Prawdziwa siła
Może i świat sprawia nam wiele bólu. Może i cierpieliśmy nie raz. Jaki jednak ma sens stawanie się tak samo podłym jak nasi oprawcy? Po co się zamykać? Po co ubierać zbroję? Po co na siłę izolować się od innych? Rozumiem samoobrona, ale tak długo nie wytrzymasz. Pięknem nas ludzi wrażliwych, dużo myślących i analizujących jest ta świadomość świata, jak jest zbudowany. Dzięki tym odczuciom, wiedzy możemy zamienić to w coś dobrego. Sama musiałam do tego dojrzeć i zmądrzeć. Jaki jest sens stawania się tak samo złym jak inni ludzie, których napotkaliśmy na swojej drodze? Czyniąc dobro nawet względem osób, które wbiją nam nóż w plecy nie mamy nic na sumieniu. Byliśmy dobrzy to ta osoba nas zdradziła, a kolejne które napotkamy nie są jej lustrzanym odbiciem. To są inni ludzie, inne historie. Nie sztuką jest stanie się złym. Dziś sztuką i siłą jest utrzymanie dobrego serca w ryzach mimo przeciwności losu. Dzielenie się tym co mamy do zaoferowania, by zakwitnąć i błyszczeć na innych zarażającym blaskiem.
~ Hotoke 10.05.2022
17 notes
·
View notes
nie pomyślałabym, że tak się da, ale chyba wyszłam z wprawy pisania wniosków
1 note
·
View note
18.03.2024
Limit: 700
Zjedzone: 905
Spalone: 84
Bilans: 821
Wczoraj nie wstawiłam podsumowania co było spowodowane tym, że miałam binge i wstyd mi było pisać tutaj o tym znowu.
Dzisiaj rano jak się obudziłam to myślałam ze nie ma szans ze dam rade dzisiaj jechać do szkoły bo tak okropnie się czułam mentalnie, nawet się nie pomalowałam bo nie miałam sił (co bylo błędem bo w szkole czułam sie g0wno).
Po szkole cudem jakimś nie miałam nawet takiej potrzeby aby rzucić sie na jedzenie. Wyszłam poza limit, ale to przez to, że zjadłam jednego batona na którego miałam strasznie ochotę i żałuję, mogłam go nie jeść. Zawiodłam Anę znowu. Było tak dobrze przez cały dzień, ale musiałam zeżreć tego batona. Czuje sie jak świnia, ale nic; popełniłam błąd, a błędy są po to aby wyciągać z nich wnioski i nie popełniać ich więcej.
Ogólnie dzień dzisiejszy taki sobie, znowu szkoła, nauka, szkoła, nauka i tak w kółko, a do tego ja, moje ciało i jedzenie czyli nic nowego. Mam nadzieję, że u was lepiej, trzymajcie się tam wszyscy🫶
Chudego dnia/nocy!!
31 notes
·
View notes
45. 🕗 🏠 💺 ✍🏻 🎁
🕗 Ciężka ta końcówka roku. Brakuje mi na wszystko doby, za dużo do zrobienia. Ale większość rzeczy z listy zadań już na szczęście zrobiłam. Na razie treningi poszły w odstawkę, jutro tylko zaliczę heelsy. Dodatkowo dostaliśmy poradę od behawiorysty, by codziennie zabierać Walterka na spacer do miasta, gdzie jest dużo bodźców. Czasu!
🏠 Tęsknię za internatem. To były świetne 2 lata, pełne imprez i spotkań. Beztroskie. Wspominam też Wigilię parę lat temu, właśnie gdy tam mieszkałam. Tylko ja i mój ziomek. Miła atmosfera, z dala od domów, przynoszenie potraw pani z portierni… Najlepsza Wigilia jaką przeżyłam.
💺 Porządkując dokumenty natknęłam się na wnioski na moją połowę terapii na OLZONie (odział leczenia zaburzeń osobowości). Wow, jestem z siebie dumna, że nie tylko w szpitalu tyle osiągnęłam, ale też teraz – półtora roku później. Nawet myślałam czy by nie wstawić tu wniosków (terapeuty, pielęgniarki i moich), ale się wstrzymałam, bo nie ma kłódki a poza tym i tak by nikt tego nie przeczytał. XD Mam też 60 stron notatek, dość wartościowe i przydatne.
✍🏻 Jestem również w trakcie pisania podsumowania roku i czytam dzienniki. Po raz kolejny wow. Pięknie się rozwinęłam przez ten rok i przepracowałam wiele ważnych rzeczy (dużo zawdzięczam grzybom).
🎁 Na końcu chciałam serdecznie podziękować @pozartaa za kartkę i dodatki ❤️Dawno się tak nie ucieszyłam, no normalnie jak dziecko! Ta kura skradła moje serce, muszę jej znaleźć jakieś fajne, miłe miejsce. 🐔
Jutro albo pojutrze dodam filmik z kalimbą. ^^
40 notes
·
View notes
[09.12.2023]
Dobry wieczór moje miłe Motylki! 🦋
"Leżę na łóżku, przyjaźnię się z sufitem i męczy mnie świadomość, jak wiele rzeczy w życiu potrafiłbym dobrze robić."
- Leopold Tyrmand
Pozwolę sobie zacząć od motta ponieważ jedyną wędrówką jaką dzisiaj odbyłam była ta po własnej głowie. Ciało protestowało wobec opuszczania pieleszy, głowa nie potrafiła skupić uwagi na czymś produktywnym. Zostałam zamknięta z własną świadomością. To dzięki niej szkolna psycholog nadała mi miano "ewenementu" oraz "ciekawego przypadku". Oceńcie własną miarą takt powyższych słów. Samoświadomość dobrych parę lat więzi mnie w klatce równocześnie wypychając ku niebiosom aby za moment brutalnie ściągnąć do piekieł. Poświęcam więc moją młodość na analizę nie robiąc nic aby wprowadzić w życie wyciągnięte wnioski a czas namacalnie płynie mi przez palce. Czasami zakładam, że w tym jednym nieszczęśliwym ciele mieszkają dwie (albo i więcej) Thalie. Siostry na wzór Any a także Mii. Racjonalna Thalia walcząca bezskutecznie o wydostanie się z więźenia własnego umysłu oraz autodestrukcyjna Thalia przywiązana do cierpienia niczym Jaś do Małgosi. Przecież lepsze jest znane piekło niż nieznajome niebo. Poza tym, zasługujesz aby pokutować. Czemu? <chwila ciszy> ... a pamiętasz jak tydzień temu zapomniałaś powiedzieć "do widzenia" wychodząc ze sklepu? Teraz cierp za swoje grubiańskie zachowanie! Usilnie marzyłam o zostaniu głosem rozsądku, aby znajomi postrzegali mnie jako osobę wyrozumiałą i przedobrzyłam. Dopuszczam do siebie multum scenariuszy których zakończenie monotonnie przyjmuje ten sam schemat, to ja jestem winna. Na tym gruncie wyrosła fałszywość. Prawię nienawistne tyrady aby po dziesięciu minutach spędzonych sama ze sobą przyjąć na siebie wszystkie grzechy osoby besztanej. Czy to cofa wypowiedziane chwilę temu krzywdy? Oczywiście, że nie! Skrajność równa się braku kontroli, ciągle zmieniam decyzję dając mi czas na przemyślenia pewnym jest, iż wstrzymam się od głosu. Stąd kotwice znalazłam w "diecie motylkowej". Mój jedyny obecnie pewnik to cyferki rozpisane w notatniku na cały miesiąc. Mam kontrolę nad własnym życiem w jednym małym aspekcie, a raczej wmawiam sobie, że ją mam. Jedzenie od dziecka pomiata mną jak chce. Wcześniej umierałam z przejedzenia dzisiaj płaczę przypadkowo połykając naskórek z ust bo może on mieć puste kalorie. Całe życie jestem więźniem własnego umysłu, tych dwóch Thalii które prowadzą wojnę "Polsko-Polską" a gdzieś pośrodku pozostaje uniwersalna względem śmiertelnej bitwy świadomość podszeptująca, iż te skrajności mnie wykończą. I ma rację. Pisanie tego wiedząc, iż nie poczyniłam dzisiaj żadnego kroku (dosłownie a także w przenośni) rozrywa mi żebra chociaż cielesna powłoka, mimika pozostaje obojętna. Lecz wewnętrznie jestem świadoma, i to mnie rani. Dochowując pełnej szczerości muszę zdradzić wam obrzydliwy sekret którego bardzo mocno się wstydzę. Między spaniem a bólami egzystencjalnymi bezmyślnie przeglądałam filmy osób z nadwagą ładujących w paszcze chorobliwe ilości jedzenia. Oh, jaka ze mnie hipokrytka! Gdybyście tylko zobaczyli obraz żałości jedzący z bólem, jakby za karę jakim byłam na początku roku. Błąkam się między materiałami odczuwając perwersyjną wyższość aby ciemny ekran kończący pokazał mi w odbiciu twarz gorszą niż te które chwilę wcześniej oglądałam. Mimo wyrzutów sumienia kontynnuje seans powtarzając cykl chomika biegnącego w kołowrotku. Ciągle te same błędy. Dwie Thalie, Alkaida w głowie, cierpienie. Czy kiedyś odetchnę?
