Tumgik
#Polscy Bohaterowie
200 LAT PANIE PORUCZNIKU!
29-ego stycznia w mieście Worcester (Wielka Brytania), swoje setne urodziny obchodził bohater walk o Monte Cassino pan porucznik Edmund Szymczak i właśnie z tej okazji w ratuszu miasta odbyło się uroczyste przyjęcie urodzinowe.By świętować ten wyjątkowy dzień przybyło ponad 200 zaproszonych gości a wsród nich gwiazda i legenda Polskiej sceny muzycznej pani Edyta Górniak. Poczty sztandarowe i…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
narcosonline · 15 days
Text
Jakie są najpopularniejsze maszyny kasyno online w Polsce w 2021 roku?
🎰🎲✨ Darmowe 2,250 złotych i 200 darmowych spinów kliknij! ✨🎲🎰
Jakie są najpopularniejsze maszyny kasyno online w Polsce w 2021 roku?
Automaty do gier online cieszą się ogromną popularnością w Polsce, przyciągając grono zarówno doświadczonych graczy, jak i początkujących entuzjastów hazardu. Istnieje wiele różnych rodzajów automatów do gier, ale niektóre z nich wyróżniają się szczególną popularnością wśród polskich graczy.
Jednym z najbardziej popularnych automatów do gier online w Polsce są te oferujące jackpoty progresywne. Gracze uwielbiają emocje związane z możliwością wygrania ogromnej sumy pieniędzy, która regularnie przyciąga ich do tego rodzaju automatów. Ponadto, automaty z motywem filmowym lub telewizyjnym również cieszą się dużym zainteresowaniem wśród polskich użytkowników. Grając w takie automaty, gracze mogą poczuć się jak bohaterowie swoich ulubionych produkcji filmowych czy seriali.
Kolejnym popularnym rodzajem automatów do gier online w Polsce są te z motywem klasycznego kasyna. Symbole takie jak owoce, dzwonki czy liczby 7 są znane z tradycyjnych automatów do gier, dlatego wielu graczy woli grać właśnie w tego rodzaju sloty. Ponadto, popularnością cieszą się również automaty z grafiką 3D, które zapewniają jeszcze bardziej realistyczne doświadczenia hazardowe.
W Polsce istnieje wiele platform oferujących szeroki wybór różnorodnych automatów do gier online, co pozwala graczom wybierać spośród wielu ciekawych opcji. Niezależnie od preferencji, każdy znajdzie coś dla siebie, biorąc udział w ekscytującej przygodzie z automatami do gier online.
Niezależnie od tego, czy jesteś doświadczonym graczem czy też dopiero zaczynasz swoją przygodę z hazardem online, wybór odpowiedniego kasyna internetowego jest kluczowy dla satysfakcji z gry w 2021 roku. Istnieje wiele platform oferujących różnorodne gry hazardowe, bonusy i promocje, dlatego warto zwracać uwagę na kilka istotnych czynników przy wyborze najlepszego kasyna online.
Jednym z wiodących kasyn internetowych w 2021 roku, które zdobyło uznanie graczy na całym świecie, jest kasyno "Casino Royale". Ta platforma oferuje szeroki wybór popularnych gier kasynowych, w tym automaty, ruletkę, blackjacka oraz wiele innych. Ponadto, "Casino Royale" wyróżnia się atrakcyjnymi bonusami powitalnymi oraz regularnymi promocjami, które umożliwiają graczom zwiększenie swoich szans na wygranie dużych nagród.
Co więcej, kasyno "Casino Royale" zapewnia bezpieczne i sprawdzone metody płatności online, co jest kluczowe dla komfortu i zaufania graczy. Dzięki licencji i regulacjom, platforma ta gwarantuje uczciwą grę oraz ochronę danych osobowych swoich użytkowników.
Podsumowując, wybór topowego kasyna internetowego w 2021 roku jest ważną decyzją dla każdego miłośnika hazardu online. Kasyno "Casino Royale" wyróżnia się nie tylko różnorodnością gier i atrakcyjnymi bonusami, ale także zapewnieniem bezpiecznej i uczciwej rozrywki dla swoich graczy. Zatem, jeśli szukasz najlepszej platformy do grania w kasyno online, warto rozważyć wybór tego renomowanego kasyna.
Gry hazardowe online to popularna forma rozrywki wśród Polaków. Dzięki łatwej dostępności internetu, coraz więcej osób decyduje się na korzystanie z kasyn online. Istnieje wiele różnych gier hazardowych dostępnych online, które przyciągają graczy swoją różnorodnością i emocjonującą rozgrywką.
Jedną z najpopularniejszych form gier hazardowych online są automaty do gry, zwane potocznie "jednoręki bandyta". Gracze uwielbiają te proste gry, w których mogą wygrać dużą kwotę pieniędzy w krótkim czasie. Oprócz automatów, w kasynach online dostępne są również gry karciane takie jak poker czy blackjack, które wymagają nie tylko szczęścia, ale także strategii i umiejętności matematycznych.
Polscy gracze mają szeroki wybór kasyn online, w których mogą legalnie grać. Ostatnie zmiany w prawie hazardowym w Polsce wprowadziły bardziej rygorystyczne regulacje dotyczące branży hazardowej online, ale nadal istnieje wiele renomowanych kasyn internetowych oferujących swoje usługi graczom z Polski.
Ważne jest, aby gracze pamiętali o umiarze podczas korzystania z gier hazardowych online. Gry te mogą być uzależniające i prowadzić do problemów finansowych oraz społecznych. Dlatego zawsze należy grać odpowiedzialnie i stosować się do zasad fair play.
Podsumowując, gry hazardowe online są popularne wśród Polaków i stanowią świetną formę rozrywki dla osób lubiących trochę ryzyka. Ważne jest jednak pamiętanie o umiarze i odpowiedzialnym podejściu do hazardu, aby uniknąć negatywnych konsekwencji.
Według wielu fanów hazardu online ranking najlepszych maszyn slotowych jest ważnym kryterium przy wyborze gry. Istnieje wiele czynników, które wpływają na popularność i ocenę automatów do gier, takich jak RTP (Return to Player), design, tematyka, bonusy i funkcje specjalne.
Jedną z najczęściej wymienianych maszyn slotowych jest "Book of Dead" autorstwa Play'n GO. Ta popularna gra oferuje ekscytującą przygodę w starożytnym Egipcie oraz wysoki RTP, co przyciąga wielu graczy. Kolejnym popularnym tytułem jest "Starburst" stworzony przez NetEnt, charakteryzujący się dynamiczną rozgrywką i niezwykłą grafiką.
Na podium najpopularniejszych maszyn slotowych znajduje się także "Mega Moolah" od Microgaming, znany z potężnych jackpotów, które sprawiły, że wielu graczy stało się milionerami. Kolejnym wartym uwagi tytułem jest "Gonzo's Quest" autorstwa NetEnt, oferujący innowacyjne rozwiązania i wciągającą fabułę.
Ostatecznie wybór najlepszej maszyny slotowej zależy od indywidualnych preferencji gracza, ale wymienione tytuły z pewnością zasługują na uwagę. Przed rozpoczęciem gry zaleca się zapoznanie z zasadami i charakterystyką automatu, aby mieć pewność, że spełni oczekiwania i zapewni satysfakcjonującą rozrywkę.
Popularne platformy kasyn online w Polsce cieszą się coraz większą popularnością wśród miłośników hazardu. Dzięki nim można grać w ulubione gry kasynowe bez konieczności opuszczania domu. Jednak z taką dużą liczbą dostępnych platform, wybór odpowiedniego kasyna online może być trudny. Dlatego przygotowałem listę 5 popularnych platform kasyn online w Polsce, które cieszą się dobrą opinią wśród graczy.
Total Casino - To jedno z najbardziej znanych kasyn online w Polsce oferujące szeroki wybór gier, atrakcyjne bonusy oraz profesjonalną obsługę.
Energy Casino - Platforma znana z szerokiej oferty slotów oraz innych popularnych gier kasynowych, zapewniająca również szybkie wypłaty wygranych.
LV BET - Kasyno online, które słynie z innowacyjnego podejścia do gier hazardowych oraz atrakcyjnych promocji dla stałych klientów.
STS Casino - Popularna platforma oferująca nie tylko gry kasynowe, ale również zakłady sportowe, co stanowi dodatkowy atut dla wielbicieli zakładów online.
Playamo - Kasyno online specjalizujące się w grach stołowych oraz slotach, które wyróżnia się doskonałą grafiką i wygodnym interfejsem.
Wybór odpowiedniej platformy kasynowej zależy od indywidualnych preferencji gracza, dlatego warto dokładnie zapoznać się z ofertą każdego z wymienionych kasyn online. Pamiętajmy także o odpowiedzialnej grze i korzystaniu z legalnych platform, które posiadają wymagane licencje. Grajmy rozważnie i bawmy się dobrze podczas korzystania z popularnych kasyn online w Polsce.
0 notes
onlinecasinopolski · 16 days
Text
Jakie są popularne gry hazardowe inspirowane Czechami i Polską w kasynach online?
🎰🎲✨ Darmowe 2,250 złotych i 200 darmowych spinów kliknij! ✨🎲🎰
Jakie są popularne gry hazardowe inspirowane Czechami i Polską w kasynach online?
Popularne gry hazardowe online inspirowane Czechami są coraz bardziej popularne wśród miłośników hazardu na całym świecie. Gry te często czerpią inspirację z bogatego dziedzictwa kulturowego i historycznego Czech, co sprawia, że są nie tylko emocjonujące, ale także edukacyjne.
Jedną z najbardziej popularnych gier hazardowych online inspirowanych Czechami jest slot "Praga Nights", który przenosi graczy w magiczny świat nocnego życia stolicy Czech. Gra ta jest pełna tajemniczych postaci i wyjątkowej atmosfery, co sprawia, że gracze czują się jak prawdziwi mieszkańcy Pragi.
Inną popularną grą hazardową online inspirowaną Czechami jest gra stołowa "Czech Roulette", która łączy tradycyjną europejską ruletkę z czeskim urokiem. Gracze mogą zanurzyć się w klimacie czeskiej kultury, obstawiając liczby na specjalnie zaprojektowanym stole do ruletki.
Niektóre gry hazardowe online inspirowane Czechami zawierają również elementy folkloru i legend czeskich, co dodaje im dodatkowego uroku i autentyczności. Dzięki nim gracze mogą poznać historię i tradycje Czech, jednocześnie biorąc udział w ekscytującej rozgrywce.
Wnioski: Gry hazardowe online inspirowane Czechami to doskonała okazja do połączenia rozrywki z nauką o kulturze i historii tego fascynującego kraju. Dzięki nim gracze mogą przeżyć niezapomniane przygody i poczuć się jak prawdziwi bohaterowie czeskich legend.
Popularne gry hazardowe online inspirowane Polską zyskują coraz większą popularność wśród miłośników hazardu. Dzięki temu gracze mogą cieszyć się unikalnymi motywami i grafiką nawiązującą do kultury polskiej. Jednym z najbardziej popularnych slotów inspirowanych Polską jest "Kasyno Polska", który przenosi graczy w magiczną podróż po polskich legendach i tradycjach.
Innym przykładem jest gra "Skrzaty Zamojszczyzny", która bazuje na folklorze zamojskim i przyciąga graczy swoją barwną grafiką oraz interesującym gameplayem. Ponadto, gry takie jak "Siedmiogród" czy "Krakowiacy i Górale" stanowią doskonałą rozrywkę dla osób poszukujących czegoś więcej niż standardowe sloty.
Popularność gier hazardowych online inspirowanych Polską może być również wynikiem wzrostu zainteresowania kulturą własnego kraju oraz chęcią odkrywania nowych, ekscytujących historii. Dodatkowo, polscy gracze cenią sobie możliwość identyfikacji z tematyką gier oraz poczucie dumy z dziedzictwa kulturowego.
Podsumowując, popularne gry hazardowe online inspirowane Polską to doskonała opcja dla osób poszukujących unikatowych doświadczeń hazardowych, bogatych w kulturowe odniesienia i emocjonujące wrażenia. Dzięki nim gracze mogą przenieść się w magiczny świat polskich legend i tradycji, odkrywając nieznane dotąd tajemnice historii swego kraju.
