykład moja kochana przyjaciółka. A raczej była, bo w październiku zeszłego roku dekada przyjaźni poszła się jebać. Dalej o niej myślę i kocham ją całym sercem. Obwiniam się ostro za wszystko. Najbardziej za to że ona też popadła w zaburzenia. Co prawda miała już swoje "dziwactwa" hen, hen wcześniej, ale to co podobno dzieje się teraz jest nie do pomyślenia. Zrobiłbym dla niej wszystko, wybaczyłbym cokolwiek, udał że nic się nie stało, spojrzałbym jedynie na pozytywy. Dalej rozmyślam, i o niej i o nas. Naprawdę kocham ją jak siostrę. Choć ta przyjaźń nie była jakkolwiek szczera, ubolewam nad tym że nigdy już nie poczuję takiej więzi czy przywiązania do drugiej osoby. Można powiedzieć że jestem jeszcze młody, całe życie przede mną, ale niektórych osób się zwyczajnie nie zapomina.
No nic, zakończę to wylewanie serca... chudej nocy motylki. ʚїɞ
8 notes · View notes
sk1nnycat · 5 months
Text
(INSPIROWALAM SIE @matka0bosza sorki ale zmotywowalo mnie bardzo twoje :'3)
30 kg
- kazdy uwaza ze jestes mala i slodka
- nie masz drugiego podbrodka
- przerwa pomiędzy udami
- jak siedzisz to nic ci sie nie rozlewa ;)
- wszyscy sie "ciesza" gdy jesz
- komplementy
- podobasz sie sobie
- samoocena ci wzrasta!!
- jakbys miala jeszcze najlepsze wyniki w nauce to naprawdę bylabys najlepsza
- kazdy by na ciebie zwracal uwage (kocham atencje)
- piękna wigilia i święta!!
- jezeli masz grube puszace sie wlosy to jak ci polowa odpadnie to beda ladne, i przylegajace(chude)
- same plusy
- nagle kazdy by cie lubil
- ladnie bys wygladala na zdjeciach
- stracisz tluszcz z twarzy
- będziesz widzieć swoje male i slodkie kosteczki
- gdy inni piją jakies wysoko kaloryczne gowna to ty sobie pijesz wodę czy jakiś napój zero :3
- nie wazne co zrobisz.Bedziesz wyglądać słodko!!
- będzie mógł cię ktoś wkoncu podnieść
Widzisz? Same pozytywy
a ty nadal wolisz żreć te frytki..
7 notes · View notes
xentropiax · 3 months
Text
No. 19
No i życie.
Wydarza się, zupełnie niespodziewanie. Rzeczy, o których nie myślałoby się jeszcze 2 tygodnie temu, dziś są rzeczywistością.
Byliśmy ze sobą ponad pięć lat, byliśmy zaręczeni. Od wczoraj każde z nas będzie kroczyć już osobno.
Nie spodziewałam się. Tak naprawdę nic konkretnego się nie wydarzyło, nic co mogłoby ten związek przekreślić. A może wydarzyło się coś, z jego strony, wygasło uczucie i tyle. Choć jak to rozumieć, skoro jeszcze kilka dni wcześniej chce o to walczyć, obiecuje, że wróci na terapię i wciska mi na palec pierścionek zaręczynowy. Mija ledwie kilka dni i już nie może, idzie szukać mieszkań, sprawa kończy się.
Nie jestem typem, który będzie błagał. Nie błagałam więc. Prosiłam, by ułożył się ze swoimi demonami w swojej głowie, by siebie nie odpuszczał, by walczył o wszystko to, na czym mu zależy, by odnalazł siebie, by wrócił na terapię tak, czy tak i by zrobił wszystko, co w jego mocy, by być szczęśliwym. By wiedział, że jest ktoś, kto go kocha. Bo ja wciąż kocham. Uważam, że wszystko co było w jego głowie, co dalej tam jest, co jest czarne i straszne, co sprawia, że on nie wie właściwie, dlaczego jest nieszczęśliwy i nie wie, co w naszej relacji jest nie tak, to kwestia głębokiego zagubienia i choroby. I wiem też, że da się to poukładać i posprzątać. Ale już beze mnie u boku. Tę ścieżkę będzie musiał pokonać sam. I mam nadzieję, że sobie na niej poradzi.
Był taki moment, że bałam się bardziej już nie o to, co dalej i że właśnie kończy się nasz związek, ale o to, że on sobie coś zrobi. Nikogo jednak na siłę nie da się zatrzymać. Nie da się zmusić do kochania bardziej, jeśli coś się zmieniło.
Teraz szara rzeczywistość - może wyprowadzi się do końca w przyszłym tygodniu, ja muszę przepisać umowę na siebie, poogarniać rzeczy typu Internet, ubezpieczenie medyczne. I tak kawałek po kawałku, zniknie z mojego życia. Może pozna kogoś innego. Może ułoży się ze sobą w środku. Może będzie miał dobre życie.
A ja? Cóż, biała ściana przede mną. Sinusoida uczuć, raz dobrze, bo jak w każdej dużej zmianie życiowej są też jakieś pozytywy. Mam wokół siebie sieć wsparcia, umiem sobie dużo rzeczy w głowie ogarnąć, ja przetrwam i będę żyła dalej i nie odpuszczę. Ja sobie dam radę. "Przestoję" to, jak mawia moja przyjaciółka. Nie powali mnie to na kolana, nie ugnę się.
