Tumgik
#optymistycznie
xoxodelulu59 · 1 month
Text
Coraz mniej smutku we mnie
Ale coś nie pozwala odżyć w pustce.
༝༚༝༚Keira
6 notes · View notes
black-rose-666 · 2 years
Text
Była śliczna niczym porcelanowa lalka
Lecz szaleństwo w sobie miała
Była optymistką
Lecz również marzycielką
Szanowała każdego bez pomijania
I swą osobowością przyciągała
12 notes · View notes
memmorti · 17 days
Text
Jesteśmy różni, ale nie wiemy jak bardzo. Optymistycznie zakładamy, że trochę.
- "Ostatnie historie"
12 notes · View notes
kasja93 · 8 months
Text
Hej
Tumblr media
Jakby kto pytał to żyje.
Ostatnie kilka dni było intensywne. Z Niemiec pojechałam do Kołbaskowa, z tamtąd pod Świebodzin a następnie do Czech.
Aktualnie zajechałam do Sochaczewa na rozładunek płynu do mycia naczyń oraz płukania ubrań.
Jak mnie rozładują jadę na bazę pod Pabianice, tam ogarniam klamota, zdrzemnę się i zabieram swoje zabawki. W planach mam wpaść do Castoramy w Łodzi kupić parapety do pokojów rodziców.
Ostatecznie będzie: Home, sweet home. Na jak długo? Optymistycznie do wtorku wieczorem, pesymistycznie do poniedziałkowego wieczoru. Bajka by była, gdyby wyjazd miał okazać się dopiero w środę…
Tumblr media
Jedzeniowo był spoko. Mało jadłam (dziennie 1 vifon oraz mały Skyr) dużo spałam… Dziś pozwoliłam sobie na frytki, colę zero i Wege wrapa z maka. Już jak zaczęłam jeść wiedziałam, że to był błąd… No, ale chuj. Zapłaciłam, wydałam niepotrzebnie pieniądze bo mogłam zwyczajnie nie jeść… Nie wiem co mnie bardziej gryzie. Fakt wydania kasy czy ilość kalorii. A jebać to.
Nie pisałam ostatnio bo byłam zwyczajnie padnięta po pracy. Humor również mi nie dopisywał. Większość czasu pracowałam w trybie zombie. (Zombie do domu aaauuu!). Z pozytywów skończyłam czytać Przepaść. I tak oto dwa dni jestem bez książek do czytania. Mała przerwa przed kolejną trasą.
Tumblr media
Jak już życie zmienia się w mem to znaczy, że czas wrócić do domu. Ogólnie podczas tej trasy ukręciłam niecałe 5 tys kilometrów. Dużo? Mało? Powiedziałabym średnio. Dobrze, że nie mam płacone od kilometra bo obecnie na rynku taka stawka to 65 groszy za kilometr… Co za patologia bez kitu. Kiedyś jeździłam z kilometra, ale ludzie robiło się wtedy w miesiącu około 10/12 tys kilometrów. No i było to 5 lat temu.
Tumblr media
Dużo po nocy rozmawiam z przyjacielem choć on z reguły zaczyna koło 20 a kończy o 3 nad ranem. Ja zaś startuje koło 22/23 a kończę 10/12. Jednak te kilka godzin nocą dużo mi daje. Jemu chyba też bo stwierdził ostatnio „tak jak mówisz Kasieńka. Pierdole tych Gebelsów”. Dziś jak zadzwoniłam wieczorem powiedział, że się o mnie martwił bo on już zakończył trasę a ja jeszcze miałam 5 godzin jazdy przed sobą a jak to stwierdził „byłaś równie zmęczona co i ja”. Kolejnym tematem był fakt, że faktycznie wywala od Niemców i wraca do pracy dla Polaka. Będzie jeździł na naczepie ze szkłem. Ucieszyło mnie to bo zawsze sama chciałam na taki zestaw siąść :) za dwa tygodnie wsiada na przypisany do siebie zestaw a firmę ma 15 km od domu! Mega cieszę się jego szczęściem :) oby było tam jak najlepiej.
Do domu dzwoniłam tak co drugi dzień jak mi się przypomniało. Wszystko tam w porządku.
Podsumowując pierwszy wyjazd. Myślałam, że powiem Nie jest źle - jest chujowo.
Jednak nie było tak źle. Dałam radę bo musiałam. Miałam kilka dni naprawdę słabych, ale reszta jakoś przeminęła z wiatrem. Dużo pomogli mi otaczający mnie ludzie. Naprawdę każdy traktował mnie ciepło, gdzie bym się nie pojawiła każdy był dla mnie miły. Wsparcie od przyjaciół i rodziny również miałam. Szef i ekipa biurowa również traktowała mnie dobrze. Auto bieda wersja aż szok, że szyb nie mam na korbkę okazało się wygodne i bezawaryjne. Wygodnie mi się w nim mieszkało. Trasy były okej. Każdy załadunek czy rozładunek był tyłem spod rampy, więc zero wysiłku fizycznego.