Kasyna online z grami inspirowanymi Czechami stają się coraz bardziej popularne wśród miłośników hazardu online. Grając w tego rodzaju kasynach, gracze mają okazję poznać fascynującą kulturę Czech i cieszyć się unikalnymi grami inspirowanymi tą krainą. Co sprawia, że kasyna online z tą tematyką są tak atrakcyjne?
Po pierwsze, gry inspirowane Czechami często odzwierciedlają charakterystyczne elementy tej kultury, takie jak architektura, folklor czy wyjątkowa atmosfera. Gracze mogą przeżyć niezapomniane przygody, grając w sloty czy gry stołowe inspirowane Czechami.
Po drugie, kasyna online z tematyką czeską oferują również unikalne bonusy i promocje, które dodają dodatkowej atrakcyjności. Gracze mogą skorzystać z bonusów powitalnych, darmowych spinów czy programów lojalnościowych, które zwiększają szanse na wygrane.
Wreszcie, kasyna online z grami inspirowanymi Czechami często zapewniają świetną rozrywkę w języku polskim, co ułatwia poruszanie się po platformie i uczestniczenie w grach dla graczy z Polski.
Podsumowując, kasyna online z tematyką czeską to doskonała okazja do poznania fascynującej kultury tego kraju i cieszenia się unikalnymi grami, które zapewniają nie tylko rozrywkę, ale także szansę na wygrane. Dla miłośników hazardu online poszukujących czegoś wyjątkowego, kasyna z grami inspirowanymi Czechami są doskonałym wyborem.
Kasyna online to popularna forma rozrywki, w której gracze mogą cieszyć się ulubionymi grami hazardowymi w wygodny sposób, nie wychodząc z domu. Dla fanów Polski i jej kultury, świetną opcją są kasyna online oferujące gry inspirowane polskimi motywami. Te gry często zawierają elementy charakterystyczne dla Polski, takie jak polskie symbole, krajobrazy czy postacie historyczne.
Jednym z popularnych rodzajów gier inspirowanych Polską są sloty online z motywami polskimi. Gracze mogą przekręcać bębny slotów ozdobionych barwami narodowymi Polski i symbolami takimi jak biały orzeł czy wawelski smok. Gry te nie tylko cieszą oko, ale także dostarczają emocjonującej rozrywki.
Innym przykładem są gry karciane inspirowane polskimi tradycjami, takie jak polska wersja pokera czy blackjacka z polskimi motywami. Dla miłośników historii Polski może być też interesująca gra planszowa przenosząca graczy w czasach królów i rycerzy.
Wybór kasyna online z grami inspirowanymi Polską daje graczom okazję do pogłębienia swojej wiedzy o kulturze i historii kraju, jednocześnie bawiąc się i stawiając swoje szanse na wygraną. Dla wielu graczy to doskonały sposób na łączenie swojej pasji do gier hazardowych z zainteresowaniami kulturowymi. Dlatego warto spróbować swoich sił w takich grach i odkryć nowy wymiar rozrywki online.
Gry hazardowe online cieszą się ogromną popularnością na całym świecie, a zwłaszcza gry inspirowane kulturą i historią różnych krajów. Dla fanów hazardu oraz miłośników Czech i Polski, istnieje wiele interesujących opcji do wyboru. W tym artykule przedstawimy pięć gier hazardowych online, które czerpią inspirację z Czech i Polski.
Pierwszą grą, którą warto wypróbować, jest slot online inspirowany czeską kulturą ludową. Gra ta przyciąga graczy nie tylko swoim klimatem, ale również emocjonującymi możliwościami wygranej. Kolejną propozycją jest poker online, który został ukształtowany przez polskie tradycje kartowe i zyskał międzynarodową popularność.
Jeśli lubisz zakłady sportowe, to obstawianie wydarzeń sportowych na platformach hazardowych może być dla Ciebie interesującym doświadczeniem. Gry związane z tematyką piłki nożnej czy hokeja na lodzie, będą idealnym wyborem dla fanów sportu.
Kolejną ciekawą propozycją są automaty typu jednoręki bandyta inspirowane polską historią i legendami. Te gry oferują emocjonującą rozrywkę i szansę na duże wygrane, przyciągając graczy z całego świata.
Na koniec, nie można zapomnieć o grach karcianych, które również czerpią z bogatej kultury Czech i Polski. Rozgrywka w pokera czy bakarata online może dostarczyć wiele emocji i satysfakcji dla każdego miłośnika gier hazardowych.
Podsumowując, gry hazardowe online inspirowane Czechami i Polską to doskonała rozrywka dla osób poszukujących niezapomnianych doświadczeń związanych z kulturą i historią tych fascynujących krajów. Ciesz się grami, poznawaj nowe światy i zdobywaj nagrody, grając w gry hazardowe online!
0 notes
sprawdzian3220 · 2 years
Text
Wasyl Rozanow, Myśli, 1-926: Opadłe Liście (koszyk Drugi) - Cz. 1
Tutaj, jak prowadzimy przez Internet, wtedy istnieje słabsza szansa, że coś takiego się stanie. Coś tam że nadal było zarejestrowane. Niemcy wpadli do domu, gdzie występował (toż był prawdziwy dom), gdzieś koło chyba 20 września, z samego rana. Ja zauważyłem, że gromadą stali Żydzi, którzy pozostawiali się pod pachę, prawda, za ręce, duży szereg, było ich prawdopodobnie ze czterdziestu tych Żydów, kółko takie, i szedł oddział niemiecki. Żydów, bowiem było popularnej, również mieliśmy wyjątkowo dobrze zaprzyjaźnionych Żydów. A ja tak roił się uczyć, szkolić i rozwijać. Musieli mnie uczyć, prawda, murarze, gdy więc się robi. To jeszcze jeśli należy o mój życiorys, moje myśli, zaliczam jeszcze, że opatrzność Boża jakoś, prawda, czuwała, żebym nie zginął. Czy fakt podejścia do nowicjatu był ponad utajniony, albo to stanowiło same nielegalne, zabronione? W takiej sytuacji, możemy rozpowszechniać o nicości człowieka, albo i zgodnie z sprawdzian , o wolności człowieka. A ja powracam do obecnej form, jeżeli szuka o mnie.
Pani doktór Srokowska, bliska osoba przed wojną, wypożyczyła nam dwa mieszkania, wolne, w naszym domu, bez mebli, a my ani łyżki, ani talerza, ani poduszki, ani koca, nic. Najlepiej wybierać miejscowość bez kamieni i przeszkód. W jakimś razie po przyjściu z Wilanowa do domu - dom spalony, jesteśmy wolny niczego. Pracowałem, przecież ta instytucja trwała właśnie do mojego wyjścia do zakonu. Te obecne są bowiem jak innym, gdy właśnie sztucznym moralizowaniem, jakie nie zdoła przekonać młodzieży. Na działanie przeznaczył zawrotną kiedy na te czasy sumę 13,5 mln dolarów. Wielu spośród nich było wyjątkowo młodych, tak kiedy polscy nowi bohaterowie- Poznańska Piątka. Tego gatunku prace do liceum dedykowane są zarówno uczniom zdającym egzaminy na okresie podstawowym, kiedy również zwiększonym, z tematów obowiązkowych oraz dodatkowych. Jednak materiały promieniotwórcze mogą skazić znaczny obszar kraju i stworzyć poważne skutki zdrowotne dla występujących na nim ludzi oraz środowiska naturalnego. W zmian za zrzeczenie się uprawnień do korony polskiej Jan Luksemburski domagał się odszkodowania oraz uznania zwierzchnictwa czeskiego nad Śląskiem.
Jan Apostoł nie napisał tych pojęć po wnikliwej analizie intelektualnej, tylko po spotkaniu i uczuciu miłości Boga w roli Jezusa Chrystusa. Natomiast nie prawdopodobnie żyć żadnych wątpliwości, że panowie na świecie, obojętnie jakiej rasy czy religii żeby nie byli, czerpią swoją inspirację z jednego boskiego Źródła natomiast są wyznawcami jednego Boga. Adorując “Królową Niebios” ludzie radzą siebie również indywidualny kraj pod władzę zwierzchności, która nosi to określenie od momentów starożytnych. Ja zostałem ale w spodniach dosłownie i koszuli. Ale w taki zabieg troszczymy się o zdrowie i kondycję psychofizyczną. Nie umiem, dlaczego ja się tam znalazłem, tylko wiem, że istniał przy ulicy Dolnej. Róg Dolnej i Sobieskiego był park. Natomiast załatwiałem raz potrzebę, mamusia mnie wysłała, róg Łazienkowskiej i Czerniakowskiej. Mamusia potem mi mówiła, ja nie określił tego, kiedy się Niemiec przyglądał nam, bo ja byłem młodym już. W przypadku neowitrażu zachodzi ciekawe zjawisko; z daleka znajduje się obraz tak toż, jak wszelki inny witraż, ale wystarczy podejść bliżej, a zaznajamia się wtedy mnóstwo fotografii przeróżnych przedmiotów, jakie stanowią kontakt z myślą, którą potrzebuję przekazać. Tak a dalej apel, gdy szybko się Niemcy zbliżali do Warszawy, żeby mężczyźni opuścili Warszawę na wschód i tam będą pobudzani do walki.
Tumblr media
Dlaczego o Polsce? Niemcy wywieszali plakaty, po wewnętrznej ścianie w języku niemieckim, po prawej po polsku. Planowałem także o Polsce. Stres, jakakolwiek awaria lub choroba burzy jednak harmonię organizmu, którą można przywrócić, stosując właśnie praktykę kymatyki. Jednak należy pamiętać, iż nie są to leki a nie rozwiążą one problemów ze rynek szybką ejakulacją. Wiem, że większość poradników radzi całkowicie wyluzować tego dnia, mi ale bardziej pomagało przypominanie tego, co najważniejsze. Jak że podświadome wzorce i przekonania są moc przydatnych funkcji, chociaż nie wszystkie są tak pozytywne jak powyższe. A po powrocie z Wilanowa, kiedy szybko Warszawa została zdobyta, opanowana, zastaliśmy zgliszcza. 2 zapewne stanowić używany do miejsc jednych jak i umiejętności w przedszkolu lub szkole. Przede wszystkim stwórzmy przyjazny czas do edukacje i przygotujmy wewnętrzny spokój - wiedza w podstawówce czyli w lokalu nie jest karą, ale daje szansa rozwoju wszystkiego pracownika. No ale ja byłem zdrowy wtedy, siedemnaście czy osiemnaście lat, dobrze, że istniał parkan obok.
1 note · View note
nieczytasz · 3 years
Text
Tumblr media
Warszawa, 21 maja 2021 r.
Usłyszeć milion słów więcej.
Dlaczego warto czytać dzieciom od pierwszych miesięcy życia
Wyniki badań mówią jednoznacznie – czytanie dzieciom na głos stymuluje ich rozwój emocjonalny, społeczny i poznawczy. – Maluchy, które przygodę z czytelnictwem zaczynają w połowie pierwszego roku swojego życia dysponują później większym zasobem słów oraz łatwiej przyswajają nową wiedzę – mówi Maria Deskur, szefowa wydawnictwa Słowne (dawniej Burda Książki). Wspólne czytanie to fundament budowania bliskości między rodzicem a dzieckiem i stabilności emocjonalnej dziecka.
Jaki przedmiot stał się typowym atrybutem współczesnego, polskiego dziecka? Smartfon, własny lub należący do mamy czy taty. Nie jest to jednak przedmiot, który specjaliści uznają za najlepsze narzędzie do stymulowania rozwoju dziecka, nie jest to narzędzie budowania więzi z rodzicami. Wyniki różnych badań potwierdzają, że taką rolę zdecydowanie lepiej spełnia wspólnie czytana książka. Warto o tym pamiętać zwłaszcza teraz, u progu przerwy wakacyjnej, która – jak się okazuje – może znacząco wpływać na utratę wiedzy i umiejętności, które uczniowie nabyli podczas roku szkolnego. Jest jednak na to sposób – regularne czytanie.