Chciałam zatoczyć koło kończąc tak jak zaczęłam lecz wertując w pamięci cytaty z "Lalki" nie potrafię zdecydować się na jeden. Szukając pozytywów, przyszła interpretacja lektury nie będzie wyzwaniem gdy czuję duchową bliskość ze Stanisławem (bynajmniej nie na poziomie zamiłowania do o wiele młodszych kobiet.)
Spożyte kalorie: 0kcal na 0kcal
Spalone kalorie: 5kcal
Wstyd mi się do tego przyznawać ale wywodzę się z domu gdzie najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Oceńcie moje lenistwo własną miarą, w końcu po to czytamy cudze bilanse, aby się porównać, może poczuć wyższość. Czyż nie? Lub tylko mierzę Was własną miarą.
Bilans: -5kcal
Wybaczcie infantylnie edgy otoczkę wokół powyższego wpisu. Koniec końców jest to coś na wzór pamiętnika a tak właśnie wygląda dzisiaj mój nastrój.
Chudej nocy Motylki! 🦋
33 notes
·
View notes
Oj
Mam aplikacje Daylio Nie używałem jej chyba z rok Wyświetliło mi się powiadomienie ze wspominką Moj wpis z przed kilka u lat Zaczolem czytać poprzednie Dość szybo kl dotarłem do swoich notatek z początku mojego uzależnienia od alkoholu W kwietniu jakoś zaczolem pic Pod koniec lipca już zaczynałem podejrzewać, że może jestem uzależniony wypierałem to
Przykre jest czytać swoje wpisy Jeden wpis,, wypiłem alko" po dwuch dniach wpis jak pojechałem do rzeszowa Imprezowalismy z przyjaciółką i znajomą Upiłem się do nieprzytomności,, boję się, że się uzaleznie",, faktycznie nie umiesz sobie postawić granicy Normalni ludzie wiedzą ile wypic i ile im starcza",, ja nie potrafie",, już nie będę pił"
Po 2 dniach kolejny wpis,, najebałem się życie jest chujowe"
Nie miałem wtedy świadomości pełnej, że faktycznie pije za często a raczej to wypierałem wtedy
Robiłem to często Wydawało mi się że jak zrobię sobie przerwę na dwa dni lub góra 6 to się nie uzaleznie
Wpis z początku sierpnia,, nie mogę przestać myśleć o alkoholu xDale to chyba normalne chciałem spróbować czegoś czego nie pilem i kupiłem sobie xxxxxxx Nic mi nie jest"
Przeraziłem się czytając o moich myślach samobójczych, które miałem codziennie Wąchania nastroju były przerażające ile było we mnie nienawiści do siebie
Mimo, że od lat tak się czułem to alkohol dolewał oliwy do ognia Stałem się wrakiem człowieka
Dość szybko zaczolem szukać informacji o alkoholizmie jednak potrzebowałem na to jednoznacznego dowodu Wizja bycia uzależnionym mnie przerażała bowiem w moich oczach alkoholicy wracają do nałogu nie ważne ile razy poszli na terapie, że tylko niewielka ilość osób jest wstanie żyć bez alkoholu i cieszyć się życiem Kompletnie nie wierzyłem w to, że i mi będzie to dane Starałem się jakoś wdrażać sposoby walki z glodami Nie ufałem temu co czytałem ani samemu sobie Choroba dawała mi milion powodów dlaczego nawet próbowanie nie ma sensu
Trochę jestem dumny z siebie że zanim poszedłem na terapie już jakąś wiedzę miałem bo chciałem wiedzieć czy na to jestem chory Zrozumieć na czym to polega Większość raczej myślę by olała wszystkie red flagi Uznała, ze inni wymyślają i dalej piła albo poszła na terapie dla świętego spokoju Nie żebym ja sam takich myśli nie miał zgłaszając się na terapie.. Natomiast widzę, że próbowałem chociaż poddawać pod wątpliwość swoje chore myśli
Smutno mi się zrobiło i czuje jakieś napięcie teraz jakiś taki lęk Dość dużo emocji to we mnie wzbudziło Nie chce myśleć jak będę się czuł podczas pisania piciorysu XDdDDD
Eee przejdzie mi było minęło Kiedys źle się czułem z tym, że mimo nabytej wiedzy nie potrafię przestać pić A po terapi na dziennym za pijałem W mojej głowie panowało przeświadczenie, że trzezwieją trzeba być perfekcyjnym jeśli chce się należeć do grupy osób nie pijących
To na tamtej terapii zaszczepiony we mnie cień nadzieii
Nie da się wszystkiego zmienić w swoim życiu ani uczynić ze sposobów jak osowić głód alkoholowy, nawyk To jest droga pełna prób i błędów Trzeba umieć wyciągać wnioski by co kolwiek miało sens
wciąż popadam w jakieś depresyjne myśli i autodestrukcyjne tory myślowe Natomiast widzę jak dużo się we mnie zmienilo
Kiedyś bardzo analizowałem wszystkie moje interakcje społeczne szukając błędów,, co zrobiłem zle" ataki paniki miałem nie mal codziennie Panicznie się bałem ludzi Prowokowałem odrzucenie
Teraz? Rozmawianie przychodzi mi już z pewną łatwością Nie czuje lęku tak silnego jak wtedy Staram się zauważać kiedy znów zaczynam myśleć autodestrukcyjne Nawet jak się zdarzy to nie jest to w takim stopniu
Żyje mi się lepiej, spokojniej jak na to co było Sporo jeszcze pracy przede mną Widzę w tym sens Kiedys bym tego nie napisał ale,, Warto żyć"
33 notes
·
View notes
Jak zadbać o swoje zdrowie psychiczne (czyli czego nauczyłam się w ciągu swoich 21 lat życia):
♡ Zaplanuj sobie czas na odpoczynek w ciągu dnia. Odpoczynek jak już pisałam jest tak samo ważny jak ciężka praca, a jeśli nie będzie go wystarczająco dużo lub nie będzie mądrze rozplanowany, to spowodować może nie tyle co spadek naszej wydajności, ale także drastyczny spadek naszego samopoczucia i siły motywacji.
♡ Daj sobie prawo do popełniania błędów. Nikt nie jest idealny i Ty też nie musisz taka być. Daj sobie przyzwolenie do tego, żeby popełniać od czasu do czasu błędy i nie być perfekcyjna. Nikt nie będzie Cię kochał bardziej tylko dlatego, że będziesz się zaharowywać kosztem samej siebie i stawiać sobie nierealne poprzeczki w osiąganiu swoich celów.
♡Naucz się żyć w chwili obecnej. Dla mnie kluczowym czynnikiem, który pomógł mi wyjść z depresji było nauczenie się żyć tu i teraz w obecnym momencie. Odkąd zawsze pamiętam zbyt dużo czasu zajmowało mi zamartwianie się tym, co już było lub dopiero nastąpi. Jednak najważniejsze jest, żeby zdać sobie sprawę z tego, że nie ma się co przejmować się przyszłością, bo to, o czym myślimy i obecne się martwimy w 90% nigdy nie nastąpi (kochani przyszłość jeszcze nie istnieje!), natomiast przeszłość jest czymś stałym niezmiennym, także nie da się już na nią wpłynąć, można tylko wyciągnąć z niej wnioski, żeby wszystkie nasze małe potknięcia i błędy nie zostały popełnione na marne.
♡ Doceniaj drobiazgi (praktykuj codziennie wdzięczność). Może być w postaci powiedzianych sobie rano po przebudzeniu 3 rzeczy, za które jestem dzisiaj wdzięczna lub zapisaniem ich wieczorem na kartce. Takie małe ćwiczenia ma na celu, oswojenia nas z myślą, że małe rzeczy też mają znaczenie i nawet w naszym życiu wydarza się codziennie coś dobrego, czego często nie dostrzegamy (może być to: obudziłam się dzisiaj rano bardziej wypoczęta lub „mniej połamana”, na śniadanie były moje ulubione płatki, spotkałam po drodze do szkoły bardzo ładną dziewczynę lub chłopaka, przez całą drogę słuchałam radosnego śpiewu ptaków lub ulubionej muzyki w słuchawkach, lekcje upłynęły mi dosyć szybko lub nic złego nie wydarzyło się dziś w szkole/pracy).
♡ Oglądaj mniej newsów. Często przez oglądanie wiadomości dostarczamy sobie zbyt dużo negatywnych bodźców, także zamiast martwić się sobą, dorzucamy do tego jeszcze martwieniem się o losy kraju, innych nieznanych nam nawet ludzi, czy losy całego świata.
♡ Naucz się prosić o pomoc. Ta umiejętność wbrew pozorom jest bardzo przydatna w dorosłym życiu, także nie bójce się już teraz prosić o pomoc.
♡ Naucz się nagradzać siebie po ciężkiej pracy i chociaż raz dziennie robić jedną miłą rzecz przeznaczoną tylko dla siebie.
♡ Zacznij myśleć o sobie dobrze, bo nic tak silnie na nas nie wpływa jak to, co myślimy o samych sobie (nawet nasza rodzina, przyjaciele, nauczyciele, społeczeństwo, komentarze w internecie). Wszystko to nie ma znaczenia, jeśli tylko potrafimy dobrze o sobie myśleć. Nauczenie się tego (czyli niestosowania negatywnych słów w swoim kierunku, nawet tych, o których myślimy w naszej głowie) było jednym z końcowych kroków w mojej walce z depresją. Pracowałam nad tym najdłużej, ale i dzięki temu depresja w późniejszych etapach mojego życia już nie nawracała.
♡ Naucz się oddzielać fakty od opinii i nie chodzi mi tu o tylko te z zewnątrz, ale też te, które codziennie powtarzasz sobie w swojej głowie (jestem głupia i leniwa, nic mi nie wychodzi, mam brzydką buzię lub sylwetkę, zastanów się. To fakt, czy tylko twoja subiektywna opinia. Przyjrzy się swoim odczuciom z zewnątrz lub jak wolisz z perspektywy 2 obiektywnej, nieznającej Cię osoby i patrz jak wszystkie te negatywne myśli tracą na sile.)
♡ Odpuszczaj rzeczy, na które nie masz wpływu.
♡ Wyrażaj swoje emocje i uczucia. Wyrażanie swoich emocji jest kluczowym czynnikiem w powstawaniu relacji międzyludzkich. Nie jest ono niczyją słabością, nie powinno też być traktowane jako coś negatywnego lub wstydliwego, dlatego nie bójmy się wyrażać naszych emocji, ponieważ tylko dzięki nim jesteśmy się w stanie poprawnie komunikować się z ludźmi, co w przyszłości ułatwi nam znacząco, życie, jeśli będziemy potrafili swoje emocje i uczucia poprawnie nazywać, rozumieć oraz wyrażać.
♡ Naucz się odmawiać. Naucz się stanowczo mówić nie, nie musisz za każdym razem się tłumaczyć dlaczego, możesz po prostu nie mieć na dana rzecz ochoty, siły lub może się to nie zgadzać z twoimi przekonaniami i to jest całkowicie w porządku. Ludzie i tak nie będę nigdy lubić osoby, która na wszystko się zgadza. Nie będą też jej szanować w tym jej przestrzeni osobistej i zdania. Nawet jeśli to twoja rodzina lub najlepszy przyjaciel to masz w pełni prawo im odmówić o cokolwiek cię poproszą.
♡ Odetnij toksyczne osoby ze swojego życia. Tu też nie ma znaczenia czy jest to twoja rodzina, przyjaciele czy partner. Jeśli czujesz, że osoba jest toksyczna (ciągnie cię w dół) to nie przebywaj z nią tak dużo czasu, a jeśli masz taką możliwość to odetnij ją raz i na zawsze i daj sobie możliwość poznania nowych osób, które będą potrafiły cię zrozumieć, wesprzeć i sprawią, że będziesz chciała stać się lepszą osobą. Takie osoby nadejdą, uwierz mi 🤍.
31 notes
·
View notes
Licznik gówniaków: 17
Na moim osiedlu raptem 14, ale przezornie wzięłam też trochę słodyczy ze sobą do pracy.
Wracałam w podskokach i kiedy tylko weszłam na klatkę wiedziałam, że jestem już niemalże spóźniona. Najmłodsze, ślamazarne gówniaki były prowadzane przez opiekunów po schodach tarasując mi przejście do mojej pajęczej chatki.
Wnioski:
-dzieci są socially awkward, trzymałam wiadro i kazałam im sobie nakładać, a te brały czasem tylko po cukierku, dziękuję, do widzenia, odwrót, a potem wokalnie przypominały sobie, że w sumie to jeszcze są inne drzwi w tym korytarzu. Każdemu mówiłam, że może wziąć więcej, nie każdy się słuchał,
-niektórzy rodzice asystujący swoim maleńkim pociechom robili wrażenie jakby unikali mojego wzroku i puszczali moje uwagi mimo uszu. To trochę tłumaczy dzieci,
-z jakichś 30 mini paczek żelek zostało mi 6, z 10 lizaków został 1, oranżady HELENA (90 groszy w Biedrze :P) w saszetkach też zeszły. Trochę wątpię, by to była kwestia preferencji, bo znaczna część nawet nie zastanawiała się jakoś szczególnie nad tym co biorą, ale musiały celowo wyciągać to, co było w saszetkach, bo robiło wrażenie większego i łatwiejszego do złapania, jak mi się wydaje. W przyszłym roku albo im popaczkuję zwykłe cukierki albo kupuję rzeczy tylko w saszetkach,
-wybił mi się jeden chłopak z grupki na oko 12-letnich (prawie za starych), który widząc moje wiadro z cukierkami był autentycznie rozentuzjazmowany, na moją zachętę, by wzięli więcej dla odmiany sięgnęli po więcej, a gdy wyciągnął tę całą HELENĘ za 90groszy, to doznał takiej satysfakcji, że musiał aż zrobił "łooooo" i unieść ją w zachwycie pokazując łup koleżankom. Potem powtarzał "dziękujemy" wielokrotnie i giął się w pasie jak urzędnik przed carem. Zatkało mnie,
-był gówniak z pełnym słoikiem (?), który po otwarciu przeze mnie drzwi zaczął stękać, że nie ma gdzie ładować tarasując jednocześnie drogę koleżankom. Były i takie z workami, które brały po jednym cukierku.
Dziś rano zdejmowałam pajęczynę i sprzątałam z korytarza papierki.
Zostało mi jeszcze z 6 litrów słodyczy, ale podzieliłam je na "tematyczne, halloweenowe", "dorosłe/do kawy" i "inne". Boję się to trzymać w chacie na dłuższą metę, bo już wczoraj po powrocie z treningu N. usiadł przed wiadrem i jął jeść jednego po drugim.
Schowałam pajęczynę na przyszły rok.
11 notes
·
View notes
𝓓𝓸𝓶𝔂 𝔀 𝓪𝓼𝓽𝓻𝓸𝓵𝓸𝓰𝓲𝓲 𝔀𝓼𝓹𝓸́ł𝓬𝔃𝓮𝓼𝓷𝓮𝓳
𝓭𝓸𝓶 𝟏
Znaczenie, objaśnienie & spis tematyki
Seria | Eseje z astrologii |
Ten wpis stanowi jedynie mini ściągawkę tematyczną. Swego rodzaju fiszkę, która pomoże Wam zrozumieć tematykę sektorów w interpretacji znaczeniowej. Czyli jak w interpretacji poezji - są symbole językowe, które trzeba rozgryźć i odkodować. A dopiero potem dokonać analizy przesłania i wyciągnąć wnioski.
Wpis ten nie zastąpi aktywnej, kreatywnej i praktycznej interpretacji sektorów w kosmogramie!
Wpis nie zawiera omówienia domów z perspektywy jakości, grupy zodiakalnej i polaryzacji.
Moje opracowanie zawiera znaczenia tematyczne domów & jest oparte o astrologię współczesną, nurt astropsychologii & elementy astrologii ewolucyjnej. Więc to co tu przeczytacie może się różnić od zdania innych astrologów - nie każdy używa tej samej gałęzi astrologii, co ja; tego samego nurtu co ja i tych samych perspektyw interpretacyjnych, jakich ja używam!
Ogólne przyporządkowanie domów do znaków zodiaku:
dom 1- sektor barana ♈︎ (<- ten omawiamy dzisiaj)
dom 2- sektor byka ♉︎
dom 3- sektor bliźniąt ♊︎
dom 4- sektor raka ♋︎
dom 5- sektor lwa ♌︎
dom 6- sektor panny ♍︎
dom 7- sektor wagi ♎︎
dom 8- sektor skorpiona ♏︎
dom 9- sektor strzelca ♐︎
dom 10- sektor koziorożca ♑︎
dom 11- sektor wodnika ♒︎
dom 12- sektor ryb ♓︎
Przyporządkowanie domów kosmogramu do znaków zodiaku jest dość nowoczesną ideą, typową dla astrologii współczesnej. W tradycyjnej nie znajdziecie takiej perspektywy interpretacyjnej!
{Jeżeli w trakcie czytania naszły Cię jakieś pytania to zadaj je klikając w przycisk "zapytaj wyroczni" na moim profilu tumblr.}
Tematy i obszary tematyczne 1 sektora kosmogramu.
Autoprezentacja, pierwszy kontakt innych ludzi z posiadaczem kosmogramu. To, jakie wywierasz pierwsze wrażenie na innej osobie.
Pojęcie "1-szego wrażenia" nie jest jednowymiarowe i nie dotyczy jedynie wyglądu.
Przypomnij sobie ostatni raz, gdy poznałeś kogoś nowego. Nie musi to być to "poważne" spotkanie i oficjalne podawanie sobie ręki. Sam moment pierwszego kontaktu, styku.
Na co zwróciłxś uwagę? Na kolor oczu tej osoby skanując wzrokiem jej wygląd? Na styl ubioru? A może na mimikę, którą pokazała jej twarz? Patrzyło jej z oczu dobrze?
Czy ta osoba była charyzmatyczna i tryskała energią? A może sprawiała wrażenie melancholika?
Dużo mówiła, czy raczej słuchała?
I w końcu: Czy umiesz określić (sumując do kupy wszystkie obserwacje) jaki ta osoba ma stosunek do życia, nowych sytuacji? Jaką postawę ma w stosunku do rozkręcania nowych pomysłów w życie? Jaki rodzaj "energii sprawczej" posiada?
Jak widzisz pierwsze wrażenie nie jest tylko oceną czyjegoś wyglądu. W astrologii również. Jest to związane ze specyfiką 1 domu. Składają się na nią: jakość i powiązanie tego sektora ze znakiem Barana. A Baran jest również ognisty i "męski" (nie bierzemy tego podziału "płciowego" dosłownie).
I te zależności przekładają się na charakterystykę 1 domu. Oczywiście z uwzględnieniem jego funkcji interpretacyjnej (jako części kosmogramu & części "składowej" pełnego ułożenia na kosmogramie. A to też nie jest ze sobą tożsame!). Sektory są od czegoś innego niż znaki zodiaku w astrologii współczesnej. Nie mylimy ich funkcji ani roli, jaką pełnią w interpretacjach!