21 notes · View notes
myslodsiewniav · 3 months
Text
12-01-2024
Dziś mam ważny dzień.
I oczywiście mam gonitwę spraw... ale zatrzymałam się, przyszła refleksja: jestem wdzięczna z moich bliskich. Wszystkich.
Serio, już w poniedziałek miałam taką myśl - chodzi mi po głowie świadomość, że "here we go again", bo nowy rok, warto zweryfikować co się wydarzyło, jakie wybory zawiodły mnie gdzie i jakie cele warto wyznaczyć sobie na nowy rok. I jak myślę o tej pracy - a to będzie PRACA, diabelnie kosztowna emocjonalnie praca - powrotu wspomnieniami przez cały 2023, by przemyśleć co się wydarzyło i co z perspektywy czasu można by było zrobić lepiej, a co zasługuje na medal najlepszej jakości wręczony przeze mnie-z-teraz dla tej mnie-z-przeszłości. I tak dalej, i tym podobne... no i tak stanęłam w poniedziałek rano z tą myślą to zalała mnie fala haseł i spraw, coś jak to uczucie, gdy spontanicznie i zbyt optymistycznie pomyślisz o posprzątaniu takiej kupce wstydu ze spytanych za łóżko/na fotel w sypialni ciuchów z kilku tygodni. I nagle dociera do ciebie, że nope, zrobię to później, bo na to potrzeba DUŻO czasu, zmiany organizacji szafy, bo dotychczasowa ewidentnie nie jest dla mnie intuicyjna, że przecież muszę być do tego wyspana, że powinnam to zrobić raz a dobrze, żeby temat mieć z głowy, że jak tak uczciwie się o tym pomyśli to w zasadzie robota do podzielenia na etapy, może nawet na cały weekend lub tydzień? Hym? Dlatego to odkładam.
I stałam sparaliżowana w poniedziałek, tak jak paraliż decyzyjny dopadł mnie dziś, w piątek. W pon w ręku miałam butelkę, bidon sportowy w którym rozpuszczały się elektroliy. Jakąś taką ucieczką od podejmowania decyzji od czego zacząć rewizję OBECNEGO miejsca w życiu w poniedziałkowy poranek wydało mi się wypicie łyku napoju. Dobre to jak cokolwiek innego. Wypiłam i NAGLE dotknęła mnie inna refleksja: piję wodę, w poniedziałkowy poranek, po króciutkim, ale jednak wykonanym treningu. Szykuję się do pracy, a mam przywilej pracować zdalnie - w chujowym miejscu, fakt, ale jest z tego jakiś ubogi dochód (a to ważne zanim znajdę pracę) i są plusy, jak możliwość pracy zdalnej. Stoję w mieszkaniu, które wynajmuję tylko z jednym współlokatorem, który w dodatku jest moim partnerem - kiedyś to było nieosiągalne. Stać nas na to mieszkanie. Mam małego, słodkiego pieska, który patrzy na mnie z kanapy wielkimi czarnymi oczkami. Dbam o nią, w końcu czuję, że ona też mnie kocha - w końcu podrosła, uwielbia się przytulać. Nasze początki były trudne, ale oto jesteśmy, prawie rok później - ja z bidonem w legginsach, ona na kanapie w kubraczku po sterylizacji.
Naszła mnie myśl, że ten bidon to przecież prezent od mojej kumpeli - kupiła sobie taki sam, wypróbowała, przetestowała i od razu zaopatrzyła w takie same bidony wszystkie swoje sportowo-zaangażowane koleżanki. Strasznie to urocze, że sportsmenka uważa mnie za równie zajaraną sportem osobę, jak ona sama (i to takiej rangi, jak ona - w sensie, że olbrzymi podziw we mnie wzbudzają osoby, które polegają na swoim ciele, zarabiają na swoim ciele, dbają o swoje ciało w sposób jaki nie był dla mnie osiągalny - sport, właściwie wykonywane ćwiczenia i integralność umysłu i ciała to jest wciąż dla mnie jak nauka nowego, fascynującego języka). Przyznaję, że we własnej głowie wciąż jestem ziemniakiem kanapowym. Wciąż uważam, że nie jestem ani sprawna, ani dość zaznajomiona z możliwościami swojego ciała - poznałam ułamek tego, co może. Trudno mi we własnej głowie połączyć koncepcję mojego "ja" z "osoba aktywna fizcznie", i to nawet TERAZ, po latach bardziej lub mniej regularnych treningów, poszerzania świadomości ciała, a nawet tańca, wyrażania emocji poprzez ruch na scenie w chrzanionym teatrze! Ciągle jestem niezdarnym ziemniakiem - i wciąż marzę o byciu preclem sukcesu! Ale dla mojej kumpeli sam fakt, że jako noob cieszę się sportem i czerpię z niego, jest dostatecznie legit by wciągnąć mnie do grupy osób "sportowo-zaangażowanych" i chociaż wie, że nie mam problemu z piciem wody (w ogóle to jest zaskakująco powszechne - ludzie nie potrafią pić wody, nawadniać organizmu. Ja piję dużo, na tyle dużo, że w pracy zawsze mój zespół zwracał na to uwagę "jak ty to robisz, że pamiętasz o nawadnianiu?" - a ja nie bardzo pamiętam, po prostu chce mi się pić...) to czasem potrafi w godzinach pracy zaczepić mnie pytaniem o to ile już dziś wypiłam (na bidonie jest podziałka godzinowa, więc organizuje takie wzajemne sprawdzenia czy pamiętamy).
