Nie chcę zasypiać, by się obudzić. Choć po to właśnie jest sen, aby po ponownym rozwarciu powiek, wypoczętym przywitać nowy dzień. Wolę noc, ciemność sprawia, że czuję się komfortowo, bezpiecznie. Światłość dnia budzi we mnie niepokój. Przewijający się ludzie, tłumy - każdemu znany marsz robotów. Chciałbym pozostać anonimowy, równocześnie będąc rozpoznawalnym jak każdy. To znaczy, że nie chcę się bać rzeczywistości. Być może dziś nie usnę, będę tak leżeć. A może już nie wstanę, pozostając w krainie snu na zawsze? Miękka poduszka. Ludzie, którzy zniknęli, zapadli w wieczną drzemkę. Widzę ich przed oczami, poruszają ustami bezgłośnie. Czy dobrego dokonali wyboru? Czekają na mnie cierpliwie, za każdym razem rozkładając ramiona, gdy patrzę w przepaść, chyląc się ku martwej materii. Obumiera dusza, ciało jeszcze walczy. Staczam się, trzymając głowę dość wysoko. Promieniuje we mnie wyborów piętno. Niespełnione cele. Tarzam się w gęstym dymie, ochlapując otoczenie myśli swoich ciężarem. Dziwny posmak w ustach, to chyba zobojętnienie wprawione w ruch, przesiąka wszystko wokół. Wygodna kołdra, a ja w nią owinięty. Poczuj wraz ze mną wygodę łóżka. To słodycz, w gorzkich momentach życia. Uchodzą opary sił witalnych, pozytywnego myślenia. Mimo wszystko trzeba iść, jeszcze trochę. Być może za zakrętem czeka pętla, która rozwikła zagadkę istnienia, przeznaczenie dobiegnie końca. Czas płynie, sunę wraz z nim, choć nie zawsze udolnie. Schorzenie w postaci mojej osoby. Odcień szarości z przebłyskami kolorów. Reset.
Wystarczyło jedno spojrzenie
by się w Tobie zakochać
Wystarczyło jedno słowo
żeby zacząć się cofać
Niby jedno tyle co nic
Ale już nie umiesz normalnie żyć
Znów leżę w łóżku I myślę o Tobie, oczy posmutniały patrzące przed siebie, szukały Cię po pokoju wszędzie, lecz nie dostrzegły nigdzie. Serce krzyczy byś wrócił, lecz rozumiem wie, że do snu nie otulisz dziś mnie. Tęsknotę czuje ogromna, lecz pociesza myśl mnie, że wkrótce zobaczę Cię.😘
Wybiegłam jak najszybciej z łazienki. Chciałam jedynie wrócić do swojego spokojnego domu, ciszy i ulubionej książki. Skoro i tak miałam spędzić ostatnie 3 miesiące ciąży w domu to wykupiłam chyba z pół księgarni po drodze. Co mi innego pozostało? Moja córka Lidka no tak…
- Nie będę tego jadła! - krzyczała z grymasem grzebiąc jednocześnie palcem w rozgotowanej przez mojego męża marchewce.
- Kochanie wiesz, że to dla Twojego zdrowia.. - próbowałam tłumaczyć.
- Nie! - krzyczała w szale. Jakby ta marchewka była największym złem świata, Putinem wśród warzyw.
- Dobrze, w takim razie talerz na ciebie czeka. Jak zgłodniejesz, zapraszam do stołu – odpowiedziałam i odeszłam do pokoju.
W międzyczasie do kuchni zawitał mój mąż.
- Skoro nie chcesz jeść tego to może zrobię ci naleśniki? - spytał rozzłoszczonej córki.
- Chyba żartujesz! - krzyknęłam – jest dobry obiad, nie ma wybrzydzania dziś.
- Jesteś niedobra – usłyszałam w odwecie od córki, która z fazy naleśnikowej ekscytacji przeszła do fazy frustracji i złości na złą matkę.
- Ana, serio nic by się nie stało…
- Nie Wojtek, ma jeść to co my. Chcesz za chwilę robić 3 obiady, bo każdy będzie chciał jeść coś innego?
- Dobra, nie będe się z Tobą kłócił…
- Nie będziesz? Och dziękuję, czy mogę w takim razie oddalić się do ogrodu?
- Rób co chcesz…
Nienawidziłam tego zdania. Słyszałam je nie raz w swoim życiu. „Rób co chcesz” – co to w ogóle znaczy? Zdanie na odczep się babo ode mnie. Poszłam więc robić co chcę, usiadłam na tarasie w kurtce z herbatą i zamknęłam oczy. Cały czas myślałam o Adamie, o tym jakim cudem zniknął i czemu zauważyłam go w odbiciu lustra. Wzięłam telefon do ręki żeby odciągnąć swoje myśli od tego tematu. Widocznie ciąża mi nie służy i siada mi na łeb. Dużo wiadomości od dziewczyn z pracy. Miło, choć nieszczerze. Nie jestem typem, którego wszyscy uwielbiają choćbym chodziła z uśmiechem i sercem na dłoni. Dostałam tez wiadomość do folderu „inne”. Pewnie znów jakiś spam, ale kliknęłam z ciekawości. Mogłam wtedy tego nie robić, nie sprawdzać, ale kliknęłam… Teraz, z perspektywy czasu, olałabym tą wiadomość. Ale nie, Ana dobre serduszko, sprawdziła. Adresatem był Adam Jankowski. Ten Adaś, który plątał mi się pod nogami.