Czytanie dziecku warto zacząć jak najwcześniej
Propagowaniem korzyści płynących z czytania małym dzieciom na głos zajmują się m.in. amerykańscy twórcy trwającego od 1989 r. projektu ROR („Reach Out and Read”), którego celem jest edukowanie rodziców w tej kwestii. O wejście w rolę edukatorów w tym przypadku zostali poproszeni… pediatrzy, jako specjaliści, z którymi rodzice często się spotykają i których autorytetowi ufają. Twórcy projektu proponują rozpoczęcie wspólnej przygody czytelniczej już z sześciomiesięcznym dzieckiem. Malec w tym wieku jest już bowiem w stanie skupić swoją uwagę na bodźcach, np. kolorowych rysunkach w książeczce, oraz wyrazić głośno swoją ekscytację. Słuchanie rodzica, żywe reagowanie na obrazki, a także samodzielne przewracanie stron czy nawet żucie brzegów książki to elementy budujące pierwsze czytelnicze doświadczenia małego człowieka. Dzielenie tych chwil z rodzicem pozwala na budowanie niezwykłej więzi oraz daje podwaliny pod późniejszą miłość do czytania.
– Począwszy od 6. miesiąca życia dzieci uczą się miłości do książek, ponieważ chwile z książką dzielą z osobą, którą kochają. Miłość do książek to pierwszy krok do nauki (…) – tłumaczył w wywiadzie dla „Medycyny Praktyczniej – Pediatrii” prof. Barry Zuckerman, współtwórca programu ROR.
– Wczesne czytanie daje także potwierdzone naukowo korzyści dla rozwoju dziecka. Na przykład uczeni z Ohio State University w 2019 r. wykazali w swoich badaniach, że dzieci w rodzinach, w których nie czytano im wcale, do 5. roku życia słyszą 4662 słowa. Z kolei te, których rodzice czytali pięć książeczek dziennie na głos – ponad milion słów więcej. Ta różnica będzie mieć wpływ na kompetencje dziecka w przyszłości, jego zasób słownictwa, umiejętność przyswajania wiedzy, a także poziom jego inteligencji emocjonalnej, bo przecież słuchając czytanych opowieści dziecko doświadcza różnych uczuć, zadaje pytania, uczy się wchodzenia w relacje, czuje też, że jest dla rodzica ważne. W obliczu takich korzyści czytanie na głos dzieciom okazuje się być najlepszą inwestycją dla każdego rodzica – mówi Maria Deskur, szefowa wydawnictwa Słowne (dawniej Burda Książki).
Naukowcy mówią o wyższych umiejętnościach językowych, co w dalszych latach ma kluczowe znaczenie dla sukcesu edukacyjnego dziecka. Jedno z badań, którego wyniki w 1999 r. opublikowała Amerykańska Akademia Pediatryczna, polegało na objęciu grupy rodzin latynoskich programem promocji czytania książek dzieciom na głos. Pod uwagę wzięto rodziny, w których maluchy były między 5. a 12. miesiącem życia. Po kilkunastu miesiącach okazało się, że dzieci, którym rodzice czytali na głos wypowiadały średnio aż o 35 proc. więcej słów. Pula rozumianego słownictwa była powiększona o 25 proc. w porównaniu z dziećmi, którym rodzice nie czytali.
„Letnia zjeżdżalnia”. Jak jej uniknąć?
Według badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Johna Hopkinsa w Baltimore dzieci podczas wakacji tracą równowartość nabywanej przez nawet 2 miesiące nauki czytania i matematyki. To z kolei sprawia, że nauczyciele w kolejnym roku szkolnym muszą poświęcić od 4 do 6 tygodni na ponowne nauczenie dzieci tego, co już raz zostało przyswojone. Zjawisko nazwane nieco żartobliwie „letnią zjeżdżalną”, dotyczące czytania i pisania (ang. Summer Literacy Slide) dotyka uczniów bez względu na wiek. Dla młodszych dzieci, będących w fazie kluczowego rozwoju, może być jednak bardziej dotkliwe. Jak przeciwdziałać regresowi edukacyjnemu podczas przerwy wakacyjnej?
– Odpowiedzią jest oczywiście regularne czytanie: samodzielne (przez dziecko) lub z rodzicami. Nie chodzi o to, by próbować nakłonić naszych podopiecznych do wertowania podręcznika w czasie wakacji, ale by stworzyć im możliwość czytania tego, co je naprawdę interesuje i będzie stanowiło dla nich rozrywkę – tłumaczy Maria Deskur. – W przypadku młodszych dzieci, które same jeszcze nie potrafią czytać, ważne jest by w ramach spędzanego wspólnie czasu rodzice czytali i z dziećmi rozmawiali. Według badania „Family Power” przeprowadzonego przez polską firmę badawczą IQS dwa lata temu, tylko 50 proc. polskich matek i 39 proc. ojców czyta dzieciom. Kilkanaście minut czytania na głos codziennie to klucz do sukcesu edukacyjnego dzieci. Ważne jest, byśmy budowali świadomość rodziców w tym zakresie. Zwrot z ich niewielkiej inwestycji (15-20 minut dziennie to jednak niewiele!) naprawdę przerasta wszelkie oczekiwania.
Nowości od Słownego na Dzień Dziecka
Wydawnictwo Słowne Młode powiększa swoją ofertę skierowaną do najmłodszych. Pasująca do zainteresowań dziecka czy nastolatka książka to doskonały pomysł na prezent z okazji zbliżającego się Dnia Dziecka. W myśl idei, że czytanie powinno być jak najwcześniej elementem życia każdego malucha, Słowne Młode oferuje przekrój książek zaczynający się od pozycji obrazkowych, przeznaczonych dla najmłodszych dzieci. Ale i nastolatki znajdą wśród oferty wydawnictwa pozycje dla siebie: atrakcyjne i wciągające powieści i inne pozycje książkowe, traktujące o rzeczach, które porywają dziś młodych.
Jakich książkowych nowości dla dzieci i nastolatków możemy spodziewać się w maju?
Seria: Baby Shark
Żyjący w podwodnym świecie Rekinek wraz z całą rodziną Sharków ponownie zapraszają najmłodszych do wspólnej zabawy! Przygody bohatera znanego dzieciom na całym świecie z piosenki „Baby Shark Dance” są tematem kolejnych książek: Balony przynoszą radość, Czarodziejska różdżka babci, Przygoda z wróżką zębuszką, Ryba z Nieba i Świeże bułeczki. Każda z nich uzupełniona jest o zadanie, które sprawi, że morska przygoda będzie jeszcze bardziej wciągająca! Serię uzupełnia książka aktywizująca, w której dzieci odnajdą mnóstwo ulubionych naklejek.
Seria: „Opowieści z czterech stron świata”
„Mukashi, mukashi. Dawno, dawno temu w Japonii”, Giusi Quarenghi
Magiczni bohaterowie i zaskakujące wydarzenia, uzupełnione o niesamowite ilustracje stworzone przez wybitnych artystów – to wszystko dzieci odnajdą w nowym tomie z serii „Opowieści z czterech stron świata”. Książka zabiera swoich małych czytelników do pełnego magii świata japońskich wierzeń. Nie zabraknie ciekawostek historycznych i tych związanych z tradycją. „Mukashi, mukashi. Dawno, dawno temu w Japonii” to wiedza o japońskiej kulturze podana w najciekawszej z form!
„W lesie Baby Jagi. Baśnie rosyjskie”, Luigi Dal Cin
Krótkie opowieści o zwierzętach, pełne magii i cudownych wydarzeń zaczerpniętych wprost z tradycyjnych, rosyjskich wierzeń to propozycja dla dzieci, które kochają poznawać nowe światy i kultury, samodzielnie lub z rodzicami! Uzupełnieniem czytelniczej przygody będą przykuwające wzrok ilustracje (jedno z opowiadań zilustrował Józef Wilkoń).
Seria: „Sposób na emocje”
Seria książek przeznaczona dla dzieci w wieku od 3 do 7 lat uczy, jak radzić sobie z trudnymi emocjami, które są częścią życia każdego malucha. O emocjach sami wiemy wiele, gdyż doświadczamy ich wszyscy, bez względu na wiek. My jednak na ogół umiemy już sobie z nimi radzić.
Bohaterowie, z którymi dzieci mogą z łatwością się utożsamić, zostają postawieni w trudnych sytuacjach i pokazują jak radzić sobie z własnymi odczuciami, rozwijać empatię i budować trwałe relacje. Dla rodziców książeczki także stanowią bazę wiedzy – obszerna końcowa nota przygotowania przez psycholożkę Małgorzatę Musiał tłumaczy świat emocji dziecka i pomaga rodzicom rozmawiać o uczuciach z najmłodszymi.
W ramach serii ukazały się „Sposób na złość”, „Sposób na zazdrość”, „Sposób na smutek” i „Sposób na zmartwienie”.
„Billie Eilish. Jak buntowniczka została królową alt popu. W 100% nieoficjalna biografia”, Kevin Pettman
Fakty, sekrety, cytaty i moc zdjęć to wszystko, czego pragną wielbiciele najłynniejszej nastoletniej gwiazdy muzyki. Polscy fani mają teraz szansę wejść w jej świat jeszcze głębiej – z książki dowiedzą się m.in., jakie wyzwania stały przed wokalistką na drodze do sukcesu i jakie ma cele na przyszłość. Na końcu na czytelników czeka test sprawdzajacy, czy są największymi fanami Bilie Eilish na świecie!
„Czarny Staw. Wiła”, Robert Ziębiński
Paczka przyjaciół w środku przygody z duchami, niezwykłymi istotami i zjawiskami nadprzyrodzonymi to klimat popualrnego serialu „Stranger Things” w polskich realiach. Ta pozycja to doskonały prezent dla nastolatków, którzy mają ochotę na dreszczyk emocji, rozwiązywanie tajemnic i zgłębianie polskich legend, odczytanych w nowoczesny sposób.
Dzień jak co dzień w Czarnym Stawie, pozornie spokojnym miasteczku. Ale pozory mylą. Tutaj aż roi się od nadzwyczajnych zjawisk i dziwnych istot. A duch pięknej kobiety, z którym muszą się zmierzyć przyjaciele, ma już na sumieniu wiele tajemniczych zniknięć. I nie zamierza odpuścić. Jakie znaczenie dla rozwiązania całej historii ma nieco niestandardowo zachowujący się kot? Kim naprawdę był Laurenty Dur, żyjący w siedemnastym wieku? Czy Wi, Wiktoria, wiła jedna i ta sama osoba? Mnóstwo pytań, a odpowiedzi – jak w każdej dobrej historii są dopiero na samym końcu…
„MasterChef Junior”, Jagoda Łaganowska
Propozycja dla młodych miłośników kulinarnych przygód! VI edycja uwielbianego zarówno przez dzieci, jak i dorosłych programu „MasterChef Junior” dobiegła końca. Jej zwycięzczynią została Jagoda Łaganowska, która poza prestiżowym tytułem uzyskała możliwość wydania swojej pierwszej, autorskiej książki kucharskiej. Znajdują się w niej przepisy na różnorodne potrawy, wśród których nie zabraknie propozycji na przystawki, dania obiadowe czy desery. Pierogi gruzińskie chinkali, czy sernik jagodowy już nie będą miały tajemnic przed młodymi kucharzami, którzy zainspirują się książką Jagody!
O wydawnictwie
Słowne jest częścią koncernu medialnego Burda Media Polska i równocześnie jednym z liderów na polskim rynku wydawniczym. Od 20 lat nasze książki – wcześniej pod marką Burda Książki – trafiają do rąk kolejnych pokoleń czytelników. Oferujemy 1200 zróżnicowanych tytułów W portfolio wydawnictwa znajdują się: literatura obyczajowa, kryminały, thrillery, literatura podróżnicza (pod marką National Geographic), biografie znanych postaci ze świata mediów, sztuki, sportu, poradniki, książki dla dzieci i młodzieży. Nasi autorzy byli wielokrotnie nagradzani. Nela Mała Reporterka cztery lata z rzędu zdobyła Bestseller Empiku, zostając najmłodszą laureatką tej nagrody (w latach: 2016-2019).
0 notes
ulworks · 4 years
Photo
Tumblr media
👉 Realizacja serwisu bazodanowego "KOLEJARZE - zapomniani polscy bohaterowie" dla Fundacja Pomocy i Więzi Polskiej "Kresy RP" / 2018 r.
💻 Zobacz online: https://bazakolejarzy.pl/
➡️ O projekcie: W roku setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości Fundacja Pomocy i Więzi Polskiej “Kresy RP” przy wsparciu Fundacji Grupy PKP rozpoczęła realizację wieloletniego projektu elektronicznej bazy kolejarzy zasłużonych w walce o polską niepodległość w XX w. W bazie autorzy pragną upamiętnić polskich kolejarzy, “cichych bohaterów” walk o niezawisłość naszej Ojczyzny pod zaborami, w I czy II wojnie światowej, a także w okresie komunizmu.