Strasznie to miłe. Po prostu - miłe. Dużo w tym troski.
No i elektrolity - dostaliśmy duuuuuużo elektrolitów od teścia, bo czytał artykuł z którego wynikało, że ludzie po 25 roku życia cierpią na olbrzymie niedobory elektrolitów.
To też taka ojcowska miłość, troska.
Rozejrzałam się w poniedziałek po pokoju - wszędzie biało i zielono. Zielono od kwiatów, tych, które nauczyłam się sama pielęgnować i tych, których sadzonki dostałam od mamy, siostry, teściowej, babci O. Na półkach rzeźby mojego przyjaciela i drewniane rzeźby mojego partnera. Na ścianie obraz Pantokreatorki, moje cyjanotypie, dyplomy ukończonych wspólnie z moim chłopakiem wyścigów, kilka zdjęć z zeszłorocznych wypraw. I mała akwarela ze Sieny, którą pokochałam... Skarpetki od mojej przyjaciółki J., ceramika wykonana przeze mnie i ta wykonana przez mamę O., makramy mojej siostry...
Dużo, dużo, dużo... tak dużo wspomnień i tak wiele przedmiotów wykonanych z intencją, tak wiele talentu, troski, radości współdzielenia.
No i się rozkleiłam.
Jestem bardzo wdzięczna za relacje, które pielęgnuję.
Ostatnio brakuje mi czasu i przestrzeni. I sił. Na pielęgnacje taką, jaką lubię, ale to wszystko tak wiele dla mnie znaczy...'
No i dziś - mama zadbała o to, aby pomóc mi zgłosić moją pracę na pewien event.
Jadę dziś tak czy owak zdeponować u mamy pieska na weekend (znowu po 11h wykładów na dzień, w tym egzaminy, nie będziemy mieli przestrzeni i czasu by się nią zajmować) - a przy okazji ma się odbyć ten event. Dla mojej mamy to ważne - to jest coś organizowanego przez tą grupę emerytek i emerytów do której należy. Więc tam zostanę by być z mamą - wrócę do domu o jakiejś nieludzkiej porze, ALE to ważne dla mamy, więc ok.
Nie spodziewałam się, że mama specjalnie z tej okazji zrobi ucztę.
A właśnie mi dała znać bym przyjechała nienajedzona, bo będzie jedzenie.
Nie spodziewałam się również, że moja siostra tak bardzo będzie chciała ze mną i z mamą się spotkać, że stanie na głowie by zdeponować swojego syna mężowi i że uda się najpierw na ucztę, a potem na event razem z nami.
Znowu rośnie we mnie wdzięczność.
I wzruszenie.
Rzeczy się zmieniają, a marzenia się spełniają - nawet jeżeli po drodze jest trudno...
7 notes · View notes
lolaolalala · 5 months
Text
Mąż jutro jedzie na dwudniowe szkolenie, ja jutro wychodzę z pracy i zaczynam urlop do piątku. Nie byłabym sobą gdybym na urlop nie zaplanowała sprzątania, a jak. Będę klnąć ale wysprzątam fest. Poza tym polecę do nowo otwartego Tedi przejebać resztkę wypłaty :D Z niecierpliwością czekam na kolejny sezon The Crown który już w czwartek! <3 Próbuję sobie umilać to aktualne żyćko jak tylko mogę. Zaczęła się taka chujnia, że nic tylko się zawinąć w koc i przespać ten czas do grudnia. Skończył się czas kasztanów, dyń i pumpkin spice latte, zaczęła się zgnilizna, zimno i depresja. Na horyzoncie jawi się już grudzień który powinien być nieco bardziej optymistyczny a przynajmniej bardzo bym chciała by był.