Ale co w przyszłości, to nie wiem. Zawsze wyobrażałam sobie swoje życie z kimś u boku, wydaje mi się, że wtedy kwitnę, że w partnerstwie jest jakieś moje powołanie. Co z moją przyszłością, gdzie ukierunkować swoje życie, na czym się skupić teraz - nie wiem. Na razie jest trochę pustki - w tym, że tak duży i ważny etap w moim życiu się skończył, ale też zwykłej, codziennej. Po pięciu latach bycia razem nieswojo się czuję, gdy nie słyszę Jego krzątaniny, gdy nie ma po prostu cudzej obecności, oddechu, ciepła drugiego ciała.
A ja tej czułości i ciepła tak potrzebuję, tak jestem jej spragniona. Szczególnie teraz, gdy wokół zimno, gdy chłód wlewa się do mojego ciała.
Zostałyśmy we dwie, ja i moja kotka, małe puchate słoneczko w pochmurny dzień.
6 notes · View notes
happyg-olucky · 2 months
Text
Dziś byłam też w szkole na tzw. spotkaniu trójstronnym , czyli wychowawca - dziecko -rodzic. Taka praktyka u nas w szkole.
Bardzo pozytywnie. I wychowawczyni i wspomagająca bardzo wychwalały Mikołaja, że świetnie sobie radzi, że duże postępy zrobil itp. no same pozytywy. Że bardzo aktywny, koleżeński, zawsze przygotowany, mega postęp w tempie pracy i samodzielności, ze sprawdzianów i kartkówek piątki i szóstki, i chyba jedna czwórka.
Ale żeby nie było za fajnie odebrałam też papiery podsumowujące rewalidację z pierwszego semestru i tam z jednych zajęć od babki, która uwaga była jego wspomagająca w ubiegłym roku a gdyby poszedł dalej byłaby jego wychowawczynią, zupełnie coś innego niż mówi obecny wychowawca. Niemal nic dobrego. Odwrotnie niż to co mówią aktualne nauczycielki uczące go w klasie. I teraz się zastanawiam skąd to się bierze? Taki rozdźwięk w postrzeganiu i ocenie dziecka i jego postępów. o co chodzi. No bo przecież oceny że sprawdzianów są czymś jednak wymiernym , nie są opinia o dziecku. Poprosiłam o komentarz wychowawczynie i wspomagająca, bo mnie to gniecie. I jeszcze refleksja, jaka on miał szansę w ubiegłym roku na sukces z takim podejściem nauczycielki???
5 notes · View notes
seba-aka-artist · 2 years
Text
Nie będzie lepiej jeśli będzie nadal jak jest a inaczej może być tylko wraz ze zmianami.
_s.e.b.a_aka_artist_
4 notes · View notes
lekkotakworld · 2 years
Text
Tumblr media
Uprzedzam, to będzie długi post. Dziękuję każdemu, kto to przeczyta. Przede wszystkim dziękuję każdemu za to, że tutaj jest.
Co się zmieniło? Ano, zmieniło się wiele. Sierpień to jedna wielka sinusoida, która zakończyła się definitywnym RECOVERY. Ale zacznijmy od początku.
Tumblr media
Miesiąc zaczęłam dość mocno i depresyjnie. Mój stan psychiczny sięgał dna już praktycznie codziennie. Odreagowywalam jedzeniem, co za tym szło, wymiotami. Opychalam się, rzygałam, płakałam, dreczyly mnie wyrzuty i problemy z wypróżnianiem. Było mega źle. Nie ukrywam, myślałam, że już sobie nie poradzę. Nie chciałam też pomocy. Wraz z początkiem miesiąca pojechałam na ponad tydzień do mojego dziadka, dla którego jestem takim oczkiem w głowie, w końcu najstarsza wnuczka. Pobyt u dziadka był dla mnie zbawieniem, odpoczęłam od sytuacji w domu, zrobiłam trochę dla siebie. Jednak nawet tam znalazły się sytuację, które wywołały we mnie ogromny stres, nazbieranie się emocji głównie tych negatywnych.. Nie mogłam już na siebie patrzeć, chciałam jeść mniej, a jadłam więcej i tylko się dobijałam bardziej.
Pobyt u dziadka zakończył się jeszcze wizytą u babci. Tam były moje ukochane pierogi ze śliwkami. Nie wiem ile ich wtedy zjadłam, byłam w takim amoku, jadłam choć czułam, że już nie zmieszczę więcej, ale jadłam. Wróciłam do domu. Zwymiotowałam ile dałam radę.. Później płakałam. Próbowałam rozmawiać z chłopakiem. Powiedział wprost, że nie daje już sobie ze mną rady, że ma dosyć moich akcji, mojego stanu, że tylko sama się wyniszczam psychicznie i fizycznie. On za nic nie może zrozumieć jak działa moja głowa.. W tym momencie powiedziałam KONIEC, koniec oszukiwania samej siebie.