📣 POTRZEBUJESZ STRONY WWW? ZAPRASZAM DO ZAPOZNANIA SIĘ Z OFERTĄ: 💎 https://strony.biz/
1 note · View note
anna-lacina · 2 years
Photo
Tumblr media
Tę książkę przeczytałam zaraz po #gofroweserce jeszcze w poprzednim roku, co możecie stwierdzić po moim kciuku, nadal dość mocno fioletowym (przy Gofrowym sercu był jeszcze zaplastrowany) co zdecydowanie pasuje do klimatu tej książki, bo i w tym tomie bohaterowie ciągle wpadają w tarapaty przeważnie połączone z urazami różnego rodzaju. Piszę jednak o niej dopiero teraz, bo cały czas się zastanawiałam, czy poświęcać jej osobny post, czy tylko podzielić się wrażeniami w komentarzu pod tamtym z 27 grudnia. Zdecydowałam się na post, bo książka jest za dobra, by dać o niej tylko mało widoczną wzmiankę. Jest... inna, niż poprzednia - poważniejsza, bo i bohaterowie mają już 12 lat. Tamta przypominała "Dzieci z Bullerbyn", ta przynależy do tej samej półki, co książki Pawła Beręsewicza przeznaczone dla 11-15. Widzę tu sporo podobieństw, więc zwrócę przy tej okazju uwagę, gdyby ktoś jeszcze nie zauważył😉, że polscy autorzy absolutnie nie ustępują zagranicznym. Może nawet odrobinę ich przewyższają, ze względu na rodzime realia i bliższe polskiemu czytelnikowi (choć ponadczasowe) problemy. Nie wszyscy oczywiście (tak jak nie wszyscy zagraniczni warci są czytania), ale mamy paru wartych dostrzeżenia. W #bramkarkaimorze bohaterowie odkrywają, że istnieje coś więcej niż Zatoka i miasto, że jest świat za granicą i odmienne kultury. Najbardziej spodobało mi się (chyba w żadnej książce nie pokazane tak doskonale i tak pięknie) zetknięcie wegetariańskiego stylu życia z podejściem - jeśli ukochana kura straci życie, to trzeba ją zjeść, by jej śmierć nie poszła na marne. Mamy też pierwsze zauroczenia i pierwsze nieporozumienia, zazdrość, kompleksy, budowanie odrębności i poczucia własnej wartości. Gorąco polecam! #mariaparr #anetahaldorsen #keeperenoghavet #dobraksiążka #dobreksiążki #książkibezpustychkalorii #mądreksiążki #książkidającedomyślenia #książkidającenadzieję #czytambolubię #czytamdobreksiążki #czytanieotwieraumysł #czytamipolecam #pisarkaczyta #annałacina #czytajbowarto #zdjęciedlaksiążki #recenzjaksiążki #czytanieuzależnia #czytamzachłannie #książkowo #czytajpolsko #czytamwszędzie #czytamzawsze #książkawszędzie #światrecenzentów #bookstagrampolska #książkanazimę https://www.instagram.com/p/CZAAM2BI_9Y/?utm_medium=tumblr
0 notes
PAMIĘĆ WYRYTA W KAMIENIU
Zapomnianymi i zdewastowanymi grobami Polskich Weteranów spoczywających na cmentarzu St. Joseph’s Moston w Manchesterze, opiekuje się od ponad ośmiu lat. Wszystko zaczęło się pod koniec 2015 roku i tak trwa to do dzisiaj. Ten stary cmentarz jest miejscem spoczynku ponad stu Polskich Weteranów, którzy pomimo swojej heroicznej walki dla naszej ojczyzny nigdy nie mogli do niej powrócić. To naprawdę…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
miastaslow · 3 years
Text
Jacek Kurowski: Ta książka uczy, jak wiele należy poświęcić w dążeniu do celu
– Rolą dziennikarzy jest edukowanie odbiorcy, pokazywanie szerszego kontekstu, a nie tylko wyniku. Sądzę, że wywiązujemy się z tego, podobnie jak czynią to media społecznościowe, które umożliwiają dosłownie bezpośredni kontakt do sportowca – mówi Fundacji Miasta Słów Jacek Kurowski, który ponownie wkroczył do enigmatycznego świata literatury, tym razem dzierżąc w dłoni tytuł Medal będzie mój. Droga na szczyt polskich lekkoatletów.
Tumblr media
fot. Bartek Koper
Kamil Piłaszewicz: Tematem przewodnim tej rozmowy jest mówienie o lekturze Medal będzie mój. Droga na szczyt polskich lekkoatletów. Jednak zanim skupimy się na samej książce, to możemy powiedzieć, że tak, jak dla sportowca sięgnięcie po krążek, zwłaszcza olimpijski jest spełnieniem marzeń, zbliżoną wartość ma napisanie książki dla dziennikarza?
Jacek Kurowski: To bardzo ciekawe pytanie. Poniekąd można tak powiedzieć, bo nasza praca jest ulotna, tzn. po nas nie zostaną takie rzeczy, jak np. medale, rekordy po lekkoatletach. Chociaż te najlepsze wyniki bywają bardzo często wymazywane, tak zapisują się w historii. Także może rzeczywiście jest tak, że jeśli uznamy, iż spełnieniem marzeń sportowca jest sięgnięcie po medal, to taką samą miarą możemy nadać napisaniu książki przez dziennikarza. Tym samym w ten sposób zostawia po sobie coś więcej, niż ulotną relację, podczas transmisji.
Kiedy patrzy pan na fizyczną formę swego dzieła, jakie pojawiają się wrażenia, uczucia, emocje?
- Na szczęście ten pierwszy raz mam już za sobą, bo debiutowałem książką o Andrzeju Szarmachu. Wtedy pojawiło się ogromne wzruszenie, które z resztą się teraz powtórzyło. Dotknięcie okładki, powąchanie kartek, przejrzenie tego, co się napisało, a dotychczas widziało tylko w formie pliku tekstowego na komputerze, to jest zupełnie co innego. Analizowanie, czy dokonywanie korekty w pliku to pomaga w poczuciu efektu wytężonej, niełatwej pracy. Natomiast kiedy widzi się i dotyka książki na żywo, to jest to… Ogromne wzruszenie, przeżycie! Pojawia się niesamowity stan, kiedy widzi się w fizycznej formie ile czasu się poświęciło na stworzenie czegoś, co oddaje się zazwyczaj de facto obcym osobom. To uczucie towarzyszy również wtedy, kiedy czeka się i poznaje opisywane wrażenia, emocje czytelników po lekturze.
Można w jakikolwiek sposób porównywać emocje, jakie się pojawiły między debiutem, a tym dziełem?
- Nie, choć przyznaję, że zaskoczyło mnie to, co poczułem przy tym tytule. Byłem przekonany, że emocje, jakie były przy debiucie, nie powtórzą się, a one tymczasem przyszły ze zdwojoną siłą! Być może wzięło się to z niepewności dotyczącej tego, jak zostanie przyjęty drugi tytuł. Oglądając serial The Affair usłyszałem zdanie: „Każdy nosi w sobie temat na jedną książkę, nie każdy na dwie”. Dlatego wracając do pytania, nie można porównywać i nie spodziewałem się, że tak dużo emocji znowu się pojawi.
Jak zrodził się pomysł stworzenia wspomnianego utworu?
- Pojawił się dzięki propozycji, która napłynęła z wydawnictwa Otwartego. Nie chcę mówić o szczegółach, więc powiem tylko, że z początku ten tytuł miał wyglądać inaczej i dotyczyć innych bohaterów. Zmiany pojawiły się po bardzo, ale to naprawdę bardzo konstruktywnych rozmowach i tu chcę podkreślić rolę przede wszystkim pani Eweliny Tondys, która zaproponowała mi napisanie tej książki. Ostatecznie uznaliśmy, że będziemy pisać o lekkoatletach, bo stanowią bardzo ciekawy temat. Potem zastanawialiśmy się nad doborem i liczbą bohaterów. W tym zakresie dostałem pełną dowolność, co niezmiernie również doceniam. Mniejszą jeśli chodzi o formę… (śmiech) W finalnej wersji książka składa się z sześciu rozmów, z czego dwie są tak naprawdę monologami, a pozostałe tzw. wywiadami – rzekami.
Podjęliśmy się tego, by bohaterami byli lekkoatleci, bo ten temat, nie mogę powiedzieć nawet, że nie został wyeksploatowany… Odnoszę wrażenie, że nawet nie został zaznaczony w literaturze. Generalnie mówi się dużo o piłkarzach, tenisistach, koszykarzach, a ci lekkoatleci, mimo swoich wielkich sukcesów, zawsze byli gdzieś z boku, jeśli chodzi o swoje biografie. Też chcieliśmy, by większą grupę stanowili olimpijczycy z racji tego, jakie wydarzenie sportowe mieliśmy w ostatnim czasie.
Dlaczego to właśnie te nazwiska zostały wybrane do tzw. wywiadów rzek? Być może następne pojawią się w kolejnych częściach Medal będzie mój, czego serdecznie życzę.
- Może będą, a może nie, trudno mi powiedzieć. Przyznam się panu, że po pierwszej książce, tj. tej o Andrzeju Szarmachu musiałem trochę odreagować, bo nawet nie sądziłem, ile rzeczy w głowie zostawi proces tworzenia. Tak to już jest, że jak ktoś coś robi po raz pierwszy, to nie zdaje sobie sprawy z tego, co przyjdzie później i jak będzie wyeksploatowany. W tym momencie tego nie czuję, więc być może rzeczywiście będzie druga książka poświęcona lekkoatletom. Natomiast dlaczego te konkretne osoby? Dlatego, że każda przeżyła coś innego, zarazem sama w sobie jest inna i z wyjątkiem dwóch tyczkarzy, to każda uprawia inną dyscyplinę sportu. Zależało mi na tym, żeby ci bohaterowie byli różni i odnoszę wrażenie, że właśnie to udało się osiągnąć. Z kolei tym, co ich łączy, to to, że każde z nich coś osiągnęło, ma na koncie jakiś medal i to, że każdy pragnie sięgnąć po olimpijski krążek.
Właśnie jeszcze kilka dni temu oglądaliśmy ich zmagania o olimpijskie zdobycze i tak się zastanawiam, czy mimo, że zarówno one, jak i sam moment zakładania ich na szyje, stania na podium wiąże się z niewyobrażalnym spełnieniem, tak może stanowią wyłącznie dodatek do przekraczania swoich granic wytrzymałości, bicia rekordów życiowych?
- Myślę, że nie. Medal sam w sobie stanowi główny cel dla tych ludzi. Wiąże się on z tym, że zapisują się w historii polskiego sportu. Oczywiste jest, że najcenniejszą zdobyczą jest ten złoty… Jednak myślę, że generalnie zdobycie medalu olimpijskiego, czyli krążka, który można wywalczyć tylko raz na cztery lata, jest wartością samą w sobie. To wiąże się z przekraczaniem granic, z poprawianiem rekordów życiowych, z bycia coraz lepszym i tym, jak wiele muszą poświęcić, by odnosić takie sukcesy.
Kiedy oglądamy film animowany pt. Auta, spotykamy się z rozmową wielokrotnego mistrza będącego już na emeryturze z kimś, kto dąży do zdobycia najważniejszego tytułu już w pierwszym sezonie. Wówczas emerytowany laureat wyścigów samochodowych mówi: „Puchary to tylko kawały złomu”. Zgodzi się pan z moją tezą, że medale, trofea itp. przedmioty choć piękne, to nie mówią za wiele o danym sportowcu?
- Dokładnie, bo tu nie chodzi o tę blaszkę! Nie chodzi o nią jako o przedmiot. Dowodem tego jest gest Marii Andrejczyk, która swój medal przekazała na aukcję charytatywną. Także to nie ten kawałek złota, srebra, czy brązu na tasiemce jest ważny dla sportowców, tylko rywalizacja i miejsce na podium. Krążek stanowi wyłącznie pamiątkę tego, czego dokonali. Oni walczą o to, żeby spełnić swoje marzenia. Dla jednych takim będzie sięganie po złote krążki i wysłuchiwanie Mazurka Dąbrowskiego, a dla innych tego rodzaju spełnieniem będzie zdobycie medalu olimpijskiego. Bez większego znaczenia jakiego koloru, bo znają swoje ograniczenia i możliwości. Medale w wersji fizycznej, to tylko blaszki, jakiś dodatek do wyniku, rekordu, życiówki, ale raz jeszcze podkreślę, tu nie chodzi o kwestie materialne. Wszystko dotyczy tego, że jest się medalistą, wicemistrzem lub mistrzem np. olimpijskim.