10 notes · View notes
tearsincoffe · 5 months
Text
[02.12.2023]
Dobry wieczór moje miłe Motylki! 🦋
Po paru zwichrowaniach wracam do mojego tumblerowego pamiętniczka i niewypowiedzianie mnie to cieszy! Tęskniłam za miejscem do którego mogę przelać emocje bez oceny czy odrzucenia. Zapewne powinnam teraz przybliżyć Wam mój jadłospis na czas gdy mnie tu nie było ale zawiodłam, właściwie zjebałam jeśli użyć mniej oględnych słów. Nie muszę wchodzić na wagę aby wiedzieć, iż przytyłam i dosłownie całe ciało pali mnie z tego powodu. Jakbym tylko mogła wziąć nożyczki, okroić tą trzymającą mnie mięsną klatkę... wystarczyło nie jeść. Cóż, tego już nie cofnę a trzeba iść dalej! Mam nauczkę. Dalsza droga zapowiada się optymistycznie ponieważ udało mi się utrzymać dziś post który planuję przeciągnąć do jutra. Upolowałam również parę ubrań które krzyczą do mnie "schudnij!" co jest niepodważalną motywacją. Jedyna kwestia napędzająca mnie bardziej to upartość. Muszę coś udowodnić mamie. Podczas moich wcześniejszych drakońskich limitów płakała, że doprowadzę się do śmierci, byłam gotowa porzucić dla niej jedyną rzecz która daje mi cel, komfort i ucieczkę a teraz zgrywa Greka jakby nie pamiętała o moich omdleniach z osłabienia. Traktuje mnie niczym grubą świnie zżerającą wszystko co stanie jej na drodze... boli fakt, że ma racje, taki właśnie mój obraz. Muszę się poważnie wziąć za siebie aby nie spotkała mnie smutna pobudka z ręką w nocniku (chociaż w tym przypadku możnaby spokojnie powiedzieć "z ręką w frytkownicy"). Chętnie poddałabym się aktywności fizycznej lecz wiem, że to wir bez ucieczki a mam obecnie szalony okres w szkole więc stety, niestety muszę zadbać o stan mojej edukacji. Inaczej biegałabym jak kot z biegunką od rana do wieczora ignorując wszystko i wszystkich. Ferie będą moim osobistym obozem sportowym. Czwartek odciążył mnie psychicznie (chociaż aspekt fizyczny byłby przyjemniejszy co do zrzucania) ponieważ w końcu trafiłam do gabinetu psycholog szkolnej. Usłyszałam, że jestem ewenementem co poniekąd mi schlebia. W domu gdzie Twoja mama tworzy bazę wartości z tego jak rzadka jest jej choroba takie słowa prędzej czy później szufladkują się do sformuowań o zabarwieniu komplementu. Dwie godziny rozmowy przyniosły wnioski które znamy już od pierwszej wizyty - jestem niby drzewo o mnogości, ściśle splątanych ze sobą gałęzi. Szukanie zewnętrznego specjalisty to jedyne widoczne rozwiązanie. Żałuje, że poruszyłam ten temat z mamą, mimo mojej pełnoletności nigdy nie odcięłam pępowiny, chodzę do rodzicielki ze wszystkim. Swoją drogą ten temat również poruszyłam za ścianami gabinetu psycholog. Byłam naiwna. Kobieta która całe życie odpychała własne słabości nie daje wiary w moje. Zalatwiłam sobie tylko bilet na badanie pod kątem guza mózgu ponieważ to brzmi na bardziej realną przyczynę mojego stanu niż wichrowana od najmłodszych lat psychika. Chyba wybierając tchórzostwo oraz komfort topienia się we własnym, znanym bagienku będe dalej unikać specjalistów. Może mama ma rację? Nie powinnam okazywać słabości, sama rozwiązywać własne problemy a innym pokazywać jedynie dumnie uniesioną głowę? Całe szczęście powyższe zasady nie obowiązują tutaj.
Limit: 0kcal
Spożyte: 0kcal
Spalone: ???
Oh, jak mnie ta niewiedza pali w oczy! Mam ochotę rzucić wszystko i skupić się jedynie na chudnięciu ale stąd łatwa droga do powtarzania klasy czego szczerze wolę uniknąć. Czekajcie ferie, nadciągam!
Chudej nocy Motylki! 🦋
10 notes · View notes
trudnadusza14 · 6 months
Text
6.11.2023
Znów nie spałam. Bałam się spać do tego stopnia że zerwałam kolejną noc
I wgl widzę że mam głęboką ranę na brzuchu a nie pamiętam że to zrobiłam
Może za jakiś czas mi się przypomni 🙈
Był czas do badania i ja sobie oglądałam tiktoka żeby nie zasnąć. Moja mama wściekła od samego rana i leciały wyzwiska
Ruszyłam na badanie ale najpierw musiałam podejść po wyniki krwi potrzebne do badania
Miałam mieć badanie z kontrastem i zawołała mnie jedna pielęgniarka która mnie zna ze szpitala
No i ja mówię że na jednej ręce lepiej wchodzi weflon a za Chiny nie chciałam pokazać drugiej bo miesiąc temu była tam poważna próba samobójcza i dalej się nie zagoiło
Pielęgniarka mówiła że przecież mnie zna i wie że mam te blizny
I jak zobaczyła te nowe to spytała co się dzieje a ja powiedziałam że stres
Zrozumiała i potem było badanie.
O dziwo bardzo szybko się wkuli. A rok temu był problem się wkuć i trwało to ponad 2 godziny
Powiedzieli mi że źle wyglądam na totalnie wykończona i przypomnieli mi że podczas badania mogę się zdrzemnąć
I faktycznie podczas badania zamykałam oczy i w pewnej chwili zasnęłam
Śniło mi się że byłam zamknięta w tej kapsule i do środka wlewał się wrzątek a ja się topiłam
Pierwszy raz użyłam tego przycisku co dają pacjentom jakby się coś działo
Tak bardzo byłam przerażona że tego użyłam
I było to po mnie widać bo byłam blada jak trup i spocona
Po badaniu musiałam trochę poczekać na płytę z wynikiem
I po badaniu poszłam do sklepu i kupiłam sobie spodnie ocieplane fioletowe i skarpetki. Muszę sobie niedługo buty zimowe sprawić
W domu usiłowałam uruchomić płytę a jak na złość nie działa dysk. Czemu akurat dziś ?
Męczyłam się z godzinę. Ostatecznie pomyślałam że jak nie zadziała to pójdę do biblioteki albo tam gdzie chodzę na zajęcia i do sali komputerowej.
Przybyłam na terapię idealnie punktualnie
Opowiedziałam o koszmarze,tych urojeniach i tym co ostatnio miało miejsce
Terapeutka sądzi że miałam atak psychozy
Możliwe
Była też rozmowa o relacjach z matką i pytanie czy może nie spróbować terapię rodzinnej a ja mówiłam że już to przerabiałam i mama się na pewno nie zgodzi bo co jej proponuje podobne rzeczy to ta zawsze na nie
Wychodzi że ja idę do przodu a matka stoi w miejscu
Mimo tego co się dzieje z tymi koszmarami,bezsennością, myślami,anoreksją,samookaleczeniem,dyssocjacją dokładając do tego atak psychotyczny to można mówić że mi się pogorszyło
Jednak to nie do końca prawda. Bo jednak nie ma lęku społecznego,jest pewność siebie,chęć poznawania ludzi i wiem że najbardziej na świecie teraz bym chciała uciec po prostu z tego domu i nie wrócić
Terapeutka powiedziała że istnieje coś takiego dla ofiar przemocowych domów jak tymczasowy dom w ramach terapii. I ona się podpyta o to dyrektora jak to ma dokładnie wyglądać i tak dalej
Podziękowałam i potem idę na drugie zajęcia siadam z grupą i czytam książkę. Sporo osób było i ludzie teraz coś normalnie w co do teraz nie wierzę
Przyszedł nowy. W moim wieku,mega przystojny,zabawny,uśmiechnięty,optymistyczny,rozgadany,lubiący psychologię i filozofię a do tego on kocha sztukę
Co zabawniejsze parę lat temu ta sama osoba mnie się śniła gdzie byliśmy jak para,rozumieliśmy się bez słów
Przyśniło mi się nawet jego imię. I ludzie ten nowy dziś też ma tak na imię...
Może powinnam zostać jasnowidzem 🤣
I on ciekawym trafem usiadł koło mnie i byłam jedyna która była taka otwarta do niego
I dziwna rzecz. Jak on coś mówił to wiedziałam co on chce powiedzieć i jak nie mógł znaleźć słowa to ja wiedziałam co on chciałby powiedzieć i dokańczałam
I w ogóle zaprosiłam na imprezę andrzejkową
On wgl tak się ciągle patrzył na mnie jakby był mną zachwycony czy coś w ten deseń
Jak on poszedł to ja nie chciałam by sobie szedł do domu i coś takiego miałam że chciałam za nim iść
I się nie mogę doczekać środy kiedy znowu go zobaczę
Wróciłam do domu szczęśliwa i moja Kiara ma jakieś zaburzenia tożsamości czy co bo ona dziś robiła normalnie jak małpa 🙈
To ja mam kota czy małpę 😂
Oglądałam sobie potem śmierć na 1000 sposobów a potem szpital
I tak się kończy ten dzień
Także ten do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
13 notes · View notes
y1m1ii · 9 months
Text
Ta zbingowalam
Nawet nie wiem dlaczego nawet głodna na nic nie byłam o co chodzi...
Ale to uczucie z rana kiedy się obudziłam taka obolała słaba i trochę mi okres zniknął to było coś pięknego dosłownie myślałam że zemdleje i ja wiem jak to brzmi ale kocham to ucuzcie
Więc dlaczego je zniszczyłam?
Sama nie wiem ale wiem napwno że moja grupka przyjaciol chce się za tydzień spotkać i mnie też zaprosili więc mam jeszcze czas aby schudnąć do niedzieli (nie tej jutro)
Ten post trochę za optymistyczny wyszedł już nmg się doczekać wieczora kiedy będę kwestionować swoje istnienie chęcią zajebania się i jeszcze większych wyrzutów sumienia
Zrobię dwa dni lq fasta pewnie tylko cole będę pić bo nie widziałam innych zero napojów w moim lewiatanie albo ślepa jestem pewnie to drugie a i muszę jakiś prezent dla tej przyjaciółki przygotować wiecie ta co mi miłość wyznała trochę o tym myślałam i chyba muszę odmówić. Jest przekochana osoba ale zasługuje lepiej i nie będę marnować jej czasu<3 To wsumie tyle na dziś i przepraszam
9 notes · View notes
xoxodelulu59 · 1 year
Text
Tumblr media
7 notes · View notes
jellylol · 2 months
Text
Chce sie kysnąc. Mialam dzis juz nic nie jesc ale cos mnie podkusiło i zjadlam jablko, jogurt low carb i pralinke razem wyszlo 205 kcal czyli dzis zjadlam 598. Niby malo ale czuje sie okropnie, jeszcze moja babcia specjalnie dla mnie na jutro odmrarza moje ulubione pierogi ktore sama robi wiec napewno ich nie wyrzucę. Mialy byc dwa fasty a nie ma zadnego.
Czemu nie mogę byc chuda.
Edit: juz mi przeszło XDD nmg z siebie poryczalam sie a później zaczęłam sie śmiać i myslec optymistycznie, że juz niedlugo będę perfekcyjna itp a to wszystko w przeciągu 10min
5 notes · View notes
diwindle · 2 months
Text
Podsumowanie tygodnia
Ten tydzień zaczęłam optymistycznie, z nadzieję na schudnięcie i w końcu jakiegoś zadowolenia ze swojego ciała. Oczywiście, że musiałam wszystko zjebac.
Tumblr media
Nie ważę się bo jest mi wstyd. Wiem, że przytyłam... widzę to.
Wczoraj byłam na imprezie rodzinnej i widziałam swoją ciocię, bozs jaka ona jest piękne, chuda i zgrabna... Waży 45kg przy takim samym wzrośnie jak ja.
Od tego całego cukru i węglowodanów napuchła mi twarzy i bardzo mnie wysypało, mało tego! Za każdym razem jak już coś zjadłam to czułam się źle, strasznie mi się odbijało i bolał mnie brzuch ale oczywiście grubaska postanowiła zażrrać się dalej i właśnie odczuwam tego konsekwencje 😋🤞
+ już kilka osób dyskretnie zasugerowało mi że jestem ulaną kurwą w tym mój brat, który od kiedy schudłam przestał to robić ale jak już wszyscy widzą ulałam się jak świnia.
The things you eat in private, you wear in public 😜😜
5 notes · View notes
kasja93 · 1 year
Text
Hej. Lecimy z dzisiejszym bilansem:
Zjedzone: 938
Spalone aktywnie 1861
Tumblr media
Dziś sporo myślałam. Głównie to robiłam bo nie miałam motywacji by robić cokolwiek innego. Dopiero pod wieczór wzięłam się za ćwiczenia… Owocem moich przemyśleń była zmiana nazwy. Nie przypadkowa. Bo postanowiłam nie wracać przez jakiś czas na trasy międzynarodowe. Ba! W grę będą wchodziły tylko codzienne powroty do domu. Jest to coś o czym inswysywnie myślałam od jakiegoś czasu a decyzje podjęłam dwa tygodnie temu. Dopiero teraz się z wami tym dziele poprzez zmianę nazwy. Źle na mnie wpływa siedzenie w jednym miejscu bo choć widok za oknem zmienia się to ja ciągle tkwię w tym samym otoczeniu. Jem, śpię i pracuje. Dobrze czułam się w podwójnej obsadzie, ale toleruje tylko jedną osobę z którą jeździłam a ona niestety raczej nie pójdzie ponownie na taki układ (bo kasa, kasa i jeszcze raz kasa). Dlatego potrzebna mi zmiana po zakończeniu leczenia, które aktualnie jest wdrażane. Wcześniej, niż na jesień nie wrócę do pracy. A i jesień to optymistyczny wariant bo najpierw muszę się uporać ze stanami depresyjnymi i zaburzeniami adaptacyjnymi - jak to powiedziała mi moja pani doktor. Jednak dość o tym… co do dzisiejszego dnia. Do południa w sumie nic nie robiłam poza patrzeniem się w sufit i paleniem jednorazówki. Później poszłam na spacer przewietrzyć głowę i by nie spędzić całego dnia w domu. Następnie wpadły ćwiczenia. Ostatni posiłek jadłam o 17 i postanowiłam, że będę robić fast około 40 godzinny (bo 24h akurat wpadną na koniec mojego okna żywieniowego). Oczywiście, jeśli będę się źle czuła to go przerwę. Nie ma ciśnienia. Ostatnio przestałam pisać w dzienniku. Muszę do tego wrócić choć aktualnie motywacji mi brak. Leki nasenne pomagają. Śpię po nich dobrze i nawet jeśli się obudzę to zaraz znów zasypiam. W końcu się wysypiam! Jest to dla mnie duży progres.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Menu:
Obiad: domowe sajgonki robione we frytkownicy beztłuszczowej 330 kalorii
Przekąska: monster arbuzowy 15 kalorii
Kolacja: nuggetsy oraz skrzydełka z frytkownicy beztłuszczowej 593 kalorie
Tumblr media
Ćwiczenia:
9897 kroki
30 km na rowerze w godzinę i 12 minut
30 min jogi
15 min z hula hop
47 notes · View notes
pinkpilatesgirl · 11 months
Text
dzień dobry!🩷
nie wiem jak u Was ale u mnie już kropi deszcz więc ten dzień nie zapowiada się zbyt optymistycznie.
Piszę dziś jeszcze ostatnią kartkówkę (popierdoliło kogos) i będzie już totalny luz.
Zrobilam tu po przebudzeniu 5 minut medytacji, ponieważ chcę już pod koniec czerwca robić to codziennie i mieć to w nawyku a jakoś zacząć trzeba.
Miłego dnia!🩷
18 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Załatwiłam dziś obiad dla sis, kupiłam bieliznę (nie tą wymarzoną, ale porządną, z panache, mam do nich zaufanie poza tym ta nazwa taka toskańska i siła sugestii wygrała), zaświadczenie dla klienta, oferta do urzedu, umówiłam się na jutro na dorobienie kluczy dla O. (w wyższej temperaturze jego klucze przestały działać, nie może wejść do budynku), jestem w trakcie ustalania montażu kamerki na wypadek włamania (by przed wyjazdem trochę się ubezpieczyć), mamy umówionego na dzisiaj pieska do lekarza, byłam z małą na spacerze, jeszcze muszę odebrać pocztę, w czwartek mam proktologa i muszę się zacząć pakować.
W tym tygodniu jeszcze muszę podpisać wybrane ubezpieczenie podróżne i złożyć zeznanie podatkowe. Zapominam o tym. Boję się, że przegapię. Bardzo stresuje mnie składanie zeznania podatkowego, boję się panicznie, że popełnię błąd i że będę ścigana przez ZUS, więc jak już siadam do składania zeznania to z wytrzeszczem, na bezdechu i ciśnieniem dudniącej w uszach krwi. Od zawsze. Podobno typowa sprawa dla osób z ADHD. Były lata, gdy poszło gładko, a teraz sama myśl o zeznaniu robi mi sensacje w żołądku i kołatanie serca xD
A! I jeszcze kupić film do aparatu analogowego - spełniam marzenie mojego faceta by robić zdjęcia z podróży aparatem z lat '70 (w tym miesiącu jedziemy na urlop samochodem współczesnym, ale za miesiąc na długi weekend ciśniemy antykiem z lat '70 - niech mój typ ma wszystko w komplecie :P). Wczoraj wspólnie dokonaliśmy zakupu aparatu. Ma być sprawny.
Wczoraj też kupiliśmy środki antykoncepcyjne, winiety na autostrady, zapas żarcia dla pieska, dogadaliśmy ubezpieczenie podróżne.