Przez to, że 1 dom jest związany z 1 wrażeniem (które jest wielopłaszczyznowe) to jego tematyka również będzie obejmowała różne płaszczyzny:
Wygląd zewnętrzny, fizyczność & elementy "pierwszego odbioru":
charakterystyka głosu - (ton, wysokość) to w jaki sposób osoba używa go do ekspresji podświadomej (a przez to naturalnej) siebie i swojego ja. Czy osoba jest gadatliwa, cicha (a może jeszcze coś innego - ile ludzi tyle opcji);
preferencje dotyczące wyglądu (ubiór, fryzura) - czy dana osoba ma "wyczucie" stylu czy nie, jaki "vibe" mają ubrania i akcesoria, typ fryzury, który lubi i nosi. Jak całość stylu i sposobu prezentacji poprzez modę.
Rysy twarzy i kształt twarzy, wielkość głowy, kształt oczu, ich osadzenie i odległość od siebie. Typowe/ specyficzne dla tej osoby elementy twarzy (w zależności od znaku zodiaku oczywiście. Każdy będzie podkreślał co innego na buzi człowieka).
Ogólna charakterystyka sylwetki/ figura - to jest akurat zależne od cech znaku zodiaku, które nie są fizyczne pierwszolanowo. Ale efekt tych cech uwidacznia się np. z czasem w sylwetce człowieka.
Dla przykładu- Baran w 1 domu może wskazywać na osobę, dla której aktywność fizyczna (typowo sportowa) jest naturalna. Jeśli biega będzie to widać po łydkach i udach (ich wygląd, jak są zbudowane mięśniowo). Jeśli lubi chodzić na siłownie i ćwiczyć z ciężarami to stopniowo zbuduje mięśnie, co także da się zauważyć "gołym okiem".
Dodatkowo: tendencja dodanego typu sylwetki i zachowania jej w sposób "naturalny".
Osobista autoprezentacja zewnętrzna i wewnętrzna:
Zewnętrzna: będzie więc dotyczyć stylu (czy dana osoba go ma, jaki, jak wygląda, co w nim łączy itd.), schludności w wyglądzie (lub jej braku), makijażu, to jakie włosy nosi. jak to wszystko razem wygląda dodane do siebie. Sylwetka, jakie ciało jest wizualnie (szczupłe, zbudowane, rozrośnięte mięśnie, czy ktoś jest przy kości itd.). Gestykulacja, mowa ciała, mimika twarzy (czy ktoś jest ekspresyjny, jeśli tak to w jaki sposób), reaktywność ciała.
Drugi rodzaj autoprezentacji to kwestie związane z ukazaniem się wewnętrznych cech - jaki ktoś ma temperament, jak operuje głosem (co dzięki niemu ukazuje- emocje, nastawienie do świata, wewnętrzną "burzę" itd.) i charyzmę . To też postawa dotycząca rozpoczynania nowych spraw w życiu oraz inicjatywa do podejmowania się nowych wyzwań, zdolność do przejmowania inicjatywy w ogóle. Co jest związane z naturalnym temperamentem i charyzmą jednostki.
Ogólny stan "witalności" człowieka:
Stan ciała, który wynika z naturalnej "energii" jaką ktoś przejawia. Konsekwencje wizualne ogólnej sprawności witalnej/ żywotności człowieka.
Naturalne reakcje na zewnętrzne zdarzenia:
Mimowolne odruchy na bodźce (np. wzdrygasz się całym ciałem, gdy ktoś Cię zaskoczy czy może wydajesz okrzyk zdziwienia? O takie detaliczne "sposoby" reakcji chodzi)
Podświadome "ja" człowieka:
Czyli zbiór cech, postawa, poglądy i wszystko inne, co tworzy człowieka. To "ja", które przychodzi naturalnie i jest "pierwszą wersją" charakteru.
To podświadoma i naturalna część, którą wychwytują inni ludzie. Na te cechy zwracają uwagę w pierwszej kolejności przy poznaniu / zawieraniu znajomości z nową osobą.
Ta podświadoma część może być dla niezauważalna i/ lub nieoczywista la jej posiadacza. Jako, że 1 dom jest następstwem sektora 12-tego (podświadomość, głębia, to co ukryte), można powiedzieć, że podświadoma część charakteru człowieka (ta bardziej intymna, prywatna) "transferuje" się do tej części nastawionej na ekspozycję społeczną. Stąd inne osoby mogą z łatwością wyłapać Twoje podświadome "ja", z którego Ty niekoniecznie zajesz sobie sprawę (co oczywiście nie znaczy, że ciągle będziesz żyć w samo-nieświadomości". Wszystko do się wypracować. To zależy od Twojego podejścia i chęć do wykonania kroków potrzebnych do poszerzenia wiedzy o sobie)
Jeżeli w trakcie czytania naszły Cię jakieś pytania to zadaj je klikając w przycisk "zapytaj wyroczni" na moim profilu tumblr.
6 notes
·
View notes
6 listopada 2023
Po tych weekendach zjazdowych jestem tak wyczerpana, że to po prostu dramat...
Po szalonej pogoni w sobotni wieczór (którą zakończyliśmy iście studencko: w pubie, kuflem piwa i podłym kebabem zjedzonym późną nocą w oczekiwaniu na autobus nocny by dotrzeć do domu i wyspać się przed kolejnym dniem nauki) rankiem w niedzielę zapomniałam wziąć leki na ADHD.
Zmęczenie + niewyspanie + stres + plus ból brzucha po kebabie + strach przed tym, że nie dam rady złożyć tego podania + nasilenie objawów ADHD i rozkojarzenia i BOOM. To był dla mnie bardzo ciężki dzień na uczelni.
ALE nie zmienia to faktu, że ZNOWU się wzruszyłam z 3-4 razy, bo ta uczelnia jest GENIALNA! Wykładowcy to złoto! Serio, nagle na wykładzie miałam łzy w oczach, bo nie dowierzam, że uczestniczę w czymś tak fajnym i wyjątkowym.
Wczoraj miałam bite 3h socjologii. Pierwszy raz w tym semestrze. Miałam pewne wyobrażenia jak mogą wyglądać zajęcia z socjologii, bo bardzo lubię czytać książki popularnonaukowe, których autorami są min. socjologowie (z mojego doświadczenia: KAŻDY temat jaki chcesz zgłębić zawsze jest ciekawszy jeżeli dodamy do niego spojrzenie/horyzont socjologiczny - np: dietetyka jako nauka ma swoje wytyczne, badania i założenia, ale porównanie tych kryteriów badań do podobnego obszaru badań, ale z np. psychologii i socjologii pokazuje czasem rozbieżne tezy, wnioski, a czasem po prostu otwiera nowe drogi eksploracji i szukania rozwiązań swoich problemów itp - właśnie od takiej książki o dietetyce zaczęłam szukanie książek autorów-specjalistów z różnych dziedzin i serdecznie to polecam! Takie dialogi literackie uruchamiają rozkminy).
Okazało się, że moje wyobrażenia o potencjalnym wyglądzie takiego wykładu mają się nijak do tego jak wyglądał. :D Wykładowca to taki "mistrz marionetek", taki szpakowaty mężczyzna z kurwikami w oczach i szerokim uśmiechem. Pokazuje nam EMPIRYCZNIE różne założenia, do tych z którymi miał ćwiczenia zwraca się z katedry po imieniu, śmieszkuje, rzuca ciekawostkami, a do tego ANGAŻUJE nas do wymiary najbardziej absurdalnych, niedorzecznych spostrzeżeń i ich nie wyśmiewa. Ba! PŁAWI się nimi!
Zabił mnie, jak oświadczył, że jednym z warunków zaliczenia jest uczestniczenie w jego właśnie wymyślonym w trakcie wykładu xD konkursie na meme z wykładowcą. Podpowiadał nam którzy wykładowcy do czego się nadają. I oczywiście upewniał się, że przedtem musimy zapytać o zgodę wykładowcy xD Ale jak już się zgodzi to tematy mogą być takie, takie i takie xD.
Jestem zachwycona.
Podejmowaliśmy temat rozwoju/ewolucji społeczeństwa. Zaczynaliśmy od nomadów i docieraliśmy do społeczności postindustrialnej poprzez... ZROBIENIE Z NAS, studentów, takiego plemienia nomadów. To było takie fajne! Nauka poprzez zabawę :) Początkowo należała do zespołu zbieraczy (że jagody, że korzonki itp), ale potem nasze plemię GWARDIĘ zaatakował wrogi Rybnik xD. Wykładowca prosił o pomysły na to jak się ustrzec przed kolejnym najazdem Rybnika. Posypały się różne odpowiedzi, w tym moja "budujemy wały, bramę i umocnienia!" xD i tak zostałam przez prowadzącego nazwana budowniczą-architektką plemienia xD (hahaha jednak jestem na to skazana xD). Do mojej drużyny zgłosili się inni ludzie - po kilkoro z każdej "pierwotnej grupy" (zbieracze, poławiacze ryb, łowcy, zbieracze chrustu i wikliny itp itd).
Bawiłam się świetnie.
Jeszcze zabawniej było, jak wykładowca wytypował nam Księcia i jego drużynę - jakiś chłopak z innej grupy poprzedniego dnia miał z tym wykładowcą ćwiczenia i wykazał się dużą odwagą (pyskował) i asertywnością, wykładowca sobie z nim cały wykład dyskutował - a potem musieliśmy typować jak będą żyli i rządzili jego potomkowie xD do 17-stego pokolenia xD.
To było takie fajne!
A potem była historia z moim ulubionym wykładowcą!
I teoria komunikowania - to prowadzi ten typ, który mnie doprowadził do wzruszenia 2 tygodnie temu "jesteście tu po to, aby TWORZYĆ, a ja wam dam narzędzia by to robić jeszcze lepiej" itp. W tym tygodniu na jego wykładzie ocierałam łzy 3 razy. Nie wiem, nie potrafię wyjaśnić. Typ daje może nie tyle "suchą teorię", bo daje masę przykładów itp, ale jednak przekazuje nam głównie książkowe reguły, schematy i coś co będę musiała potem wkuwać na pamięć. A jednak to wszystko jest tak interesujące, a on mówi z TAKĄ pasją, że... czuję się wciągnięta. I chcę więcej. Bardzo emocjonalnie przeżywam jego wykłady (a przykłady mamy tutaj szerokie: omawiamy meme z MLF, prozę Mroza, potem nagle Umberto Eco, później oglądamy "Jak działa jamniczek" xD na YT i nagle przeskakujemy do analizy poezji z przykładami). Ja czuję po prostu, że tu pasuję.
I mam jeszcze takie hymm...
Mam pewną wątpliwość odnośnie jednego przedmiotu z którego chcę jednak wyciągnąć jak najwięcej - miałam ćwiczenia z personal brendingu z panem, który jest absolutnie kompetentny. Być może jest w moim wieku - co byłoby prawdopodobnie polem wspólnym, ale jakoś tak... Czuję, że typ mnie nie lubi. A może po prostu zgrzytnęło mu wyobrażenie o mnie z tym, co zrobiłam? A może czuje, że nie może do końća traktować mnie "z góry"? A MOŻE powiedziałam coś, co on sam ocenia jako... No nie wiem.
Typ kazał nam się przedstawić. Od tak. Dał nam 10 minut, mieliśmy opowiedzieć skąd jesteśmy, co robimy tutaj i czego w życiu chcemy. Wyjątkowo pozwolił nam nie wychodzić przed klasę (przyznał, że to byłoby formą znęcania się na pierwszych zajęciach xD) tylko wstać z ławki. Gdy to powiedział to nogi zaczęły mi drżeć i skrzywiłam się. A siedziałam w pierwszej ławce (weszłam ostatnia do sali), widział mnie wyraźnie, więc od razu zażartował "o widzę, że pani z przodu już truchleje ze strachu, proszę wziąć głęboki wdech, nie będę się nad wami znęcał". Wkurzyło mnie to trochę - czułam się comic reliefem, przecinkiem prowadzającym humor i ocieplającym jego (wykładowcy) wizerunek między podawanymi instrukcjami.
Ale okay. Coś napisałam. stwierdziłam, że nie będę tego pisać słowo w słowo, bo potem włączy mi się gonitwa myśli, za dużo tekstu sprawi, że będę się denerwować, że jakieś zdanie połknęłam, że coś przekręciłam, że o czymś zapomniałam. I tu wyszła moja samoświadomość: znam siebie na tym etapie życia, wiem jak pomóc mojemu ADHD w sytuacji stresującej, wiem, że NIENAWIDZĘ czekać, bo czekanie w kolejce powoduje wzrost frustracji i totalną pustkę w głowie. Wiem, że mam tendencję do słowotoku. Dlatego na te trzy jego pytania, na które odpowiedzi mieliśmy zawrzeć w tej prezentacji napisałam sobie trzy myślniki, w każdym po kilka haseł (dla mnie to miało znaczenie). I tyle. Siedziałam dalej w ciszy. Czekając. Ale też siedziałam w pierwszej ławce, tuż przed nim. Widziałam, jak z uśmieszkiem patrzy na moją kartkę. Jakby sobie potwierdzał, że jestem nie dość, że bardzo nieśmiała, że boję się wystąpień publicznych, że OLEWAM jego przedmiot i nie wykonuję poleceń (dokładnie ten sam case przeżywałam przez całe liceum, szczególnie na zajęciach z polskiego).
Po upływie 10 min zaproponował, że teraz... ktoś ma się zgłosić na ochotnika. To mnie zbiło z pantałyku, bo myślałam, że polecimy od pierwszej ławki, jak w szkole (i prędko będę to miała z głowy, a więc nie będzie rosła we mnie frustracja z powodu czekania na swoją kolej). A w tej sytuacji... no był strach i weszło u mnie ważenie czy sobie nie strzelę w stopę (nie chcę narazić się na ostracyzm w związku z byciem nadgorliwą kujonką xP). Zgłosiła się dziewczyna za mną. Opowiedziała o sobie, dużo konkretów. Fajna typiara. Potem mieliśmy jej dawać feedback. Wykładowca też jej dał feedback - głównie, że jest bardzo odważna i życzy jej powodzenia. Czekał na zgłoszenie osoby następnej, też ochotnika. A wtedy stwierdziłam, że fuck it, idę!
I wstałam, donośnym, spokojnym i podobno "pełnym energii" (taki feedback był) głosem opowiedziałam o sobie. O tym skąd jestem. Ile lat tu mieszkam, jak pracuję, co lubię, czemu tu jestem. Powiedziałam, że jestem zachwycona studiami, które zajęcia pokrywają się z moimi zainteresowaniami, jak sama dotychczas łączę z pasji różne media i formy sztuki. Dodałam - dla własnego kmfortu - że chcę nabrać wprawy przy wystąpieniach publicznych, bo chociaż tego teraz nie widać to grupa musi uwierzyć, że drżą mi nogi z nerwów (tu był śmiech i mój, i grupy). Powiedziałam o tym, że mam ADHD (bo cały dzień myślałam o tym, że moje skupienie NIE ISTNIEJE, że zapomniałam wziąć leków i walczę o to by myśli nie odpływały od tematów wykładów i ćwiczeń) co wiąże się z super mocami, jak multitasking czy fiperfokus, masterowanie jakiejś umiejętności na maza, który pozwolił mi na awans zawodowy i znajdowanie przestrzeni na dość aktywny sty życia, ale wiąże się to z tym, że jestem dysortografką i dlatego obawiam się jak cholera egzaminu z panią doktor od poprawnej polszczyzny. xD [I tu mi się włączył prowadzący do rozmowy - powiedział, że to jest dość nietypowe, że wybrałam ten kierunek, więc podzieliłam się z nim planem przedstawienia najnowszych badań i analiz związanymi z dostosowaniem środowiska pracy i nauki dla społeczności neuroatypowej przeprowadzonych przez uni. w Łodzi. Typ uśmiechnął się zaskoczony, wzniósł brwi i uniósł ręcę jakby mówił "dobra dobra" xD], potem opowiedziałam o tym, że jeszcze klaruje się to co chcę robić w życiu, bo nie potrafię póki co zawęzić swoich zainteresowań na polu sztuki do jednego medium, ale na pewno marzę o tym by działać ze sztuką z pogranicza eventów-gotowania-sztuki-informacji i zarządzania, a na tym kierunku mam nadzieję, że to się wyklaruje.
Jak podziękowałam i usiadłam prowadzący skwitował z takim jakimś nieprzychylnym (tak go odebrałam - czy tak było, nie wiem) uśmieszkiem, że jestem bardzo odważna. Bo pierwsze 3 osoby, które się zgłaszają dobrowolnie w takich okolicznościach jak te, które stworzył odznaczają się odwagą. Do tego - powiedział - jestem odważna, bo na wstępie podzieliłam się z jeszcze obcymi osobami czymś co wiele ludzi uważa za zbyt prywatne, co jest wadą i co wolą trzymać w sekrecie. Wtedy się przeraziłam - omg, co ja takiego powiedziałam? Przecież słowem nie powiedziałam o moim exie, o terapii dla osób współuzależnionych, o mojej sytuacji finansowej (aka jestem teraz po prostu biedna, poniżej najniższej krajowej) czy mieszkaniowej. Podzieliłam się rzeczami z których jestem DUMNA. Zaczęłam wertować w głowie co ja takiego powiedziałam, a nogi mi jeszcze bardziej drżały. Aż typ wprost pwoiedział "powiedziała pani o ADHD i dysortografi", a ja na to "tak, dlaczego to miałoby być moją wadą? To moja zaleta. część mnie." i tu faceta zatkało. Zmienił temat na to, że podziwia we mnie to, że pracuję zarządzając zespołem. I że to bardzo trudne i że muszę mieć ku temu naturalne kompetencje. Potem dodał, że mówiłam zaskakująco długo, jak na osobę, która zapisała tak mało. Zauważył. Odpowiedziałam na to coś, co on potem przez godzinę omawiał w ramach wykładu: że wiem, że moim ograniczeniem byłoby, gdybym napisała całe przemówienie na kartce, że te punkty działają dla mnie jak hasła do mindpalace i tak mi jest swobodniej się wypowiadać.
No i uznał, że nie pochwaliłam się dokonaniami w przeciwieństwie do innych osób. Uważam, że to nie prawda: powiedziałam o wygraniu w konkursach plastycznych, o występowaniu w spektaklu tanecznym w teatrze, o wykonywaniu pracy architektki, o zdobyciu nagrody w konkursie literackim, o braniu udziału w rajdach samochodowych jako członkini drużyny - od mety do startu. Jak to nie są dokonania to co to jest?
No mam wrażenie, że z tym panem wykładowcą mamy inny ststem wartości po prostu.
Od grupy był taki feedback, że jestem bardzo sympatyczna. Miło mi. I że podziwiają to, że w tak krótkim czasie zrobiłam tak dużo - a ja zaprzeczyłam. Zastanawiałam się "czy oni myślą, że mam 25 lat, czy co?" - MOŻE tak jest, ale potem rozmawiając z przyjaciółmi i chłopakiem dostałam zapewnienie: że mam imponujące CV, że naprawdę robie baaaaardzo dużo, więcej niż wiele osób, które znają, że być może myślę o sobie w kategoriach "zawsze spóźniona o kilka lat, zawsze gonię by się dopasować się do standardów bliskich", ale gdy się zastanowić ile przeszkód pokonałam i z illu rzeczy wyszła to faktycznie. Jestem osobą, która odnosi sukcesy.
WOW.
Ech...
Lecę do pracy.
13 notes
·
View notes
Mam słabą pamięć do skomplikowanych aspektów filozofii, która mimo wszystko podobno przyda mi się na maturze. Jednakże mam też niebywale świetną pamięć do mojego durnego shitpostingu. Oto więc kolizja dwóch światów, Nadia-cannot-think-straight prezentuje rating filozofów na podstawie wszystkiego co przeczytałam przed chwilą w podręczniku ☺️
Będzie z tego więcej postów, jak ktoś to w ogóle przeczyta to zajebiście. Jak nie, to dla mnie i lepiej, bo będę mieć świadomość, że moje głupoty w internecie pozostają niezauważone. Uwaga post zawiera durne i uproszczone opinie 19-sto latki, jest spora szansa, że pomijam ważne niuanse. Idę za tym co mi podręcznik mówi haha >:)
Anyway:
1. Sokrates 9/10
"wiem, że nic nie wiem" to klasyk, choć fakt, że znaczenie bardziej opiera się na "prawdziwą mądrość znajdziesz w sobie samym" niżeli "nigdy nie poznam wszystkiego co mi ten świat oferuje" mnie trochę zdziwiło, ale tak na plus. Sposób myślenia Sokratesa jest naprawdę spoko. Ja sama jestem za kwestionowaniem wszystkiego, i jego mentalność bardzo zachęca do lepszego wgłębienia się w swoje opinie. I to nie w taki sposób, że wszystko nagle staje się niewiarygodne. Po prostu chodzi tu o lepsze zrozumienie tematu swoich przemyśleń. Przedstawianie mądrości jako z definicji dobrej i sprawiedliwiej nieco mi się gryzie, ale to jest bardziej związane z moją percepcją na współczesny świat. Choć coś w tym jest, poprostu wydaje mi się, że moralność jest bardzo indywidualnym aspektem naszego życia.
2. Platon 4/10
Tok myślenia strasznie przekombinowany, czytając o jego doktrynach mam wrażenie jakby bazowały one na zmyślonych konceptach które mają brzmieć mądrze. W rzeczywistości jednak jak się o nich pomyśli trochę dłużej to nie mają zbytnio sensu. Na przykład, gdzie jest konotacja z światem idei-ludzkim konceptem-z rzeczywistością ziemską? W tym, że według Platona rzeczywistość w ogóle nie istnieje? Szczerze, nie potrafię zrozumieć tej perspektywy. Śmieszne jest to, że poglądy ucznia Sokratesa wydają się bardziej przedawnione od jego nauczyciela. Sposób w jaki opisywana jest dusza jest poprostu dziwny? Też koncept "człowiek postępuje źle z powodu niewiedzy" jest bardzo naiwny. Trochę podobny mam problem jak u Sokratesa. Ludzie źli będą wybierać zło, rozumiejąc, że wybierają zło. Są często tego świadomi, ale zyski są ważniejsze. Platon jednak nie jest całkowicie bezpodstawny, jestem pewna, że dla wielu osób ten ciąg wydarzeń jest zgodny z prawdą. Też znowu rozum jako kierownik celujący ku dobru i pięknu, już pisałam czemu mi się to gryzie ze sobą.
3. Arystoteles 10/10
Odrzucenie wniosków Platona? Baza. Chłop zobaczył pierdolenie o szopenie nauczyciela i zapytał: ej skąd to w ogóle wziąłeś? I dostał shrug emoji jako odpowiedź. Ale teraz na poważnie, śmieszy mnie fakt, że właśnie na tym opiera się jego filozofia: na poznawaniu poprzez wnioski z doświadczeń. Nic dziwnego, że pod względem praktycznym Arystoteles osiągnął najwięcej, chłop ma sporo osiągnięć naukowych jak na antycznego filozofa. I szczerze bardzo bazowe podejście. Chłop też wydaje się odrzucać hedonizm, wyznaczając zasadę złotego środka czyli dosłownie wszystko fajnie ale z umiarem. Harmonia, szukanie szczęścia etc. Całkowicie zrozumiałe, miłego dnia życzę.
Część druga jutro ze szkół filozoficznych i może jeszcze pyknie się średniowiecze baj baj
3 notes
·
View notes
Tumblr, discordy motylkowe baaaardzo pogłebiają moje ED. Wiem, że nie odkryłam Ameryki, ale gdy widze te wszystkie posty to po popstu czuję się głupio, że myśle o bardziej restrekcyjnym recovery ( że w ogóle o tym myśle). Aktualnie nie czuje się jakbym na nim była. Przez to, że zaczełam przygode z reco w wakacje przytylam do 53kg i to był szok. Nie mówiłam o tym, bo było mi wstyd. Od początku roku znowu wpadłam w jakiś trans. Aktualnie zeszłam do 47 i moja głowa chce dobić do 42, z którymi zaczęłam recovery. No ja tego nie chce, dużo myślałam o tym. Często mowie terapeutce, że ja nie chce z tego wyjść i to nie jest prawda. Ja to chce zrobić, nienawidze tego wszystkiego. Naprawde bym chciała mieć zdrową relacje z jedzeniem, dlatego też się leczę. Po prostu ja chce być chorobliwe chuda tak jak wtedy. Jak tak nie wyglądam nie czuje się atrakcyjnie i to jest jeden z wiekszych powodów mojego lęku, strachu przed jedzeniem i tej całej obsesji. Śmiesznie może to brzmieć, ale dopiero od niedawna zdałam sobie z tego sprawę, że to moja samoakceptacja zawodzi. Lubie sobie tak podsumować czasami moje błedy w myśleniu jeśli chodzi o ED i to kolejny z nich.
Mam mase zdjeć swojego ciała w telefonie. Często je przeglądam. Szczególnie teraz. Często sobie myśle: "Ale bylam głupia, że myślałam, że jestem gruba tutaj. Przecież wygladam jak jakies thin$p0" (nienawidze tego określenia, ale tutaj najlepiej sie sprawdza), "ile ja bym dała, żeby wyglądać tak jak wtedy". Chore gówno co?
Tu myslałam, że jestem grubasem.
Tutaj myślałam, że mam obrzydliwe nogi.
Tutaj myślałam, że ogromnie przytyłam, a moje ciało to jedna wielka napuchnieta klucha.
I co nie zgadniecie. Tutaj też myślałam, że jestem spasioną świnią!!
Nie ważne ile ważyłam. Czy 41 czy 50. Zawsze uważałam, że jestem gruba, za gruba, niewystarczająca, nie idealna. Straszne jak to potrafi zaburzyć cały twój obraz siebie, zakłamać rzeczywistość, wprowadzić Cię w taki trans. Równie dobrze bym mogła ważyc 35 kg i uważać się za świnie jednocześnie umierając. Dobija mnie to wszystko. Dobija mnie świadomość jakie to jest wciagające i jak bardzo nie mam nad tym kontrolii, bo ja nadal uważam sie za grubasa i to nie zmieni sie tak prędko. Najbardziej w tym wszystkim chyba boje sie umrzeć po drodze. Codziennie zasypiam w strachu, że już się nie obudze.
Wnioski wyciagnijcie sobie same.
22 notes
·
View notes
Gapiłam się w okno roztrząsając w głowie rozmaite scenariusze, przeprowadzając dialogi i przekonując samą siebie, że A. jednak mnie nie kocha, gdy wtem! przyszło mi do głowy, że jestem z siebie zadowolona.
Włożyłam w sobie dużo wysiłku, wyciągnęłam wnioski z popełnionych błędów, jestem spoko człowiekiem.
Jeszcze tylko moje ciało, ale nie jest łatwo.
13 notes
·
View notes
Podsumowanie 2022
Ten rok był przebojowy, zaliczyłam wiele wzlotów i upadków, choć chyba więcej upadków 😅 Dostałam wiele lekcji od życia, z niektórych wyciągnęłam wnioski, z niektórych nie. Poznałam nowych ludzi, niektórych nawet bliżej, co pozwoliło stworzyć nowe przyjaźnie, choć nie każdy w tych bliskich relacjach pozostał. Bawiłam się, śmiałam, spędzałam czas ze wspaniałymi ludźmi. Ale też płakałam, trzęsłam się z emocji, myślałam o sobie bardzo źle i niekiedy miałam już dosyć życia. Gotowałam, piekłam, bawiłam się jedzeniem. Jadłam, nie jadłam. Ćwiczyłam do ostatku sił, biegałam, spacerowałam, biłam dziesiątki kilometrów na rowerze. Leżałam, opalałam się. Zarywalam nocki, a później nadrabiałam snem po 12 godzin. Spędzałam czas z rodziną, ze znajomymi, z bliskimi mi osobami, albo sama. Odwiedzałam nowe miejsca, zachwycałam się architekturą jeszcze bardziej i bardziej. Rysowałam, zbierałam inspiracje. Miałam wiele planów, część zrealizowałam, część odrzuciłam, część czeka aż nabiore odwagi. Kochałam i byłam kochana. Nienawidziłam, szczególnie siebie i swojego życia. Ale jestem tu gdzie jestem. I wcale nie jestem sama, jak często sobie zarzucam. Jestem MNĄ.
Ale zacznijmy od początku
STYCZEŃ
Po świętach spędzonych nad morzem z moim chłopakiem obiecałam rodzicom, że sylwestra spędzę z nimi. Dlatego całą noc siedzieliśmy w 4 - moi rodzice, chłopak i ja. Zrobiłam pyszne jedzenie, piliśmy, śmialiśmy się, no ogólnie było fajnie. Oczywiście tutaj tkwię już w ED, w Anie, nie mogę znieść swojej wagi.. Zarywam nocki, bo muszę skończyć projekty. Jestem wykończona, płaczę po nocach. Oblałam też jeden egzamin.
LUTY
Zaczęty oddaniem pięknych plansz z architektury krajobrazu i projektowania zieleni, pamiętam jaka byłam z nich zadowolona. Kończę już 5 semestr studiów, upijam się pewnego wieczoru w pubie ze współlokatorką i zaczynają się moje coraz gorsze zjazdy. Nienawiść do mojego ciała tylko rośnie, a ja chcę tylko mniej i mniej. Z dobrych rzeczy - organizujemy domówkę i ląduje z koleżankami w klubie, gdzie tańczymy aż do zamknięcia, już same na parkiecie XD Wracam na trochę do domu, tam poznaję malutką owieczkę - Uszatkę. Razem z dwiema koleżankami jedziemy na cały dzień do Warszawy, jejku jaki to był świetny wyjazd! Rozpoczynam nowy semestr w nowej grupie z nowymi osobami.
MARZEC
Miesiąc, w którym wróciłam definitywnie na Tumblr. To konto jest moim 6 czy 7. Zaczynam jeżdżenie na rolkach. Idę na Batmana z bratem i chłopakiem, gdzie spotykamy naszego nauczyciela z technikum. Dostaję kwiaty od lubego na dzień kobiet za pomocą poczty kwiatowej. Spotykamy się z dziewczynami i pieczemy wspólnie szarlotkę. Rozpoczynamy nowe projekty, a ja napawam się słoneczną i ciepłą wiosną. Biegam! Zaczynamy też wspólne imprezowanie, picie i grillowanie nad rzeką. Bardzo dużo spaceruje i odkrywam nowe miejsca na spacery w moim studenckim mieście. Głęboko siedzę w ED.
KWIECIEŃ
Łapie mnie jakieś choróbsko. Ciśniemy z projektami - znowu wszystko robię ze współlokatorką, czego później z lekka żałuję. Jadę do domu - Wielkanoc. Schodzę coraz niżej z wagą, choć dalej bardzo nie lubię tego jak wyglądam i chcę jeszcze mniej. Popadam w głodówki i napady, mój stan psychiczny się pogarsza. Bardzo dużo spaceruje, napawam się otaczającą mnie naturą, ale też myślę ciągle o spalaniu kalorii. Dalej okazjonalnie imprezuję nad rzeką. Trafia tutaj coraz więcej osób, które chcą mi pomóc, lecz ja jeszcze nie słucham, bo tkwię mocno w ED.
MAJ
Osiągam moją najniższą wagę 59,25 kg. alej nienawidzę, tego jak wyglądam. Dziwne? Dla mnie nie. Mam zaburzony obraz siebie. Nie mam już sił, głodzę się. Byłam na komunii najbliższego kuzyna - tam zajadam się owocami w czekoladzie. Jeszcze więcej imprezuję nad rzeką i piję coraz więcej alkoholu, a jem mało.. Robimy kolejną edycję wspólnego pieczenia ciasta - tu zagościło ciasto marchewkowe. Składam swoje portfolio i wybieram promotora. Znów zarywam nocki, bo projektów mnóstwo, a czasu coraz mniej. Zaczynam żałować projektów ze współlokatorką, bo niestety robiłam je w większości sama.. Zaczynam wykańczać się fizycznie i psychicznie. Mocno przejechały mnie migreny.
CZERWIEC
To był szalony miesiąc. Koniec semestru, egzaminy, oddania. Przytyłam, bo odpuściłam kontrolę, liczenie i ważenie. Nienawiść do samej siebie wzrosła, a ja zaliczałam coraz więcej i coraz gorsze zjazdy. Tu już pojawiały się pierwsze myśli o recovery, jednak ciągle ten pomysł wypierałam. Jestem wykończona fizycznie i psychicznie. W ciągu jednego tygodnia śpię zaledwie 12 godzin.. Spalam się na słońcu i funduje sobie pierwsze poparzenia słoneczne ramion. Zaliczam konkretną odcinę nad rzeką, duża mieszanka alkoholu, pusty żołądek, przez co na drugi dzień z koleżankami opowiadamy sobie co się działo poprzedniego wieczora. Kończymy 6 semestr, co za tym idzie - 3. już rok studiowania Architektury. Zdobywam średnią 4,73 co jest dla mnie największym osiągnięciem całych 3 lat. A z projektów jestem dumna - tym bardziej, że prawie wszystkie wykonałam sama.. Wracam na chwilę do domu i robię z bratem wycieczkę rowerową przejeżdżając ponad 70 km jednego dnia.
LIPIEC
Jakby wszystkiego było mało - plener ruralistyczny. Dobieramy się w trójkę i robimy naprawdę świetną robotę. Olewam trochę współlokatorkę, mamy małą spinę, ale spokojnie, to później mija. Zaczynam trzymać z S., wybieramy się do parku, gdzie pijemy kawę mrożoną i prawie cały dzień rozmawiamy. Moje grono znajomych zaczyna się zawężać, a ja trzymam tylko z kilkoma osobami. Spędzam z chłopakiem świetne weekendy odwiedzając bardzo ciekawe miejsca w moim studenckim mieście. Znowu zaczynam biegać. Spotykamy się ze znajomymi nad rzeką, gdzie gramy w karty i pijemy litry piwa, co kończy się moim totalnym zjazdem i napisaniem bardzo długiego "przepraszam" do moich koleżanek z paczki. Wracam do domu i zaczynam chodzić na wiśnie. Myśli o recovery są coraz silniejsze, a moje stany depresyjne coraz częstsze - pragnę terapii. Wybieramy się z chłopakiem na festiwal, który był jednym z lepszych wydarzeń tegorocznych wakacji.
SIERPIEŃ
Kończę wiśnie i jadę na wakacje do dziadka. Męczę się ze swoją wagą, która oscyluje w granicach 65 kg. Dużo rysuję. Biorę też rower i jeżdżę z chłopakiem po naszym rodzinnym mieście. Podejrzewam już dość mocno u siebie depresję, jednak dalej nic z tym nie robię. Chwilowe pogorszenie się stanu dziadka doprowadza mnie do ataku paniki, napadu i nawrotu bulimii. Rozpoczynam świadome RECOVERY. Przyjaciółka robi mi pierwsze paznokcie. Robię tort niespodziankę na urodziny mamy. Spełniam marzenie i kupuję Conversy! Walczę z demonami ED. Jadę na wycieczkę do Wrocławia, gdzie idę na basen..
WRZESIEŃ
Mocno wkręcam się w prowadzenie dziennika Bullet Journal, gdzie zapisuje wszystkie męczące mnie myśli. Czy pomagało? Myślę, że bardzo i trochę żałuję, że to zaniedbałam. Robię tort niespodziankę tacie na urodziny i jedziemy nad polskie morze. Trochę męczący wyjazd pod kątem zaburzeń odżywiania. Pierwszy raz biegam na bieżni, jest to dość dziwne, ale myślę, że zimą bardzo przydatne. Wkręcam się w pilates i rysowanie. Pod koniec zaczynam chodzić na śliwki, jednak rozkłada mnie zapalenie gardła.
PAŹDZIERNIK
Zaczyna się weselem kuzynki mojego chłopaka. Dużo obaw, jednak nie było aż tak źle, potańczyło się trochę. Wracam do studenckiego miasta po dwóch miesiącach. Rozpoczyna się semestr dyplomowy. Unikam koleżanek z grupy, z którymi przez wakacje nie zamieniłam nawet słowa. Chodzę na lumpy, bardzo dużo spaceruję, robię codziennie po minimum 10 tys. kroków. Zaczyna przerażać mnie inżynierka. Robię projekt w parze z S. co przynosi naprawdę fajne efekty. Pogłębia się mój zły stan psychiczny. Zatracam się w pracę nad projektami. Ooo i szukam pracy, której nie udaje się znaleźć. Mój stary telefon psuje się do reszty, więc rodzice się litują i prezentują mi nowy. Miewam coraz częściej napady objadania.
LISTOPAD
Wszystkich Świętych spędzam chwilowo w domu, jednak prosto z cmentarza jadę na pociąg i wracam do studenckiego miasta. Jest ze mną mega źle, jednak nikomu tego nie przyznaję. Napady objadania nasilają się, wracają też epizody bulimiczne. Jest szaro i ponuro, wychodzę na spacery w mrozie. Pada pierwszy śnieg. Spędzam mnóstwo czasu na uczelni z S. Pogłębiają się stany depresyjne. Myślę coraz częściej o terapii, bo przestaje już sobie radzić.
GRUDZIEŃ
Zaczynam dwutygodniowym ciągiem napadów objdania. Mam nawrót bulimii. Sporo stresu. Nadchodzą święta i koniec semestru. Z chłopakiem odwiedzamy jarmark bożonarodzeniowy. Zarywam nocki nad projektem z ćwiczeń oraz dyplomowym. Zaliczam egzaminy na 4,5 i 5. Oddajemy z S. projekt produkcji rowerów, co zostaje uznane przez prowadzącego za najlepszy projekt. Wracam do domu na święta. Jestem chora, zbijam gorączkę. Święta przebiegają spokojnie, bez napadu, bez płaczu, naprawdę czuję szczęście. Urodziny spędzam pisząc pracę inżynierską.
Pisząc to podsumowanie zdałam sobie sprawę ile wydarzyło się przez cały miniony rok. Ja w styczniu byłabym na siebie teraz niesamowicie zła, że jak ja mogę tyle ważyć, jak ja mogę tak się objadać i w dodatku nie ćwiczyć, nie biegać. Ja z czerwca byłaby w szoku, że do tej pory nie wyszłam nigdzie ze znajomymi, że wolę spędzać czas zupełnie sama, albo na uczelni z S. Ja z sierpnia powiedziałabym sobie teraz, że przecież recovery nie jest takie trudne, wystarczy mieć zdrowe podejście do jedzenia. A ja z teraz poklepałabym siebie z każdego dnia minionego roku i powiedziałabym, że jestem naprawdę dzielna i że dokonałam naprawdę wiele. Jestem dumna sama z siebie za to, że tutaj jestem, że się nie poddałam, że chcę walczyć, mimo, że już nie mam siły. Bo waga i wystające kości to nie wszystko. Jak widać, to wszystko może być tylko chwilowe. Ale najważniejsze jest, by żyć i przeżyć ten dany nam czas tutaj jak najlepiej.
Czego sobie życzę w Nowym Roku? Jeszcze więcej wiary w siebie i swoje możliwości. Osiągnięcia wyznaczonego przez siebie celu. Oddania skończonej pracy dyplomowej i obrony na 5. Spełniania marzeń. I spokoju wewnętrznego. A przede wszystkim zadbania o siebie. Być może również z pewną pomocą.
33 notes
·
View notes
[11.12.2023]
Dobry wieczór moje miłe Motylki! 🦋
Opuszczanie szkoły nie boli tak bardzo gdy robię to na rzecz spędzania czasu z mamą. Nasze relacje idą w coraz lepszym kierunku odkąd zmuszamy się do poważnych, wyrozumiałych rozmów. Wspólne zakupy, ot głupotka a jednak beztroska atmosfera ściąga pewien ciężar z ludzkich ramion. Próbuję znaleźć dla siebie kapkę wyrozumiałości ponieważ miesiączka wrednie wydyma mi brzuch przez co doznaję nieciekawych myśli. Body checki podstępem przejęły moją codzienność objawiając się średnio co piętnaście minut. Tutaj zmierzę nadgarstek, tam złapię za kosteczkę i w efekcie sprawiam wrażenie jakbym miała robaki nie mogąc usiedzieć chwili prosto. Dużą rozterką było dla mnie czy przybliżać Was do... specyficznego środowiska moich znajomych co zrobię zważywszy, iż moje wpisy to pewnego rodzaju pamiętnik. Pragnę poświęcić uwagę jednej szczególnie wyjątkowej personie którą może pomożecie mi zrozumieć. Dziewczyna zeznaje o zdiagnozowanej dwa lata temu depresji z której magicznym sposobem "wyszła" (chociaż to nie pizzeria aby opuścić lokal). Leki? Psychiatra? Skądże znowu! Zaczęła wmawiać sobie, iż każdy przedstawiciel płci przeciwnej patrzący w jej kierunku więcej niż trzy sekundy pragnie aby mieli chwilę sam na sam. Lek na depresję, powtarzam. Wierzyć mi się nie chcę w jej prymitywność. Cierpienie spowodowane brakiem zainteresowania szczególnie w naszym wieku zbiera fatalne żniwa lecz to? Może przez me odgórne stawiania siebie "ponad" przysłania mi pewne wnioski. Naprawdę ucieszyłaby Was wizja zaniedbanego, starszego mężczyzny zerkającego wilkiem który zerwałby Wam majtki? Chyba tylko Reymontowską Jagnę bawią takie ekscesy. Pomińmy fakt, iż oka nie zmrużyłam zapewniając koleżankę o jej urodzie. Nakarmiona komplementami odesłała mi siedemdziesiąt własnych zdjęć zmieniając biegun na narrację "jednak jestem ładna". Poniekąd moją winą jest, iż nie potrafię jasno wyznaczyć granic wiecznie dla każdego odgrywając Świętą Teresę z Kalkuty. Podobnie jak zaburzenia odżywania dają mi poczucie kontroli tak wymuszona dobroć każę wierzyć w szlachetność osoby której całe życie nienawidzę. Nawet pomagając szukam dowartościowania, straszne. Osiągnęłam mały sukces drakońskimi metodami żywienia poniewż moje kości policzkowe mogą aspirować do tych rysowanych ręką Tima Burtona. Zgubna próźności przybywaj, czekam na pierwsze komentarze otoczenia o niezdrowym wyglądzie. Mając więcej chęci powrócę do tematu środowiska które mnie dusi. Przez chłód relacji panujących między moimi znajomymi uwielbiam prawić komplementy osóbką z Tumblera. Wiem jak wielką wagę mają słowa które sama usycham aby usłyszeć.
Spożyte kalorie: 217kcal na 250kcal
Spalone kalorie: 210kcal
Bilans: 7kcal
Chudej nocy Motylki! 🦋
Edit: Zapomniałam uzupełnić dzienniczek o powodzenie postu.
11 notes
·
View notes
Ustabilizowałem się nieco psychicznie Starałem się wychwytywać momenty, które karmiły by moją potrzebę powrotu do tego co znane-cierpienia
Prosto mówiąc starałem się nie nakręcać a co jeśli? a co by było gdyby? co ktoś myśli i czuje prze ze mnie? Znowu coś głupio powiedziałem jestem debilem
Nie jest to proste i nie chce zabrzmieć,, trzeba myśleć pozytywnie i mieć wyjebane we wszystko" tak zrobiłem i jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi 😇
Ostatnio źle się z kimś zrozumieliśmy i już zaczynałem sobie wmawiać, ze jestem pasożytem i on ma mnie dość i dlaczego tak jest
Bałem się jednak, że znowu doprowadzę do jakiś konfliktów i wolałem odpuścić zobaczyć co będzie, nie wyobrażać sobie miliona scenariuszy Znów się okazało, że dramatyzowalem i normalnie gadaliśmy
Parę miesięcy temu było podobnie ale nawet jego słowa nie były wstanie zatrzymać mnie przed autodestruktynym myśleniem Wmawiałem sobie, że kłamie że mnie zostawi wyobrażałem sobie wszystkie sytuację w których się podobnie czulem =wszyscy mnie zostawią i ten kontakt był jakiś taki zdystansowany a ja cały czas bylem w nerwach
Myślę, że te leki co biorę faktycznie mi pomagają się nie rozkręcać emocjonalnie az tak jak dawniej nie miałem myśli sxh ani nie myślałem o tym potem w nocy
Na terapi dziś też było fajnie Nie stresowałem się jak zwykle Ciesze, się że terapeutka jest wyrozumiała względem mnie i że z moich błędów inni mogą wyciągać wnioski dla siebie Mam też motywacje by dalej pracować nad sobą bo wtedy i ja i niektórzy zrozumieją, że te zachowania można zmienić Nie obyło się bez żartów o mojej sklerozie XD Przed oczywiście się stresowałem ale starałem się nie myśleć o tym jak przeprosić grupę, co powiedzieć Co za dużo to niezdrowo
Dosłownie zawsze przed terapią stresuje się swoją wypowiedzią w rundce na grupowej gdzie opowiadamy jak nam minoł tydzień? jakie emocje się pojawiły? czy były głody? do tego stopnia, że to przybierało wręcz obsesję jakąś i o niczym innym praktycznie nie myślałem Myślę że to dlatego nie lubię dni wolnych w których mam terapie bo nie mogę psychicznie odpocząć no bo jak?
Dały mi do myślenia słowa @pozarta pod moim postem
Wiem, że moje uzależnienie od cierpienia jest wynikiem wielo letniego trwania w zaburzeniach psychicznych (Kij wie czy bpd czy lekowe czy depresja, ed +alkoholizm czy wszystko na raz) ale to mnie nie usprawiedliwia przed samym sobą
Czy ja chce dalej temu ulegać?
Odwołam się znów do słów terapeutki XD że może oddział podwójnych diagnoz byłby lepszy Okaże się
Jeśli już teraz postaram się pracować również nad tymi obszarami mojej głowy to nie i spokojnie po tej terapi będę mógł iść do poradni zdrowia psychicznego Bez ryzyka sxh zapicia czy prób s Widzę, że z tym wszystkim mi się już po prawia Nigdy przez 7 lat tak nie miałem i tak długo
Nie Przynajmniej spróbuję
15 notes
·
View notes