Wracając jeszcze na chwilę do zmagań olimpijskich w Tokio, pojawiło się mnóstwo emocji, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Przyglądając się reakcjom kibiców, wpisom w Internecie, atmosferze panującej w sieci…
- Wie pan co, mnie te komentarze ominęły, bo nie zaglądam do sieci, by takich szukać. Nie wchodzę w nie pod artykułami, bo… Bo nie! (śmiech) Nie chcę sobie na siłę psuć nastroju. Natomiast zauważmy, że nastroje kibiców skrajnie się zmieniają, czyli od nienawiści do uwielbienia. Albo ktoś jest świetny, bo zdobył medal olimpijski, albo beznadziejny, bo po niego nie sięgnął, czy w ogóle nie zakwalifikował się do finału, czy w nim przepadł. Dla większości kibiców nie ma nic po środku, i to jest przykre. Nie zgadzam się na takie podejście do sportu. Swoją drogą, to przypomnę, że Bohdan Tomaszewski, z którym miałem okazję współpracować, zwracał uwagę, żeby nie skupiać się tylko na mistrzach. Mówił, że taka sama uwaga należy się temu, który był drugi, trzeci, czwarty itd. Chciałbym żebyśmy tak kibicowali, tzn. żebyśmy doceniali miejsca w finałach, jak np. pływaków, czy heroiczny bieg Michała Rozmysa w jednym bucie. Chciałbym byśmy umieli pozwolić sportowcom czasem przegrać…
Kto jak nie oni najsilniej odczuwają ból? Kto jak nie oni czują najmocniej niespełnienie? Nie trzeba im tego uświadamiać. W sportach indywidualnych jest to chyba najbardziej bolesne, bo tam nie zależy to w głównej mierze od drużyny. Wszystko zależy przede wszystkim od jednego człowieka. I ten człowiek wtedy wie, co i dlaczego nie poszło i jak się z tym czuje.
Czyli co nam powiedziały igrzyska w Tokio o polskich kibicach i naszemu stylowi dopingowania?
- Chyba nic nowego. Zostało tak, jak było, czyli jak ktoś nam daje dużo radości, to chcemy żeby był patronem naszej szkoły albo miał pomnik w centralnym miejscu naszego miasta. Jeśli zawiódł, to niech emigruje. Nie zgadzam się na taki sposób kibicowania w całej rozciągłości!
Odnoszę wrażenie, że poza małym, lecz głośnym gronem „internetowych znawców”, tak polscy kibice z roku na rok stają się coraz bardziej świadomi tego, jak wygląda droga na szczyt, zarówno kiedy mówimy o tej pokonywanej przez sportowców, jak i trenerów. Ile prawdy kryje się w mych słowach?
- Sporo, bo my się edukujemy. Tak jak wiele lat temu nie rozumieliśmy skoków narciarskich, tak teraz znamy się na nich doskonale. Oczywiste jest, że wiąże się to z sukcesami, najpierw Adama Małysza, później Kamila Stocha i innych skoczków. Jednak chodzi mi o sam proces edukowania się przez kibiców na temat jakiejś dyscypliny. Dawniej nie wiedzieliśmy za dużo o Formule 1, a kiedy do niej dołączył Robert Kubica, nagle wiedzieliśmy wszystko o taktyce, oponach, mocy silników etc. W przypadku piłki nożnej to każdy jest ekspertem z natury… (śmiech) Mówiąc poważniej, to kiedy mówimy o sportach indywidualnych, takich jak chociażby zmagania lekkoatletów, to my się edukujemy i to całe szczęście. Zaczynamy rozumieć, ile wysiłku, emocji, decyzji kosztuje start na igrzyskach olimpijskich. Z resztą, taka jest też nasza, czyli dziennikarzy rola. Temu też służyła ta książka, tzn. żeby pokazać, co jest po drugiej stronie. Akurat Michał Haratyk w czasie naszej rozmowy powiedział interesujące zdanie, że zacytuję: „Ty jako dziennikarz widzisz tylko wynik. Myślisz sobie: „On s………”. Natomiast nie wiesz tego, że np. koło było śliskie, że konkurs został zatrzymany, przez co wypada się z rytmu. Nic nie wiesz. Podajesz tylko wynik”.
Dlatego uważam, że rolą dziennikarzy jest edukowanie widza, pokazywanie szerszego kontekstu, a nie tylko samego wyniku. Sądzę, że z tego zobowiązania się wywiązujemy w podobny sposób, jak czynią to media społecznościowe, które umożliwiają dosłownie bezpośredni kontakt do sportowca. Dzięki sieci odbiorca może też sprawdzić więcej, przez co tak uogólniając, wie więcej.
Właśnie, aby w większym stopniu zrozumieć pokonywane trudności przez np. lekkoatletów, powinniśmy nabyć lekturę Medal będzie mój?
- Ta książka pokazuje, ile trzeba dokonać, by stanąć na podium i to niezależnie, czy na mistrzostwach Europy, świata, czy igrzyskach olimpijskich. Mówi ile dni trzeba spędzić poza domem, ile kilometrów pokonać, ile kontuzji wyleczyć, z jaką presją się mierzyć, jakie wyzwania przed sobą stawiać. Uświadamia, że widzimy tylko efekt końcowy, tj. że ktoś staje na bieżni, czy w kole i biegnie lub czymś rzuca. Widząc te zmagania uznajemy jako kibice, że mamy prawo oceniać, czy ktoś jest cienki, czy wspaniały. Ta książka pokazuje i wiem, że to banał, ale ludzi z krwi i kości. Osoby, które mają swoje kryzysy, lęki, problemy. Pokazuję ich tu nie jako herosów, tylko jako „zwykłych zjadaczy chleba”, którzy mają raty kredytu do spłacenia, problemy w domu, rodzinne, a nawet, że czasami nie są w stanie czegoś zrobić lub zwyczajnie im się nie chce, bo mają lenia. Sportowcy są zwyczajni, tacy jak my, tylko że nie wykonują pracy fizycznej np. ośmiogodzinnej w biurze, czy pełniąc rolę maklerów na giełdzie. Sprawdzają, czy ich nic nie boli i idą trenować, poprawiać swoje wyniki, bo chcą coś osiągnąć w przyszłości.
Niejednokrotnie sportowcy stawali się głównymi bohaterami, czy to biografii, autobiografii, czy reportaży. Dlatego chętnie się dowiem, czym wyróżnia się pana dzieło względem większości dostępnych na rynku?
- Nie wiem, czym… Naprawdę. Doceniam książki, które są szczere, tj. takie, w których bohaterowie się otwierają. Wiadome jest, że nigdy nie powiedzą wszystkiego. To zrozumiałe i szanuję, że nie zdradzą się z każdym szczegółem swego życia, jednak potrafię dostrzec, która lektura jest laurką, która jest grzecznie napisana, a która pozostawia bohatera chropowatym. Nie do końca też chciałbym sądzić, czy moją coś wyróżnia na tle innych, bo ona jest po prostu o ludziach, którzy chcieli powiedzieć otwarcie, na tyle ile mogą, swoje historie.
Patrząc na pierwsze dni sprzedaży lektury pt. Medal będzie mój, nie poruszając kwestii ekonomicznych, w jakim stopniu wynagradzają one poświęcony czas, próby zrozumienia, emocje pojawiające się w czasie wspomnianych dialogów z lekkoatletami?
- Oddźwięk jest bardzo miły, co potwierdzę cytatem z jednego z lekkoatletów, który po przeczytaniu, napisał mi tak w SMS-ie: „Napisał pan świetną książkę. Szkoda, że taka krótka”. Przyznaję, że te słowa są dla mnie największą nagrodą. Jeśli mówi to lekkoatleta, którego nie pytałem o zdanie, czyli mam potwierdzenie, że ta opinia wyszła sama z siebie, to było i jest to bardzo miłe.
Mógłbym sformułować właśnie podobny zarzut, co do długości… (śmiech)
- Hah! (śmiech) Myślę, że lepszy jest niedosyt. Sądzę, że lepiej jest, kiedy ktoś, kto kończy czytać, stwierdza: „O matko, jak szybko poszło”, niż „Boże, ile stron jeszcze do końca…”. Wracając do tego, co mówiłem w poprzedniej odpowiedzi, kluczowe jest sprzężenie zwrotne. Jestem dumny i szczęśliwy zarazem z tego, że w komentarzach słyszę, że jest ona szczera, że pokazuje ludzi prawdziwych, bo na tym mi najbardziej zależało. Chciałem osiągnąć również to, by to lekkoatleci mówili w tej książce, i uważam, że to również udało się osiągnąć.
Pytam, gdyż w książce częściej czytelnik spotyka się z mówieniem o trudnych tematach i o ile on może po prostu odłożyć dzieło na jakiś czas, by ochłonąć, tak jak wyglądało prowadzenie rozmów ze sportowcami?
- Mówimy o kwestii uważnego słuchania. Mam na myśli słuchanie, a nie słyszenie. Czasami też trzeba umieć wyczuć do jakiego stopnia można się posunąć z zadawaniem pytań. Nie bałem się dociekać, ale jednocześnie liczyłem się z tym, że w pewnym momencie mogę usłyszeć: „Nie, o tym nie powiem, bo np. nie jestem gotowa/y, czy po prostu nie chcę”. Zdarzało się, że przekonywałem, prosiłem, by o czymś powiedzieli, bo przyznaję, że spotykałem tych ludzi pierwszy raz w życiu. Dlatego jednocześnie prosząc, zapewniałem, że odeślę im plik do autoryzacji i to, co im nie będzie pasowało, wyrzucimy. Przyznaję, że niewiele było rzeczy, które skasowaliśmy. Bardzo niewiele. Stało się tak dlatego, że na tych dwu-, trzy-, a z Asią Fiodorow czterogodzinnych rozmowach udało się zbudować takie niezwykłe więzi. Doszło do tego, że to nie były wywiady, czy inne „odpytywanki”. Po prostu rozmawialiśmy sobie. Z resztą nie za bardzo miałem opcje powrotu, z wyjątkiem Asi Fiodorow, Piotrka Liska i Ani Kiełbasińskiej. Z każdym widziałem się na dwóch spotkaniach, poza Ewą Swobodą, z którą spotkałem się tylko raz.
Ile razy usłyszał pan słowa typu: „Proszę, wyłącz mikrofon”?
- Takich nie, ale były momenty, że padały stwierdzenia: „Tego nie nagrywamy” i „Tego nie napiszesz”. Sumując, to takie komunikaty pojawiały się trzy razy.
Nawiązując do słów z początku rozmowy, ile prawdy kryje się w słowach, że kiedy dziennikarz siada do pracy nad książką, spełnia jedno z najważniejszych zawodowych marzeń?
- Zależy od tego, co dla kogoś jest marzeniem. Jeżeli ktoś zostaje dziennikarzem sportowym po to, by skomentować jakiś finał mistrzostw w rugby, koszykówce, czy piłce nożnej, to napisanie książki nie jest i nie będzie kuszące… (śmiech) Dla mnie to było jedno z tych wyzwań, których chciałem się podjąć w czasie pracy i cieszę się, że się udało tego dokonać.
Być może to nie książka, program, studio, czy relacja z danych zawodów, a bycie przy sportowcach w dobrych i złych momentach definiuje to, kim powinien być dziennikarz sportowy?