Czasem bywa ciemno, mrocznie. Słońce gaśnie, wszystko pokrywa mrok. Oczy potrzebują dużo czasu, aby przyzwyczaić się do ciemności. Wędruję tak powoli, ze strachem by nie upaść, nie potknąć się i nie wyrządzić sobie szkody. Stoję w miejscu, gdy inni maszerują. W świetle latarni patrzę na nich, cienie przesuwają się wszędzie, a ja jako jedyny zauważam swój. Ten cień przypomina mi o tym, że tu jestem. Przypomina mi o chwilach z przeszłości, kiedy w taki sam sposób, niezmiennie mi towarzyszył, wraz z innymi rzeczami, które szalenie mocno trzymają i nie chcą puścić. To zjawisko każdemu znane, lecz ja kołyszę się pośród gąszczy zagubienia zbyt często. Słuchawki na uszach i olśnienie. Nie wszystko jest takie samo, acz schemat podobny. Szarość przykryła to, co było ważne. Niezrozumienie otaczającej rzeczywistości. To co miłe, miesza się z bólem. Już nie wiadomo, jak to naprawdę jest. Porównać to można do zachwiania równowagi. Brak pewności, umysł sygnalizuje, że coś jest nie tak. Shhhhh. Kolejny dzień. Ale nie chcę ciągle czekać. Niecierpliwość i znużenie powinnością. Brak poczucia sensu w stawianiu małych, regularnych i powtarzalnych kroków. Tik tok, zegar tyka. Chmury przykrywają niebo. Światła samochodów. Następnie śpiew ptaków. Pętla czasowa. Przeznaczenie, czy głupie wybory? Idiotyzm. Burzenie stabilizacji, regularne i nierozważne. Lęk. Oddech donośny pośród szumu ciszy. Zawroty głowy i okno na podwórze. Trzeba iść. Wolałbym chcieć, a nie musieć. Dlaczego taki jesteś? Dziwny. Jesteś nieco dziwny, bardzo niezrozumiały. Jesteś zaburzony, niezdefiniowany i strachliwy. Rzec by można - pojebany. Ano jestem sobą, takim właśnie delikatnym kolcem róży. Płynę teraz przed siebie, bądź płynąłem jeszcze niedawno, mając obrany kurs. Teraz tylko znajduję się na statku, bez steru, zdany na pastwę wiatru i prądów wodnych. Powtarzam sobie, że potrafię. Powtarzam sobie, że daję radę. I tak właśnie jest. Ale co jest obecnie warte świeczki? Wszystkie pogasły, zapałki już się skończyły. Szum fal, a ja leżę na plaży w ciemności. Zimny piasek. Zimno. Odczuwam chłód. Przypływ. Siły natury, a ja ich częścią. Dziś, czy jutro - zaprzepaszczone szanse otwierają nowe możliwości, by poczuć niebo na ziemi...
Znów byłam w Krainie Morfeusza... zasnęłam i tam się znalazłam, byłam na placu zabaw trochę starym i podniszczonym, w tym miejscu w rzeczywistości jest stare i zarośnięte boisko. Śniłam o przeszłości? A może przyszłości, na pewno nie o teraźniejszości. Przed placem zabaw jest sosnowy las z drewnianymi wieżyczkami, w innym śnie ukrywałam się na nich przed wilkami przy zachodzie słońca.
***
Jestem jednym z tych ludzi, w umyśle których zacierają się granice między tu i teraz a tym co tam, jestem jedną z tych która śni o innym wymiarze, a może to nie sen a po prostu inna rzeczywistość również prawdziwa choć całkiem inna. Moja przygoda zaczęła się w momencie, w którym zaczęłam śnić pierwsze sny a ich wspomnienia pozostawały ze mną po przebudzeniu. Spotkałam tam Anioła, który jest przy mnie za każdym razem, gdy śnie dba o moje bezpieczeństwo z ukrycia - czuję jednak Jego obecność, kim On jest?
W dzieciństwie przyśnił mi się ogromny czarny kwadratowy blok z masą fragmentów potłuczonego lustra, nic nadzwyczajnego, w tym śnie uciekałam przed czymś czarnym, mrocznym, gonił mnie jakiś koszmar i zagonił w róg, nie miałam gdzie uciec i wtedy na jednej z ciemnych ścian zabłyszczało szkło z lustra, było to w tym pomieszczeniu jedyne źródło światła, maleńkie ale dające nadzieję, cień stanął a ja koniuszkami palców dotknęłam zimnego szkła, usłyszałam dasz rade, przejdź przez tą bramę, przeszłam czy było coś dalej? Tak! Inne miejsce, złota brama a za nią kwiaty, piękne i błyszczące w całości z szkła w oddali było słychać delikatną melodię wygrywaną przez dzwoneczki. Szłam drużką i podziwiałam niesamowite rośliny, stanęłam przed jedną z róż i dotknęłam jej płatków, byłam pewna, że ostre krawędzie potną moje palce, ale nie mogłam się powstrzymać była taka piękna. Zdziwiłam się, gdy dotknęłam kwiatu okazało się, że jest delikatny, nie zranił mnie... Jednak ja zraniłam kwiat, gdy go musnęłam płatki opadły i zaczęły wirować w koło mnie, było ich tyle że nie widziałam nic po za pobłyskującą czerwienią, poczułam jak unoszę się w powietrzu, chłodne powietrze drażniło moje ciało a płatki zaczęły powoli opadać tworząc krwawy deszcze, zawisłam w powietrzu a światło przechodzące przez jakiś pryzmat zabłysło tańczą, obejrzałam się za Siebie u moich ramion wyrosły piękne skrzydła z szklanymi piórami, delikatnymi i miękkimi i to światło słońca które wschodziło za mną, przechodząc przez skrzydła zmieniło się w tęczę. Opadłam na ziemię, ogród znikł i skrzydła też, obudziłam się.