O bardzo udanym spotkaniu rodzinnym.
Jest niedzielny poranek 2.04.2023 r - wstałam wcześniej, bo dławił mnie katar. Pogoda jest szklana, niebo stalowe, a w pomieszczeniach brakuje światła. Byłyśmy z moim szczeniaczkiem na spacerze, ona zjadła śniadanie i trochę posiedziała na balkonie. Teraz śpi przy mnie skulona w kłębuszek. Ja siedzę z lapkiem na kolanach, maseczkę na twarzy, mam kubek parującej mięty i luksus CISZY. Porannej, spokojnej ciszy... mój partner odsypia własne zagrypowanie w naszej sypialni.
Mam czas dla siebie.
Kontynuując poprzedni wpis i w zasadzie rzecz nr 3, którą chcę zebrać w słowa, by nie uleciała bezpowrotnie:
WYSTAWA IMPRESJONIŚCI
W zeszłą sobotę zaprosiłam (zaprosiliśmy) całą swoją najbliższą rodzinę: mamę, tatę, siostrę i szwagra na wspólne spędzanie czasu.
Już pisałam o tym, jak dzień przed prześladował mnie stres, napięcie i pech. Ciasto magicznie się wylało z foremki (po prostu denko zaczęło podjeżdżać w górę, gdy niosłam sernik na zimno do lodówki), upieprzyło całą podłogę i meble, sprzątaliśmy dłuuuuuugo. Potem potłukłam słoiki, a tuż przed wyjściem na umówione spotkanie z rodziną magicznie płyn do demakijażu z pompki zamiast na dłoń trysnął mnie w oko dewastując ostatnie pół godziny mojej pracy nad blendowaniem cieni, bronzera, różu i korektora xD
Spotkaliśmy się z rodzicami pod Halą Stulecia, gdzie na placu trwał targ staroci. Moja ciężarna siostra już weszła do budynku wystawowego by się załatwić, a tata na stoiskach wystawców wybierał dla siebie porcelanową filiżankę ze spodeczkiem - taką dziewiętnastowieczną, z cieniutkimi ściankami i ozdobnym uchem, bo bardzo lubił kiedyś pić kawę z właśnie takiej filiżanki, ale ją stłukł (to była filiżanka po mamie mojej mamy, babci Gertrudzie - ona lubiła gromadzić ładne, estetyczne przedmioty). Moją mamę poszukiwania ojca rozczuliły, ale nie powstrzymały jej przed jaraniem fajek przy jednoczesnym przeglądaniu stoisk.
Po powitaniu weszliśmy do budynku wystawowego, odwiesiliśmy kurtki, ja poskanowałam u wejścia bilety (stawiałam rodzicom, siostra i szwagier za siebie mi oddali, bo i tak chcieli na tę wystawę się wybrać - to naprawdę miłe z ich strony).
Najpierw wylądowaliśmy w pomieszczeniu informującą o założeniach impresjonizmu, dalej po jednej stronie hali wisiały biografie artystów, a po drugiej - ich obrazy (i szczerze mówiąc NIE WYDAJE MI SIĘ, że płótna, które prezentowano na sztalugach to oryginały - to wydało mi się jakieś takie... nieodpowiedzialne? Narażające obrazy warte miliony na prawdopodobieństwo zniszczenia przez tłum? No nie wiem... nie jestem po prostu przekonana czy faktycznie na żywo oglądałam "Gwiezdną noc" czy "Słoneczniki Van Gogha" czy to była bardzo udana reprodukcja na potrzeby tej multimedialnej wystawy? Nie znalazłam takiej informacji niemniej - reprodukcje pozwalały poczuć tą "lekkość" w pędzlu artystów). Na końcu sali stała konstrukcja trójwymiarowa do zdjęć dla turystów/zwiedzających oddająca w stosownej skali "Most japoński w Giverny" Moneta.