- Ma pan rację. W tym zawodzie nie chodzi o to, by z czegoś zdać relację, tylko by lepiej zrozumieć siebie, a także sportowca. Cały urok jest zawarty w poznawaniu siebie, tej drugiej osoby, a także danej dyscypliny. Mnie te rozmowy bardzo wyedukowały, jeśli chodzi o lekkoatletów, a nawet sportowców w ogóle. Każdemu z nich opowiadałem tę samą historię, czyli że uprawiam triathlon i do momentu, kiedy nie wystartowałem w zawodach, nie wiedziałem, czym jest rywalizacja. Nie wiedziałem z jakimi nerwami, stresem wiąże się udział w danym starcie, a przecież od tego nie zależy moje życie. Od tego, który będę na mecie nie zależy ani wysokość mojej wypłaty, przyznanego stypendium, ani to, czy mam co robić w życiu. Moje starty są jednym z hobby, a takie wewnętrzne spełnienie po dotarciu do mety jest stanem nie do opisania. Mimo, że prawda jest taka, że zdarzały się starty, gdzie zajmowałem lokaty w trzeciej setce… (śmiech)
Oj, nie ma sensu się, aż tak krygować zajmowaną lokatą… (śmiech)
- Tak, ale chodzi mi o to, że dziennikarz startujący z innymi, tj. równymi sobie, może poczuć czym jest stres i jak go okiełznać. Uświadamia się wtedy sobie, że on istnieje, że jak dopadnie to naprawdę potrafi gnieść, a czasami nie tylko bardzo mocno ogranicza, ale wręcz uniemożliwia podjęcia się jakiegoś działania. Dzięki startom w triathlonie uświadomiłem sobie w czasie tych spotkań z lekkoatletami, że to wszystko wcale nie jest takie proste. W książce jest taki fragment, który w sposób szczególny wywiera na mnie wrażenie. Mówię o tym, kiedy Michał Haratyk opowiadał, jak bardzo mocno biło mu serce przed mistrzostwami Europy w Glasgow. Jak silnie? W takim stopniu, że musiał się położyć na bieżni. Tak mocno, że nie był w stanie się dogrzać odpowiednio. Nie rozumiał reakcji swojego organizmu. Po prostu. Przez cały czas serce waliło mu, jakby ktoś uderzał młotem. Przecież my tego nie widzieliśmy. Oglądając przekaz telewizyjny nie otrzymywaliśmy informacji, że coś takiego miało miejsce. Nie dowiedzieliśmy się również o tym, że tuż przed startem w eliminacjach Asia Fiodorow dowiedziała się o śmierci swojego taty. Widzieliśmy, że wystartowała. Jedyne, z czym dane nam było się zapoznać, to ich wyniki. Rozmowy z tymi ludźmi pomogły mi zrozumieć nie tylko ich sukcesy, ale również sens zmagań, porażek, kryzysów, zwątpień. Temu też służyła ta książka, tzn. by uświadomić sobie, że należy z nieco innej perspektywy patrzeć na to, kim są i czego dokonują.
Również sądzę, że dziennikarz sportowy, by móc wiernie oddawać rzeczywistość w trakcie komentarza, powinien choć amatorsko spróbować uprawiania dyscypliny, której opisywania się podejmuje.
- Absolutnie się z panem zgadzam! Jak mówiłem, dzięki startom w triathlonie, zupełnie inaczej patrzę na świat i sens rywalizacji. Dzięki temu można więcej i dokładniej zrozumieć wiele rzeczy np. co to jest presja. W moim przypadku nic nie zależy od wyniku sportowego uzyskanego, czy to w Warszawie, czy Gdyni, Bełchatowie, Mrągowie, czy gdziekolwiek indziej. W ich przypadku to jest walka o życie! Rywalizują o pensje, o premie, o to, żeby ich zapraszać na Mityngi, a nawet o to, by organizatorzy opłacali ich startowe. Dlatego tak, uważam, że każdy dziennikarz sportowy powinien spróbować uprawiać dyscyplinę, którą komentuje. Nie dla zabawy, czy na potrzeby reportażu, materiału newsowego, by pokazać jak się rzuca oszczepem, tudzież dyskiem, czy bawiąc się skacząc w dal lub kopiąc piłkę. Chciałbym, by potrafił się tego podjąć na tyle wyczynowo, na ile pozwalają mu jego umiejętności i organizm.
Wrócę znowu do Michała Haratyka, który mi kiedyś powiedział: „Wyobraź sobie, że jedyną rzeczą, jaką musisz zrobić w życiu jest trening”. Moja odpowiedź brzmiała, że to świetna robota, a on odparł, że to nie jest jedna jednostka w ciągu tygodnia, a nawet dnia. Po pewnym czasie zwyczajnie ci się to już nudzi. Ci ludzie też się z tym mierzą. Oni też chodzą do pracy i też łapią się na tym, że pojawia się leń, bo ile razy można robić to samo.
Jedną z bohaterek pana książki jest Anna Kiełbasińska, która pobiegła w półfinale sztafety 4x400 metrów i znacząco pomogła awansować do finału, w którym dziewczyny sięgnęły po srebrne medale. Nawiązuję do niej, gdyż zastanawiam się, jakie to uczucie, kiedy pierw rozmawia się ze sportowcem o trudnych tematach, jak chociażby pojawianie się agonalnych stanów po biegach; a później widzi się, jak rozmówczyni sięga po tak rewelacyjne wyniki?
- Proszę pana, jest pan potworem! Potworem, bo dotyka w tej chwili szalenie emocjonalnej części mojej pracy i mnie samego. Przyznaję, że się niesamowicie wzruszyłem widząc, że Ania stoi na starcie do tego biegu w sztafecie. To były potężne emocje, bo wiedziałem z czym się mierzyła na drodze do startu na igrzyskach. Mam na myśli to, ile poświęciła, jak ciężko pracowała, a nawet fakt, że jeszcze w lutym miała niewielkie szanse, by ten cel zrealizować. Okazało się, że nie tylko się pojawiła na bieżni w Tokio, ale razem ze sztafetą sięgnęła po srebrny medal! Razem, bo chcę podkreślić, że w sztafecie nie biegają tylko te cztery dziewczyny, które rywalizowały w wielkim finale.
Natomiast już po biegu wiedziałem, że pracujący na stadionie Alek Dzięciołowski będzie musiał w ekspresowym tempie przeprowadzić wywiad z dziewczynami, bo one długo nie wytrzymają stojąc przed mikrofonem. Wszystkiemu winne było tempo, w jakim rywalizowały oraz warunki atmosferyczne. Wiedziałem, że za kilka chwil będą potężnie cierpiały. To też uświadomiła mi rozmowa z Anią. Myślę, że przyzna mi pan rację, kiedy powiem, że odkrywanie tego typu rzeczy dla laika, który nigdy o czymś takim nie słyszał, a nawet nie pomyślał, jest czymś niezwykłym!
Dokładnie, choć czasami zastanawiam się, czy media nie zaczynają przekraczać etycznej granicy w tym przypadku. Mam na myśli to, co pokazał realizator po biegu na dziesięć tysięcy metrów kobiet tuż za linią mety…
- Myślę, że operator, tak z technicznego punktu widzenia, nie spodziewał się, co za chwilę ujrzy oko kamery. Podejrzewam, że chciał pokazać totalne zmęczenie, jakie im towarzyszyło. Nie sądzę, by chciał pokazać, to co się pojawiło na ekranie. Jednak pokazywanie trudów i wysiłków tych ludzi jest czymś naturalnym, bo to też na tym polega, tj. by pokazać ludziom z czym się to wiąże.
Przechodząc do mniej drastycznych historii, to drugą z bohaterek pana książki jest Joanna Fiodorow. Patrząc na to z jakimi wyzwaniami się zmaga, i nie mam tu na myśli tylko tych związanych ze światem sportu, spodziewał się, przeczuwał pan, że po igrzyskach w Tokio zdecyduje się zakończyć karierę?
- Mogłem się domyślać, że Asia taką decyzję podejmie, ale według mnie zrobiła to na gorąco, za szybko. Myślę, że jeszcze jest za bardzo rozemocjonowana po starcie w Tokio, po którym oczekiwała więcej. Spodziewała się, liczyła na więcej. Bardzo mocno ją nakręciło zdobycie srebrnego medalu w Doha na mistrzostwach świata, o czym też mówiła. Tam się okazało, że jest w stanie, że tak po prostu potrafi rzucać daleko, że znajduje się w światowej czołówce w swojej dyscyplinie. Jednak też podejrzewam, że chciałaby spróbować się spełniać w innej roli, tj. kobiety, mamy. Prędzej, czy później moment na podjęcie takiej decyzji musiał nadejść, więc jestem przekonany, że sama zdecyduje o swoim losie najlepiej, jak potrafi. Ze swej strony mogę tylko ją podziwiać i podkreślać to, jak wiele, naprawdę wiele przeszła i gratulować jej tego, że się nie załamała, tylko dalej dąży do tego, co sobie postanowi.
Myślę, że w jej przypadku jest trochę tak, jak z Mamedem Khalidovem. Zmierzam do tego, że sportowo nie musi niczego udowadniać, a w życiu prywatnym przeszła potwornie dużo i po nieudanym starcie, który w jej opinii był jednym z najważniejszych w życiu, głowa była za gorąco i za szybko pojawiła się decyzja o zakończeniu kariery. Chciałbym, by wróciła, jak Mamed, który po ponad roku „ot tak” zdobył ponownie pas swojej dywizji i pokazał, że wiek to tylko liczba.
- Tak, ale też rozumiem rozgoryczenie wynikiem. O tym też mówiła Joanna Jóźwik po swoim biegu, kiedy również wspominała, że to mógł być jej ostatni występ na igrzyskach. Naprawdę rozumiem ten ból, złość, ale pamiętajmy, że później przychodzi chwila refleksji, tzw. ostudzenia głowy i wniosek, że może jednak warto spróbować raz jeszcze. Sportowcy tacy po prostu są. Mimo, że są poobijani, mają pozdzierane kolana, łokcie, mnóstwo siniaków, złamań i skręceń, tak zaciskają stale zęby i walczą dalej.
Nawiązuję do takich sytuacji, ponieważ kiedy padają tego typu słowa, większość kibiców jest zaskoczona, by nie powiedzieć zszokowana. Wówczas pojawiają się słowa typu: „Ale jak kto… Przecież jest w czołówce, ma tyle imprez przed sobą, taka młoda dziewczyna” itp. Być może dziennikarstwo sportowe uczy tego, że to nie wiek, możliwości fizyczne, a trudności z jakimi zmaga się umysł, decydują o tym, ile może osiągnąć dany sportowiec?
- Dokładnie, a dzieje się tak dlatego, że my tych ludzi nie znamy. Kiedyś Łukasz Piszczek mi powiedział, że kibice uważają sportowców za herosów, a oni są tylko w mitologii. Choć mówimy dziś o lekkoatletach, tak chciałbym w tę wypowiedź odnieść do wszystkich sportowców, bo oni wiedzą ile wysiłku kosztuje każdy start. Tylko oni mogą wiedzieć, czy dali z siebie wszystko, osiągnęli szczytową formę, czy mogą coś jeszcze poprawić. Jeśli okazuje się, że dali z siebie maksimum i fizycznie nie są w stanie niczego więcej zrobić, a to nie przynosi efektów, to nie dziwię się, że mają dosyć. Czasami sam organizm powie: „nie, dosyć”. To przyznał Paweł Wojciechowski na potrzeby tej książki, że czasami przyjmował zastrzyki i inne środki przeciwbólowe tuż przed finałowymi startami. Pamiętamy, co i jak mówił Marcin Lewandowski o przygotowaniach do swoich biegów na igrzyskach w Tokio. Naprawdę szanuję i rozumiem decyzje, kiedy mówią, że kończą, że to był ostatni start, ale wiem też, że po pewnym czasie przychodzi refleksja, chwila zadumy i wtedy czasami zmieniają decyzje.
Po latach spędzonych w świecie sportu w roli dziennikarza sportowego, można jakkolwiek przyzwyczaić się do emocji, jakie dostarczane są przez sportowców na arenach międzynarodowych?
- Można, zwłaszcza wtedy, kiedy umie się włączać mechanizmy obronne. Takie oswojenie się z tymi emocjami jest możliwe, a umiejętność korzystania z tego, co wymieniłem powyżej jest przydatne, by nie przeżywać każdej porażki sportowca dosłownie do trzewi. Przyznam się panu, że często korzystam z tej umiejętności, zwłaszcza jeśli mówimy o widzeniu występów polskich piłkarzy.
O jakich mechanizmach obronnych mówimy?