Tumblr media
Pamiętam jak napisałam tutaj, że nie będę się ważyć, że chce odpocząć. Wytrzymałam dwa dni chyba. Później utworzyłam stronę w swoim dzienniku, gdzie codziennie pisałam ile ważę rano, ile jem, spalam itd. I mimo, że wam tu nie podawałam wagi, udawałam, że nie wiem ile ważę, to wiedziałam. Potrzebowałam przez kilka dni pobyć sama ze sobą, samej sobie przyznawać się jak jest naprawdę i z nikim się tym nie dzielić. I wiecie, że chyba tu nastąpił przełom?
Postanowiłam zawalczyć o siebie i mój związek. Mój chłopak jest jedyną osobą w moim życiu, której boję się stracić, boję się, że bez niego już z niczym sobie nie poradzę.. Jest dla mnie najważniejszą osobą jaką posiadam. I tak walczę, widzę, że on też się cieszy, widzi, że jest już ze mną naprawdę dużo lepiej, widzi, że walczę, a walczę dla nas i dla siebie.
Na ten moment jest u mnie zdecydowanie lepiej. Radzę sobie tyle na ile potrafię, staram się nie gromadzić w sobie zbyt wielu emocji. Staram się też nie przyjmować wszystkiego zbyt mocno do siebie. Zaczęłam odnajdywać we wszystkim pozytywy, nagle okazuje się, że życie jest naprawdę cudowne i cieszy mnie każdy dzień! Czy jest idealnie? Oczywiście, że nie. Dalej się potykam, ale zbieram się dużo szybciej. Bardzo zmieniło się moje myślenie, moje nastawienie. Każdego dnia uczę się akceptować siebie i mogę przyznać, że naprawdę zaczynam siebie lubić i doceniać to co robię. Dziękuję samej sobie za każdy przeżyty dzień, za każdy nawet najmniejszy sukces.
Tumblr media
Najważniejsze osiągnięcia i sukcesy
Spadek wagi w zdrowy sposób
Mniej wyrzutów po jedzeniu
Ponad 3 tygodnie bez wymiotów!!!!
W miarę możliwości słuchanie swojego organizmu
Odstawienie słodyczy, opanowanie chęci na nie
Powrót do gotowania, które znów sprawia mi przyjemność
Upieczenie pięknego i co ważniejsze pysznego torta na urodziny mojej mamy
Czerpanie przyjemności z aktywności fizycznej, a nie tylko ze względu na spalone kalorie
Polubienie siebie w takim stanie, w jakim jestem
Poprawa relacji z bliskimi mi osobami
Prowadzenie dziennika i przelewanie najgorszych myśli na papier, co pozwala na rozładowanie emocji i bycie szczerym ze samym sobą
Uporządkowanie myśli
Zmiana nastawienia w ciągu dnia, wstawanie z dobrym nastawieniem, przez co w ciągu dnia naprawdę mi się CHCE
Unikanie sytuacji stresujących i z negatywnym działaniem na mnie lub radzenie sobie z nimi, wyłączając z tego napady na jedzenie
Uczę się odpoczywać, nie przepracowywać się
Wysypiam się
Powrót do rysowania i tworzenia oraz czytania książek
Powrót do dbania o włosy
Nosiłam sukienkę, czy krótkie spodnie i nawet się sobie podobałam!!
Byłam na basenie!!!
Kupiłam wymarzone buty, na które ciężko pracowałam w lipcu
WAGA
Tumblr media
Jadłam różnie. Jednak po tych wszystkich przygodach przyjmuje utrzymywanie deficytu ok. 1800 kcal, jem jak jestem głodna, jem mniejszymi porcjami. Stosuje zasadę jedzenia między 8 a 17. Ograniczam słodycze do maksimum. Czekolada w szczególności poszła w odstawkę. Jem dużo owoców i jogurtów.
Czy spadek niecałych 2 kg na miesiąc jest Okej? Myślę, że jak najbardziej. Ha! Gdybym nie zawaliła tyle razy, to zapewne ten spadek byłby dużo większy. Ale no, mówi się trudno i idzie się dalej. Wolę mieć zdrową głowę niż niższe cyferki na wadze.
Tumblr media
Ale co najważniejsze, jestem sama z siebie niesamowicie dumna! Myślę, że zrobiłam ogromny krok naprzód.
Z tego miejsca chce bardzo podziękować osobom, które cały czas tutaj są, wspierali mnie i wspierają dalej. Naprawdę cieszę się, że was poznałam chociaż tam internetowo - @pozarta @letycja @tomek224 @wiking0 @nekoshy @za-duzo @anoreksjopierdolsie @aofijee i wiele innych, których już nawet nazw nie pamiętam 😭 Dziękuję wam!! ❤️ Bez was pewnie dalej tkwilabym w tym bagnie i nie potrafiła się z niego wydostać. Dziękuję za wszelkie wsparcie jakie od was dostałam, za wszystkie rady, komentarze, nawet jeżeli były dobitne, wszystko to było mi bardzo potrzebne. Cieszę się, że jestem w tym miejscu, w którym jestem. Jestem SZCZĘŚLIWA. I wiem, że przede mną jeszcze wiele cudownych chwil, a życie jest za krótkie, żeby ciągle myśleć o jedzeniu, kaloriach i wystających kościach. Nie to jest w życiu najważniejsze, prawda?
40 notes · View notes
erathnes · 1 year
Text
Wiedźmin 3: Dziki Gon
Moje kolejne odkrycie po latach od premiery, Wiedźmin 3: Dziki Gon. Bardzo długo zbierałam się do rozpoczęcia tej odsłony, samo uniwersum jest mi średnio znane, coś tam czytałam, coś tam oglądałam, ale nie zagłębiałam się lore tego świata. O samej grze słyszałam głównie pozytywy, w końcu nadszedł moment, w którym po raz pierwszy odpaliłam przygodę z Geraltem. No i co mogę powiedzieć, wciągnęła mnie w swój świat od pierwszych minut. Odpaliłam grę na średnim poziomie trudności, troszkę minęło zanim przyzwyczaiłam się do stylu walki w grze i używania wiedźmińskich zmysłów, ponieważ zazwyczaj wybierałam styl walki na odległość. Mapkę z prologu wymaksowałam, odkryłam wszystko, co było do odkrycia, zrobiłam wszystkie zadania, ograłam wszystkich w Gwinta, pokonałam głównego bossa, Gryfa, no i szczęśliwa przeszłam dalej.
Tumblr media
Jakież było moje zaskoczenie w momencie, gdy zobaczyłam mapę Velen i Novigradu. W tamtym momencie wiedziałam jedno, spędzę tam masę godzin (wiele się nie pomyliłam). Same widoki po patchu next-genowym są cudowne, zachody i wschody słońca są bajeczne, czasami stawałam nad brzegiem wody wraz z Płotką i po prostu podziwiałam.
Tumblr media Tumblr media
Oczywiście jak to ja, starałam się odkryć każdy mijany znacznik, zrobić każdy mijany quest, jest tego ogrom! Same questy bardzo mi się podobają, są świetnie zaprojektowane i z ogromną przyjemnością ogrywałam wszystkie zadania. Potwory i bandyci nie mieli ze mną szans!
Tumblr media Tumblr media
Jak się okazało nie wszystkie potwory były "złe". Niektóre były wrogo nastawione do Geralta, a niektóre były całkiem sympatyczne, można było z nimi porozmawiać lub skorzystać z ich pomocy.
Tumblr media Tumblr media
Na swojej drodze spotkałam wiele pięknych Pań.
Tumblr media
Jednak serce Geralta musiało wybrać tylko między dwiema.
Tumblr media
Po wielu przemyśleniach, rozważaniach za i przeciw, wybrałam Yenn, poszłam za głosem serca, który od pierwszych chwil gry podpowiadał mi właśnie czarnowłosą czarodziejkę.
Tumblr media Tumblr media
Obecnie 160 godzin gry za mną, jeszcze wiele przede mną. Zdecydowanie polecam tytuł! Na koniec jeszcze kilka luźnych zdjęć :).
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
9 notes · View notes
presleyowa · 1 year
Text
Sroda part 2.....
Rozmawialam z dawna szefowa. Zapytalam, czy moge zaaplikowac na pozycje. Najpierw ja zatkalo, potem 'Ale to jest pozycja DawnegoDobregoCzlowieka'. Ja do niej, ze nie wiem, tytul sie zmienil, ale mnie chodzi o zawartosc.
DawnyDobryCzlowiek dolaczyl do firmy razem ze mna. 1.5 miesiaca pozniej zachorowal i juz praktycznie nie wrocil. Pozycja jest pusta od 1.5 roku.
Ona do mnie, ze ona wie, ze to jest pozycja, o ktorej mowilam wielokrotnie, ze to jest progres i dobry kierunek, ale ona nie wie, co wtedy zrobi z moja pozycja, ze bedzie klopot kogos znalezc. Czyli jedna pozycja pusta przez 1.5 roku to nie klopot, a moja ewentualnie przez 3 miesiace to drama. Ze jej do glowy nie przyszlo, ze ja bym chciala aplikowac. Wychodzi na to, ze ona nie rejestruje tego, co do niej mowie, a mowie jej wielokrotnie, ze to jest kierunek, w ktory chce isc.
Mam wrazenie, ze albo pozwola mi zaaplikowac i mnie odrzuca, albo w ogole nie pozwola. Ona, ze cos tam jak cos pomysla, jakby to zrobic, zebym mogla byc blizej tej pozycji. Kurde, wrzuc mnie na nia i bede idealnie blisko. Znam ludzi, procesy, pozytywy, negatywy, projekty.
Jak to mowi DobryCzlowiek, jak ta firma moze mowic, ze dba o kobiety, ze zabiega o dobra pozycje kobiet, skoro twoja szefowa kobieta cie nie wspiera. Kiedy rozwiazanie problemu lezy pod nosem, a oni to rozwiazanie ignoruja.
K. mowi mi juz od dawna, zeby to rzucic w pizdu. Mnie szkoda kasy bo czas i zdrowie to juz cos innego. Szefowa powiedziala, ze porozmawia z moim obecnym szefem, co z tym zrobic. Na ile bym sie nie nastawiala, to i tak mnie to boli. W te 1.5 roku to bym juz dawno wszystko opanowala.
Nic mi sie nie chce, ani tu, ani w Polsce. Taki czas, taki dzien.
youtube
To byl grudzien, pracowalismy codziennie, zeby skonczyc budowe domow przed swietami. Maly zespol, cudowni ludzie. Puscilismy ta piosenke, siedzielismy i katowalismy setki rysunkow. Nikt nie wiedzial, ze zaraz przyjdzie pandemia, ze zaczniemy pracowac z domu, ze czesc ekipy zostanie zwolniona. Teraz pracuje na wiekszych projektach i nawet powieka mi nie drgnie. Nie czuje tego, co czulam tam.
8 notes · View notes
drifftingg · 7 months
Text
Pumpkin pie jest takie pyszne (przynajmniej to które leży w mojej lodówce haha) jadłem dosłownie 1/16 całej tarty (waro pamietac ze ma 28cm srednicy wiec jest spora) wczoraj zjadłem 1/4 na trzy porcje i to byly praktycznie moje jedyne kalolrie poza owocami i pistacjami. Teraz zjadłem połowę połowy takiej ćwiartki bo nie mialem miejsca po sniadaniu na wiecej.
i tak wiem ze nie potrzebowalem teraz jeśc to bylo 100% jedzenie dla smaku i przyjemności bo wręcz czekałem aż mi sie zwolni miejsce na to po nalesnikach xD (testowany sos podróba maple syropu moim zdaniem smak okej ale kurde konsystencja lekko zbyt kleista... anyway nadzieja umiera ostatnia nadal mam opcje zrobienia samemu 0 kcal wersji czy sie uda z aromatem czy bede musial z USA sprowadzic ekstrakt tego nie wiem ale wiem ze sie nie zatrzymam bo kocham syrop klonowy). A z ekstraktu to nawet nie do konca bedzie fejk w sensie no slodzik woda i extrakt syropu vs syrop czyli w praktyce slodka woda + jakieis substancje ktore klony produkuja i nadają ten smak wiec w sumie to ma serio duze szanse powodzenia.
Jeszcze pamietam ze miałem wam pokazać moje dwa dipy ktore wczoraj zrobiłem i wam tez polecam sie w cos takiego pobawić - smak chipotle aioli jest tak wybuchowy (dajecie 1 puszke papryki aioli, majonez light, jogurt grecki bez tluszczu i pare dodatków a macie cos 100 razy lepszego niz kazdy mozliwy sos kupny i dodatkowo low kcal a nawet very low :3)
co prawda to jest też tak ze mnie bardzo jara gotowanie od zera (jak przepis woła o mleko skondensowane i jest opcja robienia samemu od podstaw to robię). są obiektywne pozytywy takiego gotowania - mamy kontrolę jakosci, smaku na kazdym etapie mozemy zrobic wszystko pod nasze preferencje, nie jesteśmy skazani na producenta. Także domyslam sie ze nie dla kazdego takie gotowanie sobie sosików/dipów od zera to super zabawa ale warto nawet jak chodzi wam tylko o gotowy produkt a nie o zabawę :D moja mama probowala i zdaly u niej test smaku a jest czula na ostre (chipotle są takie fajne ze smak uderza na od razu mocnym uderzeniem ale po momencie nic nie czuć, nie to co jakieś palenie ktore narasta przez pierwszą minutę a potem pali pool godziny moim zdaniem takike wybochowe papryczki gdzie wlasnie ostrość mocno uderza ale po chwili zanika - po czym sięgamy kolejny kęs i to jest super
6 notes · View notes
niechciaana · 7 months
Text
Jak sami sabotujemy się naszymi myślami:
Myślenie typu "wszystko albo nic" - albo zrobię to perfekcyjnie, albo w ogóle.
Filtr mentalny - zauważamy nasze porażki, nie doceniając sukcesów.
Przeskakiwanie do konkluzji - czytanie komuś w myślach i przepowiadanie przyszłości.
Uzasadnienie emocjonalne zakładamy, że coś musi być prawdą, bo tak czujemy.
Etykietowanie - przyklejamy sztywne etykiety sobie lub innym.
Nadmierne uogólnienie - ZAWSZE wszystko źle/ NIGDY nic dobrego mnie nie spotyka
Pomijanie pozytywów - mówimy sobie, że pozytywne doświadczenia, uczynki lub cechy nie są istotne.
Wyolbrzymienie i minimalizacja - wyolbrzymiamy negatywne aspekty lub bagatelizujemy pozytywy.
Powinienem/Muszę - nadużywanie tych imperatywów może wywołać poczucie winy i rozczarowania.
Personalizacja - upatrujemy w sobie przyczyny negatywnych zdarzeń lub zachowań innych osób.
6 notes · View notes
dollygirlsthings · 8 months
Text
}) 30.08.2023 r. ({ — 43,8 kg
śniadanie [10:00]
༊ kawa czarna,
༊ kanapka z awokado i borówkami
obiad [15:00]
༊ porcja domowej chińszczyzny
woda: 2l
kroki: 7700
✧・゚: *✧・゚:*
dzień oceniam dobrze. co prawda nie jestem przekonana do dzisiejszego obiadu, czytałam, że porcja chińszczyzny może mieć nawet do 1000 kcal... nie wiem co o tym myśleć
zrobiłam eeg głowy, ostatnie badanie polecone przez psychiatrę. badania wyszły dobrze, więc prawdopodobnie zostaną mi przepisane leki na koncentrację c:
kupiłam baterie do wagi kuchennej, zacznę ważyć swoje jedzenie. same pozytywy! })i({
trzymajcie się, motylki !
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Czy robić podsumowania czy nie robić podsumowań.
Słuchałam ostatnio, że podsumowania gloryfikują tylko pozytywne, ładnie zapakowane aspekty życia, więc podsumowań nie ma sensu robić, bo z góry są skazane na bycie nieszczere i nieuczciwe wobec faktów.
Nie zgadzam się.
Ale to ja. A ja wybebeszam swoje emocje by je pomieścić z powrotem, poukładać w sobie, kiedy ich nie mieszczę. Nie czuję nieszczerości kiedy doceniam pozytywy i nie wstydzę się mówić o tym co mnie zawstydza czy mi nie wyszło. Wiadomo, trzeba niektóre rzeczy przerobić, nabrać do nich dystansu, by nie powodowało problemu (bólu, złości, czegoś innego) mówienie o nich. Jednak jakoś tak... po przekminieniu tego czy podsumowywać coś czy nie uznałam, że kurde... jeszcze nie ma nowego roku Chińskiego, żebym czuła przymus robienia podsumowania (jakoś jednak ta data jest dla mnie ważniejsza), a z drugiej strony po przewertowaniu zdjęć z 2022 i poczuciu, że połowę czasu trwania tego roku leżałam chora w łóżku z gorączką to jednak... Dużo się u mnie działo.
Po pierwsze: nie zmieniłam miejsca pracy, co jednocześnie jest wielkim minusem, bo się tu marnuję, bo mnie to miejsce dołuje i się wypaliłam. Do tego pracuję na śmieciówce, nie jestem doceniana i nie wiem jak powiążę końce w przypadku zderzenia z rosnącą wciąż inflacją. Nie jest to za ciekawe. A z drugiej strony w roku tak wielkich przemian, jaki mam za sobą, fajnie było mieć przynajmniej stałą pracę i stałą pensję, nie martwić się o pieniądze podczas, gdy martwiłam się o tak wiele rzeczy - wojna, przeprowadzka mieszkania, poważna operacja mojej mamy (której mogła nie przeżyć), maaaaaasę pierwszych razów na wielu polach. Jest chujowo, ale stabilnie - tak czuję moją obecną sytuację zawodową. Czyli zaczęłam od rzeczy nomen omen negatywnej - bo najwidoczniej moje CV, albo było chujowe, albo jestem za stara, albo mam za mało skillów, albo w ogóle jestem nieciekawym człowiekiem i nie warto mi dać szansy pracy w lepszym, bardziej ambitnym miejscu - szukanie pracy to jest proces podkopywania swojej własnej pewności siebie: bo nie wiesz przeważnie “dlaczego nie ja?” - nie znam innych kandydatów, nie znam wymagań tej firmy i w sumie też boję się trafić do miejsca, gdzie będzie panować rytm pracy, który jest przez wielu gloryfikowany, a który wiem, że nie jest dla mnie. Ale doznaje się odrzucenia raz za razem, na ostatnim, przedostatnim i którymś z kolei etapie i wtedy łatwo kwestionować swoją wartość jako człowieka. No cóż. Szukanie pracy to po prostu trudny etap dla ego. A póki co jest chujowo, ale stabilnie.
Po drugie: rysowałam/malowałam w tym roku więcej niż w przez ostatnie 8-9 lat. I to jest dla mnie.... ODUŻAJĄCE! Ile szczęścia z tego czerpię! Ile w tym jest fascynacji! Jak ja kocham to robić! Jak bardzo to wypływa ze mnie - jak muzyka. Kiedy patrzę na swoje prace, kiedy myślę o szkoleniach w których brałam udział w tym roku, kiedy analizuje swoje prace - ich mnogość, różnorodność technik, emocje, które uwieczniłam. Mrrrrr. Czuję się, jakbym się w końcu odnalazła. Jakbym tyle lat siebie samą zdradzała nie robiąc tego. Ja kocham tworzyć, a stres, następstwa tragedii w rodzinie i współuzależnienie zabrały mi lekkość, zabrały mi przestrzeń na kreatywność. Nauczyłam się, że muszę wyrzec się siebie by przetrwać. Dokładnie tak: BY PRZETRWAĆ. Powoli wracałam. I w końcu wróciłam po ten ostatni fragment siebie i w końcu czuję się JAK W DOMU. To mnie wzrusza. I porusza. I w tym widzę obecnie możliwość na zarobek. Zobaczymy jak to będzie, czy znajdę swoich odbiorów i czy uda mi się utrzymać z tego. Po prostu... hymmm... Zachwyca mnie i dziwi (bo nie zdawałam sobie z tego sprawy) w ilu wykładach o sztuce (i to nie takich górnolotnych czy abstrakcyjnych, ani takich dla sympatyków i patronów, tylko konkretnych poradach, dla tych, którzy zaczynają jako twórcy/twórczynie) brałam udział w tym roku. Na ilu wystawach byłam. Na ile warsztatów udało mi się uczęszczać, a potem - do ilu projektów twórczych zostałam zaproszona (jako uczestniczka, modelka, uczennica). Kocham to. Moja dusza śpiewa - tak poetycko porównam. I chociaż widzę, że mój warsztat po nie ruszaniu go przez te 8-9 lub nawet 10 lat jest baaaaaaardzo mocno do odbudowania, ręka do rozruszania, a styl do odzyskania lub do odkrycia na nowo to okazało się, że jednak ja+pędzel to jak “jeżdżenie na rowerze” - niby słucham kursu, niby słucham nauczyciela, a ręka wiedziona jakimś nieopisanym instynktem, jakimś przekonaniem o tym, że WIE JAK i to nawet WIE JAK LEPIEJ wyciąga farbę tu i tam. A ja się wzruszam. Bo to jest MOJE. To jest lepsze. To jest taki... jakby na zewnątrz przenieść tę matrycę, którą mam w głowie. To jest mój wielki-wielki sukces: wrócić do siebie. Konsekwentnie, pomimo trudności. Powolutku. A jednak podsumowując wszystkie działania artystyczne - nie było miesiąca bez powstania chociażby małej kreacji.
Po trzecie: przeprowadziłam się. Wydawało mi się, że to takie nieosiągalne - nie tyle przeprowadzka co właśnie mieszkanie TYLKO z partnerem, bez współdzielenia przestrzeni z nikim. A to jednak realne... do tego... Jest nam tutaj bardzo dobrze. Mamy swoją przestrzeń. Mamy rzutnik - najlepszy zakup ever; mamy kwiaty, mamy ścianę z plakatami, mamy WŁASNĄ SYPIALNIĘ. Jestem bardzo szczęśliwa w tej przestrzeni. Bardzo. Moje małe marzenie - mieszkam z moim partnerem. Kochamy się. Lubimy wspólnie spędzać czas.
Po czwarte: podróżowałam. Brzmi banalnie, ale trudniej się podróżuje w pojedynkę głównie przez koszty - jest drożej. Fajnie, jeżeli ma się zaplecze finansowe - niestety, ja takiego nie miałam. Dotychczas podróżowałam tyle ile mogłam sobie pozwolić. A od kiedy mam wspólnika podróże stały się na swój sposób jeszcze bardziej fascynujące. Życie we dwoje, z dwiema pensjami nawet w dobie kryzysu, wojny i inflacji zmieniło mój status ekonomiczny nieporównywalnie. Nie boję się o jutro (a dotychczas ZAWSZE się bałam, co miesiąc). Dajemy radę nawet co nie co odłożyć. To naprawdę nieprzecenione móc z kimś dzielić rachunki na życie. Ciekawe jakby to było, gdyby nie było globalnego kryzysu, inflacji czy wojny? - może nawet byłoby nas stać na kredy na mieszkanie xD 
Po piąte: patrząc z perspektywy czasu zastanawiam się czy mój organizm nie reagował obniżeniem odporności na to wszystko co dobre, co przyszło razem z moim chłopakiem. Poczucie bezpieczeństwa, szczera rozmowa, dostępność emocjonalna, zapewnione podstawowe potrzeby i spełnianie marzeń - ZBYT piękne, by mogło być prawdziwe. Może mój organizm się bronił dodatkowo przed ewentualnym zranieniem “bo może coś nie wypalić, bo może ktoś mnie okłamywać” itp.? Takie mam doświadczenia związane ze związkami, więc może tak być, że organizm musiał się “wyłączyć”, by sprawdzić czy na chwilę mniej aktywny nadal będzie chciany, czy nie dojdzie do odtrącenia, odrzucenia itp? Do tego dołączyć można przeprowadzkę, masę “pierwszych” sytuacji towarzysko-socjalnych w rodzinie mojego partnera (turbo-stresujących), operację mojej mamy, frustrację z powodu braku zadowalającego mnie odzewu na polu poszukiwania pracy i jeszcze huśtawki hormonalne mojej siostry... Dużo się działo. Może ciało potrzebowało sobie pozwolić na słabość...  
Po szóste: przez zdrowie straciłam kondycję i wyszłam z rutynki, ale dbam o siebie. I będę po wyzdrowieniu wracać do ćwiczeń, bo to lubię. Naprawdę lubię się spocić i zmęczyć. Uwielbiam ruch. Chcę go więcej. I bardzo doceniam to co od 2021 sobie wypracowałam: czas rano w parku. Z książką na uszach. Z wiewiórkami na parczanych alejkach. Nie muszę biec - czasem wystarczy chodzenie. Ten czas w naturze to jest coś nie-do-zastąpienia - to jak wypicie kubka najsmaczniejszej melisy na świecie, jak masaż skroni, jak zjedzenie Maxi Kinga w letnie popołudnie, jak unoszenie się na tafli wody pod błękitnym czerwcowym niebem. To jest taki wyciszasz i jednocześnie lekarstwo. Wtedy czuję, że faktycznie dbam o siebie. Tak naprawdę.
Po siódme: spełniłam kilka swoich marzeń, przekładanych od lat: miałam herbarium i ogródek warzywny na balkonie <3 i jeszcze wspólnika-ogrodnika do opieki nad tym wszystkim :P ; byłam w teatrze na “Śnie nocy letniej” - mojej ulubionej sztuce Shakespeara; zobaczyłam ekranizację najukochańszego komiksu mojego dorastania - Sandman; byłam na koncercie Taco Hemingwaya (po trzech latach i jednym mandacie trawajowym się udało!!!); pierwszy raz w życiu odkryłam mazury; kochałam się na dzikiej plaży w upalnym słońcu południa (mmrrrr); brałam zimny prysznic nago pod listopadowym niebem w pełnię księżyca; udało mi się na nowo przeżyć magię świąt; właziłam zimą na górskie szczyty (chociaż wydawać by się mogło, że to niemożliwe dla mnie - osoby bez kondycji, do tego ze słabą odpornością); spałam pod namiotem w obozie (never again); zorganizowałam mojemu chłopakowi urodziny-niespodziankę w pięknym miejscu; kibicowałam w e-sporcie; grałam w D&D
Po ósme: nie udało mi się widywać z przyjaciółmi tak często, jakbym tego chciała. To fakt. Ale za to zaliczyłam pierwszy EVER wypad z dziewczynami do SPA. :D Fajnie pojechać do SPA. Fajnie jeść pizzę na trybunach boiska małego miasteczka. Fajnie było eksplorować i rozmawiać.  Jestem wdzięczna za wszystkie spotkania, które pomimo chorób i wymuszonego przez nie przekładania doszły do skutku. To naprawdę cudowne. 
Po dziewiąte: pomimo przeciwności losu (tj. chorób i przeziębień) nadal jestem w procesie diagnozowania co mi do jasnej cholery dolega i dojdę do tego i to wyleczę, bo KOCHAM SWOJE ŻYCIE.
Po dziesiąte: zdałam sobie sprawę, że rok temu w sylwestra wraz z moim chłopakiem byliśmy świeżo po szczepieniu na COVID. Odchorowaliśmy to w domu. W tym roku sylwester spędziliśmy podobnie. I to nawet trochę bawi? :P Co roku zdychamy. :P Ale bardziej w związku z tym faktem mnie przeraziła świadomość, że... To oznacza, że my się znamy już 2 lata. Że jesteśmy blisko od 1,5 roku. Że jesteśmy parą od 1 roku i 4 miesięcy. I NADAL między nami jest MIR, jest dobrze, wciąż się sobą zachwycamy, wciąż odkrywamy, że mamy cudownego wspólnika na życie w tej drugiej osobie. Seks jest super. Podróże są super! Imprezy są super! Zagrzewanie się wzajemne do rozwoju jest super! ... I trochę stoję patrząc wstecz na swój poprzedni związek, swoje oczekiwania względem niego - były tak bardzo podobne jak teraz, w tak podobny sposób okazywałam miłość i takiego sposobu okazywania miłości potrzebowałam, a go nie dostawałam... Konkluzja nasuwa się sama: to nie był odpowiedni człowiek dla mnie, mieliśmy inny język miłości, dobraliśmy się deficytami, a jednocześnie łączyła nas taka niesamowita chemia. Po prostu zwierzęta w nas mówiły “z tym człowiekiem musisz się rozmnożyć”, to było coś absolutnie pierwotnego i wstrząsającego, zalewającego zmysły - po prostu pociąg fizyczny był tak olbrzymi, tak dominujący, że zakrywał fakt, że mamy inne potrzeby i język miłości: bo jak czując TO WSZYSTKO można oczekiwać, że ktokolwiek byłby w stanie chłodno ocenić czy na innych polach do siebie pasowaliśmy? Ten instynkt był zbyt silny, a potem weszło uzależnienie i współuzależnienie. I masę, masę problemów. I walka o przetrwanie - swoje własne i związku, który zapewniał emocje tak silnie, że trudno uwierzyć, że przy kimkolwiek jeszcze będziemy w stanie się tak czuć jak ze sobą. I sam związek trwał 2 lata. A przez te dwa lata podziało się tyle, że przez kolejne 6 lat musiałam to odkręcać na terapii by w ogóle odważyć się by komuś jeszcze w życiu zaufać. W porównaniu do tamtych 2 lat moje ostatnie 2 lata znajomości z marzycielskim Rycerzem Orbit to jak sielanka. Nie wiadomo, kiedy ten czas upłynął, wydarzyło się TYLE rzeczy, ja do wszystkiego podchodzę z lękiem - upewniając się, że w każdej sytuacji mogę sobie i jemu zapewnić bezpieczeństwo. I okazuje się, że moje potrzeby są po prostu respektowane. Nikogo nie dziwią, nie muszę się o nie wykłócać. Czuję się szanowana i kochana. I chyba trudno mi uwierzyć, że zaraz, za chwilę, pewnie nawet nie zauważę kiedy, okaże się, że jestem dłużej w zdrowym, bezpiecznym związku ze wspaniałym mężczyzną niż kiedykolwiek w życiu byłam. Będę robić kolejny życiowy rekord! To mnie trochę stresuje! Bo się boję, że to może się kiedyś skończyć - jak wszystko na świecie! - a przy tym człowieku to mi się życia chce bardziej niż kiedykolwiek wcześniej! Chcę z nim być. Na serio. Jest nam razem świetnie. 
8 notes · View notes