Oczywiście obrazy były dla mnie bardzo ciekawe, poruszające, czułam ekscytację - szczególnie oglądając z bliska Renoir'a, którego sceny zbiorowe nigdy mnie nie poruszały, a na żywo nie mogłam przestać cieszyć się do obrazu, bo widziałam ILE FUNu ten typ musiał mieć z malowania tych obrazów. Pociągnięcia pędzla wyglądają tak, jakby sam artysta tańczył malując. :D I być może tu jest pułapka, bo dla mnie jest OCZYWISTE, że KAŻDY zna historie powstania obrazów, idei, mniej-więcej wie gdzie tworzyli artyści i w których muzeach można ich obrazy znaleźć. Ja te obrazy czuję. Znam. Tak, jak tabliczkę mnożenia - po prostu podstawy do znajomości kultury, które są oczywiste ze względu na piętno jako wywarły na sztuce swoich czasów. Kilka lekcji polskiego na ten temat było, było masę lekcji plastyki (i tu mnie trzęsie ze wstrętu na samo wspomnienie: bo zamiast pozwolić uczniom i uczennicą pomieszać w fascynująco GĘSTEJ farbie, rozsmarowywać grubo ją, formować kształty i barwy, pozwalać się przenikać kolorom jak u van Gohga to ZAWSZE te lekcje kończyły się na wymuszaniu na nas pointylizmu za pomocą patyczków do uszu, cienka warstwa w stylu Seurata, ble - to było dla mnie rozczarowujące xD) - dla mnie to oczywiste, że to jest NAJCIEKAWSZE i najważniejsze: bo potem w domu o tym z mamą rozmawiałam godzinami, mama kupowała mi albumy i biografie artystów. Po prostu wydaje mi się, że to jest oczywiste wiedzieć o tej sztuce sporo i mam poprawkę, że ze względu na zainteresowanie wiem po prostu więcej.
Dlatego nie poza Renoirem nie czuję by były odkrycia dla mnie na tej wystawie. Odkryciami było obserwowanie jak na tę sztukę reagują moi bliscy - a ja i mama robiłyśmy za audioguida xD dla tych, którzy chcieli wiedzieć o danym obrazie trochę więcej.
Moi bliscy byli interesujący.
Mama prędko przeszła wzdłóż obrazów, sprawdziła co tu mamy, wróciła do kilku, które ją bardziej ciekawiły. Potem bardzo chciała mieć fotkę na moście Moneta, potem cisnęła mnie i mojego chłopaka do pozowania. I zapozowaliśmy jej. Wyszła z tego ładna kompozycja, bardziej w stylu Renoira xP - oczywiście na zdjęciu wyszła :P Po skorygowaniu kadru zdjęcie jest naprawdę ładne. :D
Tata każdy obraz oglądał z zamyśleniem. Czytał opis, stawał w pewnej odległości i patrzył. Jakby chciał POCZUĆ, to co było w opisie, znaleźć to. Czasami żartobliwie coś komentował, ale większą część czasu milczał patrząc.
Mój chłopak był zupełnie zagubiony. Ubrał się w swoją marynarkę od garnituru i w T-shirt z muszką (lol - ratuje go, że jest młody i to wygląda jak rebel-styl, z odrobiną autoironii , a nie jak maksymalnie zły gust red-necka xP). Przechadzał się między obrazami orbitując to wokół do mnie, to do taty, to do mojej siostry. I chyba z perspektywy czasu właśnie to zagubienie wywołało tezę z jaką do mnie podbił: że taka sztuka to trochę skam, że jest warta tyle ile ktoś sobie za nią zażyczy, bo niby dlaczego słoneczniki Van Gohga mogą być warte tyle ile obecnie są warte? Nie rozumiał. Weszliśmy w rozmowę w której mówiłam o tym, o czym wiem, że on również wie: po pierwsze sztuka to kapitał i w sztukę zawsze WARTO inwestować. Po drugie sztuka to emocje, to ulotność, to zawarcie czegoś, co jak poruszy to chcesz to mieć w swoim wnętrzu, utożsamiasz się z tym. CZUJESZ patrząc. I tu O. rzucił typowy jak zawsze w takich rozmowach argument o absurdalnej cenie za obraz, który przedstawia pomalowany na czarno kwadrach (który nie jest kwadratem tylko prostokątem tak btw). To jest sztandarowy argument ludzi, którzy uważają, że sztuka jest do bani. A mi się śmiać chce, bo kiedyś uważałam ten arguemnt za legitny! Totalnie. A teraz WIDZĘ i CZUJĘ jak ten arguemt sam się ora: wkurwiasz się, że sztuką nazywane jest coś tak BEZCZELNIE PROSTEGO jak czarny kwadrat na białym tle. Gadasz o tym, uważasz, że artystą się w dupach poprzewracało, opowiadasz o tym jak anegdotę o dutnych pomysłach i bezsensowności sztuki - generalnie obraz wywołuje dużo twoich i cudzych emocji. Ludzie go googlują. Ludzie chcą wiedzieć co to jest i co stoi za myślą tego obrazu. Czy faktycznie to po prostu czarny kwadrat na białym tle? O czarnym kwadracie na białym tle wartym miliony wie więcej ludzi na świecie niż o "Balu w Moulin de la Galette" Renoira czy witrażu Wyspiańskiego xD. Wzbudza UCZUCIA. Jest legendarny - nawet jeżeli to zła sława, nawet jeżeli budzi obużenie. JEST legendarny. I budzi silne emocje. JEST sztuką.