- Ktoś może pomyśleć, że takiego podejście jest równoznaczne z brakiem wiary albo optymizmu czy nawet początkami pesymizmu. A tak wcale nie jest. Przez lata pasjonowałem się występami polskich sportowców wierząc, chwilami dość naiwnie, że mogą osiągać lepszy wynik, niż ten, który pojawiał się w rzeczywistości. Bardzo wszystko przeżywałem, może nawet mocniej i dłużej, niż sami sportowcy. To było niezmiernie wyczerpujące i wykańczające. Dziś do rywalizacji podchodzę chłodniej. Nie to, że nie wierzę, że nie trzymam kciuków, że nie liczę na sukces, że nie wspieram słowem, ale… Za każdym razem myślę, że trzeba również dopuścić możliwość porażki, że coś się może zwyczajnie nie udać. Nie można być zaślepionym spodziewanym sukcesem. Należy oceniać szanse racjonalnie.
To są właśnie moje mechanizmy obronne i przyznaję, że nie nakręcam się już tą atmosferą sportowego święta, jak przed laty. Jedyne, czego oczekuję od sportowców, jak i od siebie, to to, by dawali z siebie tyle, ile mogą. Żeby nie myśleli o robieniu sobie jakiegoś zapasu sił „na później”. Tego nie akceptuję. Jeśli nie wyjdzie, trudno, ktoś po prostu był lepszy i koniec.
Na zakończenie wywiadu dopytam jeszcze, czy jest jakaś dyscyplina, być może osoba, której szczególnie mocno pan kibicuje?
- Nie, nie mam kogoś takiego, wybranego, szczególnego. Ta wąska grupa olimpijczyków, która pojechała do Tokio była trochę, jak moja rodzina. Co dzień sprawdzałem ich profile w mediach społecznościowych, wyniki, przygotowania, słuchałem rozmów z nimi. Przeżywam starty tych, których znam i tych, z którymi choć chwilę porozmawiałem poza kamerą, komputerem, czy dyktafonem. Jeżeli ktoś mi zaufał, zwierzył się, czyli w pewnym stopniu opowiedział swoją historię, to jego porażkami, jak i sukcesami wzruszałem się szczególnie. Ale wspieram wszystkich sportowców, bez wyjątku.
Czyli możemy powiedzieć, że dzięki lekturze Medal będzie mój intensywniej pan przeżywał starty bohaterów swojej książki, niż pozostałych osób znajdujących się w reprezentacji Polski na igrzyskach olimpijskich w Tokio?
- Nie ma sensu ukrywać, że oni byli mi najbliżsi na tych igrzyskach. Natomiast, nie mam czegoś takiego, że kibicuję jednym bardziej, a drugim mniej. Samo dopingowanie było na pewno porównywalne. Bardzo mocno poruszył Michał Rozmys, a dokonał tego swoją walecznością. Nie wiem, czy byłbym w stanie przebiec okrążenie w jednym bucie, a nawet jeśli, to po przekroczeniu linii mety wszyscy wokół by się dowiedzieli, jak bardzo jestem wkurzony, zagotowany. Tymczasem on w ogóle się tym nie przejął, nie zwrócił na siebie uwagi, po prostu przeszedł obojętnie obok kamery po biegu. Zaimponował mi tym bardziej, że później przyznawał w wywiadach, że był rozgoryczony, ale uważał, że nie wypadało tego okazywać. Takich sportowców naprawdę mega mocno szanuję. Kolejnym przykładem jest Kamila Lićwinko, która wróciła do uprawiania profesjonalnie sportu po urodzeniu dziecka. Następna osoba? Marcin Lewandowski i to, z jaką kontuzją biegł, jak awansował do finału, jak reagował na wszelakie wieści ze stadionu w sprawach związanych z jego osobą. Kolejno Anita Włodarczyk i jej kontuzje. Maria Andrejczyk, z którą miałem przyjemność rozmawiać przed igrzyskami olimpijskimi. Pamiętam, jak ze łzami w oczach opowiadała o tym, z czym się zmagała, by móc wystąpić na zawodach w Tokio. Wymienię jeszcze Olę Mirosław, która szalała na ściance wspinaczkowej. Nie jestem w stanie podać tu nazwisk wszystkich, a też nie chcę nikogo urazić. Dlatego powiem, że z tymi, z którymi spędziłem choć chwilę na rozmowie, to może nie tyle bardziej kibicowałem, co w większym stopniu przeżywałem ich starty.
Kończąc rozmowę, chciałbym by powiedział pan, czego nauczył się Jacek Kurowski po stworzeniu tej lektury?
- Praca nad tą książką otworzyła mnie na sportowców, ich historie w jeszcze większym stopniu, względem przeszłości. Nauczyła mnie jeszcze większej wrażliwości, empatii, uważniejszego słuchania, a nie słyszenia i zrozumienia. Tego wszystkiego dowiedziałem się bardziej jako człowiek, aniżeli dziennikarz. Warsztatem, jakim dysponuję, posłużyłem się wyłącznie przy spisywaniu tych historii. Te rozmowy pozwoliły mi wzbogacić się nie tylko o nowe doświadczenia, ale również o nieco inne patrzenie na świat jako osoba, a nie dziennikarz sportowy.
Korekta: Magda Tadzik
0 notes
kovalksiazki · 4 years
Photo
Tumblr media
113) Zofia Kossak “Krzyżowcy t. 1 i 2″ - czytając o wyprawach krzyżowych mam wrażenie, że dziś nie byłyby one możliwe z powodu ewentualnego… braku MC’Donaldsa za rogiem. Wędrówki w ciężkich zbrojach przez zimy i upały były wyczerpujące, a dotarcie do jakiegoś klasztoru czy gościńca po drodze, było równoznaczne z ekstazą. Jako wygodnemu człowiekowi dzisiejszego, zdegenerowanego Zachodu, pozostała mi lektura. Przez kogo napisana? Zofia Kossak nie tylko pomagała Żydom podczas II Wojny Światowej, to także założycielka Frontu Odrodzenia Polski (FOP), tajnej organizacji katolickiej z czasów okupacji niemieckiej w Warszawie (1941) [1]. Była to kontynuacja istniejącej w (wywyższanej przez środowiska patriotyczne) II RP Akcji Katolickiej. Autorka z nie byle jakim życiorysem, napisała nie byle jakie cztery tomy „Krzyżowców” (1935, ja mam ładne wznowienie z 2011 roku – dostaniecie bez problemu za grosze). W jednej książce z wydania 2011 znajdują się dwa tomy, a zatem „Krzyżowcy” to dwie grube książki. Przyjrzyjmy się pierwszej. „Krzyżowcy” to powieść historyczna, napisana – według tych, którzy ponoć się znają – rzetelnie i w zgodzie ze źródłami. Rzeczywistość w niej opisana jest ponoć rzeczywistością wczesnego Średniowiecza, chociaż czasem trudno w to uwierzyć (jak ludzie postrzegali różne sprawy). Pani Zofia wplata w to swoich bohaterów – akcję rozpoczynają w latach 90-tych XI wieku polscy rycerze. Witosław Strzegonia, pseudonim Głowacz, to największy z trzech braci Strzegoni, od których ruszamy. Jego brat, Zbylut, gardzi z kolei najmłodszym z rodzeństwa – Imbramem. Imbram jest łagodny – nie tylko wikingowie nie szanowali łagodności. Młodszy Zawora, ksywa Jasiek, to krewniak braci, a starszy Zawora miał przezwisko Momot, bo się jąkał… I pierwszy rozdział mamy za sobą. Potem poznajemy Ofkę i Boguchę, do których docierają wspomniani rycerze, lecz tylko po to by… po chwili wyruszyć w pełną przygód wędrówkę i je zostawić. Nie będę wymieniał wszystkich postaci, bo w przypadku „grubasów” musiałoby to być streszczenie – pojawiają się one co chwilę. Takich ekip poznacie w „Krzyżowcach” kilka. W każdym razie ja zmieniłem taktykę – gdy biorę się za „grubasa”, nie ruszam innych powieści, czy filmów. Gdy, niczym typowe dziecko pokolenia Internetu, poznaję kilka rzeczy jednocześnie, gubią mi się wątki, mieszają bohaterowie, w połowie zaczynam się zastanawiać o co chodzi. Szkoda czasu i dobrej lektury. Tym bardziej, że pani Kossak stara się używać mowy sprzed tysiąca lat, a więc czasem trzeba nieco się nagimnastykować przy czytaniu. Z krztem poczekamy, Ostańcie z Jezu Krystem i takie klimaty, bez skupienia oraz wyłączenia bodźców ucieknie nam sens i atmosfera powieści. A ta jest, na moje, fenomenalna – dawno nie czytałem czegoś równie wciągającego. Papież Urban II na synodzie w Clermont (1095, w tym roku zaczyna się akcja powieści) ogłosił hasło wojny świętej, a także obiecał odpust rycerzom, czym zapoczątkował wyprawy krzyżowe. Chrześcijanie mieli odbić Jerozolimę spod władania muzułmanów (nie jest więc tak, że „świętą wojnę” znają tylko wyznawcy Islamu). Zofia Kossak opisała swoją wizję synodu, w efekcie w okolicach 150 strony możemy wreszcie ruszyć – wraz ze skłóconymi ekipami chrześcijańskich rycerzy – na wroga. Tom I to właśnie wyruszenie do Jerozolimy… Wiara chrześcijańska, ze swoimi dojrzałymi owocami/plusami oraz owocami zgniłymi/minusami (bo taka była i jest…), miesza się tu z czarami i przewróconymi posągami dawnej wiary. Z obrzędami, przesądami, zwyczajami. Jeśli wyprawy krzyżowe, jest i miejsce dla muzułmanów. Całe bogactwo kultur, wierzeń, a także krajobrazów opisała pani Zofia. Mnichów głoszących rycerzom, że wszyscy ludzie są równi, kiedy rycerz mówiąc o starej wierze tylko spluwał z obrzydzeniem. Katolicy tacy i owacy. Głodni i syci do przesady. Bardzo dobrze się to czytało, szybko zapomniałem o ciężkim języku, zresztą… każdy kto czytał „Mechaniczną Pomarańczę” i „Fight Club” przyzwyczai się do każdego języka, heh. Lektura nie mija nam jedynie na pozytywnych wnioskach. Autorka nie raz podkreśla jakimi głupolami bywali ludzie w Średniowieczu. Nie chodzi o samą wiarę, która dzisiaj ma się przecież dobrze, a o jej ówczesną interpretację. Z drugiej strony – interpretacja była taka jakie były czasy. Czy mogło, a raczej powinno być inaczej? Może kiedyś się dowiemy… Z drugiej strony widzieli niektóre sprawy wyraźniej – żądza była podsycana przez szatana, a nie jak dziś, przez środki masowego przekazu (jako coś normalnego). Czym prędzej dowiedzcie się gdzie kupić „Krzyżowców” i lećcie do księgarni. Lektura pomoże Wam zapomnieć o… Bożym świecie. Chociaż… w tym przypadku, tak nie do końca - ŁG.