Przedwczoraj raz jeszcze przedyskutowaliśmy plan podróży i to co z niego wypadnie (Werona, nie chcę więcej tłumów, mam to na co dzień - samo planowanie Florencji to wciąż i wciąż natykanie się na zwroty "hordy turystów" - nie wiem czy po obecnym tygodniu nie będę miała tego powyżej uszu i po prostu ograniczę Florencję do minimum, nawet bez wchodzenia do galerii, bo to jest dramat, lepiej będzie znaleźć jakąś kawiarnię w parku/ogrodzie i zjeść tam pyszności - a otoczona sztuką będę zewsząd, i to bez biletów czy innych wstępów, bo kultowe dzieła tam są WSZĘDZIE, a jeden dzień na to miasto to absolutnie za mało), a co wpadnie na naszą listę (plaża nad morzem, najlepiej plaża nudystów i to najlepiej taka najmniej ludna).
W zeszłym roku O. miał frajdę z używania mojego starego aparatu z początku lat '90 - straszne gówno, nie lubiłam, jak się przerzuciłam jeszcze w podstawówce na cyfrowy to schowałam tego analogowego automata głęboko do szafy, ale nie wyrzuciłam. Odgrzebałam rok temu jako "chyba sprzedam za 10zł" a mój typ piał z zachwytu, że taki vintage vibe xD No i woziliśmy ze sobą, ale niestety zepsuł się.
I jeszcze przełożyć umówione optymistycznie na jutro spotkanie towarzyskie.
I jeszcze oczyścić karty pamięci ze zdjęć, bo czuję, że będę cykać foty jak pojebana.
I jeszcze raz przeliczyć ile toskańskiego wina mam przywieźć (mój kolega na wino ode mnie podrywa dziewczynę xD, a w niedzielę dowiedziałam się, że moi przyjaciele się hajtają za 5 mc i chcemy im przywieźć winko. Ponad to planuję przywieźć wino dla mojego siostrzeńca, żeby dojrzewało razem z nim - otworzy jako prezent na swoje 18 urodziny). I co przywieźć zamiast wina - bo mama ode mnie nie dostanie alkoholu i teściu też. Chociażby nie wiem co.
I jeszcze pomalować paznokcie u stóp (chciałam się umówić na pedi, ale patrząc realnie nie będę miała na to czasu po prostu), zafarbować włosy, kupić grzebień i umówić kolejną wizytę u psychiatry.
I kupić w końcu tablet.
I po urlopie umówić się do pracowni.
I na to spotkanie wybrać.
Ustalić spotkanie z przyjaciółką.
I jakiś sensowny dzień matki.
I znaleźć czas na tworzenie.
I kupić nieprzeciekające poidełko dla pieska - żeby mogła wygodnie się napić będąc w górach (3 dni w górach, 4 dni w Toskanii z czego jeden częściowo nad morzem).
11 notes · View notes
jazumst · 1 year
Text
Jazu niepewny
Żeby Was... Jak to mówią - Nie chwal dnia przed zachodem. Posłuchajcie:
Wstaję. Piękne słońce. Dorosłe życie z daleka woła: - Pranie! - Zaległe zakupy! - Korzonka odwiedź! - KFC XD - Rusz dupę z domu, bo już płaską masz jak UFO od tego siedzenia.
Klękam do modłów. Mówię - Dziękuję Boże za te piękne i zachęcające słońce. - Modły skończyłem, i skończyło się też słońce. Ściemniło się w oczach. Tak pierdolnęło gradem, że w minutę wszystko zrobiło się białe. Chwilę później przemyło ulewnym deszczem. Na podwórku robiło się jezioro, słońce znowu się pokazało, a ja boję się wyjść z domu O.O
//
Właśnie stoczyłem bój o słuszność przedwczesnego wstawienia zmywarki. Ahhhhhh... :/ Dobra, nie chce mi się o tym pisać, bo się zaraz uruchomię i zrobi się nieprzyjemnie.
//
Dzwoniła wczoraj wieczorem Kierowniczka. Wysłała mi zamówienie na chleb na Majówkę i prosiła o opinię. Jest rozgoryczona, bo została z tym wszystkim sama. (Mnie nie ma 2 dni)
Mamy nową kandydatkę na pracownicę. To jedna z tych wielkogabarytowych. Paulina. Paulina wczoraj stała jak widły w gnoju. Powiedziała Kierowniczce, że średnio się czuje i nie ma weny pracować. Ja to leczyły ją papieroski i sobie co chwila wychodziła. Kiero jest załamana. Jutro też będzie, bo będziemy razem. Zupełnie nie rozumiem dlaczego się hamuje. Jak mnie któraś z nich wkurwia to jej to mówię. O ile nie wybuchnę przy okazji, bo normalnie to jestem pedagogiem. Oj, zestarzała nam się Kiero :( Kiedyś to by wpierdoliła i nawet popiół by nie został.
No i dostałem majowy grafik. Tak optymistycznie Wam powiem - Mógł być sporo lepszy :)
Dobry wieczór ;]
youtube
14 notes · View notes