To wyjaśnienie mojemu chłopakowi się nie spodobało, bo uczciwie przyznał, że on nigdy patrząc na obraz nie doznał tak silnych uczuć - spoiler: kolejnego dnia poczuł TAK DUŻO oglądając galerię typa na instagramie, tak dużo zdań opisywało to co z nim robiły kolory i temat prac tamtego artysty, że przyznał mi rację, że jednak jak się CZUJE to warto w sztukę zainwestować. :D
Tutaj tej wszedł ciekawy wątek: bo ja jednocześnie starałam się nie brać jego słów do siebie, a z drugiej strony jednak jestem akwarelistką, nomen omen autorką obrazów. On mnie wspiera w drodze artystycznej, popycha mnie do rozwoju jako graficzka, ALE na wystawie obrazów wkurza się, ze ktoś za to płaci i że te obrazy są tyle warte chociaż są jego zdaniem bezwartościowe. To jest trudne dla mnie, jego partnerki: krytykuje mój świat, ten który czuję i osoby, które zarabiały tak, jak ja chciałabym zarabiać. Trudno mi było pozostać w tamtej dyskusji otwarta i po prostu jak najbardziej obiektywnie obracać w głowie jego uwagi. Bo myślę, że nie celował podkopanie mojego ego i marzeń specjalnie, bardziej frustrowało go to, że nie potrafił się wczuć w tłum na tej wystawie, zachować, zainteresować, dostrzec tego co widzą inni patrząc na te płótna. Z drugiej strony trudno mi było nie znaleźć nawiązani do jego pasji i marzeń, czegoś co odbije piłeczkę i pokaże luki w jego krytyce myślenia, bo podejście do sztuki w formie obrazów i w formie projektów samochodów są analogiczne: bo dlaczego samochody od np: Bugattiego czy Ferrari kosztowały i kosztują właśnie TYLE? Chodzi o prestiż. Też chodzi o sztukę. Na to mój chłopak wyskakuje, że cena samochodu (tu: Bugatti produkował samochodów mało, ale bardzo ich styl przekminiał, projektował je z myślą o konkretnej osobie zamawiającego wcześniej się z tą osoba spotykając i oceniając czy jest warta jego aut - jak typowy zadufany w sobie włoski artysta :P bardziej renesansowy nawet niż XXw. xD ) to cena jego części, technologii itp. A ja mu na to, że właśnie patrzy na coś co było nową technologią w swoich czasach: na impresjonizm, na farby, które kosztowały sporo, bo artyści nawet w umowach mieli zawarte jakich barw użyją, bo różne barwniki różniły się miedzy sobą w cenie. Czasem sprowadzenie jakiegoś barwnika kosztowało fortunę i w tamtych czasach współcześni o tym wiedzieli - posiadanie takiego obrazu z TYM kolorem w salonie było równoznaczne z tym co współcześnie robi w głowach ludzi ferrari na podjeździe: mówi o prestiżu. O bogactwie. O kapitale.
Nie przekonywało go moje argumenty... Tym bardziej, że przedł gładko do tezy, że w tej światowej, wielkiej, wysokiej sztuce najłatwiej prać pieniądze, bo właśnie łatwo powiedzieć, że obraz jest wart XXXXXXX $ bo po prosty tak uważasz. Nie ma czegoś takiego w przypadku tych wielkich dzieł jak "cena rynkowa". Ech...
Jedno i drugie to sztuka i to okay, że O. czuje bardziej samochody, ale poprosiłam go by zszedł mi z najazdu na Van Gogha bo typa lubię i szanuje i mam zamiar doświadczać xP
Do rozmowy o praniu kasy wróciliśmy troszkę później.
Siostra rozkminiała do jakich wnętrz pasowałaby obrazy, co robiły w swoich czasach (kontekst) i w zasadzie skupiała się na tym by być możliwe dlako od tłumu.
Szwagier zamiast na obrazy dokonał ataku na rysy biograficzne artystów. I zauważył ciekawą rzecz... Rzecz o której ostatnimi miesiącami sporo myślę. Otóż większość wystawianych artystów pochodziła z szlacheckich lub majętnych rodzin, byli przez lata bankierami, mieli nauczycieli, dojścia, znajomości w postaci równie majętnych mecenasów i klientów na ich obrazy. Mieli na starcie kapitał kultorowy i zabezpieczenie pieniężne, które pozwalało im na bycie kreatywnymi. Nie wzięli się znikąd. Nie byli młodymi-aspirującymi. Byli osobami, które w tym środowisku już istniały i którym było łatwo na starcie. Jeden pan artysta namalował ledwie kilka obrazów, a pierwszy namalował mając 26 lat, wcześniej nie tykał pędzla - po prostu był kryzys w bankach na całym świecie i dla zabicia czasu, z nudów cos-tam namalował, pokazał to kolegom i oni go przedstawili innemu typowi, który go zaprosił do stowarzyszenia i zrobili wspólnie wystawę, która wstrząsnęła światem.
Tyle.
Tylko tyle i aż tyle.
Gdy masz poduszkę finansową - łatwiej o kreatywność i brak strachu o to co przyniesie jutro.
Gdy masz kapitał kulturowy w formie socjety - nie musisz długo i żmudnie docierać do klienta.
Sztuka jest rzeczą uprzywilejowanych dla uprzywilejowanych.
Ech.
Smutne.
I zaskakujące, że wcześniej tego nie widziałam. A może nie chciałam widzieć? Bo to nie jest przecież jedyna taka historia o artyście/artystce i ich sztuce...
Jak się mówi o tym, że "trudno się przebić" to niesty nie mówi się o tym, że w tej branży start jest tak samo nierówny u podstaw jak wszędzie indziej.
Talent to niestety nie wszystko.
Wielki talent może przepaść, jeżeli stres zabije kreatywność, a potrzeba zarobienia na swoje utrzymanie pożre czas i entuzjazm.
Szwagier mówił to mi znacząco. I swojej żonie też namawiając ją by nadal pracowała z rękodziełem. Tylko się pogłaskała po brzuchu i puknęła go w czoło z humorem. :P
W ogóle jeszcze taki szczegół: sis i szwagier przyjechali ubraniu w couple-look. :D Obydwoje w jeansowych spodniach w odcieniu blue i w jeansowych kurtkach w tym samym kolorze. Wyglądali super i uroczo. :D
Zaś mój tata przyjechał w swetrze, który ode mnie dostał pod choinkę. 100% wełny. Strasznie się cieszę, że tak lubi ten sweter. Pasuje mu (prawie jest bały, ton szarości ma w postaci nici melanżowych, dzięki czemu pasuje idealnie do białych jak śnieg włosów mojego taty) i jest ciepły.
-
Potem weszliśmy do sali z pokazem mulimedialnym. Wielka hala w której na wszystkich ścianach i na podłodze wyświetlały się obrazy. Towarzyszyła temu muzyka i narracja (do czytania i chyba był lektor - można było czytać napisać albo po prostu patrzeć na obrazy, co kto woi)
Kurcze co za fantastyczne doświadczenie!!
Leżeliśmy tak przynajmniej pół godziny. Mama więcej - siedziała na jednej z puf, kiedy weszliśmy.
Jak cudownie zapaść się w sztukę :D
Doznanie szczególnie polecam osobą wysoko wrażliwym, ale też osobą opornym na sztukę - może się otworzą.
Leżeliśmy z O. na jednej z wielkich poduszek podziwiając i robiąc zdjęcia, i dyskutując. Było tak... no bawiłam się świetnie. Marzyłam o takim zaangażowanym doznawaniu sztuki. :D Siostra i Szwagier leżeli dokładnie po przekątnej sali na takiej samej poduszce - myślałam, że się zgublili, bo widziałam mamę, tatę, ale musiałam przeoczyć moment gdy weszli do pomieszczenia, więc w końcu do nich napisałam czy w ogóle dotarli. Siostra mi napisała "jesteśmy dokładnie po przekątnej głupia pało xD" lol, pomachałyśmy sobie komórkami, bo sala była tak olbrzymia, że nie dało rady się dostrzec, szczególnie w przyciemnionym pomieszczeniu.
Po obejrzeniu całości pokazu zapytałam siedzącego obok taty jak mu się podobało - bo wiem, że obrazy to nie do końca jego medium. A tata na to z takim błogim westchnieniem, że bardzo, ale przede wszystkim akustyka tego pomieszczenia dawała świetne możliwości do wysłuchania dla Chopina, a obrazy całkiem do tej muzyki pasowały jako ilustracje, jako takie tło uzupełniające. Zatkało mnie. Jakiego Chopina? A tata zaczął wymieniać utwory Chopina jakie najwidoczniej CALY CZAS leciały w tle, a które przeoczyłam skupiajac się na malarstwie xD.
Wrażliwość jest tak... różnorodna!
7 notes
·
View notes
Kapsułki zamienniki do ekspresów Nescafé Dolce Gusto - smak, jakość i oszczędność w jednym
Smaczna i oszczędna alternatywa - zamienniki kapsułek Nescafé Dolce Gusto
Smaczna i oszczędna alternatywa - zamienniki kapsułek Nescafé Dolce Gusto
Czy jesteś miłośnikiem kawy, ale nie chcesz przepłacać za oryginalne kapsułki Nescafé Dolce Gusto? Mamy dla Ciebie doskonałą alternatywę! Zamienniki kapsułek Nescafé Dolce Gusto są smacznym i oszczędnym rozwiązaniem dla wszystkich wielbicieli tego popularnego systemu ekspresów do kawy.
Wielki wybór smaków
Zamienniki kapsułek Nescafé Dolce Gusto oferują szeroki wybór smaków, które zadowolą nawet najbardziej wymagających smakoszy. Niezależnie od tego, czy preferujesz intensywną czarną kawę, aromatyczną herbatę czy pyszną czekoladę, z pewnością znajdziesz odpowiednią opcję dla siebie.
Dzięki różnorodności smaków zamienników kapsułek Nescafé Dolce Gusto, możesz eksperymentować i odkrywać nowe ulubione napoje bez konieczności wychodzenia z domu. Każda filiżanka będzie prawdziwą przyjemnością dla Twojego podniebienia.
Oszczędność bez kompromisów
Jednym z największych atutów zamienników kapsułek Nescafé Dolce Gusto jest ich atrakcyjna cena. Dzięki temu możesz cieszyć się ulubionym napojem bez obaw o wydanie zbyt dużej sumy pieniędzy. Oszczędność nie oznacza jednak rezygnacji z jakości czy smaku.
Zamienniki kapsułek Nescafé Dolce Gusto są starannie przygotowane, aby zapewnić dolce gusto kapsułki zamienniki Ci doskonały smak i aromat każdego napoju. Wykorzystując wysokiej jakości składniki, producenci tych alternatywnych kapsułek gwarantują niezmiennie wysoką jakość napojów.
Kupuj online na WeAreTheCoffee.com
Jeśli szukasz miejsca, gdzie możesz znaleźć szeroki wybór zamienników kapsułek Nescafé Dolce Gusto, odwiedź naszą stronę internetową WeAreTheCoffee.com. Znajdziesz tam bogatą ofertę różnych smaków i rodzajów kapsułek do Twojego ekspresu.
Nasz sklep online oferuje konkurencyjne ceny oraz szybką dostawę, dzięki czemu możesz mieć pewność, że Twoje ulubione napoje zawsze będą na wyciągnięcie ręki. Nie trać czasu na szukanie zamienników kapsułek Nescafé Dolce Gusto w sklepach stacjonarnych - zamów je wygodnie i szybko online!
Nie czekaj dłużej - wypróbuj smaczne i oszczędne zamienniki kapsułek Nescafé Dolce Gusto już dziś! Odwiedź naszą stronę WeAreTheCoffee.com tutaj i rozkoszuj się ulubionymi napojami w domowym zaciszu.
0 notes