0 notes
Text
Kim dla Polaków są Żołnierze Wyklęci
"Walkę o wielką Polskę uważam za największy swój obowiązek. Wstępując w szeregi NZW, mam szczerą nieprzymuszoną w tym wolę. Wpierw zginę, aniżeli zdradzę. Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu, że wiernie będę walczył o niepodległość Polski. Rozkazu Wodza Naczelnego oraz wszystkich innych przełożonych będę słuchał i posłusznie wykonywał. Tak mi dopomóż Bóg i Ty Królowo Korony Polskiej". Armia Podziemna Narodowe Zjednoczenie Wojskowe Komenda Okręgu "Orzeł" D-ca "Roj" Taka była treść przysięgi wojskowej jaką składali polscy żołnierze wyklęci wobec swego dowódcy Mieczysława Dziemieszkiewicza ps. "Rój" bohatera narodowego dowódcy Oddziału Wyklętego, odznaczonego pośmiertnie przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w 2007 r. Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Jerzy Zalewski reżyser i producent filmowy zrealizował głównie za społeczne środki pierwszy w historii polskiej kinematografii film fabularny poświęcony "żołnierzom wyklętym" właśnie o dowódcy takiego zgrupowania o pseudonimie "Rój". Na okładce książki, autorstwa Szymona Nowaka "Oddziały Wyklętych" została zamieszczona na pierwszym planie fotografia postaci Mieczysława Dziemieszkiewicza ps. "Rój". Jesteśmy Polakami i to było i jest dla całego narodu najważniejsze. Zachowanie własnej kultury, tradycji, języka, było i jest powinnością każdego kto mieni się być Polakiem. Naród Polski, jak chyba żaden innych w swojej historii, charakteryzował się w przeszłości i charakteryzuje się także obecnie, mimo wielu słów sprzeciwu, dużym poczuciem patriotyzmu i to nie tylko tego lokalnego ale narodowego. O patriotyzmie i miłości do własnej ojczyzny Polaków pisano i pisze się na świecie bardzo dużo. Książki, artykuły i filmy opowiadają o tym czy jesteśmy godni swojej ojczyzny, czy jesteśmy z sobą na dobre i złe, jak walczyliśmy i walczymy o swój kraj itd. Żołnierze wyklęci walczyli o swoją wymarzoną Polskę wolną i demokratyczną walczyli z sowieckim okupantem od 17.09.1939 r. walczyli bardzo długo, bo aż do momentu gdy Polska stała się na powrót państwem wolnym i demokratycznym. Dzisiaj w obliczu agresywnych politycznych i militarnych działań byłego naszego okupanta ZSRR później Rosji w odniesieniu do Ukrainy i bezpośrednim zagrożeniu naszych granic, te dawne przesłania "Żołnierzy wyklętych" stają się dla nas jakże prawdziwe i bardzo bliskie. Bohaterowie niezłomni – żołnierze wyklęci Walczyli o lepszą i wolną Polskę, będąc konsekwentni treści złożonej przysięgi na wierność Polsce, walczyli z wrogami Polski - Niemcami Hitlerowskimi oraz oddziałami NKWD i UB. Zdradzeni  po 1945 r. przez Stalina i jemu podległy aparat represji, rozstrzeliwani bez sądów tylko dlatego, iż należeli do AK czy NSZ, represjonowani i masowo wywożeni w głąb Rosji, ginęli po cichu - bez fanfar i pamięci. Przez wiele lat Polski Ludowej całkowicie zapomniani, a wręcz wyszydzani i przedstawiani jako wrogowie narodu, dopiero po latach Polacy usłyszeli ich krzyk rozpaczy i docenili bohaterstwo walki. Gdy ujawniali się po 1945 roku, byli natychmiast aresztowani i prześladowani. Ginęli w kazamatach NKWD i UB. Prawie 20 tysięcy żołnierzy AK i NSZ zostało w ten sposób wymordowanych skrytobójczo, a 250 tysięcy wywieziono do obozów pracy na terenie Rosji. Dopiero w 2011 roku dzień 1 marca został ustanowiony świętem państwowym poświęconym żołnierzom zbrojnego podziemia antykomunistycznego. Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych jest corocznie obchodzony już w wolnej Polsce. Głównie młode środowiska patriotycznie nastawionych Polaków, nie zapominają o żołnierzach AK, o żołnierzach wyklętych. Na portalach społecznościowych dają temu wyraz, nie tylko organizując lub uczestnicząc w organizowanych w dniu 1 marca każdego roku oficjalnych uroczystościach. Sami także, co roku, organizują marsze, przejazdy rowerowe, składanie kwiatów i zapalnie zniczy pamięci na mogiłach tych, którzy zginęli za Polskę. Jest to jedna z wielu form zachowania w pamięci bohaterów narodowych, ale także i pokazanie oraz zamanifestowania swego patriotycznego nastawienia. Szkoda, że oprawcy tych, dla których organizowane są w dniu 1. marca każdego roku uroczyste państwowe obchody - nie są ścigani za swoje komunistyczne zbrodnie i cały czas otrzymują z budżetu państwa wysokie emerytury. Przy bierności polityków i urzędników państwowych, wciąż w mediach można odszukać obraźliwe teksty np. pod adresem 17-letniej Danuty Siedzikówny, żołnierza niezłomnego ps. „Inka”, która została zamordowana 28 sierpnia 1946 r. przez komunistycznych oprawców. Były przypadki zbezczeszczania przez nieznanych sprawców jej pomnika, znajdującego się w krakowskim parku Jordana. Postkomuniści i lewicowe środowiska nadal nazywają „Inkę” i „żołnierzy wyklętych” bandytami, jak za czasów PRL-u, twierdząc, że to była wojna domowa, a nie antykomunistyczne powstanie. Dla nich czas PRL-u jak widać trwa nadal. 
Dla środowisk patriotycznych, w moim skromnym przekonaniu, świadectwo wyklętych jest jednym z najważniejszych składników budujących tożsamość narodową – to kręgosłup narodu. Prawda jest odkopywana W kontekście dochodzenia do narodowej prawdy historycznej, nie tylko są prowadzone na szeroką skalę prace ekshumacyjne, między innymi w kwaterach Cmentarza Wojskowego na Warszawskich Powązkach, gdzie wydobyto już ponad i zidentyfikowano 109 polskich patriotów, ale to głównie tworzenie się patriotycznych postaw, jest elementem powstających zmian w świadomości Polaków. W tych i innych odkrytych mogiłach, leżą zamordowani przez komunistów i wyrzucenia jak worki na śmieci do dołów,  m.in. na „Łączce”, w tajemnicy przed innymi, głównie w nocy, żołnierze wyklęci.  Grzebano ich w taki sposób, by nikt nigdy już ich nie odnalazł i by pamięć o nich zanikła na zawsze. Ten komunistyczny mord na zawsze miał pozostać tajemnicą. Stało się inaczej, to tutaj odkopano Edmunda Smolińskiego, wybitnego chemika, porucznika AK, uczestnika Powstania Warszawskiego, żołnierza niezłomnego, który woził rozkazy i polecenia dowództwa przebywającego poza granicami kraju dla walczących oddziałów z komunistycznymi władzami w kraju. Odznaczonego Krzyżem Walecznych, torturowanego, skazanego na karę śmierci i rozstrzelanego w wieku 32 lat na Mokotowie 13 kwietnia 1950 r. Odkopano również żołnierza września 1939 r., Stanisława Łukasika ps. Ryś, kapitana AK, dowódcy partyzantki na Lubelszczyźnie, odznaczonego Orderem Virtuti Militari V klasy i Krzyżem Walecznych, zamordowanego przez komunistyczne władze w wieku 32 lat w dniu 7 marca 1949 r. By bardziej upodlić tego Polskiego bohatera i patriotę, w chwili jego zamordowania ubrano go w mundur żołnierza Wermachtu! Przywracanie godności Wymienieni bohaterowie antykomunistycznego podziemia, jak i wielu innych pomordowanych i zapomnianych przez lata żołnierzy walczącego podziemia, wygrywają walkę ze złem, z sowieckim totalitaryzmem. To tym właśnie pomordowanych bohaterom także zawdzięczamy wolną Polskę. Dzisiaj, ekshumacje żołnierzy wyklętych śledzi niemal cała Polska, śledzą szczególnie ludzie młodzi, dla których pamięć o żołnierzach antykomunistycznego podziemia będzie trwać zawsze a ich życiorysy, tych którzy się nie poddali, będą inspirowały całe pokolenia. Dlatego żołnierze niezłomni - żołnierze wyklęci, bohaterowie swego narodu, już wygrali i to nie dlatego, że politycy stanowili dzień 1 marca Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” i nic tego procesu już nie zmieni. Patriotyzm, walka o zachowanie własnej kultury, odrębności nasze pięknej polskiej tradycji jest obecnie równie ważne jak było kilkadziesiąt lat temu. Walka Polaków o wolność, suwerenność i własny kraj nie utraciła na znaczeniu w dobie panującej sytuacji polityczno - militarnej choćby obecnie w Ukrainie na Krymie. A czyż słowa dawnej przysięgi cytowane w wprowadzeniu do artykułu "Walkę o Polskę uważam za największy swój obowiązek…" był i jak mniemam jest dla każdego Polaka nie tylko obowiązkiem wobec swojej ojczyzny, ale i całego polskiego narodu. Oddając cześć, honor i pamięć bohaterom tamtych czasów jak Pilecki, Zagończyk, Inka i wielu innych walczących o Polskę, nie zaprzepaśćmy ich ideałów, myśli i pragnień jakże aktualnych i obecnie. A przesłanie ich dziedzictwa obecnie miałoby oznaczać iż dzisiejszy nasz wróg, to ten sam co był kiedyś kilkadziesiąt lat temu, lecz w postaci jego następców z Rosji, z którym tak zajadle walczyli Żołnierze Wyklęci? Czas pokaże i zweryfikuje czy żołnierze wyklęci, którzy ginęli w katowniach NKWD za ojczyznę nie pozostawili  swoim następcom i późniejszym pokoleniom jasnego ostrzeżenia. Wygrali, bo są na zawsze w sercach tych, dla których dobro Polski jest dobrem najwyższym. Chwała bohaterom.
0 notes
coolcityofbooks · 6 years
Photo
Tumblr media
Ida skończyła liceum i chce iść na studia. W rodzinie robi za czarną owcę, ponieważ jako jedyna nie posiada żadnych magicznych zdolności. Rodzice chcą za wszelką cenę u niej coś odkryć. Wysyłają ją do tajemniczej ciotki, jednak dziewczyna po drodze ucieka. Od momentu wprowadzenia się do akademika, Ida zaczyna widzieć zmarłych. Czy jednak Ida ma magiczne zdolności? Kim jest tajemnicza ciotka? Od dawna chciałam tą książkę przeczytać. Premiera drugiego tomu zmotywowała mnie do tego. Tylko z tą pozycją mam podobny problem jak z Dożywociem. Z jednej strony podobał mi się pomysł i poprowadzenie akcji, ale nie pasował mi styl autorki. Historia jest naprawdę ciekawa, duchy, zjawy, szamanki, wywoływanie duchów czy wspomnienie banshee. To jest fajne. Dziewczyna, która nie akceptuje swoich zdolności i nie chce ich ćwiczyć tak samo i ciotka, która skrywa mnóstwo tajemnic. Autorka miała świetny pomysł i bardzo dobrze go wykorzystała. Polscy autorzy mają coraz lepsze pomysły na książki i warto ich docenić. "Medium ma w życiu przerąbane. Medium, które nie chce być medium, ma przerąbane w dwójnasób. Medium nieposiadające za grosz powołania i w dodatku nieprzepadające za duchami... no cóż. Marzenia o lekkim, spokojnym życiu może wsadzić sobie w ...w buty." Bohaterowie również nie byli źli. Ida to twarda dziewczyna, która zawzięcie walczy ze swoim przeznaczeniem. Ma swoje do powiedzenia i nie kryje się z tym. Ma cięty język i głośno mówi to, co myśli. Bardzo ją przez to polubiłam i była świetnym narratorem. Ciotka Tekla również. Miała swoje tajemnice, ale chciała wyszkolić Idę jak najlepiej. Była naprawdę zabawna i mądra. Szkoda że nie było jej aż tak dużo w powieści. Za to styl autorki mi średnio pasował. Brakowało mi tej lekkości. Momentami miałam problem ze zrozumieniem co przed chwilą przeczytałam i musiała to powtarzać. To działało mi czasami na nerwy. Niektóre wydarzenia działały się tak nieoczekiwanie i nagle, że nie zdążyłam zareagować i nie wiedziałam co się właśnie zadziało. Nie mam pojęcia czy to moja wina, czy autorka miała właśnie taki pomysł. "Czy jeszcze do ciebie nie dotarło, że wpadłaś jak śliwka w gnój?" Podsumowując Szamanka od umarlaków nie jest złą powieścią. Wkręciłam się w nią i chętnie poznam kontynuację. Końcówka sprawiła, że nie mogłam uwierzyć z takiego rozwoju i już nie mogę się doczekać aż poznam rozwiązanie całej sytuacji. Dlatego, jeżeli macie ochotę na dobrą polską fantastykę, to ta powieść będzie bardzo dobrym wyborem.
0 notes
gablotka · 6 years
Link
0 notes
"Już nie jesteście sami" - Wszystkich Świętych w Manchesterze
“Już nie jesteście sami” – Wszystkich Świętych w Manchesterze
Jest w Manchesterze miejsce gdzie w zdewastowanych i tonących w błocie grobach spoczywają Polscy bohaterowie. Tam na końcu alejki, tak przy płocie w najciemniejszym zakątku cmentarza. To żołnierze generała Hallera, żołnierze Armii Krajowej, bohaterzy września i bitwy o Monte Cassino. Piloci którzy bronili brytyjskiego nieba, partyzanci i powstańcy. Są tam tez ci co przeszli przez zamrożone piekło…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes